Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stanley. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Stanley. Pokaż wszystkie posty

środa, 22 czerwca 2016

Loki i Stanley odchodzą



Imię : Loki
Ksywka : Ciapek (nie lubi, kiedy ktoś tak do niego mówi)
Głos : Ryan Tedder (OneRepublic)
Rasa : Border collie
Wiek : 9 lat
Płeć : Pies
Stanowisko : -
Rodzina : Twierdzi, że nie ma.
Partner : Jest typem samotnika, ale w głębi serca marzy o bratniej duszy.
Charakter : Nie okazuje uczuć, traktuje większość psów z wyższością, woli samotnie iść przez życie, niż włóczyć się za grupką "nic nie wartych kundli".
Historia : Mamę i rodzeństwo pamięta jak przez mgłę. Nic dziwnego, był wtedy mały. Najmniejszy. Do późnego dzieciństwa poniżano go i dokuczano właśnie z tego powodu. Dopiero kiedy zaprzyjaźnił się z Maszim, zrozumiał, że nie wszystkie psy są podłe. Postanowił mu pomóc i dołączył do sfory.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : snaraluch
Towarzysz : Jarvis KLIK Opowiadanie na ten temat : KLIK




Imię: Stanley
Ksywka: Stan
Głos: Olly Murs
Rasa: siberian husky
Wiek: 8 lat
Płeć: pies
Stanowisko: wojownik wschodni
Rodzina: brak
Partner: brak
Charakter : Przyjazny, pomocny, miły.
Historia: Nie pamięta swojej rodziny.Wychował się wśród ludzi, którzy traktowali go jak maskotkę. Pewnego dnia postanowił uciec.
Upomnienia: 0/4
Kontakt: snaraluch

Od Castiela - CD opowiadania Jockera

    Zwolniłem, kiedy tylko zniknąłem alfie z oczu. Tak będzie lepiej. Sporadyczne wybuchy emocji, niekontrolowane zachowanie - tak robią inni. Póki na mnie patrzą muszę dostosować się do ich sposobu postrzegania świata, bo nikt nie zaufa wyróżniającemu się z tłumu psu. Lepiej być takim samym jak wszyscy.
    Przywiesiłem koleją ulotkę. Zastanawiało mnie to, że alfa miał je już przygotowane. Chociaż w sumie nic nie powinno mnie dziwić.
    - Oczywiście bierzesz w tym udział? - rozległ się głos za moimi plecami.
    Słyszałem, że się do mnie podkrada, więc nawet nie drgnąłem kiedy jego radośniejszy niż zwykle głos rozbrzmiał jak bęben tuż przy moim uchu. Odwróciłem się, obdarzając wpatrującego się w plakat Lokiego zimnym spojrzeniem.
    - Tak, biorę...
    Zamierzałem jeszcze coś dodać, ale za ojcem stał Stanley, który przerwał mi swoim "Cześć, młody". Młody - zabolało. Wiekowo może, ale na litość Odyna, po co to było? Chciał się pochwalić dłuższym stażem na tym świecie? "Nie ciesz się, stary, to ty szybciej umrzesz".
    - Wyjeżdżacie? - spytałem lekko zdziwiony, widząc tobołki, jakie im towarzyszyły.
    Loki od dłuższego czasu mówił o opuszczeniu sfory, ale na tym mówieniu się kończyło. Już? Tylko opuściłem jaskinię, a on przeszedł do działania? Wydało mi się to śmieszne, chociaż z tym było jak z ulotkami. Nie ważne jakim cudem i skąd, po prostu były i koniec tematu.
    - Tak, chciałem... Chcieliśmy się pożegnać - zaczął niepewnie Loki. - Rozmawialiśmy kiedyś o tym i... To dobry czas, więc najlepiej będzie, jeśli już-teraz... Chciałem ci podziękować. Za wszystko co dla mnie zrobiłeś.
    - Ty zrobiłeś dla mnie więcej i to ja powinienem ci dziękować - zrobiło mi się smutno, czwarty raz w życiu - drugi odkąd opuściłem dom. Chcąc-nie chcąc Loki był moim ojcem, zajął się mną za młodu i zasługiwał na szacunek z mojej strony.
    - Wiesz, że nie lubię pożegnań? - bardziej stwierdził niż spytał. - Dbaj o siebie, jedz dużo warzyw, nie izoluj się od świata. Może kiedyś się jeszcze spotkamy.
    Chciał mnie przytulić, ale zamiast tego zrobił niepewny krok w moją stronę, by położyć mi łapę na ramieniu.
    - Jestem z ciebie dumny - powiedział lekko się uśmiechając, a jego oczy zaszły łzami. Emocje.
    - Ty też na siebie uważaj - odparłem sztywno. - I pilnuj Stana. Czemu w ogóle bierzesz go ze sobą?
    - Ponieważ ON szuka perspektyw - wtrącił się Stanley. - I nudzi mu się tutaj. Zresztą twojego staruszka trzeba przypilnować.
    - Pomogę mu znaleźć inną sforę - skrzywił się Loki. - Jak najszybciej. Nie będzie długo za mną łaził.
    - O to to. - Stan poklepał go po grzbiecie. - Czas na nas, pa młody.
    Husky zakręcił się i z wolna ruszył w stronę miasta. Loki jeszcze przez chwile stał i nieruchomo patrzył na mnie. Potem ruszył za nim.
    - Tato! - krzyknąłem.
    Chyba jeszcze nigdy tak na niego nie powiedziałem. Pies przystanął. Obdarzył mnie ciepłym spojrzeniem.
    - Dziękuję.
    Uśmiech. Ruszył za Stanem i po chwili zniknął mi z oczu.

***

    - Ulotki rozwieszone - rzuciłem, przekraczając próg jaskini Jockera. - Zadanie wykona... Halo? Jest tu kto?
    To było głupie. Odejście Lokiego rozproszyło mnie do tego stopnia, że mówiłem sam do siebie.
    - Alfo?... Jocker?
    Rozejrzałem się uważnie po mieszkaniu, ale mój wzrok nie napotkał nikogo. Musiało się coś stać skoro alfy nie ma w godzinach pracy, a jeśli tak, to nie znajdę go szybko. Więc po co szukać? Zwyczajnie usiądę i poczekam, przemyślę parę spraw. Tak zrobiłem.
    Powoli zaczęło do mnie docierać, że teraz nie mam nikogo bliskiego w tej sforze. Jeśli coś mi się stanie, będę skazany sam na siebie lub na przypadkowe psy. Psy, którym nie ufam i które zazwyczaj chcą coś w zamian za pomoc. Będzie ciężej, ale nieopisanie lepiej. Więzi z innymi tylko utrudniają osiągnięcie postawionych sobie celów.
    Zacząłem martwić się nadchodzącym głosowaniem. Najbardziej obawiałem się tego, że sforzanie w ogóle nie wezmą mnie pod uwagę. To był najczarniejszy scenariusz. W zawodach powinno brać się udział, jeśli ma się 100% szans na zwycięstwo i 0% szans na ośmieszenie się. Co prawda mógłbym się wycofać, ale byłoby to gorsze niż porażka. Musiałem walczyć, nikt nie powiedział, że będzie lekko.
    - Długo czekasz? - Jocker wszedł uśmiechnięty do jaskini.
    - Nie, niezbyt - powiedziałem powoli.
    Pies pokiwał łbem i podszedł do szafy, wyraźnie czegoś szukając.
    - Wiesz, Loki i Stan odeszli - zacząłem niechętnie. - Pewnie słyszałeś?
    - Tak nagle? - Nadal grzebał w szafie, nie patrząc w moją stronę. - Nie, nie słyszałem. Loki coś marudził, ale Stan? Szkoda.
    - Taa, szkoda. Nie po to przyszedłem. Chciałem się spytać, czy ktoś zgłosił się już na ten... konkurs. I spytać, czy... ewentualnie... nie warto byłoby zrobić przynajmniej jednego pojedynku słownego czy czegoś w tym stylu?

Jocker?
   

niedziela, 28 lutego 2016

Od Stanley'a - CD opowiadania Avalon

-Pewnie, że cię lubię! - odpowiedziałem bez chwili zastanowienia.
       Przecież lubię wszystkich, bez wyjątku.  Nawet tych niemiłych i tych którzy mnie unikają. Co prawda jednych mniej, innych bardziej, ale to przez to, że nie każdego znam.
       Szliśmy w ciszy, ale wcale nie przeszkadzało nam, że nikt nic nie mówi. Rozglądaliśmy się, szukaliśmy oznak wiosny, do czasu, aż dotarliśmy na miejsce. Tam świat jakby odżywał szybciej. Śnieg leżał tylko w niektórych miejscach, a gdzieniegdzie spod warstwy gleby przebijały się jasnozielone kłosy. Zeszłoroczna lawenda, nie tak barwna, ale nadal pachnąca tworzyła pasy grządek, w których tarzałem się za młodu.
-To co robimy? - spytałem.
-Może... Po prostu się przejdźmy - odpowiedziała suczka, przeskakując przez grządkę lawendy.
       Skoczyłem za nią i tak spodobało mi się udawanie zająca, że skoczyłem przez jeszcze jedną. I jeszcze jedną, i jeszcze jedną. Aż w końcu potknąłem się i poleciałem do przodu. Wstałem, otrzepałem się i rozejrzałem. Avalon gdzieś zniknęła. Może poszła w inną stronę, albo się gdzieś na mnie zaczaiła. Jeszcze raz się rozejrzałem.

Avalon?

środa, 27 stycznia 2016

Od Stanley'a - CD opowiadania Avalon

       Z Avalon rozstałem się przy rozwidleniu. Byłem tak zmęczony, że nie dałem rady proponować herbatki, czy chociażby odprowadzenia.

       Po raz pierwszy od dłuższego czasu należycie się wyspałem. Być może potrzebowałem nie tylko zmęczenia fizycznego, a również psychicznego. W każdym razie szczeniakom udało się to i to.
       Wstałem dość późno. Słońce co prawda dopiero wyszło zza horyzontu, ale zazwyczaj nie przegapiam ani sekundy jego wędrówki. Siadam na kamieniu i oczekuję jego pojawienia. Czasem godzinę, czasem pół, do czasu, aż całkowicie się wyłoni. Nie chcę żeby od rana było same.
       Zaraz po porannej przebieżce, udałem się do jaskini Avalon. Chciałem zobaczyć co u niej. Nawet jeśli nie widzieliśmy się zaledwie kilkanaście godzin, to i tak chciałem się z nią spotkać. Dowiedzieć się jak się czuje, co robi.
       Szedłem radośnie nucąc, do miejsca z którego można było zobaczyć jej dom. Już miałem zamiar podbiec, gdy nagle uświadomiłem coś sobie. Może ona nie chce się ze mną widzieć? Może ma mnie dosyć? Dosyć moich żartów, wygłupów, niepoważnego podejścia do życia. Jak dotąd nie spotkałem nikogo, kto by mnie specjalnie polubił. Zazwyczaj mówili mi to w prost, a Av najwyraźniej nie ma śmiałości. Zrobiło mi się głupio, że tak się narzucam.
-Stan? - rozległ się głos za moimi plecami, więc chcąc nie chcąc odwróciłem się.
Stała tam Avalon i wpatrywała się we mnie lekko zaniepokojona.
-Coś się stało? - spytała. - Wyglądasz tak jakoś... Inaczej.
-Nie, nie - odpowiedziałem zbyt szybko. - Ja... Pójdę już.
Zamierzałem ruszyć w drogę powrotną, gdy mnie zatrzymała.
-Czekaj! - Wyprzedziła mnie i zabiegła drogę. - O co chodzi? Tylko nie kłam, bo nie umiesz.
-Yy... - zacząłem. - Ja... Ja chciałem się ciebie o coś spytać, ale...
Miałem zamiar zakończyć swoją wypowiedź "ale", lecz suczka niewerbalnie dawała mi sygnały, że nie odpuści.
-...Czy ty mnie lubisz? - zdecydowałem się zadać to pytanie zamiast "czy masz mnie dosyć?".
Westchnęła.

Avalon?

piątek, 13 listopada 2015

Od Stanley'a - CD opowiadania Skyres

-Wiem, Sky - westchnąłem. - Wiem.
Suczka wlepiła we mnie źrenice z zaciekawieniem, mając nadzieję, że się czegoś dowie. Ja natomiast uśmiechnąłem się, po czym wstałem.
-Przejdźmy się - zaproponowałem. - Nie dam rady siedzieć w miejscu. Muszę się ruszać, żeby nie zamarznąć.
Kiwnęła obojętnie głową. Najwidoczniej zainteresowała ją moja "tajemnica", której temat tak bezmyślnie wczoraj zacząłem. Po części żałowałem tego, a jednak czułem palącą potrzebę wygadania się komuś. Nie radziłem sobie z tym sam, nie wiedziałem jak reagować i może lepiej byłoby, gdyby cała sfora dowiedziała się, że coś jest ze mną nie tak. Że nie jestem w pełni normalnym psem.

Szliśmy w milczeniu. Sky starała się znaleźć jakiś temat, ale przerywałem jej każdą próbę westchnięciem, bądź krótkim "yhy". Chciałem pomyśleć. Przemyśleć wszystko to co do tej pory przeżyłem i znaleźć jakąś szansę na normalność. Czułem, że bez pomocy psychologa się nie obejdzie.
-Swędzi cię jeszcze? - znów zadała mi pytanie.
-Tak - odparłem beznamiętnie, nie starając się nawet utrzymać kontaktu z rozmówcą.
-Co się do jasnej cholery z tobą dzieje?! - krzyknęła, wyprzedziwszy mnie i zatarasowawszy drogę. - Od wczoraj zachowujesz się jak... Nie ty. Stan! Proszę, powiedz. Chcę ci tylko pomóc.
Spuściłem łeb. Dość ciężko było mi o tym mówić, zwłaszcza, że mogłem zostać wyśmiany lub znienawidzony, a sam temat był dość drażliwy.
-Chodzi o to co wczoraj powiedziałaś - zdecydowałem się z nią o tym porozmawiać.
Sky zmarszczyła brwi, usiłując przypomnieć sobie większość wypowiedzi z wczoraj. Zupełnie jakby było ich kolosalne dużo.
-... O rodzinie - kontynuowałem. - A raczej o jej zakładaniu. Wiesz, partnerka, szczeniaki...
Kiedy przerywałem, patrzyła na mnie jeszcze uważniej, niż kiedy mówiłem. Nie wtrąciła ani słówka, tylko czekała, aż wyrzucę z siebie wszystko, co miałem do wyrzucenia.
-Sky, to... - nie potrafiłem tego powiedzieć. - Mam problem, tak, mam wielki problem. Bardzo chciałbym mieć rodzinę, nawet taką z dwudziestoma szczeniakami. Chciałbym znaleźć kogoś kto mnie pokocha, ale to jest... Niemożliwe. Po prostu nie mam szans na założenie szczęśliwej rodziny, bo... Nie mogę. Suczki nie są dla mnie. W sensie, że mnie nie interesują. To bardzo skomplikowane... Nie zrozumiesz.
Wziąłem głęboki wdech i z obawą spojrzałem na Sky. Nadal stała nieruchomo, lecz jej wzrok nie spoczywał już na mnie. Nie potrafiłem odczytać jej emocji nawet w najmniejszym stopniu.
-Czy... - zacząłem niepewnie. - Zanim mnie jeszcze nie znienawidziłaś, możesz wyświadczyć mi przysługę? Potrzebuję fachowej pomocy specjalisty, a ty na pewno znasz więcej psychologów niż ja. Może mogłabyś mnie do jakiegoś zaprowadzić?
Cisza.
-Proszę...

Skyres?

poniedziałek, 26 października 2015

Od Stanley'a - CD opowiadania Skyres

To była jedna z tych rzeczy których najbardziej się obawiałem.
-Cóż, ekhem - zamyśliłem się. - Coś wymyślę... Oj, będzie dobrze. Trzeba myśleć pozytywnie.
Posłała mi ciepły uśmiech. W rzeczywistości nie byłem pewny, czy faktycznie będzie dobrze. Czułem się jak wymiętolony tobołek, a przez zbyt długie przebywanie w niskiej temperaturze bez żadnej warstwy ochronnej, wiedziałem, że zapalenie płuc, to tylko kwestia kilku dni lub godzin. Ponoć ta choroba jest dość poważna, więc chcąc nie chcąc, bałem się tego co dalej będzie.
-Musisz znaleźć sobie coś do okrycia - palnęła nagle Sky. - Wiesz, zamiast futra. Inaczej zamarzniesz.
-Myślałem o tym - westchnąłem. - Na razie jednak nie będę się tym przejmować. Chociaż faktycznie, robi się coraz zimniej.
Gwałtownie uderzyło we mnie coś na kształt fali dźwiękowej. Zakuło w głowie, powodując zawroty i zmuszając do stłumionego jęknięcia. Niemal przywarłem do podłoża, trzymając łapą za głowę, jakby z obawy, że zaraz rozbryźnie.
-Stan?! - suczka natychmiast skoczyła w moim kierunku. - Co się dzieje?
-Nic - uspokoiłem, powoli się prostując i rozsuwając zaciśnięte jeszcze chwilę przedtem powieki. Oddychałem płytko i niemiarowo, ale ból jak szybko się pojawił, tak znikł. Nie było po nim śladu, z wyjątkiem otumanienia.
-Powinien obejrzeć cię lekarz - powiedziała z powagą. - No chodź, zaprowadzę cię.
-Nie! - zaparłem się. - Już w porządku. Naprawdę. To przez stres, Sky, już mi przeszło.
Pokiwała bezradnie głową, zdając sobie sprawę z tego, że nie może mnie zmusić, a siłą też mnie raczej nie zaciągnie. Zacząłem temat o kaczkach, by jakoś rozluźnić atmosferę. Udało się. Spędziliśmy jeszcze godzinę na rozmowie, żartach i bezsensownych ciekawostkach z życia. Zdawało mi się, że Skyres nawet mnie lubi, chociaż wyrażenie "toleruje mój charakter" byłoby bardziej trafne.
Tymczasem zaczynało się ściemniać, toteż podmuchy coraz to zimniejszego wiatru, zaczęły mi doskwierać. Najwyższa pora wyruszyć do domu. Tknęła mnie myśl, aby po drodze nazbierać liści, które, niczym puchowy koc, pozwoliłyby mi na w miarę znośne przetrwanie nocy.
-Wracamy? - spytała Sky, zupełnie jakby czytała mi w myślach.
Skinąłem głową i już chwilę później wracaliśmy z terenów przybrzeżnych.
-Dziwię się, że twój partner pozwala ci tak chadzać - podjąłem temat. - Nie pilnuje cię?
-Przecież nie będzie mnie trzymał na sznurku - odpowiedziała, śmiejąc się lekko. - Jak kogoś się kocha, to ma się do niego zaufanie.
-Mhm - westchnąłem. - Ciekawe...
-Co ja ci tu będę truć, sam się przekonasz. Poznasz jakąś suczkę, założysz rodzinę...
Uśmiechnąłem się, lecz tylko z grzeczności, bowiem czułem, że w środku coś mnie rozrywało. W nieszczerym grymasie pozostawałem przez kilka sekund, aż w końcu spuściłem łeb i wbiłem wzrok w ziemię.
-Ja... - zakłopotała się suczka. - Jeśli powiedziałam coś nie tak, to przepraszam.
-Co? - wyrwałem się z zawieszenia. - Nie, nie, skąd... Ja tylko... Zmęczony jestem. Tyle.
-Stan, coś cię gryzie? Możesz mi o wszystkim powiedzieć - ujrzałem troskę w jej oczach.
-Nie, dzięki - położyłem uszy. - Nie widzę potrzeby rozmawiania o moich... Ogólnie o mnie. Zresztą z czasem, pewnie się dowiesz.
-Dowiem o czym?! - spojrzała zdziwiona, jednocześnie zaprzestając marszu.
Nie miałem siły tego ciągnąć, więc powiedziałem krótkie "cześć" i ruszyłem w swoją stronę. Zapomniałem kompletnie o liściach, które miałem nazbierać po drodze, zapomniałem o całym świecie, w głowie cały czas mając odbijające się echem słowa Skyres. "Partnerka", "rodzina".

Skyres?

wtorek, 22 września 2015

Od Stanley'a - CD opowiadania Skyres

-Tak w sumie, to może być - popatrzyłem na ogolone miejsca, w celu bliższego zapoznania się z wykonaną przez Sky pracą. - Owszem, jest trochę... Nierówno i... Niedokładnie, ale ujdzie.
Suczka posłała mi uśmiech i zatrzymała wzrok na mojej skórze, skąd niegdyś wyrastała bujna sierść. Teraz była tak krótka, że zamiast układać się wzdłuż ciała i powiewać znikomo na najdrobniejszych powiewach wiatru, sterczała, niczym suche gałęzie. Prawie niedostrzegalna, miejscami w ogóle nieobecna. Bladoróżowa skóra, teraz doskonale widoczna, czyniła ze mnie kogoś na kształt wyrośniętego prosiaka. Nie przeszkadzało mi to. Od zawsze lubiłem się wyróżniać. Jednak najzabawniejszy był zdecydowanie ogon. Już nie puchaty i dostojny, lecz długi i cieniutki. Jak u szczura. Można powiedzieć, że stałem się wybrykiem natury, którego dałoby się podciągnąć pod kilka gatunków zwierząt domowych.
Najważniejsze, że czułem się o kilka kilogramów lżejszy. Mogłem normalnie oddychać, nie dusić się, starając zaczerpnąć powietrza spod warstw sierści. Czułem się po prostu świetnie, jak nowo narodzony.
-Chodźmy się przejść! - krzyknąłem entuzjastycznie. - Wszyscy muszą mnie zobaczyć, niech wiedzą, że... Cholera! - nagle przywarłem do podłoża.
-Co się stało?! - Sky patrzyła jak tarzam się po ziemi.
Niczym wyciągnięta z wody ryba, miotałem się po piachu, klnąc i prosząc o ratunek. Nie widziałem reakcji suczki, ani jej zdziwionego pyska, ale mógłbym przysiąc że ją zamurowało.
-Stan?! - krzyknęła z przestrachem. - Co się dzieje?! Co ty robisz?!
-Ss...swędzi! - wydukałem, nie przestając się tarzać. - Zrób coś!!!
-Yy, dobra - próbowała na poczekaniu coś wymyślić. - Może... Wskocz do jeziora.
To słysząc, zerwałem się z miejsca i galopem ruszyłem w stronę linii brzegowej. Nie czekając wskoczyłem do wody, która teraz wydawała się obrzydliwie zimna. Swędzenie ustało. Wziąłem głęboki oddech starając się nie myśleć o wychładzającym się organizmie. Chwilę później na brzegu ukazała się Sky. Powoli weszła do wody i zmierzając w moim kierunku zapytała jak się czuję. Parsknąłem.
-Zimno mi, swędzi i jestem głodny - westchnąłem. - Bywało lepiej.
-Przypominam ci, że sam chciałeś tej... metamorfozy - powiedziała. - Mogłeś to chociaż trochę przemyśleć.
-Yph - przewróciłem oczami.
Nie lubię myśleć, wolę robić i patrzeć co się stanie. Mniej wysiłku i nauka na całe życie. Skyres stała nieopodal mnie, na podobnej głębokości i patrzyła w dal, jakby nie wiedząc co powiedzieć. Przez futro nie czuła niskiej temperatury wody, toteż nie trzęsła się tak jak ja. Sekunda za sekundą czułem jak uchodzi ze mnie ciepło, a zęby bezwiednie zaczęły o siebie stukać.
-Co teraz zamierzasz zrobić? - suczka chyba zauważyła moje reakcje. - Przecież nie możesz tak siedzieć.
-Ale kiedy wyjdę, znów będzie swędzieć - jęknąłem. - M-musisz m-mi po-pomóc - nie potrafiłem powstrzymać się od drgawek. - Idź d-do jakiegoś zielarza. Niech m-mi przepisze m-maść czy c-coś.

Skyres?

wtorek, 1 września 2015

Od Stanley'a - CD opowiadania Skyres

-Czekaj! - krzyknąłem i odskoczyłem od futro-pozbywacza.
-Czyżbyś się rozmyślił? - suczka posłała mi uśmiech, po czym wyłączyła maszynkę.
-Nie. Targają mną niespokojne myśli - pokiwałem poważnie głową. - Wpierw chcę poznać twoją przeszłość zawodową. Wiesz, dyplomy, szkolenia, reakcje klientów...
Suczka popatrzyła na mnie jak na przybysza z innej planety. Spojrzała na maszynkę i z powrotem na mnie, jakby czekając aż będę kontynuował zaczętą wypowiedź.
-Jeśli chodzi o doświadczenie - jednak ona przerwała ciszę. - Potrafię włączyć to coś i wyłączyć.
-Obawiam się, że to mi nie wystarczy.
-Jak nie, to nie - wzruszyła ramionami. - Twoje futro, twoja decyzja...
-Dobra, ciachaj - ustawiłem się bokiem i zmrużyłem oczy. - Co będzie, to będzie.
Spod na wpół opuszczonych powiek dostrzegłem zbliżającą się z przebiegłym uśmiechem Sky. Naraz brzęczenie maszynki rozległo się po okolicy. Całkowicie zamknąłem oczy. Dźwięk był coraz bliżej i bliżej, aż nagle metalowe ząbki przywarły mi do skóry. Serce skoczyło mi do gardła.
-Stój! - znów odskoczyłem od maszynki na jakieś pół metra.
-Co znowu?! - suczka ją wyłączyła i spojrzała na mnie z niecierpliwością na pysku.
-Czy ty w ogóle wiesz, jak chcesz to zrobić?! - zmarszczyłem brwi.
-Oczywiście, że wiem. Przykładam ci maszynkę do futra i przesuwam, przykładam i przesuwam, przykładam i...
-A co jak się zatnie?! - padł na mnie blady strach. - Werżnie mi się takie coś w skórę i nie wyjmiesz. A ja się w tym czasie wykrwawię. Wezmę tą twoją pieprzoną kosiarkę do grobu. Stracisz, mnie i ją, wszystko co masz!
-Mam jeszcze męża, dzieci i przyjaciół, także nie będzie aż tak źle - uśmiechnęła się, zupełnie tak, jakby wizja śmierci wcale ją nie przerażała. - I postaram się cię nie ukatrupić.
Kolejny raz nie wiedziałem jaką podjąć decyzję. Śmierć przez przegrzanie vs. wykrwawienie. Obie nie byłyby najmilsze, ale golenie zapewniłoby mi większe szanse na przeżycie. I dowiedziałbym się, czy pod futrem jestem różowiutki.
-Przekonałaś mnie - ponownie ustawiłem się bokiem. - Ciapaj, byle szybko... To znaczy, byle ostrożnie.
Sky, nie czekając, przyłożyła mi uruchomioną maszynkę do ciała. Dziwność tego uczucia nigdy nie mogłaby zostać wyrażona w żadnej skali. Jednak tym razem nie odskoczyłem.

Skyres? Załóżmy, że w naszych opkach nadal jest lato.

Od Stanley'a - CD opowiadania Avalon

-Nie zaprzeczę - uniosłem łeb. - Z moich obliczeń wynika, że są wszyscy.
-Z twoich obliczeń? - suczka skrzywiła się podczas wypowiadania tych słów. - Nie obraź się, ale lepiej będzie, jeśli powtórzę te obliczenia.
Zrobiłem urażoną minę. Avalon przejechała wzrokiem po szczeniakach i z uśmiechem stwierdziła, że są wszyscy.
-Nudzi mi się - pisnął jakiś szczeniak, a reszta mu zawtórowała.
-Nic nie poradzimy na to, że wam się nudzi - westchnąłem. - Ale możemy się w coś pobawić. Co powiecie na...
Nie dokończyłem, bo Avalon z całej siły palnęła mnie w łeb. Niby nic takiego, ale aż zachwiałem się pod wpływem uderzenia.
-Nawalanka? - znów czyjś piskliwy głosik przeszył powietrze.
-Nie - krzyknąłem.
-Stanley opowie wam bajkę! - to Av wpadła na ten genialny pomysł.
Nie pomyślała jednak, że Stanley nie zna zbyt wielu bajek. Rodzice nie zdążyli mu żadnych przekazać, a Loki uważał, że wymyślone historie to strata czasu. Jedyne bajki jakie znałem pochodziły z okresu, w którym mieszkałem z ludźmi. W mojej pamięci były wyblakłe, a ich zakończonej prawie wcale nie pamiętałem. Nic dziwnego. Słyszałem je tylko raz. Dzieci wolały wgapiać się w ekrany elektronicznych ustrojstw niż słuchać mądrości przekazywanej przez starszych.
Poleciłem szczeniakom, aby usiadły w kółku. Mimo wszystko wcale się nie wykręcałem. Wolałem to niż chociażby noszenie bachorów na własnym grzbiecie.
-Dawno, dawno temu; za górami, za lasami; mieszkała mała dziewczynka z mamą. Nosiła czerwony kapturek, przez co zwano ją...
-Eee - naraz szczeniaki zaczęły jęczeć.
-Wszyscy to znają - powiedział Walter - To nudna bajka.
-A w dodatku ma brzydkie zakończenie - wtrąciła Cortney. - To niesprawiedliwe, że tak potraktowali wilka.
Dalszą wymianę zdań przerwało przybycie niespodziewanego gościa. Najwyraźniej słyszał już o naszej zabawie w chowanego i nie był z niej zbytnio zadowolony. Tak, Mashine zdecydowanie wyglądał na wkurzonego.
-Stanley! Avalon! - powiedział lekko podniesionym tonem głosu. - Co to ma znaczyć?!
-Sądzisz, że "Czerwony Kapturek" jest zbyt demoralizujący? - zakpiłem, nie zważając na poważną minę alfy.
-Przepraszamy, Maszi - Avalon podeszła bliżej niego. - To było... Jednorazowe rozproszenie. Koniec z ryzykownymi zabawami.
-Mam nadzieję - Mashine wyraźnie złagodniał. - Dostaliście nauczkę, wystarczy. Cofam wam karę.
-Dziękujemy, najłaskawszy. - Ukłoniłem się przesadnie.
-Ale macie się zachowywać - westchnął. - Odprowadźcie szczeniaki.

Avalon?

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Od Stanley'a - CD opowiadania Skyres

-Jeśli to był komplement, to dziękuję - powiedziałem, wyszedłszy na brzeg.
Otrzepałem się i przeciągnąłem, ziewając przy okazji. Żar lejący się z nieba, wyczerpał moją dzienną nadwyżkę energii. Sky też nie wyglądała najlepiej. Mimo kąpieli w lodowatej wodzie, ulga nie trwała zbyt długo. Leżałem w cieniu niedaleko Sky i zastanawiałem się co zrobić.
-Gorąco! - przekrzywiłem łeb w stronę suczki.
-To chodź do wody - uśmiechnęła się lekko.
-I tu pojawia się problem - pokiwałem głową w zamyśleniu. - Jeśli wejdę do wody, to futro znów mi namoknie, a dźwiganie mokrego futra męczy. Bo jest to wysiłek, przez który robi mi się jeszcze bardziej gorąco.
-No, to rzeczywiście, masz problem - westchnęła. - Nie filozofuj, tylko idź do wody.
-Nie! - powiedziałem niczym szczeniak, upierający się przy swoim.
Wstałem i bez słowa ruszyłem w kierunku przeciwnym do rzeki. Zaraz za sobą usłyszałem pytający głos Sky. Nie odpowiedziałem. Z podniesionym czołem szedłem przed siebie.
-Stan! - suczka już nie siedziała, dogoniła mnie. - Co się stało?!
-Jeszcze się pytasz? - udałem oburzenie. - Gorąco mi! Muszę coś z tym zrobić.
-Nie chcę cię rozczarować - na pysku Sky zagościł uśmieszek, - ale nikt nie wymyślił lepszego sposobu na radzenie sobie z upałem, niż zimna kąpiel.
-Ja wymyśliłem - odpowiedziałem dumnie. - Muszę się pozbyć futra. Znajdę kogoś, kto obstrzygnie mnie na łyso.

Skyres?

środa, 5 sierpnia 2015

Od Stanley'a - CD opowiadania Skyres

Świetnie, teraz to jej się zachciało gadać na ten temat. Zdałem sobie sprawę, że na moim pysku nie ma uśmiechu. Szybko to naprawiłem.
-Dobrze, że tak uważasz - starałem się brzmieć naturalnie. - Sorry, ale nie chce mi się o tym rozmawiać.
Na twarzy Sky zagościło współczucie. Z trudem je rozpoznałem, bo do tej pory niewiele osób miało powód, by mi je okazać.
-Nie ma się czym martwić - Sky nie odpuszczała. - Są naprawdę dużo gorsze przewinienia...
-Wiem, wiem - przewróciłem oczami, chcąc pokazać, że temat jest dla mnie obojętny, choć tak naprawdę nie był. - Chcesz jeszcze o czymś pogadać? Bo z miłą chęcią poszedłbym się wykąpać.

Skyres?

poniedziałek, 27 lipca 2015

Od Stanley'a - CD opowiadania Avalon

-Aa, wiesz, tak przechodziłem - odpowiedziałem, próbując wymyślić jakąś wymówkę.
-Musiałeś mieć ważniejszy powód - westchnęła. - No, mów.
W tym momencie zdałem sobie sprawę, że nie odpuści i dalsze granie na zwłokę może ją niepotrzebnie wkurzyć. Wziąłem głęboki wdech.
-Miałem dziwny sen - zacząłem niepewnie. - Bardzo dziwny... Był bardzo realistyczny...
Nie potrafiłem wydusić z siebie nic więcej. Avalon wzięłaby mnie za gościa z wybujałą wyobraźnią lub, co gorsze, za tchórza.
-Śniła ci się Vista? - spytała nagle.
Gwałtownie odwróciłem łeb w jej stronę. To niemożliwe, żeby czytała w myślach.
-Tak - przytaknąłem, z powrotem wbijając wzrok w podłogę.
Av nie poruszyła już więcej tego tematu. Wstała, rozejrzała się po jaskini, chwyciła kilka rzeczy i spojrzała na mnie wyczekująco.
-Idziemy? Szczeniaki już pewnie czekają.
Szczeniaki. No tak, zapomniałem o karze, jaką mieliśmy odbębnić. Z jednej strony lepiej będzie mieć to już za sobą i nie roztrząsać zbytnio przeszłości. Trzeba się skupić na zadaniu.

Szczeniaków nie było dużo. Nesty, Jack, Martin, Walter i Cortney. Stadko pięciu psiaków, które niesamowicie głośno wymieniało między sobą opinie na temat tymczasowych opiekunów. Mashine, chyba specjalnie wybrał takie, a nie inne psiaki.
-Dzieci! - Avalon starała się choć na chwilę je uspokoić. - Ustawcie się w szeregu!
Cortney natychmiast wykonała polecenie, ale widząc, że inni się do niego nie zastosowali, opuściła wskazane przez Av miejsce.
-Spokój, wypłosze! - krzyknąłem, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
Avalon spojrzała na mnie i przewróciła oczami. Zupełnie, jakbym był szóstym dzieckiem.
-Ej, Stan nas obraził! - krzyknął ktoś z tłumu i momentalnie zapanowała cisza.
Nie na długo, bo małe potworki podbiegły do mnie, skandując "na stos". Cofnąłem się, lekko przestraszony ich brutalnością.
-Pobawmy się w chowanego! - palnąłem, próbując zatrzymać egzekucję. - Avalon liczy!
Z entuzjazmem przyjęto mój pomysł. Szczeniaki rozpierzchły się we wszystkie strony świata, niczym karaluchy. Avalon spojrzała na mnie. Była wyraźnie zdenerwowana.
-Stan, przyznaj, że to nie było mądre - warknęła. - Mieliśmy się nimi opiekować, a nie pogubić. Przecież my ich teraz nie znajdziemy.
Z trudem przełknąłem ślinę. Trochę w tym prawdy było.
-Więc może zacznijmy szukać? - uśmiechnąłem się, chcąc załagodzić sytuację.

Avalon?

piątek, 3 lipca 2015

Od Stanley'a - CD opowiadania Avalon

-Cześć - powiedziałem, po czym odwróciłem się w stronę swojego domu.
Na samą myśl, że będę musiał siedzieć sam w mieszkaniu cały wieczór, robiło mi się niedobrze. Jednak wolałem przez najbliższy czas nie pokazywać się publicznie. Nie wiadomo co inni o mnie myślą, ani jak bardzo nienawidzą mnie za to co zrobiłem. Najlepszym wyjściem jest przeczekanie. Zresztą nie wypadało napraszać się Avalon. Ma swoje zajęcia i obowiązki, do których nie należy pomaganie wystraszonemu szczeniakowi w powrocie do codzienności. Szedłem wąską dróżką, przyglądając się drzewom i wsłuchując się w towarzyszący mi odgłos kroków. W pobliżu nie było nikogo, także nie musiałem specjalnie uważać. Do domu dotarłem bez większych przeszkód, a sama droga sprawiła mi pewnego rodzaju przyjemność. Mogłem podziwiać piękno natury i, co najważniejsze, nie siedzieć w tym bajzlu, który powołałem do życia w swojej jaskini. Kiedyś w końcu przyjdzie czas, gdy będę musiał się z nim zmierzyć, lecz dziś takowy jeszcze nie przyszedł. I przez najbliższy czas nie przyjdzie. Wszedłem do jaskini. Uderzył we mnie odór gnijącego mięsa. Najwyraźniej powinienem pozbyć się resztek z obiadu. Zrobiłem kilka głębokich wdechów, by moje zmysły przyzwyczaiły się do ekstremalnych warunków. Nie było łatwo, ale udało się. Kroki wykonywałem posługując się jedynie przednimi częściami opuszków. Nie chciałem, by cały smród przeniósł się na mnie. Znalazłem sobie miejsce na podłodze zawalonej gratami, co wcale nie było łatwe, gdzie się położyłem. Na zewnątrz powoli robiło się ciemno. Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko zamknąć oczy i oddać się w objęcia Morfeusza.
-Stan - nagle jakiś głos dobiegł do moich uszu.
Był tak krótki i niewyraźny, że nie byłem w stanie stwierdzić kto go nadał. Podniósłszy łeb, rozejrzałem się niespokojnie.
-Halo? Ktoś tu jest? - spytałem niepewnie, nie wiedząc, czy nie było to tylko złudzenie.
Cisza. Z powrotem położyłem głowę na ziemi. Najwyraźniej moja wyobraźnia nie zna granic i angażuje się w tworzenie realnego świata. Zamknąłem oczy...  
Biegłem. Bardzo szybko, jednak nie odczuwałem zmęczenia. Przede mną biegła Avalon. Uśmiechnęła się do mnie, po czym zmieniła kierunek biegu. Bez zastanowienia ruszyłem za nią. Nagle zatrzymaliśmy się. Przemówiła da mnie melodyjnym głosem, który sprawił, że na moim pysku zagościł uśmiech. Chciałem podejść do niej bliżej, ale nie mogłem. Coś trzymało mnie za tylne łapy. Coraz mocniej i mocniej zaciskało się wokół kości. Szarpnęło mnie do tyłu, powodując mój upadek i zaczęło ciągnąć w stronę przeciwną, niż chciałem się udać. Walczyłem, próbowałem się wyrwać, jednak to coś było silniejsze. Na darmo wbijałem pazury w ziemię, na darmo stawiałem opór. Wciągnęło mnie w czarną otchłań, by ostatecznie puścić. Stałem przestraszony w nieprzeniknionej ciemności, a wilgotne powietrze wymuszało u mnie odruch kaszlu.
-Widzisz? - z mroku wyłoniła się Vista. - Widzisz, Stan?

Obudziłem się, krzycząc "odejdź". Tak potwornego snu jeszcze nie miałem. Próbowałem jakoś uspokoić bicie serca, jednak nie szło mi to dobrze. Wmawiałem sobie, że to tylko moja wyobraźnia, że nie mam się czego bać. Przecież Vista nie będzie mnie nachodzić...
-Ssstanley! - zasyczał głos z najbardziej zagraconej części jaskini.
Momentalnie zerwałem się na równe łapy, próbując znaleźć logiczne wytłumaczenie całego zajścia. To nie mogła być prawda.
-Vi... Vista? - pisnąłem, szczękając zębami.
Wewnątrz coś się poruszyło. Nie czekając dłużej, wybiegłem z jaskini. Chciałem, aby to wszystko było snem, lub złudzeniem. Duchy przecież nie istniały, dobrze o tym wiedziałem. Po pokonaniu niespełna kilometra, zatrzymałem się. Do swojej jaskini już na pewno nie wrócę, a zostać tu nie mam zamiaru. Spróbowałem odnaleźć wzrokiem dom któregoś z moich przyjaciół. Że też mam ich tak mało. W takiej sytuacji tylko jedna osoba zrozumie co czuję.

Nie skradałem się zbytnio. Chciałem, aby usłyszała, że ktoś wchodzi. Chciałem z kimś porozmawiać, opowiedzieć co się stało. Avalon leżała skulona w kącie jaskini. Nie miałem serca jej budzić, ale też głupio było mi naruszać jej prywatność bez jej wiedzy. Gdybym jednakże zdecydował się na to pierwsze, to i tak byłoby to naruszeniem prywatności, a co gorsza mogłaby mnie wygonić. Udałem się zatem w drugi koniec jaskini, gdzie zwinąłem się w kłębek, tak jak wcześniej w swoim domu. Zasnąłem.

Avalon?

środa, 24 czerwca 2015

Od Stanley'a - CD opowiadania Mashine'a

Mashine wcale nie żartował z tą srogą karą. Był jedną z nielicznych osób, których żarty praktyczne wcale się nie trzymały. Być może to przez obowiązki, którymi był obarczany, a może przez środowisko w jakim przebywał, tak go zepsuło. Stał się rozważniejszy i bardziej uważał na słowa, jakich używał. Zacisnąłem więc pysk najmocniej jak potrafiłem, starając się nie powiedzieć czegoś w stylu: "spokojnie, Maszinku". Nie chciałem jeszcze bardziej pogarszać tej beznadziejnej sytuacji, w której się znajdowaliśmy. Mashine patrzył na nas jak na skruszone dzieci i chociaż nie odezwaliśmy się więcej ani słowem, wiedział jak bardzo żałujemy swego czynu.
-I co ja mam z wami zrobić?! - zadał pytanie sam sobie, ale chciał abyśmy słyszeli wahanie w nim zawarte.
Jego ton głosu brzmiał zupełnie inaczej niż minutę temu. Był bardziej opanowany, cichszy i wolniejszy. Być może chciał nas w ten sposób uspokoić. Staliśmy tak dłuższą chwilę, czekając aż znów się odezwie. Ani ja, ani Avalon nie mieliśmy zamiaru zabrać głosu. W końcu Mashine wydał wyrok - pół roku ciężkich prac społecznych. Naszym zadaniem od następnego dnia stanie się pilnowanie wyjątkowo niegrzecznych szczeniaków. Chciałem zaprotestować, ale zdałem sobie sprawę, że według Mashine'a ten wyrok był wyjątkowo łaskawy. Zwłaszcza w porównaniu z wywaleniem ze sfory. Pokiwaliśmy posłusznie głowami i z położonymi po sobie uszami opuściliśmy jaskinię alf. Szliśmy przez dłuższą chwilę w ciszy. Avalon ona najwyraźniej nie przeszkadzała, ale ja miałem już dość.
-Mogło być gorzej - odezwałem się, próbując złapać z nią kontakt.
-Mogło - przytaknęła, pozwalając ciszy znów nad nami zapanować.
-Mam nadzieję, że przydzielą nam jakieś w miarę znośne szczeniaki - znalazłem temat. - I że nie będzie ich dużo.
-Nie lubisz dzieci? - spojrzała na mnie zdziwiona. Najwyraźniej wiedziała, że świetnie się z nimi dogaduję. Lepiej niż z dorosłymi.
-Lubię - uśmiechnąłem się lekko. - Ale tylko kiedy mogę się z nimi bawić, a nie pilnować jak one się bawią.
Odwzajemniła uśmiech. Szliśmy jeszcze kawałek, aż do rozwidlenia. Było to miejsce, w którym nasze drogi rozchodziły się w dwie zupełnie różne strony.
-To do jutra - Av posłała mi pożegnalne spojrzenie. Odwróciła się i wolnym krokiem poszła w kierunku swojego domu.
-Czekaj! - szybko ją dogoniłem. - Może cię odprowadzić? Gdzieś słyszałem, że niektóre psy tak robią.

Avalon?

wtorek, 23 czerwca 2015

Od Stanley'a - CD opowiadania Skyres

-Choć myślę, że ty nie mogłabyś tak powiedzieć - spojrzałem na nią podejrzliwie próbując znaleźć oznaki na poparcie swej tezy. - Coś cię gryzie.
-Nie, skąd - uśmiechnęła się na tyle nieszczerze, że nawet mniej spostrzegawczy zorientowałby się, że coś tu nie gra.
-To nie było pytanie, lecz twierdzenie - westchnąłem zmieniając wyraz pyska z poważnego na radosny. - Może mógłbym ci jakoś pomóc?
Skyres westchnęła głośno i spojrzała na mnie niepewnie. Być może widziała we mnie szczeniaka, który nie potrafi słuchać i skupiać się na jakiejś czynności przez dłuższy okres czasu. Wcale nie dziwiłem się, że mi nie ufała, bo miała ku temu powody. Jednak z każdym kolejnym dniem czułem jak uchodzi ze mnie szczeniak i powoli jego miejsce zajmuje dorosły, odpowiedzialny pies. "Odpowiedzialny" - jeszcze jedno słowo, które jest mi równie odległe, co balet mongolski.
-Chodzi o Crystal - zaczęła cicho. - Ona powiedziała mi, że ma dosyć życia.
-Ja też czasami mam - zaśmiałem się lekceważąco. Szczeniak we mnie najwyraźniej cały czas przeważał. - Życie jest nudne. Co dzień robisz to samo, a jak nic nie robisz, to nie robisz nic. Idziesz spać - też nic nie robisz. Połowa życia to odpoczywanie podczas którego nie jesteś w stanie...
-...Zrobić nic? - przerwała.
-Lub nie zrobić niczego. Zależy z jakim nastawieniem to mówisz i w jakim jesteś aktualnie humorze. Czy chce ci się budować bardziej złożone zdania, czy też nie. Zazwyczaj nie, bo przecież wszyscy są przyzwyczajeni do robienia niczego bądź też nie robienia nic.
Suczka westchnęła ciężko, nie chcąc kontynuować tej bezsensownej rozmowy.
-Boję się, że coś sobie zrobi - zmieniła temat, a raczej wróciła do zaczętego wcześniej tematu, którego ja zmieniłem. - Czuję się w jakimś stopniu za nią odpowiedzialna. Na litość boską, kolejne samobójstwo?!
-Nie pier... mów - zacząłem swoją akcję pocieszającą. - Crystal jest rozważną suczką. Ma szczeniaki, życie rodzinne. Jest ustabilizowana psychicznie... Cokolwiek to znaczy.
-Cheroon i Bligrht też byli - przypomniała. - Każdemu może się coś poprzestawiać. Najgorsze, że nie można nic na to poradzić...
-Ale można zapobiec ewentualnemu zgonowi - zdziwiła się lekkości z jaką wypowiadałem te słowa. - Moglibyśmy ją na przykład śledzić i czegoś się dowiedzieć.

Skyres?

niedziela, 21 czerwca 2015

Od Stanley'a - zadanie dodatkowe "Wylatujesz"

Cóż za piękny dzień. Po śniegu leżącym jeszcze do niedawna dookoła mojej jaskini, nie było już śladu. Szkoda. Wszystkie pory roku są cudowne, ale tylko jedna zasługuje na miano tej najcudowniejszej. To właśnie zimie przypadł ten zaszczyt. Stanąłem na progu swojego domu z zachwytem podziwiając wracającą do życia przyrodę. Tak, dziś jest bezkompromisowo pięknie. Jak co rano postanowiłem zrobić mały patrol dookoła swojej jaskini. Zaniechałem tego postanowienia po dwóch krokach. W odległości kilku metrów od wyjścia leżał mały bukiet kwiatów. Róże, fiołki, stokrotki; wyglądał niebywale okazale. Skąd mogły się tu wziąć? To, że ktoś je podrzucił, wcale mnie nie dziwiło. Przecież jestem w jakimś stopniu uroczy. Dziwiło mnie natomiast, że tak kolorowe okazy zdążyły już wyrosnąć po tak nadzwyczaj mroźnej zimie. Ktokolwiek pozwolił im rosnąć, dbał o nie i zapewnił godziwe warunki. Psy nie przywiązują do czegoś takiego wagi, ale ludzie owszem. Zresztą co to mnie obchodzi? Wzruszyłem ramionami i pobiegłem przed siebie. Miałem ochotę z kimś pogadać, jak zresztą zwykle, po długim przebywaniu w odosobnieniu. Nie jestem stworzony do bycia samotnikiem.
-Cześć, Jocker! - Zatrzymałem się na widok znajomego pyska.
Pies spiorunował mnie wzrokiem. Przyjrzał się dokładnie, uniósł łeb i pomaszerował dalej. A to cham! To, że ma wyżej postawionych rodziców, nie znaczy, że może tak ze mną postępować! Zupełnie tak, jakbym był gorszy. Zarozumiała, głupia kulka. Idąc w jego ślady, uniosłem łeb i pomaszerowałem w drugą stronę. Na horyzoncie pojawiła się Skyres. Przestałem analizować postępowanie Jockera i podbiegłem do niej z radosnym okrzykiem.
-Cześć Sky! - Zahamowałem. - Jak to miło cię widzieć.
-Zostaw mnie w spokoju! - ryknęła na całe gardło. - Jak śmiesz?!
-Ale... - Wytrzeszczyłem oczy. -  Ale co ja ci takiego zrobiłem?
-Stanley! - donośny głos Mashine'a przerwał naszą rozmowę. - Odsuń się od niej!
-Czy ktoś mi może wyjaśnić, co tu się do jasnej cholery dzieje?! - krzyknąłem z pasją w oczach. - Przegapiłem coś, czy jak?!
Mashine nie czekał ani chwili dłużej. Skoczył na mnie i całym ciężarem przygniótł do ziemi.
-A teraz zrobisz to, co ci karzę - wysyczał przez zaciśnięte zęby. - Wstań i nigdy nie pokazuj się w tej sforze. Zrozumiałeś?
Nie byłem w stanie odpowiedzieć. Do oczu napłynęły mi łzy. Co ja zrobiłem? Dlaczego nikt mnie nie lubi?
-Stój! - nagle jakiś kobiecy głos zadźwięczał mi w głowie. - Zostaw go!
Mashine spojrzał w stronę źródła dźwięku. W promieniu kilku metrów od nas stała szara wadera, która przyglądając mi się dokładnie, powoli zbliżyła się do nas.
-To nie on - powiedziała przenosząc wzrok na Masziego. - Pomyliłam się.
-Pomyliłaś?! - Mashine puścił mnie i skoczył w stronę wadery. - Pomyliłaś?! Czy ty zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji?! Cała sfora zaczęła się już buntować przez ciebie i te twoje wyssane z palca historyjki...
-Nie moja wina - próbowała się jakoś bronić. - Większość huskych wygląda tak samo. Skąd miałam wiedzieć, że to nie ten?
Wiedziałem, że Maszi już psychicznie nie wytrzymuje. Wstał i odszedł. Wilczyca też długo nie posiedziała, bo chwilę po odejściu alfy, potruchtała w drugą stronę, mrucząc coś o ilorazie inteligencj samców. Skyres, siedząca przez cały czas koło dębu, też po chwili wstała i poszła w tym samym kierunku co alfa. Zostałem sam. Poturbowany, przemarźnięty, leżałem wgnieciony w podłoże zupełnie tak, jakbym nie mógł wstać. Co się stało z waderą, kim była i o co w tej chorej historii chodziło po dziś dzień nie wiem. Zresztą może lepiej, żeby tak zostało. Najważniejsze, że kilka dni po tym wydarzeniu przyszedł do mnie Mashine i rzucając krótkie "sorry", zabrał bukiet kwiatów, nadal leżący przy wejściu do mojej jaskini. Co prawda większość kwiatów zwiędła i przemarzła, ale skoro alfie były potrzebne... Nie miałem już siły dochodzić w co tym razem mnie wplątano.

+ 80 PNS za wykonanie zadania dodatkowego !
~Valentino

wtorek, 9 czerwca 2015

Od Stanley'a - CD opowiadania Avalon

Spojrzałem na nią niepewnie, zastanawiając się co zrobić. Czułem się podle, bo to w końcu ja ją w to wplątałem. Gdyby nie te moje szczeniackie nawyki, skończyłoby się to zupełnie inaczej. Kto wie, może pora dorosnąć. Może najwyższy czas skończyć z tym co było kiedyś, choć wątpię, że będzie łatwo. Pies wychowany w towarzystwie nadpobudliwych, małych potworków, zazwyczaj nie jest w stanie zachowywać się tak, jak społeczność przewiduje. Zawsze można próbować.
-To ja powinienem cię przeprosić. - Położyłem uszy po sobie. - To wszystko przeze mnie.
Avalon westchnęła i podeszła do mnie bliżej z miną kogoś, kto nie jest po to by osądzać, lecz pocieszać. Bez słowa zajęła miejsce obok mnie, patrząc to na mnie, to oglądając wystrój jaskini. Wiedziałem, że już wyrobiła sobie zdanie na mój temat, ale bałagan panujący w moim mieszkaniu z pewnością na nie pozytywnie nie wpływał.
-Zawiniliśmy oboje - powiedziała po chwili ciszy. - Nie ma co się zadręczać, trzeba żyć dalej.
Odpowiedziałem jej nijakim uśmiechem.
-Wiesz, mam wrażenie, że coś złego stało się z Vistą. - Spojrzała na mnie zaniepokojona. - Boję się tam sama iść, więc może...
Kiwnąłem głową. Nie miałem złych przeczuć co do Visty, w ogóle starałem się o tym nie myśleć. Być może ostatnio zachowywałem się obojętnie wobec innych członków, bo jakoś nikt specjalnie o mnie nie dbał. Każdy miał jakieś zmartwienie i coś do roboty. Tylko ja się nudziłem. To właśnie nudzenie się było najlepszym wyjaśnieniem mojego zachowania, którego wolałem jednak nie stosować. Od mojej jaskini do rzeki nie było daleko, toteż podróż mijała nam w miarę szybko. Szliśmy w ciszy od czasu do czasu rozglądając się po okolicy. Kto wie, może Viście nic się nie stało i teraz siedzi sobie gdzieś pod drzewem patrząc na nas z odrazą. Istniała też możliwość, że zaraz skądś wyskoczy, ale szybko odrzuciłem ją, zdając sobie sprawę, że na zemstę przyjdzie nam czekać kilka dobrych godzin, zanim całkiem dojdzie do siebie. Dotarliśmy na miejsce. Avalon wspięła się na niewielką skałę i stamtąd przejechała wzrokiem po brzegu rzeki. Nagle jej oczy zatrzymały się na leżącym na brzegu psie. Raptownie zeskoczyła z obserwatorium i pognała w jego stronę krzycząc "Vista!". Ruszyłem za nią i zanim rzuciła się na suczkę, zastąpiłem jej drogę. Serca podeszły nam do gardeł na widok martwych, na wpół otwartych oczu naszej zmarłej koleżanki. Avalon zaczęła drgać szczęka, natomiast mi podeszły do oczu łzy. Nie chciałem by to widziała.
-Co... Co my zrobiliśmy?! - spytała starając się zachować naturalny ton głosu. - Przecież ona... ona...
Av spuściła głowę. Z trudem usłyszałem jej ciche chlipanie. Mi też od dawna zbierało się na płacz i gdyby nie jej obecność, już dawno ryczałbym jak bóbr. Kompletnie nie wiedziałem jak zachować się w takiej sytuacji.
-Spokojnie - przemówiłem ściszonym głosem.
Przysunąłem się do niej bliżej, opierając się barkiem o jej bark. Ani drgnęła. Nie spodziewałem się, że nasz niewinny żarcik może się tak skończyć. Przecież ona nie była niczemu winna.
-Nie możemy jej tak zostawić - powiedziałem już nieco śmielej. - Trzeba coś zrobić...

Avalon?

czwartek, 4 czerwca 2015

Od Stanley'a - CD opowiadania Shadow'a

-Przed siebie. - Podskoczyłem radośnie. - Dokąd nas łapy poniosą.
-Ale to nie ma sensu - westchnął. - To jak walenie głową w ścianę...
-Wszystko może być bez sensu, jeśli mówi się to z takim nastawieniem. No chodź.
Wyminąłem go i popędziłem przed siebie, mając nadzieję, że ruszy za mną. I rzeczywiście, kilka sekund później usłyszałem za sobą równe kroki mojego towarzysza.
-Stój! - Zatrzymałem się gwałtownie.
Shadow ledwo wyhamował.
-Co znowu?! - Spojrzał na mnie zdenerwowany.
-Będziemy tu kopać!
Rozejrzeliśmy się po otaczającej nas polanie. Do przekopania było sporo...
-Żartujesz sobie?! - warknął.
-Nie... Na pewno chcesz mi pomóc?

Shadow?

Od Stanley'a - CD opowiadania Avalon

-Tak - uśmiechnąłem się do niej.
Avalon spojrzała za siebie, próbując odnaleźć wzrokiem Vistę. Niestety nie było tam nikogo, ani niczego. Skoro za nami nie wskoczyła, to gdzie jest?
-Mam nadzieję, że nic się jej nie stało - powiedziała Av, stając na chwiejących się łapach.
-Złego diabli nie wezmą. - Uśmiech nie schodził mi z pyska.
-Vista, nie jest zła - warknęła. - To my zachowaliśmy się podle.
-Pff, co za różnica. - Równie chwiejnym krokiem co Avalon, zbliżyłem się do niej. - Nie nasza wina, że nad sobą nie panuje.
Spojrzała na mnie zdziwiona. Gdyby nie jej niskie zasoby energii z pewnością rzuciłaby się na mnie lub co najmniej opieprzyła od góry do dołu.
-Jesteś potworem - powiedziała spokojnie. - Nie pomyślałeś co ona mogła czuć? Nie powinniśmy w ogóle zawracać jej głowy.
-Ale nie byłoby zabawnie... - próbowałem się jakoś tłumaczyć.
-Zabawnie?! - Nie wytrzymała, podniosła ton głosu. - To była dla ciebie zabawa?! Mogliśmy zginąć!
Nie chciałem, by Avalon zobaczyła skruchę w moich oczach, więc odwróciłem łeb. Suczka milczała, zdawało mi się, że nawet nie patrzy w moją stronę. Nie dziwiłem się jej. Wziąłem głęboki oddech i z powrotem odwróciłem łeb, chcąc ją jakoś przeprosić. Niestety nie spotkałem jej wzroku, ani chociażby małej części jej futra. Po prostu odeszła.

Avalon?

środa, 27 maja 2015

Od Stanley'a - CD opowiadania Shadow'a

-Nie - zaśmiałem się. - Jakoś nie jestem głodny.
Podczas łapania ptak nieźle się poturbował, ale nadal żył. I całe szczęście. Przydepnąłem mu skrzydło, na tyle mocno, by nie uciekł, jednak uważałem, by nic mu nie połamać. Przyjrzałem mu się dokładnie, a zwłaszcza budowie skrzydeł. Shadow patrzył na te wszystkie czynności z małym zdziwieniem na twarzy, starając się zrozumieć, czemu to wszystko ma służyć.
-Dobra, czerwonku - chwyciłem ptaka za nóżki. - Leć!
Podrzuciłem go do góry, a on nie zwlekając zatrzepotał skrzydłami. Patrzyłem w skupieniu na każdy wykonywany przez niego ruch, do momentu, kiedy zupełnie znikł mi z oczu.
-Co ty zrobiłeś?! - warknął Shadow. - Tyle czasu na niego czekaliśmy! Jaki jest sens łapania i wypuszczania?! Żadnego zysku!
-Może ty nie miałeś w tym zysku, ale ja tak - powiedziałem dumnie. - Wreszcie się dowiedziałem, jak ptaki podrywają się do lotu.
-Jesteś nienormalny...
-Możliwe - udałem zastanowienie. - My tu gadu-gadu, a życie ucieka! Trzeba coś odkryć, znaleźć skarb...
-Gadasz bez sensu i w dodatku marnujesz mój czas.
-Co jak co, ale czasu nie marnuję. Idziesz ze mną?

Shadow?