poniedziałek, 9 listopada 2015

Od Bitter Sweet'a CD. opowiadania Vice.

Wracaliśmy z miejsca ogniskowego. Mieliśmy się udać na Ice Ring z Beethoven'em, ale ten poszedł spać. Jednak chęć na ślizgi wcale nie odpuszczała. Uchyliłem kącik ust, by zaproponować Vice wędrówkę do wcześniejszego celu. Lecz gdy popatrzyłam na lśniącą tarczę księżyca, zacząłem dostrzegać, jak niesamowicie szybko się ściemnia. Postanowiłem odstawić wycieczkę na inny, sprzyjający termin. Nie każdy przecież, jak ja, lubi bez celu pałętać się o tej porze po lesie; odsypiając oczywiście, w dzień. Miałem zamiar odprowadzić sukę do domu.
- Bitter, o co chodzi? - zapytała, najwyraźniej wciąż martwiąc się o mój nagły stan wzburzenia. 
O ile o to jej chodziło. Przemilczeliśmy prawie całą trasę. Vice najwyraźniej stwierdziła, że nie chcę o tym rozmawiać, ale wszczęła dalsze "śledztwo". Lekko mnie szturchnęła. Przewróciłem oczami i uchyliłem kącik ust. Vi przyglądała się z ciekawością każdej wykonywanej przeze mnie czynności.
- Ehh... - miałem moment zawahania, w którym myślałem czy na pewno mogę jej o wszystkim opowiedzieć. - Bo widzisz, to najprawdopodobniej był jeden z wysłanników  ZLDP. - spojrzałem kątek oka na sunię, która nie wiedziała o czym mówię. - To inaczej Związek Lotnictwa dla psów. Byłem tam na kursie, i miałem oczekiwać listu w sprawie rekrutacji. 
- Czy to coś wielce okropnego? - wtrąciła - Wtedy przy ognisku wyglądałeś, jakbyś zaraz miał eksplodować.
Eksplodować? Faktycznie, ze złości aż łapy formowały się w zaciśnięte pięści.. Ale powinienem zareagować inaczej. Zupełnie inaczej. To raczej powinno budzić we mnie smutek, w końcu było to związane z moją ucieczką. Przez czas spędzony w sforze zapomniałem o tym wszystkim. 
- Nie, nie jest to nic strasznego. - przyznałem - Po prostu ta myśl obudziła we mnie wszystkie najgorsze doświadczenia.
Sunia najwyraźniej zrozumiała, raz po raz kiwała łbem.
- Jeżeli odebrałbym ten list - przełknąłem ślinę - Musiałbym wracać do mojej rodziny. Co się z tym wiąże, do mojego ojca. 
- Do zobaczeni.. - nie dokończyłem pożegnania.
Spojrzałem na miejsce naszego postoju. Ślady niedogaszonego ogniska. Vice cicho się zaśmiała. Kręciliśmy się w kółko.

Vice? : d

Brak komentarzy: