sobota, 24 września 2016

Nowa suka - Abigail!

http://24.media.tumblr.com/tumblr_lvgt57wA0T1qi2f6ho1_500.jpgImię:Abigail
Ksywka: Abi, niektórzy mówią na nią Piratka, ale to ją drażni
Głos: Slow Life
Rasa: Border Collie
Wiek: 5 lat
Płeć: Suczka
Stanowisko: Sprinterka
Rodzina:
Matka - Astrid, border collie
Ojciec - Russo, border collie
Brat - Drako, border collie
Partner;Szuka
Charakter:Jest nieufna, nie lubi obcych psów. Jednak dla przyjaciół jest otwarta i chętna zrobić wszystko. Abigail jest bardzo odważna
i żyje na podstawie "jest ryzyko jest zabawa". Kiedy coś chce zawsze dąży do celu i nigdy nie odpuszcza, czasami wtedy potrafi być
uparta jak osioł. Nie znosi przegrywać. Łatwo ją wytrącić z równowagi, dla nieprzyjaciół jest ostra i z łatwością może się odgryźć,
ma w tym doświadczenie. Ale mimo tych cech w towarzystwie znanych prze nią ludzi jest szczęśliwa i ogólnie jest optymistką.
Historia: Przez kilka pierwszych miesięcy razem z matką mieszkała w kochającym domu, ale z powodu trudnej sytuacji jej
właściciele musieli ją sprzedać. Jej nowemu właścicielowi zależało tylko na pieniądzach i chciał z Abi wygrać Agility, bo miała w rodzinie championów. Kiedy miała 1,5 roku udało jej się uciec do lasu, od tego czasu żyła pozostawiona tylko na siebie. Aż w końcu udało jej się dostać tu.
Upomnienia: 0/4
Kontakt: Na howrse: Aggi142 Gmail: aga0konik@gmail.com

sobota, 17 września 2016

Od Gracy – CD opowiadania Bitter Sweet'a

Góra. Dół. Góra. Dół.
To cały czas czuła Gracy. Bitter szedł dosyć szybkim krokiem, przez co suka mocno to odczuwała. Chciała otworzyć oczy jednak nie dała rady, a ciepło lecące od strony słońca, jak i sierści Owczarka jeszcze bardziej skusiło ją do snu. Jedyne co dała radę zrobić i zrobiła, to wtulenie łba w miękkie włosy Sweet'a i pozwolenie, aby jej ciało bezwładnie leżało na jego plecach. Słyszała co chwilę jakieś pomruki, ulatniające z pyska Owczarka, aż w końcu zasnęła.
Chłodny powiew wiatru wpadający do jej jaskini, przeszył futro Grey. Suka powoli podniosła powieki, a oczom ukazała się ta sama, szara ściana, którą widuje codziennie. Od rana, do wieczora. Podniosła przednie łapy, przechodząc do pozycji siedzącej i jeszcze przymulonym wzrokiem błądziła po jaskini.
– Musisz kłaść się wcześniej spać – westchnął Sweet, na którym zatrzymała ślepia. Pies również wyglądał jakby przed chwilą obudził się z twardego snu. Gracy spokojnie wstała, otwierając pysk przy przeciągliwym ziewnięciu. Do końca jeszcze nie przyswoiła wiedzy jak do końca się tu znalazła i co się dzieje. Zaraz jednak zaczęła przypominać sobie zdarzenia, które miały miejsce zanim poszła spać.
– Tak – odparła, przecierając oczy, a jej słowa odbiły się echem po jaskini. Gracy podeszła do jednej z półek na której przechowywała drobne, szybko nie psujące się mięso i położyła je na kamieniu, przypominającym stół. Zaraz również jej żołądek zaczą grać pieśń, którą wiele psów mogło określić jako zwykłe burczenie. – Jeżeli chcesz to weź, chyba nie jest trujące – mruknęła, jeszcze nie do końca przytomna, wskazując łapą jeden z kawałków.

