Obudziłam się, sennie otwierając oczy. Na dworze świeciło słońce, choć
zima zapowiadała się surowa. Poruszyłam się, chcąc przeciągnąć, jednak
za moimi plecami wyczułam ciepły, miękki opór.
Przypomniałam sobie wczorajszą noc i to, jak wylądowaliśmy uśpieni ramię
w ramię. Jak to brzmi? Bynajmniej co najmniej kontrowersyjnie. Trudno.
Jestem taka a nie inna, w pewnych chwilach nie daję rady sama uporać się
z tym, co mnie dręczy.
Retriever poruszył się, a jego oddech poczułam na swojej szyi. Obudził się.
Odwróciłam się do psa, posyłając mu szeroki uśmiech.
- Dzień dobry. - szepnęłam.
- Dzień dobry. - odpowiedział, a kąciki jego ust uniosły się do góry. - Jak się spało?
- Spokojnie.
Pokiwał głową na znak, że on również nie miał problemów w snach.
Ułożyłam łeb pod jego pyskiem. Nie chciałam się stąd ruszać. To była
nasza prywatna oaza spokoju, a opuszczając ją zburzylibyśmy to, co
trudno byłoby stworzyć ponownie. Poza jaskinią czeka na nas zimna, szara
rzeczywistość, podczas gdy tutaj nie opuszczało nas ciepło i dopiero co
zbudowana miła atmosfera.
Na myśl, że nie mogę tak wiecznie trwać, a chwila podobna do tej szybko
się nie powtórzy, wtuliłam się w niego mocniej. Nie wyczułam jego obroży
i przypomniał mi się moment, gdy ją stracił.
- Przepraszam. - szepnęłam nagle. Wiedziałam, jak była dla niego ważna i co sobą reprezentowała. Przeze mnie ją stracił.
- Za co? - zdziwił się. Poruszając pyskiem ocierał się o moją głowę, a mi podobała się taka bliskość.
- Może da się zapiąć ją ponownie? - spytałam, nie sprostowując mu, o co
dokładnie mi chodzi. Nie łudziłam się jednak, że nie będzie wiedział o
co chodzi.
Steve?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz