środa, 30 września 2015

Nowy pies- Tomorrow

Imię : Tomorrow
Ksywka : Tom
Głos : Ed Sheeran
Rasa : Kundel(raczej)
Wiek : 16 lat(nie jest już młody)
Płeć : Pies
Urodziny : Wiosna 15 dzień
Stanowisko : Ponieważ jest już stary postanowił wybrać sobie spokojne stanowisko nauczyciela szczeniąt
Rodzina : Zginęli
Partner : Jest za stary na partnerkę
Charakter:
Dobry,miły,dobroduszny,przynudzający,leniwy.
Historia : Urodził się w schronisku.Przez piętnaście lat czekał na nowy dom jednak nikt go nie chciał zaadoptować.W końcu gdy otwarto klatkę by zabrać go na spacer uciekł i mimo,że z trudem biegł oddalił się od schroniska i wędrował rok,aż w końcu znalazł sforę gdzie zamieszkał i teraz czeka tu końca swoich dni.
Upomnienia : 0/4
Kontakt :  4167asia / zuzia.dyb@vp.pl

Od Winnie

Dawno nie widziałam się z Theo. Codziennie go nie ma. Pomyślałam że przejdę się po sforze, jak za szczenięcych lat. Nagle zza krzaków coś na mnie skoczyło. Nie dowierzałam, że go widzę. Aż przetarłam łapą oczy.
-Theo! - Krzyknęłam szczęśliwie.
-No, to ja. - Uśmiechnął się.
-Czemu cię tak nie widzę już? - Zapytałam.
-Ostatnio mam dużo spraw na głowie. - Pomógł mi wstać.
Przytuliłam go po czym polizałam w ucho.
-Przejdziemy się? - Zaproponował.
-Jasne.
Wyruszyliśmy w stronę plaży In Litore. Uwielbiam to miejsce. Usiedliśmy na brzegu. Słońce waliło niezmiernie. Musiałam wskoczyć do morza. Popłynęłam trochę dalej, tam gdzie nie mam już gruntu.
-Theo? - Krzyknęłam.
-Hm?
-Chodź, przyda ci się kąpiel.
Theo spojrzał się na mnie z troską.
-Nie, kąpałem się niedawno. - Uśmiechnął się.
Przewróciłam oczami i wróciłam na brzeg.
Słońce powoli zachodziło, a my właśnie wróciliśmy z wycieczki po zachodnich terenach.
-Winnie? - Zapytał mnie pod koniec.
-No co?
-Jutro też się przejdziemy. Ale na skałki ok?
-Oczywiście. - Pocałowałam go i weszłam do swojej jaskini.

Theo? ^^ wielki powrót

sobota, 26 września 2015

Od Fibi

Jako jedna z tych "nowych", gdy już zostałam przyjęta do sfory postanowiłam sama na własną rękę zwiedzić okolicę. Skoro jestem nielękliwa to nic mi raczej nie zagrażało. a nawet jeśli to i tak pożegnał by się z życiem. Lub zdychał by w męczarniach po zadanych przeze mnie ciosach. Dwie możliwości do wyboru. Szłam przez piękny las, tak umiem dostrzec piękno. Raz po raz promyki słońca muskały moje futro i raziły moje dwukolorowe oczy. Chłodny wiatr łaskotał mnie w pysk. Powietrze było takie czyste.. Łapałam głębokie wdechy. Zielona trawa pięknie współgrała z otoczeniem. Delikatnie stawiałam łapę za łapą. Nasłuchiwałam śpiewu ptaków przebijających głuchą ciszę. Echo, szum. Piękna okolica. Można by było tu zostać na zawsze. Nagle ujrzałam wielkie drzewo rosnące tuż przede mną. Jego gałęzie były mocne i dumnie pięły się ku niebu. Wspięłam się na stare monstrum. Wchodziłam coraz wyżej. Chciałam podziwiać okolice ze samego szczytu. Gdy moja wspinaczka zbliżała się ku końcowi, zobaczyłam "liściasty sufit", który musiałam "przebić" aby być na szczycie. Łapami odsuwałam gałęzie z liśćmi i nagle oślepiło mnie światło słońca. Byłam na samej górze. Piękną chwilą było to, że załapałam się na zachód słońca. Widok był cudowny, nikt nie mógł sobie tego wyobrazić dopóki tego nie przeżyje osobiście.
Siedziałam tam dłuższą chwilę. Gdy zrobił się już zmrok, powoli schodziłam na dół. Przystanęłam na bliźniaczych gałęziach, które były ze sobą połączone. Znajdowałam się 6 metrów nad ziemią - nie było tak wysoko. Położyłam się i pogrążyłam w śnie.

Ktoś chętny?

Od Thomson'a - CD opowiadania Meredith

Thomson i Meredith popatrzyli na wychodzące istoty z przerażeniem.
- Uciekajmy - powiedział cicho Thom i spojrzał w stronę wyjścia. Nie mogli jednak tego zrobić, ponieważ wyjście było już zatarasowane przez owe istoty. Do łepetyny Thoma przyszedł nagle dziwny jak zwykle pomysł.
- Biegnij przed siebie - zawołał do Meredith. Suczka popatrzyła na niego zdziwiona i lekko pokręciła głową. Pies pewnie kiwnął łbem i również zaczął biec do przodu. Suczka westchnęła i zrobiła to samo. To biegnięcie nie dało za dużo, tylko to, że Thomson i Mere trafili w brudne łapska tych istot.
- Jak umrę, a Ty nie, powiedz mojej rodzinie, że ją kocham - wrzasnął Thom, patrząc w stronę Mere.
- Nikt dzisiaj nie umrze - warknęła suczka, łapiąc zębami za rękę jednej z tej istot i mocno rzucając w tył. Pies również spróbował tak zrobić, jednak przez jego rozdrażnienie nie szło mu to za dobrze. Zawias rzucić za siebie, jakiś kawałek owej istoty, rzucił nim w Meredith.
- Co robisz? - popatrzyła suczka w jego stronę, zdejmując z siebie kończynę.
- Sorry - powiedział odchodząc w tył, ponieważ kolejna mumia (nie wiem jak to nazwać ._.) zaczęła się do niego czołgać. Pies wziął głęboki wdech i znów zaczął gryźć wszystko, co wpadło mu do pyska.

Meredith?

Now suczka- Fibi!

Imię : Fibi
Ksywka : Nie lubi żadnych skrótów, zdrobnień. Mów po prostu Fibi . Ale jeśli już masz z tym kłopot to mów Fib, może cię nie zabije.
Głos :  Demi Lovato
Rasa : Aussie
Wiek : 3 lata
Płeć : Suczka
Urodziny : 5 dzień lata
Stanowisko : Morderca
Rodzina : Jej rodzice są nadal w hodowli, z dwójką rodzeństwa nadal się spotyka, nie wie gdzie jest pozostała czwórka.
Partner : Fib nie wie co to miłość. Kiedyś była bardzo adorowana przez psy, ale żaden jej nie zainteresował, no może jeden... ale nie czuła miłości. Tłumaczy zawsze, że nieużywany organ zanika - w jej przypadku jest to serce.
Charakter : Fibi jest dość trudna do rozgryzienia. Jej charakter jest stały ale humory zmienne. Na co dzień jest złośliwa i wredna i małomówna. Szczególnie gdy ktoś jej przeszkadza. Dla nowych osób nie jest za bardzo miła. Jednak pod tym futrem kryje się spontaniczna suczka. Pewna siebie. Zadziorna, czasem dziecinna. Uwielbia się śmiać. Nie dla wszystkich taka jest. Nie wszyscy przypadają jej do gustu. Jest chamska, wredna gdy ktoś jej podpadnie. Złośliwa suczka, śmieje się z rozpaczy innych(nie dotyczy przyjaciół), zły charakter. Lubi się popisywać, choć czasem zbyt przesadza. Nigdy uległa. Stawiająca na swoim. Posłuszna, aczkolwiek lubi łamać zasady. Szalona, lubiąca czuć ryzyko. Bardzo spontaniczna. Przyjazna i wesoła. Przyjaciele to dla niej druga rodzina więc robi wszystko aby ich nie stracić, gdy ktoś im zagraża potrafi poświęcić życie za tą 'rodzinę'. Ale gdy coś ją dręczy.. Potrafi zamknąć się w sobie i do nikogo się nie odzywać. W tedy myśli długo. Czasem zbyt długo, głównie nad swoim życiem. Czasem romantyczna i słodka, ale tylko dla tego kogoś.. Kto zechce spędzić z nią życie. Miała kiedyś chłopaka, ale źle ją traktował. Dlatego ma pewien dystans do samców. Nie jest otwarta dla nowych. Pewna siebie, ale nie otwarta. Na co dzień nie jest słodką sunią.. Gdy coś lub ktoś w drobnej mierze jej zagraża atakuje, zabija. Potrafi się robić bardzo złe rzeczy, których czasem żałuje. Dla wrogów jest bezlitosna.
Historia : Pewnego dnia, gdy szczeniaki miały 2 miesiące. Do hodowli włamał się złodziej, po czym wszystkie je wykradł. Rodzice próbowali nas bronić. A nasza właścicielka nie wróciła jeszcze z pracy. Zabrali nas wszystkie. Ale tylko ja, Zoe i Sorin zdołaliśmy uciec. wychowaliśmy się w dziczy. Ale nie zapomnieliśmy jak to jest być udomowionym, kochanym. Moja odwaga pozwoliła nam przetrwać, gdy już dorośliśmy każdy z nas poszedł w inną stronę - ale spotykamy się gdy tylko możemy.
Upomnienia : 0/4
Kontakt :
Oliwcia06 / blackbloodcorpsebride@gmail.com

wtorek, 22 września 2015

Od Stanley'a - CD opowiadania Skyres

-Tak w sumie, to może być - popatrzyłem na ogolone miejsca, w celu bliższego zapoznania się z wykonaną przez Sky pracą. - Owszem, jest trochę... Nierówno i... Niedokładnie, ale ujdzie.
Suczka posłała mi uśmiech i zatrzymała wzrok na mojej skórze, skąd niegdyś wyrastała bujna sierść. Teraz była tak krótka, że zamiast układać się wzdłuż ciała i powiewać znikomo na najdrobniejszych powiewach wiatru, sterczała, niczym suche gałęzie. Prawie niedostrzegalna, miejscami w ogóle nieobecna. Bladoróżowa skóra, teraz doskonale widoczna, czyniła ze mnie kogoś na kształt wyrośniętego prosiaka. Nie przeszkadzało mi to. Od zawsze lubiłem się wyróżniać. Jednak najzabawniejszy był zdecydowanie ogon. Już nie puchaty i dostojny, lecz długi i cieniutki. Jak u szczura. Można powiedzieć, że stałem się wybrykiem natury, którego dałoby się podciągnąć pod kilka gatunków zwierząt domowych.
Najważniejsze, że czułem się o kilka kilogramów lżejszy. Mogłem normalnie oddychać, nie dusić się, starając zaczerpnąć powietrza spod warstw sierści. Czułem się po prostu świetnie, jak nowo narodzony.
-Chodźmy się przejść! - krzyknąłem entuzjastycznie. - Wszyscy muszą mnie zobaczyć, niech wiedzą, że... Cholera! - nagle przywarłem do podłoża.
-Co się stało?! - Sky patrzyła jak tarzam się po ziemi.
Niczym wyciągnięta z wody ryba, miotałem się po piachu, klnąc i prosząc o ratunek. Nie widziałem reakcji suczki, ani jej zdziwionego pyska, ale mógłbym przysiąc że ją zamurowało.
-Stan?! - krzyknęła z przestrachem. - Co się dzieje?! Co ty robisz?!
-Ss...swędzi! - wydukałem, nie przestając się tarzać. - Zrób coś!!!
-Yy, dobra - próbowała na poczekaniu coś wymyślić. - Może... Wskocz do jeziora.
To słysząc, zerwałem się z miejsca i galopem ruszyłem w stronę linii brzegowej. Nie czekając wskoczyłem do wody, która teraz wydawała się obrzydliwie zimna. Swędzenie ustało. Wziąłem głęboki oddech starając się nie myśleć o wychładzającym się organizmie. Chwilę później na brzegu ukazała się Sky. Powoli weszła do wody i zmierzając w moim kierunku zapytała jak się czuję. Parsknąłem.
-Zimno mi, swędzi i jestem głodny - westchnąłem. - Bywało lepiej.
-Przypominam ci, że sam chciałeś tej... metamorfozy - powiedziała. - Mogłeś to chociaż trochę przemyśleć.
-Yph - przewróciłem oczami.
Nie lubię myśleć, wolę robić i patrzeć co się stanie. Mniej wysiłku i nauka na całe życie. Skyres stała nieopodal mnie, na podobnej głębokości i patrzyła w dal, jakby nie wiedząc co powiedzieć. Przez futro nie czuła niskiej temperatury wody, toteż nie trzęsła się tak jak ja. Sekunda za sekundą czułem jak uchodzi ze mnie ciepło, a zęby bezwiednie zaczęły o siebie stukać.
-Co teraz zamierzasz zrobić? - suczka chyba zauważyła moje reakcje. - Przecież nie możesz tak siedzieć.
-Ale kiedy wyjdę, znów będzie swędzieć - jęknąłem. - M-musisz m-mi po-pomóc - nie potrafiłem powstrzymać się od drgawek. - Idź d-do jakiegoś zielarza. Niech m-mi przepisze m-maść czy c-coś.

Skyres?

sobota, 19 września 2015

Od Lonlay- CD opowiadania Levar'a

- Już idę mała!- przytuliłam Mal.


***po polowaniu***



- Ale dobra ta sarna!- uśmiechnęła się Mal.
- Cieszę się że ci smakuje, skarbie.- zaśmiałam się.
Levar był wzruszony. Nie wiedział że tak bardzo się pokochamy. Jestem stworzoną matką.
Wieczorem poprosiłam Mal żeby poszła zapoznać się z kimś ze sfory. Po prostu chciałam zostać sama z Levar'em.
- Wystarczy ci jedne dziecko?
- Do czego ty zmierzasz?- popatrzył na mnie z podniecającym uśmieszkiem xd
- To się okaże...
Popchnęłam lekko Levar'a który upadł na plecy. Stanęłam nad nim i zaczęłam go namiętnie całować. Co było potem... Już się pewnie domyślacie.

Levar? :3 xd

Od Codie'go

Muszę to zrobić. Jestem okropnie nieśmiały co do wyznawania miłości ale już za wiele czuję do niej. Jeszcze ją stracę. Nie może do tego dojść! Gdybym zmarnował taką szansę nie wybaczyłbym sobie tego nigdy. W końcu zebrałem się na odwagę i ruszyłem się z jaskini. Poszedłem do jej jaskini. Stanąłem przed nią. Nie wiedziałem czy wejść czy się wycofać. Nie! Wchodzę! Wszedłem i zawołałem.
- Mey!- krzyknąłem.- Jesteś?
Z głębin jaskini wyłoniła się suczka o ślicznej i błyszczącej sierści.
- Jestem.- uśmiechnęła się lekko.
Lekko się zawiesiłem ale potem wydusiłem z siebie.
- Przejdziemy się?- zaproponowałem.- Chcę pogadać.
- Jasne.
Wyszliśmy z jaskini i udaliśmy się na spacer po lesie. Zaczęło się.
- Wiesz Mey... Miałem już cię o to od dawna zapytać ale nie miałem odwagi. Teraz gdy wreszcie się na to zebrałem mogę się ciebie zapytać. Czy zostaniesz moją partnerką?

 Mey?

Od Jocker'a- CD opowiadania Theo

Spojrzałem przygnębioną miną na przyjaciela. Jak zobaczyłem co właśnie położył obok siebie na moim pysku od razu ukazał się uśmiech. Wyskoczyłem jak najszybciej z jaskini.
- Jeszcze się pytasz?!- zaśmiałem się.
Widać było że Theo również zrobiło się miło na sercu. Pobiegliśmy razem na dobrze znane nam skałki. Przypięliśmy sprzęt ochronny do swojego ciała a resztę u góry na szczycie skał. Zbiegliśmy na dół i zaczęła się wspinaczka.


***3 godziny później***



- Ehhhh... Stary.- wydyszałem.- Nie mam już siły.
- Przyznam ci że ja też już jestem całkiem wyczerpany.- wyszeptał.
Zeszliśmy oboje na dół i odpięliśmy wszystkie linki i udaliśmy się w drogę powrotną. Po drodze dużo gadaliśmy i żartowaliśmy jak za dawnych szczenięcych lat. W sforze rozeszliśmy się już do swoich jaskiń. Wszedłem do naszej rodzinnej jaskini i zastałem tam tatę siedzącego w koncie, płaczącego. Podszedłem do niego klepiąc go po plecach. Znam jego ból.
- Tato.- przytuliłem go.- Dlaczego znowu płaczesz?
- Tęsknię za Ace i dziećmi... Dobrze że zostałeś mi jeszcze ty, Suzzie i Ferraro.
- Mi też jest smutno ale jak sobie przypominam że specjalnie odeszła to mam wątpliwości czy to faktycznie moja matka.
Gdy tata o tym usłyszał otarł łzy, wstał i podszedł do szafki na której leżał naszyjnik z sercem. Wziął go w zęby i rozszarpał go. Uśmiechnąłem się. Byłem dumny z ojca że potrafi zrozumieć co jest dobre a co fałszywe. Tata położył się żeby troszeczkę odpocząć. Ja położyłem się w swoim posłaniu i rozmawialiśmy aż do powrotu Suzzie i Ferraro. Potem wszyscy zasnęliśmy.


***z rana***



Nie czekałem i od razu pobiegłem do Theo opowiedzieć mu o wczorajszej rozmowie z Mashim.


Theo?

czwartek, 17 września 2015

Nowy regulamin

Od dzisiaj w życie wchodzi nowy regulamin. Są to te same punkty, obowiązujące od początku, lecz w udoskonalonej wersji. Spisane zostały również zasady, których dotąd nie było w regulaminie, jednak umownie się przyjęły i większość członków się do nich stosowało.


Proszę wszystkich o uważne przeczytanie punktów. Zwłaszcza administratorów, którym został poświęcony cały drugi rozdział.
 ~Najwyższy Organ Władzy Ustawodawczej Sfory Psiego Uśmiechu 

Od Alex'a - CD opowiadania Atheny

Przełknąłem ślinę. To chyba moje najtrudniejsze pytanie jakie można spotkać. No... Jeszcze są oświadczyny i ślub... Ale to już zupełnie inne historie. Uśmiechnąłem się tylko do Atheny.
-Wiesz... Jak każdy trochę się boję. Ale... Moglibyśmy spróbować.-Powiedziałem, wyszczerzając zęby w szczęśliwym uśmiechu. Athena wtuliła się w moją sierść.
***
-Muszę pogadać z Honey.-Powiedziała do mnie Athena i z ostatnim słowem ''Pa!'' wybiegła z jaskini. Postanowiłem iść do taty, do Syriusza. Spotkałem go rozmawiającego z nieco przygnębionym Mashine. Kiedy mnie zauważyli, Mashi odszedł parę metrów dalej, żebym mógł spokojnie porozmawiać z ojcem.
-Witaj synu.-Uśmiechnął się do mnie.
-Ym... Cześć.-Mruknąłem.-Chciałbym z tobą o czymś pogadać.
-Mów. Prosto z mostu. Chodzi o Athenę? Coś z nią związanego?-Zapytał. Oboje usiedliśmy obok siebie.
-Nie. Z Atheną wszystko dobrze. Ale... chodzi o to... No bo wiesz... Athena i ja chcemy mieć szczeniaki. Ale czy ich wychowanie będzie takie trudne?-Spytałem. Ojciec się zamyślił.
-Znam was. Na pewno sobie poradzicie. A jeśli coś... To ja i Madeline wam pomożemy.-Wytłumaczył. Pokiwałem głową. Chwilę wymieniiliśmy zdania typu ''Co tam u Ciebie?'' ''Jak minął dziś dzień?'' i poszedłem do Honey, gdzie była również Athena.
-Hej...-Przywitałem się i usiadłem obok Atheny.
-Cześć, Alex.-Odpowiedziała Honey. Widać było, że jest smutna. Nie dziwię się jej. Roney w końcu odszedł ze SPU...

Athena? Honey? :333

wtorek, 15 września 2015

Od Michelle – CD opowiadania Niklaus'a

Jasne światło uderzyło w oczy Michelle. Suczka oszołomiona próbowała wstać, jednak na marne. Wszystkie kończyny miała przyczepione żelaznymi zatrzaskami do metalowej płyty, nawet ogon. Michelle popatrzyła na bok i  ujrzała ludzi w śmiesznych, białych strojach, którzy majstrują coś przy stole. Jeden z ludzi nagle do niej podszedł, wstrzykując jej coś pod skórę. Suczka zawyła i zaczęła kręcić się na boki. Niewyobrażalny ból przeszedł jej po kościach, z całej siły uderzając w głowę.
- Teraz nie uciekniesz – powiedział ochrypłym głosem człowiek. Odpiął wszystkie zatrzaski i wziął suczkę na ręce. Michelle nieprzytomnym wzrokiem popatrzyła na zakrytą białą chustką twarz człowieka. Zebrała wszystkie siły które miała i wyrwała się, biegnąc przed siebie. Bieg nie buł długi, ponieważ zaraz padła na ziemię i przeturlała się trochę. Próbowała wstać, jednak jej łapy zaczęły, niczym galaretka, bujać się na boki. Wygrała jednak bitwę z łapami i spokojnie stała, rozglądając się na boki.
~~ Trzeba się zbierać ~~ westchnęła suczka. To nie było normalne miejsce. Rozejrzała się jeszcze raz za Klaus’em. Nie widziała go nigdzie, lecz czuła jego zapach. Poszła więc za tym, co mówił jej nos. Musiała się sprężać, ponieważ z tyłu dało się słyszeć krzyki. Przeszła przez korytarz, do rozwidlenia. Jedna droga prowadziła na prawo, druga na lewo. Suczka bez namysłu poszła w prawo. Gdy tylko poszła w wyznaczony przez siebie kierunek, poczuła ścisk na karku i uniosła się do góry.
- Gdzie leziesz – głos wyraźnie był zdenerwowany – Już i tam mam ciężko
Człowiek zaczął iść przez pomieszczenia i korytarze, których Mich jeszcze nie odkryła. Suczka zaczęła rozglądać się na boki i nagle, przez ułamek sekundy zobaczyła białą plamę.
- Klaus – szepnęła, próbując wyrwać się z mocnych objęć człowieka. W końcu, gdy była na podłodze, puściła się biegiem w stronę białej plamy. Złapała psa za łapę i szybko pobiegła w inną stronę.
- Zmywamy się – powiedziała Michelle szybko.
- Jak najszybciej – usłyszała… żeński głos. Momentalnie zatrzymała się i ujrzała suczką Husky, w podobnym wieku z różową obróżką, na której napisane było „Queen”. Miała równie białe futro jak Klaus, co wyjaśniało pomyłkę Mich.
- Nie jesteś Niklaus – powiedziała cicho, z wyrazem zawiedzenia na pysku.
- Nie – powiedziała suczka lekko zmieszana – A kto to jest? – zapytała, a oczy zaświeciły się jej jak pięć złotych. Michelle nie odpowiedziała nic i zaczęła rozglądać się za psem, szybkim krokiem ruszając przed siebie. Husky dorównała jej kroku i zaczęła biadolić jak jej tu jest źle i niedobrze. Michelle aż rzygać się chciało na opinie suczki o tych pomieszczeniach i, że to źle wpływa na futro.
- Uważaj bo sobie pazurki pozdzierasz – syknęła Mich, przeszywając Queen złowrogim spojrzeniem. Husky chciała już coś powiedzieć, lecz Michelle momentalnie wyrwała do przodu. Michelle usłyszała znajomy, lecz bardzo cichy głos. Nagle zatrzymała się, że Queen prawie na nią wpadła.
- Co je… - suczka nie dokończyła, ponieważ Michelle zatkała jej pysk łapą.
- Jeśli coś teraz powiesz, to osobiście wyrwę z Ciebie flaki i spalę  na stosie - warknęła cicho suczka. Queen zrobiła obrażoną minę i popatrzyła dumnie przed siebie. Przed suczkami było wielkie jezioro. Michelle zrobiła pewny krok przed siebie i schowała się za jakimś głazem. Miała w tej chwili tylko jedno marzenia - znaleźć Klaus'a i zmywać się stąd.
- Co robimy? - Michelle usłyszała głos Queen. Suczka popatrzyła na Queen i już miała jej łapy urwać, gdy znów usłyszała znajomy głos. Teraz już wiedziała, że to był Nik. Wyjrzała zza głazu i zobaczyła białą plamę, tym razem na pewno to był Niklaus. Suczka chciała już po niego biec, gdy z wody wynurzyła się dziwna istota. Queen jednak bez wahania wyszła zza kamienia i poszła w stronę Niklaus'a. Michelle walnęła się łapą w czoło, jednak na jej pysku był uśmiech. Ktoś zabije za nią tę suczkę. Queen jednak biegła, ciągnąc za łapę nieprzytomnego Klaus'a. Michelle popatrzyła na psa zdziwiona i również zaczęła biec.
- Tam jest wyjście - szepnęła do Queen. Suczka kiwnęła łbem i za chwilę, albo piętnaście minut wszyscy byli na zewnątrz.
- Żyjesz? - Queen zaczęła budzić Klaus'a. Michelle popatrzyła na psa i z całej siły stuknęła go w brzuch. Klaus o dziwo obudził się, chociaż nie tego oczekiwała Mich. Chciała się po prostu na kimś wyżyć.
- Żyje - jęknął Klaus, przewracając się na drugi bok.
- Skąd jesteś? - zapytała Michelle, patrząc na Queen.
- Ymm... Stamtąd - powiedziała bez wahania Queen, uśmiechając się szeroko do Klaus'a - Pamiętam, że alfa nazywał się Francesco - dodała Queen. Michelle przysłuchiwała się... nie, Michelle wpuszczała tylko te słowa do czaszki, gdzie odbijały się one od ścian.
- Dobry kawałek stąd jest dopiero sfora - do głowy Mich, wpadł również głos Niklaus'a - Trzeba by Cię oprowadzić - spojrzał w stronę Michelle, a suczka dopiero po dłuższej chwili się ocknęła.
- Tak - westchnęła i popatrzyła ponurym wzrokiem na Queen. Gdyby nie Klaus, dawno powiedziałaby tej suczce Bay i poszła do domu.
- Naprawdę - krzyknęła i uścisnęła Nik'a, później spojrzała na Michelle i próbowała ją przytulić. Suczka jednak odsunęła się w tył i pokazała kły.
- To chodźmy westchnął pies i zaczął iść. Michelle poszła za nim i Queen, powolnym, nierównym krokiem. To będzie długa podróż... 

Niklaus?

poniedziałek, 14 września 2015

Nowy pies!

http://pre07.deviantart.net/0af5/th/pre/i/2003/41/6/5/borzoi_yawn.jpgImię: Percy
Ksywka: Takowej nie posiada, jednak może z czasem mu jakąś nadadzą.
Głos: Dan Reynolds (Imagine Dragons)
Rasa: Borzoi
Wiek : 4 lata
Płeć: Pies
Urodziny: 16 dzień jesieni
Stanowisko: Szaman
Rodzin : Matki nie pamięta, ale wychowywał się przy ojcu - Richardzie.
Partner: Brak. Jednak przyjemnie byłoby się do kogoś przytulić.
Charakter: Pies na początku może się wydawać niedostępny i apatyczny. Nie jest skory do rozmów, a to wszystko przez jego małą niechęć do obcych i nowości; nie jest tak ufny, nawet jeśli nie wygląda zachowuje czujność i gotowość do ucieczki - a długie łapy pozwolą mu na to bez problemu. Nie oznacza to jednak, że jest przez ten czas jest skryty, wręcz przeciwnie. Po zapoznaniu otoczenia podejmuje się rozmów, jednak z pewnym, niewidocznym dla wielu dystansem. Nie czuje się swobodnie w dużej grupie. Nie lubi być w centrum uwagi. To właśnie w tedy jego mała dotąd nieśmiałość zaczyna rosnąć. W takich krępujących sytuacjach zwyczaj zamyka pysk i wyłącza się, jakby nie istniał. Zdecydowanie preferuje towarzystwo dwu, trzyosobowe. Można go spotkać trzymającego się na uboczu, siedzącego w cieniu i obserwującego. W samotności gaśnie, staje się przygnębiony. Inteligentny, idealny obserwator. Zapamiętuję rzeczy, szczegóły, o których inni nie pomyśleliby, co dobrze wykorzystuje w walkach. Jego bezinteresowna pomoc często była wykorzystywana, ale nie zraził się tym. Po prostu następnym razem zignoruje osobę udając, że nie istnieje. Uwielbia żartować z innych i z innymi, wymyślać im przezwiska, które z czasem uznaje za oficjalne. Sarkastyczny humor, uwielbia to. Dla nie go nie jest problemem śmiać się z samego siebie. Potrafi zachować powagę, a wręcz jest mistrzem w maskowaniu uczuć. Dla niego bycie poważnym nie jest żadnym wyzwaniem; Idealny materiał na przyjaciela. Wierny do końca. Lojalność wręcz płynie w jego żyłach. Nie jest kobieciarzem ani kochliwym wilkiem; bardziej wolałby znaleźć przyjaciółkę, której będzie mógł zaufać taka samo jak jemu samemu, ale co by było gdyby...
Ceni sobie szczerość oraz zaufanie, każdy sekret zatrzymuje dla siebie. Prędzej uciąłby sobie język, niż się wygadał. Czy można go zranić? Powiedziałabym, że nie, ale każdy ma uczucia, prawda? Percy jest stworzeniem, które nie przejmuje się zdaniem innych. Ma głęboko gdzieś obelgi na jego temat, a często „przykre” słowa go po prostu bawią. Stara się dusić w sobie gniew, nie być agresywnym. jednak mimo opanowania, może niespodziewanie wybuchnąć i zniszczyć wszystkich dookoła. Bywa bezwzględny, co jest jednym z jego minusów, jednak nie jest za krzywdzeniem bezbronnych. Wyrzuty sumienia mu na to nie pozwalają. Jego zdaniem osądzanie kogoś po wyglądzie czy jednym zdaniu nie jest w porządku. Jak na psa, lubi mieć wszystko poukładane i na swoim miejscu. Typ psa, lubiącego łatwiejsze rozwiązania; borzoi starający się, aby plan był jak najlepszy czasami lekceważy zagrożenie całkowicie ignorując wszystkie zasady. Jak większość uczy się na błędach, aczkolwiek niekiedy wywołują panikę i strach. Jest istnym magnesem na kłopoty. Niestety z większości sam się o nie prosi. Uparty, ale nie w złym kontekście. Stara się, alby zdanie było po jego stronie - lecz szanuje zdanie innych -, nie chce, aby inni wtrącali się mu w słowo, i decydowali za niego - typowy asertywny pies. Nie toleruje u innych braku lojalności, przez co darzy mu się nieumyślnie wytknąć komuś błędy. Niby nic takiego, ale ojciec, jak i wielu innych, uważają go za cholernego altruistę, co niestety przeczy powyższym cechom. Tak, choć bezwzględny, uciął by sobie łapę dla bliskiej mu osoby.
Historia: Percy już w wieku ośmiu miesięcy został zabrany od matki; rzecz jasna jej nie pamięta. Wychowywał się w domu młodego małżeństwa przy boku swojego ojca. Po dwóch latach państwo Labdarków, bo tak brzmiało ich nazwisko, byli zmuszeni uśpić Richarda ze względu na jego przewlekłą chorobę. Po "śmierci" ojca uciekł z domu, gdyż nie mógł znieść tego, iż wszystko przypominało mu jego rodzica. Włóczył się po miastach i lasach, aż trafił tutaj.
Upomnienia: 0/4
Kontakt:
Green1000

Od Avendeer - CD opowiadania Niklausa

- Avendeer - mruknęłam
- Piękne imię - wnerwia Mnie - Czemu uciekałaś ?
Cisza.
- Halo. Ziemia do Ciebie czemu uciekałaś ?
- Nie ważne - powiedziałam, idąc w swoją stronę
- Dokąd idziesz ? - zapytał
- W swoje strony - rzuciłam
- Czyli dokąd ?
- Nie ważne - dziwne, że ciągle idzie za Mną
- Może o czymś porozmawiamy ? - zaproponował
- Jak chcesz - mruknęłam
- To może opowiesz mi coś o sobie. Albo lepiej ja opowiem coś o sobie, a potem ty. Zgoda ?
- Zgoda - mam nadzieję, że się odczepi
Niklaus zaczął mi mówić o sobie. Ja częściowo go słuchałam, a częściowo pogrążyłam się we właśnych myślach.
*** Jakąś godzinę później ***
Niklaus ciągle mi mówi o sobie. Szczerze nieprzeszkadza mi to. Ja też kiedyś taka byłam, ... ale się zmieniłam. Mimo, że znam go jakąś godzinę, a już go polubiłam.
- To teraz ty opowiedź mi o sobie
Już miałam mu coś powiedzieć ( co ? Nie mam pojęcia ), ale uratował Mnie widok, który pojawił się przed Nami :



- Jak Ci się podoba ? - zapytałam psa

Niklaus ??? Zostaną przyjaciółmi ? Xd I był lekki brak we[ł]ny

Od Atheny - CD opowiadania Alex'a

 - Nie wiem - powiedziałam
Delikatnie przytuliłam się do Alex'a. Wtuliłam się w jego sierść. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
*** Następnego dnia ***
Dzień upłynął mi jak co dzień. Byłam na patrolu, spotkałam się z Honey. Ostatnio pocieszam Hon po rozstaniu z Roney. Nie chcę mówić co o Nim myślę, bo nie Ja mam go osądzać, ale to co zrobił z Moją przyjaciółką, było nie fair. Teraz czekam z kolacją na Alex'a. Nareszcie przyszedł ...
*** 30 minut później ***
Właśnie skończyliśmy jeść kolacje. Oprócz zwykłych pytań " Jak tam dzień " itp. Zadałam mu pytanie, które nurtuje Mnie już od wczoraj.
- Alex, a ty chciałbyś mieć szczeniaki ? - zapytałam

Alex ??? Totalus brakus wenus ...

Od Theo - CD opowiadania Jocker'a

- Wiesz nie. Mam zanik pamięci
- Nie żartuj. Co dalej ? - zapytał
- Z czym ?
- Z " Nieustraszonymi " - powiedział
- Nie wiem. Wiesz, możemy iść porozmawiać z Twoją siostrą, Atheną i Twoją DZIEWCZYNĄ - specjalnie zaakcentowałem ostatnie słowo
Zarobiłem za to mocne uderzenie w bok. Od kiedy Jocker umie, AŻ tak walić ?
- Gdzie się nauczyłeś tak uderzać ? - zapytałem, zaciekawiony
- Wiesz, za dużo czasu spędzam z Tobą. Zaczynam być taki jak ty
- Źle Ci to idzie - powiedziałem
- Czemu ?
- Bo ja jestem wyjątkowy. Jedyny we wszechświeci - uśmiechnąłem się szeroko
- I za grosz skromny - skomentował Jocker, czym zarobił sobie, solidne walnięcie ode Mnie
*** Kilka miesięcy później ***
Jocker ostatnio trochę się załamał. To wszystko jest spowodowane tym, że część jego rodziny odeszła za sfory. Dzisiaj mam zamiar zabrać go " na skałki ". Wziąłem już sprzęt od wujka Rayan'a. Właśnie stanąłem przed jego rodzinną jaskinią. Bez wachania wszedłem do środka. Zauważyłem go leżacego pod ścianą.
- Cześć Jocker
- Hej ... - szepnął cicho i niewyraźno
- Mam sprzęt. Pójdziemy się powspinać ?

Jocker ???

niedziela, 13 września 2015

Od Atheny - CD opowiadania Honey

- Nic...
- Athena znamy się wystarczająco długo, więc wiem, że coś się stało
Westchnęłam.
- Przejdziemy się?
Honey tylko skinęła głową.
*** 20 minut później ***
Jestem właśnie na Lawendowym Polu. Muszę powiedzieć Honey co się stało.
- Joey, odszedł ze sfory zabierając ze sobą Naveen'a i Sheldon'a - szepnęłam - Moja Ciocia i Avendeer się załamały, a ja z nimi.
- Tak mi przykro Ath - powiedziała, po czym Mnie przytuliła.
*** Pół roku później ***
- AVENDEER! - wydarłam się na całe gardło tak, że ptaki odfrunęły z okolicznych drzew
- Athena? - usłyszałam, czyjś nieśmiały głos
Odwróciłam się. Przede Mną stała Honey. Wyglądała okropnie. Słyszałam, że Roney odszedł. Hon na pewno się nieźle załamała.
- Cześć - powiedziałam
- Coś się stało ?
- Nic. Po prostu szukam Avendeer. Pomożesz mi ? - zapytałam

Honey?

Od Nesty CD opowiadania Wezy

Po obiedzie White ładnie posprzątał, a Mey i Rose pogrążyły się w rozmowie. Ja uśmiechnęłam się delikatnie. Znowu przypomniały mi się szczenięce lata, i dzień w którym po raz pierwszy zobaczyłam Wezę. Te wszystkie przygody... Brakuje mi tego. Teraz zaczęło się dorosłe życie. Ech...
- Nesty... - Wez do mnie podszedł. - Wszystko w porządku?
- Taak... Tylko, nie sądzisz że byłoby fajnie gdybyśmy razem zamieszkali? - pomysł wpadł mi do głowy spontanicznie.
- Byłoby fajnie - przyznał pies.
- To jutro przeprowadzamy się do pustej jaskini - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- Mi pasuje - Weza dał mi buziaka w policzek.
- Może już pójdziemy? White i Rose może chcą zostać sami? - roześmiałam się. Para akurat się całowała.
- Chodź - szepnął Wez. Wyszliśmy z ich jaskini.
- Wiesz, za czym tęsknie? - zwróciłam się do mojego partnera, gdy powolnym krokiem spacerowaliśmy po sforze.
- Za czym?
- Za tymi naszymi szczenięcymi przygodami i wyprawami - popatrzyłam w niebo.
- Też trochę za tym tęsknię - wyznał pies.
- To może... ziścimy nasze marzenie o podróży na koniec świata? - zamerdałam ogonem.


Weza? :3

Nowa suczka! - Mal


https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/37/ed/98/37ed98b49801d8ddadf135a336017097.jpgImię : Mal
Ksywka : Brak
Głos : "Heroes" by Alesso & Tove Lo
Rasa : Siberian Husky
Wiek : 2 lata
Płeć : Suczka
Urodziny : 1 dzień zimy
Stanowisko : Malarz
Rodzina : Przyszywani rodzice : Levar i Lonlay
Partner : Mal boi się miłości. Nie zna tego uczucia. Może...ktoś by jej pokazał to co jest?...
Charakter : Nie wiem jak to napisać...Może więc zacznijmy od tego, że Mal jest niezależna. Pomocna, zamknięta w sobie...Uważa że da sobie rade sama. Troszkę niesforna . Wiele psów uznaje ją za dziwną. Gdyby tylko poznał jej przeszłość przepraszał by do końca życia. Spokojna, miła chodź lubi się rozerwać. Wesoła, lecz gdy ogarnia ją smutek...Ech, lepiej nie mówić. Musisz o niej wiedzieć to, że wystarczy ją "głębiej" poznać, a znajdziesz się na jej liście przyjaciół. Zwykła suczka, która nie lubi zwracać na siebie uwagi. Nieco strachliwa. Posłuszna...Mal stara się dopasować do innych, ale nie wszyscy ją akceptują. Czasem chce się odciąć od świata rzeczywistego i dać się porwać marzeniom. Mal nigdy nie była lubiana. Dopiero tu ma kogoś kto na prawdę ją kocha. Ale czy znajdzie psa którego pokocha?
Historia : Mal urodziła się w innej sforze. Jej rodzina była wielka. 12 rodzeństwa. Nie podobało się jej takie życie. Pewnej nocy uciekła. Złapały ją wilki i prawie zamęczyły na śmierć. W ostatniej chwili pojawił się Royce który je odstraszył. Suczka nie chciała z nim iść. Została w krzakach. Sama...jak zawsze. Jednak pewnego dnia znaleźli ją Levar i Lonlay, z którymi teraz żyje.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : MałySzaryCzłowiek
Inne zdjęcia : https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/0d/ec/d2/0decd2ed9e17c7ef3b8ece111d779a14.jpg

Od Levar'a

Wstałem. Otrząsnąłem się po czym rozejrzałem się do okoła. Niklaus leżał pod ścianą. Pomyślałem, że nie będę go budzić. Spokojnie jak gdyby nigdy nic wyszedłem z jaskini. Przy wyjsciu siedział dziadek. Podszedłem do niego i zagadałem :
-Cześć dziadku. - Westchnąłem. Alfa spojrzał się na mnie zrezygnowanym wzrokiem.
-Witaj.
-Zostałeś mi tylko ty, Jocker i Ferraro, tak? - Zapytałem.
-Tak. Masz jeszczę ciocie Qet...No i Suzzie. - Powiedział.
-Na szczęście mam Lonlay. - Uśmiechnąłem się. - Właśnie, miałem do niej iść.
Pożegnałem sie z dziadkiem i wyruszyłem do jaskini Lon. Jak zwykle siedzieli i gadali.
-Cześć Lo. - Uśmiechnąłem się i oparłem o ścianę. - Idziesz?
-Jasne. - Uśmiechnęła się.
Wyszliśmy na zewnątrz.
-Jak tam? - Zapytałem.
-Dobrze. Słyszałam że twoi rodzice odeszli?
-Taa...Wiesz, teraz my dorośliśmy. My, zastąpimy ich. - Spojrzałem na Lon.
Szliśmy nawet nie wiem gdzie. Upolowaliśmy królika i go zjedliśmy. Wracając do domu, zauważyłem że coś trzęsie się w krzakach. Małe, kulkowate.
-Lonlay kochanie, podejdź. - Powiedziałem.
Rozchyliliśmy krzaki i ukazał nam się malutki piesek.
-Levar proszę cię...-Mruknęła. - My go/jej nie weźmiemy.
-Czemu? -Zapytałem zły.
-No okej...Ale ty się nim/ją zajmujesz.

*7 miesięcy później*

-Mal! Chodź na chwilę. - Powiedziałem.
-Idę tato. - Westchnęła.
-Słuchaj, idziemy na polowanie.
-Okej. Idę po mamę! - Powiedziała ucieszona.

Lonlay? ^^

sobota, 12 września 2015

Od Rayan'a CD opowiadania Suzzie


-Chodźmy do Skyres. Słyszałem że jest dobrą fryzjerką, czy jak tam ludzie mówią. - Mruknąłem.
Suzzie popatrzyła się na mnie dziwnie.
-Sky? - Po chwili zapytała.
-No, chyba. - Podrapałem się po głowie.

*U Skyres*

-Siemka. - Uśmiechnąłem się.
-Hej. Co chcecie ? - Zapytała.
-Wiesz jak odmyć to coś? - Zapytałem spoglądając na swój bok.
-Taaa...-Odwróciła się i zaczęła coś szukać pod stertą trawy. - O ! Tu go mam.
-Co?
-No szczotkę i płyn. Idziemy nad jezioro. - Uśmiechnęła się.
Powędrowaliśmy nad jeziorko. Sky kazała nam wejść do wody i oblała nas tą białą mazią.
-Szoruj. - Uśmiechnęła się do nas.
Zacząłem ostro szorować swoją sierść. Nagle, była bielsza od drugiej części.
-Skyres? Mogę prosić na drugą stronę ? - Zaśmiałem się.
Suczka oblała mnie z drugiej strony. Suzzie cała była błyszcząca. Ja po chwili też. Sky poszła do domu a ja usiadłem na kamień.
-Wyglądasz super. - Uśmiechnąłem się. - Lepiej zostań biała.
-Ty też całkiem...Spoko. - Powiedziała. - Ja muszę iść do domu. Przyjdę rano.
-Okej, to do jutra! - Krzyknąłem do odchodzącej suczki.
Wróciłem do swojego domu. Zasnąłem. Rano obudził mnie śpiew ptaków. Podniosłem się i otworzyłem oczy. Zerknąłem przez "okno" i ujrzałem wschodzące słońce. Postanowiłem, że jak zwykle przejdę się po terenach. Moja łapa jest zdrowa, więc mogę już powrócić do pracy. Koniec zabawy...Muszę spoważnieć i wziąść się w garść. Najpierw poszedłem do centrum. Zobaczyłem, jak Su wymyka się z domu i znika za jaskinią. Postanowiłem, że pośledzę ją trochę. Cichutko skakałem z drzewa na drzewo. Suczka powoli szła rozglądając się w około, jakby nie chciała aby nikt jej nie widział. Nagle za kamieniem zobaczyłem Jem'a. Siedział sobie spokojnie, aż Suzzie do niego nie podeszła. Spojrzeli się na siebie i gdzieś poszli. Już nie mam sił na dalsze skakanie...Poczekałem aż odejdą, i w tedy zeszłem.

*Plaża In Litore"

Siedziałem sobie na przegu i patrzyłem się w swoje odbicie. Dla czego ona mi to zrobiła? Kochałem Costę...Całym sercem. Ale nie! Musiała mnie zostawić. Tak dobrze nam się wiodło...
-Wiem o tym. - Usłyszałem z tyłu znajomy głos. - Czuję to samo.
Odwróciłem się i ujrzałem Mashine. Pies usiadł obok i też zaczął patrzeć się w wodę.
-Tylko Ace odeszła, Costa dalej jest w sforze...-Mruknąłem.
- To był twój wybór. - Spojrzał na mnie. - Lepiej słuchać serca.
-Racja...Ale ty słuchałeś serca, prawda? - Zapytałem.
-Tak. Aceland była tą jedyną. Odeszła bez powodu, bez pożegnania. Nie wiem czemu. Ja ją kochałem, a czy ona mnie? Tego nie wie nikt. - Powiedział.
-To tak samo u mnie...-Poklepałem go po plecach. - Nie wiem jakim cudem ona mi zawróciła w głowie...Teraz poczekam na kogoś, kto nie będzie "Na chwilę". - Powiedziałem, spojrzałem na niebo i usłyszałem tylko głos odchodzącego alfy :
-Nie możemy zaprzeczyć temu, co czujemy w środku.
Wróciłem do domu. Zmęczony upadłem na ziemię. Nagle do mojej jaskini wbiegła Suzzie.
-Hejka! - Krzyknęła.
Złapałem się za głowę.
-Ciszej...
Nie wyrabiam już. Te sprawy miłosne mnie wykończą. Cały czas myślę o tym co zrobiła mi Costa. Spojrzałem na Suzzie, to na wyjście. Suczka przytaknęła i spokojnie wyszła. Zasnąłem. Obudził mnie głos nadchodzącego Theo i Jocker'a. Szybko wstałem i otrząsnąłem się.
-Cześć Wujku! - Powiedział Theo.
-Witajcie. - Uśmiechnąłem się. - Co tam?
-Po sprzęt przyszliśmy. - Spojrzał na sprzęt Jocker.
-Ah, no tak. Chcesz to ci go oddam. Jestem za stary na wspinaczki. - Zdjąłem nowiutki, nie używany sprzęt wspinaczkowy. Chłopcy wybiegli szczęśliwi. Znów się położyłem. Wstałem wieczorem. Przed sobą zobaczyłem łapy.

Suzzie? Może ktoś inny? 


Dopisek Suzzie: Zaklepuję odpisanie!

Od Suzzie - CD opowiadania Jem'a

Spojrzałam za odchodzącym psem. Westchnęłam w duchu i pochyliłam się. W trawie zostały dwa grzybki. Zerknęłam na nie i po namyśle wzięłam do pyska. Miały "gumowaty" smak i ogólnie były obrzydliwe. Ale można się przyzwyczaić. Dobrze, jedzeniem zajmę się później. Teraz wypadało by znaleźć mojego "kolegę" - jeśli można by go tak nazwać. Pobiegł w stronę wschodu, więc ja też powinnam się udać w tamtą stronę...
Słońce już prawie zaszło za horyzont, a ja nadal nie odnalazłam tego tajemniczego psa. Właściwie, czemu tak mi zależy na tym, by go odnaleźć? Może dlatego, że wyczułam w nim... odmienność? Był inny. Wyjątkowy. Dlatego muszę go znaleźć. Czułam, że ten pies jest dla mnie ważny. W jakim sensie? Tego chyba nikt nie wie...

***

Jest strasznie ciemno i zimno. Zewsząd słychać dziwne odgłosy. A ja idę przez Tajemniczy Las nie odpuszczając. W przypływie paniki zawołałam:
- Nieznajomy! Gdzie jesteś?!
Odpowiedziała mi cisza. Zrozumiałam, że muszę wrócić do sfory. Jutro też jest dzień. Będzie większe prawdopodobieństwo znalezienia samca który tak mnie zaintrygował.
Ze spuszczoną głową powlokłam się do wyjścia z lasu. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że zaczął padać śnieg. Uśmiechnęłam się pod nosem i wdrapałam się po śniegu na górkę mierzącą jakieś siedem metrów. Zamknęłam oczy napawając się zapachem nadchodzącej zimy nie wiem, czy istnieje taki zapach xp i czując jak płatki śniegu spadają mi na łapy, nos, grzbiet... W pewnym momencie po prostu położyłam się na zimnej ziemi pokrytej puchem i chciałam zasnąć. Gdyby tak się stało, pewnie już nigdy bym się nie obudziła, a na wiosnę odnaleźliby mój szkielet... Ale udało mi się podnieść i wybudzić z półsnu. Chciałam majestatycznie i ostrożnie zejść ze skarpy śniegu, ale całe ciało zdrętwiało mi od mrozu w efekcie czego zjechałam z niej na - za przeproszeniem - tyłku, i wpadłam na... moją zgubę vel "Tajemniczego Psa".
- Cześć... - szepnęłam. Było mi tak zimno że ledwo ruszyłam wargami. Pies oczywiście nie odpowiedział, tylko dał mi znak głową, bym poszła za nim i zaczął iść do przodu. Nie wiedziałam czy mogę mu zaufać, ale teraz i tak nie mogłam nic innego zrobić, niż podążyć za nim. Samiec zaprowadził mnie do małego, ciepłego domku. Tu wreszcie mogłam się rozgrzać. Gdy nie miałam już ryzyka martwicy czy częściowego zamarznięcia, gorąco podziękowałam psu. Wtuliłam łeb w jego klatkę piersiową, lecz zaraz się od niego odsunęłam. Pies wyraźnie się zmieszał. Cofnął się i wskazał nosem małą kanapę. Kiwnęłam głową i weszłam na kanapę. Pomyślałam o tym, że nie powinnam spać przy tym psie, bo w czasie gdy mój umysł będzie w stanie spoczynku, on będzie mógł mi zrobić wszystko. A potem... zasnęłam.


Jem? XD Brak we[ł]ny...

Od Skyres CD opowiadania Stanley'a

Skończyłam golić Stanley'a i spojrzałam na niego z zawadiackim uśmiechem. Bez futra był o wiele mniejszy niż z futrem, i wyglądał jak łysy, powiększony szczur. Stłumiłam śmiech.
- I jak? - zapytał niespokojnie pies. - Jak wyglądam?
- Sam zobacz - odparłam usłużnie. Stan powoli podszedł do tafli wody i przejrzał się. Długo nie musiałam czekać na jego reakcje...
- Wyglądam jak szczur!!! - jęknął w panice. - Łysy szczur!!!
- Tak wygląda pies bez futra - wzruszyłam ramionami.
- Mogłaś mi powiedzieć wcześniej - fuknął samiec.
- Sądziłam że wiesz...
- I ja tak będę wyglądał zawsze? - spojrzał na mnie z nadzieją.
- Futro ci odrośnie - uspokoiłam go.
- A kiedy? - zerknął na mnie z ukosa.
- No, może... za kilka miesięcy zacznie odrastać. Na pewno - chciałam pocieszyć Stanley'a, ale jeszcze pogorszyłam sytuacje.
- Za kilka miesięcy dopiero ZACZNIE odrastać?! - wrzasnął.
- No tak.... - mruknęłam ze skruchą.
- Oj, trudno - psu wrócił dawny optymizm. - Jakoś to przeżyję.
- Tak trzymać.
Nie chciałam straszyć psa tym, że niedługo przyjdą takie mrozy, że nawet w futrze nie będzie można wyściubić nosa z jaskini. A co dopiero bez futra...


Stanley? Miałam straszliwy brak weny ;_;

Od Niklausa

Wczoraj przeprowadziłem się do mojego nowego domu. Wreszcie sam mogę rządzić swoim życiem. Pomyślałem, że fajnie było by wybrać się do miasta. Poobserwować ludzi... Zwykle podejmuję decyzję bez zastanowienia, więc dzisiaj było to samo. Nawet nie pomyślałem o tym, by wziąć najpotrzebniejsze rzeczy, tylko od razu poszedłem przed siebie. Nie poinformowałem dziadka o tym, że wyjeżdżam na jakiś czas. Gdy przechodziłem przez Łąkę Nieziemskich Fiołków, zauważyłem cień jakiegoś psa. Poszedłem w jego stronę. Pies chyba mnie zauważył, bo zaczął uciekać. Zebrałem się w sobie i zacząłem biec za nim. Pies był bardzo szybki. Przeskakiwał przez wszystkie krzaczki, omijał drzewa... W końcu jednak go dogoniłem i złapałem za ramię. Okazało się, że to suczka. Była bardzo wystraszona. Najwyraźniej sądziła, że chce jej coś zrobić.
- Nie bój się mnie... - poprosiłem. - Nic ci nie zrobię.
Suczka milczała.
- Jestem Niklaus, maleńka - powrócił mój pewny siebie ton głosu. - A ty jak się nazywasz, skarbie?


Avendeer? xd Nie myl tego z podrywem. Klaus zwykle taki jest.

Od Niklaus'a CD opowiadania Michelle

Przyśpieszyłem kroku, goniąc za Michelle która już podchodziła do pnia drzewa.
- Czekaj, to może być niebezpieczne! - krzyknąłem. Zignorowała mnie. Trąciła nosem potężny pień, a w drzewie pojawił się otwór.
- Co to jest?... - szepnęła suczka. Zanim zdołałem odpowiedzieć, wskoczyła do dziury w drzewie. Dziura okazała się tajemnym przejściem. Przeżegnałem się i ostrożnie wlazłem do "dziury". Klapa natychmiast się zamknęła i otoczyła mnie ciemność.
- Michelle?! - zawołałem cicho. Nie było jej tu. Nagle poczułem że ześlizguję się po wewnętrznej "stronie" drzewa w dół, jak po zjeżdżalni. Zacząłem wrzeszczeć. Na końcu mojego szalonego zjazdu wpadłem na coś miękkiego. Michelle.
- Michelle? Michelle! - krzyknąłem. Suczka była nieprzytomna. Z jej pyska sączyła się czarna ciecz... Miałem wrażenie że w tych ciemnościach coś przebiegło. Wzdrygnąłem się. Nie mogłem zostawić Mich samej. Ale tak czy owak nie dam rady wrócić na górę. Muszę iść dalej. Wziąłem suczkę na plecy i z trudem poszedłem przed siebie. W pewnej chwili oparłem się bokiem o ścianę. Najwyraźniej gdzieś tam był włącznik światła, bo zewsząd otoczyła mnie jasność.
Przyjrzałem się pomieszczeniu w którym byłem. Wyglądało to na laboratorium. Ja i Michelle znaleźliśmy się w jakimś bunkrze.
Nie miałem czasu na rozmyślania, bo usłyszałem wrzask. Odwróciłem się gwałtownie i dostałem czymś z całej siły w głowę. Zdążyłem tylko zobaczyć jakieś podejrzane cienie i zemdlałem.



- Trzeba go obudzić. Fallow czeka... - powiedział ktoś w moim otoczeniu. Powoli otworzyłem oczy, przypominając sobie co się stało. Nade mną pochylało się sześć zamaskowanych postaci.
- Obudził się - charknęła jedna postać i złapała mnie za kark. Postać miała czerwone, świecące się oczy. Jej ręka była chuda, pokryta liszajami i kościotrupia. Chciałem krzyknąć ale druga ręka zatkała mi pysk.
- Chodźmy - inna postać przyjrzała się mi. - Fallow jest zła. Trzeba ją uspokoić...
Jaka Fallow? Nic już nie rozumiałem. Pięć postaci poszło przodem, a szósta, trzymając mnie, szła za nimi.
W końcu dotarliśmy do jeziora. Miało na pewno dobre dwadzieścia pięć metrów, pewnie i tak było głębsze. Przy jeziorze było molo. Zamaskowana postać rzuciła mnie sobie pod nogi. Byłem zbyt wystraszony by myśleć o ucieczce. Postać wzniosła ręce i zaczęła mówić coś szybko w innym języku. Gdy skończyła, w wodzie coś się zakotłowało. Z jeziora wynurzyła się przerażająca postać. Miała poskręcane, brudne włosy, łuskowaty ogon, ciemne oczodoły i gębę nadzianą ostrymi zębiskami.

 https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiawHTVjAK7qCypa3C_kTuH-R8plXzDAaaaGnwQgCu138N0nUKDOSSHY_C3Kuy9Wq_NAgb7tfGClOo4k6o3FsHJyRKYFOLTqYGx4si-g6zdMZ0QiL8umVswpGCvpJnbruJ3wYQJ8051i08/s1600/MAMULA+(aka%2BNYMPH,%2B2014)%2B(14).jpg
Zacząłem wrzeszczeć, a jedna z postaci złapała mnie i uniosła.
- To Follow, słonko - zwróciła się do mnie. - Zaraz się z nią bliżej poznasz.
Byłem przerażony. Gdy postać zbliżała się ze mną w stronę potwora, rozpłakałem się jak małe dziecko. Zaraz będę miał bliższy kontakt z tym potworem! Nie!!!...
- Żegnaj kotku... - szepnęła postać i wepchnęła mnie prosto w łapska potwora...


Michelle? Tylko ty możesz mnie uratować.

piątek, 11 września 2015

Od Suzzie CD opowiadania Rayan'a

- Aha - mruknęłam zdziwiona. Nie wiem czemu, ale nie pamiętałam nic z tej całej "imprezy". - Chyba muszę już iść... Wpadniesz po mnie później?
- No jasne - Roy puścił mi oczko. Pożegnałam się z nim i wróciłam do rodzinnej jaskini. Panowało tam wielkie poruszenie. Zobaczyłam załamanego tatę.
- Tato, co się stało?! - spojrzałam na niego.
- Mama oraz Snowy i Coco odeszli - tata mnie przytulił.
- Co?! Czyli zostaliśmy tylko my, Ferraro i Jocker, tak? - przygryzłam wargi.
- Tak... - szepnął tata.
Bez słowa odbiegłam. Czemu oni odeszli? No cóż, nie będę się rozklejać. Ze złością otarłam pojedynczą łzę i udałam się nad Wodospad Cienia. Byłam tu tylko raz. Nie podobało mi się to, że jest tu taka ponura atmosfera. I tak naprawdę dzisiaj mój nastrój po raz pierwszy odpowiadał nastrojowi tego Wodospadu.
- Su? Co ty tu robisz? - usłyszałam za plecami głos Rayan'a. Tak się przeraziłam, że wpadłam do czarnej wody i zaczęłam się topić. Roy przerażony doskoczył do brzegu wodospadu i złapał mnie. Udało mu się wyciągnąć mnie na brzeg.
- Dziękuję - wysapałam, plując wodą na wszystkie strony.
- Nie ma... Jak ty wyglądasz! - przeraził się pies. Przekręciłam swój łeb tak by zobaczyć swoje łapy, kawałek klatki piersiowej i boki. Moje śnieżnobiałe zwykle futro było całe czarne i posklejane w strąki.
- Chodź do jakiejś rzeki czy coś, bo muszę to zmyć - mruknęłam i nagle roześmiałam się w głos. Roy przyłączył się do mnie. Atak śmiechu trwał dobre dziesięć minut. Potem poszliśmy nad jezioro, żebym mogła się umyć. Niestety, szorowałam się pół godziny a błoto ani trochę nie zeszło.
- Co mam zrobić? - jęknęłam. Rayan jednak nie odpowiedział, tylko ryczał ze śmiechu. Do mojej głowy wpadł szatański plan. Doskoczyłam do psa i otarłam się o jego bok.
- Suzzie! - krzyknął. Cały jego bok był czarno-brązowy. Za to moje błoto w ogóle nie zniknęło mimo wytarcia jego części o Rayan'a.
- Teraz oboje jesteśmy czarni - fuknął urażony samiec.
- Nie obrażaj się Roy - zrobiłam słodkie oczka godne samego Rayan'a.
- Nie mogę się gniewać za te oczka.. - zaśmiał się tenże.
- Twoja szkoła. Masz może pomysł, co zrobimy z tym niezmywającym się błotem?


Rayan? ;3

Dorosła Avendeer!

https://scontent-fra3-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xfp1/v/t1.0-0/s320x320/11046351_988298731221363_6492906972658668153_n.jpg?efg=eyJpIjoiYiJ9&oh=dbe369f376c0e445138129316720e27e&oe=5669FFD4
Imię : AvendeerKsywka : Ave, Aven, Ever (od odejścia ojca i braci, używa się tylko "Ever"..., ale to inna historia...)
Głos : David Guetta ft. Sia - Titanium
Rasa : Golden Retriver
Wiek : 5 lata
Płeć : Suczka
Stanowisko : Sprinterka
Rodzina : Mama Tasza, "kuzynka" Athena i - bracia Naveen i Sheldon oraz Tata - Joey, którzy odeszli ze SPU
Partner : A kogo to obchodzi ... ?
Charakter : Tasza mówi o Niej " druga Athena ". Wydaje się, że jest bardzo delikatna, ale naprawdę jest na odwrót. Jest baaardzo energiczną suczką. Kocha przygody, podróżowanie wyzwania, zawody i inne tego typu rzeczy. Uwielbia biegać. Poza tym jest ambitna, błyskotliwa, inteligentna, kłótliwa z braćmi, mądra, pogodna, pomysłowa, odważna, oryginalna, rodzinna, towarzyska, troskliwa, uczciwa, ufna, wierna ...  STOP ... Tak było ... kiedyś. Teraz zamknęła się w sobie i stała się suczką chodzącą swoimi drogami, przeważnie stroni od towarzystwa ( zależy jakiego ). Ale niektóre cechy Jej charakteru zostały. Może komuś uda się  przywrócić poprzednią Avendeer ... ?
Historia : Urodziła się w tej sforze. Gdy miała jakieś 9 miesięcy Jej ojciec i bracia odeszli ze sfory. Ever i Jej mama bardzo to przeżyły. Właśnie wtedy zaczęła się Jej przemiana. Na szczęście dla niektórych osób się nie zmieniła ...
Upomnienia : 0/4
Kontakt : elisabeth666@vp.pl

czwartek, 10 września 2015

Od Alexa

Na sam początek dodam... Że dokładnie godzinę temu miałem być u Ross'a... Ale potem postanowiłem, że zaproszę na randkę Athenę. Niestety szukałem Atheny po wszystkich terenach SPU, lecz nie znalazłem jej nigdzie. Jestem typem samotnika. Cóż, więc... Pochodzę sobie. SAM.
***
2 godziny samotności zdecydowanie wystarczyły. Wciąż nie znalazłem Atheny. Zacząłem się martwić. Westchnąłem. Poczucie samotności bywa naprawdę, naprawdę przygnębiające. Muszę znaleźć Jem'a. Nie, nie. On jest zajęty. Loki? Odpada. No to może... Został... Mashine...? Nie, jednak nie. Jest z pewnością smutny od czasów straty Aceland. Ma ważniejsze sprawy niż wysłuchiwanie moich narzekań. Spuściłem głowę i zacząłem iść przed siebie, wpatrując w śnieg. Puszysty, biały śnieg, który dopiero niedawno opadł na ziemię z powodu zimy. Piękny śnieg. Nagle wpadłem na coś. Na coś, lub kogoś.

Ktokolwiek?

Pożegnanie

Tak, to znowu ja. Chciałam się z Wami pożegnać. Spędziłam tutaj niesamowity rok. Kiedy dołączyłam do Sfory Psiego Uśmiechu byłam pierwsza, nie spodziewałam się takiego sukcesu jaki osiągnęła. Na pewno będę nieco tęsknić, a najbardziej za moją paczką : natik880, julcik77, Quarter, Kordła♥, MałySzaryCzłowiek czy JinnyM.
Jak wiadomo nic nie trwa wiecznie. Oczywiście będę tutaj wchodzić co jakiś czas  patrzeć jak się wiedzie. Rozwijajcie się dalej, przewiduję, że czeka Was kolejny wspaniały rok. Życzę powodzenia. Napisałam krótki wierszyk :

Kiedy poczujesz letni powiew wiatru, pierwsze dni wolności, niektóre rzeczy nabierają swojej mocy. Tutaj rok temu, zaglądnęłam do Was i wiedziałam, że to moje miejsce. Spędziłam tutaj niesamowite chwile, ten blog był, jest i będzie nadal częścią mnie a ja pozostanę Ace. Bywały lepsze i gorsze chwile. Nie poddawałam się i walczyłam o Sforę Psiego Uśmiechu. Teraz kiedy wypełniłam swoją misję i widzę, że blog ma się dobrze, mogę odejść bo przecież nic nie trwa wiecznie.
Jak to mówi Vincent wan Gogh : "Kochać to także umieć się roz­stać. Umieć poz­wo­lić ko­muś odejść, na­wet jeśli darzy się go wiel­kim uczu­ciem. Miłość jest zap­rzecze­niem egoiz­mu, za­bor­czości, jest skiero­waniem się ku dru­giej oso­bie, jest prag­nieniem prze­de wszys­tkim jej szczęścia, cza­sem wbrew własnemu". Dlatego żegnam się z Wami.




~ Ace

środa, 9 września 2015

Od Honey

- Co?!
Szczęka opadła mi.
- Jak to Roney odszedł?!
- Normalnie - powiedział melancholijnie Alfa. - Ace też odeszła. I Coco, i Snowy.
- Ale czemu?! - byłam zszokowana.
- Nie mam pojęcia. A teraz wybacz, muszę jeszcze przekazać tę wiadomość innym członkom sfory - odwrócił się i zaczął odchodzić.
- Ale Mashine, zaczekaj! - byłam bliska wybuchu płaczu. Czemu Ron mi to zrobił? Mieliśmy założyć rodzinę...
- Co znowu? - Mashine odwrócił się. On też musiał cierpieć. W końcu Aceland byłą jego partnerką kilka lat...
Pies rozumiał co teraz przeżywam, więc podszedł do mnie i krótko mnie przytulił.
- Mashine... Tak właściwie to dzisiaj pierwszy raz rozmawiam z tobą... przejdziemy się? - zapytałam powoli.
- Jasne - odparł krótko. Ruszyliśmy w stronę Zielonego Zagajnika.
- Em.. Wiesz, niewiele o tobie wiem. Mógłbyś mi coś o sobie opowiedzieć?


Mashine? Odpisz szybko :>

wtorek, 8 września 2015

Ace i reszta odchodzi

Już nawet nie stawiam wykrzyknika na końcu. Będąc Alfą e Sforze tak po prostu się nie odchodzi. Nie powinno się. Ale ogłaszane że Ace i reszta odchodzi pozostawiając Mashiego jako samotnika. Wielkie brawa :)

Od Wezy - CD opowiadania Nesty

Uśmiechnąłem się i mocno przytuliełem suczkę.
- Dzisiaj Rose i White zaraszali mnie z Mey na obiad. Może byśmy wpadli? - zapytałem cicho i spojrzałem na Nesty. Miała niezdecydowaną minę. Pewnie. Chciała pójść, lecz przecież jej ojciec...
- Okej - powiedziała, uśmiechając się blado. Wstałem i zacząłem kierowć się w stronę mojej jaskini. Mojej. Nie bżmiało to dobrze. Chciałbym, by była moich rodziców. I w tej chwili uświadomiłem sobie, że jestem maminsynkiem. Z zamyślenia wyrwała mnie Mey.
- No cześć - uśmiechnęła się do mnie. Popatrzyłem na nią z politowaniem i wstałem wywracając ją - Co się stało? - podeszła powoli do Nes.
- Jej ojciec zmarł - powiedziałem cicho i popatrzyłem na Nesty. Suczka chciała już się rozpłakać, lecz stała się dziwna rzecz. Mey podeszła i przytuliła ją, również prawie płacząc. Była na prawdę za dużą empatyczką.
- Dobra, idziemy do Rose? - zapytałem, patr ąc na Mey, później na Nesty.
- Tak - odpowiedziały razem. Uśmiechnąłem się i pocałowałem Nesty. Poczułem również zdziwiony wzrok Mey na sobie.
- Czy ja o czymś nie wiem - zapytała, lecz bardziej twierdziła. Pokiwałem niepewnie głową, lecz gdy zobaczyłem lekki uśmiech na pysku siostry od razu odetchnąłem z ulgą.
- Chodźmy - zaśmiałem się, ponieważ to już chyba trzecia próba wybrania się do Rosie i White'a.

Gdy znaleźliśmy się na miejsu, zostaliśmy mile przywitani.
- Rosie jak długo Cię nie widziałem - powiedziałem przytulając siostrę.
- Taaak - zaśmiała się, przeracając oczami - Widzę, że nowa para - zerknęła na Nesty. Nes uśmiechnęła się i zaczęła rozmawiać z Rose i White'm. Ja podszedłem do stojącej w kącie Mey.
- Co jest? - zapytałem siadając obok niej.
- Nic - wzruszyła ramionami. Wyminęła mnie i również poszła w stronę Nesty i reszty.
- Skoro to obiad, to powinniśmy coś jeść - zaśmiałem sie i przewróciłem White - Dawaj jeść - powiedziłem zarazem warcząc i śmiejąc się.
- Chodźcie - zawołała Rose i wszyscy zaczęliśmy jeść wielkiego jelenia.

Nesty?

niedziela, 6 września 2015

Od Rayan'a - CD opowiadania Suzzie

Spojrzałem się na nią. Nie umiem śpiewać...a jak już to brzydko.
-No nie wiem. - Powiedziałem.
-Prooosze. - Uśmiechnęła się.
-No okej...-Przewróciłem oczami.



Czas płynął, nawet nie czułem zmęczenia. Śpiewaliśmy piosenkę po piosence.
-Może wracajmy. Zrobiło się ciemno...- Rozejrzałem się.
-Masz rację. - Przytaknęła mi Suzzie.
Wróciliśmy do mojej jaskini.
-Masz ochotę na jakiegoś drinka? - Zapytałem.
Suczka spojrzała się na mnie dziwnie.
-Nie wiem czy mogę...
-Możesz. - Zbliżyłem się do niej. Siedzieliśmy na kanapie i gadaliśmy. Tak zleciała nam cała noc. Obudziłem się na podłodze. Suzzie na kanapie. Podniosłem się i wyszedłem coś upolować. Polowanie udane. Wróciłem do jaskini z sarną. Położyłem ją na kamieniu. Obudziłem Su.
-Wstawaj, śniadanie! - Krzyknąłem.
Ta gwałtownie się obudziła.
-Ach, no tak. - Podeszła do sarny i zaczęliśmy śniadanie.
-Nie wyglądasz na specjalnie "trzeźwą". - Zaśmiałem się.
-A ile to wino miało? - Zapytała.
-No...nie wiem. - Podrapałem się po głowie.
-Mniejsza o to...Co ja tu robię? - Otrząsnęła się.
-No...Robiliśmy małą imprezę.


Suzzie? 

Nowy pies! - Vanessa La Picasso!

http://orig13.deviantart.net/bee4/f/2013/268/c/f/ida3499_by_herdnerd-d6nsew5.jpg

Imię : Vanessa La Picasso
Ksywka : Możesz ją nazywać po prostu Vanessa lub Van.
Głos : Zmień! Powód: Głos się powtarza!
Rasa : Owczarek Australijski Kelpie
Wiek : 2 lata
Płeć : Cóż.... Suczka.
Urodziny : 11 dzień jesieni.
Stanowisko : Szukająca
Rodzina : Dumna rodzina La Picasso zostawiła ją wilkom na pożarcie. Jeśli można również zaliczyć go jako rodzinę... To jej najlepszy przyjaciel, Jackie, był dla niej jak brat.
Partner : Ma słabość do przystojnego, białego psa w sforze, imieniem Beethoveen... Nie jej wina, że zachwycił ją samym widokiem, a co dopiero zachowaniem!
Charakter : Na sam początek, jej dobrą cechą jest to, że jest odważna. Nie boi się robić hardcorowych rzeczy. To według niej ''Uczenie się nowych rzeczy, które być może w przyszłości staną się naszą największą pasją''. Uczy się na błędach. Bo przecież każdy popełnia jakieś błędy, nawet najmniejsze, prawda...? Jest ciekawską waderą w typie poszukiwaczki przygód. Nie tylko przygód, Van poszukuje również swojej pasji. Do tej pory jeszcze jej nie odnalazła... A przynajmniej uważa, że żadna nie jest tak niezwykła, żeby zajmować się nią do końca psiego życia.
Historia : Kiedy tylko otworzyła swoje jarzębinowe oczka, od razu dostrzegła matkę. Nie... To nie była matka. Tylko zachowywała się jak ona. Była to dumna wilczyca, która wychowała ją od maleńkiego. Cieszyła się, że wilki nie miały do bezbronnego szczenięcia złych zamiarów. Dorastała wśród wilków, nauczyła się od nich jak przetrwać, jak się bronić, jak żyć. A potem zaczęła błądzić po świecie w poszukiwaniu pasji... Niedaleko muzeum w Nowym Jorku, dostrzegła psa. Kundla. Nosił on imię Jackie (Czyt. Dżeki). W jego towarzystwie przeżyła połowę swojego życia. Niestety wkrótce Jackie został potrącony przez samochód... A później zniknął, jakby wyparował z tego świata. Vanessa nie miała na co czekać. Ruszyła dalej, goniąc marzenia. Znalazła samotnego wędrowce, który pokazał jej tą sforę i wyparował jak Jackie. Czy to właśnie ta sfora to nieuniknione przeznaczenie, do którego Van dążyła przez całe swe życie?
Upomnienia : 0/4
Kontakt : Alfik550

Nowy baner i prezentacja!

Dziękujemy graczce Villain za wykonanie banera oraz prezentacji na howrse. Zapraszamy do użycia. Graczka Villain otrzymuje 60 PNS. Oczekujemy jeszcze Questa.



Baner:










URL: <a href="http://funkyimg.com/view/21NpA" target="_blank"><img src="http://funkyimg.com/p/21NpA.jpg" alt="Free Image Hosting at FunkyIMG.com" border="0"></a>






Prezentacja: 








URL:  <div style="background:url(http://funkyimg.com/i/21NDE.png); width: 950px; height: 690px; overflow: auto; margin-top: 0px; margin-left: 0px;"><div style="width: 400px; height: 554px; margin-top: 100px; margin-left: 55px; overflow: auto"><font color="000001"><span style="font-family: Century Gothic"><div style="text-shadow: 0px 0px 4px #000000"> Tutaj możesz wpisać swój tekst.</div></span></font></div></div>


Duże zmiany!

Doszło w końcu do tego że nie będzie już tylu wyższych stanowisk ze względu iż zaczęło to się stawać konkurencją dla innych. Na przykład jedna graczka/gracz (nie mam tu nikogo na myśli) mają po jednym psie z każdego wyższego stanowiska. Nie jest to prawidłowa i dobra rozgrywka więc wszystkie stanowiska wyższe, poza Alfami i Betami zostają usunięte a psy posiadające te stanowiska proszone o zmienienie jego niezwłocznie.


Stanowiska usuwane: Ety, Delty, Gammy.




Co do Bet.
Bety nie zostają te same gdyż tak zdecydowałam. Bety muszą być częściowym wsparciem dla Alf. W takim też związku zrobimy wybory na nową Betę. Beta nie może być ożeniony/zaręczony/w związku. Na oku mam już parę psów które zasługują na stanowisko Bety. Dużo się udzielają i wiedzą jak zmienić SPU na lepsze. Psy które na pewno wpiszę do ankiety to: Jem, Loki i Video. Inne osoby przepraszam jeżeli je uraziłam. W sprawie innych zmian proszę pisać do mnie na howrse. Mój nick dobrze znacie ale powtórzę: natik880

sobota, 5 września 2015

Od Michelle - CD opowiadania Niklaus'a

Popatrzyłam beznamiętnie na kwiatek i wyciągnęłam po niego niepewni łapę. Miałam wątpliwości, czy to przypadkiem nie jest zwykłym żartem. Jednak gdy owy kwiat okazał się najzwyklejszy, popatrzyłam na Klaus’a z wyrazem podziękowania, lecz i zwykłej obojętności na pysku.
- Dzięki - powiedziałam, patrząc na kwiat beznamiętnie.
- Spoko. Nie ma za co - odparł Klaus, uśmiechając się żałośnie. Westchnęłam i odwróciłam łeb w inną stronę, od razu znajdując sobie nowy obiekt zainteresowania. Tym obiektem było drzewo rosnące, na oko, 10 metrów od nas. Drzewo nie było takim drzewem, jak każde które można było spotkać na przykład w lesie. Nie! To drzewo miało dziwne gałęzie, koloru ciemno żółtego, a nie brunatnego, takiego jak inne rośliny. Po pięciu minutach zaczęło się też odróżniać od reszty świata, ponieważ zaczął padać śnieg i wszystko wokół miało cienką, białą warstwę. Nie zauważyła bym nawet tego, że pada śnieg. Dopiero gdy jeden spadł mi na pysk, popatrzyłam na niego, robiąc przy tym zeza. Usłyszałam również zduszony śmiech Klaus'a i padłam na ziemię, łapami łapiąc się za oczy. Nie były one przystosowane do szybkiego umieszczania wzroku  rzeczy na moim nosie, więc zaczęły piec.
- Dobrze... Czujesz... Ty... - usłyszałam Niklaus'a, który próbował złożyć do kupy wymienione wyrazy - Coś Ci jest?
Powstałam, otwierając powoli jedno oko. Popatrzyłam nim na Klaus'a kiwając przeciwnie łbem. Po tych słowach jak na zawołanie otworzyło mi się drugie oko. Westchnęłam i rozejrzałam się dookoła.  Obraz przed moimi oczami, był rozmazany. Wiedziałam jednak gdzie co się znajduje, ponieważ uratowała mnie fotograficzna pamięć. Odwróciłam się w stronę, w którą znajdowało się wcześniejsze drzewo. Marszowym krokiem zaczęłam iść w jego stronę, zupełnie jak było z tym jelonkiem. Tym razem jednak obiekt do którego podążałam był nie ruchomy, co ułatwiło sprawę.
- Gdzie idziesz? - zapytał pies. W jego głosie było słychać nutkę zainteresowania. Ja jednak na jego słowa nic nie odpowiedziałam, tylko odskoczyłam do tyłu, przybierając pozycje do skoku. Opanowałam się jednak, przypominając sobie, że to Klaus. Inaczej od razu bym skoczyła na niego, a raczej próbowała, ponieważ obraz nie był jeszcze zbyt dobry. Potrząsnęłam głową i znów zaczęłam iść w stronę drzewa.
- Do tamtego drzewa? - zapytał, a gdy pokiwała łbem uśmiechnął się zwycięsko.
- I czego się szczerzysz - westchnęłam, przyśpieszając kroku.

Niklaus?

Naveda urodziła!

Naveda urodziła! Mamy Młode Bety! Gratulacje!

http://www.hundefotografie-workshops.de/bilder/lapinporokoira-5.jpg

Imię : James (czyt. Dżejms)
Ksywka : Jamie (czyt. Dżejmi)
Rasa : Lapinporokoira/Owczarek Belgijski
Wiek : Kilka miesięcy
Płeć : Pies
Urodziny : 8 dzień zimy
Rodzina : Matka Naveda, ojciec Rocky, siostra Morgan
Zakochany : -
Charakter : James jest cichym i spokojnym pieskiem. Nie wtrąca się w żadną sprawę, chyba że dotyczy ona ściśle jego osoby. Chociaż jest Młodym Betą, nie uważa się za osobę ważną, ponieważ wszystkich traktuje tak samo. Ostrożnie dobiera przyjaciół. Woli kroczyć przez życie samotnie, niż z fałszywymi przyjaciółmi.
Historia : Urodził się w sforze. Jest Młodym Betą.
Kontakt : JinnyM



http://41.media.tumblr.com/tumblr_m73mieBI2m1rof9uqo1_500.jpgImię : Morgan
Ksywka : Nie posiada.
Rasa : Mieszaniec owczarka belgijskiego (po matce) i lapinporokoiry (po ojcu)
Wiek : Parę miesięcy
Płeć : Suczka
Urodziny : 8 dzień zimy
Rodzina :
~Matka Naveda
~Ojciec Rocky
~Brat James
Zakochany : W nikim...
Charakter : śmiała,odważna,poważna,wierna,uczciwa,zadziorna
Historia : Urodziła się w sforze psiego uśmiechu jako młoda Beta
Kontakt : kinia 800 

Od Rocky'ego CD opowiadania Navedy

- A kto inny? - zapytałem, uśmiechając się szeroko. Naveda pocałowała mnie, co odwzajemniłem. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. Wiecie, co działo się dalej.
* Następnego dnia *
Dzisiaj Naveda ma urodzić. Jest strasznie roztrzęsiona, bo... nic nie czuje. Nie boli ją brzuch, nie czuje "kopania" maluszków, ani nic takiego.
- A jeśli coś się stało? - przytuliła się do mnie.
- Na pewno wszystko jest w porządku - próbowałem ją uspokoić, chociaż sam byłem zdenerwowany.
- Lepiej chodźmy do lekarza - Nav spojrzała mi w oczy. Pokiwałem głową, czując gulę w gardle. Zabrałem Navedę do Winnie. Zostałem wyproszony z gabinetu, a w tym czasie Win badała moją narzeczoną. Po chwili zawołała mnie do środka.
- I co? - zapytałem, patrząc na lekarkę. Winnie wzięła głęboki oddech i powiedziała na wydechu:
- Nie czuje żadnych oznak życia.
Pociemniało mi w oczach. Czułem, jak wali się moje życie. Naveda poroniła. Naveda poroniła. Dopiero teraz doszedł do mnie sens tych słów. Moje oczy napełniły się łzami. Chciałem coś zrobić, ale... Zemdlałem.
* Po przebudzeniu *
Otworzyłem oczy. Leżałem w szpitalu na jakimś łóżku. Co się stało? A... No tak. Przypomniało mi się wszystko. Nagle usłyszałem wołanie...
- Rocky! Rocky! - do pomieszczenia wpadła Naveda.
- Nav... - szepnąłem. - Możemy spróbować jeszcze raz... Jeśli chcesz...
- Ale patrz!
Winnie do mnie podeszła i pokazała mi... dwa szczeniaki.
- Co? Ale jak? - nic już nie rozumiałem.
- Jednak nie poroniłam! Udało się! Mamy szczeniaki! - krzyknęła Naveda. Pocałowałem ją mocno.


Naveda? :3

Konkurs !

Wybaczcie, że mnie tak długo nie było, ale mam ograniczony dostęp do komputera. Z powodu iż otrzymałam tylko 3 prace od osób wiadomych, postanowiłam dać ostatni tydzień na ewentualne dokończenie jakichś prac. Zatem czekam do 13 września, do godziny 24.00... Prace wysłane po tym czasie nie będą brane pod uwagę.

~Qetsiyah

wtorek, 1 września 2015

Od Stanley'a - CD opowiadania Skyres

-Czekaj! - krzyknąłem i odskoczyłem od futro-pozbywacza.
-Czyżbyś się rozmyślił? - suczka posłała mi uśmiech, po czym wyłączyła maszynkę.
-Nie. Targają mną niespokojne myśli - pokiwałem poważnie głową. - Wpierw chcę poznać twoją przeszłość zawodową. Wiesz, dyplomy, szkolenia, reakcje klientów...
Suczka popatrzyła na mnie jak na przybysza z innej planety. Spojrzała na maszynkę i z powrotem na mnie, jakby czekając aż będę kontynuował zaczętą wypowiedź.
-Jeśli chodzi o doświadczenie - jednak ona przerwała ciszę. - Potrafię włączyć to coś i wyłączyć.
-Obawiam się, że to mi nie wystarczy.
-Jak nie, to nie - wzruszyła ramionami. - Twoje futro, twoja decyzja...
-Dobra, ciachaj - ustawiłem się bokiem i zmrużyłem oczy. - Co będzie, to będzie.
Spod na wpół opuszczonych powiek dostrzegłem zbliżającą się z przebiegłym uśmiechem Sky. Naraz brzęczenie maszynki rozległo się po okolicy. Całkowicie zamknąłem oczy. Dźwięk był coraz bliżej i bliżej, aż nagle metalowe ząbki przywarły mi do skóry. Serce skoczyło mi do gardła.
-Stój! - znów odskoczyłem od maszynki na jakieś pół metra.
-Co znowu?! - suczka ją wyłączyła i spojrzała na mnie z niecierpliwością na pysku.
-Czy ty w ogóle wiesz, jak chcesz to zrobić?! - zmarszczyłem brwi.
-Oczywiście, że wiem. Przykładam ci maszynkę do futra i przesuwam, przykładam i przesuwam, przykładam i...
-A co jak się zatnie?! - padł na mnie blady strach. - Werżnie mi się takie coś w skórę i nie wyjmiesz. A ja się w tym czasie wykrwawię. Wezmę tą twoją pieprzoną kosiarkę do grobu. Stracisz, mnie i ją, wszystko co masz!
-Mam jeszcze męża, dzieci i przyjaciół, także nie będzie aż tak źle - uśmiechnęła się, zupełnie tak, jakby wizja śmierci wcale ją nie przerażała. - I postaram się cię nie ukatrupić.
Kolejny raz nie wiedziałem jaką podjąć decyzję. Śmierć przez przegrzanie vs. wykrwawienie. Obie nie byłyby najmilsze, ale golenie zapewniłoby mi większe szanse na przeżycie. I dowiedziałbym się, czy pod futrem jestem różowiutki.
-Przekonałaś mnie - ponownie ustawiłem się bokiem. - Ciapaj, byle szybko... To znaczy, byle ostrożnie.
Sky, nie czekając, przyłożyła mi uruchomioną maszynkę do ciała. Dziwność tego uczucia nigdy nie mogłaby zostać wyrażona w żadnej skali. Jednak tym razem nie odskoczyłem.

Skyres? Załóżmy, że w naszych opkach nadal jest lato.

Od Lokiego - CD opowiadania Mashine'a

-Jesteś - pokiwałem łbem z udawaną powagą. - Starym, znoszonym bamboszem.
-Dobra, starczy - Mashine szturchnął mnie w bark. - Lepiej przejdźmy do ciebie. Jak ci się żyje?
Westchnąłem. W ostatnim czasie nie jestem w stanie stwierdzić, czy w ogóle żyję. Siedzę w jaskini, pochłonięty wizją stworzenia czegoś nowego. Wynalazku, cudownego leku na wszystkie choroby. Czasem zapominam o jedzeniu, zapominam o piciu, chodzę brudny i zaniedbany, bo niby czemu mam tracić czas na doprowadzanie się do porządku? Mało śpię, a raczej tylko wtedy, gdy nie dam rady utrzymać się na łapach. W swoim ciemnym domu siedzę pod sztucznym oświetleniem i nawet nie wiem jaka pora roku obecnie panuje. Granice między dniem i nocą zupełnie mi się rozmyły. Zapomniałem ile trwa doba i w jaki sposób słońce porusza się po nieboskłonie...
-Loki! - Mashine spojrzał na mnie z przestrachem. - Z tobą serio jest kiepsko. Słyszysz mnie?! A może mnie nie widzisz?! Jestem, szukam kontaktu.
Dotarło do mnie, że wszystko co "mówiłem", nie opuściło ścian mojego mózgu. Wychodziło na to, że przez dobre pół minuty staliśmy naprzeciw siebie, wgapiając się we własne oczy, niczym kamienne posągi. Przynajmniej ja. Co prawda patrzyłem na przyjaciela, ale do tego stopnia pogrążyłem się w myślach, że nie zarejestrowałem obrazu. Więc nie mam pojęcia co robił, gdy się zawiesiłem.
-Yy, słyszę cię - dosłownie w ostatniej chwili się ocknąłem; Mashine już podnosił łapę, by wymierzyć uświadamiający cios.
-Nie powiem, jest mi ciężko - powiedziałem, patrząc przed siebie - tak rozmawiać po długiej przerwie. Odwykłem od swojego głosu, nie raz nie potrafię sformułować zdania.
-To faktycznie niedobrze - przyjaciel wyraźnie się przejął. - Może chciałbyś o tym z kimś porozmawiać?
-Mówisz o psychologu? -skrzywiłem się. - Odmawiam leczenia. Jestem jaki jestem i tego nikt nie zmieni.
-A może staniesz się bardziej otwarty? - począł wyliczać. - Poznasz kogoś, będzie ci się lepiej żyło.
Uczucie jakim darzę Mashine'a jest dość trudne do opisania. Mieszanina szacunku, przyjaźni z nienawiścią i współczuciem. Nie cierpię tej jego troski o cały świat.
-Nie, ale wiedz, że to doceniam - przewróciłem oczami. - Jak chcesz mi pomóc, to ze mną pogadaj. Na przykład o przyszłości sfory. Może jakieś reformy, wojny?

Mashine?

Od Stanley'a - CD opowiadania Avalon

-Nie zaprzeczę - uniosłem łeb. - Z moich obliczeń wynika, że są wszyscy.
-Z twoich obliczeń? - suczka skrzywiła się podczas wypowiadania tych słów. - Nie obraź się, ale lepiej będzie, jeśli powtórzę te obliczenia.
Zrobiłem urażoną minę. Avalon przejechała wzrokiem po szczeniakach i z uśmiechem stwierdziła, że są wszyscy.
-Nudzi mi się - pisnął jakiś szczeniak, a reszta mu zawtórowała.
-Nic nie poradzimy na to, że wam się nudzi - westchnąłem. - Ale możemy się w coś pobawić. Co powiecie na...
Nie dokończyłem, bo Avalon z całej siły palnęła mnie w łeb. Niby nic takiego, ale aż zachwiałem się pod wpływem uderzenia.
-Nawalanka? - znów czyjś piskliwy głosik przeszył powietrze.
-Nie - krzyknąłem.
-Stanley opowie wam bajkę! - to Av wpadła na ten genialny pomysł.
Nie pomyślała jednak, że Stanley nie zna zbyt wielu bajek. Rodzice nie zdążyli mu żadnych przekazać, a Loki uważał, że wymyślone historie to strata czasu. Jedyne bajki jakie znałem pochodziły z okresu, w którym mieszkałem z ludźmi. W mojej pamięci były wyblakłe, a ich zakończonej prawie wcale nie pamiętałem. Nic dziwnego. Słyszałem je tylko raz. Dzieci wolały wgapiać się w ekrany elektronicznych ustrojstw niż słuchać mądrości przekazywanej przez starszych.
Poleciłem szczeniakom, aby usiadły w kółku. Mimo wszystko wcale się nie wykręcałem. Wolałem to niż chociażby noszenie bachorów na własnym grzbiecie.
-Dawno, dawno temu; za górami, za lasami; mieszkała mała dziewczynka z mamą. Nosiła czerwony kapturek, przez co zwano ją...
-Eee - naraz szczeniaki zaczęły jęczeć.
-Wszyscy to znają - powiedział Walter - To nudna bajka.
-A w dodatku ma brzydkie zakończenie - wtrąciła Cortney. - To niesprawiedliwe, że tak potraktowali wilka.
Dalszą wymianę zdań przerwało przybycie niespodziewanego gościa. Najwyraźniej słyszał już o naszej zabawie w chowanego i nie był z niej zbytnio zadowolony. Tak, Mashine zdecydowanie wyglądał na wkurzonego.
-Stanley! Avalon! - powiedział lekko podniesionym tonem głosu. - Co to ma znaczyć?!
-Sądzisz, że "Czerwony Kapturek" jest zbyt demoralizujący? - zakpiłem, nie zważając na poważną minę alfy.
-Przepraszamy, Maszi - Avalon podeszła bliżej niego. - To było... Jednorazowe rozproszenie. Koniec z ryzykownymi zabawami.
-Mam nadzieję - Mashine wyraźnie złagodniał. - Dostaliście nauczkę, wystarczy. Cofam wam karę.
-Dziękujemy, najłaskawszy. - Ukłoniłem się przesadnie.
-Ale macie się zachowywać - westchnął. - Odprowadźcie szczeniaki.

Avalon?