To on! Poznałam go! Nie dość, że należy do tej samej społeczności co ja,
to jeszcze... Ma nade mną władzę? W końcu aktualnie jest najwyższym w
hierarchii psem zaraz po alfie. On? Przecież nawet nie umie na siebie
uważać, gdy chodzi. No i jest strasznie wstydliwy. W końcu jak bardzo
speszył go incydent z różami? Nie mógł wysupłać choćby słówka. W
ostateczności nawet nie przeprosił!
Nie odrywałam od niego wzroku. Wszyscy wokół wydawali się zadowoleni z
tego wyboru. Czyżby tylko mnie się tak wstydził? Przecież każdy był
kiedyś nowym! Nie jestem w tym pierwsza.
Nie pogratulowałam mu, nie włączyłam się do okrzyków, najprawdopodobniej
nawet nie uśmiechnęłam. Nie wiedziałam, jak się zachować, biorąc pod
uwagę nasze stosunki... em... znajomości... Jakkolwiek to można nazwać. O
ile jest w ogóle co.
Gdy tłum rozszedł się, ja zostałam. Nie miałam na dzisiaj żadnych
planów, poza tym chwilowo bardzo ciężko myślałam nad sytuacją, która
przed chwilą miała miejsce. Co chwila zerkałam na - jak się okazało -
Jem'a, aż jeden raz nie przyłapał mnie na podglądaniu. Jeden jedyny,
ostatni. Spuszczałam go już z oczu.
Naraz zauważyłam, jak ktoś się porusza. Podniosłam wzrok i spięłam się.
Oczywiście, był to nie kto inny, jak nasz kochany Jem, nasza beta,
obiekt westchnień dużej ilości zebranych tu wcześniej suczek. Wziął mnie
na celownik.
Stanął naprzeciw mnie, opierając się swobodnie o ścianę. Niczym
niegrzeczny młodziak, wszczynający bijatyki w szkole i podrywający każdą
napotkaną dziewczynę. Inaczej zwany Bad Boy. Na widok jego pozy miałam
ochotę się zaśmiać, jednak to nadal był Jem. A raczej: to nadal był
nieznany mi pies.
- Co jest? - zapytałam zaczepnie, gdyż aussie skutecznie torował mi
drogę. Nie czekając na odpowiedź wyminęłam go, a przynajmniej to miałam w
planach. Odepchnął się od ściany skały i zablokował przejście. Miałam
jednak długi krok, na co ten najwidoczniej nie wziął poprawki, wobec
czego na chwilę zderzyliśmy się nosami, a naszych klatek piersiowych nie
dzieliły nawet milimetry.
Wydałam z siebie pomruk irytacji.
- Dlaczego ciągle na mnie wpadasz? Nie podejmujesz żadnej rozmowy? Nie
dam się gnębić, wiedz o tym, a fucha bety przed niczym cię nie uchroni. -
wypaliłam z siebie. Miałam dosyć gierek, to nie dla mnie. Wolę jasne
sprawy, a przynajmniej mało zawiłe. Odwróciłam się na pięcie,
odpuszczając i zmieniając kierunek swojej drogi. Do głowy wpadł mi
pomysł, więc obróciłam się tak, by iść tyłem, odwrócona do niego. - Cóż,
dzięki, że chociaż odpuściłeś sobie kaleczenie mnie! - zawołałam, po
czym okręciłam się i puściłam biegiem pomiędzy jaskiniami i korzeniami
drzew. Uspokajające pole lawendy. Tego potrzebowałam.
Jem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz