poniedziałek, 29 lutego 2016

Od Suzzie

Dzisiaj postanowiłam poważnie porozmawiać z Jock'iem. Jest już tak zaślepiony, że nie zauważa niczego. Tej rutyny, tego zbliżającego się... Końca. Jednak wierzę, że jeśli mój brat otrząśnie się w porę, to uratujemy sforę.
I to mój dzisiejszy cel. Obudzić Jocker'a.
Byłam już blisko naszej wspólnej, Jaskini Alf gdy coś zobaczyłam. Coś, co mnie zszokowało. Naprzeciwko szedł... Rayan?
- Roy? Ty żyjesz?! - krzyknęłam.
Uśmiechnął się.
- Su... - jego oczy pokazały... tęsknotę?? - Wypiłem eliksir wskrzeszenia.
Przytuliłam to mocno. Jak... Przyjaciela.

Roy?

Od Shasty CD opowiadania Shairen

Położyłem się spać. Nie czekałem na Shairen. Znużył mnie głęboki sen. Obudziłem sie w nocy. Shairen lunatykowała.  
-Shairen, chodź spać.. - Szepnąłem i potrząsnąłem suczką. Obudziła się. 
-Co sie dzieje? - Zapytała. 
 -Nudzę się. Nie umiem zasnąć.    

Shairen? Bezwen xd

Rayan wraca do żywych!

Rayan zażywa eliksir i wraca do żywych!


Imię : Rayan 
Ksywka : Roy 
Głos : Avicii
Wiek : 4 lata
Płeć : Pies
Stanowisko : Strażnik Graniczny 
Rodzina : Kuzyn Badoox
Partner: Wcześniej Suzzie i Viva La Costa.
Historia : Urodził się w małej wiosce na skraju Rosji. Jako że był psem o unikatowej maści sprzedano go dla królewskiej rodziny z Anglii. Uczył się sztuczek...Miał tam normalnie raj! Najdroższa karma, wielka buda z ciepłymi kocami...Wszystko! Jednak nie miał nic innego do roboty jak pilnować aby nikt w nocy nie wszedł na posesję. Znudziło mu się tam, dla tego uciekł. Poznał piękną suczkę którą po jakimś czasie zabił wilk. Walczył na wielu arenach, uciekał. Cały świat obiegł! Gdy znalazł tą sforę, od razu dołączył nie czekając na nic. 
Charakter:  Zacznijmy od tego że Rayan jest psem miłym, przyjaznym i towarzyskim. Opiekuńczy i odważny. Szlachetny, dla niektórych suczek (Viva La Costa) jest oschły, wredny i obojętny. Romantyczny, ale niezdecydowany i zawsze zajęty. Lubi wspinaczki, w końcu pożycza dla Theo swój sprzęt wspinaczkowy. Mądry, wie już dużo bo wiele przeżył. 
Upomnienia : 0/4 
Kontakt : Husarz15
Inne zdjęcia : KLIK

Od Bitter Sweet'a - C.D opowiadania Lassie

rwiący uśmiech na pysku Owczarka utrzymywał się bardzo długo. Kiedy suczka przez dłuższy czas milczała, podszedł do sterty suszonych gałęzi przeznaczonych do wzniecania ogniska w kominku. Chwycił kilka garści owiniętych w czerwone kokardki i zawrócił we wcześniejsze miejsce. Jednym, zwinnym ruchem łapy rozerwał materiał, pozostawiając na wiązce jedynie odcisk własnych pazurów. Dorzucił do niskich płomieni owe gałęzie i uśmiechnął się sam do siebie, w celu pochwały dla samego siebie. Robił tak bardzo rzadko w towarzystwie innych; gdy Bitter się uśmiechał, na jego pysku pojawiały się głębokie wcięcia, które nieco przypominały dołeczki u ludzi. Suczka tego nie zauważyła, bo nawet nie miała jak. Pies stał do niej odwrócony, unikał jej - zupełnie, jakby za chwilę miała okazać się zwykłym powietrzem. Kiedy ta chrząknęła, zwrócił łeb w jej stronę. Uniósł brwi, ukazując jeden ze swoich wyciętych wzorów.
- Hm? - zaczął. - Czyżby zabrakło Ci jedzenia, ciepłego koca, rozmowy? Wcale nie jest mi przykro. Próba oblana, koleżanko.
Lassie pokiwała przecząco łbem, a na jej pysk wkradł się taki sam drwiący uśmiech, jak uprzednio u Bitt'a.
- Rozumiem, że nie jesteś typem imprezowicza. - przyznała. - Ale jesteś aż tak sztywny, że nic tutaj nie robisz?
- Ja? Sztywny? - fuknął. - Jeszcze się zdziwisz.
Owczarek momentalnie przytargał stare głośniki z głębi swojego mieszkania. Miał szczęście, że działały jedynie po naładowaniu, które wystarczało na dwa dni libacji. Lassie przekrzywiła łeb, czekając na dalszy rozwój sytuacji.
- Impreza u Bitter'a! - ryknął Owczarek, a ziemia aż zadudniła od muzyki bijącej z głośników.
                  https://www.youtube.com/watch?v=RJBvAWv_v9I

Po kilku minutach w jego niewielkiej jaskini zgromadziło się więcej psów, niż oczekiwał. Rozejrzał się dookoła. Tłum, który tańczył dookoła nie wydawał się być niezadowolony z imprezy. Owczarek oparł się o głośnik, który wprawiał go w ruch. Ponownie uniósł brew.
- I co teraz? - szepnął, patrząc na Lassie.

Lassie? XDD

Od Shairen - C.D opowiadania Shasty

Wzniosłam pysk do góry, jednak błagającego spojrzenia Shasty nie zdołałam uniknąć. Odwróciłam się w stronę Borderki, która obecnie zmieniała pościel na wyświechtanym łóżku; zapewne byłaby to dodatkowa opcja pobytu psa, gdyby ewentualnie zgodził się na nocleg w skrzydle szpitalnym. Kiedy ujrzałam, jak jej łapy zaczynają niebezpiecznie drgać, sama zaoferowałam pomoc w zmienieniu białej kołdry. Kilka włosów z mojej rudej sierści zostało na gładkiej powierzchni poduszki, dlatego natychmiast odskoczyłam od posłania jak oparzona. Strzepnęłam pozostałe kosmyki futra, a Alana spojrzała z wątpliwością na psa. Nie wiedziałam, co chce mi przez to powiedzieć. Miałam nadzieję, że będzie mógł tu zostać.. bo przecież lepiej, by pomęczył się kilka dni w tej jaskini, niż łazić z niezagojoną łapą przez kilka miesięcy, zanim ponownie udałoby się zaciągnąć go do medyka. Przymknęłam powieki, żeby zanalizować całą zaistniałą sytuację. Nastroszyłam uszy, kiedy Shasta wydał z siebie głośne szczękanie zębami.
- To niemożliwe. - oznajmiłam, obserwując łapę psa.
- Przykro mi - westchnęła Alana, wskazując łapą wyjście. - Jeżeli sam nie chcesz tutaj być, nie mogę Ci pomóc.
- Trudno. - burknął samiec, machając przy tym zdrową łapą.
Dalej był uparty, tak samo, jak wcześniej. Miałam go dosyć, ale czułam, że nie mogę go ponownie stracić. Cicho jęknęłam, zwracając przy tym uwagę pozostałej dwójki. Nie miałam odwrotu; jeżeli miałam cokolwiek powiedzieć, powinnam to zrobić teraz.
- Chodź - poleciłam, wychodząc z jaskini. 
Kiedy Shasta smętnie za mną człapał, od razu powiedziałam, czego od niego oczekuję.
- Żadnego malowania. 
- Dlaczego? - przewrócił oczami, wywołując u mnie szczery uśmiech.
- Bo nie posiadasz.. - zniżyłam ton. - Talentu, tak. Talent to podstawa. Gdybym ja go posiadała, w mojej jaskini widziałbyś świetne płótna, a nie denne bohomazy.
- Ale zjemy coś? - zapytał.
- Coś się znajdzie, ale teraz idę po koce. Wejdź, czekaj tam na mnie, wrócę za jakiś czas.

Shasta?

Od Shasty CD opowiadania Shairen

Przewróciłem oczami i ruszyłem kulejąc za suczką.
-Już nic nie pomoże. Zrozum. - Powiedziałem. Shairen szła dalej w ciszy. Wchodząc do szpitala, słyszałem różne głosy. O tym różowym szaliku, o mojej łapie która była.. W sumie jej nie było. Alana podbiegła do mnie wystraszona.
-CO CI JEST? DLACZEGO NIE PRZYSZEDŁEŚ WCZEŚNIEJ? - Krzyczała.
Miałem ją gdzieś. Spojrzałem się na Shairen z irytowaniem.
-Zostaniesz tu. - Powiedziała Alana. - Wyjdziesz za.. Jakiś tydzień? Miesiąc?
-Nieeeee... - Jęczałem. - Wolę u siebie.
-Nie. Z tego co wiem, w domu śpisz na gołej podłodze. A tak nie może być.
Spojrzałem się na Shairen.
-HELP. - Szepnąłem spoglądając na nią kątem oka.

Shairen?

Od Meversue'a.

   - Wejdź! - rozległ się głośny, melodyjny głos.
Mever nie wiedział, co takiego może znajdować się w jaskini Alf. Miał nadzieję, że wypadnie całkiem dobrze na pierwszej rozmowie, która miała zadecydować o jego dalszym pobycie w Sforze Psiego Uśmiechu. Dowiedział się, że całkiem niedawno na tych terenach rozegrała się bitwa między psami, a wstrętnymi upiorami z tutejszego zamku Lerqua; dlatego też spodziewał się, że w jaskini Alf może napotkać kilka psich czaszek, dużo, bardzo dużo kości, które leżałyby na ziemi i sierść. Sierść  w ogromnych ilościach, której - bądźmy szczerzy - nikt nie byłby w stanie policzyć. Pies jednak zgodnie z komendą wkroczył do ciemnej jaskini, w której jedynym źródłem światła był sam księżyc.
  Cicho westchnął, nie usłyszawszy nawet cichego szelestu, który informowałby o tym, że owa jaskinia jest obecnie przez kogoś zamieszkana. Klapnął na ziemię, przewracając przy tym stos białych, porysowanych kartek i trzy, cienkie komiksy. Never niechętnie podniósł każdy arkusz, ale jeden z komiksów przykuł jego uwagę. Wystawił lśniący papier tak, aby światło idealnie na niego padało. Na samym środku okładki widniał czarno-żółty motyw nietoperza, który powtarzał się co stronę. Po chwili do mieszkania wbiegła biała sylwetka.
- Nie zauważyłeś, że wyszłam? - zabrzmiała ponownie, tym samym, aksamitnym głosem, co wcześniej.
Nie powiedziała nic więcej, tylko schyliła się po kolorowe czasopisma. Kolejną rzeczą, która przykuła uwagę Meversue'a był zgrabny tyłek suki, który teraz był bardzo widoczny wśród blasku srebrnej tarczy. Pies zmarszczył brwi, wiedząc, że nie może ścisnąć jej pośladków. Bez pozwolenia, rzecz jasna, którego suczka mu nie dała. Odwracał pysk, ale i to nic nie dawało. Na całe szczęście śnieżnobiała za chwilę wróciła do normalnej, przeciętnej pozycji, w której nie rozpraszała psa i mógł on funkcjonować poprawnie, jak na racjonalnie myślącego samca przystało. Popatrzyła na niego z uśmiechem, ale jego wzrok nadal spoczywał w miejscu, gdzie przed chwilą się pochylała.
- Su.. - mruknął pies przypominający Australijskiego, pojawiwszy się znikąd. - Kim on jest? Twój pomocnik?
- Nie, Jocker. - odparła, nadal niesamowicie się szczerząc. Mever pomyślał, że suczka dobrze wiedziała, co robi i cieszyła się, że jej zadek wywołuje taki zamęt.
- Jestem Meversue - przedstawił się najwyższy z całej trójki. - Chciałbym dołączyć do sfory. Su to skrót od..
- ...z pewnością nie suka. - przerwał mu Aussie.
- Jocker!! - wrzasnęła, tym razem nie tym głosem, który wcześniej usłyszał Never. - Przepraszam za niego. Jestem Suzzie, Alfa SPU. Pewnie, że możesz do nas dołączyć, Meversue.
- Lepiej rozwiń ten skrót, siostro. Może nie pojąć tych trzech liter - mruknął pogardliwie brat Su.
- Tak się składa, że pojmuję ten skrót, pojmuję także to, że z pewnością nie jesteś  dobrym przywódcą, Alfo.
Alfa wydawał się okropnie zdenerwowany, a samiec mimo swojej taktowności tym razem pozwolił sobie na bardzo dużo. Śnieżnobiała suczka wyprowadziła ich z jaskini, każdego popychając w inną stronę. Mever będąc tuż przy rozwidleniu dróg napotkał samotną sylwetkę, która błąkała się przy ośnieżonych drzewach. Postanowił do niej podbiec. 

Ktosiu? c:

Od Lassie CD opowiadania Bitter Sweet'a

- A co jeśli zostanę? - powiedziała zarozumiale i uśmiechneła się złośliwie - Nie wygonisz mnie stąd siłą - pies spojrzał na nią mocno zirytowany i warknął: - Nie zmusze cie, ale spędzanie czasu z tym oto pchlarzem nie jest miłe więc radze ci pójść.
- A co jeśli zostanę? - ponowiła pytanie suka.
- To długo tu nie zabawisz, zanudzisz się i zirytujesz moją osobowością.
- No co ty? Serio? Wcale się nie zanudziłam, wystarczy mi taka bezsensowna rozmowa o niczym z takim psem jak ty. Nie mam problemów do twej osobowości - powiedziała pewna siebie i machneła ogonem. Pies zmarszczył brwii i spojrzał z pod oka z kpiącą miną na sukę. Westchnął obojętnie i powiedział: - Przestań. Nie próbuj mnie pocieszać, bo tego nawet nie potrzebuję - zaśmiał się kpiąco.
Bitter?

Od Bitter Sweet'a - C.D opowiadania Lassie

 Owczarek uniósł łeb, kierując go w stronę suczki. Świdrował ją swymi czarnymi ślepiami przez kilka minut, dopóki nie zdał sobie sprawy, że Lassie może odczuwać z tego powodu dyskomfort. Powoli wstał, opierając się łapą o skalny stolik. Kiedy udało mu się stanąć stabilnie, jego wzrok ponownie utkwił w suce. Później spuściła pysk, nawet nie próbując patrzeć mu prosto w oczy. Wtedy właśnie Bitter odpuścił unikania okazji do odpowiedzi, która i tak musiała zostać wypowiedziana. Nie miał pojęcia, dlaczego tak się z tym ociągał, bo odpowiedź była prosta, w rzeczy samej. Nie chodziło w tym wszystkim o to, że on nie odnajdywał się w psim społeczeństwie, nie potrafił odnaleźć przyjaciół, czy też tych znajomych nie chciał posiadać. Miał na uwadze, że to inne psy niezbyt lubowały się w jego towarzystwie; większość sforzan była przyjacielska, uprzejma, kulturalna i pozytywnie nastawiona do otaczającej ich przestrzeni. On natomiast miał swój własny świat. Od początku był chamskim, zarozumiałym i agresywnym psem, który zawsze znalazł punkt zaczepienia do tego, by komuś dociąć. Uwielbiał czarny humor, za którym nie przepadali inni; bezczeszczenie nagrobków i śpiewanie melodii marszu pogrzebowego było jego ulubionymi formami rozrywki. W sumie, można by powiedzieć, że jednak odpowiedź nie jest łatwa. Możliwe jest, że Sweet specjalnie brnie w swoją upartość tak, by pozbyć się niepotrzebnych, fałszywych znajomych. Czy każdy musi być fałszywy?
- Samotność jest moim sprzymierzeńcem, to fakt - przyznał. - Ale.. po prostu uznajmy, że nie każdy mnie wielbi. Jasne?
Szkocka [wódka XDD] pokiwała przecząco łbem. Najprawdopodobniej wiedziała, że napotkała na swej drodze wyjątkowo zgorzkniałego kundla.
- To znaczy, że musisz tak izolować się od innych? - zapytała, nie zwracając uwagę na ciche prychnięcie Owczarka.
- To oznacza, że musisz już iść. - warknął, odwracając się w stronę poprzewracanych mebli. - I wiele innych rzeczy, których Ci nie wyjaśnię.

Lassie?

Nowa suczka!


Imię : Lightning. W luźnym tłumaczeniu Błyskawica.
Ksywka : Zazwyczaj Light, czasem też Ning.
Głos : Meg & Dia.
Rasa : Mieszanka Bordera i Aussie.
Wiek : 5 lat
Płeć : Ta oto istota może się szczycić mianem samicy.
Stanowisko : Szukająca, rzecz jasna.
Rodzina :
  • Maggy - matka, za którą nasza bohaterka nie przepada. (nie żyje)
  • Marvel - ojciec, wspierał suczkę we wszystkim. (żyje)
  • Anais - siostra, która zawsze ją drażniła. (żyje)
Partner : Nie posiada.
Charakter : Light? Jej imię w pełni do niej pasuje. Jest energiczna, wszędzie jej pełno, zawsze ma ochotę na rozmowę czy imprezę. Bardzo charyzmatyczna, potrafi diametralnie wpłynąć na zdanie innych. Zazwyczaj miła i przyjacielsko nastawiona do innych, typowa optymistka. Jest także bardzo ambitna, zawsze osiąga wyznaczone sobie cele. Jej odwaga jest w pewnym sensie jej wadą; często pakuje się w różne, dziwne rzeczy, na które nawet nie powinna się odważyć. Ma doskonały węch, ale jej wzrok zaczyna szwankować. Nie dostrzega koloru czerwonego, dlatego widok krwi jej nie odstrasza. Jest wrażliwa na krzywdy innych, chętnie pomaga.
Historia : Myślę, że ta opowieść nie jest godna najmniejszej uwagi. Podczas jednego z wiosennych dni matka naszej bohaterki poznała czarnego samca Border Collie. Cierpiał on na heterochromię, dlatego też był bardzo znany wśród wiejskich włóczykijów. Suczka zakochała się w nim bez opamiętania, oczywiście - z wzajemnością. Para długo starała się o szczeniaki. Kiedy nadeszła sroga, mroźna zima na świat przyszły dwie puszyste kuleczki. Jedna z nich odziedziczyła różnorodność tęczówek po ojcu, dlatego też postanowili ją sprzedać. Lightning mocno przeżyła stratę bliskich, jednak dała radę. Podczas jednej z psich wystaw jej smycz została przerwana; nigdy nie poznała wolności, dlatego też od razu wykorzystała okazję, planując ucieczkę.
 Błąkała się cały rok. 365 dni spędzonych w samotności dało jej dużo do myślenia. Będąc przy jednej z podmiejskich autostrad zauważyła białą suczkę, za którą natychmiast pobiegła. Miała przeczucie, że w końcu nie będzie sama, lecz ze znajomymi. Biała suczka imieniem Suzzie okazała się Alfą sfory, na których znajdowała się wówczas Light. Pozwoliła jej zostać na noc, ale - jak widać - jej wizyta nieco się przedłużyła. Tak właśnie dotarła tutaj, z myślą o zawarciu nowych znajomości.
Upomnienia : Ma ich zero na cztery.
Kontakt : ksawekbezmigawek@interia.pl

Nowy pies!


Imię : Meversue.
Ksywka : Często Mever, co za tym idzie - Never.
Głos : Asaf Avidan.
Rasa : Jest mieszanką kilka Owczarków.
Wiek : 5 lata.
Płeć : Samiec.
Stanowisko : Został obserwatorem, jednak jego ambicja wykracza na wysokie pozycje w hierarchii.
Rodzina : Wyznaje zasadę "3 na nie". Nie poznał ich, nie pozna, nie chce ich poznać.
Partner : Hah. Jest taka jedna, która przyprawia jego serce o szybszy rytm.
Charakter : Mever? Ciężko wyprowadzić go z równowagi, jednak kiedy się to uda, lepiej nie zostawać z nim w pojedynkę. Jego kreatywne pomysły udzielają się wszystkim, którzy napotkają tego psa na swojej drodze. Uwielbia być wśród grupki przyjaciół, samotność bardzo go przytłacza. Potrzebuje kogoś, kto chętnie go wysłucha. Mimo swoich przykrych doświadczeń ze szczenięcych lat zawsze tryska energią i entuzjazmem. Ma doskonały wzrok, co skłoniło go do wyboru stanowiska. Często zdarza mu się kłamać, co potrafi bardzo umiejętnie. Jeśli Ci zaufa, możesz liczyć na jego pomoc w każdej chwili. Jest gotów oddać życie za osoby, które są mu bliskie. Jest także bardzo rozważny i spostrzegawczy, potrafi logicznie myśleć. Jest zawsze o krok od przeciwnika.
Historia : w budowie
Upomnienia : Równe zeru.
Kontakt : ksawekbezmigawek@interia.pl

Od Castiela - CD opowiadania Suzzie

       Nie rozumiem dlaczego Suzzie cicho mówiła. Nie lubię, jak ktoś coś przede mną ukrywa. Słowo "umiera" mnie przestraszyło. Nie lubię jak coś umiera. Umieranie jest badziewne.
-Nie jest tu tak, jak dawniej, to fakt - powiedział Loki. - Zdaje się, że tylko tyle mogę powiedzieć, bo nie będę obiektywny. Kogoś brakuje. A Jocker? Dla mnie to jeszcze dzieciak, więc nic dziwnego, że sobie nie radzi.
       Czułem się smutno. Ktoś "umiera"? Jak to umiera?! Podbiegłem do Lokiego, przytuliłem się do niego i pisnąłem:
-Nie chcę żeby ktoś umierał!!!
-Spokojnie, Cas - Suzzie pogładziła mnie po głowie. - To była przenośnia. Nikt nie umiera, wszyscy są zdrowi.
       Tata pokiwał łbem. Poczułem się lepiej. Ale to głupie, że dorośli wymyślają jakieś przenośnie. Jakby nie mogli wszystkiego mówić prościej, żeby każdy zrozumiał.
-A co tam u ciebie? - spytała mnie Suzzie. - Jakie masz plany na przyszłość? Wiesz kim chciałbyś zostać?
-Batmanem albo mutantem - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
       Suczka się zdziwiła, a Loki się zdenerwował. Potrafiłem już wyczuć kiedy się zdenerwuje, zanim się zdenerwuje.
-Ruszałeś moje pudło z komiksami?! - warknął.
-... - zastygłem w bezruchu i patrzyłem na niego. Nawet wstrzymałem oddech i nie mrugałem oczami.
-Musimy poważnie porozmawiać - powiedział, ale już był spokojny.
       Dowiedział się. Już nie musiałem tego ukrywać, więc uznałem to za dobry moment, żeby go zapytać.
-Czy ja mogę być mutantem? - spojrzałem na niego z nadzieją.
-Nie, nie możesz być mutantem - westchnął.
-Dlaczego?
-Bo to fikcja. Nie ma magicznych eliksirów, wróżek, smoków ani ludzi-mutantów.
       Suzzie go szturchnęła, jakby nie chciała, żeby mówił te okropne rzeczy.
-Ale my jesteśmy psami. Są psy-mutanty?
-Porozmawiamy później, dobrze?
       Pokiwałem łbem. Świat już nigdy nie będzie taki sam.
-Jak myślisz, możemy coś zrobić? - spytała Suzzie Lokiego, a ja zrozumiałem, że wrócili do rozmowy o nieprawdziwym umieraniu.
-Sami nie zdziałamy nic - odpowiedział. - Tu nie chodzi o nas, ale o alfę. Musi bardziej się zaangażować.
-A jak nie? Co wtedy? Znasz Jockera, wiesz jaki jest czasem uparty.
-Wtedy możemy... Jest takie rozwiązanie, ale nie chcę sprzeciwiać się obecnej władzy, ani tym bardziej wszczynać buntu.
-Rewolucja?
-Daj spokój. Wolę już nic nie robić, niż bić się z synem Mashine'a. Ale ty możesz do niego pójść, pogadać.

Suzzie?

Od Lassie CD opowiadania Bitter Sweet'a

Lassie uniosła trochę prawą łapę i odsuneła się na bok, mimo iż deszcz kamieni nieco się uspokoił. Pies uciekł zgarbiony z ogonem podkulonym pod siebie. Suczka obejrzała się za nim i szybkim krokiem podbiegła do psa, który miał już zamykać wejście wielkim kamieniem. Przekrzywiła tylko znacząco łeb i spojrzała na niego wzgardliwie. Bitter prześwietlił ją szybko od łap po uszy i zaczął przesuwać kamień by jak najszybciej zamknąć właz. Lassie zatrzymała łapą głaz i powiedziała: - Możemy porozmawiać? - pies zmarszczył brwii i bardzo niechętnie, skinął łbem. W środku położył się na ziemi i odwrócił od niej wzrok. Wyglądało na to, że jak najbardziej unikał kontaktu wzrokowego z suką. Ta jednak zaczeła dyskusję: - Czemu jesteś taki przygnębiony? - po długim braku odpowiedzi dodała - Wolisz samotność?

Bitter?

Od Shairen - C.D opowiadania Shasty

 Odwróciłam się w stronę psa. Zmierzyłam go wzrokiem, a do moich oczu powoli napływały łzy. Nie mogłam uwierzyć w to, że stoję tuż przy nim, przed chwilą go przytuliłam. Dostałam wiadomość, że zginął w wojnie; przez nią o mało i ja bym nie zginęła. Stałam nieruchomo przez kilka minut, spoglądając z kamiennym wyrazem pyska na Shastę. Uczucia, które wówczas mi towarzyszyły nie były do opisania. Nie dało się ich dobrać do żadnej z konkretnych grup. Kiedy pies lekko się cofnął, po moich policzkach zaczęły płynąć pojedyncze krople, które zwilżały moją puszystą sierść. Właściwie, nie miałam najmniejszego powodu do płaczu, jednak miałam wrażenie, że jest to jedna z chwil, w których nawet powinnam się rozpłakać. Nie wiedziałam, dlaczego tak było, ale nawet nie chciałam o tym wiedzieć. Wzięłam głęboki wdech i wydęłam nozdrza. Przetarłam łapą wilgotne miejsca na moim pysku i po raz ostatni spojrzałam na Shastę, aby upewnić się, że nie jest imitacją prawdziwego psa, którego widziałam kilka miesięcy temu. Szeroko się uśmiechnęłam i przymrużyłam oczy. Skinęłam łbem.
- Pewnie. - odpowiedziałam wreszcie. - Możemy, a nawet musimy gdzieś iść!
Samiec milczał, a kąciki jego warg mimowolnie się podniosły. Mimo chęci do spaceru nikt nie chciał wyjść z mojej jaskini; zapewne braliśmy pod uwagę to, jaki okropny mróz panuje na zewnątrz. Cofnęłam się o kilka kroków i odwróciłam w stronę starych kredensów. Wyciągnęłam z nich parę szalików.
- To dla Ciebie. - oznajmiłam, podając mu różowy przedmiot. - Jest.. bardziej męski, zdecydowanie.
- Może masz rację - przyznał, owijając się w wełniany szalik.
Gdy jego przedmiot spadł na zimny śnieg, od razu zwróciłam uwagę na jego pokiereszowaną łapę. Sama go podniosłam i owinęłam wokół szyi Shasty, tym razem trochę mocniej. Cicho westchnęłam, kiedy i mój limonkowy szal zaczął się przekręcać. Pierwszym pytaniem, jakie usłyszałam na wstępie było "Gdzie idziemy".
- Najpierw idziemy do medyka. - powiedziałam łagodnie, nadal z ukosa obserwując jego kończynę.
- Nie ch..
- Idziemy. - powtórzyłam, teraz już bardzo stanowczo.
Shasta? x)

niedziela, 28 lutego 2016

Od Shasty

Po zakończonej wojnie, po utracie łapy siedziałem w swojej jaskini. Nie miałem co ze sobą zrobić. Moja przednia lewa łapa, wyglądała... Przerażająco. Bandaże, gipsy i te inne.. Od rana leżałem w koncie. Minęło już kilka miesięcy od bitwy, a ja wciąż czuję, jak upiór rozrywa moją łapę. Postanowiłem wybrać się do mojej przyjaciółki Shairen. Dawno jej nie widziałem. Przesunąłem wolno głaz i wszedłem do środka. 
-Shairen? - Wołałem. 
-Shasta? Co masz z łapą? - Dopytywała się.
-Nic takiego. Upiór mi ją oderwał. - Uśmiechnąłem się i przytuliłem suczkę. - Cieszę się że cię widzę. Idziemy gdzieś? 

Shairen?

Od Bitter Sweet'a - CD opowiadania Lassie

itter leżał przed ciepłymi polanami jeszcze przez kilka godzin. Nie miał pomysłu na to, co mógłby robić. Jego jaskinia była posprzątana, a nawet zgniecione kartki były rozrzucone schludnie, w artystycznym nieładzie. Jego organizm od dawna domagał się porcji krwistego mięsa, jednak o polowaniu nie było mowy. Nie mógł wyjść z takiego upału wprost do ośnieżonego Zielonego, a raczej teraźniejszego Białego Zagajnika, bo mogłoby skończyć się to różnymi, nieprzyjemnymi rzeczami. Wtem zatrzasnął wielkim głazem wejście swej jaskini, tak, aby zimny wiatr nie zbliżał się wprost w jego stronę. Zasłonił kocami kilka szczelin, które już dawno wypadałoby czymś załatać. Ponownie położył się przed źródłem ciepła i nałożył łapę na swój pysk. 
    - Wstawaj, ja potrzebuję bandaży! - rozległ się donośny krzyk.
Owczarek lekko się wzdrygnął, zostawszy wyrwany z długiego, przyjemnego snu. Przetarł łapą swoje ślepia i rozejrzał się półprzytomnie po całej jaskini. Tuż przy głazie wejściowym dostrzegł szczupłą sylwetkę, która próbowała przedrzeć się przez szczelinę obecnie zasłoniętą przez wielki kamień - świąteczny prezent, który Sweet podarował sobie samemu. Uśmiechnął się, kiedy jego genialny wynalazek kolejny raz zadziałał. Wzniósł pysk, a jego oczom ponownie ukazał się pies. Uniósł brew, co musiało wyglądać komicznie w połączeniu z jego miną zaraz po przebudzeniu.
- Czego! - ryknął rozdzierająco i ziewnął.
- Bandaży potrzebuję ja, wstawaj! - powtórzył.
- Bandaży.. - mruknął Bitt. - Nie posiadam, jednak nie wyobrażam sobie sytuacji, w której mógłby nie mieć ich medyk.
- Przecież Ty! - warknął pies. - Aah.. Przepraszam, pomyliłem jaskinię..
- Aah.. - zacmokał owczarek, wypychając niechcianego z jaskini.
Pies już się nie odezwał. Uskoczył w bok, aby nie oberwać latającymi odłamkami kamieni. Bitter dostrzegł w oddali Lassie, która kurczowo trzymała się za kończynę.
- Niezdara - uniósł kąciki warg, kiwnąwszy głową.
Lassie?

Od Gracy– CD opowiadania Bitter Sweet'a

Grey znacznie przyśpieszyła, widząc w oddali swoją jaskinię. Przegoniła nawet Sweet'a, ten jednak biegł sobie spokojnie, więc nie zdziwiło ją tą. Po kilku minutach, wpadła z hukiem do 'mieszkania' na posłanie, przewracając coś przy okazji.
–Co to było?– zapytał zdziwiony pies, przybiegając za chwilę. Gracy położyła twardo pysk na łapach.
–Nic. Chciałam po prostu do domu– westchnęła, kierując wzrok z ziemni na Bitter'a.
–No dobrze– wzruszył ramionami i zaczął wychodzić.
–Dobranoc– powiedziała szybko Grey, odprowadzając wzrokiem Owczarka. Ten obrócił się i spojrzał na sukę, jakby zbity z tropu.
–Dobranoc– skinął łbem i odwrócił się idąc do domu. Gracy uśmiechnęła się lekko i wtuliła w koc. Noc. Wszystkie zjawy wychodzą i zaczynają straszyć. Suka chciała jak najszybciej zasnąć i nie spotkać rzadnej z nich.
★ ★ ★
Grey przeciągnęła się ospale. Zaraz jednak szybko zerwała się na cztery łapy. Miała dzisiaj 'spotkanie' z Honey. Nie lubiła tam chodzić, jednak wolała nie zawieść siostry. Całe te spotkania uważała za głupotę. Nie zauważyła zmiany od kąt tam chodzi, a może nie chciała się zmienić.
Suka rozejrzała się po jaskini. Nie było w niej może zadziwiająco czysto, jednak i bałaganu nie było. Kiwnęła łbem i wybiegła w stronę Honey.
★ ★ ★
–Spotykamy się jutro– chrząknęła Honey, gdy Grey miała już wychodzić. Gracy spojrzała na nią nie przytomnym wzrokiem i pokiwała głową, po czym zaczęła iść do domu. Miała dość już pytań 'Co czujesz?' i 'A dlaczego tak?'. Wszystkie pytania wydawały jej się równie bezsensowne jak inne. Suka podniosła wzrok, próbując określić ile zostało jej czasu do domu. Zamiast tego jednak zauważyła znajomą sylwetkę Owczarka.
–Cześć– powiedziała, delikatnie się uśmiechając i machając ogonem na boki.

Biteł?

Od Lokiego - CD opowiadania Jonathana

       Jonathan poszedł w stronę lasu, ja w stronę strumyka. Kłusowałem po topniejącym śniegu z uporem wypatrując szczeniaka. Tym, co mną kierowało, nie był strach o Casa. Nie martwiłem się o niego w najmniejszym stopniu, bo wiedziałem, że poradziłby sobie beze mnie. Nie był już małym szczeniaczkiem i rozumiał niekiedy więcej niż jego rówieśnicy. Czułem jedynie zdenerwowanie. Wręcz wściekłość, że gówniarz, któremu dałem dach nad głową i jako-tako wychowywałem, w ogóle się mnie nie słucha. Ignoruje moje polecenia, bo uważa, że wie lepiej.
       Nie było go nigdzie. Uznałem za bezcelowe szukanie go nad strumykiem, bo wiedziałem, że od przykrego wypadku panicznie boi się wody. Zawróciłem. W drodze powrotnej wpadłem na Jonathana.
-Znalazłeś go? - spytałem z nadzieją w głosie.
-Nie - westchnął. - Myślisz, że bawi się z nami w chowanego?
       Wyobraziłem sobie, że Cas jest schowany za krzakami, chichocze i niecierpliwie czeka aż jakiś dorosły go znajdzie i wtedy wyskoczy, roześmieje się na głos i będzie z siebie dumny, że tak długo go szukaliśmy. Ten obraz jest tak nierealny, że aż śmieszny.
-On się nie bawi - oznajmiłem krótko. - Wiesz co, zostawmy go. Zgłodnieje, to wróci.
-Ale to jeszcze szczeniak. - Pies najwyraźniej zdziwił się moim podejściem. - Co jak się zgubił?
       O tym nie pomyślałem. Za to wpadł mi do głowy inny pomysł. Gdzie niechętnie wychodzący z domu pies mógł pójść? Ruszyliśmy w kierunku mojej jaskini.
       Już z daleka dostrzegłem szczeniaka bez celu siedzącego przed domem. Kiedy nic nie robił - myślał. Skoro myślał, to najwidoczniej o swoim złym zachowaniu. To dobrze. Nieco już ochłonąłem i nie miałem zamiaru dawać Casowi tej świadomości, że udało mu się mnie zdenerwować. Do niego trzeba podchodzić na chłodno, bo głupio się czułem kiedy na niego krzyczałem. Tak jakbym był kolejnym psem, którego Cas uważa za głupiego, bo okazuje emocje.
-Cas! - zacisnąłem zęby, żeby nie krzyknąć. - Mogę wiedzieć, co ty wyprawiasz?
-Myślę - odpowiedział beztrosko. - Czy w kosmosie są zapachy?
       Tego za wiele. On nawet nie zdaje sobie sprawy, że zrobił coś źle.
-Dlaczego odszedłeś bez pozwolenia?! Czy nie pamiętasz naszej ostatniej rozmowy?! Wiesz, że wszędzie cię szukaliśmy?!
-Prze..przepraszam - spuścił łeb.
-Masz szlaban!
       Szczeniak spojrzał na mnie z nadzieją, że "szlaban" oznacz możliwość niewychodzenia z domu. Nawet już się zaczynał uśmiechać.
-Szlaban na książki - dokończyłem. - Konfiskuję ci pudło z encyklopediami do odwołania. Aż zaczniesz się normalnie zachowywać.
-Ale...
       Był bliski płaczu. Płaczu? Czy on kiedykolwiek płakał?
-Marsz do domu!!!
Nieco przestraszony, zniknął w głębi jaskini. Spojrzałem na Jonathana.
-Przepraszam cię. Przepraszam za to wszystko.
-Nic się nie stało - uśmiechnął się. - Dzieciaki naprawdę potrafią nabroić.
       Pokiwałem łbem.
-Będę leciał - powiedział. - Jakbyście kiedyś poszukiwali towarzysza na spacer, to jestem do dyspozycji.
-Dzięki.
       Pożegnaliśmy się, po czym każdy ruszył w swoją stronę. Jonathan do centrum sfory, ja do ukochanej jaskini, gdzie Cas zapewne zdążył już gdzieś pochować przede mną jakieś książki.

Od Stanley'a - CD opowiadania Avalon

-Pewnie, że cię lubię! - odpowiedziałem bez chwili zastanowienia.
       Przecież lubię wszystkich, bez wyjątku.  Nawet tych niemiłych i tych którzy mnie unikają. Co prawda jednych mniej, innych bardziej, ale to przez to, że nie każdego znam.
       Szliśmy w ciszy, ale wcale nie przeszkadzało nam, że nikt nic nie mówi. Rozglądaliśmy się, szukaliśmy oznak wiosny, do czasu, aż dotarliśmy na miejsce. Tam świat jakby odżywał szybciej. Śnieg leżał tylko w niektórych miejscach, a gdzieniegdzie spod warstwy gleby przebijały się jasnozielone kłosy. Zeszłoroczna lawenda, nie tak barwna, ale nadal pachnąca tworzyła pasy grządek, w których tarzałem się za młodu.
-To co robimy? - spytałem.
-Może... Po prostu się przejdźmy - odpowiedziała suczka, przeskakując przez grządkę lawendy.
       Skoczyłem za nią i tak spodobało mi się udawanie zająca, że skoczyłem przez jeszcze jedną. I jeszcze jedną, i jeszcze jedną. Aż w końcu potknąłem się i poleciałem do przodu. Wstałem, otrzepałem się i rozejrzałem. Avalon gdzieś zniknęła. Może poszła w inną stronę, albo się gdzieś na mnie zaczaiła. Jeszcze raz się rozejrzałem.

Avalon?

Od Lassie CD opowiadania Bitter Sweet'a

A więc suczka przypominała mu wyglądem Avril...Lassie nie odzywała się już i pozwoliła odejść psu. Sama tylko spoglądała na pogrążonym w swoich myślach psa pozwalając mu odejść. Spoglądała za nim dopóki nie znikł jej z oczu, ale nawet wtedy patrzyła za nim, aż w końcu odwróciła łeb, ostatni raz spojrzała na ścieżkę którą poszedł owczarek i zwróciła się do swojego mieszkania. Nie przyzwyczaiła się do tutejszych psów, a ten był pierwszym, z wyjątkiem alfy, którego spotkała. Miała ochotę go pocieszyć, ale on potrzebował samotności...Suczka była niemal pewna, że Avril była dla tego psa kimś więcej. Ale nie wiedziała co się z nią stało. Czy umarła, czy odeszła ze sfory...Nie miała pojęcia. Po głębokim zastanowieniu w swoim nowym mieszkaniu, postanowiła unikać tego owczarka, aby nie przypominała mu o dawnej przyjaciółce. Postanowiła go unikać, omijać z daleka, ale...Bitter przecież nie wymarze sobie jej z pamięci, jej wyglądu...

Bitter?

Od Suzzie

Dzisiaj nie miałam nic poważniejszego do roboty. Pomogłam Jocker'owi z "papierową robotą", rozstrzygłam spór dwóch psów i tyle. Życie tutaj zaczyna mnie nudzić. Nic ciekawego się nie dzieje. Już przestałam się dziwić czemu mama i rodzeństwo odeszli. Im też się tu zwyczajnie nudziło.
Chciałabym wrócić do czasu sprzed... roku powiedzmy. Wszyscy żyli spokojnie, bezpiecznie. Nikt nie odchodził. Teraz czuję jakoś w środku, że mimo usilnych starań moich i Jock'a, sfora upada. Wszyscy po kolei odchodzą, mało nowych psów dołącza. Ech. "Na wszystko przychodzi czas", jak mawiała mama. Z ponurych rozmyślań wyrwał mnie krzyk, a właściwie ryk:
- CASTIEL!!!
Loki chyba sobie nie radzi, pomyślałam. Nawet nie zauważyłam, że dotarłam w okolice jego jaskini. Zapukałam więc w mur i weszłam. Ciapek akurat trzymał w pysku jakąś książkę, z kolorowym rysunkiem na okładce. Cas skakał wysoko wokół niego, starając się odebrać swoją własność.
- Cześć! - zawołałam.
- O, Suzzie. Cześć - rzekł spokojnie Loki.
- Suzzie! - wykrzyknął Castiel i otoczył swoimi czterema kończynami moją łapę.
- Hej mały - poczochrałam mu sierść na karku. - Może przejdziemy się wszyscy? - zwróciłam się bardziej do Lokiego.
Ten przystał na moją propozycję. Nie musiał nawet namawiać szczeniaka, bo ten ucieszony moją obecnością wybiegł pierwszy.
Gdy szliśmy już razem, Castiel biegł ciągle parę metrów przed nami.
- Słuchaj, Loki - ściszyłam głos. - Ty też masz wrażenie, że sfora umiera?


Loki? A może Castiel?

Od Bitter Sweet'a - C.D opowiadania Lassie.

Pies nastroszył uszy, chcąc, by pytanie ponownie zabrzmiało w jego uszach. Siedział tak w bezruchu kilka sekund, które niemiłosiernie dłużyły się w czekaniu. Wiedział, że to on musi odpowiedzieć. Pytanie zostało zadane raz i wyraźnie, co nadal mu nie wystarczyło. Głośno wciągnął powietrze, a świst, który temu towarzyszył przerwał ciszę, która wówczas zapanowała. Uniósł pysk na tyle, by mógł swobodnie prowadzić dialog z suką.
- Lavril. - powtórzył, czując jakąś dziwną urazę do samego siebie, że przekręcił jej imię. - Jeżeli już to Avril..
- .. Wybacz, ale sam tak powiedziałeś. - wtrąciła Lassie, co mocno zirytowało Owczarka. 
- Ah - mruknął, niezmącony wcześniejszą pomyłką. - Avril to pewna suczka, z którą niegdyś się przyjaźniłem. 
Lassie niepewnie usiadła na drewnianym pniu, nie tracąc psa z oczu. Sprawiała wrażenie, jakby bezsensowna, kilkuwyrazowa historia Bitter'a sprawiała jej radość z samego jej wysłuchiwania. Może nie tyle, co radość; wyglądała na szczerze zainteresowaną przyjaźnią psa, co niezbyt wprawiało go w dobry nastrój. Musiał mówić o Avril o wiele więcej, niż sobie tego życzył. 
- Po prostu niesamowicie mi ją przypominasz - wyznał. - Jesteście tej samej rasy. Tylko z wyglądu, ale to chyba i lepiej. 
Groenendael nadal stał nieruchomo, czując, jak chłodny wiatr przenika przez pozostałości jego sierści. Miał zamiar iść do domu, usiąść przy kamiennym fotelu i spojrzeć na niedogaszone węgielki, które zazwyczaj tliły się przy niewielkim kominku, który został wbudowany do jego jaskini. Ostatnio coraz częściej tak robił; nie miał pomysłu na krok dalej. Siedział w swojej jaskini, a jego życie toczyło się dalej. Skinął więc łbem i ruszył z powrotem do swojego mieszkania. Usiadł przy kominem, wrzucił do niego kilka gałązek i usiadł naprzeciwko. Drewno doskonale się paliło, dając przy tym ciepło.

Lassie? :x

sobota, 27 lutego 2016

Od Lassie CD opowiadania Bitter Sweet'a

Suczka spojrzała zdziwiona na owczarka i tylko otworzyła pysk, ale powiedzieć nic nie mogła. Zauważyła w wyrazie pyska psa, że w tejże chwili naprawdę chciał w głębi serca, aby znikneła. Rozpłyneła się w powietrzu. Aby w ogóle do tego spotkania nie doszło. Jednak ten szkocki pies zechciał odpowiedzi tylko na jedno pytanie, a stało by się tak jakby ten samiec tego chciał; poszłaby sobie. Suczka odważyła się i zaryzykowała pytanie: - Kto to Lavril?

Bitter?

Od Bitter Sweet'a - C.D Opowiadania Gracy

Owczarek uniósł pysk i spojrzał głęboko w oczy śnieżnobiałej suczki. Dziwił się, że zadała mu to pytanie. Spędzał z nią bardzo dużo czasu, a nawet okres świąteczny. Nawet jej rodzina w pewnym sensie uważała go za przyjaciela, dlatego też nie miał wątpliwości co tego, co jej odpowiedzieć. Ten jednak nadal na nią patrzył, nie otwierając nawet pyska, by mruknąć coś w odpowiedzi. Właściwie, nawet nie chciał się odzywać. Jego pewność siebie w ostatnim czasie nieco się przysłoniła, co skierowało ją do normalnej. Przeciętnej, jak u innych, zwykłych psów. Teraz nie lubił mówić, kiedy był w towarzystwie samic. Spędzał z nimi większość swojego czasu, co spowodowało, że wie, co je denerwuje, zawstydza. Był jednym z nielicznych, którzy potrafili z nimi rozmawiać, lecz i tak nie pojmował tego, co siedzi w ich głowach. W przypadku jego płci zawsze wystarcza mocne poklepywanie po barkach, które zawsze działa leczniczo. U suczek jest inaczej; zazwyczaj urządzają wielkie przyjęcie, które ma podpierać na duchu. Według niego było to zbędne, jednak nigdy nie wtrącał się w damskie sprawy. No, prawie zawsze.
- Wiesz co, Grey.. - zaczął. - Byłem przez Ciebie w schronisku, oparzyłem się, kiedy rzucałem Ci wiaderko. Zamknęli mnie w samochodzie ze złodziejami.. Ale tak, jesteśmy przyjaciółmi. 
Suczka spuściła pysk i leniwie wstała. Mruknęła coś w odpowiedzi, jednak Bitt tego nie usłyszał. Kiwnął tylko łbem, by nie myślała, że jej nie słucha. On również wstał i zmiótł z marmurowej płytki kilka kosmyków sierści, które na niej zostały. Ostatnio liniał do tego stopnia, że nawet nie poczuł, gdy wyrywano mu sierść. Na samą myśl o tamtej nieprzyjemnej sytuacji złapał się za ucho i czekał, aż futro w jakiś magiczny sposób mu odrośnie. Wskazał łapą na rozgwieżdżone sklepienie i wybiegł na przód, mając nadzieję, że suczka zrozumie przekaz tamtego gestu. Jakiś pies odskoczył w stronę krzaków, kiedy zobaczył, jak biała plama wraca z Cmentarza. Owczarek cicho westchnął. Był świadomy tego, że wszystko teraz budzi strach, ale wcale mu to nie odpowiadało. Wolał, żeby było tak jak dawniej. Kroczył jednak dalej. Gracy przyspieszyła, widząc zarys jaskiń.

Grey?

Od Bitter Sweet'a - C.D opowiadania Lassie.

Owczarek doskonale wiedział, kto wyciął w jego sierści przeróżne wzory. Był to Locked, który w odwecie za wcześniej obrysowane wąsy ostrzygł psa w niektórych miejscach. Bitter jednakże znosił to doskonale, dumnie prezentując swoją długą sierść w ilości takiej, ile jej pozostało. Tym bardziej ukrywał swój wstyd przed nową sforzanką, która sierści miała bez liku. Lustrował ją wzrokiem przez dłuższy czas bezsensownej wędrówki, która miała na celu odnalezienie anonimowego sprawcy. Może miałoby to jakiś większy sens, gdyby Sweet nie wiedział, kto był wykonawcą wzorów na ciele. Pies co kilka metrów miał ogromną ochotę przytulić Lassie z jednego, prostego powodu. Suczka była przedstawicielką jakże dumnej rasy - Owczarka Szkockiego. Możliwe, że chęć przytulasów z nieznajomą przytoczyła jego rasa; również był Owczarkiem.. Nie. W tym wszystkim chodziło o to, że ktoś jeszcze był przedstawicielem - a raczej przedstawicielką - Szkockiego. Suczka, która wówczas zaprzątała jego myśli. Długowłosy rudzielec, z którym Bitter spędzał większość czasu. Dużo osób znała jej jakże krótkie imię - Avril. Wtem jednak owa suczka odeszła ze sfory, nawet się z nim nie pożegnawszy. Od tego czasu sam skrót Rill budził w nim same negatywne emocje, a każdy widok podobnej do niej suki nasuwał mu głośne odchrząknięcie Szmata.
- Już wiem, kto mi to zrobił. - westchnął, kiedy nadal błądzili na ścieżkach. - Żegnaj, Lavril.

Lassie? ;p

Od Jonathana CD opowiadania Lokiego

- Nm chętnie - uśmiechnąłem się - Jestem Jonathan - podałem łapę psu - A ty? 
- Nazywam sie Loki, a to jest Castiel...- wskazał łbem na szczeniaka z skruszoną miną - Bardzo nie lubi wychodzić na spacery gdyż uważa że kości mu sie pogruchotają. Cały czas czyta...Nie mam do niego zdrowia...
- Castiel, tak? A czy z tych książek wyczytałeś że świeże powietrze to samo zdrowie?
- Nie. To nie prawda - sfochował się szczeniak - Same bzdety.
- Cas, nawet sie przywitać ładnie nie umiesz - przewrócił oczami Loki i szliśmy tak rozmawiając aż doszliśmy na łąkę z bardzo wysoką trawą, a Loki zwrócił się do szczenięcia: - Cas, pobaw się.
- Ja nie wiem co to za słowo...- udawało szczenię zatykając łapkami uszy.
- Castiel! Tylko ten jeden raz! Dobrze ci zrobi! - oburzył się Loki, a Cas spłaszczył uszy i z niesmakiem na pysku powiedział: - Dobrze tato...- poszedł w głąb tego lasu trawy. Od tamtej pory zniknął nam z oczu, gdy my ponownie zaczeliśmy rozmawiać. Nie zauważyliśmy z Lokim nawet, jak czas szybko zleciał i nim się obejrzeliśmy, mineło pół godziny. I wtedy przypomniałem sobie o Casie: - Co z szczeniakiem? Długo go nie ma!
- Ile rozmawialiśmy? - spytał przestraszony pies, na co odpowiedziałem: - Wydaje mi sie że dziesięć minut, ale...Pół godziny! - krzyknąłem wystraszony. Musieliśmy poszukać Casa i rozpoczeliśmy poszukiwania natychmiast...

Loki? Dokończysz?

czwartek, 25 lutego 2016

Od Lokiego

-Czy można mieć pół głowy? - to pytanie wyrwało mnie ze snu.
       Nie dałem rady wstać, więc leżałem dalej udając że śpię, co wcale nie było trudne. Cas ponowił pytanie i zaczął mną potrząsać, jakby moja odpowiedź miała ogromne znaczenie. Ignorowałem go. Nie po raz pierwszy.
       Odkąd ze mną zamieszkał zapomniałem jak to jest mieć spokój. Nie trzeba się o nikogo się martwić, można spać do południa, jeść raz na dwa dni. Ten szczeniak kompletnie zmienił moje życie i chociaż brakowało mi dawnego uczucia niezależności, to cieszyłem się, że go mam. Całe dnie poświęcałem na kontrolowanie jego zabaw, a raczej nakłaniałem go do nich, bo w przeciwnym razie siedziałby całe dnie z nosem w książkach. Od kiedy nauczyłem go czytać, stał się nie do zniesienia. Szuka pretekstu, żeby wykonywać jak najmniej ruchu, bo, według niego, ma zbyt słaby szkielet, a kości od wysiłku mogą się mu powykrzywiać.
-Loki! - usłyszałem jego zbulwersowany głos.
       Póki co to tylko szczeniak i nie ma co liczyć na poważniejsze rozmowy. Na wspólne dyskusje na temat sensu istnienia świata, czy pośmiertnych stanach duchowych; muszę skupiać się na tym, jak siusiają ptaki lub "czy można mieć pół głowy".
-Nie można - odpowiedziałem niechętnie podnosząc łeb i odpędzając stan sennego rozmarzenia.
-To dlaczego mówi się na kogoś "półgłówek"? - Uśmiechnął się, kiedy zobaczył, że wstaję.
-Ponieważ... To określenie odnosi się bardziej do psychiki niż budowy ciała. Mówiąc, że ktoś jest półgłówkiem ma się na myśli, że jego stan psychiczny odbiega od normy, czyli nie zasługuje na miano "pełnosprawny", więc jest "półsprawny". Niemniej jednak "półgłówek" to obraźliwe określenie nawet wtedy, gdy jest trafne.
-Ale to głupie! - pisnął. - Jak można obrazić kogoś, że się powie na niego, jak na coś co nie istnieje? Jesteś oćklup! Obraziłem cię?
       Przewróciłem oczami.
-Wiesz co? Przejdźmy się. Może spotkamy kogoś...
-Nie chcę nikogo spotykać! - zrobił urażoną minę. - Psy są głupie.
       Nic nie odpowiedziałem. Wyszedłem z jaskini. Wykonałem kilka kroków, zanim spostrzegłem, że Cas za mną nie idzie. Tego już za wiele. Nawet jeśli według niego kontakty z innymi szkodzą, to przecież musi się z kimś zapoznać, bo w jego wieku na naturalna kolej rzeczy. Musi nauczyć się jak funkcjonować w naszej społeczności, bo nie mam zamiaru trzymać go odizolowanego od świata.
-CAS!!!
       Szczeniak ze spuszczonym łbem wypełzł z domu.
-Idę - powiedział lekko przestraszony.
       W oddali dostrzegłem przechadzającego się psa. Szybko potruchtałem w jego kierunku z najradośniejszym "cześć" na jakie mogłem się zdobyć. Pies odpowiedział i lekko się uśmiechnął.
-Widzisz, idziemy na łąkę i szukamy kogoś, kto mógłby nam towarzyszyć. Może zachcesz...?

Ktoś chce dokończyć, czy ktoś nie chce dokończyć?

środa, 24 lutego 2016

Nowy pies!

Imię: Jonathan
Ksywka: Czasem mówią na niego Alex
Głos: We The Kings
Rasa: Owczarek Niemiecki
Wiek: 5 lat
Płeć: Pies
Stanowisko: Wojownik Północny
Rodzina: Nie pamięta...
Partner: Szuka...
Charakter: Jonathan jest przede wszystkim odważny i waleczny. Niegdyś miał wspaniale wyczulony zmysł węchu, ale...go stracił. Od tamtej pory nieco zmarkotniał, ale jest i tak taki jak kiedyś - szalony, dobry i radosny. Jednak w swym sercu skrywa nutkę bólu jaki wyrządzili mu ludzie i los...
Historia: Jonathan był wcześniej jako najlepszy pies w policji. Tropił złodziei i szukał ludzi którzy zagineli. Ale pewnego razu, podczas misji policyjskiej stracił węch...Musiał odejść. Nie miał nic do powiedzenia. Nikt nie wie, co działo się zanim dołączył do policji. Sam sądził, że urodził się tam i wychowywał, a jego rodzice zginęli gdy miał ok. 6 miesięcy. Wałęsał się po górzystych terenach, potem przemierzał lasy i chodził między łąkami, aż trafił do tej sfory.
Upomnienia: 0/4
Kontakt: Asha999999

Od Thomson'a- CD opowiadania Meredith

–Gdzie idziemy?– zapytała Mere, kierując wzrok w stronę Thomsona. Pies jedynie uśmiechnął się tajemniczo. Zaczął prowadzić sukę do swojego domku. W progu zatrzymał się i rozejrzał wokół.
–No siostrzyczko!– zawołał i uśmiechnął się, podchodząc do leżącej Michelle. –Pokazuj no dzieciaczki!– powiedział, lekko przytulając Mich. Ta słabo się uśmiechnęła i pokazała leżące szczeniaki.
–Heroine jest podobna do Ciebie– zaśmiała się, wskazując małą kulkę Husky. Tom pogłaskał delikatnie główke suni. –Arya– powiedziała wskazując drugą sunię. –I Amigo– pokzazała pieska.
–O chłopie! Wyrośniesz duży– zaśmiał się i podniósł go.
–Uważaj– powiedziała Mere, delikatnie 'przejmując' pieska z łap Toma. –A co z Niklausem?
–Wyszedł na polowanie– westchnęła Mich, powoli wstając. –Siadajcie

Mere?

Od Gracy- CD opowiadania Bitter Sweet'a

-Teraz widać prawdziwe oblicze wojny- westchnęła Gracy, wstając i przejechała łapą, po innym nagrobku. -Zmienia tak dużo w innych- powiedziała, zatrzymując się przy jednym z nich. Na marmurze wydrapane było imię „Diamond”.
–Był to mój wujek. Poległ w poprzedniej wojnie– powiedziała Grey, cały czas wpatrzona w nagrobek. Chciała jakoś przerwać ciszę i rozpocząć rozmowę tym faktem.
–Nie wiedziałem, że to twój wujek– Bitter zdawał się złapać intęcje wypowiedzianego przez suke zdania, bynajmniej tak wydawało się Grey.
–I tak byś go nie rozpoznał. Był dogiem niemieckim– wytłumaczyła, po czym ruszyła dalej, nadal łapą wodząc po nagrobkach. Ostatnimi czasy dużo nowych grobów tu zawitało. I pomyśleć, że przed świętami, pod czas których wszystko szło jak z płatka, było spokojnie. A teraz wszyscy siedzą zamknięci w swoich jaskiniach i nie raczął z nikim rozmawiać. Grey sama znała to uczucie. W ostatnich dniach wiele bliskich jej sercu odeszło lub umarło. Zostali jedynie Ares, Honey i Oli, o którym zupełnie wcześniej zapomniała. Niby był jej bratem i to z jednego miotu, jednak nie spędzała z nim w ogóle czasu i nie związała się z nim. Jedynymi psami w jej rodzinie, które darzyła czystą miłością, były Aurora i Ares. Resztę wiązały z nią tylko geny. Zostali jeszcze Stanley i Bitter Sweet. Uważała ich za przyjaciół, czy jednak oni to samo myśleli o niej?
–Bitter?– skierowała pysk z poważnym spojrzeniem na Owczarka. –My... Jesteśmy przyjaciółmi?

Sweet?

Od Wezy- CD opowiadania Nesty

Weza warknął cicho, kierując łeb w dół i zaciskając mocno powieki.
–Nie rób tak– powiedział lekko zduszonym głosem. –Proszę– otworzył ślepia i spojrzał na Nesty. Suka uniosła 'brwi' do góry, ostrożnie podnosząc łeb.
–Nie podsłuchuj nas– powiedział. –Wolę wiedzieć, że jeszcze żyjesz– westchnął. Na chwilę zapadła niezręczna cisza.
–Co z Charlie?– zapytała słabo Nes, patrząc na Alanę. Collie wymieniła z nią spojrzenie.
–Zaraz weźmiemy ją na głębsze badania– powiedziała Ana. Nesty położyła głowę na łapach i cicho westchnęła. Zamknęła powieki, na co Weza lekko się przestraszył i usiadł obok niej.
–Nesy?– szepną, czekając na jej reakcje. Ta lekko uchyliła powieki i skierowała na niego oczy. –Kocham Cię– znów szepnął, po czym delikatnie ją pocałował.

Nesty?

Od Mey– CD opowiadania Codie

Po dłuższej rozmowie, Mey położyła łeb jednak nadal miała nastawione uszy.
-Dobranoc- usłyszała szept Codie'go, na co lekko się uśmiechnęła i odpowiedziała to samo.
* * *
-Mey- usłyszała poddenerwowany głos Codie'go i kolejne szturchnięcie. Suka podniosła łeb i zatrzepotała powiekami, by złapać obraz.
-Tak?- zapytała jakby nie przytomna i skierowała wzrok w stronę, którą wskazywała łapa Cod'a.
-Szczeniaki chyba chcą jeść- uśmiechnął się słabo, po czym podszedł do trzech szczeniaków. Mey pokiwała łbem i również podeszła do Ciel'a, Renee i Lillianny.
-Dzisiaj może odwiedzimy Weze?- spytała Mey, gdy już szczeniaki zostały nakarmione i spokojnie bawiły się miedzy sobą. -Słyszałam, że z Nesty coraz gorzej- westchnęła, po czym poczuła ciepły dotyk na swoim barku.
-Jasne- Codie uśmiechnął się, co trochę podniosło na duchu Mey. -Dzieci. Idziemy do wujka Wezy i cioci Nesty- powiedział, na co wszystkie trzy szczeniaki były już u jego boku. Mey również się uśmiechnęła i rozejrzała się po jaskini, czy przypadkiem nic nie zostało w niepotrzebnym miejscu.
-Możemy iść- powiedziała po chwili.

Codie?

Od Lassi CD opowiadania Sweet Bitter'a

Biegłam truchtem przez las, gdy nagle usłyszałam czyjś jęk: - Chol**a jasna!
Obejrzałam się w tym kierunku i podbiegłam do czyjegoś domu. Zapytałam: - Ejjj, jest tu kto?
- No jest! To ty jesteś tym dowcipnisiem?!
- Że co?
- Dobrze wiesz co! Nie udawaj! - dochodził jakiś głos z głębi
- Że jak?! - Powtórzyłam pytanie. Po chwili wyszedł jakiś pies, był on w niektórych miejscach ostrzyżony do skóry w różne wzorki. Powiedział poddenerwowany i trochę zażenowany: - Kto ty?
- Ja...Jestem nowa, Lassie. Co ci się stało?
- Czyli nie ty mi to zrobiłaś...- powiedział bardziej do siebie - No widać chyba. Ktoś mi kurde takie niby zabawne wzorki zrobił, myślałem że ty. W ogóle to jestem Sweet Better.
- No mogę Ci pomóc poszukać tego dowcipnisia, jak chcesz.
- Nie wiem, jak chcesz.
- Teraz chcesz szukać?
- Ehm...Najlepiej natychmiast.
- No to chodź, prosz - I poszliśmy szukać tego kogoś...Albo czegoś...

Sweet?

Nowa suka!

Imię: Anabeth
Ksywka: Beth, Bethy
Głos: Lauren Aquilina
Rasa: Border Collie
Wiek: 3,5 lat
Płeć: Suczka
Stanowisko: Piosenkarka
Rodzina: Ojciec gdzieś jest...Ale Beth nie pamięta go, ani gdzie jest...
Partner: Szuka...
Charakter: Anabeth jest obojętne czy mówisz na nią jej pełnym imieniem czy zdrobniale. Płynie w niej królewska krew, jednak jest też waleczna i odważna. Potrafi zawalczyć o coś i lubi się wtrącać w słowa. Jest wykrywaczem kłamstw i nie lubi kiedy ktoś kłamie, oszukuje lub naciąga prawdę. Jest ciekawska świata i wygadana. Zawsze mówi prawdę i jest otwarta na nowe znajomości.
Historia: Od razu po urodzeniu, ojciec Anabeth chciał ją porzucić, ale gdy jej dobra matka staneła w obronie córki, rzucił się na nią, wgryzł kły w kark i rozszarpał, czym doprowadził do śmierci Alfy. Bethy była wtedy młodą córką pary Alfa. Uciekła, czym uratowała sobie życie i została pozostawiona samej sobie, na pastwę losu. Wędrowała prawie cztery lata, bywała w wielu sforach aż dołączyła do tej sfory.
Upomnienia: 0/4
Kontakt: Asha999999

Od Avalon- CD opowiadania Stanley'a

Spojrzałam na Stanley'a, lekko przekrzywiając łeb.
- Tak - powiedziała wprost i skinęłam łbem - Gdyby było inaczej, raczej nie spędzałabym z Tobą czasu - zaśmiała się cicho, spuszczając głowę.
- Wolałem się upewnić - mruknął Stan, a po jego pysku przebiegł cień uśmiechu. Również lekko się uśmiechnęłam i machnęłam ogonem.
- Chodź - machnęłam łbem w geście, by za mną szedł. Pies skinął i dorównał mi kroku. Słońce akurat niedawno wstało, więc to była idealna pora na ranny spacerek.
- Um, gdzie idziemy? - wtrącił po dłuższej chwili Stanley, kierując wzrok w moją stronę.
- Nie wiem - mój wzrok również powędrował na niego - Ale pomyślałam, że byłoby fajnie się przejść - wzruszyłam ramionami, a kąciki moich ust lekko uniosły się w górę.
- To może Lawendowe Pole? - zapytał, podnosząc łbem i kierując go przed siebie.
- Okej - pokiwałam głową, wracając do kamiennej twarzy, po czym dorównałam kroku Stanley'owi, który szybko poszedł na przód - Stanley? - zapytałam szybko. To, że ja go lubię, wcale nie oznacza, że on musi lubić mnie. Lepiej byłoby się upewnić.
- Hmm? - zwolnił i skierował łeb w moją stronę.
- A Ty... Lubisz mnie? - chrząknęłam cicho.

Stanley?

Nowa suczka!

http://animaliaz-life.com/data_images/collie/collie3.jpgImię: Lassie
Ksywka: Brak
Głos: Katy Perry
Rasa: Owczarek Szkocki
Wiek: 3 lata
Płeć: Suczka
Stanowisko: Tropiąca
Rodzina: Nie pamięta...
Partner:
Szuka...
Charakter: Lassie jest miła, serdeczna i niezwykle inteligentna. Wierna i dobra. Pomoże Ci zawsze i wszędzie. Jest uczciwa i prawdomówna. Ona jest skromna i pewna siebie, chętnie się zaprzyjaźnia oraz przebacza wszystkim. Potrafi być poważna jeśli sytuacja tego wymaga, ale często robi szalone rzeczy. Uwielbia wyzwania i lubi próbować zrobić rzeczy niemożliwe, graniczące z cudem... Jest bardzo wytrwała i uparcie dąży do celu. Nie łatwo ją zbić z tropu.
Historia: Nie opowiada często... [Uzupełnij]
Upomnienia: 0/4
Kontakt: Asha999999 - Howrse
Inne Zdjęcia: 1 2

Michelle jest w ciąży!



Matka: Michelle
Ojciec: Niklaus
Ilość szczeniaków: 3 (2 suczki 1 pies)
Data zajścia w ciążę: 24.02.2016r.
Data porodu: 1.03.2016r. 
Lekarz prowadzący : Honey

wtorek, 23 lutego 2016

Od Colin'a - CD opowiadania Melisy

Chichotałem w najlepsze, wspominając zażenowaną minę suczki. Pomyślałem, że mógłbym ją trochę pośledzić. Poszedłem więc za nią. Dreptała sobie piaszczystą drogą. Zaszedłem ją od tyłu i nagle trąciłem łapą. Wydała z siebie pisk i odskoczyła machając łapami na prawo i lewo.
- Hahahaha - złapałem się za brzuch ze śmiechu.
- Bardzo śmieszne - obraziła się i zaczęła odchodzić. Dżentelmen pobiegł by za nią...  Ale ja usiadłem i zacząłem przyglądać się niebu.

Melisa? Sorki że krótkie

Layla odchodzi!


http://25.media.tumblr.com/f674b33466a9fa717038f96dcc8b3553/tumblr_n2cbdr3OFz1qg6cnbo2_500.png
Imię : Layla
Ksywka : Lay , La
Głos : Kasia Popowska
Rasa : Border Collie Red Merle
Wiek : 7 lat .
Płeć : Suczka
Stanowisko : Sprinterka
Rodzina : Każdy gdzieś ją ma … Layla jest wyjątkiem . No bo jak nazwać ojca i matkę którzy podrzucają swoje dziecko innym psom ?
Partner : Jej partner jest bardzo dobry w chowanego , bo jeszcze go nie znalazła .
Charakter : Charakter to ona ma różny , najlepiej zacząć od tego że na pozór wydaje się być oschła i wredna . Później natomiast pokazuje się z innej strony – miłej i beztroskiej marzycielki . Dopiero kiedy między nią a innym psem pojawi się iskierka przyjaźni ujawnia swoją przyjacielskość i uczynność . Jest suczką potrzebującą miłości bardziej niż powietrza , więc pewnie sobie kogoś znajdzie i do cech obecnych dołączy romantyczna dusza .
Historia : Miała wrednych rodziców .. którzy ją porzucili . A dokładniej podrzucili innym psom . Layla nigdy nie była kochana . Psy u których była po krótkim czasie zwykle ją wyrzucały . Jej największym pragnieniem jest posiadać kochającą rodzinę , pewnie ze względu na jej smutne życie do tej pory … Teraz ma ona nowe życie i nowe drzwi do otwarcia w sforze psiego uśmiechu .
Upomnienia : 0 .
Kontakt : Julia.23042003 | JuliaBugdol@interia.pl

* Powód *
Potrącenie przez samochód

środa, 17 lutego 2016

Od Bitter Sweet'a- CD opowiadania Locked'a

Bitter wstał dzisiaj nieco później, niż zazwyczaj. Złapał się za szyję, czując, że ma potwornie sucho w gardle. Ból głowy całkowicie go przeszył; nie był w stanie tak normalnie funkcjonować. Zeskoczył z łóżka, uderzając się przy tym w tylną łapę. Nie miał pojęcia, dlaczego jest taki otumaniony, ale nie miał najmniejszej ochoty na zdobycie takiej wiedzy. Szedł tylko powolnie w stronę Zielonego, a raczej teraźniejszego Białego Zagajnika. Cały czas błąkał się po tych samych terenach, krążąc w kółko. Nie potrafił niczego zrobić dobrze, a cały pysk pulsował potężnym bólem. Podniósł wysoko łeb, obserwując, jak czarne sylwetki siadają leniwie na wysokich sosnach, wydając przy tej czynności okropne, głośne wrzaski. Podniósł kilka szyszek, które leżały nieopodal i wetknął je w wielkie, obrośnięte sierścią uszy.. Zaraz, zaraz. Te uszy wcale nie były obrośnięte sierścią, tak, jak powinny. Wtem Bitter poczuł, jak opuszki jego łap przejeżdżają po nagiej skórze. Podbiegł szybko do najbliższego zbiornika wodnego, na którym lód powoli się kruszył. Łapą odłamał niewielki fragment i poczekał, aż każda obręcz zniknie. Widział siebie, tylko w nieco innej odmianie. W odmianie bez długiej, lśniącej sierści, która była zamieniona na wycięte z niej wzorki, które nawet nie przypominały dziecięcych bohomazów.
- Cholera. - warknął, unosząc kąciki warg.
Nie miał pojęcia, co się stało, dlatego też wrócił do własnej jaskini, by lepiej przyjrzeć się wzorom na ciele, które zostały pozbawione sierści. Stanął tuż przed ogromnym odłamkiem szkła, który miał imitować lustro. Łapą przejechał po miejscach, w których nie ujrzał futra. Rozejrzał się nerwowo po mieszkaniu, szukając jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Jego wzrok utkwił w białej osłonce, na której lśnił bladożółty krem. Sweet wiedział, co się stało - został celowo oskubany z sierści, niczym pierdo*ona kura.

Locked? XD

Od Elaine- CD opowiadania Locked'a

 - Pójdziemy razem, Locked. - stwierdziłam, przybierając spokojniejszy ton.
Wybiegłam naprzód, co raz nawołując psa, by kroczył za mną. Szedł o wiele wolniej niż ja, bo miał do dyspozycji tylko jedną łapę. Właśnie ta łapa mogła zadecydować o jego życiu, o tym, co zaraz się stanie.. Wpadłam na lepszy, moim zdaniem, pomysł. Przystanęłam na chwilę, żeby Lock miał czas na reakcję i poczynił to samo. Gestem kazałam mu zostać, a sama pobiegłam do Centrum, mijając przy tym kilka spacerujących psów, o mało ich nie przewracając. Zimny wiatr ciągle był skierowany w moją stronę, a z moich oczu zaczęły już lecieć łzy. Za chwilę zauważyłam jaskinię Alf, a wokół niej stało kilkanaście innych wpadłam do pierwszej lepszej, w której zastałam śnieżnobiałą suczkę.
- Honey jest tam. - wskazała łapą przeciwny kierunek, zbierając z podłogi zwitki włóczki.
Przetarłam łapą oczy i ruszyłam w kierunku wskazanym przez sukę. Już przy jej progu stała niebieskooka Husky, grzebiąca w śniegu. Skróciłam jej całą zaistniałą sytuację, żeby nie przedłużać cierpień Locked'a i pobiegłyśmy do niego razem, trzymając w łapach dwie, czerwone apteczki.
 - Dobrze, że jesteś.. - wymamrotał i spojrzał na Honey - cie.
Suczka od razu założyła mu opaskę uciskową, spoglądając co jakiś czas, czy na pewno gdzieś się nie zawieruszyłam. Wzięłyśmy psa na barki i zaniosłyśmy wspólnie do jej jaskini.
 - Jak masz na imię? - zapytała, przystając na chwilę tuż przed wejściem.
Byłam zaskoczona, że zadaje mi takie pytanie, kiedy ktoś praktycznie umiera.
- Ela. - wydusił pies, przewracając się na drugi bok.
- .. ine. - dokończyłam i wzniosłam pysk, kierując swój wzrok na Hon.
- Elaine - zaczęła. - Dziękuję Ci za pomoc. Możesz już iść.
Iść? A niby dlaczego nie mogłam zostać tam razem z nim? Cicho westchnęłam i usiadłam na dachu swojej jaskini, wpatrując się w gwiazdy. Po upływie zaledwie kilku minut zasnęłam, przytłoczona całym dzisiejszym dniem.

Locked?

poniedziałek, 15 lutego 2016

Od Honey - CD opowiadania Jocker'a

Uśmiechnęłam się.
- Ja już pójdę. Dam ci odpocząć - rzekłam.
- Okej. I, Honey? - zapytał.
- Tak?
- Przyjdziesz jutro? - spojrzał na mnie.
- Jasne. Pa, Jocker.
Wyszłam. Skierowałam się do swojej jaskini. W oczy rzucił mi się napis na ścianie: "Honey+Roney=❤" Przypomniał mi o byłym partnerze. Nie myślałam o nim już od dawna. W kącie jaskini stała puszka z resztką farby. Zamalowałam prawie cały napis, zostawiając tylko swoje imię. Zerknęłam na zegarek. Za chwilę powinnam spotkać się z Gracy. Zabrałam potrzebne rzeczy i wyszłam.
***
Właśnie wybieram się do Jocker'a.


Jock? Sry że krótkie ;=;

Od Meredith - CD opowiadania Thomsona

Jezioro Askunmay (nie wiem jak to się pisze ;=;) pokryte było paru milimetrową warstwą lodu. Podeszłam do lodu i rozbiłam go ostrymi pazurami. Zrobiła się dziura wielkości dłoni dorosłego człowieka. Zaczęłam ją powiększać, aż była rozmiarów tortu weselnego. Wpatrzyłam się w taflę wody. Zauważyłam ciemny kształt. Zanurkowałam pyskiem w zimną wodę i chwyciłam zębami rybę. Wyciągnęłam ją i rozerwałam brzuch zębami. Chwyciłam kawałek białego mięska i go posmakowałam. Było przepyszne. W tym momencie Tom przepchnął się obok mnie również próbując coś złowić. Ja już zjadłam swój posiłek w całości. Byłam już średnio najedzona. Thomson nie mógł złowić niczego więc na chwilę odpuścił i pozwolił mi złowić drugą rybę. Szybko ją zjadłam. Teraz byłam już najedzona. Dziesięć minut później zapytałam Tom'a:
- Co się z tobą dzieje? Tyle czasu próbujesz coś złowić.
- Nie wiem. Może już wracajmy - zignorował swój głód i pociągnął mnie... Gdzieś.


Thomson?

niedziela, 14 lutego 2016

Od Nesty - CD opowiadania Wezy

- Ciut gorzej niż zwykle, zwłaszcza przez to że najprawdobodobniej umrę - skrzywiłam się przy ostatnim słowie.
Weza poruszył się niespokojnie.
- Przecież nie... Nie umrzesz - widać było, że sam w to nie wierzy.
- Cierpię na ciężką chorobę. A pojęcie ciężka choroba zwykle łączy się z choroba nieuleczalna. Musisz mi jedynie obiecać, że gdy umrę, ty i dzieci nie będziecie cierpieć.
Mój partner zerwał się; jego twarzą targnął ból.
- Jak mam ci obiecać, że nie będę cierpieć po śmierci mojej ukochanej?! - wykrzyknął.
- ...
Poczułam silny skurcz, i zwinęłam się w kulkę. Przez mgłę słyszałam głos Wezy, jego pytania. Później była już tylko ciemność.
***
- Choroba postępuje bardzo szybko. Na szczęście Ashley, Colin i Flynn na nią nie chorują. Co do Charlotty, mamy pewne wątpliwości, więc zbadamy ją bardziej szczegółowo - rzekła Honey. Podsłuchiwałam rozmowę jej i Wezy od paru minut.
- Ile czasu zostało Nesty?  - zdławiony głos mojego partnera, wskazywał na to że zaraz się rozpłacze.
- Parę dni, tygodni.
- Co?! - krzyknęłam, ujawniając się.


Weza?

Od Castiela

       Obudziłem się, a Loki jeszcze spał. Czułem się naprawdę dobrze. Wręcz cudownie. Teraz Loki był moim tatą. Nie musiałem się o nic martwić, bo on to robił za mnie. Nawet nie tęskniłem za Aryą i Masonem. Oni pewnie nie robili nic ciekawego. Albo bawili się, albo jedli. Ja będę się uczył. Oni nie będą nic potrafili, a ja tak. Już nie będą się ze mnie śmiać i dokuczać. Nikt już nie będzie, bo mam tatę. Prawdziwego.
       Postanowiłem, że się przejdę. Lubię spacerować. Jak się chodzi po lesie, to się można dużo nauczyć. A ta sfora jest piękna. I kolory są ładne. W domu wszystko było brzydkie. I dlatego wolę być tu niż tam. I nie tęsknię.
       Wyszedłem cicho, żeby nie zbudzić Lokiego. On by nie chciał, żebym chodził sam. A ja chciałem chodzić sam, więc się skradałem. Nie obudził się. Ucieszyłem się. Pobiegłem przez chwilę. Patrzyłem na piękne drzewa i kwiatki. I oddychałem głęboko. I wszystko było super. I chciałem, żeby taki dzień był zawsze. I żebym zawsze mógł być tu i robić to samo. Bo lubię to robić, kiedy jest taki dzień jak teraz. Szedłem i szedłem, aż trafiłem na małą polanę. Były tam inne psy. Nie lubię innych. One pewnie były jak moje rodzeństwo, którego nie lubię. Albo jak te wredne psy z osiedla co się śmieją i później Mason jest zdenerwowany. Ale te psy zachowywały się inaczej. One były szczęśliwe i przyjazne. Bawiły się ze sobą, a kiedy się śmiały, to nie chciały żeby było komuś przykro. Podszedłem więc do nich, bo chciałem zobaczyć jakie są.
-Cześć - powiedziałem.
-Cześć - odpowiedziały.
-Jesteś tu nowy? - zapytał taki ładny czarno-brązowy pies.
-Tak - powiedziałem. - Tata mnie tu przyprowadził. I zostanę tu, bo mi się tu podoba.
       Psy zaśmiały się. Były trochę starsze ode mnie i uważały się za mądrzejsze.
-I tata nauczy mnie dużo rzeczy! - powiedziałem. - A wy nie macie takiego fajnego taty i nie będziecie umieć tego co ja!
       Psy zaśmiały się jeszcze głośniej. Pewnie wzięły mnie za jakiegoś głupiutkiego szczeniaka.
-To wracaj do tatusia, mały - powiedział ten ładny pies, ale tak naprawdę nie był już ładny, bo go nie lubiłem. - Nic tu po tobie.
       Zdenerwowałem się.
-To po was nic nie będzie, łajdaki! - krzyknąłem. - Powiem wszystko tacie, a on powie wszystko alfowi i dostaniecie lanie!
       Tym razem się nie zaśmiali. Spojrzali na mnie jak na jakiegoś nienormalnego i odeszli. Nie lubiłem ich. Chciałem wrócić do jaskini, ale zapomniałem drogi. Poszedłem dalej żeby znaleźć kogoś, kto będzie miły. Ale nie było nikogo. A ja chciałem jeść. Nie byłem nigdy w takim dużym parku i zawsze jadłem z miski. Nawet nie wiedziałem, co jedzą inni. Aż nagle zobaczyłem białą suczkę. Była większa i starsza od tamtych psów, których nie lubiłem, więc do niej poszedłem. Miałem nadzieję, że będzie inna.
-Cześć! - powiedziałem do niej.
       Uśmiechnęła się. Była ładna.
-Jesteś ze sfory? - spytała. - Wybacz, że tak dopytuję, ale nigdy wcześniej cię tu nie widziałam, a znam niemal każdego.
-Nie wiem - powiedziałem. - Co to sfora?
-To taka grupa psów - powiedziała. - Żyją na tym samym terytorium, mają podobne wartości i ogólnie przyjaźnią się ze sobą.
-Nie wiem - powiedziałem. - Tata mi coś mówił, ale nie wiem czy w niej jestem. Bo żyłem z ludźmi i uciekłem. I nie lubiłem mamy i rodzeństwa. A ty masz mamę?
       Suczka spojrzała na mnie. Była zdziwiona. Może nikt oprócz mnie nie miał mamy. Bo przecież moja mama nie mogła być czyjąś mamą, bo była moją.
-Pewnie, że mam mamę - powiedziała. - Każdy ma mamę i tatę. Powiedz, mały...
       Nie lubię kiedy ktoś mówi, że jestem mały. To nie moja wina.
-Cas! - powiedziałem.
-...Cas... Gdzie są twoi rodzice? Masz kogoś? Masz gdzie mieszkać i co jeść? Ojej, na pewno jesteś głodny. Może chcesz pójść do mnie...
-Castiel! -krzykną ktoś.
       To był tata. Znalazł mnie. Nie rozumiem dlaczego był zły, bo przecież mnie znalazł. Powinien się cieszyć, że znów jesteśmy razem.
-Odbiło ci, czy jak?! - nadal krzyczał. - Miałeś nie ruszać się z jaskini. Pomyśl, nie znasz tych terenów i mogło ci się coś stać. Co ja bym wtedy zrobił? Weź ten przykład zachowania na wzór głupoty i samolubności, a w późniejszych latach napiszesz mi całą książkę o tym, co...
-Loki? - powiedziała ładna suczka. - Myślałam, że ty... Że...
-Wróciłem. Chociaż nie było to w najmniejszym stopniu zaplanowane. Jak widzisz, pojawiły się nowe okoliczności, przez które musiałem zrezygnować z podjętego planu działania.
       Ładna suczka się zaśmiała. Podeszła bliżej do taty i chyba chciała go przytulić, ale go nie przytuliła. Tylko się uśmiechała.
-Tęskniliśmy za tobą. Naprawdę. Jocker wie, że wróciłeś? Musimy zaraz do niego pójść i powiedzieć...
-Suzzie, wybacz, ale mam inne sprawy na głowie. Jak go spotkasz, to, nie wiem, może go pozdrów albo coś. W każdym razie, musimy iść.
       Odwrócił się i zawołał mnie. Nie chciałem iść, bo chociaż byłem głodny to polubiłem suczkę.
-Pa pa, Suzzie - powiedziałem.
-Pa - powiedziała.
       Odszedłem. Starałem się dogonić Lokiego, który bardzo szybko chodził.
-Tato! - krzyknąłem. - Czekaj!... Czy Suzzie może być moją mamą? Bo ja ją lubię, a ona mnie też lubi i bylibyśmy rodziną!
-Nie! -powiedział, ale nie krzyknął. Chociaż tak w zasadzie to krzyknął, ale tak inaczej, że uznałem, że raczej nie krzyknął. - Przecież masz mamę.
-Już nie, bo ją zostawiłem. I rodzeństwa też.
-Mówi się "rodzeństwo". A rodzinę można zostawić, w sensie opuścić, ale więzy krwi zostają, bo nie można się ich pozbyć. To kompletnie nie zależy od nas, toteż twoja mama nadal jest twoją mamą i nie możesz tego zmienić.
-Ale skoro ja mam brata i siostrę, to powinno mówić się "rodzeństwa", bo ich jest dwa, a nie jedno.
-Castiel!!! Czy ty mnie słuchasz?! Nie można zapominać o swojej przeszłości, bo jest ona ważnym elementem, określającym nas samych. Rodziny się nie wybiera. Możesz mówić do mnie "tato", ale nie zapominaj, że nie jestem twoim prawdziwym ojcem. Relacje między psami są trudnym tematem, dlatego powiem ci o tym trochę później, gdy będziesz starszy.
-To po co się denerwujesz? A gdybym miał dziesięć rodze... rodzeństwo, to jak musiałbym mówić?
       Tata nic nie powiedział. Chyba nie lubił kiedy mówiłem, bo zawsze jak coś mówiłem, to mówiłem niepoprawnie i był zły. Dlatego postanowiłem, że nie odezwę się już ani słowem, dopóki czegoś nie zjem. Bo nie chcę, żeby był zły.

sobota, 13 lutego 2016

Od Bitter Sweet'a CD opowiadania Gracy

Owczarek przytaknął w odpowiedzi, podnosząc swój wzrok w stronę białej suki. Obserwował, jak łapczywie jadła zwierzynę, sam jednak nie miał ochoty na jakiekolwiek jedzenie. Mocno odepchnął jelenia na bok, a na jego pysk wkroczyła zupełnie obojętna mina. Miał wrażenie, że Grey podniosła na chwilę pysk żeby zobaczyć, jak bezwładne ciało kopytnego spada w niewielką przepaść. Później jednak wróciła do konsumpcji, a jej jasna sierść nasiąkła krwią. Bitter rozsiadł się wygodnie, czekając, aż suczka skończy. Kiedy już tylko kilka grubych kości leżało na białym puchu, zerwali się z miejsc i poszli przed siebie. Pies miał nadzieję, że nie pójdą zbyt daleko, bo czuł, że powieki zaczynają mu opadać.
- Lerqua? - odezwał się wreszcie, kiedy przystanęli na rozgałęzieniu ścieżek.
- Może być. - mruknęła w odpowiedzi Gracy, wybierając ciemniejszą drogę, na której znajdowało się jeszcze kilka śladów krwi.
Kiedy w oddali były już widoczne ściany ogromnego, ciemnego zamku, Bitter nieco przyspieszył. Ciągłe milczenie nieco go przytłaczało; brał pod uwagę to, że kiedyś rozmawiali ze sobą na każdym kroku, po kilka godzin, bez przerwy. Ale wiedział, dlaczego tak się działo. Przed wojną można było przyjść do każdego psa czy też suki, a ci przyjęliby gościa z największą przyjemnością. Teraz, kiedy połowy sforzan już nie ma, ciężko o jakąkolwiek wesołą pogawędkę. Suka nastroszyła uszy i przystanęła, przymrużając lekko ślepia. Odwracała się za każdym razem, kiedy usłyszała jakiś dźwięk.
- Trochę tu inaczej - zaczął Bitter, siadając na jednym z nagrobków. - Teraz dużo się zmieniło..
- Może trochę. - przyznała Grey, patrząc na psa ze zdziwieniem. Potem cicho westchnęła, najprawdopodobniej rozumiejąc, że bezczeszczenie grobów to jeden ze zwyczajów owczarka. 
- A raczej wszystko się zmieniło. - dodał, opierając się łapą o marmur.
Gracy? '-'

Nowy szczeniak!

Imię : Castiel
Ksywka : Cas
Rasa : mieszaniec
Wiek : ok. 4 miesiące
Płeć : pies
Rodzina :
~przybrany ojciec - Loki
~biologiczna matka - Margot
~biologiczny ojciec - nieznany
~rodzeństwo - Arya, Mason 
Zakochany : Jeszcze nikogo nie poznał.
Charakter : Na pierwszy rzut oka wesoły piesek. Nie, wcale nie wesoły. Miał ciężkie dzieciństwo, które ukształtowało już nieco jego osobowość. Uważa, że inne psy są głupie, więc stara się po prostu je omijać. Próbuje pozbyć się odruchów i uczy się, jak skutecznie opanowywać emocje.
Historia :
       Był sierotą. Niekochany przez matkę, porzucony przez ojca, który nawet nie wie o jego istnieniu. Margot, rodowodowa suczka, zaszła w ciążę z pierwszym lepszym przybłędą z powodu niedopilnowania przez właścicieli już przy pierwszej cieczce. Opiekunowie chcieli usunąć szczenięta, lecz weterynarz kategorycznie odmówił, twierdząc, że takie sytuacje czasem się zdarzają, a jako że życie suki nie było zagrożone, nie miał podstaw do wykonania zabiegu. Szczenięta, jak to bywa w pierwszym miocie, w większości zdechły. Przetrwał tylko Cas, Mason i Arya. Wiecznie głodni, spragnieni miłości oraz odrobiny uwagi ze strony Margot, przeżywali trudne chwile. Suczka była zbyt młoda na szczeniaki, przez co nie odczuwała instynktu macierzyńskiego, a szczeniaki traktowała jak rywali w zdobywaniu pożywienia. Czasem zdarzało się, że rzuciła się na któreś ze swoich dzieci pod byle pretekstem. Szybko nauczyli się, że nie znajdą schronienia w ciepłych ramionach matki, więc szukali chociaż odrobiny czułości ze strony ludzi. Dwunożne istoty, co prawda dbały o nie, ale z powodu braku czasu, rzadko z nimi przebywali.
       Arya i Mason trzymali się razem. Nie słuchali się nikogo, pchali się tam, gdzie nie powinni i przeżywali przygody, o jakich Cas mógł tylko pomarzyć. Nie ciągnęło go do tych wszystkich szczeniackich zajęć. Zawsze pokornie robił, co powiedzieli mu właściciele, starał się być dobry nawet dla matki, czym narażał się u swojego rodzeństwa. Mimo wszystkich zasług, to jemu zawsze obrywało się za ich wybryki. Cas nie potrafił cieszyć się na widok pana wracającego z pracy do domu, ani też nie miał zamiaru uczyć się wszystkich sztuczek, przekazywanych przez panią. Robienie z siebie pajaca uznawał za największą karę, jaką karmiciele mogli wymyślić. Jeśli chodzi o komendy, to Arya zyskiwała szczególne względy domowników. Niezwykle ruchliwa suczka wykonywała każde polecenie w okamgnieniu, zawsze z zapałem i nawet dwadzieścia razy na dzień. Mason starał się ją naśladować, ale niestety, przez wrodzoną niezdarność, nie mógł się z nią równać.
       Minęły miesiące zanim szczeniak zdał sobie sprawę, że dalsze życie w takich warunkach nie na najmniejszego sensu i kolejne, wypełnione bólem, tygodnie, nim nadarzyła się okazja, by uciec. Otóż, pewnego dnia, Cas zmuszony został do wizyty u weterynarza. Oficjalna wersja głosiła, że pies źle się czuje, ponieważ jemu jako jedynemu nie zostały podane szczepienia ochronne, więc, według błyskotliwych właścicieli, złapał jakąś chorobę. Prawda natomiast przedstawiała się tak, że Mason, niezadowolony z powodu ciągłego towarzystwa brata, który uznawany był za aspołecznego psa i pośmiewisko całego osiedla, w przypływie nagłej złości, dosypał mu do jedzenia jeden z granulatów, znalezionych na tarasie. Właściciel, z którym psiak został wysłany do lekarza, nie był w formie po całonocnej libacji, więc nie pilnował zbytnio szczeniaka, który szybko znalazł sposób, aby odczepić smycz.
       Castiel błąkał się po ulicach miasteczka przez dobre dwie godziny, zwiedzając i starając się znaleźć ciekawe zajęcie. Dopiero w parku wpadł na genialny pomysł. Na jednej z drewnianych ławek siedziała mała dziewczynka z tornistrem, uporczywie pisząc coś na kartce. Cas nieśmiało podszedł bliżej, a kiedy dziecko uśmiechnęło się w jego stronę, zupełnie przestał się go obawiać. Przednimi łapami stanął na belce i uważnie przyglądał się koślawo odwzorowywanym przez dziewczynkę literom. Ta z kolei zaczęła mu tłumaczyć co one oznaczają oraz jak bardzo przydatne jest ich odczytywanie. Szczeniak postanowił nauczyć się czytać, więc chwycił kartkę i pędem rzucił się do ucieczki. Prawie wpadł pod ciężarówkę, ale biegł dalej, pokonując kolejne przecznice, aż został zatrzymany Lokiego, który z czasem stał się jego przybranym ojcem i zaprowadził do sfory.
Kontakt : snaraluch