poniedziałek, 30 listopada 2015

Od Gracy - CD opowiadania Bitter Sweet'a

Gracy położyła się w pewniej chwili na pieńku. Na szczęście był on tak duży, że nie zepchnęła Bitter'a. Suka nie dawała poznać tego po sobie, jednak strasznie była zaciekawiona tym instrumentem, który wydawał z siebie piękne dźwięki. Oprócz "podróży" po aparat nigdy nie była w mieście i nigdy nie widziała owego instrumentu.
- Bitter? - zapytała dosyć cicho. Szczerze mówiąc nie chciała się o nic pytać, jednak gdy już zaczęła, musiała jakoś to skończyć. Pies przerywając na chwilę swoje wygibasy, spojrzał na Grey. - Co to jest? - Gracy wskazała na instrument. Miała nadzieje, że Sweet zna odpowiedź.
- Gitara - udzielił krótkiej odpowiedzi, a Grey skinęła lekko łbem i kładąc go na łapach, zaczęła znów wpatrywać się w "gitarę". Po tej krótkiej konwersacji, obydwoje zamilkli, wsłuchując się w muzykę. Co raz jednak były pomruki „Ładnie gra, prawda?” i w odpowiedzi krótkie „tak”, które w większości padały z ust Bitter'a, ponieważ to Grey zadawała jedynie to pytanie. Nie mogła się wpros nacieszyć tym instrumentem. W końcu suka wstała i dosyć niepewnym krokiem podeszła do faceta, zostawiając Sweet'a na pieńku. Grey usiadła nie mniej, lecz i nie więcej niż metr od niego i zaczęła lekko zamiatać ogonem po ziemi. Gdy człowiek to zobaczył lekko się uśmiechnął. Gracy wyciągnęła łapę w stronę gitary, jednak w połowie drogi zatrzyamała ją. Jej chęć poznania tego instrumentu była tak duża, że nie mogła już wytrzymać, jednak dopiero to zrozumiała gdy jej łapa wisiała w powietrzu. Człowiek pewnym ruchem skierował gitarę w jej stronę. Gracy odwróciła się i popatrzyła na Bitter'a. Widać, że pies nie ufał człowiekowi. Suka wręcz przeciwnie. Po jego łagodnym zachowaniu, wnioskowała, że nie jest zły i można mu było zaufać. Grey równie pewnym ruchem łapy, pociągnęła po strunach. Każda z nich wydała inny dźwięk, co lekko zaskoczyło Gracy. Mimo to zrobiła tak jeszcze raz i drugi. Nagle poczuła na łebku coś ciepłego, czyli jego dłoń. Było to dosyć miłe uczucie, które jednak w najmniej odpowiednim momencie przerwał głos Bitter'a.
- Zbieramy się - powiedział pies - Robi się ciemno - dodał. Grey cofnęła się i pomachała ogonem, spoglądając na człowieka. Ten wstał i lekko się uśmiechnął. Suczka znów się cofnęła o krok i poszła za Bitterem.

Sweet?

Od Bitter Sweet'a - C.D. Opowiadania Gracy

Do specjalisty.. W sumie, nie miał pojęcia czemu wtedy tego nie zrobił. Próbował znaleźć jakąś racjonalną odpowiedź na pytanie suczki, ale niestety nieudolnie. Nic a nic nie przychodziło mu na myśl. W końcu jednak usiadł i zaczął coś mruczeć. Było to jednak tak niezrozumiałe, że Gracy tego nie usłyszała.
- Powtórz. - nakazała.
Bitter spojrzał na wnętrze jaskini, a dokładniej na przedmioty w nim spoczywające. Zamrugał parę razy i wziął głęboki oddech.
- Cóż, mogłem. - przyznał suni - Ale wolałem się zwrócić do Ciebie, Grey. - dodał szybko.
- Dlaczego? - dopytywała nadal.
Pies kolejny raz nie odpowiedział. Prawie nikt nie wypytuje go o nic, więc ciężko mu było tym razem odpowiadać, jak na przesłuchaniu. Westchnął i począł wstawać.
- Lepiej się spytać znajomego, nieprawdaż? - powiedział, po czym spojrzał na suczkę. - Bo nimi jesteśmy, jak mniemam.
- Skoro widzimy się codziennie, mówimy po imieniu to raczej musimy się znać. - rzekła, przewracając oczami.
Bitter Sweet pokiwał delikatnie łbem. To oczywiste. Popatrzył na suczkę.
- Gracy?
- Hm? - odpowiedziała, drapiąc kawałek drewna.
Dopóki suczka nie spojrzała na Owczarka, nie zaczął on mówić dalej.
- Mam prośbę. - mówił. - W ramach przeprosin, pójdziesz gdzieś ze mną?
Suczka spojrzała na niego jak na zboczeńca. W sumie, komu się dziwić.xdd   Otworzyła szeroko oczy i odbiegła od Sweeta. Tamten burknął coś pod nosem.
- Idziesz? - zapytał zniecierpliwiony - Nic Ci się nie stanie, słowo honoru.
Grey trochę bardziej przychylnie na niego spojrzała. Poszła, ale wciąż niepewnym krokiem.
**********************
To tutaj. Czuł to w swoim ciele. Znów zaczął "tańczyć", a właściwie się kołysać.
- Bitter Sweet, może wróćmy? - zapytała - To miejsce nie działa na Ciebie dobrze.
Może to i prawda? W tym momencie był zajęty tylko muzyką. Gracy powoli podeszła do mężczyzny grającego na gitarze. Nie znała go, nie ufała mu, i nie chciała ufać. Bynajmniej tak to wyglądało. Pies długo ją namawiał, by podeszła trochę bliżej. Jednak po długim sprzeciwie uszanował jej decyzję. Siedzieli na pieńku i słuchali piosenek.

Gracy?

Od Bitter Sweet'a - CD Opowiadania Layli.

Layla? Kojarzę to imię, tylko nie mam pojęcia skąd. Szybko wyplułem śnieg znajdujący się w moim pyszczku, który strasznie mroził cały język. Począłem się rzucać, a nawet tarzać po gruncie, a ona nadal na mnie patrzyła. I śmiała się. Dziwnie, tak delikatnie.  Naprawdę bardzo nietypowo. Ale nie to zakrzątało moją głowę. Jej oczy. Były identyczne do.. Eh. Nie warto o tym wspominać. Popędziłem szybko w stronę suni, która lepiła już kolejną śnieżną kulkę. Postanowiłem w odwecie zrobić to samo, jednak moje ruchy były bardziej szybsze. Pewnie dlatego, że ziąb bardzo przymroził jej łapy. Spojrzałem na swoje dziesięciominutowe dzieło - dosyć duży fort obronny. Zrobiło mi się jej troszkę żal, więc delikatnie oddałem jej kilka moich śnieżek. Wygląd niewinnej zmylił - po chwili zgarnęła wszystko i jednym machnięciem łapy cisnęła we mnie śnieg. Cicho warknąłem i zacząłem jej szukać.
- Wyłaź! - krzyknąłem ostrzegawczo.
Po chwili zza krzaków wydobył się głośny szelest. Podbiegłem szybko i odchyliłem gałęzie. Layla skoczyła naprzód, przewracając mnie na plecy. Szybko zamieniliśmy się rolami; przygwoździłem ją lekko łapą do ziemi, by miała ograniczone ruchy. Jej łapy bezwładnie próbowały mnie zadrapać. Wepchnąłem jej stertę puchu do pyszczka. Zemsta była "słodka"..Gdy zaczęła już się krztusić, usunąłem się jej z drogi i popatrzyłem z uśmiechem.
- Z czego się śmiejesz? - spytała ostro, trącając mnie barkiem.
Niestety, dałem susa naprzód i wskoczyła w zaspę. Po chwili wyłoniła pysk, patrząc na mnie już łagodniej, z wyrazem zakłopotania. Pomogłem jej się wydostać.
- Naprawdę jesteś niezdarna. - orzekłem - I wyglądasz o wiele lepiej, gdy się denerwujesz. Musisz to robić częściej.
Wybuchnęła śmiechem, a ja stanąłem jak wryty. Śmiała się z samej siebie? Nigdy nie rozumiałem suczek. I raczej nigdy nie zrozumiem.

Layla? xd

Od Bitter Sweet'a - C.D Opowiadania Avril

Wbiłem wzrok w ziemię. Właściwie nie wiem za co miałem jej dziękować. Bo co takiego zrobiła? Wtedy nie miałem pojęcia. Popatrzyłem w jej oczy. Były niesamowicie ciemne, aż ociekały czernią. Nigdy wcześniej tego nie widziałem. Ponownie spojrzałem na grunt. Chciałem, by w końcu spojrzała na coś innego, i nie oczekiwała mojej wypowiedzi. Po prostu nie chciałem, by zauważyła to zakłopotanie. Niestety, wyczuła moją niepewność. Zagadnęła mnie ponownie, tak z parę razy. Nie odpowiedziałem jej wielokrotnie. Była trochę zdenerwowana.
- Sweetie? O co chodzi? - spytała po raz kolejny.
 Po usłyszeniu słowa Sweetie wstałem i cicho na nią warknąłem. Nigdy się tak do mnie nie zwracała, i tak miało zostać. Nikt tak się do mnie nie zwracał. Bo nikogo nie znałem na tyle, by tego używał. Avril dała sobie spokój z bezsensownym wołaniem. Chyba przeczuła, że i tak tam nie usiądę i nie popatrzę w te cholerne zorzę. Teraz bynajmniej mnie to interesowało. Udałem się gdzieś w zachodnią stronę sfory. Poszedłem nieco za daleko, bo natknąłem się na Mroczny Las. Nie było to moim zmartwieniem, droga z pewnością była tędy krótsza. Patrzyłem na ośnieżone, ciemne drzewa. Ich kora była czarna. Dosłownie, czarna. Nie taka, jak przy Centrum, gdzie większość jest w kolorze beżowym lub orzechowym.  Zadrapałem kilka drzew, by wiedzieć na następny raz, gdzie się udać, by nie zabłądzić. Podobno są tu psy - wampiry. A z nimi nie chciałem mieć jakiś bliższych.. relacji. Przecież one pragną tylko naszej krwi, prawda? Niczego więcej, bo to nie ''Zmierzch". Z pewnością to najciemniejsze miejsce, ale nie najstraszniejsze. Nie wiem, dlaczego większość - która zapewne nie postawiła tu łapy - tak myśli.
*******
Usiadłem na progu jaskini, oparty o głaz do wejścia. Przemyślałem to wszystko, co się dziś wydarzyło. Znów za ostro potraktowałem znajomą.Tak było też z Gracy, przez co nieustannie między nami jest jakaś "wojna domowa". Postanowiłem przeprosić obie - Grey ponownie. Pobiegłem do bliżej położonej jaskini Grey, jednak jej nie było. Dopiero przez niewielką szparę dostrzegłem, że usnęła. Wróciłem do jaskini i położyłem się spać.

**Rano**

Popatrzyłem na drzewo, na którym aż roiło się od skulonych wiewiórek. Najwyraźniej było im zimno, ale to raczej normalne. Cicho ziewnąłem i wyszedłem na zewnątrz. Wcale nie było tak zimno, a bynajmniej nie mnie. Jeszcze raz popatrzyłem na rude stworzenia. Oderwały mnie od myśli tak, że nieumyślnie na kogoś wpadłem. Zanim zdołałem się otrząsnąć ze śniegu, ktoś już wstał. Tym "ktosiem" okazała się Rill.
- Avril! - krzyknąłem głośno. - Czekaj!
Suczka tylko popatrzyła na mnie. Ogon jej zesztywniał. Nie wiedziałem, o co jej chodzi. Przekręciłem łeb i czekałem na dalszą reakcję. Ona po prostu poszła. Po prostu nie odzywała się do mnie. Czy to z powodu wczorajszego zajścia? Wszedłem do jaskini Avril. Rzuciła mi lodowate spojrzenie, po czym odwróciła się w stronę łoża. Teraz spoglądała tylko smętnymi oczami w stronę półek nad dywanem. Podszedłem do niej i usiadłem na zimnej, kamiennej posadzce.
- Avril.. - wydukałem - Przepraszam. Za wczoraj.
Popatrzyła na mnie z ukosa, najwyraźniej lekko nie dowierzając. Albo może myślała, że przepraszam ją dla własnego, świętego spokoju. Odpowiedź nie padła. Siedziała i patrzyła na mnie, czekając na moje posunięcie.

Avril? Masz, poziom kreatywności 20 %.

niedziela, 29 listopada 2015

Od Gracy — CD opowiadania Bitter Sweet'a

Gracy popatrzyła na psa i jak szczeniak przekręciła łeb w prawo, patrząc na niego pytająco.
- I co z tym faktem? - zapytała się, by upewnić się na czym stoi.
- No co to wszystko może oznaczać? - zapytał z nutką zdenerwowania w głosie. - Chciałem poznać czyjąś opinię na ten temat - dokończył, a Grey w odpowiedzi na pytanie wzruszyła jedynie ramionami i za chwilę dodała:
- Wspominałeś przecież coś o Harrisonie - mruknęła Gracy, przewracając oczami.
- On wątpie, że postawił dobrą chipotezę - mruknął Bitter, lecz zatrzymał się, nie wiedząc czy kontynuować temat. Jednak gdy suka popatrzyła na niego z nie ukrywaną ciekawością, począ mówić dalej. - Powiedział, że... - i zaczął coś bełkotać, ale Grey nie mogła tego bełkotu zrozumieć. Jakby to ostatnie słowo nie mogło mu przejść przez gardło.
- Może to - westchnęła Grey, udając, że zrozumiała co on powiedział - Albo masz skleroze i nie pamiętasz co powiedziałeś, dlatego się powtarzasz - bąknęła suka, wzruszając lekko ramionami. Bitter przewrócił tylko oczami. Na dłuższą chwilę, nastała cisza, którą najwidoczniej nikt z nich nie wiedział jak ją przerwać.
- Dlaczego akurat przyszedłeś z tym do mnie? - westchnęła, na chwilę przerywając ciszę - Mogłeś przecież iść do specjalisty - mruknęła suka.

Bitter? Nie mam pomysłu i przeżucam się z karambitu na AWP xd

sobota, 28 listopada 2015

Od Bitter Sweet'a - CD. Opowiadania Gracy

Bitter Sweet po drodze spojrzał jeszcze pary razy na suczkę, od czasu do czasu spoglądając przez ramię. Ona robiła to samo, próbując to zamaskować. Miał ochotę ją rozszarpać, zapewne odczuwała to samo. Zapewne było wiele negatywnych emocji, które odczuwali do siebie. Tyle tylko, że Gracy miała przewagę, której Bitter nigdy nie posiądzie - była suczką. Musiał się ograniczać w stosunku do płci żeńskiej. Pozostawało mu jedynie powarkiwanie i odsłanianie kłów. Ale zbytnio się tym nie martwił; wiedział, że czekały ich "ciche dni". Ale musi ją znosić codziennie. W końcu przeprowadziła się do tej przeklętej jaskini, obok niego. Zapewne będzie odczuwał z tego powodu duży dyskomfort. Gdy był już u progu jaskini, spojrzał na zbliżający się cień. Należał on do Gracy, która poszła nie w tą stronę. Uśmiechnął się szyderczo i popatrzył, jak suczka nastrasza sierść i cicho powarkuje. Wskazał pazurem jej miejsce zamieszkania, aby w końcu spuściła z niego wzrok. Kiedy wreszcie poszła w głąb kamiennej chatki, Bitter Sweet usiadł i ukradkiem spoglądał na jej poczynania. Wszystko, co było w posiadaniu jej łap, ulegało wyładowywaniu furii. Chociażby kamienie, o które delikatnie się skaleczyła. Potem jego fascynacja czynnościami suki ustąpiła. Przypomniał sobie jej słowa. O tym arogancie. Już nie sprawiły mu bólu, jak wcześniej. Bo przecież on też odczuwa ból. Takie chamskie psy też cierpią, nie ma co tego kwestionować. Teraz tylko wzmacniały jego postawę.
*******
Usiadł wtedy nad strumykiem, kiedy doznał tego olśnienia. Ale o tym później. Więc, siedział, przyglądając się własnemu, żałosnemu odbiciu. Żałosna w odniesieniu, było jego mina. Ale on nie przejmował się swoim wyglądem. Nie przejmował się niczym i nikim. Nastawił uszy, po tym jak melodia, najprawdopodobniej grana na gitarze, wdała się w jego ciało. Mimowolnie poszczególne części ciała zaczęły rytmicznie się poruszać; ogon, po nim łapy, a następnie całe ciało. Wtedy poznał fantastyczne zjawisko - taniec! Ale jedno go dręczyło. Kto grał na gitarze? Bo nie pies. To pewne. Podszedł bliżej do źródła muzyki, nadal nie przestając się kręcić. Wtedy go zobaczył. To był jakiś dorosły facet, który rozśmieszył się na widok Sweet'a. Ktoś się z niego śmiał, jak za dawnych lat. Ale śmiał się inaczej - nie było to spowodowane tym, że robił coś źle, tylko tym, że po prostu kogoś to bawi. Owczarek zbliżył się do postaci ludzkiej, nie bojąc się o nic. Nie bał się ich w żadnym stopniu. Uważał ich za stworzenia o mniejszej sile. Mężczyzna pogładził Bitter Sweet'a po łbie, a bynajmniej próbował. Pies był nadal nieufny i ugryzł nieznajomego w rękę. Ten jednak to zrozumiał. Był już wolnym, dzikim w sumie, psem. Uśmiechnął się do psa, zaczynając grać na gitarze i śpiewać. Psu bardzo spodobała się piosenka, pojął jej słowa po dwóch próbach. "Tańczył" nadal nieświadomie. Tak brzmiała ta piosenka:


Bitter popatrzył na zapadający zmrok. Facet także poczynał się zwijać. Zanim jednak odwrócił się, zapytał się psa, jak gdyby rozmawiał z człowiekiem.
- Idziesz ze mną, druhu?
Owczarek popatrzył na postać. Okazała się harcerzem; poznał to po krzyżu spoczywającym na jego piersi. Widział to już kiedyś. Mężczyzna był godny towarzystwa Bitter Sweet'a. Chwilę się nad tym zastanawiał. Lecz tu był jego dom. Nie chciał znów poświęcić się osobnikowi, którego rasa już niejednokrotnie posłała mu lanie, zresztą niesłusznie. Pies pokiwał głową na znak sprzeciwu, jednak dotknął nosa jego ramienia. Bitter tak właśnie wyrażał do tych istot szacunek. Zdarzyło mu się to tylko dwa razy. Tamten pogodził się z wyborem psa i odszedł, rzucając krótkie "Czuwaj!". Szedł teraz pewny siebie i swojego wyboru. Nucąc przy okazji tą piosenkę. Pamiętał już mniejszość słów, ale zawsze coś.

I was scared of dentists and the dark.
I was scared of pretty girls and starting conversations.
Oh, all my friends are turning green,
You're the magician's assistant in their dream!

Wtedy właśnie poczuł coś, czego nigdy wcześniej nie odczuwał. Kompletnie nie wiedział, gdzie się z tym zwrócić. Na pewno nie do lekarza, ani do specjalisty. Poszedł więc na patrol, do Harrisona.
- Słuchaj, Harrison. - rozkazał całkiem zziajany - Co mi jest?
- Znasz już moje imię! - orzekł radośnie - A co ma Ci być?
- No wiesz. Jestem zamyślony, myślę tylko o jednym, czuję, że nie ma pode mną gruntu. Myślę tylko o jednym.
- Powtarzasz się. - wygarnął. - To skutki jednego. Jesteś zakochany!
Zakochany? On miał być zakochany? Szczerze w to wątpił. Pies tylko złożył łapy w kształt serca. Bitter Sweet uciekł od niego, jak najdalej. Nie miał pojęcia, czy ma rację. Pobiegł więc do Gracy, która pewnie będzie wiedziała. Co z tego, że nie była psychologiem - musiał poznać perspektywę kogoś innego, a Avril, Elaine, Loki i Locked spali. Właściwie, Locked z pewnością by mu nie pomógł. Ale o nim pomyślał. Tak więc, zakłopotany pobiegł do Grey.
*********
Wszedł do jaskini, co wzbudziło złość u Gracy.
- Co ty tu robisz? - spytała, obnażając kły. - Wyjdź.
Tyle że Bitter Sweet zapomniał już o tej całej kłótni. Z pewnością przypomni sobie za niecałą godzinę. Ten zwierzył się Gracy, która niechętnie go wysłuchała. Próbowała go wyrzucić, ale był jednak ciut zbyt masywny. Nie ruszał się z miejsca. Ale i tak chciał wiedzieć, co o tym myśli. Ta chwilkę się zastanawiała.


Grey? < Nie lubię karambitów, przeżuć się na coś innego, CS'iaro xdd>

Od Avril - CD. Opwiadania Bitter Sweet'a

Usiadłam na okrągłym dywaniku leżącym w kącie jaskini. Był taki miękki.. Niesamowicie koił wszystkie zmysły, a nawet nie mam pojęcia skąd go mam. Rozejrzałam się jeszcze raz po jaskini. Wszystko tu wyglądało tak dziwnie. Zupełnie inaczej, niż wtedy przed wyjściem. Trochę mnie to zaniepokoiło. Poszłam zobaczyć, czy nikt nie kręcił się w pobliżu mojego mieszkania. Moje obawy były słuszne; zza kamiennej ścianki wydobyło się pobrzękiwanie metalu. Zapewne był to jakiś wyrachowany złodziej. Cicho zaszłam od drugiej strony stworzenie. Wskoczyłam i próbowałam go ogłuszyć. Po niedługim czasie usłyszałam znajomy głos.
- Avril, do k**** nędzy, co ty robisz? - warknął, zrzucając mnie z jego ciała.
Czemu znowu na niego trafiłam? Mam do niego wyjątkowego pecha. Zawróciłam w kierunku jaskini, jednak ta sama łapa, która próbowała mnie odciągnąć, teraz delikatnie szturchnęła mnie w bark.
- Czego? - szepnęłam agresywnie, chcąc się już położyć.
- Chodź. - orzekł, wyjmując zza pasa kominiarkę.
Chciał mnie uprowadzić czy jak? Zaczęłam się nerwowo wyrywać.
- Spokój! - krzyknął, próbując ograniczyć moje ruchy - Zaufaj mi.
Niechętnie posłuchałam psa, podając mu się na tacy. Podświadomość tak mi rozkazała, bałam się jednak że może mi coś zrobić. Prowadził mnie bardzo długo, sam także był zmęczony wędrówką. Niecierpliwie pytałam Sweet'a, jak długo jeszcze będziemy szli. Ten jednak rzucał tylko tajemniczym " Zobaczysz.".
*****************
Po tylu godzinach nędznej tułaczki zobaczyłam coś przecudnego. Doprawdy, to mało powiedziane. Piękne wzory na niebie, we wszystkich kolorze tęczy. Przez długi czas nie potrafiłam wydusić ani jednego słowa.
- Pięknie, prawda? - zapytał - To noc polarna.
- Pięknie to mało powiedziane. - orzekłam. - Tu jest przepięknie.
Bitter westchnął, zostawiając to do mej własnej interpretacji. Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem.
- Dzięki, Bitter Sweet. - rzuciłam szybko - No wiesz, za wszystko.
On również skierował na mnie wzrok i szeroko się uśmiechnął.
- To ja ci dziękuję. - powiedział.
- Za co? - spytałam.

Bitter Sweet? Liczę na kreatywność, voldi xd

Vusser i Martin zostali adoptowani!

Imię : Vusser
http://orig08.deviantart.net/221d/f/2010/005/9/b/cutieee_by_fairytale33.jpgKsywka : Vas, Versus
Głos : JDabrowksy
Rasa : Mieszaniec  
Wiek : 3 lata
Płeć : Pies
Urodziny : 2 dzień wiosny
Stanowisko : Tropiący
Rodzina : Zaginęli
Partner : Nie jest wybredny, lecz gdy zobaczył Suzzie...
Charakter : Vusser, szybki i energiczny. Nie usiedzi w miejscu, zwykle zachowywuje się jak szczeniak. Czasem jest kłótliwy...Straszny zazdrośnik. Wierny, umie trzymać tajemnice. Lubi się bawić..
Historia : Urodził się nie daleko sfory...W małym miasteczku. Poznał Mashine i dołączył do jego sfory.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : SaraBakalarska




https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/dc/25/e2/dc25e2c827388d7e6eeda9bb97d76beb.jpgImię : Martin
Ksywka : Mart, In, Marti.
Głos : Manchester
 Rasa : Owczarek Niemiecki / Husky
Wiek : 1 rok

Płeć : Pies
Urodziny : 12 dzień zimy
Stanowisko : Poganiacz
Rodzina : Rodzice - Vincent i Ingram / Brat Seth i siostra Shantelle / Ciocia - Skyres / Wujek - Indiana /Kuzyni/Kuzynki - Ares, Harrison, Aurora, White, Honey, Rio, Vivianne, Walter, Gracy, Oli
Partner : Już mu się jedna spodobała...
Charakter : Marti...Wyluzowany, energiczny i zabawny. Przyjacielski, posłuszny, pomysłowy, inteligentny i mądry.
Historia : Urodził się tu .
Upomnienia : 0/4
Kontakt :
SaraBakalarska

Od Gracy - CD opowiadania Bitter Sweet'a

Suka obejrzała się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Bitter. Pies zaczął powolnym krokiem odchodzić z miejsca zdarzenia. Gracy odwróciła łeb i popatrzyła jeszcze na zegarek. Chciała się upewnić która jest godzina. Wiedziała, że już późno po ciemności na dworze. Grey westchnęła tylko, gdy zobaczyła, że na zegarku jest prawie dziesiąta. Położyła się na kocu, który zabrała, przeprowadzając się tutaj. Pachniał domem, więc Gracy wtuliła się w niego próbując zasnąć. Wzbierający jednak w niej gniew uniemożliwił jej to, dlatego przez około dwie godziny przekręcała się z boku na bok. W końcu już nie wytrzymała i wstała, rozglądając się po jaskini. Była dosyć zmęczona, lecz zaczęła chodzić i skakać po skalnych półkach w jej jaskini. Chciała, żeby zmęczenie wygrało z gniewem, który ją przepełniał i by mogła spokojnie iść spać. Suka zwinnie skakała z jednej półki, na drugą, wywalając przy tym parę rzeczy. Grey nie przejmowała się tym za bardzo, ponieważ nie były to drogocenne rzeczy, jednak mimowolnie spojrzała na rzeczy które strąciła. Było to tylko kilka kamieni, które znalazła gdy była z tatą nad jeziorem.
Suka zeskoczyła, patrząc na nie ze zdziwieniem. Nawet nie wiedziała, że je tu zabrała. Grey westchnęła cicho i ustawiła kamienie na miejsce. Akurat nad tą półką była nieduża luka, przez które zaglądał księżyc. Kamienie pięknie błyszczały w jego blasku. Gracy znów ułożyła się na swoim kocu i zaczęła rozmyślać o dzisiejszej kłótni ze Sweetem.Szczerze żałowała, że nie doszło do rękoczynów, wypróbowałaby wtedy jak dobrze umie się bić. Grey uśmiechnęła się na tą myśl, jednak za chwilę uśmiech znikł z jej pyska. Grey położyła pysk na łapach i zamknęła oczy, próbując zasnąć.
***
Suka powoli otworzyła jedno oko, a za chwilę drugie. Obdził ją straszny chłód, jednak przecież w zimię jest zimno. Grey wstała na cztery łapy i mocno się przeciągnęła. Przetarła jeszcze łapą oczy i rozejrzała się po jaskini, w znalezieniu czegoś, czego nie ma. Miała wyrzuty sumienia za to, że wszystkim powiedziała trochę za dużo prawdy. Nie chciała jednak od razu iść wszystkich po przepraszać, ponieważ wiedziała, że dostanie opierdziel, a najbardziej od taty. Grey powoli wyszła na mróz. Zimą pięknie wyglądała okolica. Gracy zapatrzona w piękny krajobraz, już nie zwracała uwagi na zimno. Suka nawet pogodnym krokiem poszła w stronę lasu, upolować coś. Trudni jednak było się jej skoncentrować tylko na szukaniu zdobyczy, ponieważ myślała również o... całej reszcie. W pewnej odległości od niej, zobaczyła znajomą sylwetkę.
- Bitter - jęknęła cicho. Miała nadzieje, że go tu nie znajdzie jednak powoli zaczęła iść w jego stronę.
- Bitter Sweet - powiedziała suka niepewnie, lecz głośno, gdy stała nie więcej niż dwa metry od niego. Pies na dźwięk swojego imienia przystaną i zaczął szukać źródła, z któregi wydobyło się jego imię. Gdy zobaczył Gracy, nie był zbyt zadowolony, co pokazywała jego mina. - Przepraszam Cię - powiedziała Grey, próbując swoją postawą dodać tym słowom jak największej powagi.
- A jak ja wczoraj chciałem Cię wczoraj przeprosić to jakoś nie byłaś chętna - warknął pies, chcąc już iść.
- Wczoraj po prostu byłam zdenerwowana - szybko usprawiedliwiła się suka, patrząc wciąż na pysk Bitter'a, ale ten najwyraźniej chciał jej wzrok zgubić.
- Czyli wszystkie decyzje, zależą od kaprysu księżniczki - syknął Sweet, po czym przewrócił oczami. Grey popatrzyła na niego ze złością.
- Nie miałeś mnie kiedy przepraszać? - warknęła Gracy, powoli odsłaniając śnieżnobiałe kły. Pies „odwzajemnił” gest i trraz stali naprzeciwko siebie, jak na jakiejś walce.
- Nie - odwarknął pies, stawiając stanowczy krok do przodu i stanął na baczność, przez co był większy od Grey. - Albo mogłem Cię w ogóle nie przepraszać - syknął Bitter, no co suka lekko skinęła głową.
- Mogłeś - warknęła i uczyniła to co Bitter. Odwróciła się i obydwoje poszli w przeciwne strony.

Bitter? Nie użyłam karambita, lecz nadal go mam przy sobie... ˋ﹏ˊ

piątek, 27 listopada 2015

Od Mey - CD opowiadania Codie'go

Mey uniosła swój wcześniej wbity w ziemię wzrok i popatrzyła w oczy Codie'mu. Jakoś nie miała chęci o tym komukolwiek opowiadać. Za każdyn razem gdy sobie przypomina Gorssiego dostaje gęsiej skórki.
- Gorssie to pies którego poznałam jako szczeniak - zaczęła, gdy zobaczyła jak Cod otwiera pysk - Raczej nie była to udana przyjaźń - powiedziała tyle, ponieważ reszta nie za bardzo chciała jej przejść przez gardło. Bała się, że to może zaszkodzić ich zwiąskowi.
- Mów dalej - powiedział spokojnym głosem Cod, wyrywając ją z zamyślenia. Suka popatrzyła na niego błagalnym wzrokiem, jednak znów zaczęła mówić:
- Na początku wydawał się przyjazny, jednak później chciał nas porwać... - westchnęła Mey, wbijając ponownie wzrok w ziemię.
- Nas? - zapytał Codie, lekki zdziwiony liczbą mnogą, użytą w zdaniu suki.
- Mnie i Wezę - powiedziała i popatrzyła na partnera, po czym mocno go przytulił - Boję się - szepnęła, wtulając w niego łeb.

Codie? Tjaa, krótkie.

środa, 25 listopada 2015

Od Bitter Sweet'a

- Nie, nie idę z tobą. - orzekłem Avril - Muszę coś zjeść.
Otworzyła pyszczek, by najprawdopodobniej zaproponować coś innego do robienia, huhu jednak nie miałem ochoty na jakąkolwiek inną czynność. Nie teraz.
- Sam! - krzyknąłem ostro.
Warknęła tylko cicho, najwyraźniej na znak, że nie ma już ochoty. Popatrzyłem na zrezygnowaną sukę, posyłając jej błędne spojrzenia. Nie chciałem jej wypłoszyć, ale naprawdę nie miałem ochoty na jej towarzystwo. Wolałbym iść z jakimś psem. Non stop przebywam z suczkami, to dosyć chore. Przerwałem swoje przemyślenia i ruszyłem na In Litore. Kogo tam zauważyłem? Nie warto mówić. Usiadłem na oblodzonym zbiorniku i patrzyłem na zachodzące słońce. Było tam tak przepięknie, że kompletnie nie chciałem stamtąd odchodzić. Jednak po niedługim czasie proces się skończył i robiło się ciemniej. Po chwili u mojego boku pojawiła się... Suzzie.
- Cześć Bitter Sweet. Idziesz może do Centrum? - spytała, czymś wyraźnie się zamartwiając.
- Cześć. Miałem tam iść... Ale na co tobie ta informacja? - spytałem bardzo podejrzliwie.
- Em.. Mógłbyś zabrać to ze sobą? To dosyć ważne. - dopytywała, wskazując łapą plecak.
 Prześwietliłem go wzrokiem. Raczej nie stanowił jakiegoś zagrożenia.
- Dawaj. - orzekłem, przewracając oczami.
Suczka patrzyła na mnie z uśmiechem, jednak po chwili kompletnie on zniknął. Mruknęła coś pod nosem.
- Proszę? - spytałem zaciekawiony.
- Nic, nic. I mam jeszcze jedną prośbę. Czy mógłbyś.. popilnować ich?
Wskazała pazurem szczeniaki. Czy ja wyglądam na niańkę? Nawet jeśli bym się zgodził, mógłbym się nie sprawdzić w tej roli. Jednak po chwili namysłu pokiwałem łbem.
- Jesteś świetny. Zabierz je do jaskini. - nakazała.
- Jakiej?
- Twojej. A jakiej? - spytała ironicznie.
Nastawiłem uszy i popatrzyłem na szczeniaki. Były takie urocze, i niewinne. Suzzie powiedziała jeszcze, bym nie otwierał plecaka, póki nie wróci, chyba, że nie będzie jej po zmroku. Byłem strasznie ciekaw, co znajdowało się we wnętrzu plecaka. Ale instynkt nie wpieprzania się w czyjeś życie wziął górę. Zza moich pleców ciągle dało się usłyszeć ciche piski.
- Blueberry! - krzyknęła jedna z suczek - Gonisz!
Wtedy właśnie cały poślizg wpadł na mnie z rozpędem, przewracając mnie. Popatrzyłem na nie surowo, jednak przypomniałem sobie, że są to dopiero szczeniaki.
- Hej!To plecak mamy! - krzyknęły chórem.
Właśnie, plecak. Jest już ciemno, więc mogę go otworzyć. Może jest tam coś ważnego? Ostrożnie uchyliłem pokrowiec. Były tam.. Koce, poduszki, zabawki. I kartka.

Proszę, popilnuj ich, wrócę jak najszybciej.
No świetnie. Będę je teraz zabawiał przez większość nocy. Zjadłem kawałek jelenia, a wszystkie szczeniaki patrzyły na mnie z apetytem. Zapomniałem o nich, no tak. Z plecaka wyjąłem jeszcze butelkę mleka. Dałem im wszystkim po równej dawce i wszyscy położyliśmy się spać. Po pewnym czasie przyszła Alfa i pomogłem jej zabrać szczeniaki. Zapytałem jej, o co z tym wszystkim chodzi.

Suzzie?

Od Bitter Sweet'a - CD. opowiadania Gracy.

Bitter popatrzył na oddalającą się sarnę. Nie miał ochoty na nic, kompletnie na nic, po tym całym wydarzeniu. Zdziwił się zachowaniu Gracy, jednak ona miała po części rację. Gdyby nie jego - wtedy wspaniałomyślny - tekścik, nikogo nie musiałby uszczęśliwiać. Wtedy właśnie rozmyślał nad tym, że za głośno myśli. Czasem powinien przyhamować, bo zwykle źle się to dla niego kończy. Dlatego też nigdy nie znajdzie on partnerki, czy też przyjaciela, który go dobrze zrozumie. Mówi wszystko wprost. Po długim namyśle pies zdecydował się przeprosić suczkę, okazać chociażby trochę skruchy. Bo powinien. Jest naprawdę za chamski w stosunku do osób, które mu pomagają i akceptują. Co nie znaczy, że się zmieni, o nie. Po prostu w stosunku do znajomych będzie się ograniczał. A bynajmniej będzie próbował. Pełen satysfakcji z dokonanego wyboru pobiegł do siedzącej sarny. Miał wrażenie, że na niego czekała.
- Boże, nawet Felix Felicis nie jest mi potrzebny! - krzyknął uradowany. ( jakby ktoś nie wiedział, FF to jest taki eliksir z Pottera który daje szczęście. xd)
Napełniony pozytywną energią podszedł ostrożnie do zwierzyny, po czym szybko wskoczył na jej grzbiet. Niestety chybił, płosząc zwierze. Nie poddawał się, i po paru minutach znów miał ją przed oczyma. Tym razem rozgryzł jej szyję. Wtopił kły w giętką szyję  sarny, czując jak ciepła krew napływa do jego pyska. Przytaszczył zdobycz do jaskini, nie chcąc by jego "pracę" zauważyły wilki. Ułożył ją ładnie na kamiennym stoliku, zostawiając na później. Łapami ubił poduszkę, układając się do snu. O czymś jednak zapomniał.
- Gracy..- mruknął do siebie.
Gdy Bitter  Sweet odpowiednio się naszykował, - znaczy się, wstał - ruszył w stronę jaskini suczki. Usiadł przy jej progu. Po niedługim czasie przyszła Gracy.
- Jesteś cholernym arogantem. - powiedziała, po czym weszła w głąb jaskini.
*******
Stanąłem w progu jaskini, patrząc na zdenerwowaną suczkę. Próbowała zamknąć wejście ogromnym głazem. Zbytnio jej to nie szło, więc na chwilę przysiadłem, patrząc na nędzne próby. Robiłem jej na złość, przesuwając kamień w przeciwną stronę, za każdym razem mocniej.
- Tak uważasz? - warknąłem jeszcze głośniej, niż ona wcześniej.
- Tak. Lekceważysz nie tylko mnie, ale też i innych! - orzekła.
Przewróciłem oczami, słuchając jej kolejnych obelg. Gdybyśmy się nie znali, i gdyby nie była suczką, już dawno skoczyłbym jej do gardła. Gdy jej złość trochę przygasła, zacząłem dialog.
- Nie tylko ja. - syknąłem - Skoro jestem takim arogantem, to na cholerę budziłaś mnie rano, zatrzymywałaś u Lokiego i wykłócałaś się przy Jem'ie?
Na te słowa prychnęła urażona i przyskoczyła trochę bliżej mnie.
- Myślisz że specjalnie raczyłam się dla ciebie starać - po raz kolejny uniosła głos. - Nie marnuję czasu dla takich jak ty.
Pokiwałem głową i popatrzyłem na sukę ze złością. Nie musiała tego mówić.
- Więc ja też nie będę go marnował dla ciebie. Żegnam. - orzekłem, wychodząc z jaskini.
Przed wyjściem jeszcze rzuciłem pod jej łapy wątłą, uschniętą stokrotkę. Jedyny kwiatek, który mogłem jej dać o tej porze roku, bo służył u mnie jako zakładka do książki.Do łodyżki przyczepiony był zwykły tekst.
Wybacz, Gracy.
Suczka tym samym ruchem wyrzuciła kwiatka przez okno. Odszedłem daleko od niej, mając jej serdecznie dosyć.

Grey? ;w;

Od Elaine - CD opowiadania Locked'a

Byłam już zażenowana zachowaniem psa, więc postanowiłam postawić sprawę jasno. Podeszłam do Bitter'a i rzuciłam mu lekceważące spojrzenie. Kuźwa, lubię go, ale nie wiem co mu powiedzieć, by w to przypadkiem nie zwątpił.. Uchyliłam kąciki warg by coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęłam. Zrobiłam to parę razy, nie móc wydusić nawet jednego, nieśmiałego "Idź". Najwyraźniej nie miałam na to odwagi. "Weź się w garść, nie po to tyle wycierpiałaś, by teraz odpuścić." - szeptało mi we łbie. Ehh.
- Bitter Sweet.. - zaczęłam niepewnie - Wiesz, nie chcę, byś..
Tu popatrzyłam z wyrazem zakłopotania na psa. Zmarszczył brwi i szykował się do wstania.
- Idziesz ze mną? - spytał niecierpliwie.
Popatrzyłam wątpliwie po sobie. Potem spojrzałam na Bitter'a, a następnie na kulejącego nadal Locked'a.
- No jasne. Widzę, co się dzieje. Cześć. - warknął zrezygnowany.
Wtedy właśnie całkowicie się podniósł i odszedł. Ba, raczej pobiegł. Wiem, wiem. Nie chciał mnie widzieć na oczy. Jak każdy zresztą. Ale szczerze? Nie muszę mieć przyjaciół. Mogę żyć sama, bez jakiegokolwiek wsparcia. Podeszłam do pobliskiego drzewa. Oparłam się o nie i skuliłam w kłębek. Musiałam odpocząć już od tego wszystkiego.
*********
To pobliskie drzewo nie okazało się aż tak blisko. Gdy bardziej się ściemniło, ledwo mogłam trafić do własnej jaskini. Usiadłam na kamiennym daszku jaskini i rozmyślałam nad dzisiejszymi wydarzeniami. Nieoczekiwanie zjawił się u mnie Locked.
- Coś się stało? - spytał łagodnie.
Większość czasu nie odpowiadałam, nie miałam na to najmniejszej chęci.
- Elaine. - w tym momencie usiadł, wpatrując się we mnie.
- Nic.  - rzuciłam na psa marne spojrzenie, po czym znów wbiłam wzrok w ziemię.

Locked?

wtorek, 24 listopada 2015

Informacja którą proszę wibć do serca!!!

Pragnę przypomnieć po raz tysięczny że tytuły postów, chodzi z grubsza o opowiadania zapisujemy w ten sposób. 

Od (psa)- CD opowiadania (psa)



Dla tych osobników posiadających sklerozę albo tak zwany niedojeb xdd

Najpierw piszemy Od.
Potem imię psa.
Następnie myślnik.
Potem CD.
Opowiadania.
I imię psa.

Mam nadzieję że teraz każdy admin to zapamięta i będzie pilnował estetyczności bloga oraz zapisywania postów. 

~Serdecznie pozdrawiając, Mashine

Od Lokiego - CD opowiadania Mashine'a

       Poranny spacer przerwał mi nie kto inny jak Mashine. Przyjaciel nieźle zmył mi głowę, za to że... Właściwie to nie podał konkretnego powodu swojego zdenerwowania, ale z łatwością wywnioskowałem o co chodziło. Począłem go uspokajać, że jeśli faktycznie miałbym opuścić tereny sfory, to dowiedziałby się o tym bezpośrednio ode mnie oraz iż nie lubię stawiać przyjaciół przed faktem dokonanym. Słysząc to, nieco odetchnął.
-Wiesz... - powiedział. - Dzisiaj nie mam zbyt wielu spraw do załatwienia, także... Może spędzimy razem trochę więcej czasu?
-Proponujesz mi randkę, Maszinku? - zaśmiałem się, chociaż w głębi duszy coś zabolało mnie, że naprawdę cierpi przez moje zachowanie i próbuje zrobić wszystko, aby przedłużyć czas mojej obecności w sforze.
       Pies nie odpowiadał. Patrzał na mnie tylko tak, jak wtedy, za czasów kiedy byliśmy porzuconymi szczeniakami. Z miłością i błaganiem. Na chwilę zatopiłem się w jego hipnotyzujących tęczówkach i nie wiedzieć czemu, nieśmiało podszedłem do niego bliżej, łamiąc wszystkie granice prywatności, których od kilku dobrych lat szczelnie pilnowałem. Kompletnie straciłem nad sobą kontrolę, a resztki świadomości odzyskałem dopiero wówczas, gdy dzieliły nas jedynie milimetry. Mashine przez ten cały czas stał nieruchomo, jakoby zdziwiony lub też sparaliżowany. By wyjść z twarzą z sytuacji zdecydowałem się na prosty dla przeciętnego psa wybieg, który dla mnie, jako podręcznikowego przedstawiciela aspołecznego psa aż tak prosty nie był. Przyległem do niego, a w zasadzie naparłem, wtulając łeb w jego miękką sierść i wsłuchując się w odgłos bicia jego serca. Nie pamiętam kiedy ostatnio się do kogoś przytuliłem, ale z twierdzeniem "nigdy", byłbym bliższy prawdy, niż gdybym podał precyzyjną datę. Mashine z kolei, niemal zdziwiony tak jak ja z tego obrotu sprawy, najpierw stał nieruchomo, ale po chwili oprzytomniał, po czym krótko mnie uścisnął i zrobił szybki krok w tył, jakby z obawy, że nasz fizyczny kontakt jest zbyt intymny. Spojrzał na mnie pytająco, lecz ja unikałem jego spojrzenia, ponieważ było tego rodzaju, którego najbardziej nie lubiłem. Chwilę uciekałem wzrokiem, próbując zamaskować rosnące zażenowanie.
-Mashine, ja... - odezwałem się tylko po to, aby wyprzedzić jego próby żądania wyjaśnień. - Ja... jestem strasznie głodny. Jeśli naprawdę nie masz co robić, to pomóż mi coś upolować. Byle co, nie jestem wybredny.
       Pokiwał łbem, jakby nie do końca wrócił do siebie po tym, jak go potraktowałem. Ruszyliśmy przed siebie, on zamyślony, ja starając się znaleźć jakąkolwiek wymówkę lub odpowiedź na pytanie, gdyby takie zostało zadane.
-Loki, wiesz... - nie udało mi się zrobić tego dostatecznie szybko, więc przyjaciel przejął inicjatywę. - Jakbyś chciał, nie mówię, że teraz... Dajmy na to... Porozmawiać o emocjach, uczuciach, to ja jestem otwarty i ogólnie...
-Myślisz, że w tej części lasu znajdziemy zające? - przerwałem jego zdanie swoim, zupełnie jakby obecność zajęcy była sprawą życia lub śmierci. - Czy prowadzisz mnie tu, ot tak, żeby pogadać? Stary, jestem głodny. Jestem zły. Chcę zająca!
       Powiedziałem to śmiertelnie poważnie i z przejęciem, które w takiej wypowiedzi było zupełnie zbyteczne. Coś dziwnego się ze mną działo, coś czego nie potrafiłem zdiagnozować. Rzadko okazywałem emocje, a jeśli już to z dużo mniejszą częstotliwością niż dzisiaj. Nagle stałem się bardziej otwarty, wylewny, nawet... szukałem bliskości. Mogłem zwalać winę na przemęczenie, czy na te postanowienie o odejściu ze sfory, ale wiedziałem, że chodzi zupełnie o co innego. Z dnia na dzień nie mogłem, przecież aż tak się zmienić. Larwa nie staje się od razu biedronką, a u żaby rozróżnia się różne etapy rozwoju, których nijak płaz nie może ominąć.
-Loki? - zaniepokojony głos Mashine'a przerwał natłok myśli, niemalże rozrywających mi głowę. - Znowu się zawiesiłeś?
-Hmm? - uniosłem spuszczony dotąd łeb, niechętnie wymieniając z nim spojrzenia. - Nie... Ja tylko... Tak myślałem o żabach...
-Pytałem, czy koniecznie musi to być zając. Ale milczałeś i uznałem, że nie, a właśnie minęliśmy norkę takiego jednego...
-Zając?
-Yy, tak. No wiesz, na śniadanie. Śniadanie ważna rzecz.
-Pewnie, jak chcesz, to idź po niego. "Śniadanie ważna rzecz." Jak nie zjesz, będziesz zdenerwowany i będziesz mnie męczył jakimiś dziwnymi pytaniami. Mało, że męczył; będziesz mi jeszcze kazał na nie odpowiedzieć. Także idź się posil, poczekam.
       Pies wytrzeszczył oczy. Jąkał się przez chwilę, nie mogąc nic z siebie wydusić, a kiedy odzyskał mowę, zaczął mi robić aluzje, że to ja byłem głodny i że tylko ja jestem tak nieodpowiedzialny, żeby wychodzić z domu bez śniadania i przeze mnie zapuściliśmy się w odległe tereny po "pieprzonego królika", na którego nie mam ochoty nawet popatrzeć. Ja natomiast powiedziałem, że owszem nie jadłem śniadania, ale prawie nigdy nie jadam, bo z rana nie jestem głodny. Widać było, że na pysk przyjaciela zaczynało się wkradać zdenerwowanie, lecz w porę się opanował i tylko westchnął ciężko, burcząc coś, że ze mną nie da się normalnie funkcjonować. Miałem już zamiar odpowiedzieć coś w stylu: "Dlatego odchodzę", ale zdałem sobie sprawę, jak bardzo ta wypowiedź byłaby nie na miejscu.
-Maszi, kuźwa, mogę już iść do domu? - poprosiłem, wciskając w te słowa tyle zmęczenia, ile się dało. - Nie musisz mnie pilnować.
-Nie pilnuję! - niemalże krzyknął. - Ale nie zmienia to faktu, że chciałbym z tobą trochę dzisiaj... pochodzić, pogadać, cokolwiek.
-Co proponujesz, geniuszu?

Mashine?

Od Layli CD Bitter Sweeta

- Wybacz ! - zawołałam i już chciałam odbiegać kiedy zastawił mi drogę łapą . Chamskie .. - pomyślałam i wycofałam się do tyłu .
- Przecież przeprosiłam .. Czego chcesz ? - zapytałam agresywnie . Jagby inaczej .. Layla do wszystkiego z agresją ...
- Bitter Sweet - zaśmiał się podając mi łapę .
- Layla ? - rzekłam i niepewnie podałam mu łapkę .
- Trochę niezdarnaś - rzucił wprost ze śmiechem .
Przewróciłam oczami - Mogę już iść ?
Pies zrobił to samo i zaczął mnie przedrzeźniać .
Zachichotałam cichutko , a pies spojrzał na mnie jak na dziwadło .
- O co Ci chodzi ? Myślisz że jesteś fajny ? - zakpiłam , pies nawet się nie skrzywił .
- Ja to wiem - dumnie podniósł czoło. Nieco się zdenerwowałam i rzuciłam w niego śnieżką . Ten ze zdziwienia otworzył pyszczek . Mój kolejny pocisk trafił właśnie tam .
Dostałam dzikiego napadu śmiechu , a Bitter Sweet rzucał się aby wytrzepać cały śnieg .

Bitter Sweet ?

Od Bitter Sweet'a - Cd opowiadania Afternoon'a

Rano obudziły mnie głośne piski. Mamy najwyraźniej kolejne szczeniaki w sforze. A kolejne szczeniaki odznaczają się kolejnymi, nieprzespanymi nocami. Eh.. w sumie, jakoś wielce mi to nie przeszkadzało. Nawet jeśli położę się na godzinę, będę tak samo wyspany jak w normalnej dawce snu. Zeskoczyłem z łoża i popatrzyłem na najmniejsze źródło światła - niewielką szczelinę w jaskini. Szybko zakryłem ją małą ilością taśmy. Rozejrzałem się po mojej jaskini. Czegoś mi tu brakowało. Tylko czego.. Nie miałem pojęcia. Trochę nad tym rozmyślałem, jednak moje szare komórki nie pracowały jeszcze tak.. doskonale. Bynajmniej nie przed śniadankiem.  Wolnym krokiem ruszyłem do lasu, aby coś przekąsić. Moją zdobyczą był młody samiec dzika.. Który był trochę za tłusty. Trochę bardzo, za tłusty. Przetarłem łapą pysk i zmieniłem kierunek. Usiadłem pod niewielkim, ośnieżonym krzaczkiem. Wsłuchałem się w odgłosy, w sumie, po części martwej, natury. Martwej ze względu, że połowa tutejszych mieszkańców zapadła w hibernację. Postawiłem wysoko uszy. Z oddali dało się usłyszeć głośny skowyt. Podbiegłem bliżej. Moim oczom ukazał się Corgi.. Pembroke? Zapewne, wzrost na to wskazywał.. Obok niego.. a, nie, to suczka! Więc. Obok niej tarzał się po ziemi jakiś wilczur, na nim inny, biały pies. Krzyczeli niemiłosiernie, wilk jedynie od czasu do czasu był skłonny rzucić szydercze uśmiechy. Wreszcie tamci zapraszali go do naszej sfory. Postanowiłem przerwać ten cyrk. Podszedłem jeszcze bliżej.
- O, ratuj nas! - szczekała żałośnie suka.
Natychmiast cała "ekipa" schowała się za mną, tworząc łuk. Aż tak się go bała? Nie miałem wtedy pojęcia, dlaczego. Ruchem łapy odgoniłem psy, podchodząc do wilczura.
- Nikt cię nie będzie odrzucał. - orzekłem - Słowo.
Popatrzył na mnie z przekąsem, uchylając kąciki warg. Chciał albo coś powiedzieć, albo odsłonić kły. Okazało się, że wykonaną czynnością była druga opcja. Nie wiem, o czym myślał, ale najwyraźniej o tym, że wystraszę się jego postawy. Był w błędzie. Zrobiłem do psa tak samo żałosną minę, jak on wtedy. Żeby wiedział, że nie tylko on na tym przeklętym świecie potrafi być groźny.Ten usiadł i zapadł w zadumę.

Afternoon? Doczekałeś się xd

Od Bitter Sweet'a - CD. Opowiadania Avril

Popatrzyłem na Avril. Była dosyć zaniepokojona tą całą wojną. Zresztą, kto nie jest.. Może nie każdy to okazuje, ale wiem że czuję obawę przed bitwą. Wiem też, że będę walczył do ostatniej kropli krwi, by wygrać tą wojnę.
- Właściwie to co się wydarzyło przed moim przyjściem? - zapytałem suczki - Bo wyglądałyście na dosyć spięte i przepełnione.. nienawiścią.
Av spojrzała tylko na mnie ze złowrogim wyrazem pyska i wzięła głęboki wdech.
- Jasne. - powiedziałem, by uznała że rozumiem jej niechęć do relacji.
**
Znacznie się ściemniło. Widać było jedynie linię oczu, no, może jeszcze pysk. Niespodziewanie poczułem na sobie dotyk puszystej, miękkiej sierści Rill. Było lekko nieswojo, jednak byłem za bardzo zmarznięty by odsunąć od siebie źródło ciepła. Spojrzałem tylko mizernie na Avril wzrokiem, który błagał o więcej przestrzeni. Gdy suczka zobaczyła, jak znajdujemy się blisko siebie od razu się odsunęła. Była lekko zawstydzona, gdy uśmiechnąłem się triumfalnie. Rozeszliśmy się do jaskiń.

Rill?

Od Bitter Sweet'a

Bitter popatrzył na kroczących z boku turystów. Można by rzec, że turystów, bo zbytnio ich nie poznawał.. A przecież jego zwyczajem było łażenie po najmniej popularnych miejscach w tej uroczej sforze. Ehh.. był typem wędrowca, trampa, łazika. Podróże zajmowały szczególne miejsce w jego skamieniałym sercu.
- Cześć! - rzucił radośnie.
Tak, to też było do niego kompletnie nie podobne. Nie prowadził rozmowy z jakimiś nieznajomymi, którzy nie byli warci uwagi, oraz rzadko nie bywa radosny. Doprawdy, bardzo rzadko. Ale gdy już nadarza się taka okazja, chętnie ją wykorzystuje. Tymi "turystami" okazali się Loki i Suzzie, za którą szła gromadka puszystych kuleczek. A pies nie widział ich, bo stali za jaskinią. Alfa tylko lekko się uśmiechnęła, a Loki wzruszył ramionami i podniósł leniwie łapę. Bitter Sweet zbytnio nie przejął się jego reakcją. Spłynęło to po nim "jak po kaczce". Gdy Owczarek zawrócił do jaskini ujrzał niesamowicie apetycznego zająca, polanego jakimś cuchnącym sosem. Jednak pies z napadu głodu nie przejmował się zapachem. Liczył się dla niego smak. Tylko i wyłącznie. Spróbował ugryźć padlinę, ale po chwili jego szczęka błyskawicznie się zamknęła. Czy to aby nie za proste? Wątpił on w to, że ktokolwiek mógłby być tak dobroduszny i sprawić mu śniadanko. No, może parę osób. Ale nie jemu. Sweet prześwietlił zwierzę. Zimne, geniusz xd kruche i cuchnące. Właśnie, ono strasznie śmierdziało. Pies złapał niezdarnie zwierzaka i wyrzucił tak, by nikt ze sfory nie natrafił na "prezent".
**A teraz tak w pierwszej osobie xd **
Za zimno. O wieele za zimno.. Cóż, lubię zimę, ale nie gdy zmusza mnie ona do wychłodzenia. Teraz, w tym zimnym okresie tylko współczuć Grzywaczom, czy też innym krótkowłosym. Eh.. Dobrze że większość psów ma gęste futro. Przemyślenia przerwał mi pies. Wpadł na mnie niczym kula na kręgle. Nie dał rady mnie przewrócić, bo siedziałem stabilnie. Ale gdyby bardziej się postarał, leżałbym już na miękkim śniegu. Z moich ust wydobył się głośny warkot. Uchyliłem kąciki warg, ukazując kły. Ajć, to sunia. Prawo zakazuje cokolwiek robić suczkom, i ogólnie przedstawicielką płci pięknej. Nie mogłem jej ruszyć. Gwałtownie odskoczyłem i najspokojniej w świecie usiadłem. Jak gdyby nigdy nic.

Ta suczko? xd

niedziela, 22 listopada 2015

Od Gracy CD opowiadania Bitter Sweet'a

Suka po chwili zmieniła wzrok na zwykły j znudzony.
- To idź - westchnęła Gracy, przewracając tak oczami by nikt tego nie zauważył. - Nie będę Cię przecież trzymać - dodała. Pies od razu się odwrócił i poszedł w swoją stronę. Grey popatrzyła na Jem'a, któremu chyba odechciała się ta "kuracja". Grey od razu rozpoznała ten wyraz pyska i powiedziała to samo, co przed chwilą dla Bitter'a. Gdy już wokół niej nie było nikogo położyła się na ziemi i zaczęła patrzeć w chmury. Odechciało jej się wszystkiego i jej psymistyczny nastrój wrócił. Rozmyślania o " pomaganiu psom", przerwał jej śnieg. Grey szybko wstała i zaczęła szukać schronienia. Udała się pod pierwsze lepsze drzewo. Na szczęście, drzewo które znalazła było na tyle duże, że śnieg nie przedzierał się przez nie. Grey zaczęła cicho nucić sobie piosenke, na poprawienie chumoru co jednak nie pomogło. Gdy śnieg przestał padać, suczka przepełniona pesymistycznym humorem musiała się na czymś wyrzyć. Pierwsze co jej przyszło na myśl to rodzina. Zaczęła więc kierować się spokojnym krokiem w stronę jaskini rodziców. Gdy weszła do środka panowała tam napięta atmosfera. Pierwsze co zobaczyła, to lekko popłakującą Aurorę, a drugie to kłócących się rodziców.
- Jesteście beznadziejną rodziną (Szalona ©) - wypaliła suka, mierząc wszystkich wzrokiem - Dzięki za rodziców którzy się kłócą. Dzięki za siostrę która ciągle płacze za "swoim księciem z bajki" i za brata który ugania się za suczką, bez której i tak poradzi sobie w życiu - warknęła Gracy i popatrzyła na zdziwionych domowników.
- Nie tym tonem do ojca - powiedział Indiana, wypinając pierś, by wzbudzić uległość córki.
- Nie chcę ojca, który zdradza matkę - warknęła znów, a przepełniała ją teraz nienawiść nie tylko do rodziny, lecz także do całego świata.
- Wcale nie - szybko usprawiedliwił się Indy, jakgdyby był małym szczeniakie.
- To czemu ciągle się kłócicie? (Pojechała po całości xd) - zapytała, patrząc zawistnym spojrzeniem na matkę i ojca, a gdy ten chciał coś powiedzieć odwróciła się na pięcie i zaczęła iść do domu, gdy akurat zaczął padać śnieg.
- Jeszcze cholernego śniegu brakowało - burknęła pod nosem Grey i próbując nie zwracać więcej na niego uwagi, szła dalej. Nadal jednak nie poczuła ulgi, którą powinna poczuć poprzez "zwyzywanie" wszystkich. Stanęła przed swoją jaskinią, nie wiedząc czy wchodzić czy nie. Rozejrzała się za czymś, co by pomogło w wyborze dobrej decyzji, jednakże nic takiego nie znalazła. Jej wzrok utkwił w jaskini Bitter'a.
- Jesteś cholernym arogantem - powiedziała uniesionym głosem, lecz miała wątpliwości czy pies to usłyszał. Nie robiąc już nic więcej, weszła do domu.

Bitter? Mówiłam, że mam pomysł... i napad agresywności...

Od Wezy CD opowiadania Nesty

Weza uśmiechnął się i popatrzył na partnerkę.
- Co się patrzysz - zaśmiała się Nesty. Pies szybko się odwrócił i postanowił trochę ogarnąć jaskinię. Gdy już wszystko było załatwnione, Weza i Nesty siedli przy stole, na którym był wielki jeleń.
- Samcznego kochanie - powiedział Zi, całując partnerkę w czoło. Nes uśmiechnęła się i odmruknęła to samo.
- Nesty, jak spałaś, myślałem o jednej rzeczy - zaczął pies i popatrzył na suczkę, ponieważ nie był pewien czy może kontynuować temat. Ta na szczęście popatrzyła na niego pytająco. - Trzeba by było posłać nasze dzieci do szkoły. Oczywiście jak będą trochę starsze. - dokończył pies. Bardzo przejmował się losem swoich dzieci. Chciał dla nich jak najlepiej i aby zostały kimś ważnym w sforze.
- Przemyślę to - powiedziała Nesty i wzięła kawałek jelenia. Weza lekko się uśmiechając zrobił to samo.
- Cześć - do ich uszu dotarł znajomy głos i nas raz odwrócili się w stronę drzwi,  gdzie stali Mey i Codie. Para od razu odeszła od stołu witając gości.

Nesty?

Od Locked'a- CD opowiadania Elaine

Kuśtykałem przez cały czas. Elaine jakby na chwilę zapomniała o tym że mam opatrunek. Szturchnęła mnie lekko i krzyknęła,
- Berek!- zaśmiała się i pognała do jaskini.
Ja też zapomniałem i zacząłem już biec ale łapa mi się załamała i upadłem. Podniosłem się powoli i zacząłem szukać wzrokiem Elaine. Niestety nigdzie jej nie widziałem. Zacząłem kuśtykać w stronę mojej jaskini. Gdy nareszcie dotarłem na miejsce zgarnąłem z półki mój zegarek i przysiadłem na posłaniu. Wpatrywałem się w zegarek gdy nagle na szkiełko spadła mała łza. Pewnie to moja bo nikogo więcej tu nie było. Usłyszałem wołanie Elaine z podwórka. Szybko otarłem łzy i odłożyłem zegarek na miejsce. El weszła do jaskini.
- Czemu mnie nie goniłeś?- zapytała zziajana.
Wystawiłem ku niej mój opatrunek. El westchnęła.
- Wybacz.- skrzywiła się.- Zapomniałam.
- Okey, okey.- kącik moich warg lekko się uniósł.
Po kilku chwilach Line zaczęła zbierać swoje koce z wczorajszego nocowania. Szybko się podniosłem i chwyciłem za jeden.
- Pomogę ci.- powiedziałem zdecydowany.
- Ale..
- Nie miej mnie za takiego kaleke.- przerwałem jej.- Od niesienia koca nic mi się nie stanie.
Elaine zaśmiała się i odnieśliśmy jej koce do jaskini. Po drodze spotkaliśmy Bitter'a.

Elaine??

Od Codie'go- CD opowiadania Mey

Stanąłem przed Mey żeby jeszcze bardziej ją zakryć. Podszedł do mnie jakiś tam... Gorsie. Nie wiedziałem jak się zachować bo widzę go pierwszy raz.
- Cześć.- powiedział pewnie.- Wiesz może gdzie jest Mey?
- Yyy.. nie.- odparłem.- Czemu akurat ja muszę o tym wiedzieć?
- No nie wiem.- przewrócił oczami.- Żegnaj.
Rzucił ogonem i odszedł w przeciwną stronę z której przyszedł. Poczekałem jeszcze chwile po czym złapałem Mey za łapę i pognałem do naszej jaskini. Na szczęście nas nie zauważył. Usiedliśmy z Mey i żądałem wyjaśnień.
- Mey kto to był?- zapytałem.
- No.. taki znajomy.- zakłopotała się.
- Odpowiedz mi.- powiedziałem.- Gdyby to był taki zwykły znajomy to byś się od niego nie ukrywała.
Mey patrzyła na mnie z coraz większym zakłopotaniem. Podsunąłem się do niej trochę bliżej. Dotknąłem swoim czołem jej czoła i szepnąłem.
- Nie musisz przede mną niczego ukrywać.- szepnąłem.- Pomogę ci.

Mey? Wenus brakus

sobota, 21 listopada 2015

Od Meredith - CD opowiadania Thomson'a

Ze zdziwieniem popatrzyłam w jego błękitne, szczere oczy. Widać było, że nie kłamał. Lekko się zarumieniłam.
- Tom... - nie dokończyłam, ponieważ wtuliłam łeb w jego puszystą sierść. Miałam ochotę stać tak w nieskończoność. Opamiętałam się jednak, cofając się zawstydzona. Tanecznym krokiem potruchtałam do Lawendowych Pól, nawet nie oglądając się za zdziwionym Thomson'em.

Lavender fileds, London.

Ten wspaniały, lawendowy zapach i widok przepięknego krajobrazu zawsze mnie uspokajały. Teraz, moje bijące z emocji serce mogło trochę zwolnić... 
- Co ty robisz? - dobiegł mnie głos Tom'a.
Nawet nie wiadomo kiedy zaczęłam tarzać się w lawendzie, i oczywiście o to pytał Thomson.
- Nic. - mruknęłam. - Tom...?
- Cu? - spojrzał na mnie.
- Będziesz moim partnerem?


Thom? Weny nie było ;=;

piątek, 20 listopada 2015

Od Nesty CD opowiadania Wezy

Popatrzyłam z rozczuleniem na szczeniaki, a potem przytuliłam Wezę. Jak mogłabym nie pokochać tych małych, puchatych kulek? Zamrugałam powiekami; byłam mocno zmęczona. Tak mi się chciało spać...
- Weza... - nie dokończyłam, bo po prostu odpłynęłam.
***
Otworzyłam oczy, a moje tęczówki zawirowały. Wspomnienia sprzed paru godzin mignęły mi przed oczami. Poród, maluszki, potem sen...
Ale gdzie jest Zi ze szczeniakami? Opadłam bezwładnie na ziemię. Nadal chciało mi się spać... Co się ze mną dzieje?
Znów odpłynęłam...

- Nesty, pobudka! - Wez szturchnął mnie w ramię.
- Co...? - wymamrotałam.
- Szczeniaki są głodne. No idź, nakarm mnie - pies popchnął mnie delikatnie w stronę naszych dzieci.


Weza? Brakus Venus Totalus

Od Steva CD opowiadania Vice

Dobrze że odbiegła . Nie mam ochoty na nią patrzeć . Mam ją gdzieś ... Jeżeli nie chce przyjmować przeprosin to niech spada do tego swojego Jem'a . Jeżeli wydaje jej się że jest nie wiadomo jaką paniusią to grubo się myli - widziałem już lepsze , taktowniejsze . Odszedłem w przeciwnym kierunku , chciałem pójść i ochłonąć do Ice Ring . Po drodze moje myśli skupiały się tylko na Meghan . Bo po co miałaby nas skłucić ? Tak bez powodu ?
Nieee ...
***
Kiedy doszedłem do Ice Ring zauważyłem Vice i ostro przychamowałem .
- Musisz być tam gdzie ja jestem ? - zapytałem , bo to chyba nie przypadek że spotykamy się w tych samych miejscach w tym samym czasie .
- Znowu ty ? - powiedziała jakby wyleciała z niej cała siła życiowa .
Odwróciłem się aby odejść z honorem ale ona powiedziała :

Vice ? Brak weny ...

Od Elaine - CD. Opowiadania Locked'a.

Przez dłuższy czas podczas nocy dużo razy się budziłam. Najprawdopodobniej byłam zaniepokojona nowym zapachem. Gdy moje powieki mimowolnie poczęły się zamykać, przywarłam mocno nosem do poduszki. Potem nic mnie już nie zbudziło. No.. prawie nic. Obudziłam się  - już na dobre - dosyć późno, bo nadal było całkiem ciemno.  A powodem pobudki był niesamowity, głośny ryk rozpaczy, liczne skowyty czy dźwięki uderzających o siebie kłów. Zastanawiałam się, co to mogło być. Wszystko przeszło mi przez myśl; wataha wilków, psy - wampiry, wilkołaki. Ale okazało się być to czymś zupełnie innym. W blasku księżyca ujrzałam ogromną kałużę krwi i błyszczące szczęki. Wychyliłam się z progów jaskini jeszcze dalej. Siedział tam Bitter Sweet z triumfalną miną. Pod jego masywnymi łapami leżał Locked.. Szybko pobiegłam na miejsce zdarzenia.
- Co tam? - spytał Sweet z zadowoloną miną. - Jak tam nocka u kaleki?
Jednym, dość koślawym ciosem barkiem powaliłam psa. Łapą złapałam go za szyję, uważając by nie nadepnąć psa.
- No i jak? Jak się czujesz? Pewnie zaj******e! - warczałam raz po raz kłapiąc zębami - W końcu postawiłeś na swoim!
Bitter lekko się skrzywił. Odepchnął mnie delikatnie tylnimi łapami i zaczerpnął powietrza.
- Ciszej, bo jeszcze go obudzisz. - zaśmiał się szyderczo, wskazując Lock'a. - Ale wiedz, że mu się należało. Mam nadzieję, że już nigdy nie będzie kwestionował mojej nienawiści do niego.
Szybko zniknął w cieniu drzew. Dobrze, że Locked nie był ciężki. Możliwe, że nie dałabym rady go przenieść. Nawet teraz mnie i Alanie sprawiało to trudność.
*********
- Alana, co z nim będzie? - spytałam, lekko poddenerwowana całym tym cyrkiem.
Ona zapewniła mnie, że mój towarzysz z tego wyjdzie. Cicho westchnęłam i poszłam się napić. Gdy wróciłam, zobaczyłam Open'a leżacego na drugim boku.
- Znowu ratujesz mi życie. - uśmiechnął się.
- I znowu jesteście u mnie! - powiedziała radośnie lekarka, sprowadzając na siebie wzrok Locked'a. Krzątajaca się obok Louche dała psu zaciskowy opatrunek, po czym wyszliśmy z jaskini.

Locked? xd

czwartek, 19 listopada 2015

Od Bitter Sweet'a - CD opowiadania Gracy.

Popatrzyłem na suczkę ze znudzeniem. Ale skoro tak tego chciała, to proszę bardzo. Ten jeden raz mogę jej iść na łapę. Grey siedziała i niecierpliwie czekała, aż łaskawie wstanę. Przeciągnąłem się leniwie i wziąłem łyk gorzkiej kawy, zrobionej wczoraj. Popatrzyłem na ogromny kawał szkła, który siedział w jaskini już długi czas. Miałem go wynieść, ale zawsze coś mi w tym przeszkadzało.
- Możemy już iść, pięknisiu? - spytała z sarkazmem - Z tego odbicia nie wyjdzie książę.
Odwarknąłem suczce. Wziąłem na plecy szkło i poszliśmy.
- Komu mamy pomóc? - zapytałem z koślawą miną - Hm? Jakiś pomysł?
Suczka zatrzymała się i stała w zadumie dobre pięć minut. Wyraźnie miała kłopot z dokonaniem wyboru. Gdy zagrodziła mi drogę, lekko szturchnąłem ją nosem.
- Mashi?
- Nie. Mashine ma pewnie dużo uciechy.. No wiesz, ze świeżo upieczonych wnuków. - odparłem.
Gracy potwierdzająco pokiwała łbem.
- Elaine?
- Okay, tylko zbytnio nie przejmuj się jej "groźnym" warkotem i groźbami. Jest dosyć... agresywna.
**********
Gdy wkroczyliśmy do jaskini Elaine ujrzeliśmy, jak rozmawia z Locked'em. Zaszczekałem tylko na psa. Jak się odwrócił pokazałem mu tylko kły, nie chcąc wszczynać bójki.
Z pewnością suka była szczęśliwa, więc nie przerywając dalej rozmyślaliśmy nad nowym obiektem pozytywnego wpływu. Nagle złapałem Gracy za łapę.
- Co ty robisz! - krzyczała, chcąc oswobodzić łapkę - Puszczaj.
- Wiem, do kogo pójdziemy. - dumnie wypiąłem pierś - Do Jem'a!
Suni pomysł się raczej spodobał. Puściliśmy się biegiem w stronę Forest Stream. Ku naszemu zdziwieniu, Jem siedział tam, jakby na nas czekając. Suczka podbiegła do niego, wymieniając ze sobą słowa powitania i radosne spojrzenie. Ja nie odczuwałem takiej potrzeby, wręcz nie chciałem go poznawać. Znałem tego psa jako Betę... I to mi wystarczało. Z dystansem podszedłem do towarzyszy.
- To ostatni pies. - wymruczałem, uchylając kącik ust.
Grey długo się ze mną sprzeczała. Pies przysypiał, więc chciałem kończyć ten cyrk.
- Jeżeli chcesz nieść pomoc innym, to na własną łapę. - odepchnąłem ją lekko od siebie, by mieć przestrzeń.
Popatrzyła na mnie oczami po brzegi wypełnionymi brakiem satysfakcji, zrezygnowania i goryczy. Może jej przeszło? Chust wie.

Gracy? Sorki, że takie marne, ale weny jak nie było tak ni ma. :<

środa, 18 listopada 2015

Honey, Rocky i Madeline odchodzą!

https://mhaynesphotography.files.wordpress.com/2012/01/a6944web.jpgImię : Honey
Ksywka : Hon
Głos : Ewelina Lisowska
Rasa : Siberian Husky
Wiek : 4 lata
Płeć : Suczka
Urodziny : 6 dzień zimy
Stanowisko : Lekarz
Rodzina :
Przybrani rodzice Skyres i Indiana.
Przybrane rodzeństwo Ares, Aurora, White, Harrison,
Partner: -
Młode : Brak
Charakter : Miła, pomocna, uczynna, lojalna, przyjacielska, odważna
Historia : Została wyrzucona z domu przez poprzednich właścicieli. Znalazł ją Indiana.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : JinnyM
Inne zdjęcia: Klik



 
Imię : Rocky
Ksywka :Ro
Głos :  Tyga
Rasa : Lapinporokoira
Wiek : 5 lat
Płeć : Pies
Urodziny : 11 Dzień Jesieni
Stanowisko : Morderca
Rodzina :
Kuzynka - Aceland
Partner : Naveda
Charakter  : Silny zarówno psychicznie jak i fizycznie. Również odważny i troskliwy.
Historia : Pochodzi z północy. Stała mu się nietypowa rzecz, dryfował na krze lodowej przez kilka dni. Stracił nadzieję ale pewnego dnia dopłynął do lądu i znalazł tą sforę.
Upomnienia :0/4
Kontakt : JinnyM


Imię : Madeline
Ksywka : Maddyhttps://cleanstreetscleanwater.files.wordpress.com/2013/02/dog-running.jpg
Głos : Ola
Rasa : Border Collie
Wiek : 6 lat
Płeć : Suczka
Stanowisko : Poganiaczka
Rodzina :
Młode - Ross, Rachel, Alex, Poppy, Lea
Szwagier - Indiana
Bratanice - Honey, Vivianne, Gracy, Aurora
Bratankowie - White, Ares, Harrison, Rio, Oli, Waltr
Partner : Syriusz
Charakter : Szalona i przyjacielska. Te dwie cechy opisują ją doskonale
Historia : Urodziła się w '' hodowli psów ". Nie miała stamtąd miłych przeżyć. Dookoła szczekały psy. Po 5 tygodniach życia zabrała ją z tamtego miejsca jakaś rodzina. Madeline jest psotliwa dlatego wyrzucili ją za drzwi. Mieszkała w budzie. Jeszcze gorzej było gdy nadeszła zima. postanowiła uciec. Błąkała się po lasach i polach. Natrafiła na Quiet i znalazła się w Sforze Psiego Uśmiechu.
Upomnienia : 0/4
 Kontakt : JinnyM



Powód: Decyzja właściciela.


Od Gracy CD opowiadania Bitter Sweet'a

Grey siedziała cały czas, patrzą na ogień. Było w nim coś tak hipnotyzującego, że Garcy nie zauważyła kiedy wszyscy poszli do domów. Suczka rozejrzała się wokół, za czymś czym mogła zagasić ognisko. W końcu jednak machnęła łapą i udała się w stronę domu. Padający śnieg przecież wkońcu zgasi ognisko więc po co się męczyć.
*Rano*
Gracy powoli otworzyła oczy i popatrzyła na zegarek, który wskazywał prawie siódmą. Grey była lekko zdziwiona, ponieważ mieszkając z rodzicami nie należała do rannych ptaszków. No cóż, nowy dom - nowe zwyczaje. Gracy ociężale wstała i wyszła z jaskini, upolować coś na sniadanie. Oczami marzeń widziała przed sobą lerzącego jelenia, gotowego do zjedzenia, jednak w tej chwili nawet mały krórlik by ją zadowolił. W końcu jej oczom ukazało się stado zajęcy. Suka od razu przywarła do i zaczęła się powoli i ostrożnie skradać do nich. W końcu, gdy była wystarczająco blisko, skoczyła zwinnie i wbiła kły w sierść zająca. Gdy ten nie dawał już żadnych oznak życia, póściła go i zjadławątpieniacu. Nie chciała nigdzie z nim iść, możliwe, że to przez jej leniwość. Gdy już się najadła, jej mózg zaczął w końcu nadawać na odpowiednich falach.
- Trzeba pomóc kolejnemu psu - mruknęła do siebie Grey i poszła w stronę jaskini Bitter'a. Gdy już była na miejscu, bez wątpienia weszła do środka i zobaczyła jeszcze śpiącego Sweet'a.
- Wstawaj - powiedziała głośno Gracy i szturchnęła go łapą. Gdy pies zobaczył ją, przewrócił się na drugi bok.
- Daj sobie siana z tym pomaganiem - usłyszała tylko zaspany głos psa. Grey przeróciła oczami.
- Nie rzucam słów na wiatr. Powiedziałam, że pomogę wszystkim - powiedziała, po czym znów szturchnęła psa.

Bitter? Nie ma tak łatwo :v

Od Vice CD opowiadania Steve'a

Ani Steve, ani jego domniemani koledzy nie byli przekonywujący. W jakiej my się spotkaliśmy dzielnicy? Rozumiem - hycle, doniesienia, zagrożenia... Ale żeby tak ciemnej, obskurnej uliczce? Jak to się prezentuje?
- Hej, Steve! - przywitał go z daleka jeden, płowy pies. Reszta mu pomachała. Dopiero gdy byliśmy bliżej, znów się odezwał. - Przyprowadziłeś koleżankę, tak? Nią też mamy się zaopiekować?
Zgromiłam go wzrokiem, a jedna ze zgromadzonych suczek dała mu kuksańca pomiędzy żebra.
- No co? Dałoby się załatwić. - mruknął, niby mówiąc serio.
Po przywitaniu się skinieniem głowy między Steve'm a zebranymi, przedstawiał po kolei szczenięta. Pierwsza na odstrzał poszła suczka, która tak bardzo się do mnie przywiązała. Jako, że szczenięta siedziały po mojej prawej - podczas gdy Steve stał z lewego boku - więc wypchnęłam ją na przód.
- Idź. - mówię. - Będzie dobrze, poza tym jesteśmy niedaleko, nie?
Chciałam dodać jej otuchy, mówiąc to luźnym tonem. Sugerując, że to nic takiego, nic strasznego. Nie wiem, czy ją przekonałam czy nie, ale podeszła do chętnej pary psów.
Gdy obok mnie nie pozostał ani jeden szczeniak, pożegnaliśmy się - Steve z przyjaciółmi, ja ze szczeniętami - i oddaliliśmy się każdy w swoje strony.
- Vi, uwierz mi. - pies przerwał ciszę. - Nie jestem ich ojcem, one nawet mnie nie przypominają... Może mały wypad na zgodę?
Spojrzałam na niego, nie dowierzając własnym uszom. Natychmiast zabrałam głos.
- Jak śmiesz! - wrzasnęłam, pokonując dzielący nas metr jednym susem i sprawiając, że Steve ląduje na śniegu. Stałam oparta przednimi łapami o jego klatkę piersiową nie chcąc, by szybko mi uciekł. - Po pierwsze to, że nie są podobne nie jest alibi. Przypominają tylko matkę, ani ciebie, ani owczarka, co jest u psów częste. Po drugie, nawet jeśli nie jesteś ojcem, jak mogłeś tak się zachowywać?
Pies spuścił wzrok, patrząc się gdzieś w dal spomiędzy moich łap.
- Patrz na mnie! - kłapnęłam zębami przed jego nosem.
- Nie wrzeszcz na mnie! - odparł, zbijając mnie z nóg. Tym razem on był nade mną.
- Bo co?! Nazwiesz mnie suką i zostawisz, tak?
Prawdopodobnie przegięłam. Nie wiem jednak, jak zachowałby się Steve, gdybyśmy nie zaprzestali sporu - czy po upływie większej ilości czasu faktycznie używałby bardziej ciętych stwierdzeń na moją osobę? Możliwe, a na pewno nie wykluczone.
- Tego chcesz? - warknął.
- Tak! - krzyknęłam, oswabadzając się z pułapki jego łap. - Chcę, żebyś wiedział, że wszystko, co przy mnie powiedziałeś i zrobiłeś, nie uchodzi płazem. Nawet tobie! Nie jestem pierwszą lepszą suczką, której powie się "przepraszam", a ona wspaniałomyślnie ci wybaczy!
Mój głos był jak tysiące małych igieł, które kuły go z każdym wypowiedzianym słowem. W tamtej chwili nie docierały do mnie jego obelgi, nie przejmowałam się tym; chciałam tylko, by w końcu zrozumiał, że ja nie mówię pod presją uczuć. To, co obiecałam mu w kłótni w lesie jest nadal aktualne.
- Vice... Dlaczego taka jesteś? Czy zapomnienie tego jest dla ciebie takie trudne?
On nie rozumiał. Nie wiedział, o co mi chodzi, bo pewnie sam nie był na mojej pozycji w takiej sytuacji.
Westchnęłam ciężko, oswabadzając się ze złej energii.
- Wiesz, mam wrażenie, że w naszej krótkiej przyjaźni zadałeś mi więcej bólu, niż mógł to zrobić choćby Jem. - powiedziałam, chcąc ostatecznie dać mu kopa.
Nie czekając na żadną odpowiedź, odbiegłam od niego, niczym chart na wyścigach.
Nie chcę przy nim być.

 
Steve?

Od Steve'a CD opowiadania Vice

- Vice , po co nam to wszystko ? - zapytałem po chwili ciszy . Najbardziej nie lubiłem milczeć , jak dla mnie było to uczucie głębokiego poważania siebie nawzajem .
- Musisz ponieść konsekfencje swoich czynów . A pozatym myśl nad tym co robisz .
Po tych słowach moje serce zabiło mocniej . Chciałem wyładować się ale nie miałem odwagi . Moja agresja skropliła się i do oczu poleciały mi łzy. Vice patrzyła na mnie jak na głupca . Odwróciłem się i odbiegłem.
Wparowałem do jaskini jak dziki i wykrzyczałem :
- Zbieramy się , już !!
- Nigdzie nie idziemy ! - wrzasnął szczeniak i wskazał łapą na suczkę stojącą w wejściu .
- Nie patrz na mnie - westchnąłem i popychając ją opuściłem jaskinię .
Położyłem się na śniegu pod wysokim drzewem . Czułem się słaby .
Chciałem wrzeszczeć ze złości . Nie jestem ojcem tych wrednych istotek , czemu ona mi nie wierzy ?!
Głosy w głowie kazały mi do niej wrócić . Powolnym krokiem z duszą na ramieniu podążyłem do jaskini .
- Chodźcie do tych nowych rodziców, możecie się spodziewać że z tą tu już się nie pogodzimy .
Vi przytakneła .
- Poradzę sobie sam - powiedziałem po wyjściu z jaskini widząc że suczka kieruje się za nami .
Wzruszyła obojętnie ramionami .
Ok , może to dziwne ale w czasie drogi nawet rozmawialiśmy - odpowiadając malcom na pytania .
***
Kiedy dotarliśmy na miejsce Vice patrzyła z góry na moich kumpli . Jakoś nie przypadli jej do gustu . Wydawała się być zniesmaczona . Nawet nie odpowiedziała na przywitania . Stała ze skrzywioną miną . Po oddaniu szczenią zostaliśmy sami .
- Vi , uwierz mi nie jestem ich ojcem, one nawet mnie nie przypominają ...
Może mały wypad na zgodę ?


Vice ? A może jednak ?

Nowa suczka! - Ansia



 Imię : Ansia [tak, ma znaczenie]
Ksywka : Ann, jednak jest to dla niej bardzo intymne przezwisko i nie daje tak na siebie mówić.
Głos : Cool Kids - Echosmith
Rasa : Owczarek australijski
Wiek : 3 lata
Płeć : Suczka
Urodziny : 4 dzień jesieni
Stanowisko : Sprinterka
Rodzina : Pewnie ma gdzieś matkę i rodzeństwo. W końcu musi. To logiczne. Zna tylko ojca, choć nie chce go pamiętać.
Partner : To ból innej kategorii niż lubi.
Charakter : Ansia jest po pierwsze suką z zaburzeniami psychicznymi. Nie jest to typ ADHD czy inne upośledzenie. Myśli, czuje prawidłowo, i tak dalej. Przez to, co kiedyś ją spotkało, zamknęła się w sobie i nabyła wiele tików czy dziwactw. Jest niemową - nie dlatego że nie może mówić, ale dlatego, że nie chce. Bez problemu wydobywa odgłosy typowe dla psów jak szczekanie czy powarkiwanie, ale nie idzie na kompromis "dwa szczekania na tak, jeden na nie" czy coś w ten deseń. Nie porozumiewa się. I kropka.
Ma pamięć zmysłową. Zapamiętuje wszystko - odgłosy, smaki, zapachy i widoki i je zapamiętuje. Może na zawsze, może kiedyś wygasną. Jednak od czasu incydentu nie zdarzyło jej się niczego zapomnieć.
Nerwica natręctw... Tego objawu chyba nie można nazwać nerwicą. To raczej coś jak terapia. Codziennie, bez względu na wszystko musi być wycieńczona. Musi zmęczyć się tak bardzo, aż nie poczuje się jak wyżęta szmata do mycia podłogi. Im dłużej to robi, tym jest ciężej to osiągnąć. Pewnego dnia pewnie nie będzie w stanie już osiągnąć ekstremalnego i maksymalnego zmęczenia. To naprawdę wysportowana suczka. Składa się z samych mięśni. Wystarczy patrzeć na nią przez chwilę gdy spaceruje - nawet wtedy widać pracujące tkanki.
Lubi ból. Nie zadaje go sobie bo tak, bo czuje że to jej ulży czy coś w tym stylu. Może przypadkiem gryźć sobie policzek i gdy się skapnie, może nie przestać. Taki ból jej nie przeszkadza a ulga po długim takim bólu jest bardzo wygodna. Choć... Przyznaje się bez bicia - czasami jednak zadaje sobie jakieś rany. Ale nie tak, żeby od razu się wykrwawić. To... Takie zapomnienie.
Czasami chciałaby niemal wtopić się w tło. Żeby nikt jej nie widział. Gdy chce - sama znajdzie kontakt. Ale gdy chce być sama i tylko sama, bardzo żałuje, że przyciąga uwagę wszystkich tych, którzy wiedzą jaka jest. Nawet pod postacią popularnych owczarków nie ma szans kamuflażu.
To bardzo trudny przypadek psa. Ma wyznaczone zasady i kurczowo się ich trzyma. Nie przywiązuje się do niczego. Życie nauczyło ją, że nic nie jest na własność i lepiej nie być emocjonalnie z kimś lub z czymś związana. Trzyma się z boku, lubi samotność, lecz nie żyje tylko tym. Często jest w pobliżu innych psów, czasami potrafi nawet usiąść przy rozmawiających psach i bezczelnie przysłuchiwać się ich rozmowie. Po prostu nawet jeśli się czegoś dowie - nie wykorzysta tego dalej. Lubi nawet słuchać opowiadań innych psów, lecz ci najczęściej nie lubią za dużo jej mówić z racji, że ona się nie odwdzięcza.
Jest uparta i cięta. Wiele spraw woli rozwiązać przemocą. Jest naprawdę agresywna a w połączeniu z jej dobrą pamięcią i drobiazgowością każdy, kto zajdzie jej za skórę choćby złymi manierami ma przesrane przez najbliższe dziesięć lat. Choćby miała niedowład kończyn. Wyznaje tzw. Prawo Pięści i Kłów; radzę zapoznać się z nimi przed kontaktem z Ansią gdyż niewłaściwe podejście może zagrażać twojemu życiu lub zdrowiu.
Niemal codziennie nękają ją koszmary. Z imadłem. Albo z innym bólem czy innym przekleństwem. Często z odgłosem pękających... gałęzi, tak.
Choć to kompletnie do niej nie pasuje... Czuje muzykę. To bardzo wpływa na jej zdolności twórcze i dzięki temu pisze dobre piosenki. Albo same melodie.
Do psów, które odnoszą się do niej z szacunkiem jest życzliwa i przeważnie nie sprawia im problemów.
Jest czysto praktyczna. Woli proste rozwiązania i działania. Jest myślicielką - cóż się też dziwić. Ma dwadzieścia cztery godziny na dobę tylko dla swoich myśli.
Jest zawsze czujna. Widzi, słyszy i rejestruje wszystko co dzieje się dookoła niej. Śpi na trybie czuwania. Zawsze. Zbudzi ją każdy dźwięk niezarejestrowany jako neutralny bądź przyjazny. Musi mieć szerokie pole widzenia - np. przy zgrupowaniach zawsze usiądzie z tyłu po prawej stronie.
Działa polegając na logice, instynkcie, sile, sprycie i wielu innych aspektach których należałoby się wstydzić. Wyznaje zasadę "jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie" i kurczowo się jej trzyma.
Historia : Urodziła się gdzieś tam robiąc coś tam i mając coś tam. Pewnie była szczęśliwa. Dobra wróżka w postaci szoku pourazowego piep****** ją w główkę i niewiele pamięta. Lecz nie oszczędziła jej wspomnienia samego wypadku. Imadło. Imadło zakleszczające się na lewej łapie. Ojciec. On ucieka i na nią nie patrzy. Zostaje sama. Pękają jej kości. Nawet to słychać. Tak, to przerażający, głuchy dźwięk. Polubiła go. Potem ciemność, pewnie to przez stratę krwi. Wyleczono ją, i choć miała zostać na zawsze w klatce - tak mówiono - wydobyła się z niej i wybrała wolność. I ma się świetnie.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : Koniołaz

wtorek, 17 listopada 2015

Od Vice - CD opowiadania Steve'a

Nie zamierzałam dać Steve'owi spokoju. Chciałam by wiedział, że jeśli nie przejmie na siebie tego obowiązku, będzie kompletnym zerem. Że inaczej nie można postąpić. Dlatego chciałam go trochę poddenerwować, wziąć na presję, a równocześnie sprawdzić, w którą stronę podąży.
Kiedy byłam pewna, że nie zostawi tej sprawy, mogłam dać sobie spokój. W końcu tego od niego chciałam.
Nie mogłam oczywiście tego tak zostawić. Musiałam mieć stuprocentową pewność. Nie jestem w końcu z kamienia.

I tak większość dnia spędzałam w jego towarzystwie.
Co dzień przychodziłam pod dom, którego nawet nie poznałam. Kiedy po kilku dniach nie zauważyłam nikogo innego prócz Steve'a i szczeniaków wywnioskowałam, ze Meggie wolała odejść niż odgrywać z retrieverem rodzinę. Nie dziwiłam jej się.
Jednego dnia nie byłam już tak bystra jak za pierwszym razem. Wpadłam na Steve'a, ale stworzyłam korzystne dla mnie pozory.
- O, widzę że jednak miałaś odwagę się pokazać? Smutne, ale nie chcę cię znać - zakpił i poszedł w drugą stronę.
Szybko do niego dołączyłam.
- O co ci chodzi? - warknęłam. - Miałam rację, że jesteś ich ojcem.
- Idź się lecz...
Kurczę, ale mnie to zagięło. Naprawdę. Jakbym od ojca nie słyszała gorszych rzeczy.
- Steve... - zaczęłam, chcąc się odgryźć, jednak mój głos został zmodyfikowany przez skok wszystkich szczeniaków na raz na mnie. A Steve szedł dalej. Nie zamierzałam mu przeszkadzać, w końcu teraz "nie chce mnie znać".
- Idziemy. - powiedział, gdy nagle znalazł się obok nas.
- My zostajemy z ciocią! - załkała suczka, która tuliła się do mego lewego boku.
Spojrzałam na niego z wyższością. On chciał je zostawić, ja - nawet nie musiałam prosić o ich uwagę.
- To dobrze, bo mam sprawę do załatwienia. - powiedział i szybko odbiegł.
Co?! Miałam zostać z tą grupą małych, bezbronnych i samych szukających kłopotów szczeniaków? Ja się przecież na to nawet nie zgodziłam!
- Super!
- Wiedziałam, że wujek się zgodzi! - pisnęła suczka, która to tak usilnie chciała przy mnie zostać.
- Wujek? - zauważyłam, patrząc na nią z ukosa.
- No, Stiu to nasz wujek. Fajny jest! - wytłumaczył mi mały samczyk. - To, co będziemy robić ciociu?
Aha. Czyli im Steve też powciskał kity.
Teraz jednak nie miałam czasu na te myśli. Musiałam zająć się maluchami. Przez nie wiadomo ile czasu.

Okazało się, że niemal cały dzień. Nie chcąc, by szczeniaki się nudziły, bo gdyby zaczęły, rozglądałyby się za innymi formami rozrywki, które niekoniecznie były dla nich bezpieczne oraz by nie zmieniły tak dobrego o mnie zdania, zrobiłam im dzień pełen atrakcji, niczym w wesołym miasteczku.
Zabrałam je najpierw na Kryształową Tamę. Po południu było najcieplej, więc to był najbardziej dogodny czas. Później mogło być za zimno i szczeniaki by się przeziębiły. A bardzo polubiły lód - zaczynając od lizania go do ślizgania się po nim, były w niebo wzięte. Nie było tu bowiem śniegu, więc skupione zostały na innej postaci żywiołu.
Potem zaprowadziłam je na Złote Wzgórza, by wygrzały się w niknącym słońcu.
Gdy o zmierzchu nie było widać Steve'a postanowiłam, że maluchy prześpią noc w mojej jaskini. Jedna z suczek bardzo mnie polubiła i zasnęła najbliżej mnie.
Rano obudził mnie widok ich "wujka", pochylonego nade mną.
- Jak fajnie, przypomniałeś sobie o nich? - zakpiłam, prostując się.
- Ha, ha. Zabawne, wiesz? - przewrócił oczami, po czym zwrócił się do na w pół śpiących szczeniąt. - Jesteście już na tyle duże, że możecie iść do nowych domów. Znalazłem wam naprawdę dobre nowe rodziny. Dzisiaj was z nimi poznam.
- Co?
- Kim oni są?
- Nie! - zaskomliła suczka i wtuliła się we mnie. - Oni też nas zostawią, jak rodzice!
Spojrzałam na małą przyczepioną do mojego uda. Odsunęłam ją od siebie, by spojrzeć jej w oczy.
- Spokojnie. Macie szczęście, że wasz wujek - tu spojrzałam wymownie na Steve'a. - to zrobił. Mając nawet przyszywaną rodzinę jest o wiele lepiej, niż nie mieć żadnej.
- Ale my wszyscy moglibyśmy być rodziną. Znamy się...
- Amy. - skarcił ją retriever. - Tak nie może być. I nie zachowuj się jak mała dziewczynka.
Suczka uspokoiła się, ale patrzała z byka na ojca.
- Steve. - rzuciłam wymownie, pokazując na szczeniaka. Był za ostry.
Wzruszył ramionami. Teraz już nic nie zrobi.
- Poczekajcie tutaj, przyniesiemy wam coś do jedzenia. - postanowiłam wziąć sprawy w swoje łapy. - Ciocia może wam zaufać, prawda?
- Tak! - odpowiedział chórem.
Słodkie dzieciaczki.

- Steve, to jedyna chwila, w której możemy i będziemy rozmawiać. - zaczęłam, gdy oddaliliśmy się już od jaskiń. - I nie bluzgaj, bo nie chodzi tu o nas. Wiesz, komu ufasz, posyłając do nich szczenięta?
- Oczywiście, że tak! - oburzył się. - To moi dobrzy znajomi. Zaopiekują się nimi.
- Wszystkimi?
- Tak. Wychowają je.
Cóż, nie był wylewny. Trudno się dziwić.
Resztę czasu spędziliśmy w milczeniu, nie wiadomo, czy nie chcąc rozmawiać, czy płoszyć potencjalnej zwierzyny.

Steve?

Od Avril - CD. Opowiadania Bitter Sweet'a

**Przed przyjściem Bitter'a**
- Jesteś nowa? - spytała suka - Pewnie że jesteś. Widać, że nie jesteś zbyt zorganizowana.
Po kilku retorycznych pytaniach warknęłam głośno na suczkę. Pierwszym jej odruchem był szyderczy śmiech, po nim nastąpił gniew. Przywarła mnie mocno do kamiennego głazu.
- Jeśli odważysz się jeszcze raz warknąć na mnie, będziesz leżała u Winnie dłużej niż myślisz. - szepnęła mi do ucha. - A jakbyś nie wiedziała, Winnie to tutejsza lekarka. Miej to na uwadze.
Odepchnęłam ją od siebie silnym ruchem łapy. Mocno się obruszyła, nie zamieniła słowa od tego wydarzenia. Eh. Widocznie pomyślała, że przejmę się jej groźbami.. Ale gdy pies dobiegał do nas, rzuciła się na moją szyję. Bardzo dobrze potrafiła wyczuć czuły punkt, i była niesamowicie szybka. Widocznie miała wprawę. Kłapnęłam zębami, zbierając z jej pyska pasmo czarnej sierści. Odskoczyła jak poparzona i patrzyła na mnie, obnażając kły. Nagle pomiędzy nas wpadł Bitter.
- Spokój, nie mam ochoty na kolejne przenoszenie osób do lekarek - warknął.
Wbiłam wzrok w ziemię. Elaine nadal patrzyła na mnie złowrogim wzrokiem. Zbytnio mnie nie interesowała, była właściwie teraz tylko obiektem moich warknięć i wszystkich, negatywnych rzeczy.
- Będę się zbierać. Do jutra, Sweet. - orzekła i podeszła do mnie. - To nie koniec, mała.
W tym momencie rzuciłam się na El, rozdzierając jej naskórek prawej łapy. Rzuciła okiem na ranę i drapnęła mnie w pyszczek. Całą sprawę znów załagodził Bitter. Odciągnął mnie w drugi koniec polany, a Elaine znikała za wysoką górką. Po chwili nie było jej widać. No, oprócz krawego śladu, który całkowicie ją wydał.
**********
Byliśmy nad Plażą In Litore. Woda była wyjątkowo mało zamarźnięta, jak na tak zaawansowaną zimę. Z oddali zauważyłam Mashine'a ciągnącego za sobą kilka tarcz.
- Bitter Sweet?
- Tak? - spytał lekko wytrącony z zadumy.
- Myślisz, że naprawdę nie damy rady na wojnie? - zapytałam z lekkim niepokojem.
- Eh.. - zawahał się. - Tego nie można wykluczyć.
Cicho westchnęłam. Martwiło mnie to, że mamy dosyć mało Wojowników.
- Nie martw się! Mamy przecież Mashine'a. Z nim na pewno damy radę. - zapewnił - Pewnie nie tylko wojownicy będą walczyć. Założę się, że inni też. Mamy też siebie. I Elaine.
Bitter z lekka się uśmiechnął. Ja jedynie cicho warknęłam na imię suki.

Bitter Sweet? :w

Od Steve'a CD opowiadania Vice

Suczka mnie zagięła . Wiem że nie jestem ich ojcem , ale jak to udowodnić ?
- Vice , posłu... - próbowałem powiedzieć że nie jestem " tatusiem " ale na daremno . Vice tylko mi przerywała .
- Meghan wszystko mi wyśpiewała .
Rozkochałeś ją w sobie .. a kiedy urodziła ... porzuciłeś ! I nie było żednego potrącenia przez samochód ! - rzuciła .
- Szczeniaki nie biorą się z niczego - krzyknąłem , kiedy udało mi się przebić przez jej zarzuty .
- A napewno nie z kłamstawa - warknęła i dała mi w pysk. Odwróciłem się i odszedłem, ale Vice zacięcie szła za mną .
- Gdzie idziesz , bo napewno nie do dzieci . Biedne maluchy mają takiego złego ojca .
- Zamknij się ! - wyszczekałem i pobiegłem w przeciwnym kierunku .
Vice ciągle podążała za mną i coś do mnie mówiła ale nie słuchałem . W końcu miałem dość i zawołałem :
- Skoro taki zły jestem , to po co za mną biegniesz ?!
Na te słowa się zatrzymała . Ja za to ciągle biegłem . Ale nie gdzieś specjalnie niewiadomo gdzie - do Meghan i " moich dzieci " .
Po paru minutach jednak wolność minęła i z krzaków naskoczyła na mnie Vice.
- Precz ! - wykrzyczałem i z trudem zrzuciłem ją z siebie - byłem zmęczony . Jeszcze szybciej niż przed tem biegnąłem jak głupi , a Vice idiotycznie za mną .
***
Minęła pewna chwila i straciłem dech.
Musiałem na chwilę usiąść .Suczki już za mną nie było . Moja biedna poszarpana dusza śmiała się z niej . Mała i głupia .. czy może jednak tak mi bliska ? W tamtej chwili nie miałem pojęcia . Zacząłem się rozglądać . Nie było jej . Z jednej strony nie wiedziałem co o tym myśleć . Wrócić i słuchać zażaleń , czy odejść i o wszystkim zapomnieć ? Postanowiłem na dłuższy czas pozostać u Meghan . Wstałem i po raz kolejny podjąłem próbę ucieczki .
***
Po półgodzinie stałem pod bramą ... Jednym słowem w blasku lamp ( był wieczór ) cały dom wyglądał na opuszczony od lat . I rzeczywiście . Nie było ani tej pani , ani Meghan i tego jej partnera . Postanowiłem sprawdzić budę. Leżały w niej wychudzone , zziębnięte i nie przytomne szczenięta. Patrzyłm na nie z obrzydzeniem .One wogóle mnie nie przypominały .Wyszedłem i trzasnąłem drzwiczkami. Nie chciałem mieć nic wspólnego z tymi paskudami. To przez nie nie ma przy mnie Vice . Nagle poczułam jednak wstyd i wróciłem do tego miejsca . Tym razem ( mimo krótkiego czasu ) patrzyłem na nie z litością. To nie przezemnie one tu są , i nie przezemnie cierpią ale czułem że musze im pomóc . Nie był to jakiś instynkt macierzyński , lecz zwykła chęć pomocy . Usiadłem obok nich . Wpatrywałem się w nie , i nie wiedziałem dlaczego były obiektem kłótni i nieporozumień . Skoczyłem po wodę nad najbliższe jezioro ( za domem ) i do lasu po jedzenie .
Kiedy wróciłem pochlapałem każde wodą i podstawiłem pod sarnę . Po jedzeniu poszły i napiły się z wiaderka . Dopiero po tych czynnościach spojrzały na mnie - czyli całkiem nieznajomego psa stojącego w ich domku .
- Kim jesteś ? - zapytało jedno .
- I co tu robisz ? - dopytywał się drugi .
- Gdzie jest tata ? - szeptała suczka.
- Jestem Steve - wasz wójek . Przyszedłem tu bo pokłuciłem się z waszą mamą .
- Z Meggie ? - szepnęły chórkiem .
- W sensie , z moją przyjaciółką. Taką Vice ... - powiedziałem z zażenowaniem .
- I aż wasza mama lub tata nie wrócą zostanę z wami . Chyba że minie zbyt długi czas , to poszukamy wam nowego domu .
Szczenięta popatrzyły na mnie z wdzięcznością i zamerdały ogonami . Położyłem się w kącie budy i przed zaśnięciem kazałem malcom nigdzie się nie ruszać . Te posłusznie położyły się obok mnie .
***
Następne jedenaście dni , wyglądały tak że było śniadanie , spacer , odpoczynek , obiad , zabawa , wspólne polowanie i kolacja a potem spać . Dwunastego dnia , w porze spaceru spotkałem Vice .
- O , widzę że jednak miałaś odwagę się pokazać . Smutne , ale nie chcę Cie znać - rzuciłem w jej stronę i poszłem dalej . Ona za mną .
- O co Ci chodzi ? Miałam rację , jesteś ich ojcem - powiedziała ze zdenerowaniem .
- Idź się lecz - rzuciłem obojętnie .
Vice wyglądała na przygnębioną .
- Steve .. - zawołała żałośnie , ale nie miałem zamiaru się odwracać .
Nagle zauważyłem że nikt za mną nie idzie , i wszystkie owczarko-groenedele ją przytulają . Przewróciłem oczami i podszedłem bliżej .
- Idziemy - powiedziałem ozięble i spojrzałem na szóstkę maluchów " przylejonych " do suczki .
- My zostajemy z ciocią ! - zawarczał jeden ze szczeniąt .
- To dobrze bo mam sprawe do załatwienia - powiedziałem sarkastycznie i odszedłem .
***
Po godzinie byłem pod kamieniczką , a właściwie w miejscu urzędowania moich kumpli .
- Jest tu ktoś ? - zawołałem .
- Steve ? -krzyknęła grupka psów i podeszła bliżej .
Było w niej moich 3 kumpli :
- Rudy ,
- Little ,
I śpioch . A obok nich stały trzy suczki .
- Cześć ! - powiedziałem i śmiało podałem im łapę .
- Steve , ile to cię nie było ! - rzekł Śpioch i mocno mnie uściskał . Podobnie zrobił Rudy i Little . Suczki zachowywały dystans .
- Kto to ? - zapytałem z zaciekawi1eniem , spoglądając kątem oka na każdą z nich .
- To nasze partnerki ! - powiedział dumnie Little .
- To fajnie się wam ułożyło . A szczeniaki już macie ? - zapytałem .
- Tylko oni - powiedział smutno Rudy i razem ze swoją partnerką spuścił głowę .
- My nie możemy mieć dzieci .
- Pamiętacie Meghan ? - zapytałem próbując zmienić temat .
- Kto by jej nie pamiętał ! - zaśmiał się Little .
- Właśnie ! Ona uciekła i zostawiła szóstkę szczeniąt - powiedziałem spoglądając na Rudego .
- Co masz na myśli ? - spytał podejrzliwie Śpioch , czując że do czegoś zmierzam .
- Są sierotami , i szukają dobrych rodziców - powiedziałem z uśmiechem.
- Możemy je przygarnąć ! - Rudy odrazu się rozwselił i zamerdał ogonem .
Spojrzałem na jego dziewczynę , ta pokiwała głową .
- Adopcja dokonana ! Kiedy je przyprowadzić ? - zapytałem radośnie .
- Zaraz ! - zawył Rudy .
- Jutro ! - warknęła suczka i go szturchnęła .
- Dobrze , jutro w tych okolicach .
Po tej rozmowie były już tylko śmiechy i wspominki do późnej nocy . Do Vice i maluchów wróciłem wczesnym rankiem ...



Vice ? ;*

Od Bitter Sweet'a - CD. Opowiadania Gracy

- Dobranoc.. - odmruknąłem.
Poszedłem jeszcze do jaskini Lokiego. Nie wiem po co, nie wiem dlaczego. Po prostu czułem, że powinienem się tam znaleźć.
**U Lokiego**
Popatrzyłem na lekko zaniepokojonego psa siedzącego na kamiennym podeście u wrót jaskini. Wyglądał naprawdę bardzo mizernie.
- Loki? - spytałem dla pewności, czy to on. - Stary, co się dzieje?
- Myślę o tych psach.. - zmarszczył brwi - I nie jestem "stary"! Jestem przecież jeszcze młody i piękny.
Dumnie wypiął pierś i usiadł. Przewróciłem oczami na znak, że wcale nie wygląda na dumnego i rozważnego samca Alfa. Uśmiech trochę mu przygasł.
- Jakich psów? - rzuciłem.
- No.. Tych z Ice R.. - nie dokończył. - Bitter Sweet.. One są tam.
Popatrzyłem na wskazującą łapę towarzysza. Faktycznie, były to kundle, który zepsuły nam scenerię.
- Gracy... - szepnąłem. - Ona nic nie wie! Loki, idź do Mashi'ego. Powiedz o tym, że mamy nieprzyjaciół w Centrum. Ja biegnę obudzić pozostałych.
****
Napad na wilki - bo wilkami te istoty były - został przerwany. Dostaliśmy podziękowania za akcję ratunkową od niewielu psów.
- Niezłe wrażenia na koniec dnia, prawda? - spytałem z lekkim uśmiechem.
Połowa sfory zawarczała. Widocznie tylko ja miałem w sobie tyle optymizmu. No.. może jeszcze Grey i Loki.
- Nasz film był całkowitym odzwierciedleniem tej walki - stwierdziła. - To mógłby być następny epizod..
- Nie! - krzyknęli wszyscy razem, opalając swoje pianki nad paleniskiem.
***
Rozeszliśmy się i pobiegliśmy do jaskiń. Roześmialiśmy się. Przygodę z wilkami uznaliśmy za zamkniętą.

Gracy? Jak chcesz to skończ już xd

Od Bitter Sweet'a - CD. Opowiadania Avril.

Wilki. We wnętrzu Ice Ring były wilki. Dokładniej siedem. Nie dałbym rady każdego rozszarpać, przy Laine i Rill. Musiałbym jednocześnie je osłaniać, a jakiś inny pies musiałby zabrać się do rozpruwania wilczaków. Popatrzyłem na zaniepokojone moim zachowaniem towarzyszki. Dosyć dobrze się dogadywały. Na pewno lepiej niż ze mną.. Ale nie miałem się co dziwić.
- Idźcie przodem. - rozkazałem.
Gdy któraś z nich poczęła się sprzeciwiać - a była to częściej Av - musiałem ostrzegawczo warknąć. Po jakimś czasie zrozumiały, że albo postradałem zmysły, albo coś się dzieje. Gdy dotarliśmy do pobliskiej rzeczki postanowiliśmy zrobić krótką przerwę. Dziewczyny wyłamały przerębel, by można było się napić. Woda była jednak trochę za zimna. Jak to w zimie.
****
- Muszę coś załatwić. - orzekłem - Spotkamy się wieczorem.
- Coś ty taki tajemniczy? - spytała zażenowana Elaine.
Cicho warknąłem, aby rozwiać jej wszystkie wątpliwości, co do tego, czy padnie odpowiedź. Pobiegłem w stronę północy. Przy pagórku stał znajomy pies z patrolu, jednak nie znałem jego imienia.
- O, cześć Bitter Sweet! - rzekł uradowany
On zna moje imię? Jakim cudem? Nie przejmując się tym zbytnio postawiłem wszystko jasno.
- Słuchaj... em. - zawahałem się.
- Harrison - podpowiedział.  - Jestem Harrison.
- Ah tak. Więc, słuchaj, Harrison. Na Ice Ring jest wataha wilków. Zgarnij resztę. Założę się, że wschodni przysypiają. - orzekłem - Czekam tu na was.
******
Walka nie była wyrównana; byliśmy tylko we trójkę. Ja, Harrison i Beeth. Naveda wykazywała wyraźną chęć, jednak wszyscy uznaliśmy że lepiej by w to nie wchodziła. Jednak daliśmy radę, uchodząc z płytkimi ranami. Wróciłem do Elaine i Avril.

Avril, Laine?