sobota, 28 listopada 2015

Od Bitter Sweet'a - CD. Opowiadania Gracy

Bitter Sweet po drodze spojrzał jeszcze pary razy na suczkę, od czasu do czasu spoglądając przez ramię. Ona robiła to samo, próbując to zamaskować. Miał ochotę ją rozszarpać, zapewne odczuwała to samo. Zapewne było wiele negatywnych emocji, które odczuwali do siebie. Tyle tylko, że Gracy miała przewagę, której Bitter nigdy nie posiądzie - była suczką. Musiał się ograniczać w stosunku do płci żeńskiej. Pozostawało mu jedynie powarkiwanie i odsłanianie kłów. Ale zbytnio się tym nie martwił; wiedział, że czekały ich "ciche dni". Ale musi ją znosić codziennie. W końcu przeprowadziła się do tej przeklętej jaskini, obok niego. Zapewne będzie odczuwał z tego powodu duży dyskomfort. Gdy był już u progu jaskini, spojrzał na zbliżający się cień. Należał on do Gracy, która poszła nie w tą stronę. Uśmiechnął się szyderczo i popatrzył, jak suczka nastrasza sierść i cicho powarkuje. Wskazał pazurem jej miejsce zamieszkania, aby w końcu spuściła z niego wzrok. Kiedy wreszcie poszła w głąb kamiennej chatki, Bitter Sweet usiadł i ukradkiem spoglądał na jej poczynania. Wszystko, co było w posiadaniu jej łap, ulegało wyładowywaniu furii. Chociażby kamienie, o które delikatnie się skaleczyła. Potem jego fascynacja czynnościami suki ustąpiła. Przypomniał sobie jej słowa. O tym arogancie. Już nie sprawiły mu bólu, jak wcześniej. Bo przecież on też odczuwa ból. Takie chamskie psy też cierpią, nie ma co tego kwestionować. Teraz tylko wzmacniały jego postawę.
*******
Usiadł wtedy nad strumykiem, kiedy doznał tego olśnienia. Ale o tym później. Więc, siedział, przyglądając się własnemu, żałosnemu odbiciu. Żałosna w odniesieniu, było jego mina. Ale on nie przejmował się swoim wyglądem. Nie przejmował się niczym i nikim. Nastawił uszy, po tym jak melodia, najprawdopodobniej grana na gitarze, wdała się w jego ciało. Mimowolnie poszczególne części ciała zaczęły rytmicznie się poruszać; ogon, po nim łapy, a następnie całe ciało. Wtedy poznał fantastyczne zjawisko - taniec! Ale jedno go dręczyło. Kto grał na gitarze? Bo nie pies. To pewne. Podszedł bliżej do źródła muzyki, nadal nie przestając się kręcić. Wtedy go zobaczył. To był jakiś dorosły facet, który rozśmieszył się na widok Sweet'a. Ktoś się z niego śmiał, jak za dawnych lat. Ale śmiał się inaczej - nie było to spowodowane tym, że robił coś źle, tylko tym, że po prostu kogoś to bawi. Owczarek zbliżył się do postaci ludzkiej, nie bojąc się o nic. Nie bał się ich w żadnym stopniu. Uważał ich za stworzenia o mniejszej sile. Mężczyzna pogładził Bitter Sweet'a po łbie, a bynajmniej próbował. Pies był nadal nieufny i ugryzł nieznajomego w rękę. Ten jednak to zrozumiał. Był już wolnym, dzikim w sumie, psem. Uśmiechnął się do psa, zaczynając grać na gitarze i śpiewać. Psu bardzo spodobała się piosenka, pojął jej słowa po dwóch próbach. "Tańczył" nadal nieświadomie. Tak brzmiała ta piosenka:


Bitter popatrzył na zapadający zmrok. Facet także poczynał się zwijać. Zanim jednak odwrócił się, zapytał się psa, jak gdyby rozmawiał z człowiekiem.
- Idziesz ze mną, druhu?
Owczarek popatrzył na postać. Okazała się harcerzem; poznał to po krzyżu spoczywającym na jego piersi. Widział to już kiedyś. Mężczyzna był godny towarzystwa Bitter Sweet'a. Chwilę się nad tym zastanawiał. Lecz tu był jego dom. Nie chciał znów poświęcić się osobnikowi, którego rasa już niejednokrotnie posłała mu lanie, zresztą niesłusznie. Pies pokiwał głową na znak sprzeciwu, jednak dotknął nosa jego ramienia. Bitter tak właśnie wyrażał do tych istot szacunek. Zdarzyło mu się to tylko dwa razy. Tamten pogodził się z wyborem psa i odszedł, rzucając krótkie "Czuwaj!". Szedł teraz pewny siebie i swojego wyboru. Nucąc przy okazji tą piosenkę. Pamiętał już mniejszość słów, ale zawsze coś.

I was scared of dentists and the dark.
I was scared of pretty girls and starting conversations.
Oh, all my friends are turning green,
You're the magician's assistant in their dream!

Wtedy właśnie poczuł coś, czego nigdy wcześniej nie odczuwał. Kompletnie nie wiedział, gdzie się z tym zwrócić. Na pewno nie do lekarza, ani do specjalisty. Poszedł więc na patrol, do Harrisona.
- Słuchaj, Harrison. - rozkazał całkiem zziajany - Co mi jest?
- Znasz już moje imię! - orzekł radośnie - A co ma Ci być?
- No wiesz. Jestem zamyślony, myślę tylko o jednym, czuję, że nie ma pode mną gruntu. Myślę tylko o jednym.
- Powtarzasz się. - wygarnął. - To skutki jednego. Jesteś zakochany!
Zakochany? On miał być zakochany? Szczerze w to wątpił. Pies tylko złożył łapy w kształt serca. Bitter Sweet uciekł od niego, jak najdalej. Nie miał pojęcia, czy ma rację. Pobiegł więc do Gracy, która pewnie będzie wiedziała. Co z tego, że nie była psychologiem - musiał poznać perspektywę kogoś innego, a Avril, Elaine, Loki i Locked spali. Właściwie, Locked z pewnością by mu nie pomógł. Ale o nim pomyślał. Tak więc, zakłopotany pobiegł do Grey.
*********
Wszedł do jaskini, co wzbudziło złość u Gracy.
- Co ty tu robisz? - spytała, obnażając kły. - Wyjdź.
Tyle że Bitter Sweet zapomniał już o tej całej kłótni. Z pewnością przypomni sobie za niecałą godzinę. Ten zwierzył się Gracy, która niechętnie go wysłuchała. Próbowała go wyrzucić, ale był jednak ciut zbyt masywny. Nie ruszał się z miejsca. Ale i tak chciał wiedzieć, co o tym myśli. Ta chwilkę się zastanawiała.


Grey? < Nie lubię karambitów, przeżuć się na coś innego, CS'iaro xdd>

Brak komentarzy: