Zwyczajny, ponury dzień. Gdyby nie patrzeć, leżałbym teraz pod jakimś
drzewem i spał.No,dziś tak nie było. Musiałem oberwać rzołędziem od
wiewiórki. Pewniebteraz zapytacie, co robi takie wilczysko jak ja w
zimowy dzień? A poluję sobie. Tylko jak na razie nie wychodzi mi to w
cale. O! Na horyzoncie zając! Ruszyłem pędem za zdobyczą. W końcu
drwałem tego głupiego zająca. Zabrałem się za jedzenie. Nagle w krzakach
zauważyłem że coś sie rusza. Wskoczyłem w nie przygniatając małego psa.
Zdzwiłem się widokiem domowego pieska.
-Puść mnie błagam! - Zaczął łkać. Kiwnąłem mu głową, że nie. Dopiero po
chwili zostawiłem psa. Oj, to chyba jednak suczka. Nie umiem poznawać po
zapachu. Dopiero gdy się odezwała mogłem coś stwierdzić.
-Co tu robi taki kanapowiec? - Parsknąłem.
-Ja? A co tu robi wilk? To są tereny pewnej sfory. - Powiedziała. Lekko
się uśmiechnąłem. W tedy poczułem że coś na mnie skoczyło. Nie było w
stanie mnie powalić, ale przyczepiło mi się do pleców.
-Esther uciekaj! - Usłyszałem męaki głos i obróciłem się.
Przewróciłem oczami obaliłem psa.
Uśmiechnąłem się szyderczo.
Samiec wyrywał się, krzyczał i nagle przybiegł taki czekoladowy pies.
Także się na mnie rzucił. Okej, dam mu sie przewrócić... Gdy leżałem na
ziemi przygnieciony, musiałem odpowiadać na różne pytania, chodź na
większość kiwałem głową. Stanęło na tym, czy chcę dołączyć do sfory.
Gdybym się zgodził, za pewne był bym jak zwykle odtrącany. Powiedziałem
im to, a w tedy usłyszałem w krzakach czyiś głos.
-Nikt nie będzie cię odrzucać...
Ktosiu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz