niedziela, 30 kwietnia 2017

Od Quiet Nicolette - CD opowiadania Hayley

    Zdziwiłam się ze suczka nie wyszukała czegoś w papierach gdy je przenosiła. No cóż. Przynajmniej mogę jej ufać.
- Kronika sfory i takie tam. - westchnęłam. - Bardziej skupiłam się na aktach mojej rodziny... Ale musiałam przestudiować też całą historię sfory.
- No tak, to ważne. - przyznała. - Dowiedziałaś się już wszystkiego?
- Wnioskując z tego ile czasu nad tym siedziałam to tak. - zażartowałam.
- Wolę nie pytać ile. - zaśmiała się.
Odwzajemniłam uśmiech.
- Masz coś jeszcze dzisiaj do roboty? - zapytała spokojnie.
- Raczej nie. - przyznałam. - Muszę odespać.
- Okej. - skinęła łbem. - Jak coś to jestem do usług.
- Dzięki! - pożegnałam się z nią gdy wychodziła.
Nie mogąc dłużej ustać, położyłam się na materacu. Zakryłam wszystkimi kocami i zasnęłam.
    Znowu ktoś mnie budzi. Zaczęłam mruczeć i mamrotać coś pod nosem. Nie wyspałam się wystarczająco a już każdy czegoś ode mnie chce. Przewróciłam się na drugi bok i cicho warknęłam żeby odgonić od siebie tego kogoś kto miał czelność wyrywać mnie ze snu.
- Pani Alfooo! - krzyknęła mi prosto do ucha. Oczywiście Hayley.
- Czego?! - wysyczałam otwierając w końcu oczy i zeskakując z materaca.
- Gość do ciebie. - syknęła przez zaciśnięte zęby.
- Proszę wejść. - westchnęłam.
Wtem do jaskini weszła biała suczka rasy Samoyed. Wyglądała dokładnie tak jak mama... Prawie tak jak ja. W mojej rodzinie była taka suczka. Suzzie.
- T...To ty? - zapytałam powoli się zbliżając. - Suzzie...
- Quiet? - zapytała pełna nadziei.
- Tak, ale skąd wiesz... Nigdy się nie widziałyśmy. - powiedziałam zakłopotana.
- Tata dużo o tobie mówił. Przecież dostałam po tobie medalion. - wyjaśniła.
Dotknęłam łapą naszyjnika w obawie że go tam nie znajdę. Na szczęście był na swoim miejscu czyli na mojej szyi.
- Miło cię poznać... Siostro. - po policzku spłynęła mi łza.
Nie wiedziałam co zrobi Suzzie. Ta jednak uśmiechnęła się szeroko i rzuciła mi się w ramiona.
- Jak dobrze mieć przy sobie kogoś bliskiego. - odparłam z uśmiechem.
Całej sytuacji przyglądała się również wzruszona Hay.

Hayley? Suzzie?

sobota, 29 kwietnia 2017

Od Quiet Nicolette - CD opowiadania Jekyll'a

    Tajemniczy las... Odwiedziłam do pierwszy i ostatni raz jakoś na początku tygodnia. Po tym co tam przeżyłam i przede wszystkim tam zobaczyłam, wolałam zamazać te tereny na mapie. Może wogle się ich pozbędę. Bardzo chętnie mogłabym oddać ten skrawek jakimś wilkom, u których takie tereny są nawet zamieszkiwane. A zamiast tego poślę zwiadowców do odnalezienia nowych. O ile mamy w sforze zwiadowców...
- Wiesz.. - spojrzałam na niego zakłopotana i odciągnęłam go od mapy. - Właściwie to nawet nie nasz teren. Pewnie Jocker'owi rozmazał się tusz jak malował mapę. - musiałam skłamać.
- Mhm. - mruknął i spojrzał na mnie podejrzliwie. - Jeżeli tereny nie należą do sfory i tak możemy je zwiedzić.
- Nie wiemy czego możemy się spodziewać! - zatrzymałam go głośniej niż chciałam.
- Co ty wiesz o życiu... - westchnął.
- Ohohoo! - parsknęłam oburzona. - Na pewno więcej niż ty.
- Ile ty wogle masz lat? - zapytał pies przy wyjściu.
- No... - zarumieniłam się. - Kobiet się nie pyta.
    Byliśmy już w połowie drogi. Bać się, nie bałam, lecz obawiałam reakcji Jekyll'a. Niby taki odważny i zdeterminowany piesek, ale wstrząśnie nim jak mną, po tym co zobaczy. Szłam niepewnym krokiem. Coraz bardziej chciałam złapać psa za ogon i pociągnąć z powrotem bliżej centrum. W końcu stanęliśmy przed wielkim lasem. Mimo iż świeciło słońce, w lesie było ciemno, ponuro i zimno. Przez moje ciało przeszedł dziwny dreszcz, ni z powodu zimna, ni ze strachu. Westchnęłam tak głośno żeby pies wiedział że nie chciałam się tam pakować.
- Jak nie chcesz to nie musisz iść. - zaśmiał się reagując na mój gest.
- Nie ciągnie mnie tam ale nie pójdziesz sam. - powiedziałam znudzona i ruszyłam przed siebie. Przekroczyliśmy jakby granicę. Po naszej stronie ziemię oświetlało słońce zaś po drugiej ziemia była czarna. Ponownie przeszedł mnie dreszcz. Spojrzałam kątem oka na psa w nadziei że nie widzi że się boję. Z początku nie było tak źle. Niestety lub stety wiedziałam co nas dalej czeka. Zatrzymałam się gwałtownie gdyż zdecydowałam że powiem psu prawdę.
- Tak naprawdę to byłam tu już. - powiedziałam ściszonym głosem. - Sama zamazałam tereny bo chcę się ich pozbyć. Nie są odpowiednie dla sfory. Niedługo mogą dojść do nas szczeniaki a wtedy wogle będę miała przes*ane.
- Nie wiedziałem. - zakłopotał się i obejrzał dookoła siebie. - Jeżeli chcesz pozbyć się tych terenów musisz je komuś oddać. Jakiejś watasze.
- Też o tym myślałam. Boję się zapytać. - przyznałam.
- Dlaczego? - zaciekawił się pies.
Właśnie w tym momencie, jakby odpowiedź na pytanie psa przyszła sama, usłyszeliśmy wrzask jakiegoś psa. A raczej szczeniaka. Od razu pobiegliśmy w miejsce skąd dochodziły wrzaski. Pod jakimś drzewem siedział biało-czarny szczeniak, który chował głowę w łapki. Piesek prawie imitował światłem będąc jedyną jasną rzeczą w lesie. Podeszłam do niego i położyłam mu łapę na plecach. Od razu się szarpnął i miał zamiar uciekać.
- Spokojnie! - cofnęłam się szybko. - Nic ci nie zrobimy. Co się stało?
Szczeniak nic nie odpowiedział tylko popatrzył wysoko w chmury (których i tak nie było widać). Nadal znajdowaliśmy się pod wysokim drzewem. Gdy ja i Jekyll zadarliśmy nosy ku górze ukazał się nam pies. Powieszony. Na gałęzi drzewa. Zakładam że była to matka szczeniaczka. I zakładam też że sama sobie tego nie zrobiła.
- Już rozumiesz?! - warknęłam roztrzęsiona.
Pies nie wiedział co powiedzieć.

Jekyll?

środa, 26 kwietnia 2017

Od Jekyll'a - CD opowiadania Quiet Nicolette

 Spojrzałem się łapczywie na mięso upolowanego wcześniej przez Quiet jelenia. Oblizałem wargi i już zamierzałem odgryźć spory kawałek mięcha, lecz w ostatniej chwili przypomniałem sobie o tym, że ponoć w towarzystwie damy, nigdy nie wolno zacząć jeść jako pierwszy... Kto wymyśla takie bezsensowne reguły?! Rozumiem, że życie nie jest zbyt skomplikowane, więc trzeba zapamiętać te sto zasad Savoir-vivre... Na co się to komu przyda? Ych, chyba nawet nie warto się nad tym zastanawiać. Pięknie, straciłem kolejny kawałek życia na myślenie o takich rzeczach.
 - Nie jesz? - suka rzuciła mi badawcze spojrzenie.
 - Oczywiście, że jem. - odpowiedziałem zjadając kawałek potrawy. Nieźle wpadłem, gadanie z prawie nieznaną ci Alfą nie należy do najłatwiejszych, wiadomo - powiesz coś źle i już możesz dostać łatkę psa którego przy najbliższej okazji trzeba będzie wygnać... Chociaż jeśli nadam rozmowie jakiś sensowny temat to chyba nie będę miał z tego powodu jakiś przykrości.
Zacząłem lustrować wzrokiem jaskinię w poszukiwaniu czegoś o czym będzie można spokojnie pogadać, w pewnym momencie zauważyłem, że na jednej ze ścian powieszona jest mapa terenów sfory.
 - Quiet... - zacząłem powoli, lecz w głowie zapaliła mi się już czerwona lampka "Nie po imieniu!".
 - Tak? - Alfa spojrzała w stronę mapy.
 - To skoro nie powinienem iść do tego zniesławionego Mrocznego Lasu, to gdzie według Ciebie opłacałoby się przejść? - zapytałem się, a suka zaczęła się zastanawiać.
 - Kąpałeś już się w rzece Jafiszof? - usłyszałem odpowiedź, a ja pomachałem głową na tak.
 - Jekyll woli jakieś miejsca w których jest dużo wrażeń. - dopowiedziałem po krótszej chwili. Alfa podeszła do mapy i przywołała mnie łapą bym do niej podszedł. Co oczywiście zrobiłem.
 - Hmm... Góry Zapomnienia? Chociaż nie spodziewam się by było tam jakoś niebezpiecznie czy coś... - suka powoli oglądała mapę. -  Jekyll, lubisz zimny klimat?
 - Nie za bardzo... - mruknąłem cicho, zacząłem się bać, że zrobię wrażenie wybrednego jeśli cały czas będę odmawiał, lecz Alfa wcale nie wyglądała na jakąś znudzoną - cały czas mruczała pod nosem nazwy terenów.
 - Mam kilka propozycji: Forest Stream, może być tam dosyć ciekawie, Stare Obozowiska też wydają się interesujące, a jeśli nie przypadną Ci do gustu to możesz wybrać się do Wąwozu Rudego... - powiedziała do mnie Quiet, pewnie bym się zgodził, lecz jednak kiedy ja lustrowałem mapę w pamięć zapadło mi kilka nazw.
 - Alfo, a te tereny? - tu wskazałem łapą na kilka obszarów na mapie. - Góry Mroczne Oblicze, jakiś zamek Lerqua - z tym to też chyba była kiedyś jakaś wojna, ale nie znam się i... co to za ciemna plama? - nagle zauważyłem w rogu mapy jakiś zatuszowany teren, wytężyłem wzrok, to nie był na pewno Mroczny Las... - Co tu jest? - powtórzyłem pytanie i zobaczyłem, że Quiet się zmieszała.
 - T..to jest taki inny las... - zaczęła, a ja nagle poczułem się wyjątkowo głupio, ale jednocześnie bardzo chciałem wiedzieć co jest w tej ciemnej plamie.
 - Inny las? Mogę dowiedzieć się o nim czegoś więcej?


 Quiet Nicolette? Trochę słabo wyszło, ale coś w tym jest...

Od Suzzie – CD opowiadania Joy

Gdy Akira przybiegł do Jaskini Alf, by poinformować Quiet o dopiero co znalezionym szczeniaku, mojej siostry akurat nie było. Wcześniej wyszła, właściwie nie wiem dokąd. Powiedziała mi jedynie, że prędko nie wróci. Dlatego to ja udałam się za Akirą, przy okazji zahaczając o nasz szpital i prosząc Hayley o pomoc. Suka wzięła ze sobą kilka potrzebnych rzeczy, po czym cała nasza trójka pobiegła do miejsca, w którym ktoś znalazł porzuconego szczeniaka. Akira prowadził.
– Tutaj – oznajmił, choć nie było to potrzebne. Już z oddali widać było dużą grupę psów stojących tuż obok jednej z jaskiń.
– Lekarz już idzie! – zawołałam, na słowa jakiegoś psa, który mówił coś o sprowadzeniu tejże osoby.
Na dźwięk mojego głosu, tłumek rozstąpił się przed nami niczym Morze Czerwone przed Mojżeszem. Hayley poszła przodem, zbliżając się do zdezorientowanego szczeniaka.
– Gdzie jest mama? Kim jesteście? – zapytał on piskliwym głosem, który wskazywał na to, że mamy do czynienia z suczką.
– Wszystko w porządku. Zaraz poszukamy twojej mamy. Nie musisz się mnie bać, chcę tylko zobaczyć, czy nic ci się nie stało, skarbie. Mam na imię Hayley i jestem tutejszym medykiem – powiedziała spokojnie Hayley, patrząc łagodnie na szczeniaka.
– Jestem Joy – pisnęła suczka. Podeszłam bliżej, patrząc, jak Hayley zaczyna ją badać.
– Przeszukajcie okoliczne tereny – poleciłam psom stojącym najbliżej mnie, w tym Akirze. – Jej matce mogło się coś stać – dodałam ciszej. Kilkoro samców przytaknęło i zaczęło się ode mnie oddalać, kierując w różne strony.
– Zdrowa. Nie ma żadnych ran, nie jest niedożywiona ani odwodniona, tylko trochę zziębnięta – oznajmiła Hayley, podchodząc do mnie. Skinęłam głową.
– Zajmę się nią. Możesz już iść – powiedziałam. Suka kiwnęła głową, odchodząc. – Rozejść się proszę – dodałam w kierunku tłumu. Psy zaczęły się oddalać, zerkając jeszcze na nas ostatni raz. 
Podeszłam do Joy.
– Cześć – powiedziałam łagodnie. – Nazywam się Suzzie. Pomogę ci znaleźć twoją mamę, ale najpierw musisz się ogrzać i coś zjeść. Pójdziemy do mojego domu, w porządku?


Joy?

Od Rayana - CD opowiadania Suzzie

Ten dzień miał należeć do tych zwykłych, szarych dni które spędzam w swojej jaskini i wysłuchuję (nie) mądrych kazań Novio, jakim to jestem anty-dżentelmenem. Tak w sumie, byłem już przygotowany od rana na to że gdy ją gdzieś spotkam wydrze się na mnie bez powodu i stwierdzi że jestem głupi pomimo tego, iż w cale się do niej nie odzywam. Na moim pysku pojawił się cień uśmiechu, gdy na swojej drodze zobaczyłem kogoś, kto przypominał mi bardzo wiele, ale zbytnio nie byłem w stanie sobie przypomnieć kto to był. Zatrzymałem się niepewnie widząc przed sobą nieco niższą, białą suczkę wlepiającą we mnie zdziwione spojrzenie. Uniosłem brew w górę i zamrugałem kilkakrotnie wciąż nie móc sobie przypomnieć. Po ostatniej stracie pamięci, która mocno się na mnie odbiła, zapomniałem większość osób, które jak na złość były niegdyś dla mnie najważniejsze. Skrzywiłem się trochę na początku, ale gdy się odezwała wspomnienia do mnie wróciły. Zrobiłem kamienną, niepewną minę. 
- Co...Ty tu robisz? - wykrztusiła patrząc na mnie zdziwiona. Wziąłem głęboki wdech i odsunąłem się krok w tył, gdyż nasze nosy prawie że dotknęły się nawzajem. Wypuściłem powietrze stojąc już w miarę bezpiecznej odległości. Nie to, że się jej bałem. Po prostu czułem się jakoś strasznie niezręcznie, i wolałbym aby to dziwne, stare uczucie do mnie nie powróciło. Zrobiło mi się głupio. 
- Em..Mieszkam. - powiedziałem szukając oczami czegoś co byłoby moją ostatnią deską ratunku, kiedy kraken zechciałby mnie zaatakować. Zwyczajnie nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że ona, właśnie ona mogłaby teraz stać przede mną, w całej swej okazałości. Jakbym widział się z nią wczoraj. Nic się nie zmieniła. Suczka również nie dowierzała swoim oczom, bo co chwilę je przecierała i wpatrywała się we mnie dziwacznie. 
- To nie żaden grzech prawda? - odezwałem się niepewnie, drżącym głosem przerywając głuchą ciszę, jaka panowała tu dobre 2 minuty. Nie chciało mi się tutaj stać, wybierałem się nad jezioro bo dziś akurat słońce waliło porządnie. Zwyczajnie szedłem wziąć kąpiel. Biała ponownie wyrwała mnie z zamyśleń. 
- Rayan...- szepnęła a w jej oku już kręciła się łezka. Przewróciłem oczami i spojrzałem na nią z troską. 
- We własnej osobie. - odparłem od razu nie czekając aż po jej policzku spłynie więcej, niż ta jedna, nic nie znacząca łezka. Uśmiechnąłem się krzywo, bo nie chciałem pokazywać jej swoich zębów które były całe czarne od tych pysznych jagód z mojego ogródka. 
- Nie wiem kto, ale ktoś naopowiadał mi głupot że znajdujesz się w schronisku i jesteś pierwsza w kolejce do uśpienia. - puściłem jej oko i zaśmiałem się pod nosem. Próbowałem trzymać bezpieczną, koleżeńską odległość, ale gdy tylko rozwinąłem swoją wypowiedź suczka rzuciła się na mnie, jakby próbując się do mnie przytulić. 



Suzzie? xd

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Od Joy

Otwierasz oczka i widzisz noc, która przecinana jest gałęziami drzew. Zimny wiatr chlasta Cię mocno po grzbiecie, mimo iż znajdujesz się w koszyku który powinien chronić przed wiatrem. Wbrew ciemności udaje Ci się zobaczyć niewyraźny kontur, a dokładniej bardzo ważną postać dla każdego szczeniaka - matkę. Która z niewiadomych przyczyn biegnie przed siebie z koszykiem w pysku. Skomlisz cicho, lecz mama jest zbyt zajęta pomykaniem przez las... Zamykasz oczy, próbując znów zapaść w słodki sen...
*
Budzisz się, wciąż wokół ciebie widzisz mrok, lecz jest pewna różnica - nic nie potrząsa koszem. Rozglądasz się i widzisz oświetlaną przez Księżyc mamusię, zauważasz jednak, że minę ma smutną. Otwierasz pyszczek próbując coś powiedzieć, ale nie zdążasz wydać żadnego słowa.
- Będę za tobą tęsknić... - mówi matka całując cię lekko. Nie rozumiesz sensu tych słów, wychylasz głowę z koszyka na tyle ile możesz, a w oddali majaczy sylwetka rodzicielki. Próbujesz krzyknąć, lecz nie masz sił. Zapadasz w kolejny sen, jednak tym razem nie będzie to marzenie, to będzie koszmar...
*
- Kto to tu zostawił?! - z zewnątrz dobiegały do mnie lekko spanikowane głosy. Zastrzygłam uszami, co za niewychowane psy! Obudziły mnie...
- Gdzie są rodzice tego szczeniaka?! - cały czas krążyły wokół mnie krzyki, wiedziałam, że już nie zasnę. Ziewnęłam otwierając oczka i zobaczyłam nad sobą kilka wpatrzonych we mnie par czyichś ślepi.
- Zawołajcie Alfę!
- Lekarza, może mu coś dolegać!
Nie wytrzymałam tego jazgotu.
- Ciszej... - szepnęłam. - Boli mnie od tego głowa...
W jednym momencie wszyscy zamarli, a ja wystraszyłam się, że mogą zrobić mi krzywdę. Skuliłam się w rogu koszyka i niepewnie spoglądałam się w stronę postaci.
- Gdzie jest moja mama...? - zaszemrałam w ich stronę. Jednak zanim dostałam odpowiedź, usłyszałam jakiś głos z zewnątrz.
- Lekarz już idzie!

Hayley? Akira? Suzzie?

Pierwszy szczeniak | Joy

Imię: Poznajcie Joy (czyt. Dżoj).
Ksywka: Hymm... da się to jakoś sensownie skrócić? Jeśli się już uprzesz to mów na nią Jo, chociaż nie przysporzy to Ci jej sympatii.
Rasa: Czasami mówiono jej, że jest border collie, a czasami, że jest owczarkiem australijskim. Czas pokaże kto mówił prawdę...
Wiek: Joy jest chwilowo najmłodszą sunią w sforze, bowiem jej wiek wynosi... ledwie dwa miechy...
Płeć: Jak to wcześniej wspomniano jest młodą suczką.
Stanowisko: Szkolona, prawdopodobnie zostanie sprinterką, lecz nie jest tego pewna.
Rodzina:
Ojciec - imienia nigdy nie poznała,
Matka - Rozaila,
Miała też piękny nonylion rodzeństwa z czego zapamiętała jedynie siostrę o mało kreatywnym imieniu - Li.
Ciekawostki: 
 - nie lubi monotonii;
- jej marzeniem jest zwiedzenie całego świata;
- kocha patrzeć w gwiazdy;
- jest wyjątkowo szybka ( ta umiejętność prawdopodobnie już jej zostanie).
Zakochana: Na razie w nikim.
Charakter: Joy, co o niej można powiedzieć? Jej charakter nie jest jeszcze ukształtowany, lecz sunia posiada kilka cech które nie powinny się zmienić, a mianowicie jej żądza przygód. O dziwo jednak ona nie należy do tych odważniejszych stworzeń które chodzą po ziemi, można powiedzieć, że jest pod tym względem dosyć typowa. Jeśli zaś chodzi o walkę to bije się tylko kiedy ma to być normalna szczenięca zabawa, ponieważ w prawdziwej bitwie prawdopodobnie wpadłaby w panikę. Sunia należy do tego wyjątkowo wścibskiego i wszędobylskiego rodzaju psów, często sama woli dojść do prawdy niż zdać się na czyjąś relację. Kocha zabawy i robić wszystkim różnego rodzaju psikusy, oczywiście Joy potrafi zachować powagę, lecz lepiej nie wymagać on niej pod tym względem za dużo. Suczka jest rządna wiedzy (władzy) i chętnie się uczy nowych rzeczy, chociaż czasem lepiej by sama do czegoś doszła.
Historia: Joy urodziła się w jakiejś szopie na wsi, niby nic dziwnego w tym nie było, lecz pewna rzecz odróżniała ten fakt - sunia była rasowa. W sumie to trudno powiedzieć coś więcej, jednak postaram się dodać tutaj kilka zdań. Zacznijmy od tego: co rasowe psiny robiły poza domem człowieka? Rodzice Joy pochodzili z dwóch rywalizujących ze sobą hodowli, nic dziwnego, przecież to polega na współzawodnictwie... Jednak ta walka w pewnym momencie stała się tak zażarta, że właściciele zaczęli powoli mijać się z prawem - a to raz jeden drugiemu wybił szybę w aucie, a to psa skradł. Gdy nienawiść osiągnęła punkt kulminacyjny, hodowcy zdali sobie sprawę z minusów tej rywalizacji, więc żeby załagodzić stosunki postanowili, że zaczną 'dzielić się' psinami. I tak po kilku dniach z hodowli przyjechał najlepszy pies oraz najlepsza suczka - późniejsi rodzice Joy. Jednak dobę później okazało się, że czworonogi zniknęły... Może same uciekły? A może ktoś im pomógł? W sumie to nie wiadomo... Cóż, pewni jesteśmy tego, że po pewnym czasie suczka zaszła w ciążę i urodziła szczenięta. Oczywiście wśród nich znajdowała się Joy. Co się dalej działo? Kiedy młoda miała dwa miesiące z pewnego powodu (który podam gdy postać dorośnie) jej matka była zmuszona ją porzucić, lecz rodzicielka nie miała zamiaru zostawić swojego dziecka na pastwę losu, więc pozostawiła ją przed jakąś jaskinią w SPU.
Upomnienia: 0/4
Kontakt: bialytygrys98

sobota, 22 kwietnia 2017

Od Suzzie

Gdy tylko na nowo znalazłam się w tym miejscu – miejscu, w którym przeżyłam najlepsze lata swojego życia – nie mogłam uwierzyć w to, że ta sfora znów funkcjonuje. 
Szłam przez Centrum Sfory, mijając pojedyncze psy, których nie kojarzyłam, one również najwidoczniej nie kojarzyły mnie. Zastanawiam się, czy ktokolwiek z dawnej edycji sfory powrócił. Oprócz mnie i oczywiście Quiet. Siostry, której nie zdążyłam poznać osobiście.
Zdążyłam się dowiedzieć o śmierci Jockera i nowej Alfie, jeszcze zanim tu wróciłam. Przez kilka dni przechodziłam żałobę po bracie.
Za to powrót Quiet nie zdziwił mnie zbytnio. Właśnie dlatego chciałam, by Hayley przekazała Jockerowi medalion należący do naszej siostry – zrozumiałby, że ta żyje, i że ja dowiedziałam się o tym... w ten czy inny sposób.
Nie wiedziałam, czy Hayley tu dotarła. Zapewne nie – ze schroniska czmychnęła przy pierwszej lepszej okazji, dlatego nie miałam nawet pojęcia, czy wzięła medalion ze sobą.
W każdym razie, to, że mi również udało się uciec i powrócić do tego miejsca uznawałam za cud. Dlatego teraz chciałam jak najszybciej dostać się do Quiet i oficjalnie dołączyć do sfory. Nie zamierzałam już nigdy więcej odchodzić, nie ważne, czy znów będę do tego zmuszona poprzez okoliczności.
Ledwo zdążyłam o tym pomyśleć, do moich nozdrzy dotarł znajomy zapach. Zaintrygowana, uniosłam głowę w celu zlokalizowania jego źródła.
Ujrzałam psa – bez wątpienia samca – który w pierwszej chwili wydawał mi się jedynie dziwnie znajomy. Dopiero po kilku sekundach uświadomiłam sobie, kto to był. Zszokowana, podeszłam nieco bliżej i spojrzałam prosto w oczy psa, który kiedyś był dla mnie bardzo ważny. Ja... kochałam go.
– Co... ty tu robisz? – wykrztusiłam z siebie.


Rayan? Jem?

Nowa (stara) suka | Suzzie

https://instagram.com/p/BMotjKWjg9p/


Imię: Zapewne ją kojarzycie. Otóż tak, dobrze myślicie – macie do czynienia z tą Suzzie.
Ksywka: Większość znajomych nazywa ją po prostu Su.

Głos: Halsey

Rasa: To mieszaniec Samoyeda i Aussie, z czego bardziej przypomina tego pierwszego.
Wiek: Sześć lat na karku, chociaż ani na tyle nie wygląda, ani się nie czuje.

Płeć: Suczka

Stanowisko: Uwielbia pomagać i zna się na medycynie, dlatego została Pielęgniarką. Oprócz tego jest Betą.

Rodzina:

Suzzie wywodzi się z rodu Alf Sfory Psiego Uśmiechu. Jej rodzina jest bardzo liczna, dlatego pozwoli sobie wymienić tylko jej najważniejszych członków, omijając ciocie, wujków i pierdyliard kuzynów, siostrzeńców, siostrzenic, bratanków i bratanek.
Aceland [matka]
• Mashine [ojciec]
• Coco, Snowy, Quiet, Ferraro [rodzeństwo z poprzedniego, pierwszego miotu]
• Jocker [brat z tego samego drugiego miotu]
• Merciless, Insane, Blueberry [potomstwo]
Ciekawostki: Należała do Gangu Nieustraszonych Szczeniaków. Pamięta wszystkie edycje sfory, gdyż była w niej od urodzenia. 
Partner: Suczka ma niestety dużą skłonność do zakochiwania się. Przekonali się o tym Rayan, Jem i Meversue. Na początku Suzzie związała się z Rayanem. Owocem związku z nim jest trójka dzieci – Merciless, Insane i Blueberry. Później jednak ta dwójka się rozstała, a Roy niedługo później zmarł. Jakiś czas później suczka znacznie zbliżyła się do Jem'a i doszło między nimi do kilku dwuznacznych sytuacji. Zaczynało im również na sobie coraz bardziej zależeć. Jednak wtedy na scenę wkroczył Meversue, z którym Suzzie ostatecznie wplątała się w skomplikowaną relację. W końcu zakochała się w nim z wzajemnością, jednak nie zdążyli oficjalnie się ze sobą związać, gdyż sfora się rozpadła i każdy odszedł w swoją stronę.

Charakter: Jako szczeniak Su była bardzo wesoła i energiczna, można powiedzieć, że radość wręcz z niej promieniowała, a sama suka nie potrafiła usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż to konieczne. Od tego czasu niewiele się zmieniło, chociaż z racji wieku Suzzie stała się spokojniejsza i bardziej opanowana. Nadal jest bardzo emocjonalna, ale potrafi nad sobą zapanować. Stała się również dojrzalsza, potrafi dostrzec problem i go skutecznie rozwiązać. Lubi wiedzieć na czym stoi, jest bardzo otwarta, dla niej nie istnieją tematy tabu, dlatego osoby bardziej nieśmiałe często mają trudności w porozumiewaniu się z nią, gdyż suka ich zwyczajnie – oczywiście nienaumyślnie – zawstydza. Suzzie jest pełna empatii i współczucia, lubi pomagać innym, nie ważne w jakiej sprawie. Jest optymistką i widzi świat w jasnych barwach. Łatwo zdobyć jej zaufanie i trudno zranić. Su wierzy, że każdy może się zmienić, nie ważne, jaki by był. Jest mistrzynią w dawaniu drugiej szansy. Trudno jej nie polubić. Jeśli się z nią zaprzyjaźnisz, wiedz, że będzie dobrą przyjaciółką – lojalną, szczerą. Będzie cię wspierać. Za bliskich jest gotowa nawet oddać życie. Według suki, jej wadą jest zbyt łatwe zakochiwanie się w innych. Chciałaby znaleźć miłość swojego życia, ale boi się, że prędzej czy później zakocha się w kimś innym. Nienawidzi ranić innych, dlatego obawia się zawarcia jakiegokolwiek związku, by nie musieć później się z kimś rozstawać, jednocześnie krzywdząc tym partnera. Mimo to, w takiej sytuacji zawsze będzie szczera. Ogólnie, suka nie lubi kłamać i robi to tylko w sytuacjach naprawdę tego wymagających, ponieważ nie jest szczera aż do bólu. Podczas pobytu w schronisku częściowo odgrodziła się od przeszłości, dlatego kontakt z dawniej poznanymi psami przychodzi jej oporniej niż z innymi, choć zazwyczaj nie ma problemów z zawieraniem znajomości. Jeśli kiedyś kogoś zraniła, za wszelką cenę stara się zadośćuczynić. Zawsze na pierwszym miejscu stawia sobie rodzinę i przyjaciół. To ich szczęście jest dla niej ważniejsze niż własne.

Historia: Suzzie urodziła się w Sforze Psiego Uśmiechu jako córka Alf, Mashine'a i Aceland. Jej życie było bardzo szczęśliwe. Już jako szczeniak zaprzyjaźniła się z Winnie, suczką w podobnym wieku. Spędzały razem sporo czasu. Całe dzieciństwo Su było wypełnione radością.
Gdy dorosła, poznała Rayan'a, którego dosyć szybko obdarzyła uczuciem, zresztą z wzajemnością. To z nim wdała się w swój pierwszy poważny związek. Roy był pierwszym psem, którego Suzzie naprawdę pokochała. Zaszła z nim w ciążę i urodziła trójkę szczeniąt – Merciless'a, Insane i Blueberry. Była naprawdę szczęśliwa. Jednocześnie pomagała bratu piastować stanowisko Alfy. Dopiero, gdy jej dzieci zaczęły dorastać i chadzać własnymi ścieżkami, między Su i Rayan'em zaczęło się powoli psuć. Coraz częściej się kłócili, spędzali ze sobą o wiele mniej czasu niż dawniej. W międzyczasie suczka poznała Jem'a. Wywiązała się między nimi nić porozumienia, która z czasem przeobraziła się w przyjaźń. Rayan był zazdrosny o Jem'a, a kłótnie pary nasiliły się. Po jakimś czasie Suzzie i Rayan rozstali się. Po pewnym czasie Roy umarł na skutek wypadku. Su zbliżyła się do Jem'a, zaczęła czuć do niego coś więcej. Zaczęło im na sobie coraz bardziej zależeć, doszło między nimi nawet do kilku pocałunków i tym podobnych sytuacji. Su myślała, że to właśnie Jem będzie jej partnerem życiowym, ale wtedy poznała Meversue'a, który bardzo szybko odnalazł drogę do jej serca. W międzyczasie Rayan powrócił do żywych, przez co suczka miała duży mętlik w głowie. Zakochała się w Meversue'ie niech rzuci kamień ten, kto wie, jak to się odmienia ;-; , ale nadal czuła coś do Jem'a, a i również sentyment do Rayan'a – pierwszego partnera i ojca jej dzieci – pozostał.
Jej relacje z bratem, Jocker'em, zaczęły się psuć, a sfora, którą razem prowadzili, powoli upadała. To wszystko zwaliło jej się na głowę na raz. Ostatecznie, sfora się rozpadła, a Su pożegnała się z Meversuem oraz pogodziła z bratem. Każdy odszedł w swoją stronę.
Później suczka dużo wędrowała, jednocześnie odchodząc jak najdalej od terenów sfory. Wtedy też dostała list od matki – Aceland, która odeszła wiele miesięcy wcześniej. Niechętnie się z nią spotkała. Aceland przekazała jej piękny, srebrny medalion, opowiadając jej o Quiet – starszej siostrze Su. Matka wyjaśniła suczce, że wszyscy myśleli, że Qu umarła, a tak naprawdę ta upozorowała swoją śmierć i wyjechała. Ace poprosiła jeszcze Suzzie o przekazaniu Jockerowi tej nowiny, po czym odeszła w sobie tylko znanym kierunku. Su postanowiła odnaleźć brata. Niestety, podczas swojej wędrówki została złapana przez hycla i zabrana do schroniska. 
Spędziła tam wiele miesięcy. Spotkała nawet kilku dawnych członków sfory. Tam też poznała Hayley. Polubiła suczkę, więc opowiedziała jej historię swojego życia. Po jakimś czasie została przeniesiona do specjalnego pomieszczenia, gdzie znajdują się psy, których nikt nie przygarnął przez długi czas. Miały zostać tam usypiane. Su wiedziała, że niedługo zginie, dlatego przekazała Hayley medalion, który dostała od matki i poprosiła ją o odnalezienie Jockera i wręczenie mu przedmiotu w jej imieniu. Wiedziała, że ten zrozumie, co to oznacza.
Zaledwie kilka dni później dowiedziała się o ucieczce Hayley. Tego samego dnia, w którym Su miała zostać uśpiona, udało jej się – nadal nie wie, jakim cudem – wyrwać pracownikom schroniska i również uciec. Następnie kierowała się w rejony, w których dawniej znajdowała się sfora. Było to trudne, gdyż wiele razy myliła drogę, a sama wędrówka trwała kilka miesięcy. Na szczęście po tym czasie suczka dotarła do celu. Na miejscu okazało się, że sfora znów funkcjonuje. Suzzie poznała swoją siostrę, Quiet, i bez zastanowienia dołączyła do SPU ponownie. Jej historia nadal się pisze, tu, w miejscu, w którym się urodziła i w którym – jak ma nadzieję – zostanie aż do śmierci.

Upomnienia: 0/4

Kontakt: ♥♥♥Tommy♥♥♥

czwartek, 20 kwietnia 2017

Od Quiet Nicolette - CD opowiadania Jekyll'a

    Patrzyłam na psa, którego zdezorientowanie trochę mnie śmieszyło. O tym miejscu, do którego pewnie zmierzał czytałam chyba najwięcej. Obiecałam sobie że nie dopuszczę tam żadnego psa. Nie chcę kolejnych sprzeczek. Ani ja ani sfora nie jest na to gotowa. W końcu lepiej żyć w pokoju z wszelkiego rodzaju stworami. Aż wolę nie myśleć kto mieszka w tak ponurym miejscu.
- Witam. - podeszłam bliżej zasłaniając mu las. - Chyba zabłądziłeś.
- Wręcz przeciwnie. - cofnął się o krok.
- Właśnie widzę. - uniosłam brwi. - Nie po to tak źle napisano o tym terenie żeby zachęcał on do zwiedzania.
- Wiem, ale ja... - zaczął się mieszać. - Wcale tam nie zmierzałem.
Pokiwałam łbem ze zrezygnowaniem.
- No chodź. - westchnęłam i obróciłam psa w stronę lasu. Normalnego lasu. - Odprowadzę cię.
   Szliśmy powoli i w ciszy. Nikt nie miał zamiaru się odezwać. Wiem że to Jekyll, w końcu mam jego papiery, ale nigdy nie było mi dane zamienić z nim słowa. Nie wiem czy pies ma świadomość że wiem o nim wszystko. No... przynajmniej to co napisał. Gdyby o tym wiedział pewnie czułby się niezręcznie.
- Może... - zawahałam się. - Pokarzesz mi to swoje drugie oblicze?
Jekyll popatrzył na mnie wystraszony. Najwyraźniej nie chciał żeby ktoś się o tym dowiedział. Potem jednak zrozumiał że jestem Alfą i mam dostęp do wszystkiego.
- Wolę nie. - zaśmiał się chcąc rozluźnić sytuację. - Używam raczej tego pierwszego. Inaczej narozrabiałbym tutaj.
- No dobra. - odpuściłam. - Przy okazji jestem Quiet.
- Wiem. - zerknął na mnie. - A ja ...
- Jekyll. - przerwałam mu po czym pożałowałam tego. - Wybacz... Moja wina lub nie że zapamiętuję na pamięć formularze innych?
- Może tak, może nie. - odpowiedział tajemniczo.
W końcu doszliśmy do sfory. Stanęliśmy pod wysokim drzewem dębu.
- Jesteś może głodny? - zapytałam poważnie. - Z rana upolowała sporego jelenia i nie zjem go sama.
- Czemu nie. - uśmiechnął się.
Zaprowadziłam go do własnej jaskini. Gdy weszliśmy do środka pies okazał zdziwienie. Alfy mają większą jaskinie do zwykłych sforzan. Może i to nie fair ale mam o wiele więcej rzeczy do przechowania w tej jaskini. Akta, formularze, kroniki itd. Całe miejsce było zapełnione szafami i pudłami z papierami. Poszłam do pseudo kuchni gdzie miałam już smacznie przygotowanego jelenia. Przyniosłam go na stół w jadalni i zaprosiłam psa gestem łapy. Jekyll'owi zaświeciły się oczka na sam widok soczystego mięsa.

Jekyll? Wena uciekła upss...

Adopcja!





 UWAGA!

W zakładce Adopcje pojawiły się 4 nowe psy
Dwie suczki i dwa psy
Zachęcamy do zaadoptowania któregoś z nich!

środa, 19 kwietnia 2017

Nowy pies | Glazura


Imię: Wyjątkowy pies posiadający wyjątkowe imię- Glazura.
Ksywka: Woli pełne imię. Ostatecznie Glaz.
Głos: A.Void & James Mclean
Rasa: Kundel
Wiek: Wygląda na o wiele więcej lecz jego wiek liczy 3 lata.
Płeć: Pies[eł]
Stanowisko: Obserwator
Rodzina: Nigdy jej nie poznał. Jedyną bliską mu osobą był Artur - jego właściciel.
Ciekawostki:
* Glaz wyróżnia się wysokim IQ. Mieszkając z ludźmi odwiedzał bibliotekę i studiował z niej każdą książkę.
* Jest nietypowym alergikiem. Nie może jeść owoców co go bardzo denerwuje. Nie może również za długo przebywać na słońcu.
* Jest zawodowym obserwatorem. Jest spostrzegawczy i szybki więc znalazł w sforze idealne stanowisko dla siebie.
Partner: Szuka, ale nie obiecuję że będzie zobowiązany.
Charakter: Posiada wiele dobrych cech, lecz znajdą się też gorsze. Najlepiej każdą opisać oddzielnie.
Duma- zawsze chodzi z nosem w chmurach i z wypiętą piersią. Jest dumny lecz nie przechwala się tym przesadnie.
Mądrala- wydaje mi się że w sforze nie ma mądrzejszego psa. Czytał każdą encyklopedię i słownik. Pies wyróżnia się dużym intelektem. Lecz to że uwielbia naukę nie oznacza że czyta i czyta. Glaz wykorzystał lata przebywania w bibliotece. Ma po prostu szczęście że ma świetną pamięć i nie musi powtarzać materiału żeby go przypomnieć. On po prostu pamięta.
Samotnik- Glazura jest psem nieprzepadającym za przebywaniem w licznym towarzystwie. Woli spędzać samotnie czas lub ostatecznie z dwójką przyjaciół. Kundel nie wybiera sobie przyjaciół. Nie wie kogo obdarzy zaufaniem a kogo odrzuci. Ogólnie nie ufa nikomu. Uważa że jedyną osobą, której powinien ufać i ufa jest sam on. Jeżeli chodzi o stosunki ze sforzanami to nie ma nic przeciwko zwykłej rozmowie. Takową zniesie. Wszechwiedzący samotnik... Zapowiada się ciężko.
Obserwator- czarny kundel obdarzony jest wyjątkowym instynktem. Ma tak świetnie wyćwiczone oczy że potrafi zauważyć nawet najmniejszy detal i najszybszy ruch. Idealny obserwator. Zauważa rzeczy, na które normalny pies może nie zwrócić uwagi.
Romantyk- tak wiem... Ciężko uwierzyć że taki gbur może być romantyczny. O dziwo jest! Gdy znajdzie się w towarzystwie suczki, potrafi być zabawny, słodki i uprzejmy. Nie jest taki dla każdej. Jego uczucia są przeznaczone dla jednej, wyjątkowej suczki ale nie wie dla której. Pożyjemy zobaczymy.
Historia: Glazura nie pamięta gdzie się urodził. Nie pamięta praktycznie nic. Jedyną istotną rzeczą jaka się wydarzyła to odnalezienie go przez pana Artura. Gdy mały zmoknięty piesek błądził po ulicach sporego miasta, Artur przygarnął go. Zabrał do ciepłego domu. Trzeba wspomnieć że Glaz miał wtedy niecałe 2 miesiące więc mężczyzna był dla niego ostatnim ratunkiem. Pierwsza kąpiel, potem długie spacery i wspólne spanie. Szybko stali się najlepszymi i nierozłącznymi przyjaciółmi. Wszędzie chodzili razem. A zwłaszcza do biblioteki. Artur uwielbiał czytać. Codziennie po pracy zabierał psa do biblioteki. Pracownicy przyzwyczaili się że Glaz jest niekłopotliwy i nie mieli problemu że przebywał w budynku. Właściciel psa uwielbiał czytać. Gdy wybierał sobie powieść, dawał też jakąś książkę dla psa. Otwierał na pierwszej stronie i śmiał się. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego że Glazura faktycznie umie czytać. Za każdym razem gdy kundel szczekał, Artur przekładał stronę na kolejną. Tak wspólnie spędzali czas. Pewnego dnia gdy siedzieli na swoim ulubionym miejscu do biblioteki przyszedł pewien mężczyzna. Już z początku nie wyglądał przyjaźnie. Rozglądał się za książką na półkach i zobaczył przyjaciół. Zawołał pracownika i zaczął robić aferę że do takich miejsc nie wprowadza się psów. Zagroził Arturowi że jeżeli jeszcze raz ten pies pojawi się na terenie czytelni, wezwie policję. Pan Glazury przyjął do siebie groźbę. Następnego dnia po pracy Artur nie przyszedł po kundla. Ten oczywiście nie mógł przyjąć do wiadomości że wczoraj był ich ostatni, wspólny pobyt w bibliotece i uciekł z domu. Kierunek, w którym zmierzał był oczywisty. Pojawił się przed drzwiami swojego drugiego domu kiedy pojawił się Artur wraz z nieprzyjemnym facetem. Gbur zaśmiał się chłopakowi w twarz i zadzwonił... Lecz nie na policję, a do schroniska. Co prawda pies nawet nie wszedł do budynku ale debil miał wszystko przemyślane. Zaciągnął Artura gdzieś daleko żeby nie było go pod obecność hycli, a Glazura został uznany za bezpańskiego psa. Obroża! Artur zawsze zakładał ją mu przed wyjściem. Pies nie miał jej na szyi więc nie było żadnych dowodów na to że ma dom i właściciela. Próbował uciekać. Przygotował się już nawet do biegu kiedy ciasna, druciana lina zacisnęła się na jego szyi. Chciał się wyrwać ale to tylko pogorszyło sytuację. Oddał się w ręce hycli i wtedy właśnie zrezygnował. Na całe życie... Mieszkał w schronisku rok. Artur nigdy go nie odwiedzał... Nikt zresztą tego nie robił. Pies myślał że facet zagroził jego właścicielowi. Tak myślał na początku. Po tym roku odpuścił i uznał że jego miłość nigdy po niego nie wróci. Aż nastał ten dzień... Glazura smacznie spał kiedy do jego uszu dostał się głośny jęk alarmu. Zerwał się z posłania i zobaczył że jego klatka jest otwarta. Wybiegł z niej bez żadnego zastanowienia. W drzwiach stał Artur. Pies rzucił mu się w ramiona.
- Przepraszam przyjacielu... - szepnął psu do ucha. - A teraz... Uciekaj! Będą cię szukać. Biegnij i żyj na wolności. Obiecuję że kiedyś się jeszcze spotkamy.
Glazura uronił masę łez i nie chciał się odkleić od pana ale uczynił to o co prosił. Uciekł najdalej i najszybciej jak mógł. Mimo rozłąki z Arturem był bardzo szczęśliwy i miał na dodatek tyle energii. Miesiąc po tym zajściu dotarł na tereny pewnej sfory. Podczas podróży dowiedział się o niej. To słynna Sfora Psiego Uśmiechu, która została ponownie otwarta. Postanowił zatrzymać się tutaj i pomagać sforze rozwijać się.
Upomnienia: Porządny pies więc ZIRO.
Kontakt: natik880 |  natigrati@gmail.com

Od Jekyll'a

W ostatnich dniach większość czasu spędzałem na eksplorowaniu terenów sfory. Najbardziej w tym wszystkim lubiłem chodzić po nieprzetartych jeszcze przez inne psy szlakach, wiadomo dreszczyk emocji kiedy widzisz coś nowego i nieznanego jest wart więcej niż... w sumie to nie mam porównania, nieważne. Jednak tego dnia postanowiłem pójść na całość, moim celem było miejsce, gdzie ponoć chodzą jedynie psy które mają nierówno po sufitem... czyli takie jak ja. Mroczny Las - straszne i niebezpieczne miejsce które zamieszkują najróżniejsze potwory, z którymi kiedyś sfora prowadziła wojnę... Długo się zastanawiałem nad tym czy jeśli pójdę do tego lasu to wywołam następną... ale chyba nie, w razie gdyby już by mnie złapały to powiem im, że "Jestem zabłąkanym pupilkiem ludzi" nie jestem pewny czy te psy - wampiry czy jak im tam uwierzą w takie brednie, ale w razie czego założę na siebie jedną z tych obróżek które kiedyś zapinali mi na szyi ludzie.
Po krótkich przygotowaniach wyszedłem spokojnym krokiem ze swojej jaskini, uśmiechając się promiennie na myśl o nowej przygodzie - przecież śmierć Jekyll'owi była niestraszna ( ale oczywiście nie miałem zamiaru umierać z jakiegoś błahego powodu...). Naprawdę nie mogłem się doczekać kiedy 'zanurzę się' w głęboki mrok lasu i poczuję dreszczyk niebezpieczeństwa na własnej skórze. Nawet drugie ego popierało ten pomysł - co zwykle się nie zdarza, przez myśl przeszło mi, że kryjący się we mnie Hyde pewnie by się dogadał z jakimiś wilkołakami...
Gdy tak myślałem udało mi się przejść już kilka ładnych kilometrów, jednak nagle zacząłem się ekscytować tą wycieczką jak jakiś mały szczeniak, a 'czarne ego' było tym tak zirytowane, że po chwili dostałem od 'siebie' mocny policzek. Ledwo powstrzymałem się przed ugryzieniem w łapę, lecz przypomniało mi się, że przecież nie raz w swoim życiu miałem epizody w których okaleczaliśmy się wzajemnie, a później obydwaj cierpieliśmy...
Otrzepałem się próbując zmienić jakoś temat do myślenia, ale oczywiście im bardziej się starasz tym jest gorzej. W pewnym momencie byłem tak skupiony, że przestałem zważać na otoczenie. Przedarłem się przez jakieś krzaki i moim oczom ukazała się nieduża łąka, a zaraz za nią znajdował się skraj Mrocznego Lasu, zrobiłem krok i... trzask! Mała gałązka trzasnęła pod naporem mojej łapy. Rozejrzałem się dookoła, w prawdzie nie spodziewając się czyjejś obecności, lecz się myliłem - zobaczyłem wpatrzone we mnie oczy Quiet Nicolette, Alfy sfory. Co przywódczyni robiła w tak niebezpiecznym miejscu? Przez chwilę miałem zamiar uciec jak najszybciej, lecz to pewnie nic by nie dało...
- Yyyy... Dzień dobry? - przywitałem się niepewnie, nie miałem pojęcia jak się rozmawia z kimś kto ma tak wysokie stanowisko.

Quiet Nicolette? Coś trochę słabo wyszło opko :/

Od Hayley - CD opowiadania Quiet Nicolette

Gdy weszłam do jaskini Quiet, niezbyt przejmując się pukaniem, zastałam tam dziwny widok.
Suka spała na krześle, z głową położoną na stole, a konkretnie na jakichś dokumentach leżących na nim. Wokół porozwalane były przeróżne papiery. Miejsce wyglądało, jakby przeszedł przez nie mały huragan.
Uniosłam brwi, po czym podeszłam do Alfy. Zastanawiałam się, czy ją budzić. Chyba jednak powinnam, skoro dochodziło już południe. Alfy zapewne miały jakiś własny grafik, którego powinny się trzymać, a wątpię, by przy pełnieniu tak ważnego stanowiska w grę wchodziło spanie do późna.
Nachyliłam się nad Quiet, trącając ją kilkakrotnie w ramię. Gdy nawet się nie poruszyła, zaczęłam mruczeć coś pod nosem, aż w końcu powiedziałam wyraźnie:
– Quiet, wstawaj!
W końcu, zirytowana, potrząsnęłam porządnie jej ramieniem. Wyczułam, że suka się budzi, dlatego nieznacznie się odsunęłam, nie chcąc być posądzona o napastowanie Alfy.
Quiet uniosła głowę. Już chciałam coś powiedzieć, ale nagle suka odepchnęła się łapami od krawędzi stołu i nim zdążyłam zareagować, wylądowała na podłodze. Pospiesznie do niej podeszłam i pomogłam się podnieść.
– Dzień dobry – rzekłam z lekkim uśmieszkiem.
– Dzień dobry. Wiesz, która godzina? – zapytała, rozglądając się i skupiając wzrok na porozrzucanych wszędzie papierach.
– Południe – odpowiedziałam krótko. 
– Tak późno? – zawołała z niedowierzaniem, jednocześnie kierując się w stronę pudeł. Zaczęła zbierać dokumenty i wkładać je do wielkiego pudła. Postanowiłam jej pomóc. Podeszłam do stołu i zdjęłam z niego garść kartek, po czym również umieściłam je w pudle.
Razem zebrałyśmy wszystkie papiery i zamknęłyśmy pudło w wielkiej szafie. 
– Dziękuję – odetchnęła Quiet, spoglądając na w miarę ogarnięty pokój.
– Nie ma sprawy.
– To było trochę nieodpowiedzialne z mojej strony, tak przysypiać... W sforze wszystko w porządku? – zaczęła dopytywać, jednocześnie kierując się w stronę wyjścia. Zrównałam się z nią, po czym odpowiedziałam:
– Nie stało się nic, czym powinnaś się martwić. A tak w ogóle, co to były za dokumenty? – spojrzałam na nią zaciekawiona.


Quiet Nicolette?

Od Quiet Nicolette

    Siedząc na materacu patrzyłam w kąt. Odkryłam z rana że leży tam piłeczka. Mała, kolorowa i zniszczona. Moja ulubiona zabawka z dzieciństwa. Wspomnienia znów powróciły. Nawet tak bliskie że łezka zakręciła mi się w oku. Szybko ją otarłam przypominając co sobie obiecywałam. Muszę pogodzić się z tym że zostałam chyba ostatnia z rodu Alf Sfory Psiego Uśmiechu. Dobrze jest wspominać rodzinę ale nie będę za każdym razem płakać. Podniosłam piłkę i odłożyłam ją do szafki obok mojego materaca. Gdy zamknęłam szufladę do jaskini wbiegła Hay. Pomaga mi i jest niczym Beta w sforze. Po jej wyrazie twarzy i ilości kartek w zębach wiedziałam że wpadła na nowy pomysł. 
- Hej Qu! -  szczeknęła i zaczęła rozkładać papiery na stole. 
- Coś ty znowu wymyśliła? - skrzywiłam się i podeszłam do niej.
- Zobacz. - wskazała łapą na pierwszą kartkę. - Pomyślałam że możemy zrobić jakąś imprezę albo po prostu przyjęcie z okazji twojego Alfowania. No wiesz... Że wróciłaś i odnowiłaś sforę. Jesteśmy ci wdzięczni.
- Ale to nie jest coś wielkiego... - wzruszyłam ramionami. - Będzie mi niezręcznie.
- Tym już zajmę się ja. - puściła mi oczko.
Uśmiechnęłam się. Nawet mnie przekonała.
- Tylko niestety nie mogę ci pomóc roznosić tych ogłoszeń. - wymamrotała. - Muszę zająć się książeczkami zdrowia wszystkich psów... Ehh...
- Rozumiem. - skinęłam łbem w stronę wyjścia. - Poradzę sobie sama. Idź już bo się nie wyrobisz!
Suka podziękowała i wybiegła z jaskini zostawiając na stole ogłoszenia. Matko... Były tak ślicznie napisane i ozdobione. Nie wiem czy zdołam się jej jakoś odwdzięczyć. Zebrałam kartki w kupkę i wyrównałam je o blat. Na szyję powiesiłam sobie zszywać i wyszłam z jaskini. Chodziłam od drzewa do drzewa i przypinałam kartki. Gdy rozwiesiłam już połowę kartek chciałam zrobić sobie przerwę. Zmierzałam w stronę małej ławeczki i potknęłam się o wystający korzeń. Rozrzuciłam kartki po całej okolicy. Upadłam akurat na nos i nieźle go zmasakrowałam. Podniosłam łeb i żeby się upewnić przyłożyłam łapę do nosa. Było to nawet niekonieczne gdyż strużka krwi lała się już na ziemię. Zaklęłam głośno pod nosem. 
- Hej wszystko ok?! - podbiegła do mnie jakaś suczka.
- Jak widzisz nie bardzo. - westchnęłam i podniosłam się. - Novio?
- Tak. - odparła i szybko dodała. - Pomogę ci. No wstawaj.
Pomogła mi wstać po czym pozbierała wszystkie moje papiery. Uparła się żeby zaprowadzić mnie do lekarza. Jeżeli to Hayley będzie leczyć mój nos to mogę się spodziewać śmiechu lub jakiegoś żartu.

Novio? :>>

wtorek, 18 kwietnia 2017

Nowe sojusze!

Dzisiaj zawarliśmy sojusze z: 



Zapraszamy na blogi sojuszników! :)

~Alfa Quiet

niedziela, 16 kwietnia 2017

Od Jekyll'a

Leżałem spokojnie w cieniu rozłożystego dębu, w powietrzu można było wyraźnie wyczuć początek wiosny, poprawa, chodzi mi o te denerwujące latające wszędzie pyłki... A przez to, że jestem 'troszeczkę' alergikiem to z mojego powodu w lesie można było dosłownie co chwilę usłyszeć głośnie kichnięcia. Wiele psów pewnie zaczęłoby doradzać mi bym spędził te dni w swojej norze, lecz ja tego dnia musiałem schować zdrowy rozsądek 'do kieszeni', ponieważ wolałem być na świeżym powietrzu. W sumie to i tak nie miałem żadnej roboty do zrobienia - jako nowy członek sfory nie posiadałem jakiegoś większego zaufania. Z jednej strony te słowa trochę bolą, lecz z drugiej sam nie uwierzyłbym sobie tak od razu, nawet na słowo honoru... Może trochę tu przesadziłem...
Nagle z moich rozmyślań obudziło mnie głośnie brzęczenie, kolejny zwiastun wiosny - wszędobylskie owady. Potrząsłem gwałtownie głową, próbując odgonić natrętnego intruza, lecz moje próby spełzły na niczym. W końcu wstałem i lekko zdenerwowany odszedłem. Tego dnia nic nie powinno zawahać mojej równowagi, ponieważ skutki takiego czynu byłyby dla mnie opłakane, przecież w sforze jeszcze nie znali mojego 'drugiego ja'. Spróbowałem się jakoś uspokoić, lecz wtóry Jekyll wyczuł szanse...
- No pięknie... - mruknąłem, rozglądając się żwawo dookoła siebie. Nagle zobaczyłem to czego szukałem - mały wartki strumień płynący pomiędzy drzewami, woda jakimś cudem mnie zawsze uspokaja. Zacząłem biec w jego stronę...
***
Patrzyłem bezmyślnie na ciało martwej sarny, z pyska kapała mi powoli krew. Przyznam, że czułem się jakbym był po wyjątkowo ostrej imprezie - nie za bardzo wiedziałem co się stało i w jaki sposób, miałem też nadzieję, że nikt mnie nie widział...
- Jekyll ma wielki problem... - powiedziałem oblizując zakrwawione wargi. Obejrzałem dokładniej otoczenie w którym się znalazłem - jakaś mała polanka, na szczęście ( albo na nieszczęście?) czułem, że byłem w okolicach sfory. Spróbowałem wytężyć pamięć by przypomnieć sobie co robił Jekyll podczas mojej 'nieobecności', lecz tym razem o dziwo nie mogłem sobie przypomnieć żadnego obrazu który mógłby nakierować mnie na właściwy tok myślenia. Poczułem jak wtóry ja śmieje się z mojej nieporadności, a na dokładkę tego wszystkiego zmartwił mnie fakt, że zostałem wytrącony z równowagi tylko przez jednego małego owada.
Pogrążony w myślach zjadłem trochę mięsa upolowanej wcześniej ofiary, a w tym czasie Słońce zbliżyło się znacznie do horyzontu - musiałem być w dzikiej postaci gdzieś tak przez kilka godzin. Byłem tak zamyślony, że nawet nie usłyszałem cichego szelestu.
- Co tu robisz? - z odległości kilkunastu metrów odezwał się do mnie cichym, lecz donośnym głosem jakiś pies.
- A co Cię to obchodzi... - prychnąłem, odwracając jednocześnie głowę w stronę samca.

Łap opko Jem...

Od Jema

Wchodząc do chłodnego, rześkiego potoku Jem nareszcie poczuł ulgę. Zamoczył co prawda tylko łapy, ale i tak wiele mu to dało. Odetchnął, przymykając oczy. Niezupełnie wiedział jak radzić sobie z ranami, więc robił cokolwiek, byleby ból ustał. Wiedział dobrze, że w ten sposób nie załatwi problemu. Bąble z ropą nie znikały na stałe. Gdy za dużo chodził, albo mocniej stanął - pękały. Zaraz jednak pojawiały się kolejne, jeszcze gorsze. Nie chcąc zbyt naciskać na bolące miejsca, położył się. Spokojnie mógł dotknąć brzuchem dna. Wyciągnął kończyny do przodu. Chwilę później zdecydował się pójść w miejsce, gdzie woda jest głębsza, by móc zanurzyć całe ciało. Oczyszczenie wszystkich ran wydawało się dobrym pomysłem. Przy okazji, poczuł niezwykłą ochotę by popływać lub przynajmniej brodzić chwilę przy brzegu. Odbił się od dna. Uniósł wyżej pysk, nie chcąc by ciecz dostała się do nozdrzy i oczu. Zaczął przebierać płynnie łapami. Brakowało mu tego przez dłuższy czas. Taka rozrywka była też formą odpoczynku. Choć podczas swojej podróży nie miał zobowiązań to z czasem stało się to dla niego męczące. Teraz mógł nareszcie odetchnąć i spędzić czas w ciszy i spokoju.
Powrócił myślami do dawnych lat, gdy Sfora Psiego Uśmiechu była wręcz przepełniona psami. Niektórych z nich nawet nie znał, a za to oni znali jego. Będąc Betą miał na głowie wiele obowiązków. Wtedy szczególnie lubił chwile odpoczynku, a było o nie ciężko. Na każdym kroku spotykało się kogoś. Swego czasu mu to przeszkadzało. Teraz, gdy spojrzał na pusty brzeg, zabrakło mu tego. Czyżby zgorzkniały, stary introwertyk poczuł ukłucie w sercu z powodu innych?
Dostrzegł sylwetkę po przeciwnej stronie rzeki. Zmrużył oczy, sam nie wierząc swoim zmysłom. Potrząsnął głową. Ah, jego wzrok zaczyna szwankować? Nie. Biała postać z daleka przypominająca owczarka szwajcarskiego. Siedziała nieruchomo w jednym miejscu, patrząc w punkt gdzieś w oddali. Wydawała się nieco odcięta od otoczenia, co Jem postanowił wykorzystać. Podpłynął do brzegu, chowając się pomiędzy wysokimi trzcinami. Łapy zapadły mu się w mule. Znów się pobrudził, ale postanowił to zignorować. Podsunął się bliżej do nieznajomego. Dzieliło ich zaledwie kilka metrów. Stąd łatwo było poznać, że to samiec. Miał też nieco cięższą budowę niż rasowy owczarek, więc prawdopodobnie był mieszańcem. Wydawał się czujny. Ostry, bystry wzrok, uszy nastawione, skierowane do przodu. Puchaty, biały ogon drgał niespokojnie. Wyczuł go. Jem nie chciał, by wyglądało to jakby śledził psa, więc natychmiastowo wyskoczył z gęstwiny. Pies odwrócił się w jego stronę. Czekoladowy wyprostował się, stając naprzeciw białego. Spojrzał mu z wrogością w oczy i... Coś w nim drgnęło. Znał go spojrzenie, znał te oczy. Znał ten zapach i białą sierść. Swego czasu tak ich nienawidził. Wydawało się, że nieznajomy od razu poznał Jema. Położył pod sobie uszy, ale wyraz jego pyska nie zmienił się. Jem skrzywił się z niechęcią.
- Proszę proszę... - mruknął Rayan. Owczarek australijski zrobił krok do przodu. Nie spodziewał się, że spotka tu dawnego rywala. Za czasów Sfory chodziły plotki, że nie żyje. - Nie chcę kłótni - dodał biały po dłuższej chwili. Jem zmarszczył brwi. Roy, którego pamiętał był całkiem zawzięty i uparty. Teraz wydawał się być spokojniejszy, ale też... tajemniczy.

Rayan?

Od Quiet CD Jema

    Tego dnia pogoda była znośna. Kilka chmur, które akurat zakrywały słońce ale na szczęście żadnego deszczu. Przez cztery dni z rzędu czytałam kronikę sfory. Całą moją rodzinę także poznałam. Jestem ciekawa czy ktos spokrewniony ze mną, jeszcze żyje i czy są szanse ich spotkać. Westchnęłam głośno i odeszłam od stołu. Od trzech nocy nie spałam. Łapy uginały się pod moim ciężarem, a pod oczami, pod warstwą sierści na pewno znajdowały się fioletowe wory. Może chociaż śniadanie postawi mnie na nogi. Teraz tylko pytanie czy zdołam coś upolować. Przed wyjściem byłam zmuszona wyprostować kości, inaczej ani rusz. Postawiłam przednie łapy daleko od siebie. Wygięłam kręgosłup i aż zaskomlałam na dźwięk "pękających" kości. Szybko powróciłam do zwykłej pozycji i wyszłam z jaskini. Z dzieciństwa wiem że najlepszy las do polowania to ten przed jaskinią Bet. Ruszyłam w tamtą stronę. Spacerowałam po kamiennej ścieżce. Takie chodniki były tylko w centrum. W lasach itp nie było sensu przecież wysypywać kamieni na dróżki. Dużo się tu pozmieniało. Włącznie z tym że za dzieciństwa były tu tłumy. Takie że ledwo starczało dla wszystkich jaskiń. Przez te powroty do przeszłości droga szybciej mi zeszła. Właśnie wchodziłam do lasku. Od razu wciągnęłam powietrze do nozdrzy żeby znaleźć trop. Jak narazie nic. Weszłam głębiej. Wiosna nareszcie zaczęła robić swoje a las był tego najlepszym dowodem. Świeża trawa i małe listki. A ten zapach ściółki... Od razu zrobiło mi się lepiej. Zagapiłam się na korony drzew i zachaczyłam łapką o kamień. Miejscem mojego lądowania była woda. Jakieś źródło, które wyrosło mi przed oczami. Może bardziej wypłynęło... Do rzeczy. Woda jeszcze nie zdążyła się nagrzać. W sumie przydałaby mi się szybka, orzeźwiająca kąpiel. Kilka razy zanurzyłam głowę w lodowatej wodzie i wyszłam na brzeg. Czysta, rozbudzona ale nadal głodna. Podeszłam kilka metrów przed siebie i usłyszałam szelest w krzakach. Byłam tak głodna że bez namysłu naskoczyłam na coś włochatego. Na szczęście zając. Wbiłam kły w jego małą szyjkę i rozszarpałam puchatego na strzępy. Zabrałam się za spożywanie mięsa. Nie dużo minęło a po króliczku nie było już śladu. Na pewno nie pozwoli mi się to najeść za te cztery dni ale przynajmniej nie umrę. Nadrobię kiedy indziej. Moja przygoda w lesie dobiegała końca i akurat lunął deszcz. Świetnie... Warknęłam na chmury i wyszłam z lasu. Szłam z łbem w dół żeby krople nie wpadały mi do oczu. Gdy byłam już na głównych chodnikach usłyszałam westchnięcie. Natychmiast podniosłam łeb. Przed jaskinią Bet stał jakiś pies. Widziałam go pierwszy raz na oczy wiec na pewno nie był ze sfory.
- Kim jesteś? - zapytałam spokojnie lecz donośnie.
Pies odwrócił się i od razu przybrał pozycję do walki. Biedak. Widząc rany na jego ciele pewnie jest świeżo po walce. Też byłam czujna. Kiedy zobaczył że nie mam zamiaru walczyć wyprostował się. Nadal panowała cisza.
- Zapytałam kim jesteś? - powtórzyłam bez pretensji. - I co robisz na terenach mojej sfory?
- Twojej. - nie zapytał lecz jakby odpowiedział na własne pytanie.
- Tak. Jestem Quiet. Córką Mashine i siostrą byłego Alfy Jockera.
Psu zaświeciły się oczy.
- Co z nim? - zapytał. - Z Jockerem?
- Nie żyje. - wyszeptałam.

Jem?

sobota, 15 kwietnia 2017

Od Novio - CD opowiadania Rayan'a


Patrzyłam na dom, był naprawdę ładny… Niestety, jego mieszkaniec nie zbyt. W sensie, że przyjazny. Przekręciłam oczami. Jeszcze ta odzywka „Nie musisz dziękować”. Taaaa… Ja mam mu dziękować? Postanowiłam odwalić jakąś hece by „rozluźnić atmosferę”. Poszłam do psa.
- Masz rację, nie muszę dziękować, nie chcę dziękować, i nigdy nie chciałam dziękować – powiedziałam, a po chwili namysłu dodałam: - Anty-dżentelmenie. – ach, jak ja lubiłam być bezczelna i … nadal to lubię? Bezczelność za bezczelność, życie za życie i… ech, to po prostu prawo natury i bycia każdego psa. Trzeba je przestrzegać, bo inaczej dany pies zostanie po prostu zniszczony przez takie wredne i bezczelne laski jak na przykład, gdy by się zastanowić… ja :>
- Naprawdę nie umiesz wymyślić czegoś wredniejszego? – pies spojrzał na mnie unosząc brew.
- Nie będę na takiego szmaciaka marnować najlepszych odzywek – wyszczerzyłam do niego moje błyszczące kły.
- Dobra, skończ z tym, bo zaraz zupełnie przypadkiem wyrzucę cię poza burtę mego statku – wysyczał. – Wydawałaś się milsza, gdy do mnie zapukałaś.
- Ach, to tylko przykrywka dla takich wrednych szmaciaków jak ty – uśmiechnęłam się z błyskiem w oku.
- O jezu, statek gwałtownie się buja, właśnie wisisz na lince, a gdy ona pęknie, wylatujesz! – udał przestraszonego.
- Spoko, już się wynoszę – oznajmiłam.
- Ej, czekaj! – usłyszałam krzyk, gdy miałam otworzyć drzwi. Jak ja znałam tych samców. Zawsze tak robią. Z a w s z e !

Rayan? xD Anty-dżentelmen, nie mogłam się powstrzymać!

Od Jema

Pies uniósł pysk, rozkoszując się pierwszymi promieniami słońca. Wiosnę czuć już było w powietrzu. Śnieg znikł, a temperatura znacznie się podniosła. Trawa, wcześniej pożółkła i słaba, urosła i wyładniała. Rozsiane na niej kwiaty dodawały uroku każdemu widokowi. Na drzewach pojawiły się zielone listki. Gdzieś pomiędzy gałęziami ukryte były ptasie gniazda. O poranku latające stworzenia zaczynały koncert, budząc resztę lasu. Wiele roślinożerców znacznie przytyło, w końcu wiosna to pora bardzo obfita w pożywienie. Był to też plus dla drapieżników. Od dawna nie mogły przecież poczuć smaku soczystego, tłustego mięsa. Wszystko co jadły w zimę czy jesień było żylaste i twarde. Jem oblizał się na samą myśl o polowaniu. Ale... Ile by dał by tylko móc to zrobić. Powrócił myślami do dawnych lat. Gdy jeszcze istniała Sfora. Odkąd się rozpadła, jego życie było niekończącą się wędrówką. A czas leciał bez ustanku. Miał już 9 lat. Co prawda, był silnym, barczystym samcem i rzadko kiedy ktoś próbował mu podskoczyć, ale takie sytuacje się zdarzały. Nie był już tak zwinny i szybki, więc pojawiały się nowe rany, a potem blizny. Jak ta brzydka, cienka linia na jego boku, pozostawiona przez pazury młodego kundla w walce o jedzenie. Jem był naprawdę głupi. Chcąc odejść jak najdalej od dawnego domu, parł przed siebie, nie zważając na zdrowie. Poduszki jego łap były w tragicznym stanie. Najpierw popękały. Nie próbował nic z tym zrobić, więc pojawiły się ohydne bąble z ropą. Piekły niemiłosiernie z każdym krokiem. Powinien zatrzymać się gdzieś na kilka dni.
Szedł poboczem, wlokąc łapę za łapą. Schylił nisko łeb i wywalił język, chcąc się ochłodzić. Miał niewyraźne spojrzenie, czuł się słabo. Wodził wzrokiem wte i wewte, starając się uniknąć samochodów jadących drogą. Zauważył w oddali, że jeden z nich skręcił. Zamrugał kilka razy. Tak. Na bok. Domy. Będzie mógł schować się tam i odpocząć. Przyśpieszył, na tyle ile pozwalały mu siły. Wkrótce dotarł na miejsce. Stanął na ścieżce z kamieni. Prowadziła na czyjś podwórze. Zobaczył udeptaną trawę, rosnącą przed stodołą. Obok stał wóz, a dalej widać było stajnie. Właściciele parceli musieli mieć konie. Przeniósł spojrzenie dalej. Wszędzie dookoła porozrzucane były różne śmieci. Całość wydawała się być w złym stanie, zaniedbana. Spojrzał na ganek domu. Kamienny, twardy, osłonięty blaszanym daszkiem. Drewniane drzwi były zamknięte. Tuż obok stała miska z jedzeniem. Ludzi stąd musieli mieć psa lub kota. Jem nastawił uszy, rozglądając się przy tym. Nie dostrzegł nigdzie żadnego zwierzęcia ani człowieka, więc hardo ruszył do przodu. Wlazł na ganek. Stanął nad miską. Pełna był tych wszystkich rzeczy, które zwykle wyrzucają ludzie. Tłustych fragmentów, kości, skóry. Nacisnął na brzeg miski, wyrzucając całą jej zawartość na ziemię. Sam położył się na brzuchu i pochwycił w pysk pierwszą lepszą rzecz. Nie minęła dłuższa chwila, a prawie wszystko znikło w jego żołądku. Z zadowoleniem przejechał językiem po wargach. Zaraz przypomniał sobie o obolałych łapach, więc zabrał się za lizanie ich. Co prawda, piekły, ale takie ochłodzenie przynosiło chwilową ulgę. Miał rozbiegane myśli, zapomniał, że znajduje się na czyimś podwórzu. Z tyłu rozległ się wrzask kobiety, a po nim dźwięk tłuczonego szkła. Spojrzał za siebie z przerażeniem na pysku. Na podwórzu stała tęga, młoda kobieta. Cała zbladła. Gdy poczuła na sobie wzrok Jema, zaczęła uciekać. Zdezorientowany pies podniósł się. Ile sił, ruszył przed siebie. Starał się biec, ale uniemożliwiały mu to rany. Kątem oka spostrzegł, że w jego stronę pędzi potężny owczarek. W tej chwili wiedział już, że ma... przesrane.
Większy przeciwnik uderzył z siłą w jego obok. Obydwaj przewrócili się. Duża, puchata kula przeturlała się kilka metrów. Jem poczuł jak niezagojone rany otwierają się. Syknął z bólu i z wściekłością kopnął psa w brzuch tylnymi łapami. Ten upadł nieco dalej. Oszołomiony kiwał się z boku na bok. Czekoladowy nie chciał walczyć, ale wiedział, że jeśli spróbuje uciec, owczarek go dogoni. Podskoczył do psa, po czym złapał ostrymi kłami za ucho przeciwnika. Wydawał się być młodszy od Jema. Z pewnością nie miał tyle doświadczenia co były wojownik. Szarpnął się i... 
Starszy wypluł z obrzydzeniem część ciała. Krew sączyła się z rany przeciwnika brudząc jasną, kremową sierść. Jem odsłonił kły, warcząc groźnie. Młodszy nie był już tak śmiały jak wcześniej. Zaskomlał żałośnie i wycofał się. Uciekł na podwórze. Czekoladowy odetchnął z ulgą. W tej walce nie zyskał nowych ran, ale za to stare się otworzyły. Szczególnie bolała ta na karku. Lepka ciecz spływała po sierści psa, ale najgorsze wydawało mu się to, że nie mógł nic z tym zrobić. Skrzywił się tylko i znów ruszył do przodu. Przed sobą widział las, może tam wreszcie odpocznie.
Pogodna w jednej zmieniła się, jakby chciała dostosować się do sytuacji Jema. Lunął deszcz. Było to lekko przygnębiające, ale dla psa był to właściwie plus. Jego sierść była poczochrana, szorstka i posklejana. Taka deszczowa kąpiel wydawała mu się być dobrym pomysłem. Poza tym, lubił deszcz. Zawsze po nim czuł niezwykłe orzeźwienie. Jedyne, co mu się nie podobało to to, że zapachy się mieszały lub całkowicie znikały. Mógł się jednak pochwalić doskonałymi zmysłami węchu i pamięci, przez co zapamiętywanie woni nie sprawiało mu problemu. I tym razem to się sprawdziło. Zatrzymał się gwałtownie. Łapy zapadły mu się w miękkiej ziemi. Zmarszczył nos i zmrużył oczy. Niemożliwe. Jego serce zaczęło szybciej bić. Niemożliwe. To to miejsce? To ten zapach. 
Zebrał myśli i zaraz skojarzył ten las. Zaczął oddychać szybko i ciężko. Po raz kolejny popękane poduszki dały o sobie znać, ale mimo to ruszył przed siebie. Skierował się w stronę centrum. Albo przynajmniej tam, gdzie wydawało mu się, że jest. Znajoma woń nasilała się. Nieprawdopodobne. Wydawało mu się, że  po takim czasie tereny będą puste... Ale jednak... Czemu by się nie przekonać? Napełniły go podekscytowanie i ciekawość. Z daleka zobaczył jaskinie. Więc dobrze trafił. Uniósł wyżej łeb, znów prąc przed siebie. Krople deszczu spływały mu po sierści i zalewały oczy. Potrząsnął łbem, chcąc oczyścić umysł. Stanął na twardej, kamiennej posadzce. To tu dokładnie znajdował się jego dom. Wrócił myślami do dawnych czasów. Tutaj spędził większość swojego życia. Tutaj kurował się po wielu walkach. Tutaj przesiadywał ze znajomymi psami. Zrobił kilka kroków do przodu. Wszystko to zasnute było pajęczynami i opuszczone. Schylił nisko pysk. Z trudem powstrzymywał łzy.
- Kim jesteś? - z tyłu rozległ się łagodny głos, bez wątpienia należący do suczki. Czekoladowy pies znieruchomiał. Więc ktoś tu teraz mieszka. Przekręcił pysk, spoglądając na nieznajomą. Niemal natychmiast obnażył kły i przyjął postawę do obrony. Rana na karku dał o sobie znać. Skrzywił się, ale starał się pozostać w jednej pozycji. Suka zmierzyła go wzrokiem, marszcząc brwi. Również postanowił się jej przyjrzeć. Wyglądała na owczarka, jak on. Miała ładną, zadbaną, wielobarwną sierść, w tej chwili trochę przemokłą. Ale uwagę Jema przykuły jej oczy. Skądś znał to spojrzenie... Czy to możliwe, by była spokrewnione z dawnym Alfą...?

Quiet Nicolette? >:D

piątek, 14 kwietnia 2017

Od Akiry - CD opowiadania Novio

Pies lekko się uśmiechnął i machnął swoim długim ogonem. Przez chwilę nastała cisza. Akira ciągle machał pyskiem na boki, rozglądając się po okolicy.
- Wiesz... - zaczął, kierując wzrok na sukę - Tak naprawdę, w ogóle nie wiem jak się nazywasz - zaśmiał się, przez co z oczu zrobiły mu się dwie, czarne kreski. Kojarzył sukę, wiedział, że była ona obywatelką sfory, jednak nic więcej.
- Novio - mruknęła, lekko wyciągając łapę w jego stronę. Akira szybko załapał i uścisnął kończynę towarzyszki.
- Więc, Novio, nie masz nic przeciwko, abyśmy w tak ładną pogodę wybrali się na krótki spacer? - podniósł wzrok. Suczka odpowiedziała zdecydowanym kiwnięciem głowy. Pierwsze miejsce w jakie się udali to jezioro Anskunmay.
Akira, pierwsze co zrobił po przybyciu na miejsce, wpadł jak dziecko do wody. Nie omieszkał również potknąć się o swoje łapy, czego skutkiem było mocne zarycie głową w piasek. Podniósł się, szybko wypluwając piasek zalegający mu w pysku i spojrzał na rozbawioną minę towarzyszki. Novio położyła się na brzegu tak, że jej łapy delikatnie muskała napływająca woda. Akira dokładnie zmył z sierści piach, po czym ostrożnie wyszedł z wody, aby sytuacją z przed chwili nie powtórzyła się. Po wyjściu, zajął miejsce obok towarzyszki.
- Szczerze, nigdy nie mogę zapamiętać nazwy tego jeziora - westchnął pies, a jego kąciki ust odruchowo uniosły się ku górze. - Co nie zmienia faktu, że jest tu nieziemsko - przejechał wzrokiem po pięknym, pomarańczowym odcieniu.
- Tak - suczka Owczarka pokiwała głową, zaraz kładąc ją na łapach. Chwilę później Akira szybko stanął na równe łapy. Zimny, wiosenny wiatr przeszył mokrego do ostatniej nitki psa. Szybko zaczął chodzić w kółko, próbując się rozgrzać, niestety nie za wiele to dawało.
- Chodźmy może w cieplejsze miejsce - zaproponowała Novio, widząc jak Akira wręcz skacze. Pies żywiołowo pokiwał łbem i szybkim krokiem skierowali się w następne miejsce.

Novio?

Nowy (stary) pies | Jem


Imię: Jem, tak, to znowu on.
Ksywka: ---
Głos: Fismoll
Rasa: Po dziko żyjącym psie można się spodziewać mieszanki wielu ras, ale Jem jest czystym owczarkiem australijskim.
Wiek: 9 lat na karku
Płeć: Pies, samiec, jak kto woli
Stanowisko: Swoją przygodę w Sforze zaczął od stanowiska Wojownika Zachodniego. Potem objął również pozycję Samca Beta. Po czasie, gdy Alfą został Jocker - syn Mashine'a - zrezygnował z tak wysokiej rangi i spadł nieco niżej - został Samcem Delta. Gdy Sfora rozpadła się kolejny raz, a nową erę zapoczątkowała Quiet Nicolette - córka Mashine'a, starsza siostra Jockera - powrócił do swojego pierwszego zajęcia. Tak więc, obecnie jest Wojownikiem Zachodnim i ma duże doświadczenie w swoim zajęciu.
Rodzina: Dosyć... liczna. O dziwo, rodzeństwa z trzeciego miotu nie poznał. Z resztą również nie był szczególnie związany.
• Matka Danny
• Ojciec Cameron
• Starszy brat [pierwszy miot] Rodney
• Starsza siostra [pierwszy miot] Melodie
• Młodsze siostry [drugi miot] Jesebel, Chica
• Młodszy brat [drugi miot] Avenger
• Młodszy brat [trzeci miot] Matt
• Młodsze siostry [trzeci miot] Anais, Kaya
A poza nimi można by wymieniać wiele ciotek, wujów i kuzynów.
Ciekawostki:
• To trzecia edycja SPU, w której jest. Znał jeszcze czasy Mashine'a i uczestniczył w wojnie z Upiorami.
• Pod tą długą, lśniącą sierścią kryją się liczne blizny i niezagojone rany.
Jem (Jeremy) to jeden z bohaterów książki Zabić drozda. To stamtąd pochodzi imię psa.
Partner: Ma raczej skomplikowane relacje z płcią przeciwną. Przez długi czas zakochany był w suczce o imieniu Suzzie. Doszedł jednak do wniosku, że nie odwzajemnia ona jego uczuć. Poza tym, można stwierdzić, że zauroczony był w Vice, ale ona również go nie doceniła.Teraz twierdzi raczej, że miłość nie jest dla niego.
Charakter: Warto zacząć od tego, że na przestrzeni lat charakter Jem'a znacznie się zmienił. W życiu psa były wydarzenia, które odbiły piętno na jego psychice, przecież jeszcze nie tak dawno nie potrafił kontrolować emocji. Z upływem czasu otwierał się nieco na świat i zdawał sobie sprawę, że nie wszyscy są nastawieni przeciwko niemu. A jaki jest teraz?
Mimo wszystko dalej zachował część swojej tajemniczości. Jest niewiarygodnie cichy. Rzadko kiedy wtrąca się do rozmowy. Woli słuchać. Co za tym idzie - naprawdę można mu się wygadać. Określa go zdecydowanie wyrozumiałość. Ładnie to ujmując - Jem to taki mądry dorosły, do którego można sięgnąć po poradę. Jest z pewnością prawdomówny, więc jego opinie są szczere. To dobry przyjaciel. Wierny jak mało kto. Za kogoś bliskiego bez wahania oddałby życie. Nie pozwoli również by obrażano jego rodzinę czy przyjaciół.
Traktuje innych z szacunkiem, co jest jedną z cech, którą nabył w sforze. I jest tak tylko dlatego, że Jem sam nie lubi, gdy uznaje się go za słabego. Niestety, jest bardzo nerwowy i niecierpliwy. Łatwo wyprowadzić go z równowagi. Nienawidzi niezdarnych osób, oraz tych, które nie mają umiejętności logicznego myślenia. Ceni sobie inteligencję. Bardzo duże znaczenie ma dla niego pierwsze wrażenie. Jest ambitny. Będzie walczył do samego końca. Zawsze stawia poprzeczkę wysoko, lubi bić granice swoich możliwości. Tego również oczekuje od innych. Szybko się uczy, co jest przydatne. Potrafi wyciągać wnioski z błędów.
Nie jest raczej marzycielem. Nie lubi tego. Nie wierzy, że może być lepiej niż jest teraz. Jest nastawiony do życia w sposób neutralny, ale zdecydowanie najbliżej mu do pesymisty. Uśmiech na jego pyszczku należy do rzadkości.
No i oczywiście, bardzo istotny element postaci Jema - nie mówi. Nie posługuje się słowami. Wydaje typowe dla psów dźwięki np. szczekanie, warczenie. Używa mowy ciała i wbrew pozorom nie tak trudno odgadnąć co czuje. Umie pokazywać emocje bez wahania, nawet smutek. Choć w schronisku było to trudne, długie życie w sforze nauczyło go, że nie trzeba niczego ukrywać.
Należy pamiętać, że każdy, Jem również, miewa swoje humorki. I niestety pies ma je dosyć często. Niekoniecznie można nazwać to humorkami. Jem po prostu jest zmienny. Więc nie warto łudzić się, że kogoś lubi, jeśli jednego dnia potraktuje go lepiej, bo sytuacja może szybko się zmienić.
Historia:  Jem urodził się w Waszyngtonie w domu pana Climb'a. Nie był to wcale taki piękny dzień. Na dworze panowała śnieżyca, ale na szczęście w mieszkaniu było ciepło. Danny była jeszcze młodą suką. Ojciec szczeniąt nie brał udziału w wychowywaniu dzieci, czasem tylko spotykał się ze szczeniakami. Mieszkał na drugim końcu miasta, a para spotykała się zwykle w parku, gdy udało im się wymknąć z domów, co było niezwykłą rzadkością. Ale przejdźmy do naszego bohatera. Był jednym z silniejszych szczeniąt w miocie. Jedyną rzeczą, która nie podobała się psom z jego otoczenia było to, że nic nie mówił. Rówieśnicy dokuczali mu z tego powodu. Młody pies zamknął się w sobie i całkowi odciął od świata. Rodzeństwo zostało oddane do innych domów, a szczenięciem, które miało zostać był właśnie Jem.
Rodzina Climb'ów pojechała na wakacje, a psy zostały w domu. Zajmowała się nimi Dorothy - matka pana Climb'a i babcia jego dzieci. Pies wykorzystał nieuwagę starszej kobiety i uciekł, najzwyczajniej przeciskając się pomiędzy prętami w ogrodzeniu. Przez długi czas mieszkał na ulicy. W tym czasie wstąpił do gangu psów, gdzie nauczył się kraść, bić. Przywódca gangu - Furive był dla niego jak ojciec. Wychował go na swojego. Jednak, Jem ze swoją buntowniczą naturą czuł się niedoceniany, bo przecież nie był jedynym "dzieckiem" przywódcy. Wywołał kłótnię, po czym po raz kolejny uciekł. Wędrował samotnie przez kilka godzin ulicami Waszyngtonu.
Pech, złapali go wtedy hycle i zawieźli do zaniedbanego schroniska na obrzeżach miasta. Tam właśnie Jem zaczął kierować się głównie agresją. Ciągłe ujadanie psów, zamknięte wybiegi, małe porcje jedzenia. Nieoczekiwanie, to wszystko nie trwało długo, bo ludzie polecieli na rasowego psa, gdy tylko się o nim dowiedzieli. Jem był jednak sprytniejszy. Do schroniska przyszła dziewczynka z matką. Były zachwycone. Udało mu się uciec, kiedy starano się wpakować go do samochodu. Starał się odnaleźć Furive. Stracił jednak nadzieję, wiedząc, że znajduje się zbyt daleko od "domu". Nie widział gdzie iść, więc ruszył przed siebie. Miał wtedy 3 lata.
Dotarł wreszcie do lasu. Mieszkał tam przez jakiś czas. Znacznie schudł, wyglądał bardzo mizernie. Wiedział, że na pobliskich terenach żyją psy, tworząc sforę. Nie poradziłby sobie sam, więc wybrał się do nich. Ku jego zdziwieniu powitano go z rozłożonymi rękami i dołączył do grupy. Z początku trzymał się na uboczu, ale wkrótce udało mu się zaznajomić z kilkoma osobami. Zyskał wysokie stanowisko, stając się kimś w rodzaju pomocnika Alfy. W między czasie zakochał się w córce Mashine - Suzzie. Su miała jednak partnera - Rayana, który był również ojcem jej szczeniąt. Swoją drogą, Jem nadał jednemu z nich wdzięczne imię - Merciless. Między Rayanem i Betą widać było rywalizację, obaj ubiegali się o względy pięknej suczki. Jem chcąc wzbudzić zazdrość przyjaciółki, spędzał dużo czasu z uroczą Vice, którą z resztą był zauroczony. Po czasie Roy zrezygnował i zniknął w tajemniczych okolicznościach. Pomiędzy tymi zdarzeniami nastąpiła także walka z Upiorami. Niestety, zmarł w niej szanowany przywódca. Na jego miejsce wstąpił jego syn - Jocker. Psy nie wierzyły, że da radę rządzić sforą. I w ten sposób wiele z nich odeszło szukając lepszego życia. Między innymi była to Suzzie, zabierając ze sobą Merciless'a. Z poprzedniej grupy zostało niewiele psów, w tym Jem. Z upływem czasu stado zaczęło się odradzać, dołączali nowi członkowie. Jako druga Beta dołączyła również Anastasia. Jem postanowił jej zaufać, twierdził, że ma potencjał. Razem z Jockerem stwierdzili, że sama będzie pełnić to stanowisko. Natomiast były już Beta spadł nieco niżej i stał się nowo mianowanym Samcem Delta. Szybko jednak nastąpił koniec. Sfora rozpadła się. Jocker zabrał ze sobą Quake'a i odszedł. Anastasia wyruszyła do miasta i nie wróciła. Wszyscy rozeszli się po świecie. Jem przez kilka tygodni został na terenach sfory. Mocno przybity, w końcu również wyruszył w podróż. Miał wtedy 8 lat. Przed siebie, byle dalej. Obszedł wszystkie pobliskie miasta i lasy, gdzie spotkał wiele psów. Z niektórymi nawet się związał, ale nie chciał zawierać dłuższych znajomości. Odchodził. Doświadczony, silny pies z licznymi bliznami po walkach, nic dziwnego, że siał postrach, w dodatku nic nie mówił. Minął rok. Przypadkiem trafił na tereny dawnej Sfory. Nie wierzył, że ktokolwiek teraz tam będzie, ale.. zaskoczył się. Postanowił zostać i pomóc w odbudowie dawnej grupy.
No cóż, historia wciąż się toczy, a Jem piszę ją sam - własną ręką. Przepraszam, łapą...
Upomnienia: 0/4
Kontakt: (Anonim)

Nowy pies | Jekyll

Imię: Ten pies posiada kilka imion, ale najbardziej z nich ceni sobie nazwisko Jekyll ( czyt. Dżekil), co jest pewnie nawiązaniem do książki Stevenson'a "Doktor Jekyll i pan Hyde".
Ksywka: Wolałby żeby mówić do niego po imieniu, ale jeśli już tak bardzo chcesz to mów na niego Jek.
Głos: Adrian Wiśniewski 
Rasa: Jakaś krzyżówka owczarka niemieckiego i czegoś tam jeszcze.
Wiek: Z tego co wie to stuknęły mu te cztery lata.
Płeć: Pies, za pomyłkę drogo zapłacisz ( płatność w PNS lub ostra walka...).
Stanowisko: Wojownik południowy, lecz w przyszłości zamierza być kimś więcej.
Rodzina: Kojarzy jedynie swojego brata, a reszty nie pamięta... i w sumie to nie chce tego zmieniać.
Ciekawostki:
- Nie toleruje zbyt jasnego światła,
- Ma liczne, mniejsze lub większe blizny, które przy dłuższej obserwacji jest się w stanie dostrzec,
- Bardzo często używa sarkazmu,
- Ma pełno wrogów, chociaż nie ma zamiaru o tym komukolwiek powiedzieć,
- Ma wyjątkowo lekki sen,
- Nie dba o siebie, jeśli zapytasz czemu to pewnie odpowie: "Moje 'drugie ja' coś upoluje...", jeśli nie zrozumiałeś/łaś to nie martw się, nikt tego nie rozumie,
- Gdyby miał wybierać to zdecydowanie wolałyby być tylko tą 'dobrą' stroną,
- Ma słabość do mówienia o sobie w trzeciej osobie.
Partner: Jeśli jakąś znajdzie...
Charakter: Można opowiadać o tym godzinami, dniami i ogólnie w nieskończoność... Postaram się jakoś to wytłumaczyć, ale chyba to się nie uda...
Jek posiada dwa oblicza - jedno normalne dosyć dobre i współczujące, skore do poświęceń.
Drugie - jest złe, czujące przyjemność z krzywdzenia, samolubne i wręcz... dzikie.
Ale ogólnie: pies nie lubi za dużo o sobie gadać, stara się ukrywać swoją drugą ( tą złą) stronę. Jest odważny, a jedyne czego się boi to wykluczenie ze społeczeństwa, mimo to nie raz daje wygrać czarnej stronie i przestaje ją kontrolować. Nie jest duszą towarzystwa, woli zostać w cieniu by po pewnym czasie wskoczyć w wir rozmowy i po chwili zniknąć tak by nikt tego nie zauważył. Jek jest dosyć uparty i wykorzysta wszystkie swoje siły by osiągnąć swój cel. Realista posiadający nutkę optymizmu. Oczywiście ma czasami gorsze dni, ale to chyba nie jest jakieś dziwne, ponieważ chyba wszyscy je czasami mają. Na taką dokładkę mogę dodać, że jego psie IQ jest na wyjątkowo wysokim poziomie, lecz i tak nikogo to nieobchodzi.
Historia: Jekyll urodził się w skromnym domu niedaleko lasu i w sumie to było tam całkiem spoko, wiadomo jedzenie, przestrzeń i inne takie. Jednak pewnego dnia jego brat (z którym trzeba przyznać miał dosyć napięte relacje) postanowił zostać 'Alfą domu', lecz Jek'owi to się niezbyt spodobało - po kilku słowach wywiązała się między nimi walka, lecz ludzie rozdzielili ich zanim stało się komuś coś poważniejszego. Od tamtego czasu bracia warczeli na siebie przy byle okazji, były to zwykle tylko słowne potyczki, ale jednak raz na jakiś czas rzucali się by zadać przeciwnikowi dotkliwą ranę. Po kilku miesiącach ich właściciele nie wytrzymali i postanowili sprzedać Jek'a by rozwiązać problem. Nikt jednak nie chciał przygarnąć tego psa... W końcu po długich poszukiwaniach znalazł się jakiś człowiek który go przygarnął. Jednak niedługo potem okazało się, że nie zrobił tego z dobroci serca, ale dla zysku, chociaż trudno to tak nazwać - Jek został obiektem eksperymentalnym. Po pewnym czasie pseudonaukowiec ( pewnie zaraz po tym jak naczytał się jakiś książek) postanowił oddzielić dobrą stronę charakteru psa od tej złej. Co o dziwo udało się - od tamtego czasu Jekyll ma dwie różne osobowości - tą dobrą oraz złą...
Pewnego dnia jakimś cudem udało mu się uciec, a po kilku miesiącach przygód zawitał tutaj. Trochę dziwna historia, ale zdarza się... xD
Upomnienia: 0, to znaczy, że nie może być gorzej...
Kontakt: bialytygrys98 (hw i doggi)

Od Rayan'a - CD opowiadania Akiry

- Nic ci to nie pomoże. - warknąłem zdenerwowanym głosem widząc, że pies gorączkowo usiłuje zmyć swoje bazgroły. No tak, mój dom nie wyglądał zbyt pięknie, ale to nie jest powód aby malować mi na ścianie jakiś wodospad, który tak szczerze - w cale tego nie przypominał. Przewróciłem oczami i chwyciłem za wiadro, w którym znajdowała się cała farba która w mgnieniu oka, znalazła się na głowie psa. Ten fuknął cicho i odgarnął farbę od swoich oczu. Wyglądał przezabawnie. Na moim pysku pojawił się podły uśmieszek. Nie zaśmiałem się jednak. Gdyby mnie tak oblano, zapewne rzuciłbym się na kogoś. Ale ten pies nie przejął się tym i pomimo tony kolorowej farby pies dalej próbował zetrzeć malunki z mojej ściany. Przewróciłem oczami i przyłączyłem się do pracy. Zabrałem wiadro, w którym wcześniej znajdowała się farba i wlałem do niej wody. Wszystko wylałem znów na psa aby chociaż widział, co ściera bo w pewnym momencie zaczął trzeć okno, a nie ścianę. Pies spojrzał na mnie tym razem, westchnął cicho i potrząsał swoim ciałem aby się trochę wysuszyć. Dzięki temu, farba zaczęła powoli spływać po ścianie w dół. Podałem psu wiadro.
- Idź po wodę. Wylejemy to na ścianę. - mruknąłem i pchnąłem go aby poszedł nad rzekę. Ten machnął porozumiewawczo łbem i ruszył w wyznaczone miejsce. Ja dalej tarłem ścianę jednak na nic, zdążyła trochę wyschnąć. Samiec przybiegł trząchając wiadrem na boki. Przewróciłem oczami i odsunąłem się aby nie poleciało we mnie. Nie zdążył się zatrzymać i chlusnął wodą, ale nie tylko. Wiadro poleciało w moje okno. Złapałem się za głowę, i czułem jak z moich uszu leci gorąca para. Zgromiłem go wzrokiem. 
- Brawo. Gratulacje! - warknąłem zdenerwowany. - Co ja teraz zrobię z tym oknem? Ścianę ci odpuszczę! Ale okno?! 


Akira? c: Wywiń się jakoś ;)

Od Rayan'a - CD opowiadania Novio

Chwyciłem za brudną, lepiącą klamkę, która już od dawien dawna nie była przez nikogo dotykana.
Pchnąłem drzwi, które wydały z siebie przeszywający, wkurzający pisk. Potem głośny stukot, oznajmujący że drzwi osiadły na zabrudzonej, kamiennej podłodze. Przez chwilę wzdrygnąłem się. Wejść, czy nie wejść. O to jest pytanie. Deszcz lejący na dworze zmusił mnie do podjęcia szybkiej decyzji. Nie zastanawiałem się ani chwili więcej. Wszedłem wolnym krokiem do domu, potrząsając swoim ciałem aby pozbyć się nadmiaru wody na mojej sierści. Rozejrzałem się trochę niepewnie. Jakbym był tutaj wczoraj. Dmuchnąłem w stary, rozdarty fotel a cały kurz jaki się na nim znajdował - zwyczajnie rozniósł się po mieszkaniu. Mam już zajęcie na kilka dobrych dni. Chociaż...Może znalazłbym jakiegoś parobka, który wykona robotę za mnie? Eh, fajnie by było. No ale nic. Jak na razie nigdzie się nie wybieram, bo pogoda jest do bani. Mój wzrok przykuła stara, drewniana szafa. Wyobraziłem sobie przy niej mnie i Theo, wyciągających sprzęt wspinaczkowy. Wspomnienia z przeszłości będą mnie dręczyć chyba już do końca życia. Podniosłem się ociężale z fotela i ruszyłem w stronę owej szafy. Stanąłem przed nią, i zębami chwyciłem za metalowe rączki, które po pociągnięciu otwierały drzwiczki. Odsunąłem się, aby przypadkiem nie dostać w pysk. W szafie leżały sterty kartonów. Możliwe, że były to wszystkie moje mniejsze rzeczy, które ktoś po moim zniknięciu postanowił wsadzić do pudeł i wrzucić do szafy na wypadek, abym kiedyś wrócił i miał je z powrotem. Na moim pysku pojawił się wymuszony cień uśmiechu. Nie chciałem wszystkiego wyjmować teraz, już od razu. Najpierw ogarnę ten kurz od którego nie da się normalnie oddychać, a dopiero później wezmę się za drobiażdżki. Ruszyłem w stronę drzwi bo zorientowałem się iż pozostawiłem je otwarte. Podniosłem je w górę i przymocowałem tak, aby przynajmniej teraz mi nie spadły, bo mój dom byłby istnym jeziorem. Zamknąłem drzwi trzaskając nimi i upewniając się, że nie ma w nich żadnej dziury. Usiadłem na zimnej, kamiennej posadzce i odetchnąłem cicho. Obróciłem się kilka razy. Nie miałem pojęcia co teraz robić. Uchyliłem okno, aby przez nie spojrzeć. Deszcz powoli przestawał padać, a w moim kierunku zmierzała wysoka, biała suczka. Domyślam się, że jest to tutejsza alfa. No tak. Nie widziałem jej jeszcze. Zwyczajnie tu przyszedłem i zadomowiłem się. Bez pytań. Wolałem nie marnować jej czasu. Otworzyłem energicznie drzwi i niepewnym wzrokiem spojrzałem na nią. Chciałem spytać kim jest i co ode mnie chce, ale ona zaczęła temat pierwsza.
- Eh, ja... - spojrzała na mnie nerwowo. - Jestem Novio. Szukam jakiejś wolnej parceli do zamieszkania, i chyba żadne nie są wolne...
Tsa...Ale mi alfa. Brawo ja. Teraz mam już dwie informacje. Nie alfa, ma na imię Novio. Heh, reszty nie dosłyszałem bo byłem zajęty obserwowaniem zająca, przebiegającego przez drogę. Stałem chwilę w bezruchu, w cale się nie odzywając. Jednak wyrwałem się z zamyśleń słysząc ciche wzdychanie. Przekrzywiłem łeb i przewróciłem oczami.
- Novio. Wydaje mi się, że alfa powinna podać ci dokładne położenie twojego nowego domu. A przynajmniej...Powinnaś dostać mapę. - mruknąłem ostrząc sobie pazurki o kamień i opierając się o drzwi.
- Niestety nie dostałam takich informacji. - powiedziała zniechęcona. - Myślałam że ktoś inny mógłby mi pomóc.
- Ktoś inny? - uniosłem brew. Nie spodziewałem się, że będę musiał tłumaczyć komuś gdzie co i jak. Nie znam psa, który nie należał do Sfory Psiego Uśmiechu. Zazwyczaj każdy dbał sam o siebie, nie trzeba było nikomu pokazywać gdzie mieszka. Sam sobie znajdował dom. Westchnąłem głośno i wyszedłem z domu trzaskając znów drzwiami. Zszedłem po schodkach i stanąłem na drodze. Suka obróciła się w moją stronę i spojrzała na mnie pytająco.
- Chodź. - warknąłem i ruszyłem w stronę domu obok. Racja, może nie należał do największych ale mnie się podobał. Przynajmniej był czysty i nie wymagał sprzątania kurzu, wymiany drzwi. Stanąłem przed jego wejściem i ostrożnie chwyciłem za klamkę którą przekręciłem umiejętnie. Pchnąłem drzwi i wszedłem do środka. Novio usiadła cicho na wejściu i rozejrzała się.
- Vua la. - mruknąłem i stanąłem przed nią. - Nie musisz dziękować.
Gdy tylko suczka odsunęła się, ja wróciłem do siebie. Czeka mnie dobry tydzień sprzątania i układania wszystkiego na nowo.



Novio?

Od Novio - CD opowiadania Akiry

Jakiś pies denerwowal się na innego osobnika o imieniu Akira. Podobno pomazał mu dom, ale no cóż... Takie czasy! Oglądałam całe zajście z krzaków. Postanowiłam w końcu ujawnić swoją obecność. 
- Widzę, że rośnie między wami jakiś... - spojrzałam na właściciela domu bezczelnym wzrokiem. - konflikt. Oczywiście, że jedna strona to kompletny... Kompletny zwyczajny przygłup, który robi aferę o wszystko i nic - znów posłałam znaczące spojrzenie temu samemu. - Jak wiesz, to jest Akira. 
- Pomagasz mu? - warknął pies. 
- Nie, absolutnie. Znam jego imię, bo należy do sfory, tej samej co ja. U nas głośno o sprawach nowych - oznajmiłam, z błyskiem w oku. - Ale owszem. Nie, nie pomagam mu. Jestem po jego stronie, i tyle - wyszczerzyłam kły w prowokującym uśmiechu. 
- Ej, chuliganie, nie wstyd ci, że laska ratuje ci tyłek? - zaśmiał się, i zaczął zmierzać ponownie w stornie Akiry.
- Dla ciebie, kundlu, nie laska, tylko łaska! - warknęłam. - A zresztą... Akira sam sobie by poradził, a ja jestem tu, by tylko się trochę pobawić. Jak ja kocham prowokować, i obdarzać innych tym bezczelnym uśmiechem... Och, ach i ech! 
- Zaczynasz mnie denerwować panienko - wysyczał. 
- Dziękuję, miło mi i wzajemnie - skoczyłam na psa, i delikatnie poszarpałam mu ucho. - Jak już mówiłam, dziękuję za wszystko, i chyba jest już okey, prawda? - podeszłam do Akiry, i szepnęłam. - Chodź. - pies poszedł za mną. 
- Dziękuję - powiedział potem, gdy trochę się oddaliśmy. 
- Nie ma za co. Drobiazg. Dla mnie to była tylko mała dawka zabawy - uśmiechnęłam się szarmancko. 

Akiro?