Bitter?

piątek, 9 września 2016

Od Niklausa

   Wziąłem głęboki oddech. Dzisiejszy dzień jest dniem, w którym kończę dawny rozdział i zaczynam następny. Planowałem to od dłuższego czasu, ale dopiero teraz zaczynam odczuwać niepokój. To zrozumiałe. Spędziłem w tej sforze wszystkie lata swojego życia, urodziłem się tu i kochałem to miejsce, ale teraz to nie jest już to samo. Nie bez Michelle. Kocham ją nadal, mimo, że odeszła dawno. W tym miejscu wszystko mi ją przypomina – nawet najzwyczajniejsza dróżka ciągnąca się przez las. To dlatego, że w młodości spenetrowaliśmy każdy zakątek terenów sfory, a nawet wiele razy byliśmy poza nimi. Musiałem stąd jak najszybciej odejść, bo powoli wariowałem. Miałem wrażenie, że słyszę jej szept; odgłos jej kroków; że widzę jak końcówka jej ogona znika między krzakami. Wiem, że nie w porządku było odejść bez pożegnania, zwłaszcza teraz, gdy nad przyszłością tego miejsca zebrały się ciemne chmury. Ale gdybym powiedział, co zamierzam zrobić, wszyscy by mnie zatrzymywali – prosili, a wręcz błagali, bym został. A ja nie chciałem niepotrzebnie ranić ich swoją odmową. A może udałoby się im mnie namówić? Wtedy i tak prędzej czy później bym odszedł, znów zadając im ból. Nie chciałem tego. Lepiej odciąć się za jednym zamachem.
   Złamania proste zrastają się szybciej i bez komplikacji.
   Najgorsze wątpliwości napadały mnie, gdy wyobrażałem sobie miny reszty, gdy po prostu zniknę. Miny Monny i Konny'ego, dla których byłem jak ojciec, i którzy nie poradziliby sobie beze mnie; minę Jockera, który był dla mnie poniekąd jak brat, który zawsze mnie wspierał i zapewne powierzyłby mi swoje życie, jak ja swoje jemu; minę Suzzie, która otaczała mnie troską i siostrzaną miłością, która tyle dla mnie poświęciła; minę Heroine, która, mimo, że najprawdopodobniej mnie nienawidziła, nadal była moją córką i kochała mnie na swój sposób; minę Gracy, która, chociaż nie była ze mną w bliskich relacjach, szanowała mnie i być może lubiła. Minę Michelle, która, mimo, że odeszła dawno, sama poniekąd tchórząc, uznałaby za tchórza mnie.
   Odpędziłem to wszystko od siebie, zaciskając zęby. Musiałem być silny, bo inaczej nie wytrwałbym w swoim postanowieniu. Odejdę. Muszę odejść. A reszcie nic do tego.
   Rzuciłem się pędem przed siebie, starając się nie rozglądać na boki. Wszystko przypominałoby mi o tym, jakim jestem tchórzem – uciekam, zamiast dać sobie pomóc, spróbować żyć dalej. Wiem, że jestem tchórzem. Ale inaczej się nie da.

   Biegłem wiele czasu, nim dotarłem do granicy między najbardziej wysuniętym terenem sfory, a wolnością. Jeszcze jeden krok i znajdę się w zupełnie innym świecie, świecie ludzi. Nie jest to łatwy świat, ale jestem pewien, że sobie poradzę; tak pewien, jak tego, że jestem tchórzem.
   I już miałem wykonać ten ostateczny krok i stać się bezpańskim, bezsforowym psem, gdy usłyszałem czyjś głos:
   — Co ty robisz, jeśli można wiedzieć?
   Poczułem, jak serce mi zamiera. Było tak blisko... Wziąłem głęboki oddech i odwróciłem się do psa, który się do mnie odezwał.

 Ktoś?
  

czwartek, 8 września 2016

Od Suzzie – CD opowiadania Bitter Sweet'a

   Uniosłam powoli głowę, a mój wzrok zatrzymał się na sylwetce dobrze znanego mi psa. Wcześniej uważałam jego głos za omam, spowodowany przegrzaniem bądź początkiem problemów psychicznych. Teraz jednak okazało się, że obie z tez odpadały, więc wizyta u miejscowego lekarza lub psychiatry była zbędna. Dopiero po kilku sekundach skupiłam się na tyle, by przypomnieć sobie, że Bitter Sweet zadał mi pytanie i oczekuje odpowiedzi, patrząc na mnie jak na chorą na umyśle.
   — Przepraszam — mruknęłam. — To przez ten upał jestem taka rozkojarzona...
   Pokiwał łbem, a ja zorientowałam się, że jego pytanie nadal pozostało bez odpowiedzi.
   — Chodźmy w jakieś zacienione miejsce. — potrząsnęłam łbem. Niedługo naprawdę zwariuję w tym upale.
   Przystał na moją propozycję, kierując się w gąszcz drzew, gdzie docierała zdecydowanie mniejsza ilość słońca. Szłam pół kroku za nim, delikatnie powłócząc łapami i czując zmęczenie. Moim największym marzeniem był teraz gęsty, ulewny deszcz, najlepiej jeszcze z burzą.
   Zorientowałam się, że idąc mam spięte mięśnie, jakbym oczekiwała ataku, więc starałam się je rozluźnić. W ostatnim czasie żyłam w ciągłym stresie, więc pewne zachowania mi pozostały. Dopiero po kilkunastu minutach uporczywej ciszy, psu udało się mnie zagadnąć tak, bym dała się wciągnąć w rozmowę. Zagadaliśmy się tak, że ze zdumieniem ujrzałam, że niebo robi się coraz ciemniejsze, a słońce świeci delikatnie i przyjemnie. Miałam wrażenie, że minęło kilka minut, a w rzeczywistości było to kilka godzin. Musiałam przyznać, że dzisiaj czułam się naprawdę rozluźniona i dobrze się bawiłam. Zadziwiające, że odnowienie starych znajomości może przywołać miłe wspomnienia i atmosferę. Miałam nadzieję, że nie było to ze strony psa jednorazowe spotkanie, ot tak, lekarstwo na nudę. Z chęcią spotkałabym się z nim raz jeszcze, zapominając o wszystkich troskach i będąc po prostu sobą. Kto wie, może nawet po jakimś czasie połączyłaby nas nić przyjaźni?
   — Muszę już iść — westchnęłam. — Mam nadzieję, że to powtórzymy? Naprawdę miło spędzało mi się z tobą czas, Bitter.

Bitter Sweet?

Od Suzzie – CD opowiadania Meversue'a

   Po usłyszeniu tego przepełnionego szczerością wyznania, moje serce zabiło z nową mocą, choć jeszcze kilka sekund temu prawie zamarło. Teraz, wiedząc, że obiekt moich uczuć je odwzajemnia, czułam się dziwnie spełniona. Podobnie czułam się dawniej przy Jemie. Wiedziałam, że przede mną i Meversue'm jest jeszcze kręta i wyboista droga, ale warto było podjąć się wędrówki, wiedząc, co czeka mnie na końcu. Związek z Jemem w pewnych aspektach byłby zapewne łatwiejszy, ale czy łatwiejsze znaczy lepsze? Nie pragnę żyć w spokojnym, bezpiecznym związku. Pragnę poznać najpiękniejszy odcień miłości, przeżywać wzloty i upadki, odsuwać się i wracać do siebie z nową dawką uczuć, czyniących naszą więź jeszcze silniejszą niż kiedykolwiek. To, czego pragnę, może mi zaoferować właśnie on – Sue, którego obdarzyłam szczerą miłością, tak jak on mnie.
   Ja też byłam pełna niedowierzania do tego, że on obdarzył uczuciem mnie, bo przecież wie, że mimo mojemu ogólnie wesołemu charakterowi, to na moim sercu znajdują się jeszcze niezaleczone – albo raczej źle zaleczone – rany, otoczone poszczególnymi imionami bądź historiami. Jednak ja w przeciwieństwie do niego, uwierzyłam mu od razu – wyczytałam z niego szczerość, bijącą i od słów, i od gestów.
   Ode mnie zaś biła ufność i nadzieja – nadzieja na lepsze jutro, lepszą przyszłość sfory, lepszą przyszłość moją, jego, naszych pobratymców, Jockera...
   Uśmiechnęłam się do niego, starając się tym jednym gestem pokazać mu wszystkie pozytywne emocje goszczące we mnie. Chyba mi się to udało, gdyż kąciki jego ust również wygięły się ku górze.
   — Czuję to samo, Meversue — szepnęłam i nadal uśmiechnięta, wyszłam.


Meversue?

Od Jocker'a

Siedzę zamknięty w tej jaskini jakieś cztery miesiące. Żadnych żywych dusz i organizmów dookoła mnie. Żadnego pożywienia, żadnej wody. Normalny pies chyba by już dawno zdechł z głodu, pragnienia i przemęczenia. Czułem w sobie ochronę przeciwko takim zabójstwom. Siedziałem w kącie, sierść miałem nadal najeżoną ze względu też że była cała brudna i sklejona. Oczy nadal wytrzeszczone lecz czerwone od przemęczenia. Ogon podkulony. Myślicie pewnie że nikt się mną nie przejmował. Z początku tak. Przychodzili do mnie, pytając jak mogą mi pomóc. Nie reagowałem wtedy ani słowem. Siedziałem po prostu tak jak siedzę teraz. Później... Nikt nie przychodził. W sforze o mnie zapomnieli. Nie słyszałem swojego imienia. Suzzie nie mogła mnie znieść i przeprowadziła się. Wejście do mojej jaskini zarosło całkowicie pajęczynami i roślinnością. Zrobiło się ciemno. Zupełna pustka. A dlaczego to wszystko?


***miesiąc później***

Czułem że umieram. Nie chciałem. Ale nie mogłem nic zrobić. Łapy już dawno się pode mną zapadły. Śmierć mnie przerażała. Tak bardzo jak chciałem wróci do ojca tak bardzo nie chciałem jednak odchodzić. Wyjąłem spod własnego ciężaru jedną łapę. Poruszałem nią z trudem w każdą stronę ale udało mi się na niej stabilnie stanąć. Zrobiłem to po kolei z każdą aż wstałem. Powolny i zgarbiony podszedłem do wejścia jaskini. Ledwo je znalazłem. Łapą odgarnąłem wszystkie rośliny i pajęczyny. Wyszedłem na zewnątrz. Promienie słońca powodowały że moje oczy dosłownie pękały. Od razu je zamknąłem żeby pare łez mogło je nawilżyć. Ruszyłem w stronę domu Casa. Mam na dzieję że nigdzie nie zwiał. Kiedy przechodziłem, po drodze mijałem psy. Ja jeszcze wszystkich dokładnie pamiętałem. Zato oni? Dało się to wywnioskować po szeptach trwających dookoła mnie:
- Co to za pies?
- Co on tu robi?
Ignorowałem te słowa i wlokłem się dalej do Casa. W jaskini go nie było. Usiadłem w środku i czekałem na niego. Niestety nadal czułem że śmierć łazi gdzieś za mną i szuka okazji do użycia swojej kosy. Sparaliżował mnie strach. Zemdlałem. Nie czułem że to już ten moment ale że nie mam na nic siły. Po chwili się ocknąłem. Cas stał wystraszony ku wejściu do jaskini. Podszedł do mnie i zapytał:
- Przepraszam pana, czy wszystko dobrze?- pomógł mi wstać
- Ty..-ledwo zacząłem.- Ty mnie nie pamiętasz prawda?
Cas otworzył szeroko oczy lecz po chwili je przymrużył. Bałem się że straciłem przyjaciela bo po prostu o mnie zapomniał. Wypadłem z jego ramion. Miałem ochotę gorzko płakać ale wyprzedził moje chęci głos Castiela.
- Jo...Jock...
Podniosłem się z nadzieją patrząc na Casa.
- Jocke..-w tem popatrzył na mnie ze łzami w oczach.- Jocker!!!

Castiel?

piątek, 2 września 2016

Od Bitter Sweet'a - C.D. Opowiadania Gracy

Sweet zwinnie ominął niewielką kałużę, roztaczającą się tuż przy głównej, prowadzącej do centrum sfory ścieżce. Co prawda, jego nastrój po kilkugodzinnym biwaku polepszył się o kilkadziesiąt procent, a lekki uśmiech zadowolenia gościł na Owczarkowym pysku przez resztę podróży.. lecz pomimo ogólnej radości płynącej z obserwacji słonecznej wędrówki odczuwał dziwne poczucie pustki, która narastała wraz z dłuższym pobytem poza własną, przepełnioną do skrajności kurzem i brudem jaskinią. Odczuwał w stosunku do niej pewien sentyment, można nawet powiedzieć, iż ją pokochał, całym swoim psim sercem. Co jakiś czas odciągał od siebie entuzjastyczne myśli o powrocie do mieszkania tylko po to, aby sprawdzić stan towarzyszącej mu Gracy - często czuł, jak jej bezwładny pysk opada na jego grzbiet, biały ogon przypominający pióropusz zbiera ze sobą wszelkie brudne przedmioty i pozostałości po tutejszej społeczności. Wyglądała na zmęczoną, jeśli nie totalnie wycieńczoną; a przynajmniej wszystko wskazywało na to, że Grey wręcz zasypia na rozwidleniu dwóch dróg, na całe nieszczęście usłanych tysiącem malutkich drobinek, okruchów skalnych i drobnych, zdruzgotanych i sponiewieranych roślinkach. Westchnął cicho i powoli się zatrzymał, by chociażby tak obejrzeć dokładnie jej obecny stan, który wyraźnie wskazywał na wymagający sporej dawki snu lub ciągłemu dostarczaniu złóż kofeiny. Uniósł jej podbródek łapą, a senny wzrok piwnych oczu dał mu do zrozumienia, iż dalsza droga nie będzie należała do najprzyjemniejszych i nie będzie mógł dopisać jej do jednych ze swoich ulubieńców.
- Grey, zasypiasz - oznajmił rzeczowo, a jego ton stał się jakby łagodniejszy.
Gdy otrzymał odpowiedź w postaci cichego, niezrozumiałego i odczepnego pomruku zatarł łapy i zarzucił Białą na swój grzbiet, podobnie do myśliwych targających swój łup. Cieszył się, że jego dobrze zbudowana postura wystarczała na całe, w miarę lekkie ciało towarzyszki, jednak wiedział, iż tuż po powrocie zwróci suce uwagę o wcześniejszych porach na sen.

Greyy?

Od Riley - C.D. Opowiadania Heroine

Riley uniosła lekko swoje brwi, zupełnie tak, jakby oczekiwała innej, konkretniejszej odpowiedzi na swoje długo planowane wyznanie o własnych poglądach. Argument suki przedstawionej jako Heroine był mocny, jednakże nie miała zamiaru w niego wierzyć, przyznać jej rację czy przyjąć do siebie cenne spostrzeżenie z wyraźną aprobatą. Wolała drążyć się w swoich uprzedzeniach i obawie przed nieznanymi, nawet nie rozpatrując ich zamiarów, które wcale nie musiały być złe, przepełnione nienawiścią i brutalnością. Ciemna, ponura wizja setki szpiegów pod osłoną wyglądu husky atakujących każdy cal jej wątłego ciała jeszcze bardziej utwierdzał ją w przekonaniu, iż powinna bezdyskusyjnie i szybko skierować się w inną stronę i od nowa naznaczyć cel swej podróży - zamiast znalezienia jaskini marzyła teraz o poszukiwaniach pustej, niezamieszkałej przez nikogo jamy i podążania prostą, leśną i odsuniętą od aktywniejszej części sfory ścieżką. Nie miała najmniejszego zamiaru powtarzać tego przedstawionego, właściwie odbytego tylko dzięki niej, a dosadniej - nieostrożności, którą się wykazała. Mimo tego, że już dawno mogła być skierowana ku swojej upragnionej drodze, wciąż stała w jednym miejscu, wbijając pazury w miękką, żyzną glebę. Kończyny próbowały odmówić jej posłuszeństwa, lecz wcześniej wymienione pragnienie wzięło górę; już po kilku sekundach obróciła się o trzysta sześćdziesiąt stopni i kroczyła pewnie przed siebie. Kiedy jedna z jej kończyn była już stanowczo za warstwą gęstych, bujnych i zielonych krzewów usłyszała głos, który błyskawicznie dopasowała do Owczarka. Instynktownie odwróciła pysk, ukazując Heroine i Cielowi swoje ślepia w mocnym, krwistoczerwonym odcieniu, co z pewnością wzięli za pewien gest przyjaznego nastawienia.
- Może jednak się przedstawisz? - dosyć wyraźny głos Heroine ledwo przebijał się przez świst jesiennego, wyjątkowo porywistego wiatru. - Myślę, że to nie ma sensu, po prostu wracajmy do swoich spraw - dodała smutno, gdy suka podążała dalej w zupełnie nieznanym kierunku.
- Riley - mruknęła, za chwilę znajdując się tuż obok nich.
Nie chciała sprawiać komuś przykrości, a przynajmniej nie teraz, na samym wstępie jej pobytu w sforze - co mogłoby się wydarzyć, gdyby Owczarek był młodym samcem Alfa, Beta czy po prostu ważniejszym członkiem? Wybrała przełknięcie wstydu, zamiast krzywych spojrzeń przez resztę swojego tutejszego mieszkania, przebywania w stadzie razem z dwójką.

Heroine?