czwartek, 30 czerwca 2016

Od Meredith - CD opowiadania Aidan'a

   Popatrzyłam na różę, nie wiedząc co powiedzieć. Podarowanie mi kwiatu było ze strony samca bardzo miłym gestem, jednocześnie wprowadzającym mnie w zakłopotanie. Bo co to mogło znaczyć? Gest pojednania, sympatii, może czegoś więcej?
   I to jedne, jedyne słowo, które przy tym wypowiedział. "Przepraszam". Za co przepraszał? Za oziębłość? Za ciągłe upominanie mnie? Za nieufność?
   Jeden gest, jedno słowo, a może mieć tyle znaczeń. Odkąd Thomson odszedł, nie miałam bliższego kontaktu z innym samcem. To Tom był moją miłością, z nim zaliczyłam pierwsze pocałunki, nocne wycieczki, z nim starałam się o szczenięta. Po jego odejściu robiłam dobrą minę do złej gry, udawałam rezolutną i wesołą panienkę, która już wypchnęła z myśli partnera. Owszem, wypchnęłam. Ale dopiero jakiś czas po jego odejściu. Teraz po prostu korzystam z życia. Dobrze, że Bóg nie obdarzył mnie charakterem samotnika, stroniącego od ludzi mruka. Gdybym miała taki charakter, na pewno załamałabym się i już nikomu nie pozwoliła do siebie zbliżyć. Pozostaje mi cieszyć się z mojej otwartości i ogólnej radości życia. Dzięki temu tak szybko pogodziłam się z utratą Thomson'a. Nadal wspominam go ciepło, jednak wiem, że ten rozdział został definitywnie zamknięty.
   Ale czy potrafiłabym zbliżyć się do innego samca? Zauroczyć się... na nowo? Nie wiem. Ale może niedługo się dowiem. Na razie wystarczy wsłuchać się w rytm serca.
   — Dziękuję - podniosłam różę, a w moje nozdrza uderzył słodkawy zapach.


Aidan? ;3

Od Aidana- CD opowiadania Meredith

Powoli czołgałem się do Jeziora Jafiszof. Meredith wciąż podskakiwała. 
-Mimo wszystko....uratowała mnie...pomogła...- mówiłem sam do siebie
-Ogarnij się Aidan! Nie możesz myśleć o miłości...nie zapominaj o Mari!- warknąłem sam do siebie
-Ale...
-Jesteśmy na miejscu!- szczeknęła do mnie Meredith.
Musiałem wyglądać dziwnie rozmawiając sam ze sobą. Kiedy ja zmywałem z siebie muł, ona położyła się na piasku. Rozmyślałem nad tym wszystkim... Kątem oka zobaczyłem krzak róż. zręcznie jedną złapałem i potruchtałem do Meredith. Rzuciłem jej kwiat pod łapy i praktycznie nieusłyszalnie szepnąłem.
-Przepraszam...

Meredith? Nie miałam weny XD Aid stanie się w miarę normalny za jakieś 2-5 opek

środa, 29 czerwca 2016

Od Meredith - CD opowiadania Aidan'a

  Zachowałam zimną krew. Byłam świadoma tego, że sama nie wyciągnę go z bagna. Na szczęście Bagna Starych Ropuch były blisko Centrum Sfory.
  — Aidan... Ja sama cię nie wyciągnę. Zaraz wrócę z odsieczą!
  Pobiegłam z prędkością światła po kogoś ze sfory. Pierwszymi osobami na które wpadłam, byli Jocker, Suzzie i Niklaus. Streściłam im to, co się stało i zaprowadziłam ich do miejsca, gdzie wpadł nasz nowy członek. Znad powierzchni bagniska wystawała mu już tylko głowa. Wspólnymi siłami udało nam się go wyciągnąć. Cały był oblepiony błotem. Alfy i Klaus wrócili do Centrum, a ja zaprowadziłam Aidan'a nad Rzekę Jafiszof, by mógł się odczyścić. Po drodze nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa, za to gdy pies się "kąpał", ja znów zaczęłam śpiewać, jednak na tyle cicho, by mnie nie usłyszał.
  — Idziemy dalej? - burknął po jakimś czasie.
  — Nie bądź taki nieprzystępny... Spróbujmy się zakolegować - zaproponowałam, a on chwilę popatrzył na mnie przenikliwie, po czym zbył mnie ciszą. Mogłam się tego spodziewać, więc się tym nie przejęłam. Tanecznym krokiem pobiegłam przodem, by pokazać mu kolejne ciekawe miejsce.


Aidan?

Od Insane- CD opowiadania Heroine

Patrzyłam na swoje łapy, nie miałam ochoty na ,,podtrzymywanie rodzinnych tradycji''. Nie byłam głodna, nie interesowały też mnie rozmowy pozostałych, mimo, że swojego czasu dużo było mówione o mnie, co bardzo mi pochlebiało. Dzisiaj to wszystko było nieistotne, czułam się jakoś...nieswojo?
Po kilku minutach rozejrzałam się się po jaskini, nikt na mnie nie patrzył. Powoli cofałam się w kierunku wyjścia, może tam odetchnę.
-Wracaj i jedz.- szczeknęła Blueberry
Cicho warknęłam i wróciłam na swoje miejsce. Do naszej jaskini zbliżały się jakieś psy, dźwięk wydawany przy każdym kroku był coraz głośniejszy. Oczywiście wszyscy rzucili się do wyjścia z jaskini, żeby przywitać gości. Ja tylko podniosłam wzrok i uśmiechnęłam się. ,,Cześć'', ,,Witaj'' , ,,Co u was?'' te zwroty ciągle przewijały się przez rozmowy. Wszyscy usiedli już w jaskini. Obok mnie usiadła jakaś suczka, znałam ją z widzenia i to tyle, nie zwracałyśmy na siebie zbytniej uwagi.
-Jak się nazywasz?- zapytała
-Insane. A ty?
-Heroine. Miło poznać.
Skinęłam łbem, na znak, że również podzielam jej zdanie. Czas mijał, a ja coraz bardziej się nudziłam. Heroine chyba też.
-Może chciałabyś się przejść? Tłoczno tu.- zaproponowałam
Heroine błysnęły oczy i skinęła mi.

Heroine?

Od Heroine

–Wychodzę– rzuciłam cicho do taty, który rozmawiał z Monny. Czasami gdy patrzyłam jak ojciec rozmawia i zachowuje się przy tych szczeniakach, miałam wrażenie, że z nimi jest bardziej związany niż ze mną. Ale cóż, nawet się nie dziwię. Wyszłam jak najszybciej z jaskini i westchnęłam głęboko. Poczułam mocne uderzenie gorąca, przechodzące przez sierść i docierające wprost do mojej skóry. Zaczęłam powoli człapać, na poranne oględziny sfory. Wiem, że mam inne zadanie w stadzie, jednak wolę być pewna, że nie ma niebezpieczeństwa w pobliżu. Przy okazji, zaczęłam się również rozglądać za czymś do przekąszenia na śniadanie. Nie kręciły mnie jakoś te 'rodzinne śniadania' i wolałam upolować coś na własną łapę.
Chodziłam jeszcze kilka minut, po czym podbiegło do mnie jedno z dwójki szczeniaków, którymi opiekował się ojciec.
–Heroine?– wydusiło cichutko i podniosło na mnie swoje czarne oczęta. Przekręciłam łeb, wbijając w niego swoje oziębłe spojrzenie. –Pan Niklaus woła Cię do siebie– dokończyło, po czym czekało na moją reakcję.
–Chodź– westchnęłam i łapa za łapą zaczęłam kierować się w stronę domu. Gdy weszłam do jaskini ujrzałam ojca jak kładzie coś w rogu jaskini. –Coś się stało?– zapytałam głośniej niż zazwyczaj, wlepiając wzrok w śnieżnobiałe futro mojego ojca.
–Idziemy zaraz na spotkanie z alfami– mruknął i uśmiechnął się promiennie. Ja za to przymrużyłam oczy i odwróciłam się do nich plecami, spuszczając łeb.
–Kolejne, z tych głupich rodzinnych obiadków?– spytałam, jednak brzmiało to jednak jak zdanie twierdzące. –Chodzimy tam prawie co tydzień
–Trzeba podtrzymywać kontakty z rodziną– odparł już chłodno, a z jego pyska zszedł uśmiech. –Idziemy– rzekł, po czym wyszedł z jaskini, a za nim szczenięta. Westchnęłam, przewracając oczami i w odległości metra wlokłam się za nimi.
Gdy byliśmy już na miejscu wszystko było już przygotowane. Zmierzyłam wszystkich wzrokiem, a ten zatrzymał mi się na jednej, 'nowej' suczce, która nie powiem, lecz zaciekawiła mnie. Zajęłam szybko obok niej miejsce przy stole.
–Przepraszam– powiedziałam kulturalnie, kątem oka patrząc na suczkę samoyeda. –Jak masz na imię?

Insane?

Dorosła (adoptowana) Insane!

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/6/6c/Dido_background.jpgImię : Insane
Ksywka : Iny
Głos : Ellie Goulding
Rasa : Samoyed/Husky
Wiek : 2 lata
Płeć : Suczka
Stanowisko : Wojownik Wschodni
Rodzina :
~Mama - Suzzie
~Ojciec - Rayan
~Siostra - Blueberry
~Brat - Merciless
Partner : Szuka
Charakter : Jej charakter nie zmienił się tak od szczeniaka, nadal jest słodką królewną, delikatną i wrażliwą, ale jak już z nią zadrzesz...biada ci! Potrafi być wredna i bezczelna, ale tylko w ostateczności. Lubi pomagać innym.
Historia : Urodziła się tutaj.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : Ms.Poldark

Od Aidan'a - CD opowiadania Meredith

-Ja...wcale..ja..nie...eghem...
-To jak, masz mi coś do powiedzenia?- zaszczebiotała suczka
-Nie.- powiedziałem bez namysłu
Meredith popatrzyła na mnie z ukosa. W jej spojrzeniu było coś...hmmm...interesującego. Ruszyliśmy w drogę. Suczka praktycznie cały czas podskakiwała i podśpiewywała, wyglądała jakby za dużo zjadła cukierków, przypominała młodego źrebaka.
-Czy ty ciągle musisz śpiewać?! Przestaniesz wreszcie?- warknąłem po jakimś czasie
-Ok.
Zaczęła nucić
-Prosiłem...
-NIe. Kazałeś nie śpiewać. Tego też mam nie robić?
-Było by miło.
Nie minęła minuta, zaczęła gwizdać.
-Przestań!
-To tego też nie mogę?
-Nie możesz.
-A może....
-Nie!
Zrobiła oczy małego szczeniaka. Niestety, te jej oczy... Przewróciłem oczami. Udaliśmy się do Bagien starych ropuch. Zapach przypominał rozkładające się mięso. Nie było to przyjemne miejsce.
-Wracamy?- zaproponowałem
Zrobiłem krok do tyłu, to był błąd. Cienka warstwa gleby rozpadła się a ja runąłem w odmęty bagien.

Meredith?

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Od Meredith - CD opowiadania Aidana

– Zapytałam pierwsza - stanęłam oko w oko z nadpobudliwym samcem. Przemilczał moją uwagę, a ja, nie tracąc wigoru, dodałam:
– Zapewne ten nowy, Aidan? Suzzie powiedziała, bym oprowadziła cię po terenach i zapoznała z kilkoma najmilszymi osobami.
   Prychnął.
– Obejdzie się.
– To tobie powinno zależeć, sztywniaku, nie mnie. Uprzedzam, że bez osoby obeznanej w terenach, zgubisz się tu jeszcze dziś.
   Starałam się odejść poważnie, jednak już po kilku krokach zaczęłam się śmiać. Starałam się tłumić te dźwięki, jednak szło mi dość słabo. Mój chichot dobiegł do uszu Aidana, a ten pokręcił głową i odszedł. Pobiegłam tanecznym krokiem na pierwszą lepszą łąkę i ułożyłam się między drobnymi kwiatkami. Słońce zaczęło razić mnie w oczy, więc je zamknęłam. Przeleżałam tak chwilę, bo przy moim uchu usłyszałam głos:
– Jak się nazywasz?
   Wstałam.
– Meredith. Spodziewałam się, że pękniesz.


Aidan?

Od Aidan'a

Lato nadeszło wielką falą upałów. Nie byłem z tego zadowolony. No, cóż...nie byłbym zadowolony też z zimna. Alfa bardzo ciepło mnie przyjęła, to miło. Słońce dokuczało mi z każdą minutą, odgłosy wydawane przez te nieszczęsne zwierzęta tylko mąciły moją ciszę. Powoli usiadłem na niemiłosiernie rozgrzanym piasku. Przymknąłem oczy.
***
Krew....Wilki....Ciała....
-Opiekuj się sostrą...
***
Zerwałem się na równe łapy. To znowu ten sen. Zawiodłem...zawiodłem ich. Mari nie przeżyła. Gdybym postąpił inaczej....
-Kto ty?- usłyszałem głos za moimi plecami
-Kim jesteś?!- warknąłem-Gadaj!

Ktoś? Coś?

Nowy pies - Aidan!

http://dinoanimals.pl/wp-content/uploads/2014/01/Owczarek-niemiecki-10.jpgImię : Aidan
Ksywka : Nie lubi ksywek, ale gdy dopuści już do siebie kogoś, to zdarza się, że mówią na niego Aid
Głos : The Rembrandts
Rasa : Owczarek niemiecki
Wiek : 5 lat
Płeć : Pies
Stanowisko : Wojownik wschodni
Rodzina :
Marie- matka
Joshua- ojciec
Merinete- siostra
Partner : Może, szuka, może nie, zależy...
Charakter : Początkowo Aidan może wydawać się oschły i zimny. Gardzi praktycznie wszystkim czym się da. Jednak gdy powoli dotrzesz do niego, zacznie się otwierać i ze sztywnego psa zmieni się w naprawdę pokręconego psa z wielkim poczuciem humoru i ADHD. Jest trochę jak Jeckylle i Hyde, raz taki, raz taki.
Historia : Urodził się w lesie. Miał młodszą siostrę Marinete i kochających rodziców. Rósł w rodzinnym cieple i uczył się różnych, nowych rzeczy. Gdy miał około 10 miesięcy zaatakowały ich wilki. Były bezlitosne, rodziców Aidana pogryzły do nieprzytomności, Mari była we krwi, Aidan z resztą też. Rodzice kazali mu opiekować się siostrą i odeszli. Niestety Marinete nie przeżyła tygodnia. Aidan został sam. Długie przebywanie samemu zakończyło się na rozmawianiu samym ze sobą, co może wydawać się trochę dziwne. Przypadkiem znalazł SPU i ma nadzieje, że tutaj będzie mu dobrze.
Upomnienia : 0/4
Kontakt :  Ms.Poldark

sobota, 25 czerwca 2016

Od Suzzie

   Dzisiejszy dzień był bardzo gorący. Około południa chowałam się w chłodnej Jaskini Alf, jednak dłużej już tak nie mogłam, ponieważ ściany zaczynały się powoli nagrzewać. Zirytowana, wyszłam na powietrze i od razu buchnął mi w pysk gorący podmuch. Było taaak gorąco, a moje gęste futro nie pomagało. Zaczęłam dyszeć i powlokłam się nad strumyk. Od razu do niego wskoczyłam, rozpryskując wokół siebie krople wody. Ulga była natychmiastowa.
   Pływałam w poprzek strumyka jeszcze długo, nie chcąc z niego wychodzić.
   Niestety, jakiś czas później porządnie zgłodniałam i musiałam wyjść. Nie było jednak tak źle, bo moje futro nasiąkło wodą i chociaż było ciężkie, to chłodziło.
   Ze znalezieniem sobie obiadu nie było większego problemu - większość zwierząt próbowała ochłodzić się przy innym strumieniu. Jedna, młoda sarna zaś leżała na boku i ciężko oddychała. Była przemęczona i gdy rzuciłam się w jej stronę, nawet nie próbowała uciekać, chociaż reszta zwierząt oddaliła się szybko od tego miejsca. Już chciałam zabić sarnę, gdy ona otworzyła umęczone oczy i tak... Mądrze na mnie spojrzała. Nie, ja wariuję. Znów będę wegetarianką, czy jak?
   Prychnęłam ze złości i podarowałam sarnie życie, zostawiając ją w spokoju.
   Następnie podeszłam do najbliższego drzewka, niziutkiej jeszcze brzozy, stanęłam na tylnych łapach, przednie opierając o pień i zaczęłam obrywać listki i je zjadać. Ostatnimi czasy dzieją się ze mną dziwne rzeczy. Chociażby ten nawrót wegetariaństwa.
   Poczułam na sobie czyjś wzrok, więc odwróciłam się powoli.


  Bitter Sweet?

środa, 22 czerwca 2016

Loki i Stanley odchodzą



Imię : Loki
Ksywka : Ciapek (nie lubi, kiedy ktoś tak do niego mówi)
Głos : Ryan Tedder (OneRepublic)
Rasa : Border collie
Wiek : 9 lat
Płeć : Pies
Stanowisko : -
Rodzina : Twierdzi, że nie ma.
Partner : Jest typem samotnika, ale w głębi serca marzy o bratniej duszy.
Charakter : Nie okazuje uczuć, traktuje większość psów z wyższością, woli samotnie iść przez życie, niż włóczyć się za grupką "nic nie wartych kundli".
Historia : Mamę i rodzeństwo pamięta jak przez mgłę. Nic dziwnego, był wtedy mały. Najmniejszy. Do późnego dzieciństwa poniżano go i dokuczano właśnie z tego powodu. Dopiero kiedy zaprzyjaźnił się z Maszim, zrozumiał, że nie wszystkie psy są podłe. Postanowił mu pomóc i dołączył do sfory.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : snaraluch
Towarzysz : Jarvis KLIK Opowiadanie na ten temat : KLIK




Imię: Stanley
Ksywka: Stan
Głos: Olly Murs
Rasa: siberian husky
Wiek: 8 lat
Płeć: pies
Stanowisko: wojownik wschodni
Rodzina: brak
Partner: brak
Charakter : Przyjazny, pomocny, miły.
Historia: Nie pamięta swojej rodziny.Wychował się wśród ludzi, którzy traktowali go jak maskotkę. Pewnego dnia postanowił uciec.
Upomnienia: 0/4
Kontakt: snaraluch

Od Castiela - CD opowiadania Jockera

    Zwolniłem, kiedy tylko zniknąłem alfie z oczu. Tak będzie lepiej. Sporadyczne wybuchy emocji, niekontrolowane zachowanie - tak robią inni. Póki na mnie patrzą muszę dostosować się do ich sposobu postrzegania świata, bo nikt nie zaufa wyróżniającemu się z tłumu psu. Lepiej być takim samym jak wszyscy.
    Przywiesiłem koleją ulotkę. Zastanawiało mnie to, że alfa miał je już przygotowane. Chociaż w sumie nic nie powinno mnie dziwić.
    - Oczywiście bierzesz w tym udział? - rozległ się głos za moimi plecami.
    Słyszałem, że się do mnie podkrada, więc nawet nie drgnąłem kiedy jego radośniejszy niż zwykle głos rozbrzmiał jak bęben tuż przy moim uchu. Odwróciłem się, obdarzając wpatrującego się w plakat Lokiego zimnym spojrzeniem.
    - Tak, biorę...
    Zamierzałem jeszcze coś dodać, ale za ojcem stał Stanley, który przerwał mi swoim "Cześć, młody". Młody - zabolało. Wiekowo może, ale na litość Odyna, po co to było? Chciał się pochwalić dłuższym stażem na tym świecie? "Nie ciesz się, stary, to ty szybciej umrzesz".
    - Wyjeżdżacie? - spytałem lekko zdziwiony, widząc tobołki, jakie im towarzyszyły.
    Loki od dłuższego czasu mówił o opuszczeniu sfory, ale na tym mówieniu się kończyło. Już? Tylko opuściłem jaskinię, a on przeszedł do działania? Wydało mi się to śmieszne, chociaż z tym było jak z ulotkami. Nie ważne jakim cudem i skąd, po prostu były i koniec tematu.
    - Tak, chciałem... Chcieliśmy się pożegnać - zaczął niepewnie Loki. - Rozmawialiśmy kiedyś o tym i... To dobry czas, więc najlepiej będzie, jeśli już-teraz... Chciałem ci podziękować. Za wszystko co dla mnie zrobiłeś.
    - Ty zrobiłeś dla mnie więcej i to ja powinienem ci dziękować - zrobiło mi się smutno, czwarty raz w życiu - drugi odkąd opuściłem dom. Chcąc-nie chcąc Loki był moim ojcem, zajął się mną za młodu i zasługiwał na szacunek z mojej strony.
    - Wiesz, że nie lubię pożegnań? - bardziej stwierdził niż spytał. - Dbaj o siebie, jedz dużo warzyw, nie izoluj się od świata. Może kiedyś się jeszcze spotkamy.
    Chciał mnie przytulić, ale zamiast tego zrobił niepewny krok w moją stronę, by położyć mi łapę na ramieniu.
    - Jestem z ciebie dumny - powiedział lekko się uśmiechając, a jego oczy zaszły łzami. Emocje.
    - Ty też na siebie uważaj - odparłem sztywno. - I pilnuj Stana. Czemu w ogóle bierzesz go ze sobą?
    - Ponieważ ON szuka perspektyw - wtrącił się Stanley. - I nudzi mu się tutaj. Zresztą twojego staruszka trzeba przypilnować.
    - Pomogę mu znaleźć inną sforę - skrzywił się Loki. - Jak najszybciej. Nie będzie długo za mną łaził.
    - O to to. - Stan poklepał go po grzbiecie. - Czas na nas, pa młody.
    Husky zakręcił się i z wolna ruszył w stronę miasta. Loki jeszcze przez chwile stał i nieruchomo patrzył na mnie. Potem ruszył za nim.
    - Tato! - krzyknąłem.
    Chyba jeszcze nigdy tak na niego nie powiedziałem. Pies przystanął. Obdarzył mnie ciepłym spojrzeniem.
    - Dziękuję.
    Uśmiech. Ruszył za Stanem i po chwili zniknął mi z oczu.

***

    - Ulotki rozwieszone - rzuciłem, przekraczając próg jaskini Jockera. - Zadanie wykona... Halo? Jest tu kto?
    To było głupie. Odejście Lokiego rozproszyło mnie do tego stopnia, że mówiłem sam do siebie.
    - Alfo?... Jocker?
    Rozejrzałem się uważnie po mieszkaniu, ale mój wzrok nie napotkał nikogo. Musiało się coś stać skoro alfy nie ma w godzinach pracy, a jeśli tak, to nie znajdę go szybko. Więc po co szukać? Zwyczajnie usiądę i poczekam, przemyślę parę spraw. Tak zrobiłem.
    Powoli zaczęło do mnie docierać, że teraz nie mam nikogo bliskiego w tej sforze. Jeśli coś mi się stanie, będę skazany sam na siebie lub na przypadkowe psy. Psy, którym nie ufam i które zazwyczaj chcą coś w zamian za pomoc. Będzie ciężej, ale nieopisanie lepiej. Więzi z innymi tylko utrudniają osiągnięcie postawionych sobie celów.
    Zacząłem martwić się nadchodzącym głosowaniem. Najbardziej obawiałem się tego, że sforzanie w ogóle nie wezmą mnie pod uwagę. To był najczarniejszy scenariusz. W zawodach powinno brać się udział, jeśli ma się 100% szans na zwycięstwo i 0% szans na ośmieszenie się. Co prawda mógłbym się wycofać, ale byłoby to gorsze niż porażka. Musiałem walczyć, nikt nie powiedział, że będzie lekko.
    - Długo czekasz? - Jocker wszedł uśmiechnięty do jaskini.
    - Nie, niezbyt - powiedziałem powoli.
    Pies pokiwał łbem i podszedł do szafy, wyraźnie czegoś szukając.
    - Wiesz, Loki i Stan odeszli - zacząłem niechętnie. - Pewnie słyszałeś?
    - Tak nagle? - Nadal grzebał w szafie, nie patrząc w moją stronę. - Nie, nie słyszałem. Loki coś marudził, ale Stan? Szkoda.
    - Taa, szkoda. Nie po to przyszedłem. Chciałem się spytać, czy ktoś zgłosił się już na ten... konkurs. I spytać, czy... ewentualnie... nie warto byłoby zrobić przynajmniej jednego pojedynku słownego czy czegoś w tym stylu?

Jocker?
   

czwartek, 16 czerwca 2016

Nowa parka!

Mamy w sforze nową parkę czyliiii...




Locked & Elaine

Od Jocker'a- CD opowiadania Castiela

W tym momencie usiadłem na stołku obok wielkiego stołu. Patrzyłem przed siebie na widoki jakie istniały zza wyjścia z jaskini. Pare decyzji na ten temat kręciło mi się już w głowie jednak żadna chyba nie była stosowna. Zerknąłem raz jeszcze na Castiela który stał przede mną z oczami pełnymi nadziei. Westchnąłem. Wziąłem głęboki wdech i wydech.
- A więc słuchaj Cas..- zacząłem niepewnie.- Dobrze zrobię casting.
Pies nic nie powiedział lecz jego ciało niby skakało ze szczęścia.
- Ale zaraz. To nie będzie casting na zasadzie że będziesz musiał coś robić czy mówić. To będzie coś na zasadzie głosowania. Ogłoszę termin do którego każdy pies będzie musiał oddać głos na wybranego uczestnika. Psy będą wiedziały kto będzie najlepszym namiestnikiem tak jak ująłeś to stanowisko.
- Ale jak mam doprowadzić do tego żeby inne psy na mnie zagłosowały?- przejął się pies.
- Tego nie wiem. Musisz udowodnić im że mogą na tobie polegać. Liczy się strategia. Musisz więcej przebywać w otoczeniu sforzan.
Po minie młodego zrozumiałem że ta forma wygranej niezbyt mu odpowiada.
- No ale wiesz przecież nie musisz brać w tym udziału. Inne psy spróbują.- wzruszyłem ramionami.
- Nie no jasne że chcę!- krzyknął.
- Świetnie. Głosowanie odbędzie się 30 czerwca. Mam parę ulotek więc jeżeli bierzesz w tym udział na dobry początek porozwieszaj je proszę.
Pies kiwnął głową, zabrał ze stołu ulotki i wybiegł z jaskini.

Castiel?

Od Carter'a

Otworzyłem oczy. Ponad mną znajdowały się jeszcze nie do końca rozwinięte listki drzew, jak zawsze wiosną. Podniosłem się na lekko skaleczonych łapach od ostatniego polowania. "Jestem głodny" , pomyślałem i szybkim krokiem zacząłem szukać jakiejś padliny. Pusto. Nawet wczorajszych resztek. Trzeba poszukać czegoś żywego. Zacząłem szukać śladów łap na ziemi. Jest, coś małego, ale zawsze coś. Z lekkiego truchtu przeszedłem w sprint. Jak to dobrze jest czasem pobiegać. W pewnym momencie znalazłem się na niewielkiej łące, otoczonej z każdej strony wysokimi iglakami. Pośrodku stała pewna nieznana mi osoba. Podszedłem bliżej i zawołałem:
- Kim jesteś?!

Ktoś?

Od Elaine- CD opowiadania Locked'a

Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, jak mu odpowiedzieć. Z jednej strony również myślałam nad taką opcją od dłuższego czasu, spędzonego w dziwnym, jednak wyjątkowo przyjemnym milczeniu. Milczeniu i ciszy wolnej od wszelkich dźwięków, najczęściej wywoływanych przez gwardię tutejszych szczeniaków. Byłam zaintrygowana tym, co kierowało samcem - może sam fakt, że stara się o moje względy od dłuższego czasu, a ja tylko czekam na jakąkolwiek, męską reakcję z jego strony? Chciałabym w to wierzyć, nawet, jeśli cała ta sytuacja miała okazać się cholernym wyolbrzymieniem mojej wyobraźni, fatamorganą czy przywidzeniem spowodowanym niewiarygodnym zezem.
- Do tej pory nie jesteś w stanie rozróżnić mojej płci, Locked? - zapytałam, mierząc go spojrzeniem.
- Jestem, byłem i zawsze będę tego świadomy, Elaine. - odparł, po czym usiadł.
Ponownie skierowałam ku niemu swój pysk, przy okazji wznawiając próby nawiązania kontaktu z Lockiem. Wydawał się wyjątkowo nieobecny, nawet jak na niego..Bez problemu podeszłam bliżej na tyle, aby objąć jego szyję swymi czarnymi łapami.
- Jasne że zostanę. - uśmiechnęłam się i wtuliłam w jego krótką, szorstką sierść.
Locked? xxDD

Nowy pies- Carter!

Imię : Carter
Ksywka : Cart
Głos : Of Monsters and Men - Silhouettes
Rasa : Whippet
Wiek : 6 lat
Płeć : Pies
Stanowisko : Sprinter
Rodzina : On jest swoją jedyną rodziną
Partner : Jeżeli jest ktoś, kto jest w stanie wytrzymać z takim psem, to niech się zgłosi
Charakter : Carter, to cholernie chamski pies. Twardo stąpa po ziemi, prawie nie dba o nikogo. Nie potrzeba długo z nim przebywać, by poznać, że jest chłodny i nie za miły. Zawsze trzyma się z daleka. Łatwo rani innych, nie obchodzi go to, co sobie o nim pomyślą. Życzy im jak najgorszych wydarzeń, a niejednokrotnie bardzo im zazdrości. Złe zachowywanie się Cartera jest też pewną rodzaju maską. Nie świadczy to o jego zepsuciu, tylko o strachu przed innymi psami. Jest niezwykle nieufny. Nie lubi rozmawiać, męczy go to, a przede wszystkim nie potrafi. Jest nadmiernie dumny i egoistyczny. Carter, pomimo tylu negatywnych cech, ma również jakieś pozytywne. A mianowicie jest niezwykle pracowitym psem. Jeżeli ktoś da mu do wykonania jakieś zadanie, stara się je wypełnić. Jest również szczery i inteligentny. Nie jest w stanie kłamać.
Historia : Zanim doszedł do tej sfory nie działo się za wiele ciekawych rzeczy... Urodził się, rósł, dużo ćwiczył aby być jak jego ojciec - silny zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Jednak jego ojciec nie dostrzegał tego, że jego syn potrzebuje wsparcia. Śmierć matki bardzo odbiła się na jego psychice. Zamknął się w sobie i nikogo nie wpuszczał do środka. Pewnego dnia, jego ojciec miał już dość zachowania syna i wyrzucił go z domu. Długo błąkał się, aż pewnego wieczoru spotkał swojego największego przyjaciela - Tratchera. Carter przy nim czuł się niezwykle dobrze, jak brat z bratem przemierzali świat. Właśnie stąd ma on trochę dobrych cech, przekazał mu je Tratcher. Jednak zdarzyło się tak, że jego kompan się zakochał. Ukochana dała mu wybór - albo ona, albo Carter. Z wielkim smutkiem Carter musiał opuścić pobliskie ziemie, aby nie "przeszkadzać" im w normalnym życiu. Po pewnym czasie, dołączył tu, w poszukiwaniu przyjaciół, których trudno będzie zdobyć...
Upomnienia : 0
Kontakt : polag

Alfa Jocker (Maszin) wraca!

Przepraszam wszystkich sforzan i obserwatorów naszego bloga za moją długą nieobecność. Niedługo zaczynają się wakacje i moja osoba będzie na sforze codziennie po parę godzin. Zaniedbałam troszku to miejsce i bardzo mi głupio, ponieważ to ja jestem Alfą i powinnam o was dbać. Wszystkie sprawy które obecnie do mnie macie proszę mi zgłaszać na howrse. Obiecuję wam że w wakacje nasza sfora na nowo odżyje i będzie funkcjonować normalnie. Pozdrawiam Jocker.