czwartek, 31 marca 2016

Od Gracy

Grey nastawiła uszu i dokładnie rozejrzała się wokół. Wszystkie drzewa spowijała jeszcze mgła, jednak nie trudno było wytropić jakiegoś jelonka czy inne wapiti. Podniosła łeb wysoko i zaciągnęła się leśnym zapachem. Nic jednak specjalnego nie przykuło jej uwagi. Suka delikatnie stąpając dalej, wciąż rozglądała się na boki. W końcu ujrzała upragnione śniadanie i schowała się szybko za krzakiem. Mgła stawała się coraz gęstsza, przez co Gracy traciła co raz bardziej jelenia z oczu. Nie chciała również podchodzić zbyt blisko, ponieważ zwierze by ją wyczuło i uciekło. Po pewnym czasie siedzenia, wyszła zza krzaków i wbiła wzrok w jelenia. Naprężyła wszystkie mięśnie po czym zrobiła pewny skok na zwierzynę. Wbiła jej kły w krtań, po czym trzymała je tak chwile, dopóki zwierze nie straciło przytomności. Gdy już tak się stało, Grey puściła je i spojrzała na uśmiechnięta na jego brązową sierść.
- No, piękny jesteś - powiedziała zadowolona i przejechała pazurem po jego skórze. Cofnęła się dwa kroki w tył i uśmiechnięta, spojrzała na niego w całej okazałości. Długo jednak się nie nacieszyła, ponieważ nagle czyjeś wielkie cielsko powaliło ją na ziemię. Suka próbowała się wyrwać i co raz głośno warczała.
- Co Ty robisz? - powiedziała w końcu, rozpoznając twarz białej dotąd mary, którą był Niklaus.
- Przepraszam - rzucił, po czym puścił sukę. - Myślałem, że to ktoś inny - westchnął, cofając się kilka kroków w tył.
- Na drugi raz uważaj - poniosła się z ziemi i strzepała z sierści elementy ściółki leśnej. Podeszła do jelenia i zaczęła jeść, czując na sobie wciąż wzrok Klaus'a. Podniosła łeb i skierowała go w stronę psa. - Jak chcesz, to jedz - machnęła pyskiem, wskazując jelenia.

Niklaus?

środa, 30 marca 2016

Od Renee

Świetnie. Kolejny dzień do dupy. Nie wiem ile razy mi się to będzie jeszcze przytrafiać. Poszłam na szosę w celu znalezienia w koszach jakiś drobiazgów. Lubię zbierać jakieś małe błyszczące i dziwnie wyglądające przedmiociki. No i wskoczyłam na kosz podtrzymując jedną łapą pokrywę od kosza. Nagle łapa mi spadła a pokrywa popchnęła mnie prosto do kosza. Był tak głęboki że nie potrafiłam wyjść. Dlatego teraz tu siedzę i czekam na pomoc albo na śmierć. Byłam śmierdząca i zgorszona całą tą sytuacją. Dobrze tylko że nikt mnie nie widział bo byłabym pośmiewiskiem w sforze. Robiło się już ciemno. Przynajmniej tak mi się wydawało. Świerszcze zaczęły intensywniej śpiewać. Już prawie zasypiałam. Usłyszałam jakieś kroki. Było to jakieś zwierze gdyż dosłyszeć się dało pazury stukające o asfalt. Pokrywa kosza się uchyliła a do środka zajrzała suczka ze sfory. Była to Heroine. Popatrzyła na mnie i napęczniała śmiechem jednak nie chciała wydusić ani słowa. Popatrzyłam na nią obojętnie po czym już musiałam poprosić o pomoc.
- Cześć?- pomachałam jej łapą przed oczami.
- Siema.- kaszlnęła przez śmiech.- Pomóc ci?
- Nie sama sobie poradzę.- pościłam jej głupio oczko. 
- A spoko.- puściła klapę.
- A na sarkazmach to ty się nie znasz?- krzyknęłam z głębi kosza.
- Znam się.- otworzyła klapę i wyciągnęła do mnie łapę.- Wyłaź.
Energicznie złapałam za jej łapę i wyskoczyłam ze śmietnika.
- Dzięki.-uniosłam kącik ust.
- Spoko.- zaśmiała się.
- Tak wiem to był śmieszny widok.- Teraz i ja zaczęłam się śmiać.

Herosiu? xd

Nowy pies!

Imię : Laito (zamknij się grell) Szto ja ( ͡°( ͡° ͜ʖ ͡°) ͜ʖ( ͡° ͜ʖ ͡°) ͡°)
Ksywka : Lai
Głos : Marilyn Manson
Rasa : husky
Wiek : 2 lata
Płeć : Pies
Stanowisko : Piosenkarz
Rodzina : zaginęli
Partner : poszukuje
Charakter : Laito jest odważnym i szczerym psem. Nienawidzi gdy ktoś jest chamski i się przechwala. Jest introwertykiem i skraca kontakty z innymi do minimum. Lubi śpiewać.
Historia : Laito żył sobie spokojnie u boku rodziców, jednak w końcu został adoptowany przez gwiazdę  rockową. Niestety nie był tam mile widziany i w wieku dwóch lat został wyrzucony(fak u dog XD). Chodził po mieście, aż trafił za pośrednictwem Jocker'a do sfory.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : (kindere)

Od Shairen - C.D. Opowiadania Shasty

     Kilka ostatnich tygodni dało mi dużo do myślenia. Wiadomość o śmierci Shasty, broniącego terenów sfory; jedno zdanie, które zupełnie odmieniło mój nudny, szary świat i to, że był przy mnie. Właściwie, on zawsze stał tuż przed moim nosem, czasem też jeden, olbrzymi krok za mną. Odkąd pamiętam swój czas, wówczas marnowany na tworzenie kolorowych bohomazów spędzałam z Shastą. Porządkowałam go do szufladki natrętnych, nie posiadających własnych spraw samców, którzy potrafią uczepić się kogoś jak owoce łopianu gęstej sierści. Wszystko właśnie tak wyglądało - niejasna, cienka nić przyjaźni, która nijak miała się do codzienności, która z czasem przerodziła się w coś innego. Coś, czego nie potrafię zapomnieć, a tym bardziej zagłębić się w uczucie jeszcze bardziej. Bałam się. Cholernie się bałam. Czego? Sama nie byłam pewna. Może jego reakcji, kiedy powiem mu o wszystkim? Albo tego, że mnie opuści? Te wszystkie myśli krążyły w moim łbie, nie dając czasu na jakiekolwiek zastanowienie. Każdą swoją decyzję popełniałam szybciej, niż kiedyś; szybka odpowiedź zawsze dawała do zrozumienia, że jest się całkowicie świadomym własnych wyborów.
     Nie chciałam wstawać. Miałam nadzieję, że sen będzie trwał o wiele dłużej, jednak promienie słońca i masywna, biała łapa napierająca na mój pysk nie pozwoliły mi kontynuować dalszego spania. Podniosłam pysk, a ciało samca gwałtownie się poruszyło. Ostrożnie ściągnęłam jego łapę z podbrzusza, na którym obecnie się znajdowała. Nie miałam najmniejszej chęci przerywać Shaście w obecnej czynności, o ile tak można było ją nazwać.. Szczerze? Nawet nie powinnam tego robić, nawet, jeśli obudziłabym się dopiero po zmierzchu. Poprzedniego dnia zasnęłam szybciej, niż on, dlatego byłam mu to winna, a przynajmniej tak sądziłam. Podeszłam cicho do kanciastego, kamiennego stolika, na którym leżał wcześniej upolowany jeleń. Pazurami błyskawicznie podzieliłam je na dwie części.

Shasta? c:

wtorek, 29 marca 2016

Od Suzzie - CD opowiadania Meversue'a

   Starałam się nie słuchać potyczki słownej dwóch samców. Nie trudno było jednak spostrzec, że sprzeczają się o mnie, a to nie było miłe. W momencie w którym spojrzałam na moich towarzyszy, Meversue już odchodził, a wyraźnie wściekły Jocker podbiegał do mnie.
- Zabraniam ci - wydyszał. - Zabraniam ci się w jakikolwiek sposób zbliżać do niego i z nim rozmawiać.
- Tego akurat zabronić mi nie możesz - prychnęłam. Zaczęłam iść za Mever'em.
- Powiem Jem'owi że z nim jesteś.
   Stanęłam, w myślach licząc do trzech. Nie wierzyłam, że mój brat posunie się do czegoś takiego, jednak ziarenko wątpliwości zostało zasiane. Otworzyłam i zamknęłam pysk parokrotnie, nie wiedząc co mogłabym powiedzieć w takim momencie. Poszłam więc dalej.
   Szybko odnalazłam Sue'a. Gdy tylko mnie zobaczył, zapytał:
- Czego chciał Jocker?
   Nie chciałam martwić go słowami mojego brata, więc na poczekaniu wymyśliłam wymówkę i odparłam:
- Chciał tylko żebym wypełniła później jakiś papier.
   Pies nic nie odpowiedział. Szliśmy w ciszy kawałek. Po jakimś czasie Mever usiadł. Ja obserwowałam krajobraz. Nagle zapragnęłam szczerze powiedzieć samcowi, co Jocker mi nagadał. Podeszłam do Su'a od tyłu i akurat pochylałam mu się nad ramieniem, gdy ten się odwrócił. Nasze pyski spotkały się na kilka cudownych chwil.
- Teraz już wiem, co mogę powiedzieć Jem'owi - usłyszałam szyderczy głos Jock'a.


Mever? ;p

Od Bitter Sweet'a - C.D Opowiadania Locked'a

Owczarek rozejrzał się dookoła, omiatając swoimi orzechowymi ślepiami każdy, nawet najmniejszy fragment jaskini Elaine. Wiedział, że Locked mógł skryć się wszędzie; próbował spojrzeniem otwierać drewniane, lakierowane komody, które istotnie opierały się jego telekinetycznymi zdolnościami. Nie miał zamiaru rozgrzebywać, drapać czy gryźć przedmiotów w jaskini Tervuerenki, aby złapać jakiegoś psa, którym w dodatku był Open. Jego jedynym życzeniem była po prostu normalna walka, opierająca się na rywalizacji. Uważał uciekanie samca za słabość, jednak nie chciał mu tego powiedzieć. Wolał, żeby utrata honoru sama zżerała go od środka, nie pozwalając na nic innego.
- Locked, nie mam ochoty na zabawę. - warknął. - Bitwa na bystre słówka również nie wchodzi w grę. Wyjdź, bo czas ucieka..
Zapadła długa, samoistna cisza, której nie były w stanie przerwać nawet prychnięcia Ellai. Właściwie, to ona była właścicielką jaskini; mogła bez żadnego poczucia winy wyrzucić Bitt'a na zewnątrz, uśmiechając się szyderczo, tylko dlatego, że nie ma prawa na pobyt w jej mieszkaniu. Pomimo tego, że miała do tego prawo - na tamtą chwilę nie padło żadne słowo, które miałoby na celu wyproszenie samca. Owczarek zastrzygł uszami, aby jeszcze lepiej słyszeć swoje bicie serca. Jego oddech był miarowy, natomiast odgłos szybkich wydechów nie dawał mu spokoju. Lustrował Elaine wzrokiem, jednak ona również wyglądała na spokojną. Wiedział, co to oznaczało. 
- No cóż - zabrzmiał. - Jeżeli nie masz odwagi, na nic Cię nie namawiam. Cześć, Laine.

Lock?

Od Meversue'a CD opowiadania Melisy

Samiec co jakiś czas obserwował, jak płomienna sylwetka przebiega tuż obok niego. Zwolnił tempo swojego spacerowania, aby suczka nie musiała posuwać się do biegu, tylko po to, żeby dorównać mu kroku. Rozglądał się dookoła, próbując przypomnieć sobie o wcześniej wspomnianej sprawie, którą musiał niezwłocznie rozwiązać. Mógł spokojnie stwierdzić, że jego pamięć odmówiła mu jakiejkolwiek współpracy; tym razem jednak powinien, a raczej był zmuszony pamiętać o tym, co miał załatwić - przecież nie był tu sam. Wyciągnął Melisę na bezsensowny spacer, zupełnie bez celu, pod niejasnym pretekstem rozwikłania jakiegoś problemu. Problemu, którego nie był w stanie przywołać z powrotem do swojego łba. Uśmiechnął się w stronę rudej Tollerki, która niepewnie odwzajemniła podobny gest, unosząc kąciki swoich warg. Po kolejnym kwadransie wędrówki Meversue przystanął, odwracając swój pysk w kierunku mieszkalnych jaskiń. Suka również poczęła obracać się w stronę centralnego placu, nadal bacznie przyglądając się Never'owi. Mogło się zdawać, że kompletnie nie pojmowała istoty, która widniała przed jej oczami.. A czy ktoś inny rozumiał samca, jakim był Meversue? Możliwe, chociaż każdy miałby co do tego mieszane uczucia. Po upływie kilku minut Sue powolnym krokiem zawracał, tym razem przybierając kierunek wschodni, który wprost prowadził do jego jaskini. Gestem łapy pożegnał suczkę, nie chcąc mówić jej nic więcej. Właściwie, nie miał najmniejszej ochoty na dalszą rozmowę. Marzył, aby jakimś cudownym sposobem zasnąć.
- Nie śpij, posiadam Twój kocyk. - usłyszał cichy, ledwo dosłyszalny szept.
- Tak, tak. - uśmiechnął się. - Połóż go, kimkolwiek jesteś.

Melisa? Luzik, wybaczam. xD

Od Shasty CD opowiadania Shairen

-Shire, nie śpij. - Powiedziałem. Suczka jednak, bez słowa zasnęła. Jednak nie byłem w stanie jej teraz zostawić. Zamknąłem cicho właz, i podniosłem suczkę. Położyłem ją na jej legowisku. Sam położyłem się obok, i nakryłem nim Shairen. Ale też pewna myśl, nie dawała mi spokoju. Wszystko, od początku wydawało się takie rzeczywiste. Jednakże nawet teraz nie byłem w stanie określić swoich uczuć. Kochałem ją. Strata, bolałaby najbardziej. Więc muszę. Muszę ją o to zapytać. Ale nie teraz. Dam jej odpocząć. 

Shairen?

poniedziałek, 28 marca 2016

Od Gracy - CD opowiadania Bitter Sweet'a

- Czemu idziesz do wojska? - zapytała Grey, cały czas wbijając wzrok w sierść Bitter'a.
- Co Ty tutaj robisz? - odpowiedział pytaniem. Był jednak bardziej zdziwiony. Gdy pies wypowiedział to zdanie, zimny pot przeszedł przez sukę.
- Tak przechodziłam... - rzuciła szybko, by nikt nie pomyślał, że śledziła np. Sweet'a. - Ale zadałam pytanie pierwsza - chrząknęła Grey, odwracając łeb w drugą stronę.
- A tak - westchnął pies, unosząc łeb do góry. - Chcę po prostu iść. W sforze i tak nic się na razie nie dzieje - zwrócił się zarówno do Gracy, jak i do Jocker'a oraz Suzzie.
- Jak uważasz - westchnęła Su, po czym spojrzała na niego z troską i uśmiechnęła się lekko. - Jeżeli będziesz na siebie uważał, możesz iść.
- Dziękuję bardzo - odparł Sweet, a jego kąciki ust również uniosły się delikatnie w górę. Grey przyglądała się temu wszystkiemu w zaciekawieniu. Jej wzrok chodziła to na Su, to na Sweet'a. W końcu jednak się ruszyła i podbiegła do Sweet'a, który zaczął opuszczać jaskinię Alf.
- Czemu idziesz do wojska? - powtórzyła pytanie i znów wbiła wzrok w futro psa. Ten spojrzał na nią zdziwiony.
- Odpowiedziałem Ci - mruknął, po czym popatrzył na przód.
- Nie podoba Ci się w sforze? - podniosła 'brwi' i spojrzała na niego zdziwiona, a chwilę później westchnęła i spuściła łeb. - Taaaak, pójdziesz teraz na trzy dni, później na tydzień, a potem już wezmą Cię na zawsze - dodała cicho, po czym pociągnęła nosem.
- Uspokój się, Grey - westchnął Bitter Sweet i przewrócił oczami. - Na razie nigdzie mnie nie zabierają - mruknął, zwalniając kroku. Gracy przygryzła dolną wargę i cicho warknęła.
- Na razie tak mówisz - podniosła łeb wysoko i stanęła, wbijając wzrok w Sweet'a.
- Gracy, co w Ciebie wstąpiło? - zapytał zdziwiony, nie dając więcej dojść suczce do głosu.
- Po prostu wszyscy znajomi, rodzina odchodzą - warknęła i machnęła pyskiem. - Mógłbyś zostać chociaż Ty - dodała znów ciszej.
- Nigdzie nie odchodzę - powiedział zdenerwowany, podkreślając pierwsze słowo.
- Nie wiadomo. Nie wiesz czy przypadkiem oni nie zatrzymają Cię na zawsze - parsknęła Grey, robiąc koło wokół własnej osi.
- Nie bądź głupia (bakaaa) - warknął Owczarek, po czym znów wznowił marsz.
- Nie jestem - fuknęła suka, dorównując kroku Bitter'owi. - Po prostu myślę, że to głupi pomysł.
- Zajmij się sobą - odwarknął Sweet. - Też powinnaś sobie znaleźć jakieś zajęcie, cel lub marzenie - syknął pies, patrząc na Gracy z wyższością.
- A może je nie mam i nie chcę - powiedziała Grey cała zdenerwowana. - Nie każdy musi mieć jakieś głupie marzenia. I cieszę się, że sobie idziesz to tego wojska. Możesz nawet iść i nie wracać - warknęła suka, robiąc krok do tyłu.
- A dziękuję, skorzystam - odwarknął pies i obrócił się idąc, przed siebie. Grey kiwnęła zdecydowanie łbem i poszła w drugą stronę. Przeszedłszy kilka metrów stanęła i westchnęła. Było jej trochę głupio, że ostatnia ich rozmowa przed 'wyjazdem' Bitter'a, okazała się kłótnią...

Biteł? Taki tam pomysł...

Od Melisy CD Meversue'a

Usłyszawszy wcześniej słowa Mever, chciałam śmiać się do woli. Myślałam, że stwierdzi, iż po prostu poznaliśmy się już trochę i się polubiliśmy. Nie spodziewałam się, że powie o reakinacji. Mever złapał mnie za łapę i zaproponował krótki spacer przed snem, gdyż musiał coś załatwić. Lekko się zaniepokoiłam, ponieważ nigdy wcześniej od początku naszej znajomości pies, nie miał żadnych ważnych spraw, które musiał załatwić nocą. Zgodziłam się jednak na spacer, byłam ciekawa co Mever chce zrobić, a po za tym, krótki spacer nikomu nie zaszkodzi. Wyszliśmy z jaskini i udaliśmy się na przechadzkę.

Mever? Sorki za nieobecność :/

niedziela, 27 marca 2016

Od Lilianny

Uciekałam ile sił w łapach. Co pare dużych skoków potykałam się ale nadążałam ze wstawaniem. Za mną słyszałam warki i krzyki pumy. Tak należę do tej grupy psów które z takim przeciwnikiem mogą tylko w karty pograć. Próbowałam jak najszybciej dobiec do centrum sfory, ponieważ oczywiście musiałam powędrować na drugi koniec świata. Niestety puma była coraz bliżej a do sfory jeszcze kilkanaście kilometrów. Opadałam z sił a pomiędzy skokami nie mogłam złapać oddechu. Zaczęłam zwalniać aż w końcu upadłam na brzuch z którego od razu przeturlałam się na plecy. Patrzyłam zrezygnowana na pumę biegnącą prosto na mnie. W myślach słyszałam już swoje skomlenie. Gdy puma wykonywała skok z boku skoczył na nią jakiś pies bądź suczka. Gwałtownie się podniosłam i popatrzyłam w bok na który mój zbawiciel zrzucił kota. Został po tym szkodniku zdechlak. Pies wyłonił się zza zarośli. Spojrzałam na niego. Wiedziałam że to pies ale za nic na świecie nie wiedziałam jak nazywa się obrońca. Rozpoznawałam jego wygląd gdyż był dość znany w sforze. Nie zbliżałam się bliżej. Chciałam coś wydusić ale to pies zaczął.
- Powaliło cię?!- warknął.
- Proszę?- zdziwiłam się reakcją psa.
- Ten gówniarz mógł cię zabić.. głupia suka.- parsknął.
- Sory ale lekcji przyrody mi nie musisz dawać. Wiem że mogła mnie zabić. Jakbyś nie zauważył to spieprzałam przed nią kilkanaście kilometrów.- tłumaczyłam wzburzona.
Ten tylko parsknął zawadiackim śmiechem. Otrzepałam się z piachu i miałam zamiar odejść. Gdy byłam już całkiem daleko pies krzyknął.
- Należy mi się coś!
A no tak.. Podeszłam do niego z powrotem i dałam mu z ostrego liścia. Pies natychmiastowo złapał się za policzek i warknął.
- Ej! Tak się odwdzięczasz?- szczeknął.
- Za co?
- Za to że uratowałem ci życie?- wspomniał.
Popatrzyłam na niego takim wzrokiem aby pomyślał że mu podziękuję.
- Sama bym sobie poradziła.- stwierdziłam.
Opuściłam ten zasrany les pełen kleszczy i idiotów.

Castiel?

sobota, 26 marca 2016

Dorosły Oli! [Adopcje]



Imię : Oli.
Ksywka : Aleksander, a co za tym idzie - Alex. Przyjął to nawet na swoje drugie imię.
Głos : Video - Bella
Rasa : Po ojcu BOS. Przeważa w nim jednak ON, po matce.
Wiek : Okrągły rok.
Płeć : Pies
Stanowisko : (Można wybrać)
Rodzina : Oli nie chce wspominać członków rodziny. Przyznaje się tylko do Gracy i Aresa (jego rodzeństwo), gdyż reszta odeszła mając ich, za przeproszeniem, głęboko w d*pie.
Partner : -
Charakter : (Sam wymyślasz)
Historia : Urodził się tu.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : (Czekam)

piątek, 25 marca 2016

Od Meversue'a - C.D Opowiadania Suzzie

Meversue uniósł delikatnie swoje brwi, jednak nie chciał wywołać u Suzzie żadnej reakcji, której tym razem nie potrafiłby zahamować. Wiedział, że przy niej nie może popełniać żadnych gwałtownych ruchów, śmiałych posunięć czy zbyt nierozsądnych decyzji. Dlaczego nie mógł przy niej być takim, kim był naprawdę? Nie potrafił. Zawsze dobierał inteligentne, składne wypowiedzi, by w żadnym przypadku nie zrobić z siebie niedoedukowanego, tępawego osiłka. Pomimo tego, że musiał się dostosowywać do niej, lubił to robić. Uwielbiał przesiadywać w jej towarzystwie; nie było istotne, czy jadła, patrzyła na szorstki kamień nad Górami Zapomnienia, brodziła łapami w brudnym błocie.
- A o czym konkretnie myślałaś? - dopytał, będąc już bardziej pewnym siebie.
- O tym, jak się zachowujesz - powiedziała, lekko przygryzając wargi. - Jesteś.. nieobecny? Tak, to doskonałe słowo. Zachowujesz się jak cień psa, sunący tuż za posiadaczem.
Samiec nie odpowiadał, nadal wgapiając się w brązowe ślepia Su. Nie miał żadnego pomysłu na odpowiedź; zazwyczaj miał ją naszykowaną, na takie chwile, jak ta podczas spaceru. Teraz jednak nie wydobył z siebie żadnego gestu, słowa. Nawet bicie jego serca starało się wpasować w narastającą ciszę. Będąc tuż przy Centrum SPU dostrzegł niejasny zarys szczupłej sylwetki, która po pewnym czasie przemieniła się.. w Jocker'a. Dokładnie tego Jock'a.
- Muszę Ci ją zabrać na chwilę. - oznajmił, nie zwracając uwagi na Mever'a.
- Cóż - zabrzmiał drugi samiec. - Będę się musiał z tym pogodzić.
- Ty znowu swoje. - warknął Alfa.
Never wiedział, co miał na myśli Jocker, a przynajmniej się domyślał. Ponownie zareagował na owy tekst złością, tak samo, jak podczas przybycia z Suzzie do skrzydła szpitalnego.

Su? Radzę Ci przeczytać wcześniejsze, będzie głębszy sens. xD

Od Suzzie - CD opowiadania Jem'a

Podniosłam pysk i spojrzałam w niebo. Było jasne i błękitne, nie było na nim żadnej chmurki. Dyszałam z lekko wystawionym językiem. Czułam się wspaniale. Dzisiaj pierwszy raz od dawna spotkałam się z Jemem. Zapomniałam już, jak mi z nim dobrze. Przy nim czułam się bezpieczna i... kochana. Poczułam mocny szturch w żebra. Zwróciłam uwagę na psa, który akurat pokazywał mi żebyśmy szli dalej. Tia, nauczyłam się języka migowego. Czego się nie zrobi dla bliskich ci osób?
Nagle usłyszeliśmy głośny, piskliwy krzyk. Aż złapałam się za uszy. Jem, bez ceregieli ścisnął moją łapę i pociągnął mnie w stronę z której dobiegał odgłos. Wbiegliśmy na małą polankę, gdzie znajdował się strumyk. Obecnie woda była czerwona od krwi. Przy samym brzegu siedziało z siedem olbrzymich wilków. Jeden trzymał małą, białą istotkę z rodzaju Canis Lupus Familiaris za szyję, zanurzając ją w wodzie po nos. To z jej ciałka wylała się czerwona ciecz, która barwiła strumyk...
Reszta wilków trzymała jeszcze dwa pieski. Jeden był brązowo-biały, a drugi czarny. Chwycili mocniej tego brązowo-białego i mocno rozerwali skórę na łapie i brzuchu. Zaraz zaczęła ciec krew. Tego pieska również zanurzyli w wodzie.
   - Od teraz to miejsce nazywa się Strumień Krwi - roześmiał się ochryple jeden wilk. Inny w tym momencie puścił do wody białą istotkę... Nie zważając na nic wybiegłam z ukrycia, podbiegłam do wody i wyciągnęłam suczkę z niej. Wilki były bardzo zaskoczone.
   - Ej... To ty jesteś Alfą SPU... Już kiedyś mieliśmy ze sobą do czynienia, pamiętasz?
To były te wilki, które by mnie zabiły, gdyby nie Jem. Stanęłam jak wryta.
   - Zostawcie te szczeniaki - warknęłam.
   - A c...
Nie skończył basior, gdyż wepchnęłam mu głęboko do gardła kamień. Zaczął się dławić. Pozostałe wilczyska osłupiały. Wykorzystując okazję, z drugim postąpiłam tak samo. Oba padły martwe. Wtedy pozostała piątka rzuciła się na mnie.
   - Uciekajcie! - wrzasnęłam do szczeniąt. Zdolny do ucieczki był tylko czarny i natychmiast to uczynił.
Z całej siły kopnęłam najbliższego z basiorów w krocze, a on wywrócił się do tyłu. Z krzaków wyskoczył Jem, błyskawicznie wpychając go do strumienia.
   - Jeśli do nas podejdziesz, ona zginie! - szary wilk przejął inicjatywę. Byliśmy w kropce. Nagle wpadł mi do głowy pomysł. Udałam skrajnie wycieńczoną i wychrypiałam: "Pić..."
   - Wychlej krew tych szczyli - jeden wilk wepchnął mi łeb to strumienia i... puścił. Udawałam, że nie umiem pływać i tonę. Wstrzymałam oddech. Widziałam tylko trochę, ale od czego miałam słuch i węch? Słyszałam, jak Jem bije się z którymś basiorem i go zabija. Czyli została trójka.
Wyskoczyłam z wody i odbiłam się od rudego wilka, wpychając go do wody. Przypilnowałam, by utonął. Z pozostałą dwójką poszło bardzo łatwo. Tak się przestraszyli, że uciekli. Nie zważając na swoje obrażenia, podbiegłam do białej suczki. Była już martwa. Z moich oczu wypłynęły łzy smutku i złości.
Po czarnym szczeniaku nie było śladu. Zaś brązowo-biały walczył o każdy oddech. Jem zaczął go reanimować. Niestety na nic się to nie zdało. Popatrzyłam na dwa martwe psiaki.
   - Musimy zrobić im pogrzeb - pociągnęłam nosem.

Jem? Bezwen ;-;

Od Suzzie - CD opowiadania Meversue'a

O czym on tak myśli? - zastanawiałam się. Od początku naszego spacerku Mever był nieobecny duchem, wpatrywał się tępo albo w swoje łapy, albo w niebo. Było to niepokojące. Chciałam zapytać się go, co się dzieje, ale pewnie by mnie zbył. Czy ja się o niego martwię?! Znamy się od niedawna, a ja... Nawet nie zauważyłam, że łączy nas delikatna nić przyjaźni. Pies stał się bliski mojemu sercu. To mnie przerażało. Nie mogłam dopuścić do tego, by Sue był mi tak bliski jak Jem. Ale czy da się obronić przed własnym sercem? Nie wiem. Na razie cieszę się z tego, że nie muszę tego robić. Nie ma takiej potrzeby, gdyż Meversue jest tylko przyjacielem. Przetarłam oczy.
- C-co się stało? - przegrałam.
- Nic. Tak tylko rozmyślam. Za to ciebie coś gryzie. O co chodzi? - spytał. Znalazłam się w kropce. Palnęłam najgorszą rzecz, jaką tylko mogłam palnąć:
- Myślę o Jemie.
Widząc jego rozżalony wzrok, próbowałam sprostować sytuację.
- To znaczy... Eee...
Uniósł brwi, a ja w duchu waliłam głową w ścianę. Co ja mam powiedzieć???
Żeby naprawić tę gafę, był tylko jeden sposób. Tylko możliwe, że tym stwierdzeniem popełnię gafę tysiąc razy większą. Nie mogłam jednak pozwolić, by moje dobre relacje z Sue'em przepadły.
- Myślałam o tobie.


Mever? :* ^^

Od Niklausa

Mam tego dosyć. Jak Michelle mogła mi to zrobić? Odeszła, zabierając ze sobą Aryę i Amigo. Została tylko Heroine, która jest już prawie dorosła i rzadko spędza ze mną czas. Zacisnąłem kły. W ciągu chwili całe moje życie się posypało. Zerwałem się do biegu. Chciałem tylko przestać czuć to, co teraz czuję. Nienawiść, smutek, złość, żal. 
Nagle na swojej drodze zobaczyłem leżącego psa. Przeskoczyłem przez niego i dopiero wyhamowałem.
- Sorki za prawie zmiażdżenie - rzekłem.
Dopiero zobaczyłem, że to nie pies tylko suczka.
- Nic się nie stało.
- Jestem Niklaus. A ty?

Ta suczka?

Odchodzą

Imię : Aryahttp://www.na-komorke.net/komurka/owczarek-mlody-uszy.jpeg
Ksywka : Aya. Jest jeszcze pseudonim "Avis", tylko przyjaciele mogą go używać.
Rasa : Przeważa ON - po matce, ma też w sobie coś z BOS-a - po ojcu
Wiek : Kilka miesięcy
Płeć : Suczka
Rodzina :
Matka - Michelle
Ojciec - Niklaus
Rodzeństwo -
Dziadkowie i babcie -
Blighrt [*], Cheroon [*], Another Day, Snowy
Zakochany : Nie poznała jeszcze tego uczucia...
Charakter : Arya jest bardzo ciekawskim stworzeniem. Zawsze wpycha nos w nie swoje sprawy. Nie potrafi być spokojna. Wykryto u niej ADHD, stąd niecierpliwość i mocna nadpobudliwość. Cały czas gada i gada, często aż do zapowietrzenia. Mimo wszystko Avis jest dobrą przyjaciółką.
Kreatywna z niej suczka. Umie zrobić coś z niczego, zawsze wpadnie jej do głowy pomysł. Jest... dziwna. Chcesz wiedzieć co to znaczy w jej przypadku? Poznaj ją...
Historia : Urodziła się w tej wspaniałej sforze.
Kontakt : ♥♥♥Tommy♥♥♥






Imię : Amigo
Ksywka : Mów jak chcesz.http://www.bialeowczarki.pl/blog/wp-content/uploads/DSC_7169.jpg
Rasa : Przeważa BOS - po ojcu, ma też w sobie coś z ON-ka po matce.
Wiek : Kilka miesięcy
Płeć : Pies
Rodzina 
 Matka - Michelle
Ojciec - Niklaus
Rodzeństwo -
Dziadkowie i babcie -
Blighrt [*], Cheroon [*], Another Day, Snowy
Zakochany : -
Charakter :Trudno opisać charakter Amigo. 
Historia : Urodził się tu.
Kontakt : ♥♥♥Tommy♥♥♥

czwartek, 24 marca 2016

Od Meversue'a - C.D Opowiadania Suzzie

Mever poczuł, jak w jego krtani zastyga pytanie, które dusił w sobie od dwóch godzin. Miał tak bardzo często, odkąd wszystko dookoła toczyło się tak szybko. Przybył do Sfory Psiego Uśmiechu zaledwie miesiąc temu, a jego życie zmieniło się nie do poznania. Możliwe, że zostało to ujęte źle; to Meversue diametralnie się zmienił. Jego pewność siebie, odwaga, towarzyskość - wszystkie te cechy uległy zmianie. Raz większej, czasami mniejszej, ale z pewnością było do odczuwalne dla sforzan. Never nie miał najmniejszego pojęcia, jakim pytaniem zastąpić to, które miał wypowiedzieć pięć minut wcześniej. Wiedział, że poprzednia myśl z pewnością wpłynęłaby na nastrój rozmowy pomiędzy nim, a samicą. Podszedł do niej nieco bliżej, jednak tylko na jeden, mikroskopijny krok. Nie powinien, a raczej nie mógł znaleźć się blisko Suzzie. Miał wrażenie, że jej humor znów ulegnie zmianie i ponownie zacznie się między nimi wieczny spór. Można uznać, że wiecznością zwiemy kilka godzin; jednak w przypadku Meversue'a kłótnia z Su właśnie tyle trwała.
- Przejdźmy się, Suzzie. - powiedział cicho. 
Samica Alfa skinęła ochoczo pyskiem, odwracając się w stronę ścieżki prowadzącej do pobliskich gór. Do gór, które Sue znał doskonale; było to miejsce jego najbardziej intensywnych przemyśleń. Meversue ponownie zauważył zgrabny tyłek, który.. właściwie, zapoznał go z Suzzie. Cały spacer mógłby być dosyć miłą sugestią spędzenia czasu, jednak Sue'a nadal przypominał sobie o dwóch zdaniach, które wręcz przebijały się przez jego pysk. To tylko Meversue Przestań. - pomyślał. Jem, to Meversue, nowy członek sfory.

Suzzie?

Od Shairen - C.D Opowiadania Shasty

Czułam się jak mała, szmaciana marionetka, czekająca na ruch jej posiadacza. Nie potrafiłam się poruszyć, odezwać; krócej, nie byłam w stanie wykonać czegokolwiek. Takie uczucie ciążyło na mnie od momentu kłótni z Shastą. Miałam wrażenie, że i dla niego owa sprzeczka nie miała już żadnego sensu.. Ale dlaczego nie potrafiłam go wysłuchać? To wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, mniej rażące w skutkach. Nawet teraz, kiedy samiec mnie przeprosił uznałam to za zwykły, szczenięcy gest. Może ten cały cyrk miał jakieś głębsze właściwości? Tego nie byłam świadoma ani wtedy, ani dzisiejszego dnia. Teraz jednak liczyło się tylko to, co mam mu odpowiedzieć. Morro nadal stał przed wyjściem, a na jego pysku pojawiło się pytające spojrzenie. Nie chciałam się rozpłakać, dlatego najzwyczajniej w świecie wstrzymałam oddech. Próbowałam unikać jego wzroku przy każdej możliwej okazji, w czym przeszkadzała mi niewielka jaskinia. Co prawda, mogłam mu wyjaśnić, czego oczekuję, że go przepraszam.. Ale czy to wszystko mogło łączyć się w całość?
- Przytul mnie. - powiedziałam tak cicho, żeby nie usłyszał tego siedzący przed fontanną Theo. - Po prostu mnie przytul, Shasta.
Shasta rozejrzał się dookoła, jednak po pewnym czasie do mnie podszedł. Najwyraźniej nie wiedział, czego mógł się po mnie spodziewać. Usiadł tuż obok mojego ogona i objął mnie mocno zdrową łapą, zrzucając przy tym jedną z drewnianych palet. Szczerze? Moja jaskinia mogła być w tamtym momencie istną ruiną. Ważne, że on tam był, tuż obok mnie. Wtuliłam się w jego krótką sierść, a mój ogon mimowolnie zaczął się kołysać. Siedzieliśmy tak kilka minut. Po tym czasie Morro wstał; nie mogłam mu na to pozwolić. Miał tu zostać, skoro już do mnie przyszedł. Nie miałam żadnego pomysłu na zatrzymanie, dlatego delikatnie powaliłam go na plecy. Ułożyłam się tuż obok niego, skręcając się w kłębek.
- Nie idź - szepnęłam. - Tak mi ciepło.
Uśmiechnęłam się, kiedy samiec nadal leżał. Miałam nadzieję, że nie pokaleczy się tymi różami, które mi przyniósł. On musi być mój.
- Shire, nie śpij. - to zdanie usłyszałam jako ostatnie.

Shasta? xDD

wtorek, 22 marca 2016

Od Bitter Sweet'a - C.D Opowiadania Gracy

   Bitter odchylił łeb, aby jego spojrzenie było skupione tylko na suce. Gestem łapy zaprosił ją do środka, sam próbując powstać. Kiedy był już w naturalnej dla psa pozycji, oparł się o kamienny stolik. Przymrużył ślepia, a karty, które znajdowały się wówczas w jego łapach wylądowały na zimnej posadzce. Błyskawicznie je podniósł, aby później je przeliczyć. Było to dosyć oczywiste, że chciał pochwalić się swoimi świeżo nabytymi umiejętnościami z udziałem kart; teraz jednak nie znalazł się przed właściwą osobą. Stał przed Gracy, która doskonale go znała i nie wzruszały jej popisy owego Bitter Sweet'a. Owczarek ponownie przerzucił swój wzrok na śnieżnobiałą sukę, próbując nie przejąć się jej obojętnością.
- Rozumiem. - wymruczał. - Przecież tylko Sweet może uchodzić za złodzieja.. Cóż, nie ma co zaprzątać sobie myśli tą sprawą.
Suka milczała, najwyraźniej nie do końca zrozumiawszy poprzednie zdania wypowiedziane przez psa. Ten jednak stał przed nią w całej okazałości, zapewne oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi z jej strony. Można by uznać, że kogoś takiego jak Bitt było piekielnie trudno pojąć. Gracy rozejrzała się dookoła, a jej wzrok zatrzymał się na potłuczonej, starej misce. Nie była niezwykłym przedmiotem, które wymagało jakiejkolwiek uwagi; owa miska była najzwyklejsza z najzwyklejszych. Nie posiadała żadnych magicznych właściwości, jak podpalanie przez kontakt wzrokowy z potencjalną ofiarą czy świadome wnoszenie zamętu w umysł danego samca, samicy czy bezbronnego, niewinnego szczeniaka.
  Owczarek siedział w swojej jaskini od dłuższego czasu. Jego towarzyszka wybiegła z niej kilka minut po uroczystych przeprosinach, zostawiając go całkiem samego. Czuł narastający głód, jednak nie miał ochoty na polowanie. Nie chciał zaczynać tak kolejnego dnia, monotonnego, przepełnionego powtarzającymi się czynnościami dnia. Wyszedł ze swojej jaskini, całkiem przepełniony swoim postanowieniem. Zapukał donośnie w kamienne 'drzwi' jamy Alf, czekając, aż w jego progu stanie Aussie.
- Bitter? - usłyszał znajomy głos.
- Przesuń się, Grey - mruknął, przedzierając się do Suzzie. - Idę do Wojska. Na trzy dni.
- Biteł.. - pokiwała łbem. - Przecież Ty jesteś w Wojsku.
- Chcę się wybrać na służbę wśród ludzi. - odchrząknął, nadal utrzymując stanowczy ton.
- Wojska? - zaciekawiła się Gracy.
Su i Bitt automatycznie się odwrócili, a ich spojrzenia szybko prześwietliły drugą sukę.

Grey? xD

Od Locked'a- CD opowiadania Bitter Sweet'a

Nie mogłem wkońcu wytrzymać więc zaparłem tylnymi łapami o brzuch owczarka i odepchnąłem go z całej siły. Gdy nic już na mnie nie zwlekało udałem się w ucieczkę. Wiedziałem że z tak rozwścieczonym owczarkiem nie mam szans spokojnie porozmawiać a tym bardziej nie dam rady go pokonać fizycznie. Uciekłem do lasu i ukryłem się na drzewie. Bitter co całkiem spory spaślak więc nawet jak będzie chciał to nie wespnie się na drzewo. Siedziałem cicho ukryty w koronach drzew między gęstymi liśćmi. Nie chciałem wiedzieć co stanie się dalej. Nagle usłyszałem czyjeś kroki. Tak to był Bituś i akurat wtedy kiedy był pode mną musiałem się poruszyć co spowodowało że pare liści spadło na głowę i grzbiet owczarka. Biteł gwałtownie spojrzał w górę i zauważył mnie siedzącego na drzewie. Przez chwilę nikt się nie odzywał. Ja przerwałem tą ciszę głupim gestem.
- Yyyy... cześć!- uśmiechnąłem się dziecinnie machając niedbale łapą.
- Morir amigo!- szczeknął wskakując na pień drzewa.
Na szczęście tak jak myślałem Biteł zwalił się z drzewa i udawało mu się na nie wspiąć tylko na wysokość dwóch metrów. Zachichotałem w myślach ale na żywo to patrzyłem poważnie na psa próbującego skoczyć mi do gardła.
- Może już sobie odpuść amigo.- westchnąłem znudzony po paru godzinach.
- Ani mi się śni!- warknął.
Przewróciłem oczami i rozłożyłem się wygodnie na grubej gałęzi. Bitter Sweet szarżował tak do północy aż sam zasnął. Ja przespałem się już wcześniej więc w chwili gdy Sweet padł ja zwinnie i cicho zszedłem z drzewa i poszedłem do jaskini Elaine. Musiałem przenocować u niej bo moja jaskinia była głupim pomysłem na schron.
- Cześć Ela mogę się u ciebie przespać?- zapytałem z uśmiechem to mojej przyjaciółki.
- No jasne. Zaraz rozłożę ci koce obok mojego posłania.- pokiwała łbem.
- Wybacz ale chyba wolę spać w kuchni żeby nikt  mnie nie zobaczył. Zgodzisz się?- zapytałem.
- No dobra ale czemu nikt ma cię nie zobaczyć?-zdziwiła się Elaine.
- Opowiem ci jutro. Dobranoc!- przytuliłem suczkę, zgarnąłem pare kocy i zamknąłem się w kuchni.
Spało mi się dobrze. Nad ranem usłyszałem jak Elaine prowadzi z kimś rozmowę. Był to..  Bitter. Podszedłem cicho do drzwi nasłuchując rozmowy.
- Jest tutaj?!- szczeknął.
- Ale kto?- udawała Elaine.
- Nie zgrywaj idiotki bo wiem że taka nie jesteś.
Wszedł do jaskini. Ukryłem się w wielkim kufrze w kuchni Eli.

Bitter Sweet?
 

Od Locked'a- CD opowiadania Elaine

Zaśmiałem się i pognałem z suczką na plecach do jej jaskini. Na miejscu zsiadła ze mnie i weszliśmy do jej jaskini. Usiedliśmy naprzeciwko siebie nic nie mówiąc. Nic ta po prostu. Było cicho ale z mojego pyska nie znikał uśmiech. Nie wiem co we mnie wstąpiło ale.. Chciałem to zrobić od początku kiedy ją poznałem więc zdecydowałem się na to. Podsunąłem się do Eli. Dzieliło nas zaledwie kilka milimetrów. Nagle nasze nosy się zetknęły. Zaśmiałem się raz jeszcze łagodnie i pocałowałem czule Elaine. Widać było że nie ma nic przeciwko temu gdyż odwzajemniła mój pocałunek. Gdy przestałem ją całować popatrzyłem jej prosto w oczy. Teraz już się tego nie wstydziłem. Liznąłem Elaine po uchu i wyszedłem z jej jaskini rzucając tylko:
- Cześć.-szepnąłem.
Wróciłem do swojej jaskini i położyłem się na moim posłaniu. Co kilka minut wzdychałem szczęśliwie. Nie mogłem uwierzyć co właśnie zrobiłem ale całego mnie wypełniało ogromne szczęście. Nie mogłem zasnąć do 3 nad ranem. Piętnaście po udało mi się zasnąć. W moich snach uczestniczyła oczywiście Elaine... Nie mogę tego nazwać obsesją bo ja najnormalniej w świecie się zakochałem. Z rana o 6 wyszedłem ze swojej jaskini i poszedłem umyć się do jeziora.

Elaine?

poniedziałek, 21 marca 2016

Od Shasty CD opowiadania Shairen

Suczka gniewnie spuściła łeb. Zatrzymała się na chwilę, lecz już zaraz dalej podążyła w stronę krzaków.
-Nie mogłem pozwolić żeby jakiś kundel na tobie siedział!! - Krzyknąłem. Nagle dopadło mnie bardzo niemiłe uczucie. Że ją straciłem? Coś podobnego? Ale gorszego... Obraziła się. Jednak miałem ze stoickim spokojem patrzyć na to, jak jakiś kundel siada na Shairen? O nie, tak nie mogło być. Ale gdybym zapytał.. "Fajnie?" jeszcze bardziej by sie wkurzyła wiedząc, że nie mnie ma na swoich barkach. Wolałem odgonić więc tego nie wdzięcznego psa, kradnącego dziewczyny! Ruszyłem niepewnym krokiem za Shairen, której już przy rzece nie widziałem. Zwinąłem ręczniki, i zapakowałem je do torby. Szybko ruszyłem za suczką. Ledwo przedarłem się przez maliny, które ponownie zamalowały moją sierść, jednak nie na zielono, co wygląda bardziej męsko, a na różowo. Jednak nie zwrwcałem uwagi, na to wszystko. Szedłem tropem suczki, aż w końcu z nosem w dole na kogoś wpadłem. Tak, to była Shairen. Podniosłem łeb do góry i z niepewnym wyrazem pyska zwróciłem się do suki.
-Shairen, nie masz na co się gniewać. To nie było do ciebie... Tylko do tamtego głupka! Grali w pytanie czy wyzwanie, z tamtym idiotą. - Powiedziałem wskazując łapą na dwóch samców grających w butelkę.
-Yhymm.. Interesujące... Ale już mogę iść? - Mruknęła. Jej spojrzenie nie wyrażało żadnych uczuć. Nic nie potrafiłem z nich wyczytać. Przez te głupie zabawy, musieliśmy się pokłócić. Ale to nie była zwykła kłótnia. To była kłótnia, z której nie potrafiłem wybrnąć. Pierwszy raz, się z nią pokłóciłem. I to w taki sposób.
-Okej, jak sobie chcesz... Myślałem, że mi ufasz. - Parsknąłem. Odwróciłem się, i pobiegłem w inną stronę. Znów byłem nad rzeką Jafiszof. Znów się wykąpałem, i poszedłem do swojej jaskini. Więcej już nie widziałem Shairen. Siedziała w tej swojej jaskini, i nawet się nie wychylała. Ja tak samo. Siedziałem u siebie, w kącie. Na zimnej, szarej posadzce. Ale tak nie potrafiłem żyć. To było ciężkie. Kupiłem najczerwieńsze róże, jakie tylko były w kwiaciarni. W domu wynalazłem żółty krawat, który na siebie założyłem. Utykając na łapę wyruszyłem do jaskini Shairen. Zapukałem mocno w głaz, i usłyszałem ciche, niepewne kroki. Nagle głaz odsunął się. Wpełzłem do środka, i ustawiwszy się przed suką powiedziałem :
-Shairen, przebaczysz mi ten niezmiernie wielki błąd, który popełniłem dokładnie miesiąc, dwa dni, trzy godziny, 25 minut temu? - Zrobiłem wielkie, maślane oczy czekając na jakikolwiek znak suki. Jednak ta nie odezwała się. Stała tak i patrzyła się na mnie bez słowa.
-Och, dobrze. Skoro te słowa, także są dla ciebie niczym, możesz mi uwierzyć na słowo, że więcej mnie tu nie zobaczysz. - Zrobiłem się czerwony niczym burak. Odwróciłem smutno słeb i ponownie skierowałem się w stronę drzwi. Jednak ponownie usłyszałem jej głos. Ponownie, od miesiąca.
-Shasta zaczekaj. - Powiedziała zatrzymując mnie.
-Jeśli znów masz zamiar się ze mną kłócić, to przepraszam, zły adres. - Fuknąłem.
-Nie, nie chcę się kłócić.
-To co? - Podniosłem brew w górę.

Shairen? :P

sobota, 19 marca 2016

Od Jem'a

Wszystko co działo się ostatnio działo skłaniało mnie do... głębszych rozmyśleń. Ta cała historia z przebudzeniem się Rayan'a... Nie chciałbym by zabrzmiało to źle, ale wolałbym, żeby to nigdy się nie stało. Miałem wrażenie, że teraz całkiem dobrze układało się między mną, a Suzzie. Ale on pewnie chcę naprawić swoje błędy. Nie zdziwiłbym się gdyby do niego wróciła. Miała z nim szczenięta, może dla niej znaczy to dużo więcej niż dla mnie... Chciałbym umieć uszanować jej decyzję. Nie potrafię sobie wyobrazić tego co teraz czuje Roy. Jego była partnerka spotyka się z kimś innym, nawet jeśli on chce wszystko odbudować, żeby znów byli szczęśliwą rodziną... Nie wiem jak było między nimi, nie sądzę, żeby jedna kłótnia tak zniszczyła czyjś związek. Nie pasowali do siebie? A jeśli to ja tak wszystko zniszczyłem...? Nie myślałem dotąd o tym w ten sposób. To ja wzbudzałem w nim taką zazdrość i jakby chciałem zyskać Suzzie... Odebrać mu ją... Jestem podły.
Przez chwilę siedziałem w bezruchu, wstrzymując oddech. Dopiero teraz wszystko do mnie dotarło. Kilka bić serca (teksty z Warrior'ów B ) ) zajęło mi oswojenie się z tą myślą. Gdy ochłonąłem, stwierdziłem, że zajmę się sprawami sfory, inaczej - pomogę Jocker'owi w obowiązkach. Droga z mojego domu do jaskini Alf nie była długa, tym bardziej, że pokonałem ją truchtem. W pobliżu wejścia wyczułem znajomy zapach samca, ale także i Su. Położyłem uszy i skrzywiłem się lekko. Wolałbym na razie spędzić czas z Jock'em, ale nic nie poradzę, że jego siostra również tam była. Wszedłem powoli do środka. Oba psy już na mnie czekały, najwyraźniej wyczuły mnie wcześniej. Samiec Alfa powitał mnie skinięciem pyska, a ja odpowiedziałem tym samym. Podszedłem do Suzzie i przystawiłem nos do jej sierści wciągając nieznaną woń, zmieszaną z jej słodkim zapachem. Jocker cofnął się taktownie w głąb jaskini, za co z pewnością mógłbym być mu wdzięczny. 
Su pachniała definitywnie samcem ze sfory, którego widziała niedawno. Zmarszczyłem brwi i uniosłem łeb nad nią. Posłałem jej pytające spojrzenie. Być może spotkała po prostu psa, który dołączył do sfory, ale nie sądzę, żeby pachniała tak intensywnie po spotkaniu z kimś... mało znanym. Przyjaźnili się?
- To tylko Meversue.
Uniosłem kąciki ust w delikatnym uśmiechu, po czym liznąłem Su w nos. Chyba nie mam się czego obawiać. Suczka odwzajemniła gest. Po krótkiej chwili pokierowała się w stronę szczeliny w skale, służącej jako wejście do jaskini. 
- Może wybralibyśmy się na spacer? - spytała. Kiwnąłem łbem i dźwignąłem się z ziemi. Znów zjawił się Jocker, a ja przypomniałem sobie po co tu przyszedłem. Alfa wskazał tylko łapą w stronę Suzzie znikającej za progiem i spojrzał na mnie ze zrozumieniem.
- Kiedy indziej porozmawiamy, Jem.
Podniosłem ogon w górę i ruszyłem za suczką. Dogoniłem ją w mgnieniu oka. Szła z lekko spuszczonym łbem, mimo wszystko spoglądając przed siebie. Może była lekko przygnębiona... Szturchnąłem ją na pocieszenie w bok, a ta spojrzała na mnie zaskoczona. Pchnęła mnie na bok. Wylądowałem w miękkiej, wiosennej trawie. Podniosłem się, ale Suzzie już pognała przed siebie głośno się śmiejąc. Puściłem się za nią biegiem, ale wydawało mi się, że raczej jej nie dogonię, musiałaby zwolnić. Ku mojemu zdziwieniu - zrobiła to. Nie zdążyłem wyhamować i wylądowałem prosto na jej grzbiecie. Su zaczęła się szarpać i zrzuciła mnie znowu gdzieś na bok. Tym razem wylądowaliśmy w wysokiej trawie. To była zdecydowanie ta "dziksza" część terenów sfory. Tu byłem zdany tylko na węch i słuch. Wiatr szumiał w koronach drzew. Wciągnąłem nosem leśną woń i tym samym wyczułem Su. Ale było już za późno, bo wyskoczyła znikąd, po czym przygniotła mnie do ziemi. Bawiliśmy się zupełnie jak szczenięta, zawsze pełne energii i chętne do zabawy. Turlaliśmy się po ziemi jeszcze kilka chwil. Gdy poczuliśmy się już zmęczeni runęliśmy w na trawę ciężko dysząc. Położyłem się na boku, a Suzzie obok z łbem na łapach.


Suzzie?

Od Rayan'a CD opowiadania Jem'a












Patrzyłem się kpiąco na Jem'a. Gdy tylko na niego spojrzałem, nerwy mi puszczały. Byłem zdezorientowany, rozzłoszczony i zły. Jednak zaatakowanie bety byłoby ryzykowne, i chaniebne. Wyszczeżyłem swoje białe kły, gotów stawić mu czoła. Niech wie, że dalej ją kocham. I nawet gdybym miał dzieci z inną, dalej będę ją kochał.
-Jakbym chciał, leżałbyś zakrwawiony na ziemi. I nic by po tobie nie zostało. Jednak odpuszczę sobię. Dla takich rudzielców szkoda marnować czas. - Parsknąłem i odwróciłem dumnie łeb. Zacząłem ponownie przechadzać się lasem. Ale pies nie dał za wygraną. Wiedziałem, że Jem nie odpuści.
-Ja ci dam rudzielca...-Mruknął cicho i ruszył za mną. Skoczył niesfornie w moją stronę, ale byłem szybszy, i na to przygotowany. Odsunąłem się, a pies zarył zębami o ziemię. Stanąłem przed psem, i podałem mu łapę. Nie spodziewałem się wielkiego łał, ale miałem nadzieję że ponownie mnie nie zaatakuje. W sumie? Niech se bierzę tą Suzzie. Nie mam zamiaru bić się o byle lalunię, która beszczelnie złamała mi serce, i jeszcze śmie mówić że między nią, a panem betą nic nie zaszło. Ale przepraszam, na pana to trzeba mieć wygląd, i pieniądze. Akurat bokiem przechodziła Su, która myślała że nieuważanie przejdzie obok i podsłucha rozmowę.
-Suzzie, nie ukrywaj sie. - Warknąłem. Jem spojrzał się na suczkę. Bez ani grosza szacunku, odsunąłem się od psa, i poszedłem dalej. Sam chce toczyć wojnę. Ale nie ma o co. W końcu uświadomiłem sobie, że mnie i Suzzie... Nigdy nie było. Może przelotne coś, co okazało się niczym? Tak, zdecydowanie. Ona mnie nie kocha, ja nie kocham jej. Proste? Proste. Poszedłem sobie nad rzekę Jafiszof. Położyłem się na brzegu i oparłem łeb o łapy. Ale Jem nie odpuścił. Polazł za mną. Usiadł obok i coś mruczał pod nosem, jednak nie wiedziałem co.


Jem? Skończmy to default smiley :p

Uwaga! CD. sprawy z kopiowaniem

Asha999999 (Anabeth) usunęła blog. Macie tu jednak dowody kopiowania (tak, jak w poprzednim poście)




piątek, 18 marca 2016

Od Suzzie - CD opowiadania Meversue'a

  Otworzyłam powoli oczy i zatrzepotałam rzęsami. O ile się nie mylę, to jest ranek i leżę w jaskini lekarzy. Rozpoznałam to miejsce, po krótkim rozejrzeniu się. Nie pamiętam jednak, czemu tu trafiłam.
- Obudziłaś się - powiedział ktoś delikatnie. - ...siostro.
  Teraz wiedziałam, że to Jocker. Nie odpowiedziałam. On jeszcze parę razy mi się tłumaczył, ale nie zwracałam na niego uwagi.
- Obudziłaś się! - ten głos należał do Honey.     Zapytałam się jej, co się stało. Ona zaczęła opowiadać o tym, jak skrajnie wycieńczona zemdlałam, bla, bla, bla, i jak Meversue mnie tu przyniósł... Zaraz, Meversue?!            Przecież jesteśmy pokłóceni. I to dosyć mocno.
  Westchnęłam.
- Kiedy mogę wyjść? - zapytałam.
- Jeśli będziesz na siebie uważać, to teraz. Tylko przyjdź jutro na kontrolę.
  Wyszłam na zewnątrz. Gdyby to wszystko działo się parę dni temu, to pewnie poszłabym pomagać bratu. A teraz... Nie mam zbyt co robić.
  Pomyślałam, by podziękować Sue'owi za przyprowadzenie mnie tu. W końcu mógł mnie po prostu zostawić.
  Nie musiałam iść długo, spotkałam go już po chwili.
- Meversue! - zawołałam. Odwrócił się. - Dziękuję.
  Chciałam odejść, jednak...
- Eee... Suzzie?
  Serce mocniej mi zabiło.
- Tak?

Mever? :3

Od Honey - CD opowiadania Gracy

  Spojrzałam, jak lekko rozmyty zarys ciała matki "wypływa" z wielkiej misy wypełnionej czerwonobrunatną cieczą. Mój znajomy z satysfakcją odsunął się. W pomieszczeniu zrobiło się zimno, a duch uformował swe kształty. Wzięłam głęboki oddech, patrząc na ducha osoby, dzięki której zawdzięczam wszystko co dobre.
  Ale nie powinnam teraz o tym rozmyślać.   Muszę skupić się na Grey.
  Jej oczy wypełnione były łzami.
- Mamo... - powoli podeszła do ducha Skyres. - Czemu to zrobiłaś?
- Tata odszedł. Twoje rodzeństwo odeszło. Video umarł. Na tym świecie z mojej rodziny i przyjaciół zostałaś tylko ty i Honey. Nie wytrzymałam - głos jej zadrżał. - Ale wiedz jedno. Kocham ciebie i Hon. Całym sercem. A teraz... muszę wrócić. Do reszty. Wszyscy was pozdrawiają. Żegnajcie.
Rozpłynęła się w powietrzu.
Zacisnęłam powieki, z zaskoczeniem wyczuwając łzy.

Grey?

Od Jem'a.

Wybrałem się jak zwykle na patrol. Szczerze mówiąc zacząłem lubić tą robotę. Wychodzenie na świeże powietrze dobrze mi robiło. W każdym razie lepiej niż siedzenie w jaskini lub norze. Zacząłem od największych lasów, wiele psów miało tam domy. Szedłem powoli ścieżką udeptaną przez członków sfory. Mierzyłem wzrokiem okolicę, aż dostrzegłem na horyzont zająca przemykającego wśród zasp. Nie byłem szczególnie głodny, ale nie zmarnowałbym okazji do polowania. Stałem w bezruchu, obserwując zwierzę. Ruszełem w prawo, za stworzeniem, nie odwracając jednak wzroku, który pozostał wbity w ten sam punkt. Przygotowałem się powoli do biegu. Zmrużyłem już oczy i napiąłem mięśnie. Gdy nagle coś uderzyło w mój bok, wytrącając mnie z równowagi. Potknąłem się o własne łapy i niemalże zaryłem pyskiem w ziemię.  
- Uważaj - rzucił krótko pies. Szedł dalej truchtem. Może i zignorowałbym to, gdyby był to ktoś inny. Ale nie, to był ON. Zdołałem szybko rozpoznać białe umaszczenie, oczy czy sposób chodu. Jedynie czego nie skojarzyłem to zapach - pachniał wyjątkowo, jak na "leśne zwierzę". Jakoś tak wyjątkowo świeżo. Chwila... Skąd on się tu wziął?! Pamiętam jeszcze jak obawiałem się swoich uczuć co do Suzzie, po tym jak Rayan zginął. Nie chciałem jej wtedy bardziej... dobić... Szczeknąłem kilka razy, dając mu znać by się odwrócił. Pies spojrzał w moją stronę. Żadne z nas nie odwracało już wzroku - patrzyliśmy sobie z wrogością w oczy. Nie miałem zamiaru pytać, jak to się stało, że do nas wrócił. Wiadomości szybko się tu rozchodzą, prędzej czy później dowiem się wszystkiego. Ale i on usłyszy plotki na mój temat.  Przez chwilę zastanawiałem się nawet, dlaczego tu jest, właśnie tu. Czy liczy na cokolwiek ze strony "innych"... Mówiąc "cokolwiek" i "innych" mam na myśli miłość Suzzie... Bo ja nie odpuszczę. Z taką samą pasją kocham i nienawidzę.  Odnażyłem kły, a Rayan odpowiedział mi tym samym. Mimo wszystko nie chciałem walczyć. Ten gest miał pokazać, że pies nie jest tu mile widziany, bynajmniej przeze mnie. A tym samym pokazaliśmy też sobie, jak bardzo się nie cierpimy. 


Rayan? (;  Troszkę krótkie, ale muszę się rozkręcić

Anabeth dostaje upomnienie!

Właścicielka Anabeth, Asha999999 dostaje upomnienie!
Skopiowała z naszej strony domenę, PNS i cały formularz Bitter Sweet'a.
Tu macie dowody:



Od Suzzie - CD opowiadania Rayan'a

  Już miałem odpowiedzieć, gdy nagle ktoś mnie zawołał. Przeprosiłam szybko mojego eks i się wycofałam.
- O co chodzi? - zapytałam.
- Roy potrzebuje odpoczynku - wyjaśniła Honey.
  Skinęłam głową i wyszłam wraz z Jem'em z jaskini.
- Mam dosyć - prychnęłam. - Chcę w końcu odpocząć.
  Chwilę później tonęłam w miękkiej sierści mojego towarzysza. Tego było mi trzeba.      Nasze pyski zetknęły się na pół sekundy, potem znów docisnęłam łeb do jego torsu.    Chwilę później spojrzałam mu w oczy.    Zaczęliśmy powoli się kołysać, przytuleni do siebie. Sekundę później znów się pocałowaliśmy. Tym razem trwało to dłużej. Włożyliśmy w to wiele uczucia.    Przerwał nam... Głos Rayan'a.
- Tsa, nic was nie łączy.


Rayan? Załóżmy że podglądałeś nas od początku

czwartek, 17 marca 2016

Od Gracy– CD opowiadania Bitter Sweet'a

Grey spojrzała na dwójkę psów, po czym cicho westchnęła, spuszczając łeb.
- Przepraszam, że Cię oskarżyłam, Bitter Sweet - podniosła delikatnie łeb, próbując namierzyć wzrokiem Owczarka. Pies stał z dumnie podniesioną głową, na słowa suki lekko nią skiną. Popatrzyła następnie na Aresa. - Byłabym wdzięczna, jeżeli zapomnielibyście o tej niefortunnej sytuacji i opuścili moją jaskinię - powiedziała poważnie, co chwilę patrząc na Aresa oraz Bitter Sweet'a. Na początku psy spojrzały po sobie, jednak zaraz zgodnie kiwnęli głowami i opuścili mieszkanie Gracy. Ta po ich wyjściu, zrobiła kilka kółek na swoim kocu, po czym położyła się. Wplotła łapy pomiędzy miękki materiał i przytuliła go. Po chwili jednak puściła lekko koc, rozglądając się po jaskini, czy wszystko jest na swoim miejscu. Na szczęście tak. Po przeanalizowaniu pomieszczenia znów położyła się, tym razem na plecach. Zamknęła oczy i wbiła wzrok w sufit. Ni z gruszki, ni z pietruszki przypominały jej się kartki Aresa, na których były jakieś 'ważne' wiadomości. Jednak najbardziej zastanawiało sukę nie zawartość kartek, jednak dziwne zachowanie brata. Są przecież rodzeństwem, więc Grey może powiedzieć wszysko Aresowi i odwrotnie. Nawet jeżeli to rzeczy byłyby bardzo osobiste, Gracy nie za bardzo ma komu o tym powiedzieć. Jedynie Honey, Oli'emu i Bitter Sweet'owi, jednak miała wątpliwości, że wcześniej wspomniana trójka, chciałaby słuchać takich rzeczy. Honey zapewne w pracy nie przejmuje się takimi pierdołami, jak opowiastki Gracy. O Oli'm nie wspomnę, ponieważ z nim Grey zapewne rozmawiałaby jako ostatniemu, a Bitter? Tak jak Honey nie zawraca sobie niepotrzebnymi rzeczami głowy. Co innego Stanley, jednak do Gracy widywała coraz rzadziej i wyłącznie na krótką chwilę, więc nie ma mowy, na dłuższą opowieść.
Suka powstała po, jak sądziła, kilkudziesięciu minutach rozmyślania i spojrzała na wyjście z jaskini, w którą wpadały promienie słoneczne. Grey uniosła 'brwi', wychodzą powoli na zewnątrz. Słońce było centralnie na środki widnokręgu. Najwyraźniej Gracy musiała 'trochę' przespać. Westchnęła cicho, po czym pobiegła do lasu, upolować jakąś zwierzynę. Akurat tą zwierzyną był młody jelonek. Grey zjadła go szybko po czym zaczęła wracać do domu. Mimowolnie spojrzała na jaskinię Bitter'a. Zaczęła się w niej istna walka - jedna strona kazała jej iść do domu, a druga do przyjaciela. Wygrała oczywiście, co łatwo się domyślić druga połowa. Gracy kulturalnie zapukała w odsunięty głaz, po czym zerknęła do jaskini, w której siedział Sweet.
- Witaj, chciałam Cię przeprosić jeszcze raz za wcześniej, Bitter Sweet - westchnęła, po czym skierowała wzrok na Owczarka.

Bitter Sweet?

Od Heroine cz.2

– Już późno – chrząkną Haru po dłuższej chwili i spojrzał wyczekująco na Nagise.
– Zamawiam łóżko na górze! – zawołał, po czym łapiąc za plecak, pobiegł do łazienki. Haruka westchnął jedynie i usiadł na łóżku, delikatnie gładząc sierść na głowie suni.
– Już drugi dzień u mnie nocuje – powiedział, biorąc Heroine na kolana i przyglądając się jej. – Coś musi być nie tak – podniósł głowę i spojrzał na otwierające się drzwi do łazienki, z których wychodził Nagisa. Haru położył Heroine i bez słowa, łapiąc za swój ręcznik poszedł do łazienki. Heroine odprowadziła go wzrokiem, po czym spojrzała na blondynka. Ten podszedł do niej i wziął ją na ręce. 
– Śpisz ze mną – uśmiechną się Nagisa i położył sunie na górnym posłaniu. Heroine szczeknęła dwa razy, po czym ułożyła się na poduszce. Zaraz obok niej położył się Nagisa. Sunia jednak cały czas spoglądała w stronę drzwi od łazienki. 
– Haru-chan zazwyczaj długo siedzi w łazience – zaśmiał się blondynek i pogłaskał ją delikatnie. Heroine zwróciła ku niemu pysk i leciutko polizała go po nosie. Nagisa uśmiechnął się i podrapał ją pod brodą. Chciał również coś powiedzieć jednak przerwało mu skrzypienie drzwi. Z łazienki wyszedł Haruka i od razu zerknął na Heroine i Nagise, przez co lekko się uśmiechnął. Podszedł do włącznika i zgasił światło, po czym pogłaskał Heroine i położył się.
– Dobranoc, Haru-chan – powiedział blondynek i nakrył się kocem, następnie kładąc delikatnie dłoń na sunię.
– Dobranoc – powiedział krótko. Heroine szczeknęła również na dobranoc i zwróciła pyszczek w stronę okna, przez które niepewnie wpadało światło księżyca. Mimo że nie było pełni, cały pokój był rozświetlony jego blaskiem. Heroine cicho westchnęła i wbiła wzrok w księżyc. Miała przeczucie, że kiedy wróci dostanie niezłe lanie. O ile wróci...

— ★ — ★ —

– Wstawajcie! – zawołał Nagisa, podnosząc Heroine oraz szturchając Haru. Heroine otworzyła ostrożnie ślepka i popatrzyła na uśmiechniętego blondynka, po czym polizała go po nosie na przywitanie, przez co Nagisa uśmiechnął się i wytarł nos rękawem. Wzrok suni powędrował następie na Harukę. Zeskoczyła z ramion blondynka wprost na właściciela. Odgarnęła mu łapką czarną grzywkę i polizała go.
– Już wstaje, Her-chan – uśmiechnął się prawie nie zauważalnie i podniósł się z łóżka, po czym skierował się do łazienki. Heroine spojrzała za nim zdziwiona. Nikt jeszcze nie skracał jej imienia, co było denerwujące, więc szczeknęła. Haru odwrócił się w jej stronę.
– Kumene, Heroine-chan – mruknął, po czym wszedł do łazienki. Sunia kiwnęła głową i wypięła dumnie pierś.
– Zrobię coś do jedzenia! – zawołał Nagisa, po czym postawił sunie na blacie i przyjrzał się wczorajszej makreli. Podniósł talerz, jednak zaraz przybiegła Heroine i oparła się przednimi łapkami o talerz, zabierając z niego kawałek makreli.
– Heroine-chan! – zawołał blondynek, jednak gdy sunia spojrzała na niego maślanymi oczkami, uśmiechnął się lekko. – Haru-chan, będzie znając życie jeszcze ją jadł, więc zostaw mu trochę – zaśmiał się, a Heroine pokiwała lekko łebkiem, zajadając się rybą. Dalszą rozmowę, przerwał dzwonek do drzwi, przez które wszedł wysoki, złotowłosy chłopak w wieku Haruki.
– Nagisa-kun? – zapytał zdziwiony, jak dzień wcześniej Haruka. – Co Ty tutaj robisz?
– Śniadanie – powiedział uśmiechnięty blondynek. – Dobrze, że wpadłeś, Mako-chan – mruknął, wyjmując jajka i wbijając je na patelnię. Oczy Heroine latały to na Nagisę i jego jajecznicę z pięknym zapachem, to na otwarte drzwi do łazienki, w której byli Haruka i Mako. Dowiedziała się również, że 'Mako' to skrót od Makoto.
– Wszyscy mamy żeńskie imiona – westchnął Nagisa i spojrzał na sunię. Ta podeszła do niego, po czym jak kot otarła się o jego ramię. Następnie zeskoczyła z blatu, truchtając w stronę właściciela, który razem z Makoto wychodził z łazienki.
– Masz psa? – zapytał zdziwiony Makoto, a Haruka pokiwał głową i podniósł sunie.
– Zwie się Heroine – zwrócił się do przyjaciela, który zaczął drapać sunie pod brodą. – Mamy dziesięć minut! – zawołał, sprawdzając godzinę. – Ubieraj się szybko, Haru – popchnął go lekko po czym spojrzał na Nagise.
– Zdążymy – mruknął blondynek, widząc jak ubrany już Haruka je jajecznicę. Pięć minut później byli już w drodze. Heroine była prowadzona przez swojego właściciela, na prowizorycznej smyczy. Sunia spojrzała na niego po czym szczeknęła. Chciała się dowiedzieć gdzie ją prowadzili.
– Idziemy na uczelnię – Haruka spuścił wzrok, patrząc na Heroine, która pokiwała lekko łebkiem.

— ★ — ★ —

Po skończonych lekcjach chłopaków, pierwszy do przywiązanej do płotu suni, podszedł Haru. Powoli obok niej ukucnął i pogłaskał ją, po czym odwiązał 'smycz' od płotu.
– Chodź, zobaczysz coś niezwykłego – powiedział szeptem jej właściciel, po czym zaczął iść dosyć szybkim krokiem. Heroine co raz szczekała, by zwolnił kroku, jednak bez skutku. Zaraz jednak zatrzymali się przed gromadą znajomych Haruki. Łepek Heroine od razu zwrócił się ku wielkiemu basenowi, w którym pływało tysiąc, jak nie dwa tysiące różowych płatków, kwiatu z wiśni. Później spojrzała na chłopaka w wieku jej właściciela, o czerwonym kolorze włosów, który przykucnął i rękawem wycierał łzy. Heroine zdziwiona do niego podeszła i oparła się przednimi łapkami o jego kolano. Spojrzała na niego wesoło, po czym polizała go po policzku, zlizując przy okazji łzy.
– Arigato – uśmiechnął się lekko i pogłaskał sunie, która szczeknęła wesoło. – Chłopaki – podniósł się z uśmiechem, trzymając Heroine w rękach. Jednak po jego policzkach nadal spływały łzy szczęścia, co Husky rozpoznała troszkę później. Spojrzała również na swojego Harukę, który mimowolnie lekko się uśmiechnął. Szczeknęła szybko, przez co on zwrócił ku niej głowę. Sunia wyciągnęła w jego stronę łapki.
– Nie lubisz mnie? – zaśmiał się czerwonowłosy chłopak. Heroine polizała go jeszcze po nosie, jednak zaraz została odebrana mu przez Haru. – Oj Hau-chan, Haru-chan. Nie przedstawiłeś nas jeszcze – mruknął chłopak, drapiąc pod brodą sunie.
– Ja to zrobię! – zawołał Nagisa i zaraz stał pomiędzy Haru a czerwonowłosym chłopakiem. – Rin, to mała Heroine – wskazał na Husky. – Heroine, to Rin-chan – powiedział, przez co 'Rin-chan' zgromił go wzrokiem. Blondynek szturchnął go lekko w ramię, po czym uśmiechnął się.
Haru postawił sunie, po czym wszyscy z chłopaków zaczęli pływać w basenie. Heroine podeszła do brzegu basenu, po czym delikatnie zamoczyła w zimnej wodzie łapę, przez co przeszedł ją dreszcz. Zastanawiało ją to, jak oni wszyscy mogli pływać w tak zimnej wodzie. Wzruszyła jedynie 'ramionami' po czym położyła się na słońcu.
 
— ★ — ★ —

Po kilkudziesięciu miesiącach spędzonych razem z Haru, Heroine strasznie się do niego przywiązała. Chodziła z nim wszędzie. Haruka zawsze znajdywał dla niej wolny czas. Dzisiaj było tak samo. Heroine posłusznie wstała z łóżka po czym stanęła w drzwiach, czekając aż Haruka nałoży je obrożę.
- Idę - zawołał chłopak, podchodząc do niej i głaskając ją za uchem. Założył wcześniej wspomnianą rzecz, po czym biorąc w ręce smycz otworzył drzwi. Suczka wyszła spokojnie z pomieszczenia, po czym usiadła, czekając aż jej właściciel zamknie drzwi. Po chwili już szli jedną z ulic Tokyo.
- Gdzie dziś idziemy, Heroine-chan?- zapytał, patrząc na suczkę, po czym delikatnie się uśmiechnął. Husky rozejrzała się wokół i gdy zobaczyła park, załapał Haru za rękę, po czym zaczęła biec w tamtą stronę. - Nie biegnij tak - zaśmiał się chłopak i stanął, przyglądając się suczce. Ta popatrzyła na niego maślanymi oczami. Haruka zaczął się śmiać z miny Heroine. Niestety niedoszli do parku, ponieważ wcześniej jeden z kierowców na przejściu nie zatrzymał się, wręcz przeciwnie, przyśpieszył. Heroine stanęła szybko, patrząc na leżącego Harukę. Podeszła do niego i odgarnęła mu łapą grzywkę, po czym polizała go. W jej głowie wciąż pałętała się jedna myśl. Wstawaj, wstawaj... Husky bez skutku prosiła w myślach, trzymając w pysku rękę jej właściciela. Chwilę później przyjechała karetka, a Heroine zabrał Makoto, razem z Rin'em, którzy przyjechali razem z sanitariuszami. Razem z nią pojechali do mieszkania Haruki.
- Spokojnie, Heroine-chan - powiedział czerwonowłosy chłopak i pogłaskał ją za uchem. Suczka położyła mu łeb na kolanach i spojrzała na jego twarz. Zaraz wpadł Makoto, który ledwo hamował łzy. Husky wiedziała, że coś złego się dzieje. Szybko podbiegła do niego i złapała go za rękę. Mekoto spuścił wzrok.
- Haru, nie żyje - szepnął, jednak wszyscy znajdujący się w pomieszczeniu to słyszeli. Te słowa trafiły z taką prędkością do głowy Heroine, że na chwilę przywarła do ziemi, po czym zaczęła skomleć. - Już, uspokój się - powiedział, po czym pogłaskał ją po głowie.

— ★ — ★ —

Następny dzień zaczął się tak samo. Tym razem nie powitał jej wesoły głos Haru, tylko przygnębiony głos Makoto. 
- Chodź już - powiedział, widząc jak Heroine niechętnie idzie w jego stronę. Gdy otworzył drzwi, również niechętnie wyszła z pomieszczenia. Szli tą samą drogą co wczoraj i gdy zatrzymali się przy tym samym przejściu dla pieszych, Husky przywarła do ziemi. Makoto spojrzał na nią, po czym leciutko dotknął jej łba ręką, po czym głową machnął by zaczęła iść. Nic to jednak nie dało, a gdy ten lekko ją pociągnął sunia wyrwała się, po czym zaczęła biec po chodniku, zwinnie wymijając ludzi. Nie zauważyła nawet kiedy zgubiła Makoto na obrzeżach miasta. Dalej już lekko zmęczona truchtała, aż wpadła na innego psa. Miał on białą sierść i można powiedzieć, że był troszkę stary. Spojrzała na niego, po czym przekręciła łeb. Pies stał osłupiały, posyłając jej zdziwione spojrzenie. Suka cicho chrząknęła i obróciła łeb, czując się dosyć niezręcznie. 
- Przepraszam - wykrztusił pies i skinął łbem. - Po prostu kogoś mi przypominasz - westchnął i zmusił się na uśmiech. - Chodź, zaprowadzę Cię od Alfy tej sfory, jeżeli chcesz dołączyć - mruknął, po czym zaczął powoli iść. Heroine pokiwała łbem i dogoniła psa.

- Jak masz na imię? - zapytał Alfa Jocker, lustrując Husky. Suka popatrzyła na niego i cicho westchnęła.
- Heroine - rzuciła dosyć cicho. Na te słowo, biały pies staną zdziwiony.
- Tak Heroine, witaj w domu - uśmiechnął się lekko, po czym przytulił zdziwioną sukę.

Nowa suczka! - Candy

 Imię : Candy
Ksywka : Can
Głos : https://www.youtube.com/watch?v=X024NEsDyC8
Rasa : Owczarek Australijcski
Wiek : rok i pół
Płeć : suczka
Stanowisko : szamanka
Rodzina : nie żyje
Partner : nikt jej nie kocha
Charakter : tajemnicza, nieśmiała, radosna, jest telekinetyczką 
Historia : Gdy była mała jej rodzice zmarli. Wychowywała się sama. W wieku 8 miesięcy, odkryła swoje telekinetyczne umiejętności. Błąkała się aż trafiła tu. Upomnienia : 0/4
Kontakt : TheJukson / juki.pankalla@gmail.com

wtorek, 15 marca 2016

Michelle i Thomson odchodzą!


http://images7.alphacoders.com/337/337802.jpgImię : Thomson
Ksywka : Tom, Tommy lub Thomas.
Głos : JEREMI
Rasa : Husky | Owczarek niemiecki
Wiek : 6 lat
Płeć : Pies
Stanowisko : Wojownik zachodni
Rodzina :
Mama - Bligrht †
Tata - Cheroon †
Rodzeństwo - Lonlay, Michelle, Codie, Video
Partner : Meredith ♥
Charakter : Co można powiedzieć o Thomsonie. Po pierwsze to straszna gaduła, pyszczek prawie nigdy mu się nie zamyka. Kocha zabawy i robić różne psikusy, jak na swój wiek. Ma świetną smykałkę do tego. Lubi gdy coś się dzieje, a już minuta ciszy lub nudy go przytłacza. Nienawidzi być samotny, więc zawsze się gdzieś wciśnie, gdzie są inne psy. Można powiedzieć, że Tom to bardzo rozrywkowy pies. Nie oznacza to jednak, że nie umie być poważny. Zawsze może taki być, tylko po prostu mu się nie chce i nie widzi w tym większego sensu. Często ma różne ataki śmiechy, śmieje się wtedy z niczego. Często ma problemy, gdyż chętnie się w nie pakuje.
Historia : Jego historia nie jest jakoś rozległa i raczej nie będzie. Urodził się w Sforze Psiego Uśmiechu, z której niechętnie odejdzie.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : Kordła ♥ / AKA mcbibek100@gmail.com


Imię : Michelle [czyt. Miczel]
http://tapety.tja.pl/obrazki/tja_normalne/101427.jpgKsywka : Michy [czyt. Miczi] lub Mi.
Głos : Paramore
Rasa : Owczarek niemiecki i Husky
Wiek : 6 lat
Płeć : Suczka
Stanowisko : Zielarz
Rodzina :
Mama - Bligrht †
Tata - Cheroon †
Rodzeństwo - Lonlay, Thomson, Codie, Video
Partner : O dziwo jej partnerem jest Niklaus
Charakter : Michelle jest bardzo niezrównoważoną psychicznie suczką, która ma obsesje na różnego rodzaju okaleczaniu innych. Zazwyczaj zainteresowana tylko sobą. Egoistka? Jak najbardziej tak. Dla niej nie liczy się zdanie innych, nawet które może przesądzić o całym zdarzeniu. Wszystko co znajdzie, zostawia sobie i nie oddaje. Nie ma za bardzo poszerzonej listy znajomych. Przyjaźń z nią może być lekko denerwująca i uciążliwa. Jest bardzo silna psychicznie, fizycznie już mniej. Nic jej nie złamie, a różnego typu obelgi i złośliwe docinki i komentarze spływają po niej jak po kaczce. Nigdy nie odezwie się słowem, ponieważ uważa głos i rozmowę za niepotrzebną stratę czasu. Zazwyczaj tylko kiwa głową lub pokazuje rzeczy najbardziej jej potrzebne, których jest niewiele, ponieważ nie jest zbytnio wymagająca od świata. Nigdy nie pomoże i nie chce pomocy od innych, nawet bezinteresownej. Uważa, że ta osoba która chce jej pomóc ma na myśli, że Mich jest kaleką. Mimo wszystko czasami ciepło jej się robi na duszy, że ktoś pomógł takiej chamskiej duszyczce jaką jest Michelle. Wracając do chamskości - zawsze robi problemy, co sprawia jej radość. Właśnie! Michelle ma wyśmienite poczucie humoru, zawsze się śmieje swoim dziwnym, lekko psychicznym śmiechem.
Historia : Urodziła się w Sforze Psiego Uśmiechu, ale bardziej wieży w swoją wymyśloną wersję, w której urodziła się wśród zielonych kosmitów. Miała tam dostatek żywności, ale pewnego dnia, planetę zaatakowały inne ludki i kosmici oddali ją w ręce jej rodziców. Cóż, może nawet to jest prawda.

Syja!

poniedziałek, 14 marca 2016

Od Shairen CD opowiadania Shasty

   Usiadłam pewniej na turkusowym ręczniku, a kiedy pies otrząsnął się z wody, większa część cieczy rozbryznęła się po całej okolicy. Wliczając w to suche dotąd ręczniki, które tylko czekały, aż Shasta wytrze w nie swoją sierść. Nadal go obserwowałam, a ten tylko szeroko się uśmiechał. Po raz kolejny poczułam coś, czego nie potrafię określić; uczucie, że kiedyś go stracę. Skoro uważał opcję zamieszkania razem za mój przelotny wymysł, może jego uczucie też przeminie? A może w ogóle go nie było? Przestań dramatyzować, Shai. Tylko tak sobie wmawiasz! - miałam nadzieję, że chociażby wewnętrzny głos ma trochę racji. Przeturlałam się na brzuch, a Morro brodził łapami w rzece. Dziwiłam się, że nie było mu zimno. 
   Poczułam, jak łazi po mnie coś niesamowicie ciężkiego. Nie miałam najmniejszej ochoty na upomnienie psa, dlatego pozostawałam w tej samej pozycji. Kiedy moja łapa wygięła się w nienaturalny sposób od razu się uniosłam, jednak na moim grzbiecie nie było niczego, ani także nikogo. Miałam tylko wrażenie, że mojego futra w jakiś dziwny sposób przybyło w ogromnych ilościach..
- Spie*dalaj. - usłyszałam gniewny warkot Shasty, skierowany w moją stronę.
Cały ciężar natychmiast mnie opuścił. Błyskawicznie wstałam, opierając się łapą o miękki kocyk. 
- Przesłyszałam się? - zapytałam, unosząc brew.
Nie odpowiadał. Stał wpatrzony w kilka sosen, które leżały na niewielkim, piaszczystym pagórku. Zauważyłam, jak rudy ogon znika za krzewem, niegdyś przynoszącym soczyste owoce malin.
- Już tu nie wracaj! - wrzasnął, nadal przechylając łeb w stronę lasku.
Nie wiedziałam, co zrobić. Z jednej strony chciałam przywalić mu w pysk, ale nei potrafiłam tego zrobić. Nigdy nie umiałam go zranić.
- Jak sobie życzysz. - przyciszyłam głos, jednak Shasta nie odwracał łba.
Shairen, zaczekaj! - usłyszałam, jak głos samca powoli się oddala. - To nie do Ciebie! On po Tobie łaził, zrozum!

Shasta? Jakoś ją musisz przekonać. Pierwsza kłótnia XDD

Od Shasty CD opowiadania Shairen

-Ładnie ci w fiolecie. - Zaśmiałem się. 
-Haha śmieszne. - Parsknęła. - Ale ty też nie wyglądasz najgorzej w zieleni. 
Dotarliśmy do rzeki Jafiszof. Od razu wskoczyłem do wody, i zanużyłem w niej swój upaćkany pysk. Popłynąłem głębiej, aż w końcu straciłem pod łapami grunt. Nadarzyła się okazja... Zanurkowałem. Shairen nagle zauważyła, że mnie nie ma i zaczęła się drzeć. Wskoczyła do lodowatej wody i zaczęła pływać. Gdy skończył jej się grunt pod łapami, zaczęła histeryzować że nie umie pływać i się utopi. Od razu wkroczyłem do akcji. Wynurzyłem się, podnosząc Shairen do góry. Siedziała na mnie, jak na koniu krzycząc "AAAA PUŚĆ MNIE POTWORZE!". Zacząłem się śmiać. Shairen pacnęła mnie w ucho i prychnęła. 
-Jak możesz? Wiesz jak sie wystraszyłam? 
-No, wiem. I te twoje wrzaski.. - Zaśmiałem się. Wcześniej, wzięliśmy ze sobą kocyki. Rozłożyłem swój na piasku, i posadziłem tam Shairen, chwilę później okrywając ją ręcznikiem i drugim kocykiem. 
-A ty? - Zapytała. 
-Ja jestem facetem. Nie potrzebny mi kocyk. - Powiedziałem twardo patrząc się w swoje odbicie. 
-Ah no tak.. 
Po chwili przeniosłem swój wzrok na Shairen. 
-Ty tak na serio z tą przeprowadzką?-Zapytałem przekręcając łeb. 
-No raczej. - Uśmiechnęła się. 
-Musiałbym na to ostro zapracować... - Spojrzałem się w górę. 
-Już zapracowałeś.. - Szepnęła. Uśmiechnąłem się. Każde jej słowo, podnosiło mnie na duchu. Nigdy nie lubiłem samotności. Chociaż... Odkąd jestem w tej sforze.. Zawsze spałem u Shairen. Może ten pierwszy raz, kiedy jej dobrze nie znałem. Ale tego nie liczymy. Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Ciekaw jestem.. Czy zgodzi się na partnerstwo? 

Shairen? B)

Od Meversue'a - C.D Opowiadania Suzzie

Meversue gwałtownie się odsunął, kiedy biała sylwetka upadła z rozmachem na miękką, zieloną trawę. Nie miał pojęcia, co zrobić, jak się zachować; jednak wiedział, że nie może zostawić tutaj rannej suki. Nie może zostawić tam Suzzie. Ostrożnie pochylił się nad suczką, uważając, aby przypadkiem na nią nie upaść. Z jego perspektywy wyglądała zupełnie, jakby była pogrążona w głębokim śnie. Właściwie, w jej stanie nie było nic niepokojącego - a raczej niczego by nie było, jeśli jej puls nie byłby aż tak spowolniony. Zmarszczył brwi, próbując przypomnieć sobie cokolwiek z poprzednich szkoleń na temat ratownictwa. Szybko chwycił za łapę suki, przerzucając ją na swój grzbiet. Miał nadzieję, że jej bezwładne ciało będzie trzymało się na jego barkach przez całą podróż. Odwrócił się w stronę jaskiń. Uśmiechnął się, kiedy w jednej z nich ujrzał czarno-białą Borderkę. Podbiegł do niej tak szybko, na ile pozwalały mu krótkie łapki. Zawołał również rudą Husky, która - na jego nieszczęście - przyprowadziła również Jocker'a.
- Księżniczka przyszła do zamku - westchnął Mever.
- Ona NIE jest Twoją księżniczką. - warknął Alfa.
- Niestety, muszę się z tym pogodzić. - dopowiedział Sue, stąpając już na ziemistej ścieżce.

Suzzie? Wybacz, że takie krótkie, ale jak pisałem - Bezwen.

Od Shairen - C.D Opowiadania Shasty

Chciałam, żeby ten dzień trwał wiecznie. Te wszystkie rzeczy, które dzisiaj się wydarzyły z pewnością będą się zaliczać do najlepszych. Nie potrafiłam sobie wyobrazić Shasty z próbą odmowy wcześniejszej opcji.. Co bym wtedy czuła? Ból. Piekielny ból, którego niczym nie dałoby się uśmierzyć. Ale.. czym ja się wówczas martwiłam? Shasta przecież szybko mi uświadomił, co do mnie czuje. Chociaż, mógł to zrobić tylko dlatego, żeby nie sprawić mi przykrości.. Jednak uważam, że to mało prawdopodobne. Błyskawicznie przyciągnęłam go do siebie, a kilka łez spływających po moim policzku zwilżyło jego futro. Nie chciałam być uznawana za słabą, ale nigdy nie cofnęłabym tamtych łez. Wtuliłam się w jego sierść, uważając przy tym na jego łapę. Stałam tam dosyć długo, a chłodny, wiosenny wietrzyk delikatnie mierzwił naszą sierść. Kiedy samiec lekko się cofnął, dostrzegłam fioletowe ślady farb tuż pod jego łapami. Zaśmiałam się, kiedy zaczął nerwowo się rozglądać.
- Chodź, musimy Cię umyć. - westchnęłam, a uśmiech na moim pysku nie miał najmniejszego zamiaru odpuścić.
- Ciebie też, Shai - zacmokał, przewracając mnie na plecy. Zaczął wklepywać zimną maź w moje futro.
- Przestań! - wrzasnęłam, próbując wyrwać się z pułapki.
Shasta momentalnie odskoczył w bok, unikając przy tym mocnego ciosu łapą. Jego łobuzerski uśmiech utrzymywał się aż do Rzeki Jafiszof. Nie wiedziałam, za co go kocham; może za ten piękny uśmiech, wygląd, czy sam charakter? Ale.. czy on zgodzi się na partnerstwo? 

Shasta? B)