czwartek, 1 czerwca 2017

Od Suzzie – CD opowiadania Alicia

Alberto Peleo Alicio.
Tak właśnie nazywał się pies, za którym podążałam od dobrych kilku minut. Dziwne, że do tej pory mnie nie dostrzegł ani nie wyczuł. Widocznie był zbyt skupiony na krajobrazie otaczających go Złotych Wzgórz, z których właśnie wracał.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Doskonale pamiętałam moją pierwszą wyprawę w te miejsce, dawno temu, gdy miałam dopiero rok na karku. Wtedy również zachwycałam się klimatem panującym w tym niezwykłym miejscu. Później, nadal tego samego dnia, poznałam Jema. I każdy wie, jak to się skończyło.
Gdy wróciłam do rzeczywistości, zorientowałam się, że pies, który wcześniej się ode mnie oddalał, teraz szedł w moim kierunku z wyrazem zaciekawienia na pysku. Chcąc być miła, posłałam mu lekki uśmiech i również ruszyłam w jego kierunku. Dzięki moim wielkim krokom, już po chwili stałam przy Chihuahua. Nigdy wcześniej nie miałam większego kontaktu z dorosłymi, lecz bardzo małymi psami, dlatego czułam się nieco niezręcznie, tak górując nad Aliciem. Usiadłam więc, a później swobodnie się przedstawiłam.
– Cześć, jestem Suzzie.
Zrezygnowałam z podania mu łapy.
– Wiem, kim jesteś – odpowiedział. – Ja nazywam się Alicio.
Kiwnęłam głową.
– Jesteś tutaj nowy. Może czegoś potrzebujesz? Oprowadzić cię, poznać z kilkoma osobami? – zapytałam, włączając tryb miłej Bety.
– Dzięki, ale myślę, że sobie poradzę.
Wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam, co jeszcze mogę mu powiedzieć. Właściwie, dzisiaj byłam mało rozmowna i jedyne, co mnie jeszcze tu trzymało, to wrodzona grzeczność.
No cóż.
– To ja już może pójdę – westchnęłam zrezygnowana, nie chcąc tak sterczeć jak kołek w niezręcznej ciszy. Odwróciłam się powoli. Słabe pierwsze wrażenie zawsze można zetrzeć później.

Alicio? Brak weny


sobota, 20 maja 2017

Od Quentina - CD opowiadania Hayley

Hayley. Tak, to właśnie była ta suczka, którą widziałem przed tym, gdy zemdlałem. Ból już zniknął, ale byłem jeszcze lekko oszołomiony. 
- Cześć - przywitałem się po dłużej chwili. - Jestem Quentin. A co do snu, to chyba całkiem nieźle.
Hayley lekko się uśmiechnęła i podeszła bliżej. To ona musiała mi pomóc skoro jeszcze żyję. Suczka usiadła tuż przy mnie, uważnie mi się przyglądając. Pewnie mi nie ufała, ale mogła też dokładnie mnie oglądać, aby sprawdzić czy mój stan już jest lepszy.
- Jak się czujesz? - zadała pytanie.
- Lepiej niż wcześniej - odparłem z uśmiechem.
- To dobrze. Co ci się w ogóle stało?
Miałem już odpowiedzieć na to pytanie, ale wtedy sobie uświadomiłem, że sam nie wiem od czego zacząć. Mogłem najpierw opowiedzieć trochę o sobie, ale nie wiedziałem czy ją to za bardzo zainteresuje. Hayley wyczekiwała mojej odpowiedzi, którą próbowałem ułożyć w sobie w głowie. 
- Uciekałem i nie zauważyłem samochodu - zacząłem po chwili. - Ledwo zdążyłem go uniknąć, ale moja łapa ucierpiała przez to, a długa podróż i ciernie, przez które się przedzierałem, nie ułatwiły tego.
Suczka patrzyła na mnie uważnie, zapewne czekając aż coś dopowiem. Ja jednak nie chciałem nic więcej mówić, przynajmniej jeszcze nie teraz. Muszę przyznać, że wolę się nie rozgadywać przy dopiero poznanych mi psach.
- Miałeś dużo szczęścia Quentinie - oznajmiła mi coś co już dawno wiedziałem.
- Mów mi Q, jeśli ci wygodniej - znowu na moim pyszczku pojawił się uśmiech. - No i jedyne szczęście, które miałem to to, że trafiłem na ciebie, a ty mi pomogłaś.
- Z tym trochę przesadzasz - odparła. - Większość psów ze sfory by ci pomogła.
- Należysz do jakieś sfory? - spojrzałem na nią zaskoczony. Nie sądziłem, że trafię na czyjeś terytorium.
- No tak. Jesteś na terenach Sfory Psiego Uśmiechu.
Gdy się powoli rozejrzałem, dopiero zauważyłem, że byłem w jakieś dziwnej jaskini, która prawdopodobnie pełniła tutaj rolę szpitala. Może jednak dobrze, że tutaj trafiłem? Po tylu dniach poszukiwania miejsca, gdzie mogę zostać, może w końcu natrafiłem na takie?
- Czy jest możliwość, abym tutaj został? - spytałem.

Hayley?

piątek, 19 maja 2017

Od Hayley – CD opowiadania Quentina

Patrzyłam, jak obcy chwieje się i upada. Natychmiast do niego podbiegłam, zapominając o wcześniejszej podejrzliwości. Byłam lekarką, a on potrzebował pomocy.
Bogu dzięki, pies oddychał. Jego oddech był jednak płytki i świszczący, co nie wróżyło dobrze, tak jak stan jego zakrwawionej łapy. Pospiesznie sprawdziłam puls – był w normie, ale pies i tak musiał zostać jak najszybciej przetransportowany do szpitala. Wiedziałam, że sama nie dam rady go tam zaprowadzić, ale też nie mogłam zostawić go tu samego i pójść po pomoc. Jedynym rozwiązaniem było głośne wycie, z nadzieją, że w okolicy znajduje się jakiś członek sfory, który może mi pomóc. Na szczęście tak też było, i już chwilę później usłyszałam głośne:
– Co się stało?!
U mojego boku pojawił się Rayan. Pospiesznie zaczęłam wyjaśniać sytuację.
– Nie wiem, kim on jest, ale przed chwilą zasłabł. Trzeba przetransportować go do szpitala – mówiłam szybko. Rayan skinął głową i pomógł mi przenieść nieznajomego do Centrum sfory, a następnie do jaskini lekarzy, w której obecnie znajdował się Akira. Razem położyliśmy psa na stole i przeszliśmy do działania.
***
– Cześć – powiedziałam wesoło, widząc, jak nasz pacjent się budzi. – Jak się spało? Jestem Hayley, tak w ogóle.

Quentin?

Nowy szczeniak | Quidditch

Imię: Quidditch [czyt. Kłidicz]
Ksywka: Lubi jak mówi się na niego DD.
Rasa: Owczarek Australijski
Wiek: Nie jest taki mały, w końcu ma 10 miesięcy.
Płeć: Piesek
Stanowisko: Szkolony
Rodzina: Miał szóstkę rodzeństwa. Rozdzieliła ich wojna i został tylko z matką.
Ciekawostki:
*Mimo że jest szczeniakiem, zdążył już dowiedzieć się nieco o życiu. Jest bardzo inteligenty.
*Uwielbia malować i bardzo dobrze mu to wychodzi. Zawsze i wszędzie ma ze sobą swój szkicownik i nadgryziony ołówek.
Zakochany: Jak na razie jest w sforze tylko jedna mała suczka, a z DD jest prawdziwy zalotnik.
Charakter: Quidditch nie jest raczej skory do szaleństw. Woli spędzać czas w samotności albo przynajmniej spokojnie. Widząc szczeniaki a nawet dorosłe psy, biegające jak za piłką, uważa że to akt niewychowania. Co nie znaczy że nie umie się bawić. Oczywiście umie i często to robi. Lubi miło spędzić czas ze znajomymi przeważnie rozmawiając i wymieniając się żartami. Charakter DD nie uległ zmianie ani razu. Dużo w końcu nie przeżył więc nawet nie było na to czasu żeby zamykać się w sobie lub stać się bardziej otwartym. Po prostu. Spokojny, wesoły szczeniaczek.
Historia: Nie co dużo opowiadać. W końcu to jeszcze szczeniak i jego historia nie jest długa. Urodził się w watasze. Tak, w watasze, żadnej tam sforze. Jego ojciec był sojusznikiem, przyjacielem wilków więc wraz z matką zamieszkali na ich terenach. Wkrótce urodził się DD i jego rodzeństwo. Mieszkało im się wspaniale a szczeniaki znalazły już przyjaciół wśród małych wilków. Ich życie wydawało się już zawsze tak wyglądać. Niestety ojciec szczeniaka okazał się podstępnym dupkiem. Zaplanował spisek przeciwko wilkom. Miesiącami zbierał psy do armii żeby przejąć całe tereny watahy. Zdradził nawet własne dzieci i żonę. Zostali wygnani. Zgodnie z rozkazem mieli się stąd wynosić albo spotka ich kara śmierci. Rodzina sprzeciwiła się co nie skutkowało dobrze. Przeżył tylko Quidditch i jego matka. Rodzeństwo zostało zamordowane z łapy własnego ojca. Matka była roztrzęsiona ale wiedziała że muszą uciekać. Prawdopodobnie kilka psów dostało polecenie ich zabić bo zatrzymali ich w lesie. Zaatakowali sukę i w końcu powiesili ją na jednej z gałęzi wielkiego drzewa. Mały piesek zaczął wyć i lamentować nie zwracając uwagi na gotowych do walki przeciwników. Na szczęście do kolejnego zabójstwa nie doszło bo inne psy zjawiły się z pomocą. Nie były wrogo nastawione. Nieprzyjaciele uciekli i Quidditch został sam z Quiet i Jekyllem. Zaopiekowali się nim i zaproponowali mu mieszkanie w Sforze Psiego Uśmiechu. Był praktycznie sierotą i nie mógł zrobić niczego innego więc poszedł wraz z nimi.
Upomnienia: 0/4
Kontakt: natik880 | natigrati@gmail.com

Od Quiet - CD opowiadania Jema

    Nie odrywałam wzroku od nowego psa. Spędził tu chyba więcej własnego życia niż ja sama. To jego mogę nazwać prawowitym członkiem sfory. Nie czytałam za bardzo akt psów, które odeszły tak więc akta Jema nie dostały mi się jeszcze do łap. Dam słowo że był tu kimś ważnym. Może znowu może być. Pysk psa znacznie spochmurniał gdy usłyszał złe wieści więc może na razie dam mu czas. W tym momencie nie wiedziałam już co mówić lub co robić.
- Możesz znów tu zamieszkać. - zaproponowałam domyślając się że tego chce.
- A Suzzie? - zaptał. - To jaskinia Bet.
- Wiem, ale postanowiłyśmy mieszkać razem. Siostry muszą trzymać się razem. - powiedziałam unosząc kąciki.
Wyraz pyska psa ani drgnął. Niczym posąg z kamienną twarzą. Chociaż może niektóre są szczęśliwsze niż ten tu teraz. Dopiero zorientowałam się że pies jeszcze nie udzielił odpowiedzi. Spojrzałam ponownie w jego stronę oczekując.
- Zostanę tu. - pokiwał łbem jakby dziękując.
- Fajnie. - westchnęłam. - Zostawię cię już samego.
Odwróciłam się i ruszyłam przed siebie. Nie do domu. Usłyszałam za sobą głos Jema. Nie krzyczał a i tak był donośny.
- Dziękuję.
Zamerdałam tylko ogonem i ruszyłam dalej.
    Ach te moje zachcianki. Pociągnęły mnie aż nad Rzekę Jafiszof. Moje ulubione miejsce za dzieciństwa. Od razu zrobiło mi się lepiej. Deszcz przestał już lać a słońce wyłoniło się zza chmur. Co prawda już zachodziło ale dało się nim nacieszyć. Wspięłam się zwinnie na niski klif obrośnięty mchem. Stanęłam na krawędzi i odbiłam się tylnymi łapami od miękkiego zielska. Wydawało się że nigdy nie zanurzę się pod wodę. Wiatr szamotał moją sierścią i nie pozwalał dotknąć tafli. Musiałam aż otworzyć oczy aby upewnić się że nie latam. Właśnie wtedy zanurzyłam się wyginając ciało w łuk. Zatoczyłam koło odbijając się opuszkami łap od dna i wynurzyłam się. Otrzepałam się z wody i wyszczerzyłam zęby. Woda była jeszcze zimna, wręcz lodowata, ale to nawet lepiej. Nurkowałam jeszcze pare minut po czym wyszłam na brzeg. Spojrzałam w wodę tak jak robiłam to z rodzeństwem zawsze gdy przychodziliśmy poskakać tu z klifów. Teraz niestety w odbiciu byłam tylko ja. Po chwili też Jem. Odwróciłam się gwałtownie przez co uderzyłam psa łbem.
- Wystraszyłeś mnie. - pomasowałam policzek.
- Wybacz. - uśmiechnął się lekko.
- Lubię to miejsce. - stwierdziłam rozglądając się dookoła i podziwiając krajobraz. - A ty?

Jem? :>

niedziela, 14 maja 2017

Od Suzzie – CD opowiadania Joy

Gdy znaleźliśmy Joy na naszych terenach, wszyscy podejrzewaliśmy, że ktoś mógł ją tu po prostu podrzucić, zostawiając na pastwę losu. Dlatego też, słysząc słowa Akiry, nie byłam zbyt zaskoczona. Kiwnęłam mu głową, dziękując za fatygę i na chwilę umilkłam. W głowie już kalkulowałam, jak delikatnie przekazać małej, co się właściwie z nią stało, ale najwyraźniej nie było to potrzebne. Joy sama doszła do właściwych wniosków.
Chwilę później wybuchła niekontrolowanym szlochem i podbiegła do mnie, wtulając się w moje gęste futro. Zaskoczona, objęłam ją łapą, szepcząc jakieś uspokajające słowa. Momentalnie przed oczami stanęła mi inna scena: ja, młodsza o kilka lat, wpatrująca się z zachwytem w trzy, małe kulki śpiące u mojego boku. Merciless, Insane, Blueberry. Moje nowo narodzone dzieci. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że wszystko potoczy się tak, że ostatecznie stracę je bezpowrotnie.
Poczułam, że moje oczy robią się podejrzanie wilgotne, a Akira spojrzał na mnie z niepokojem. Krzywiąc się, otarłam oczy i odpędziłam od siebie złe myśli.
– Joy – powiedziałam, może zbyt surowo, niż powinnam. Chciałam jednak, by suczka się uspokoiła, bo gdybym pozwoliła jej dalej płakać, prędzej czy później wpadłaby w histerię, co na pewno dobrze by się nie skończyło.
Gdy Joy usłyszała ton, jakim wypowiedziałam jej imię, z zaskoczenia aż zamilkła.
Spojrzała na mnie niepewnie. Zapewne spodziewała się nagany lub czegoś podobnego. Westchnęłam ciężko.
– Joy – powtórzyłam spokojniej. Wzrok suczki automatycznie spoczął na mnie. 
Umilkłam na chwilę. Nigdy nie byłam dobra w pocieszaniu, dlatego przez chwilę kompletnie nie wiedziałam, co powiedzieć. Westchnęłam po raz kolejny.
– Nie sądzę, by twoja mama zostawiła cię z własnej woli – zaczęłam. Częściowo sama wierzyłam w te słowa. Byłam matką. A właściwie to nadal nią jestem, ale już nie w praktyce. Kochałam swoje dzieci i nie potrafiłabym ich zostawić, dlatego też nie wierzyłam, że matka Joy zrobiła coś takiego bez wyraźnego powodu. – Może była do tego zmuszona. Chciała cię chronić, chciała, żebyś była szczęśliwa. Nie wiem. Ale zrobię wszystko, by pomóc ci dowiedzieć się prawdy, obiecuję.


Joy?

sobota, 13 maja 2017

Od Alicia do Suzzie

Pracowałem dość długo... Pomogłem w tym czasie jednak tylko dwóm psom. Eh. Te "super" uczucie gdy wstajesz o ósmej i musisz ogarnąć swoje miejsce pracy, aby przyjąć tylko dwa psy. W każdym razie teraz było coś około siedemnastej i szykowałem się do wyjścia do swojego domu. Nie byłem zmęczony, jedynie znudzony. Potrzebowałem jakiejś rozrywki, tylko nie wiedziałem jakiej. Byłem tu dopiero od kilku dni i nie znałem każdego zakątka i miejsca w sforze... jedyne co przychodziło mi do głowy to krótki spacer przez Złote Wzgórza. Co jak co, ale kilka razy o nich słyszałem. Wiedziałem tylko tyle, że o tej porze roku, jaką była wiosna, są wręcz przepiękne. Wywnioskowałem z tego, że skoro są takie niesamowite to też będzie się tam kręciło trochę psów. Może jakiś mnie zaciekawi na tyle, że z nim porozmawiam? Kto wie?
***
Dojście na miejsce zajęło mi trochę czasu, ale to było spowodowane tylko i wyłącznie moimi małymi rozmiarami. Nawet nie wiezie jak często jestem tym poirytowany... W sforze jak na razie nie ma żadnego psa o moich gabarytach, więc każdy, nawet szczenie jest w stanie mnie prześcignąć.
"Jeżeli ktoś mi to teraz wypomni to chyba go zabiję... Nie wiem do końca jak, ale zabiję..." takie mniej-więcej myśli toczyły się w mej głowie, gdy już dotarłem na miejsce, lekko zdyszany. Po chwili dyszenia rozejrzałem się w okół siebie. Nie było żadnego psa. Westchnąłem ciężko. Teraz mogę się przyznać, że miałem cichą nadzieję, że kogoś tu spotkam, ale trudno. Nie chciałem tracić czasu na bezczynne stanie w miejscu i czekanie aż coś się wydarzy, więc od razu ruszyłem z powrotem do swego domu. Znajdowałem się na samym środku Wzgórza więc zajęło mi trochę czasu wracanie, ale w pewnym momencie się zatrzymałem. Usłyszałem wyraźne kroki, a do mych nozdrzy dobiegł znajomy zapach psa. Niestety nie do końca wiedziałem jaki to pies... To był ktoś obcy. Przez moją głowę przemknęła myśl: Nareszcie coś zacznie się dziać!" ale po chwili zdałem sobie sprawę z tego, iż ten pies nie musiał być do mnie przyjacielsko nastawiony. Momentalnie z postawy podekscytowanej zmieniłem ją na... Hm. Odpowiedzialną? Rozsądną. O. Rozejrzałem się po raz drugi w okół siebie i dostrzegłem czworonoga. Był to biały, duży pies, których w sforze trochę było... Podajże 3, albo 4. Gdy dojrzałem umaszczenie, rozluźniłem się lekko. Byłem już lekko przekonany, że to ktoś ze sfory. Postanowiłem podejść do osobnika. Z każdym krokiem zauważałem nowe cechy. Najpierw zobaczyłem, że jest puchaty, potem, że ma stojące uszy, a na samym końcu, że to Beta, która sprawowała się jako pielęgniarka.

Suzzie?

piątek, 12 maja 2017

Nowy pies | Alberto Peleo Alicio

https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/01/f3/e1/01f3e1c841cf3b864ea024d8eb0c7251.jpg

Imię: Jego imiona to: Alberto Peleo Alicio, ale przedstawia się ostatnim imieniem. Alicio
Ksywka:Na co mu ksywka? Ma przecież takie piękne imię. A raczej imiona.
Głos: Imagine Dragons
Rasa: chiuaua
Wiek: Niby 4 lata, ale się zachowuje czasami jak szczenie.
Płeć: Pies, oczywiście.
Stanowisko: Psycholog.
Rodzina: Oczywiście, że ma rodzinę. Ma on trójkę sióstr i dwoje braci. Tak po równo plus mama i tata.
Ciekawostki: Od niedawna zaczął nosić na głowie wianek sporządzony z żółtego kwiecia, jest biseksualny, jest utalentowany pod względem wokalnym.
Partner: na razie nie.
Charakter: Alicio to taki wredny, mały ziemniak, ale jest w stanie zrozumieć inne osobniki. Bardzo często mówi wszystko co mu ślina na język przyniesie i przez to sporo psów w jego poprzednim miejscu zamieszkania miały do niego urazę. Bestia ta jest pamiętliwa i, co gorsze, odważny. A że od odwagi do głupoty jest mała granica, często biorą go za głupiego. Mimo wszystko łatwo jest się z nim zaprzyjaźnić. Gdy już zostanie się jego przyjacielem... Jakby to powiedzieć... Trzeba mieć się na baczności. O, tak. Nigdy nic nie wiadomo co mu przyjdzie do głowy... Ale najprawdopodobniej coś głupiego. Pies ten nie lubi stworzeń nadmiernie miłych, kochanych i tak dalej. Krew go zalewa gdy takie milusie stworzonka chcą z nim rozmawiać. O wiele lepiej mu się rozmawia z psami o podobnym charakterze do niego, ale nie lubi też gdy jego rozmówca jest kropla w krople jak on. Uważa takie znajomości za nie potrzebne, bo przecież nic nowego od własnego klona się nie dowiesz. Alicio ma poczucie humoru, którego czasami zdarzy mu się nad użyć i kogoś obrazić. Trzeba również wspomnieć, że Peleo ma spory dystans do siebie i przez to jest trudno go wyprowadzić go z równowagi obrażając jego osobę. Jeżeli chce się go naprawdę zdenerwować to najlepiej wyzywać jego rodzinę, a w szczególności jedną z jego sióstr. Imię tej niewiasty jednak jest sekretem psa i nie zdradzi go pierwszemu lepszemu czworonogowi jakiego napotka.
Historia: Heh. Powiem tak: Długa historia, ale ja opowiem w miarę dokładnie. Urodził się we Włoszech i wychowywał się w tym urokliwym kraju aż do drugiego roku życia. Mniej więcej trzy miesiące po jego drugich urodzinach, rodzina ludzi, z którą mieszkał zaczęła mieć małe problemy pieniężne. Z tego względu, iż mieli małą hodowlę chiuaua postanowili sprzedać Alicia i jego rodzeństwo. Mimo wszystko, że rasa powszechnie jest uważana za, lekko mówiąc, upierdliwą psy sprzedały się szybko, bo w nie cały tydzień od umieszczenia ogłoszenia na pewnym forum internetowym. Rodzeństwo zostało rozdzielone – prawie wszyscy zostali sprzedani do oddzielnych rodzin oprócz Alicia i jego siostry. Tak, tej siostry, której imię trzyma w tajemnicy. Kupiła ich pewna osoba, która była jedynie przejezdnym we Włoszech. Psy zwiedziły pół świata, ale ciągłe podróżowanie właściciela nie podobało im się za bardzo. Jak na się łatwo domyślić przy pierwszej lepszej okazji uciekły. Niestety w trakcie ucieczki siostra Alicia została potrącona przez auto. Zrobiło to dość spory ślad na psychice psa co sprawiło, że jest taki wyczulony na temat swojej rodziny. Nie długo po tym nieszczęśliwym wypadku trafił do tej sfory.
Upomnienia: 0/4
Kontakt:
Usagi-chan

środa, 10 maja 2017

Od Quentina

Wziąłem głęboki oddech. Serce biło mi jak szalone. Ból nie ustawał, wręcz przeciwnie - z każdą kolejną minutą się nasilał. Czułem jak z mojej zranionej łapy, sączy się krew. Każdy krok coraz bardziej mnie męczył. Byłem wycieńczony i głodny. Nie poddawaj się, zaraz kogoś znajdziesz, pocieszałem się w myślach. Kulejąc, szedłem więc dalej z coraz to większą trudnością. 
Po niecałych pięciu minutach uciekła już ze mnie cała energia i zmęczony, padłem na ziemię. Strasznie kręciło mi się w głowie. Próbowałem się podnieść. Niestety, na próżno. Moje ciało zupełnie odmawiało mi posłuszeństwa. Nagle jednak usłyszałem czyiś głos. Jednak trudno mi było rozszyfrować skąd pochodzi jego źródło. Dzięki napływowi adrenaliny i wiary, wstałem z ziemi i postanowiłem to sprawdzić. Przez chwilę kompletnie zapomniałem o bólu. 
Po kilku krokach spostrzegłem psa o czarnej sierści. Nie, zaraz. Nie psa, lecz suczkę. Nieznajoma chyba wyczuła, że nie jest sama, bo obróciła się w moim kierunku. Czara wyglądała na zaskoczoną moim widokiem, a ja uśmiechnąłem się lekko, ukrywając ból. Suczka chciała mnie już chyba zaatakować, ale jej wzrok powędrował na moją zakrwawioną łapę. Chciałem już zapytać się jej czy może mi pomóc, lecz znowu zakręciło mi się w głowie, a przed oczami miałem białe plamki. Ostatnie co pamiętam to mrok, który wydawał się ogarnąć wszystko wokół mnie.

Hayley?

wtorek, 9 maja 2017

Od Jekyll'a CD opowiadania Lucky'ego

 - Grape, zostaw! - krzyknąłem w stronę smoka, który rzucał w moją stronę jakieś jagody. W sumie to nie wiem dlaczego tak się lubował w miotaniu we mnie owocami.
 - Dobrze, dobrze... - stworzenie przewróciło oczami i podleciało nieśpiesznie w moją stronę,
a ja zacząłem robić mu długi wykład o dobrym zachowaniu, ponieważ skoro już jest moim towarzyszem to powinien przestrzegać jakiś zasad, by lepiej się żyło. Oczywiście smok nie należał do tych stworzeń które pilnie słuchają każdego wypowiedzianego słowa, więc po prostu latał dookoła zagłuszając moją mowę. Westchnąłem cicho, wiedziałem, że Grape nadaje się na wspaniałego towarzysza, ale najpierw trzeba będzie mu żmudnie wpajać te wszystkie zasady, co trochę potrwa.
W pewnym momencie już miałem zamiar podnieść głos, gdy nagle usłyszałem w oddali jakieś piski.
 - Poczekaj! - powiedziałem do stworka, który tym razem usłuchał.
 - Też to słyszysz? - zapytał smok, a ja pomachałem twierdząco głową, zdając sobie sprawę,
że zwykle nikt nie piszczy tak sobie bez powodu.
 - Grape, choć raz się przydaj i zobacz co tam się dzieje! - rozkazałem smokowi, a ten rozumiejąc sytuacje bezgłośnie podleciał w stronę z której dochodziły piski, by po chwili wrócić do mnie.
 - Tam jest jakiś szczeniak... Lepiej zapytaj go... czy nic mu nie jest... - rzekł smok. Z tonu jego głosu wiedziałem, że muszę jak najszybciej zobaczyć czy temu szczeniakowi nic nie dolega, bez dłuższego zastanowienia pobiegłem w stronę tamtych krzaków. Po chwili wyłoniłem się z nich i zobaczyłem nieduże szczenie które było całe poranione i poturbowane. Przez moment nikt się nie poruszył,
nie miałem pojęcia co zrobić. Powiedzieć coś? Podejść?
Podczas gdy ja się zastanawiałem, mały podniósł lekko głowę i pisnął, wtedy zdałem sobie sprawę, że liczył się czas.
 - Grape, leć powiadom lekarza, że zaraz do niego przyjdę! - rzuciłem szybko w stronę pałętającego się obok smoka, podchodząc jednocześnie do szczeniaka. Przełknąłem ślinę i powiedziałem starając się zachować spokojny ton.
 - Co się stało?
 - C...czarny pies... - odpowiedział szczeniak słabym i drżącym głosem. Wiedziałem, że nie mogę zwlekać, nie wyczuwałem zapachu który mógłby dowieść, że w okolicy znajduje się matka młodego. Złapałem go za skórę na karku i zacząłem biec w stronę Centrum Sfory, gdzie pewnie już czekał lekarz.

Lucky? 

poniedziałek, 8 maja 2017

Jekyll zyskuje towarzysza!


Imię: Grape, chociaż jego właściciel lubi nadawać mu różne 'ksywki'.
Wiek: Gdzieś w okolicy dwóch lat.
Płeć: Samiec.
Gatunek: Ile to godzin spędził Jekyll nad książkami w poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie! W końcu udało mu się znaleźć odpowiedź - Mały Smok Drzewny.
Żywioł: Prawdopodobnie natura.
Partner: Brak.
Właściciel: Jekyll.

Od Jekyll'a - 'poznanie towarzysza'

 Kolejny nudny dzień, zero jakiś większych emocji, czarne ego ostatnio przestaje o sobie znać... po prostu nuda. Aż momentami chciałoby się po prostu ruszyć przed siebie i uciec od codzienności...   W sumie to nawet dobry pomysł! Nie ma to jak poznawać nowe miejsca i oglądać nieznane krajobrazy... Jutro pogadam o tym z Quiet.
*
Uzgodnione! Porozmawiałem z Alfą i ustaliłem, że dostanę tydzień wolnego, tak naprawdę to mogłem trochę więcej, lecz siedem dni powinno mi starczyć. Najwyżej będę biegł łeb na szyję w stronę sfory by zdążyć do niej na czas, chociaż gdybym się spóźnił o jeden dzień nie powinna się stać żadna katastrofa. Gotowy? Oczywiście, że nie! Ale ruszam!
Zacząłem raźno maszerować przed siebie, a po kilku godzinach opuściłem już znane mi tereny. Teraz pozostało mi tylko iść przed siebie, bez planu... idealnie, o to mi chodziło. Oczywiście to wszystko nie znaczy, że nie podoba mi się w sforze, po prostu potrzebuję czasami jakiejś rozrywki którą ja znajduję w wędrówce, a 'mroczny ja' w robieniu krzywdy innym... Przy okazji jak już wcześniej wspomniałem - złe ego ostatnio jakoś dziwnie 'ucichło', może to dzięki kontakcie z innymi? Chociaż jestem pewien jednego - zawsze będę miał dwie sprzeczne osobowości, ale jakoś z tym żyję i to jest najważniejsze.
Podczas mojego rozmyślania udało mi się przejść przez przez zupełną granicę sfory.
- Nowe tereny, Jekyll nadchodzi! - powiedziałem do siebie cicho i jakby idealnie na moje słowa poczułem zapach jakiś roślin, dosyć dziwne... ale nie wolno czekać, bo jeszcze przygoda przejdzie mi przed nosem i ucieknie...
Zacząłem gnać co sił za nietypową wonią, co to może być?
Po dłuższej chwili przede mną rozpościerał się piękny widok:
 - Halo? Jest tu ktoś? Kto dba o ten ogród...? - mówiłem niepewnie, rośliny były wypielęgnowane, więc ktoś musiał być w okolicy, ale jednocześnie nie było wokół żadnej żywej duszy. Mimowolnie dreszcz przebiegł mi po plecach, to miejsce było jednocześnie piękne, a z drugiej strony przerażające, lecz jednak wciąż szedłem przed siebie. Po krótkim czasie zdałem sobie sprawę, że ten teren to jeden wielki labirynt - regularnie trafiałem do ślepych uliczek, lub wydawało mi się, że krążę w kółko. Mimo tego podobało mi się to, za każdym zakrętem mogły mnie spotkać różnorakie niespodzianki, raz to grządka jakiejś kolorowej i nieznanej mi wcześniej rośliny, a to raz jakiś most w tym charakterystycznym  japońskim stylu, oczywiście nie zawsze były to przyjemne niespodzianki, w pewnym momencie pod moimi łapami otworzyła się jakaś zapadnia i w ostatniej chwili udało mi się odskoczyć unikając upadku.
 - Pora się stąd zbierać, ktoś mi źle życzy. - mruknąłem wpatrując się w otwór, na samym dole znajdowały się kolce na które pewnie miałem się nadziać. Postanowiłem poszukać wyjścia,
jednak oczywiście łatwiej wejść niż wyjść, w końcu to labirynt...
Po kilku godzinach zaczęło się ściemniać, co oczywiście zmusiło mnie do zatrzymania się, wszedłem w jakąś miękką kępę trawy i zapadłem w wyjątkowo lekki sen...
*
 - Auć...- coś małego odbiło się od mojej głowy i usłyszałem cichy śmiech, bez zastanowienia podniosłem się i wbiłem wzrok w stronę z której pochodził chichot.
Moim oczom ukazało się takie dziwne stworzenie:

 - Czym ty jesteś? - zapytałem, a stwór jedynie oderwał jedno winogrono od kiści i rzucił nim we mnie.
 - Przestań! - spróbowałem się uchylić przed nadlatującym owocem - To nie jest śmieszne! Ty mały, wstrętny...
 - Grape... - to wylądowało przede mną i coś powiedziało, chociaż trudno to uznać za mowę, ponieważ to zabrzmiało tak jakby stworek powtórzył coś co kiedyś zasłyszał... jak papuga.
 - To czym ty jesteś? - ponowiłem pytanie.
 - A ty? - Grape tym razem zabrzmiał 'inteligentniejszym' głosem.
 - Ja jestem psem, a TY? No, chyba, że jesteś 'zwykłą' latającą jaszczurką, co?
 - Hmm... Masz racje! - stworek przymknął oczy zadowolony ze swojej odpowiedzi. Ciężko westchnąłem, ta rozmowa nigdzie mnie nie prowadziła, lecz przyznam, że ten Grape mnie zaciekawił.
 - Wiesz, a może jesteś... smokiem? - zapytałem niepewnie.
 - Strzał w dziesiątkę...! - stwór podskoczył.
 - Takim wyjątkowo wnerwiającym... - dodałem po chwili i ku mojemu zdziwieniu Grape uśmiechnął się szeroko... Dom wariatów, przepraszam - labirynt wariatów.
 - Mały, a wiesz gdzie jest wyjście?
 - Stąd nie ma wyjścia. - odpowiedział smok. - I nie jestem mały, po prostu ty jesteś większy ode mnie.
W sumie muszę przyznać, że tymi słowami zrobił na mnie wrażenie.
 - Grape, skoro nie ma stąd wyjścia to... czy jest tu wejście? - przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
 - Oczywiście, że jest, a co myślałeś? - stworek przekręcił głowę jakby zdziwiony moim pytaniem.
 - Zaprowadź mnie tam. - mruknąłem, a Grape rozwinął skrzydła i już w drugiej chwili leciał zielonymi korytarzami, a ja ruszyłem za nim.
- Uwaga, pułapka! - usłyszałem głos mojego towarzysza. Towarzysza? A gdyby tak przedstawić tą propozycję temu stworkowi? Ominąłem jakąś płytę która pewnie była tą pułapką i biegłem dalej.
Po pewnym dłuższym czasie zacząłem powoli kojarzyć pewne elementy, jakieś drzewa, ławeczki...
 - Oto wejście. - smok wylądował obok mnie i wskazał łapą w stronę łuku przez który wszedłem do wnętrza labiryntu. To była ta chwila.
 - Grape? Co byś powiedział na to, że zostaniesz moim towarzyszem? - zapytałem.
 - Jestem przeciwny takim związkom. - odpowiedział smok, a ja dopiero po chwili zrozumiałem o co mu chodzi.
 - Źle mnie zrozumiałeś... - język zaczął mi się plątać.
 - Każdy tak później mówi. - Grape rozwinął skrzydła przygotowując się do odlotu.
 - Mi chodziło jedynie o to, że będziesz moim zwierzakiem...
 - Powiedział pies do smoka... - stworek zaczął mnie denerwować, ale wciąż chciałem mieć towarzysza w postaci tej przerośniętej jaszczurki.
Po pełnej godzinie, udało mi się wytłumaczyć temu złośliwemu stworzeniu o co mi dokładnie chodziło. No dobrze, teraz wystarczyło jeszcze tylko zadać mu pytanie jeszcze raz.
 - Wchodzisz w to? - zapytałem zmęczony konwersacją.
 - Niech ci będzie... A w ogóle to jak się nazywasz? - Grape spojrzał na mnie bacznie.
 - Jekyll. - odpowiedziałem. W pewnej chwili zdałem sobie sprawę z pewnej ważnej sprawy,
a mianowicie - drugie ego, które może zrobić małemu smokowi krzywdę
 - Jest taki pewien problem... - zacząłem niepewnie, nie wiedząc jak zareaguje mój towarzysz.
 - Aaa chodzi ci o drugiego 'ty'? - powiedział zadowolony z siebie, na widok mojej zdumionej miny.
 - Skąd ty...? - posłałem mu wystraszone spojrzenie.
 - Smoki mają większą wiedzę i władzę. - Grape posłał mi szelmowski uśmiech.
Po chwili wyszedłem 'wejściem' z labiryntu, a za mną leciał smok. Byłem tym uradowany - odkryłem nowy teren i na dodatek zyskałem nowego, co prawda denerwującego, przyjaciela...

Nowy pies | Quentin



Imię: Quentin
Ksywka: Q
Głos: Shawn Mendes
Rasa: Husky Syberyjski
Wiek: 4 lata
Płeć: Pies
Stanowisko: Wojownik Wschodni
Rodzina:
Matka - Sephora (nie żyje)
Ojciec - Feliks (nie żyje)
Rodzeństwo - Lauren, Aria, Cloe, Diana i Ami (nie żyją)
Ciekawostki:
~ Świetnie poluje.
~ Uwielbia kolekcjonować znalezione przez siebie rzeczy.
~ Uwielbia obserwować gwiazdy. Kiedyś robił tak z rodziną, aby się zrelaksować i spędzić czas na rozmowie.
~ Często śpiewa w samotności.
~ Często miewa koszmary związane z przeszłością.
Partner: Na razie brak, ale jest pewien, że kiedyś zdobędzie serce jakieś suczki.
Charakter: Quentin jest odważnym i porywczym psem, przez co czasem wpada w kłopoty. Jednak jeśli chodzi o poznawaniem innych, woli być ostrożny i zbytnio się nie przywiązywać. Zaprzyjaźnia się dopiero, gdy ktoś potrafi zrozumieć jego charakter. Nie cierpi kiedyś ktoś mu rozkazuje, większość rzeczy potrafi zrobić sam. Jego sarkastyczne poczucie humoru często robi mu wrogów, choć i przyjaciół. Dla potrzeby potrafi zachowywać się jak prawdziwy dżentelmen i nie zdradzać swojego charakterku. Zazwyczaj ukrywa w sobie uczucia, lecz z biegiem czasu wychodzą one na jaw. Na jego pyszczku często pojawia się uśmiech miliona wersji. Może nie wygląda, ale mimo wszystko jest troskliwy i dba o innych.
Historia: Quentin urodził się w przytulnym, ciepłym domu pary staruszków wraz z pięcioma siostrami. Był tam bardzo kochany. Niestety, któregoś dnia w mieszkaniu właścicieli wybuch pożar, gdzie zginęła rodzina Q i żona jego pana. Mężczyzna jednak ze swoich ostatnich oszczędności kupił dom, gdzie dalej opiekował się szczeniakiem. Tak o to Quentin dorastał z miłością swojego właściciela. Wychodził ze swoim panem na spacery, przynosił mu gazety, pocieszał go w trudnych chwilach i spał przy nim, chroniąc swojego właściciela przed zagrożeniem. Jednak pewnego ranka staruszek już się nie obudził. Q pobiegł jak na szybciej do domu sąsiada i zaczął drapać w drzwi. Sąsiad na początku nie wiedział, o co chodzi, ale pobiegł za psem. Okazało się, że właściciel Quentina zmarł w nocy.
Kilka dni później odbył się pogrzeb mężczyzny, na którym zjawił się również pies. Kolejne dni spędzał przy grobie swojego pana, aż nie zjawił się hycel. Q nie chciał trafić do schroniska, więc jak najszybciej uciekł z cmentarza. Błąkał się przez jakiś czas. Raz został prawie potrącony przez samochód, a omijając go skaleczył sobie łapę. Kuląc, trafił do Sfory Psiego Uśmiechu.
Upomnienia: 0/4
Kontakt: Kuba03

Od Lucky'ego

Zwolniłem kroku. Rozejrzałem się dookoła. Nie wiedziałem gdzie jestem. W mojej głowie wciąż słyszałem śmiech czarnego psa. Obejrzałem się za siebie. Napastnik już mnie nie gonił. Zapewne pomyślał że taki ranny, niedoświadczony szczeniak w nieznanym miejscu nie ma szans na przeżycie. I zapewne miał rację. Chociaż nie wiedziałem gdzie jestem, postanowiłem, mimo obrażeń, że przejdę jeszcze kawałek. Może znajdę kogoś, kto mi pomoże? Jak postanowiłem tak tez zrobiłem. Przeszedłem jeszcze kawałek, ale w pewnym momencie łapy same się pode mną ugięły. Upadłem na ziemię. Nie mogłem już wstać. Po prostu nie miałem już siły. Rany bolały przez cały czas, ale teraz ból stał się silniejszy. Znowu spróbowałem się podnieść. Wiedziałem, że to nic nie da, a miotanie się jeszcze bardziej pogorszy sprawę. Skoro nic nie mogłem zrobić, po prostu leżałem. Wtedy przypomniała mi się matka i jej śmierć. I w tym momencie, moja dawna radość została pogrzebana na dnie mojego serca. Łopatą były wspomnienia związane z śmiercią matki, a ziemią która przykryła radość był smutek. Leżałem tak jeszcze chwile. Nie wiedziałem co zrobić. Wtedy do głowy wpadł mi pomysł. Przecież jak ktoś mnie usłyszy to może przyjdzie mi pomóc! Może tez przyjść agresywnie nastawiony pies... Ale jak nie spróbuję to i tak umrę, więc czemu by nie spróbować? Nie miałem co prawd siły by mówić, ale miałem siłę piszczeć. I tak też zrobiłem. Po chwili krzaki zaszurały i wyłonił się z nich pies.

Jekyll?

sobota, 6 maja 2017

Od Jema CD Quiet

Z zaskoczenia otworzył szerzej oczy i uchylił lekko pysk. Jocker... nie żyje. Nie chciał sobie nawet wyobrażać, jak mogła wygląda jego śmierć. Alfa miał w sobie ducha walki, nie dałby się ot tak zabić. Ze słowami suki Jem poczuł dziwną pustkę. Owczarek był dobrym przywódcą, psy mogły mu zaufać. Dla wielu, w tym Jema, był także... przyjacielem. Czekoladowy skrzywił się, chyląc łeb ku ziemi. Strata bliskich osób zawsze przysparzała wiele bólu psychicznego, choć wcześniej nieczęsto mógł zaznać tego uczucia. Za myśl przyszedł mu Quake - znajda, którą Jock zdecydował się przygarnąć. Labrador miał zaledwie rok, gdy Sfora się rozpadł. Były Beta czuł swego rodzaju odpowiedzialność za młodego. Przypomniał sobie czasy, gdy musiał się nim zajmować. Z przykrością stwierdził, że nie potrafił docenić tej chwili. Kto wie, może teraz i on nie żyje.
Z zamyślenia wyrwało go głośne chrząknięcie suki. Przeniósł na nią smutny wzrok. Więc dobrze podejrzewał. Mimo wszystko, nie kojarzył jej. Nie wydawało mu się, by należał do SPU w tych czasach co on. Nie wątpił jednak, że jest spokrewniona z Mashine. Czekoladowy owczarek dźwignął się na łapy i skierował w kąt jaskini. Zaczął rozrywać łapą pajęczyny. Suczka zmarszczyła brwi, podchodząc bliżej.
- Mieszkałeś tu? - zapytał ściszonym głosem. Pies kiwnął głową. Najprawdopodobniej podczas chwili ciszy zaczęła łączyć w głowie wszystkie fakty. Z pewnością domyśliła się, że zajmował kiedyś wysoką pozycję. Ponownie westchnął, odwracając pysk w stronę Quiet. Posłał jej pytające spojrzenie, jakby chciał się dowiedzieć co tu robi.
- Gdy Jocker umierał... - zaczęła z wyraźnym przygnębieniem. - Ostatkami sił przekazał mi władzę. Widząc tą pustkę, zdecydowałam się odnowić sforę.
Więc widziała. Jem nie wiedział, że gdy żywot aussie zbliżał się ku końcu, znajdował się on na terenach sfory. Przecież pamiętał doskonale ten dzień, w którym Alfa znikł.

Burzliwy, chłodny wieczór. Sfora opustoszała. Niewiele psów zostało. Wśród nich znajdowali się rzecz jasna Jocker, Jem, Castiel i Quake. Delta wiedział, że przywódca jest lekko przybity. Postanowił wybrać się do jego jaskini, mimo złej pogody. Wszedł do środka. Zastukał pazurami o kamienną posadzkę. Krople deszczu skapywały z sufitu tworząc przy wejściu wielką kałużę. Pies zastał tylko pustkę. Zmarszczył brwi, rozglądając się dookoła. Mógłby szukać zapachu, ale deszcz zdążył już go zmyć. Potrząsnął łbem, siadając. Dwa legowiska z mchu były zniszczone. Wszędzie leżały rozsypane kości i inne resztki. Wyglądało to, jakby do jaskini wpadł wcześniej jakiś wielki stwór, niszcząc co popadnie. Może Alfa i jego syn uciekli przed nim? 
Chodził do terenach sfory szukając jakichkolwiek oznak życia. Wszyscy znikli bez śladu. On też powinien iść, ale mimo wszystko był przywiązany do tego miejsca. Spędził tu większość swojego życia. Przełamał się i wyruszył dopiero po kilku tygodniach. Zależało mu tylko na tym, by zapomnieć. Chciał pozbyć się wspomnień.
- Masz zamiar tu zostać? - spytała Quiet po dłuższej chwili.
Kiwnął pyskiem w zamyśleniu. Wszystko zaczyna się od nowa.

Quiet Nicolette? 
Brak weny lol


piątek, 5 maja 2017

Od Jekyll'a CD opowiadania Quiet Nicolette

Dreszcz przebiegł mi po plecach, nigdy nie bałem się martwych ciał, lecz tym razem widok powieszonego psa miałem ochotę uciekać.
 - Tchórz! - usłyszałem w pewnym momencie, tak, oto odezwało się moje drugie oblicze. Wiedziałem, że Quiet i ten szczeniak tego nie usłyszeli, tylko ja mogłem to dosłyszeć...
 - Nie teraz!
 - To kiedy? Boisz się, wyczuwam to! Już minęło trochę czasu od kiedy ostatni raz pozwoliłeś mi rozprostować nogi...
 - Błagam, nie teraz! Za mną stoi Alfa sfory i jakiś szczeniak, który już dużo przeżył... 
 - Jekyll..? Żyjesz? - usłyszałem głos Quiet.
 - Nie za bardzo... - mruknąłem podenerwowany. - Mam radę, uciekaj! - dodałem po chwili. Wiedziałem, że ta cała przygoda może się źle skończyć - po pierwsze byłem w jakimś lesie gdzie wieszają psy, po drugie - czarne ego powoli zdobywało przewagę i mogło zrobić krzywdę wszystkim obecnym. W pewnym momencie zacząłem się niepokojąco trząść, musiało to pewnie przypominać jakiś atak padaczki. Przyznam, że było to dziwne uczucie - zwykle od razu tracę świadomość
i zostaje mi rola nic nieznaczącego głosiku w głowie, lecz tym razem było trochę inaczej.
 - Co się dzieje? - usłyszałem piskliwy głos szczeniaka gdzieś daleko, a może blisko? Nie wiem.
Po dłuższej chwili wstałem, chociaż nie ja, on wstał.
 - Jekyll? - usłyszał głos Quiet, czemu ona nie uciekła! Drugie oblicze odwróciło głowę i... tak, w niedużej odległości stała Alfa. - Co ci się stało?
 Drugi 'ja' nie tracił czasu na odpowiadanie - od razu zaatakował, znałem cel: zabić. Na szczęście suczka uchyliła się i zaczęła uciekać, szczeniak pewnie zrobił to już wcześniej.
Hyde odczuwał przyjemność z pościgu - sądził, że na koniec dostanie nagrodę w postaci świeżej krwi prosto z żył innego stworzenia.
 - Zostaw ją! - teraz to ja byłem tym natrętnym głosikiem.
 - Nie 
 - Wywalą mnie ze sfory, jeśli zrobisz krzywdę Alfie!
 - Po co ci sfora! Lepiej być wolnym duchem!
Czarne ego biegło niepowstrzymanie, lecz na szczęście Quiet była szybsza. Tylko gdzie ona biegła? Martwiłem się, że ta cała przygoda źle się skończy...
 - Jekyll...! Co się z tobą stało?! - krzyknęła suczka. I stała się rzecz która dawniej nie miała miejsca; zły 'ja' się odezwał. Ten głos był wyjątkowo chrapliwy i nieprzyjemny, aż dostawało się dreszczy...
 - Kiedyś chciałaś zobaczyć drugie oblicze, to teraz je masz! - aż się zdziwiłem, że można mówić takim głosem. W pewnym momencie Alfa się potknęła, o zgrozo! Hyde zauważył okazję...
W mgnieniu oka udało mu się dogonić Quiet. Wiedziałem, że mrocznego 'ja' nie można tak łatwo powstrzymać. W następnej chwili pies skoczył...
*
 - Auć. - otworzyłem oczy. Głowa mnie bolała niemiłosiernie, krew! Położyłem łapę w miejscu w którym mnie bolało i na szczęście okazało się, że należała do mnie.
 - Żyjesz? -usłyszałem niepewny głos Alfy. - Wybacz za ten kamień...
Przez chwilę nie wiedziałem o co chodzi, jaki kamień? A no tak... tuż obok mnie leżał kawałek głazu, Quiet pewnie rzuciła nim by móc się obronić przed drugim 'ja'.
 - To ja przepraszam... Chyba odejdę ze sfory, omal cię nie zabiłem... - schyliłem głowę. - Mam tylko jedno pytanie, co się działo kiedyś w Tajemniczym Lesie?

Quiet Nicolette?

Od Akiry - CD opowiadania Rayana

Akira zacisnął zęby na wiadrze z uśmiechem i zmarszczył brwi.
- Niestety, tego firma 'Akira bez spółki' nie będzie mogła pokryć - westchnął, odstawiając wiadro i kładąc łapę na karku. Rayan przymrużył oczy i otworzył pysk. Akira szybko znalazł się obok niego, kładąc mu łapę na barku i śmiejąc się głośno.
- Może jednak przeprowadzisz się do nowego domu - mruknął niepewnie, wiedząc, że może za to dostać niezłą burę od starszego "kolegi". Roy warknął i zrzucił łapę Akiry, po czym odsunął się od niego.
- Masz mi załatwić nowe okno - warknął Owczarek, na co drugi pokiwał głową, następnie lekko ją spuszczając. Akira odwrócił się i spokojnym krokiem skierował się w stronę pobliskiego miasteczka, jeśli można to tak nazwać. Zignorował już nawoływania Roya, ponieważ to on kazał mu naprawić mieszkanie. Pies spuścił lekko łeb i pomachał nim, uśmiechając się.
W mieście akurat w tym czasie było dużo i jeszcze więcej ludzi. Na chodnikach było ich pełno, jednak Owczarek bez problemu, zwinnie przemieszczał się pomiędzy dwunożnymi. Szybko skręcił w jakąś węższą uliczkę, gdzie w ogóle nie było ludzi. Była dosyć szeroka, na prawno zmieściło by się tu auto. Jednak najpierw trzeba by było usunąć stojące tu śmietniki i stojaki na rowery. Akira zaczął się rozglądać po oknach, które nijak nie można było zabrać i dostarczyć w nienaruszonym stanie dla Rayana. Za wszystkimi wisiały piękne firanki lub ciemne rolety, które były odsłonięte, ponieważ nawet za dnia panował tu półmrok.
Owczarek przystanął, gdy nagle przed nim z drzwi wyszedł pan trzymający wielką szybę. Akira uśmiechnął się do siebie i jeszcze przez chwilę przyglądał się jak wychodzi drugi mężczyzna, trzymający szybę z drugiej strony. Pies, nie czekając dłużej skoczył na jednego z mężczyzn, sprawiając, że ten się wywrócił, upuszczając szybę.
- Co robisz, kundlu?! - drugi również ją upuścił, próbując kopnąć Akire. Pies jednak zwinnie przeszedł obok, biorąc w pysk większy kawałek pobitego szkła. Następnie udał się do wyjścia. Panowie nie próbowali go nawet gonić, tylko przykucnęli i przyglądali się nieszczęsnej szybie.
- Proszę - Akira położył kawałek szkła przed Royem i zaczął mu się przyglądać.
- Na co mi to? - parsknął pies, przeglądając się w przedmiocie.
- No, do okna - wskazał łapą dziurę.

Rayan?

czwartek, 4 maja 2017

Nowy szczeniak | Lucky


Imię: Lucky
Ksywka: Obojętnie mu jak na niego mówią, ale najczęściej jest to Luck.
Rasa: Owczarek Szwajcarski
Wiek: Ma 3 miesiące, ale jego charakter wskazuje na inny wiek. Zachowuje się czasem jak dorosły pies.
Płeć: Pies
Stanowisko: Szkolony
Rodzina:
Ojciec - Odszedł, zanim Lucky się urodził.
Matka - Nie żyje.
Co do rodzeństwa- nie miał.
Ciekawostki:1. W przeciwieństwie do swojego imienia jest bardzo ponury i smutny.
2. Jest o wiele mądrzejszy, bardziej odpowiedzialny i mniej naiwny od przeciętnego szczeniaka.
Zakochany: Na razie w nikim...
Charakter: Co by tu opisywać? To tylko ponuras, trzymający się na uboczu, który wciąż jest w żałobie po matce. Dawny radosny on zniknął a zastąpił go ponura, wystraszona sierota. Może radość kiedyś wróci?
Historia: Biała suczka z czułością patrzyła na białego szczeniaka biegającego po norce.
- To imię do niego pasuje - wyszeptała do siebie. Mały podbiegł do niej i liznął ją po pysku.
- Kocham cię mamo - szepnął wtulając się w jej białą sierść.
- Ja ciebie też.
*Dwa miesiące później*
Lucky jak zwykle radośnie podrzucał patyczek do góry. Jego matka przyglądała się temu z uśmiechem.
- Muszę na chwilkę wyjść. Mogę cię zostawić na te chwilkę samego? - powiedziała suczka.
- Tak! Obiecuję że będę grzeczny i nie wyjdę z norki! - pisnął mały.
- No dobrze. Ja za chwilkę wracam. - powiedziała i wyszła z norki. Lucky zają się tym co wcześniej robił - podrzucaniem patyka. Niestety po chwili znudziło mu się trochę. Rozejrzał się po "mieszkaniu" w poszukiwaniu czegoś do zabawy. Wtedy usłyszał kroki. Nie przejął się tym, bo pomyślał, że to jego mama wraca. Lecz do nory nie weszła z uśmiechem biała suczka, tylko czarny, warczący pies. Szczeniak gdy usłyszał warkot, od razu się odwrócił. Czarny przycisnął Lucky'ego łapą i zaczął zadawać obrażenia. Nagle coś odepchnęło nieznajomego od poranionego szczeniaka. To była matka małego.
- Uciekaj!!! - wrzasnęła. Mały (mimo duuużych obrażeń) wybiegł z nory. Przycupnął przy samym wejściu, żeby widzieć co się dzieje w środku. Jego matka przegrywała. W pewnym momencie usłyszał przerażony krzyki i... wszystko umilkło. Oczy Lucky'ego napełniły się łzami. Jego matka nie żyła. Przestraszony i ze łzami w oczach pobiegł W głąb nieznanego lasu...
Upomnienia: 1/4 (Za niekulturalne zwracanie się do administracji lol)
Kontakt: lucy20 (Howrse)

Od Joy CD opowiadania Suzzie

Rozejrzałam się dookoła. Nie podobała mi się ta sytuacja  i do tego nie wiedziałam gdzie są moi rodzice.
Podniosłam głowę by móc się lepiej przyjrzeć suczce która ponoć chciała mi pomóc, już miałam powiedzieć, że tak, lecz nagle sobie przypomniałam słowa mamy: "Niewolno iść z nieznajomymi, nawet jeśli wydają się przyjaźni, mogą zrobić Ci krzywdę". Pisnęłam i zaczęłam biec w niewiadomym kierunku. Oczywiście moje łapki nie były zbyt wytrzymałe, więc po niecałej minucie upadłam zmęczona plackiem o ziemie.
 - Mamo! Ratunku! - mimo iż moje nogi się zmęczyły, ja miałam jeszcze siłę krzyczeć. Po chwili przybiegła do mnie ta nieznajoma która mogła mi zrobić krzywdę, zatrzęsłam się i spróbowałam się podnieść by spróbować jeszcze raz uciec.
 - Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy... - suczka mówiła do mnie spokojnym tonem, zdziwiłam się lekko, ponieważ sądziłam, że zostanę skrzyczana.
 - Niewolno mi iść z nieznajomymi, oni mogą zrobić mi krzywdę, mama tak zawsze mówiła... - pisnęłam.
 - Chcę ci pomóc, mówię to z łapą na sercu, dobrze? - powiedziała biała po chwili namysłu. Zastanowiłam się, bo jak ktoś tak mówi to znaczy, że nie może kłamać, tak mawiał tata.
 - Dobrze... - powiedziałam, niepewnie robiąc krok do przodu.
 - Chodź Joy. - uśmiechnęła się suczka, robiąc zapraszający ruch łapą.
Zaczęłam iść i już po minucie siedziałam w jaskini należącej do Suzzie, bo okazało się, że tak nazywała się suczka. Dostałam coś smacznego do jedzenia i zaczęłam chodzić po pomieszczeniu, było tam pełno różnorakich półek i papierów.
 - Co to jest? A to? Tamto? - mój cienki głosik co chwilę rozbrzmiewał w izbie, a Pani Suzzie cierpliwie odpowiadała.
W pewnym momencie do jaskini wszedł jakiś pies i nie czekając na nic powiedział do suczki:
 - Nie znaleziono w okolicy żadnego tropu, musimy uznać, że mała jest podrzutkiem... - rzekł.
Przez chwilę nie zrozumiałam co się stało - musiałam przemyśleć każde wypowiedziane słowo.
W pomieszczeniu zapadła niepokojąca cisza, a ja w końcu doszłam do znaczenia słów.
Wybuchnęłam ściskającym serce płaczem i pobiegłam w stronę suczki i... przytuliłam się.
Było mi źle, okropnie źle, tak źle jeszcze nigdy mi nie było.

Suzzie?

Od Hayley i Suzzie – CD opowiadania Quiet Nicolette

*Hayley*

Gdy dzisiaj rano ujrzałam na swojej drodze Suzzie, nie potrafiłam w to uwierzyć. Ona również bardzo się zdziwiła, widząc mnie tutaj. Po zadaniu sobie standardowych pytań typu „Co ty tu robisz?", „Jak się tu znalazłaś?", udałyśmy się razem w spokojne miejsce i wszystko sobie wyjaśniłyśmy. Suka opowiedziała mi o swojej ucieczce ze schroniska i długiej wędrówce, która skończyła się wraz z dotarciem do sfory. Ja z kolei wyjaśniłam jej, że spotkałam Quiet i podarowałam jej wisiorek, który Suzzie mi przekazała.
– Spotkałaś Quiet?! – zapytała ożywiona Su. – Ja jeszcze na nią nie natrafiłam. Czy mogłabyś mnie do niej zaprowadzić?
– Jasne – oznajmiłam, szczęśliwa, że mogę pomóc. – Chodź za mną.
Już kilka minut później stałyśmy pod jaskinią Alf. Suzzie rozglądała się na wszystkie strony z uśmiechem na pysku. No tak. Ona z pewnością miała wiele wspomnień związanych z tym miejscem.
– Poczekaj tu – poradziłam jej. – Quiet pewnie śpi, trudno będzie ją obudzić.
Su zaśmiała się, ale przytaknęła i spokojnie usiadła. Ja za to wpadłam do jaskini Qu jak tornado.
– Quiet, pobudka! – zawołałam nieco bezczelnie już od progu. Alfa jedynie przewróciła się na drugi bok i warknęła coś tam. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Co za śpioch.
– Pani Alfo! – krzyknęłam jej prosto do ucha.
– Czego?! – odpowiedziała niezbyt miłym tonem suka, po czym zeskoczyła z materaca, na którym  spała. Przynajmniej już się obudziła.
– Gość do ciebie – wyjaśniłam. 
– Proszę wejść – westchnęła.
Gdy Suzzie weszła do jaskini, szok Quiet był wręcz wyczuwalny. Chwilę później słuchałam wzruszającego powitania dwóch sióstr.

*Suzzie*

Nie mogłam w to uwierzyć. Spotkałam moją siostrę. Ostatnią żyjącą osobę z naszej rodziny.
Po naszym wzruszającym przywitaniu, przyszedł czas na rozmowę. Hayley gdzieś się ulotniła, zostawiając naszą dwójkę samą. Wiedziała, że musimy omówić wiele rzeczy.
– A więc – zaczęła Quiet, uspokajając się. – Nie było mnie tutaj bardzo długo. Nie wiem praktycznie nic o tym, co działo się odkąd upozorowałam swoją śmierć i odeszłam. Mogłabyś mi wszystko opowiedzieć?
– Oczywiście – powiedziałam. Zaczęłam swoją opowieść. Niektóre wydarzenia, takie jak finał bitwy z psami-wampirami znane mi były jedynie z historii rodziców, ale późniejsze, odkąd się urodziłam, opowiedziałam jej ze wszystkimi szczegółami. A ona słuchała.

Quiet Nicolette? c:

wtorek, 2 maja 2017

Od Suzzie – CD opowiadania Rayana

Moje dawne instynkty wzięły górę, więc gdy tylko pies skończył mówić, rzuciłam się do przodu, chcąc go przytulić. W ostatniej chwili się jednak opanowałam i cofnęłam. Nie powinnam okazywać mu takiej zażyłości, w końcu parą byliśmy lata temu, a od tego czasu wiele się zmieniło. Między innymi, nie widzieliśmy się wiele miesięcy. Może sobie kogoś znalazł?
– Wybacz – chrząknęłam. – Stare nawyki. Miło zobaczyć kogoś znajomego w tych stronach.
– Taa – przewrócił oczami Rayan. Nie lubiłam u niego tego protekcjonalnego gestu, dlatego gdy tylko pies odwrócił wzrok na ułamek sekundy, pokazałam mu język. Na moje nieszczęście, udało mu się to dostrzec. Uniósł brwi i rzekł:
– Myślałby kto, że wydoroślałaś.
– Daj spokój – prychnęłam. – Nie oceniaj mnie przez pryzmat tego, jaka byłam dawniej. Owszem, wydoroślałam i chciałabym, żebyśmy dali sobie czystą kartę... jeśli chcesz.
Udał, że się zastanawia.
– Lub nadal możemy dogryzać sobie na każdym kroku – dodałam pół żartem, pół serio, unosząc brwi i czekając na odpowiedź.


Rayan? Wena uciekła, sorki xd

niedziela, 30 kwietnia 2017

Od Quiet Nicolette - CD opowiadania Hayley

    Zdziwiłam się ze suczka nie wyszukała czegoś w papierach gdy je przenosiła. No cóż. Przynajmniej mogę jej ufać.
- Kronika sfory i takie tam. - westchnęłam. - Bardziej skupiłam się na aktach mojej rodziny... Ale musiałam przestudiować też całą historię sfory.
- No tak, to ważne. - przyznała. - Dowiedziałaś się już wszystkiego?
- Wnioskując z tego ile czasu nad tym siedziałam to tak. - zażartowałam.
- Wolę nie pytać ile. - zaśmiała się.
Odwzajemniłam uśmiech.
- Masz coś jeszcze dzisiaj do roboty? - zapytała spokojnie.
- Raczej nie. - przyznałam. - Muszę odespać.
- Okej. - skinęła łbem. - Jak coś to jestem do usług.
- Dzięki! - pożegnałam się z nią gdy wychodziła.
Nie mogąc dłużej ustać, położyłam się na materacu. Zakryłam wszystkimi kocami i zasnęłam.
    Znowu ktoś mnie budzi. Zaczęłam mruczeć i mamrotać coś pod nosem. Nie wyspałam się wystarczająco a już każdy czegoś ode mnie chce. Przewróciłam się na drugi bok i cicho warknęłam żeby odgonić od siebie tego kogoś kto miał czelność wyrywać mnie ze snu.
- Pani Alfooo! - krzyknęła mi prosto do ucha. Oczywiście Hayley.
- Czego?! - wysyczałam otwierając w końcu oczy i zeskakując z materaca.
- Gość do ciebie. - syknęła przez zaciśnięte zęby.
- Proszę wejść. - westchnęłam.
Wtem do jaskini weszła biała suczka rasy Samoyed. Wyglądała dokładnie tak jak mama... Prawie tak jak ja. W mojej rodzinie była taka suczka. Suzzie.
- T...To ty? - zapytałam powoli się zbliżając. - Suzzie...
- Quiet? - zapytała pełna nadziei.
- Tak, ale skąd wiesz... Nigdy się nie widziałyśmy. - powiedziałam zakłopotana.
- Tata dużo o tobie mówił. Przecież dostałam po tobie medalion. - wyjaśniła.
Dotknęłam łapą naszyjnika w obawie że go tam nie znajdę. Na szczęście był na swoim miejscu czyli na mojej szyi.
- Miło cię poznać... Siostro. - po policzku spłynęła mi łza.
Nie wiedziałam co zrobi Suzzie. Ta jednak uśmiechnęła się szeroko i rzuciła mi się w ramiona.
- Jak dobrze mieć przy sobie kogoś bliskiego. - odparłam z uśmiechem.
Całej sytuacji przyglądała się również wzruszona Hay.

Hayley? Suzzie?

sobota, 29 kwietnia 2017

Od Quiet Nicolette - CD opowiadania Jekyll'a

    Tajemniczy las... Odwiedziłam do pierwszy i ostatni raz jakoś na początku tygodnia. Po tym co tam przeżyłam i przede wszystkim tam zobaczyłam, wolałam zamazać te tereny na mapie. Może wogle się ich pozbędę. Bardzo chętnie mogłabym oddać ten skrawek jakimś wilkom, u których takie tereny są nawet zamieszkiwane. A zamiast tego poślę zwiadowców do odnalezienia nowych. O ile mamy w sforze zwiadowców...
- Wiesz.. - spojrzałam na niego zakłopotana i odciągnęłam go od mapy. - Właściwie to nawet nie nasz teren. Pewnie Jocker'owi rozmazał się tusz jak malował mapę. - musiałam skłamać.
- Mhm. - mruknął i spojrzał na mnie podejrzliwie. - Jeżeli tereny nie należą do sfory i tak możemy je zwiedzić.
- Nie wiemy czego możemy się spodziewać! - zatrzymałam go głośniej niż chciałam.
- Co ty wiesz o życiu... - westchnął.
- Ohohoo! - parsknęłam oburzona. - Na pewno więcej niż ty.
- Ile ty wogle masz lat? - zapytał pies przy wyjściu.
- No... - zarumieniłam się. - Kobiet się nie pyta.
    Byliśmy już w połowie drogi. Bać się, nie bałam, lecz obawiałam reakcji Jekyll'a. Niby taki odważny i zdeterminowany piesek, ale wstrząśnie nim jak mną, po tym co zobaczy. Szłam niepewnym krokiem. Coraz bardziej chciałam złapać psa za ogon i pociągnąć z powrotem bliżej centrum. W końcu stanęliśmy przed wielkim lasem. Mimo iż świeciło słońce, w lesie było ciemno, ponuro i zimno. Przez moje ciało przeszedł dziwny dreszcz, ni z powodu zimna, ni ze strachu. Westchnęłam tak głośno żeby pies wiedział że nie chciałam się tam pakować.
- Jak nie chcesz to nie musisz iść. - zaśmiał się reagując na mój gest.
- Nie ciągnie mnie tam ale nie pójdziesz sam. - powiedziałam znudzona i ruszyłam przed siebie. Przekroczyliśmy jakby granicę. Po naszej stronie ziemię oświetlało słońce zaś po drugiej ziemia była czarna. Ponownie przeszedł mnie dreszcz. Spojrzałam kątem oka na psa w nadziei że nie widzi że się boję. Z początku nie było tak źle. Niestety lub stety wiedziałam co nas dalej czeka. Zatrzymałam się gwałtownie gdyż zdecydowałam że powiem psu prawdę.
- Tak naprawdę to byłam tu już. - powiedziałam ściszonym głosem. - Sama zamazałam tereny bo chcę się ich pozbyć. Nie są odpowiednie dla sfory. Niedługo mogą dojść do nas szczeniaki a wtedy wogle będę miała przes*ane.
- Nie wiedziałem. - zakłopotał się i obejrzał dookoła siebie. - Jeżeli chcesz pozbyć się tych terenów musisz je komuś oddać. Jakiejś watasze.
- Też o tym myślałam. Boję się zapytać. - przyznałam.
- Dlaczego? - zaciekawił się pies.
Właśnie w tym momencie, jakby odpowiedź na pytanie psa przyszła sama, usłyszeliśmy wrzask jakiegoś psa. A raczej szczeniaka. Od razu pobiegliśmy w miejsce skąd dochodziły wrzaski. Pod jakimś drzewem siedział biało-czarny szczeniak, który chował głowę w łapki. Piesek prawie imitował światłem będąc jedyną jasną rzeczą w lesie. Podeszłam do niego i położyłam mu łapę na plecach. Od razu się szarpnął i miał zamiar uciekać.
- Spokojnie! - cofnęłam się szybko. - Nic ci nie zrobimy. Co się stało?
Szczeniak nic nie odpowiedział tylko popatrzył wysoko w chmury (których i tak nie było widać). Nadal znajdowaliśmy się pod wysokim drzewem. Gdy ja i Jekyll zadarliśmy nosy ku górze ukazał się nam pies. Powieszony. Na gałęzi drzewa. Zakładam że była to matka szczeniaczka. I zakładam też że sama sobie tego nie zrobiła.
- Już rozumiesz?! - warknęłam roztrzęsiona.
Pies nie wiedział co powiedzieć.

Jekyll?

środa, 26 kwietnia 2017

Od Jekyll'a - CD opowiadania Quiet Nicolette

 Spojrzałem się łapczywie na mięso upolowanego wcześniej przez Quiet jelenia. Oblizałem wargi i już zamierzałem odgryźć spory kawałek mięcha, lecz w ostatniej chwili przypomniałem sobie o tym, że ponoć w towarzystwie damy, nigdy nie wolno zacząć jeść jako pierwszy... Kto wymyśla takie bezsensowne reguły?! Rozumiem, że życie nie jest zbyt skomplikowane, więc trzeba zapamiętać te sto zasad Savoir-vivre... Na co się to komu przyda? Ych, chyba nawet nie warto się nad tym zastanawiać. Pięknie, straciłem kolejny kawałek życia na myślenie o takich rzeczach.
 - Nie jesz? - suka rzuciła mi badawcze spojrzenie.
 - Oczywiście, że jem. - odpowiedziałem zjadając kawałek potrawy. Nieźle wpadłem, gadanie z prawie nieznaną ci Alfą nie należy do najłatwiejszych, wiadomo - powiesz coś źle i już możesz dostać łatkę psa którego przy najbliższej okazji trzeba będzie wygnać... Chociaż jeśli nadam rozmowie jakiś sensowny temat to chyba nie będę miał z tego powodu jakiś przykrości.
Zacząłem lustrować wzrokiem jaskinię w poszukiwaniu czegoś o czym będzie można spokojnie pogadać, w pewnym momencie zauważyłem, że na jednej ze ścian powieszona jest mapa terenów sfory.
 - Quiet... - zacząłem powoli, lecz w głowie zapaliła mi się już czerwona lampka "Nie po imieniu!".
 - Tak? - Alfa spojrzała w stronę mapy.
 - To skoro nie powinienem iść do tego zniesławionego Mrocznego Lasu, to gdzie według Ciebie opłacałoby się przejść? - zapytałem się, a suka zaczęła się zastanawiać.
 - Kąpałeś już się w rzece Jafiszof? - usłyszałem odpowiedź, a ja pomachałem głową na tak.
 - Jekyll woli jakieś miejsca w których jest dużo wrażeń. - dopowiedziałem po krótszej chwili. Alfa podeszła do mapy i przywołała mnie łapą bym do niej podszedł. Co oczywiście zrobiłem.
 - Hmm... Góry Zapomnienia? Chociaż nie spodziewam się by było tam jakoś niebezpiecznie czy coś... - suka powoli oglądała mapę. -  Jekyll, lubisz zimny klimat?
 - Nie za bardzo... - mruknąłem cicho, zacząłem się bać, że zrobię wrażenie wybrednego jeśli cały czas będę odmawiał, lecz Alfa wcale nie wyglądała na jakąś znudzoną - cały czas mruczała pod nosem nazwy terenów.
 - Mam kilka propozycji: Forest Stream, może być tam dosyć ciekawie, Stare Obozowiska też wydają się interesujące, a jeśli nie przypadną Ci do gustu to możesz wybrać się do Wąwozu Rudego... - powiedziała do mnie Quiet, pewnie bym się zgodził, lecz jednak kiedy ja lustrowałem mapę w pamięć zapadło mi kilka nazw.
 - Alfo, a te tereny? - tu wskazałem łapą na kilka obszarów na mapie. - Góry Mroczne Oblicze, jakiś zamek Lerqua - z tym to też chyba była kiedyś jakaś wojna, ale nie znam się i... co to za ciemna plama? - nagle zauważyłem w rogu mapy jakiś zatuszowany teren, wytężyłem wzrok, to nie był na pewno Mroczny Las... - Co tu jest? - powtórzyłem pytanie i zobaczyłem, że Quiet się zmieszała.
 - T..to jest taki inny las... - zaczęła, a ja nagle poczułem się wyjątkowo głupio, ale jednocześnie bardzo chciałem wiedzieć co jest w tej ciemnej plamie.
 - Inny las? Mogę dowiedzieć się o nim czegoś więcej?


 Quiet Nicolette? Trochę słabo wyszło, ale coś w tym jest...

Od Suzzie – CD opowiadania Joy

Gdy Akira przybiegł do Jaskini Alf, by poinformować Quiet o dopiero co znalezionym szczeniaku, mojej siostry akurat nie było. Wcześniej wyszła, właściwie nie wiem dokąd. Powiedziała mi jedynie, że prędko nie wróci. Dlatego to ja udałam się za Akirą, przy okazji zahaczając o nasz szpital i prosząc Hayley o pomoc. Suka wzięła ze sobą kilka potrzebnych rzeczy, po czym cała nasza trójka pobiegła do miejsca, w którym ktoś znalazł porzuconego szczeniaka. Akira prowadził.
– Tutaj – oznajmił, choć nie było to potrzebne. Już z oddali widać było dużą grupę psów stojących tuż obok jednej z jaskiń.
– Lekarz już idzie! – zawołałam, na słowa jakiegoś psa, który mówił coś o sprowadzeniu tejże osoby.
Na dźwięk mojego głosu, tłumek rozstąpił się przed nami niczym Morze Czerwone przed Mojżeszem. Hayley poszła przodem, zbliżając się do zdezorientowanego szczeniaka.
– Gdzie jest mama? Kim jesteście? – zapytał on piskliwym głosem, który wskazywał na to, że mamy do czynienia z suczką.
– Wszystko w porządku. Zaraz poszukamy twojej mamy. Nie musisz się mnie bać, chcę tylko zobaczyć, czy nic ci się nie stało, skarbie. Mam na imię Hayley i jestem tutejszym medykiem – powiedziała spokojnie Hayley, patrząc łagodnie na szczeniaka.
– Jestem Joy – pisnęła suczka. Podeszłam bliżej, patrząc, jak Hayley zaczyna ją badać.
– Przeszukajcie okoliczne tereny – poleciłam psom stojącym najbliżej mnie, w tym Akirze. – Jej matce mogło się coś stać – dodałam ciszej. Kilkoro samców przytaknęło i zaczęło się ode mnie oddalać, kierując w różne strony.
– Zdrowa. Nie ma żadnych ran, nie jest niedożywiona ani odwodniona, tylko trochę zziębnięta – oznajmiła Hayley, podchodząc do mnie. Skinęłam głową.
– Zajmę się nią. Możesz już iść – powiedziałam. Suka kiwnęła głową, odchodząc. – Rozejść się proszę – dodałam w kierunku tłumu. Psy zaczęły się oddalać, zerkając jeszcze na nas ostatni raz. 
Podeszłam do Joy.
– Cześć – powiedziałam łagodnie. – Nazywam się Suzzie. Pomogę ci znaleźć twoją mamę, ale najpierw musisz się ogrzać i coś zjeść. Pójdziemy do mojego domu, w porządku?


Joy?

Od Rayana - CD opowiadania Suzzie

Ten dzień miał należeć do tych zwykłych, szarych dni które spędzam w swojej jaskini i wysłuchuję (nie) mądrych kazań Novio, jakim to jestem anty-dżentelmenem. Tak w sumie, byłem już przygotowany od rana na to że gdy ją gdzieś spotkam wydrze się na mnie bez powodu i stwierdzi że jestem głupi pomimo tego, iż w cale się do niej nie odzywam. Na moim pysku pojawił się cień uśmiechu, gdy na swojej drodze zobaczyłem kogoś, kto przypominał mi bardzo wiele, ale zbytnio nie byłem w stanie sobie przypomnieć kto to był. Zatrzymałem się niepewnie widząc przed sobą nieco niższą, białą suczkę wlepiającą we mnie zdziwione spojrzenie. Uniosłem brew w górę i zamrugałem kilkakrotnie wciąż nie móc sobie przypomnieć. Po ostatniej stracie pamięci, która mocno się na mnie odbiła, zapomniałem większość osób, które jak na złość były niegdyś dla mnie najważniejsze. Skrzywiłem się trochę na początku, ale gdy się odezwała wspomnienia do mnie wróciły. Zrobiłem kamienną, niepewną minę. 
- Co...Ty tu robisz? - wykrztusiła patrząc na mnie zdziwiona. Wziąłem głęboki wdech i odsunąłem się krok w tył, gdyż nasze nosy prawie że dotknęły się nawzajem. Wypuściłem powietrze stojąc już w miarę bezpiecznej odległości. Nie to, że się jej bałem. Po prostu czułem się jakoś strasznie niezręcznie, i wolałbym aby to dziwne, stare uczucie do mnie nie powróciło. Zrobiło mi się głupio. 
- Em..Mieszkam. - powiedziałem szukając oczami czegoś co byłoby moją ostatnią deską ratunku, kiedy kraken zechciałby mnie zaatakować. Zwyczajnie nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że ona, właśnie ona mogłaby teraz stać przede mną, w całej swej okazałości. Jakbym widział się z nią wczoraj. Nic się nie zmieniła. Suczka również nie dowierzała swoim oczom, bo co chwilę je przecierała i wpatrywała się we mnie dziwacznie. 
- To nie żaden grzech prawda? - odezwałem się niepewnie, drżącym głosem przerywając głuchą ciszę, jaka panowała tu dobre 2 minuty. Nie chciało mi się tutaj stać, wybierałem się nad jezioro bo dziś akurat słońce waliło porządnie. Zwyczajnie szedłem wziąć kąpiel. Biała ponownie wyrwała mnie z zamyśleń. 
- Rayan...- szepnęła a w jej oku już kręciła się łezka. Przewróciłem oczami i spojrzałem na nią z troską. 
- We własnej osobie. - odparłem od razu nie czekając aż po jej policzku spłynie więcej, niż ta jedna, nic nie znacząca łezka. Uśmiechnąłem się krzywo, bo nie chciałem pokazywać jej swoich zębów które były całe czarne od tych pysznych jagód z mojego ogródka. 
- Nie wiem kto, ale ktoś naopowiadał mi głupot że znajdujesz się w schronisku i jesteś pierwsza w kolejce do uśpienia. - puściłem jej oko i zaśmiałem się pod nosem. Próbowałem trzymać bezpieczną, koleżeńską odległość, ale gdy tylko rozwinąłem swoją wypowiedź suczka rzuciła się na mnie, jakby próbując się do mnie przytulić. 



Suzzie? xd

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Od Joy

Otwierasz oczka i widzisz noc, która przecinana jest gałęziami drzew. Zimny wiatr chlasta Cię mocno po grzbiecie, mimo iż znajdujesz się w koszyku który powinien chronić przed wiatrem. Wbrew ciemności udaje Ci się zobaczyć niewyraźny kontur, a dokładniej bardzo ważną postać dla każdego szczeniaka - matkę. Która z niewiadomych przyczyn biegnie przed siebie z koszykiem w pysku. Skomlisz cicho, lecz mama jest zbyt zajęta pomykaniem przez las... Zamykasz oczy, próbując znów zapaść w słodki sen...
*
Budzisz się, wciąż wokół ciebie widzisz mrok, lecz jest pewna różnica - nic nie potrząsa koszem. Rozglądasz się i widzisz oświetlaną przez Księżyc mamusię, zauważasz jednak, że minę ma smutną. Otwierasz pyszczek próbując coś powiedzieć, ale nie zdążasz wydać żadnego słowa.
- Będę za tobą tęsknić... - mówi matka całując cię lekko. Nie rozumiesz sensu tych słów, wychylasz głowę z koszyka na tyle ile możesz, a w oddali majaczy sylwetka rodzicielki. Próbujesz krzyknąć, lecz nie masz sił. Zapadasz w kolejny sen, jednak tym razem nie będzie to marzenie, to będzie koszmar...
*
- Kto to tu zostawił?! - z zewnątrz dobiegały do mnie lekko spanikowane głosy. Zastrzygłam uszami, co za niewychowane psy! Obudziły mnie...
- Gdzie są rodzice tego szczeniaka?! - cały czas krążyły wokół mnie krzyki, wiedziałam, że już nie zasnę. Ziewnęłam otwierając oczka i zobaczyłam nad sobą kilka wpatrzonych we mnie par czyichś ślepi.
- Zawołajcie Alfę!
- Lekarza, może mu coś dolegać!
Nie wytrzymałam tego jazgotu.
- Ciszej... - szepnęłam. - Boli mnie od tego głowa...
W jednym momencie wszyscy zamarli, a ja wystraszyłam się, że mogą zrobić mi krzywdę. Skuliłam się w rogu koszyka i niepewnie spoglądałam się w stronę postaci.
- Gdzie jest moja mama...? - zaszemrałam w ich stronę. Jednak zanim dostałam odpowiedź, usłyszałam jakiś głos z zewnątrz.
- Lekarz już idzie!

Hayley? Akira? Suzzie?

Pierwszy szczeniak | Joy

Imię: Poznajcie Joy (czyt. Dżoj).
Ksywka: Hymm... da się to jakoś sensownie skrócić? Jeśli się już uprzesz to mów na nią Jo, chociaż nie przysporzy to Ci jej sympatii.
Rasa: Czasami mówiono jej, że jest border collie, a czasami, że jest owczarkiem australijskim. Czas pokaże kto mówił prawdę...
Wiek: Joy jest chwilowo najmłodszą sunią w sforze, bowiem jej wiek wynosi... ledwie dwa miechy...
Płeć: Jak to wcześniej wspomniano jest młodą suczką.
Stanowisko: Szkolona, prawdopodobnie zostanie sprinterką, lecz nie jest tego pewna.
Rodzina:
Ojciec - imienia nigdy nie poznała,
Matka - Rozaila,
Miała też piękny nonylion rodzeństwa z czego zapamiętała jedynie siostrę o mało kreatywnym imieniu - Li.
Ciekawostki: 
 - nie lubi monotonii;
- jej marzeniem jest zwiedzenie całego świata;
- kocha patrzeć w gwiazdy;
- jest wyjątkowo szybka ( ta umiejętność prawdopodobnie już jej zostanie).
Zakochana: Na razie w nikim.
Charakter: Joy, co o niej można powiedzieć? Jej charakter nie jest jeszcze ukształtowany, lecz sunia posiada kilka cech które nie powinny się zmienić, a mianowicie jej żądza przygód. O dziwo jednak ona nie należy do tych odważniejszych stworzeń które chodzą po ziemi, można powiedzieć, że jest pod tym względem dosyć typowa. Jeśli zaś chodzi o walkę to bije się tylko kiedy ma to być normalna szczenięca zabawa, ponieważ w prawdziwej bitwie prawdopodobnie wpadłaby w panikę. Sunia należy do tego wyjątkowo wścibskiego i wszędobylskiego rodzaju psów, często sama woli dojść do prawdy niż zdać się na czyjąś relację. Kocha zabawy i robić wszystkim różnego rodzaju psikusy, oczywiście Joy potrafi zachować powagę, lecz lepiej nie wymagać on niej pod tym względem za dużo. Suczka jest rządna wiedzy (władzy) i chętnie się uczy nowych rzeczy, chociaż czasem lepiej by sama do czegoś doszła.
Historia: Joy urodziła się w jakiejś szopie na wsi, niby nic dziwnego w tym nie było, lecz pewna rzecz odróżniała ten fakt - sunia była rasowa. W sumie to trudno powiedzieć coś więcej, jednak postaram się dodać tutaj kilka zdań. Zacznijmy od tego: co rasowe psiny robiły poza domem człowieka? Rodzice Joy pochodzili z dwóch rywalizujących ze sobą hodowli, nic dziwnego, przecież to polega na współzawodnictwie... Jednak ta walka w pewnym momencie stała się tak zażarta, że właściciele zaczęli powoli mijać się z prawem - a to raz jeden drugiemu wybił szybę w aucie, a to psa skradł. Gdy nienawiść osiągnęła punkt kulminacyjny, hodowcy zdali sobie sprawę z minusów tej rywalizacji, więc żeby załagodzić stosunki postanowili, że zaczną 'dzielić się' psinami. I tak po kilku dniach z hodowli przyjechał najlepszy pies oraz najlepsza suczka - późniejsi rodzice Joy. Jednak dobę później okazało się, że czworonogi zniknęły... Może same uciekły? A może ktoś im pomógł? W sumie to nie wiadomo... Cóż, pewni jesteśmy tego, że po pewnym czasie suczka zaszła w ciążę i urodziła szczenięta. Oczywiście wśród nich znajdowała się Joy. Co się dalej działo? Kiedy młoda miała dwa miesiące z pewnego powodu (który podam gdy postać dorośnie) jej matka była zmuszona ją porzucić, lecz rodzicielka nie miała zamiaru zostawić swojego dziecka na pastwę losu, więc pozostawiła ją przed jakąś jaskinią w SPU.
Upomnienia: 0/4
Kontakt: bialytygrys98

sobota, 22 kwietnia 2017

Od Suzzie

Gdy tylko na nowo znalazłam się w tym miejscu – miejscu, w którym przeżyłam najlepsze lata swojego życia – nie mogłam uwierzyć w to, że ta sfora znów funkcjonuje. 
Szłam przez Centrum Sfory, mijając pojedyncze psy, których nie kojarzyłam, one również najwidoczniej nie kojarzyły mnie. Zastanawiam się, czy ktokolwiek z dawnej edycji sfory powrócił. Oprócz mnie i oczywiście Quiet. Siostry, której nie zdążyłam poznać osobiście.
Zdążyłam się dowiedzieć o śmierci Jockera i nowej Alfie, jeszcze zanim tu wróciłam. Przez kilka dni przechodziłam żałobę po bracie.
Za to powrót Quiet nie zdziwił mnie zbytnio. Właśnie dlatego chciałam, by Hayley przekazała Jockerowi medalion należący do naszej siostry – zrozumiałby, że ta żyje, i że ja dowiedziałam się o tym... w ten czy inny sposób.
Nie wiedziałam, czy Hayley tu dotarła. Zapewne nie – ze schroniska czmychnęła przy pierwszej lepszej okazji, dlatego nie miałam nawet pojęcia, czy wzięła medalion ze sobą.
W każdym razie, to, że mi również udało się uciec i powrócić do tego miejsca uznawałam za cud. Dlatego teraz chciałam jak najszybciej dostać się do Quiet i oficjalnie dołączyć do sfory. Nie zamierzałam już nigdy więcej odchodzić, nie ważne, czy znów będę do tego zmuszona poprzez okoliczności.
Ledwo zdążyłam o tym pomyśleć, do moich nozdrzy dotarł znajomy zapach. Zaintrygowana, uniosłam głowę w celu zlokalizowania jego źródła.
Ujrzałam psa – bez wątpienia samca – który w pierwszej chwili wydawał mi się jedynie dziwnie znajomy. Dopiero po kilku sekundach uświadomiłam sobie, kto to był. Zszokowana, podeszłam nieco bliżej i spojrzałam prosto w oczy psa, który kiedyś był dla mnie bardzo ważny. Ja... kochałam go.
– Co... ty tu robisz? – wykrztusiłam z siebie.


Rayan? Jem?

Nowa (stara) suka | Suzzie

https://instagram.com/p/BMotjKWjg9p/


Imię: Zapewne ją kojarzycie. Otóż tak, dobrze myślicie – macie do czynienia z tą Suzzie.
Ksywka: Większość znajomych nazywa ją po prostu Su.

Głos: Halsey

Rasa: To mieszaniec Samoyeda i Aussie, z czego bardziej przypomina tego pierwszego.
Wiek: Sześć lat na karku, chociaż ani na tyle nie wygląda, ani się nie czuje.

Płeć: Suczka

Stanowisko: Uwielbia pomagać i zna się na medycynie, dlatego została Pielęgniarką. Oprócz tego jest Betą.

Rodzina:

Suzzie wywodzi się z rodu Alf Sfory Psiego Uśmiechu. Jej rodzina jest bardzo liczna, dlatego pozwoli sobie wymienić tylko jej najważniejszych członków, omijając ciocie, wujków i pierdyliard kuzynów, siostrzeńców, siostrzenic, bratanków i bratanek.
Aceland [matka]
• Mashine [ojciec]
• Coco, Snowy, Quiet, Ferraro [rodzeństwo z poprzedniego, pierwszego miotu]
• Jocker [brat z tego samego drugiego miotu]
• Merciless, Insane, Blueberry [potomstwo]
Ciekawostki: Należała do Gangu Nieustraszonych Szczeniaków. Pamięta wszystkie edycje sfory, gdyż była w niej od urodzenia. 
Partner: Suczka ma niestety dużą skłonność do zakochiwania się. Przekonali się o tym Rayan, Jem i Meversue. Na początku Suzzie związała się z Rayanem. Owocem związku z nim jest trójka dzieci – Merciless, Insane i Blueberry. Później jednak ta dwójka się rozstała, a Roy niedługo później zmarł. Jakiś czas później suczka znacznie zbliżyła się do Jem'a i doszło między nimi do kilku dwuznacznych sytuacji. Zaczynało im również na sobie coraz bardziej zależeć. Jednak wtedy na scenę wkroczył Meversue, z którym Suzzie ostatecznie wplątała się w skomplikowaną relację. W końcu zakochała się w nim z wzajemnością, jednak nie zdążyli oficjalnie się ze sobą związać, gdyż sfora się rozpadła i każdy odszedł w swoją stronę.

Charakter: Jako szczeniak Su była bardzo wesoła i energiczna, można powiedzieć, że radość wręcz z niej promieniowała, a sama suka nie potrafiła usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż to konieczne. Od tego czasu niewiele się zmieniło, chociaż z racji wieku Suzzie stała się spokojniejsza i bardziej opanowana. Nadal jest bardzo emocjonalna, ale potrafi nad sobą zapanować. Stała się również dojrzalsza, potrafi dostrzec problem i go skutecznie rozwiązać. Lubi wiedzieć na czym stoi, jest bardzo otwarta, dla niej nie istnieją tematy tabu, dlatego osoby bardziej nieśmiałe często mają trudności w porozumiewaniu się z nią, gdyż suka ich zwyczajnie – oczywiście nienaumyślnie – zawstydza. Suzzie jest pełna empatii i współczucia, lubi pomagać innym, nie ważne w jakiej sprawie. Jest optymistką i widzi świat w jasnych barwach. Łatwo zdobyć jej zaufanie i trudno zranić. Su wierzy, że każdy może się zmienić, nie ważne, jaki by był. Jest mistrzynią w dawaniu drugiej szansy. Trudno jej nie polubić. Jeśli się z nią zaprzyjaźnisz, wiedz, że będzie dobrą przyjaciółką – lojalną, szczerą. Będzie cię wspierać. Za bliskich jest gotowa nawet oddać życie. Według suki, jej wadą jest zbyt łatwe zakochiwanie się w innych. Chciałaby znaleźć miłość swojego życia, ale boi się, że prędzej czy później zakocha się w kimś innym. Nienawidzi ranić innych, dlatego obawia się zawarcia jakiegokolwiek związku, by nie musieć później się z kimś rozstawać, jednocześnie krzywdząc tym partnera. Mimo to, w takiej sytuacji zawsze będzie szczera. Ogólnie, suka nie lubi kłamać i robi to tylko w sytuacjach naprawdę tego wymagających, ponieważ nie jest szczera aż do bólu. Podczas pobytu w schronisku częściowo odgrodziła się od przeszłości, dlatego kontakt z dawniej poznanymi psami przychodzi jej oporniej niż z innymi, choć zazwyczaj nie ma problemów z zawieraniem znajomości. Jeśli kiedyś kogoś zraniła, za wszelką cenę stara się zadośćuczynić. Zawsze na pierwszym miejscu stawia sobie rodzinę i przyjaciół. To ich szczęście jest dla niej ważniejsze niż własne.

Historia: Suzzie urodziła się w Sforze Psiego Uśmiechu jako córka Alf, Mashine'a i Aceland. Jej życie było bardzo szczęśliwe. Już jako szczeniak zaprzyjaźniła się z Winnie, suczką w podobnym wieku. Spędzały razem sporo czasu. Całe dzieciństwo Su było wypełnione radością.
Gdy dorosła, poznała Rayan'a, którego dosyć szybko obdarzyła uczuciem, zresztą z wzajemnością. To z nim wdała się w swój pierwszy poważny związek. Roy był pierwszym psem, którego Suzzie naprawdę pokochała. Zaszła z nim w ciążę i urodziła trójkę szczeniąt – Merciless'a, Insane i Blueberry. Była naprawdę szczęśliwa. Jednocześnie pomagała bratu piastować stanowisko Alfy. Dopiero, gdy jej dzieci zaczęły dorastać i chadzać własnymi ścieżkami, między Su i Rayan'em zaczęło się powoli psuć. Coraz częściej się kłócili, spędzali ze sobą o wiele mniej czasu niż dawniej. W międzyczasie suczka poznała Jem'a. Wywiązała się między nimi nić porozumienia, która z czasem przeobraziła się w przyjaźń. Rayan był zazdrosny o Jem'a, a kłótnie pary nasiliły się. Po jakimś czasie Suzzie i Rayan rozstali się. Po pewnym czasie Roy umarł na skutek wypadku. Su zbliżyła się do Jem'a, zaczęła czuć do niego coś więcej. Zaczęło im na sobie coraz bardziej zależeć, doszło między nimi nawet do kilku pocałunków i tym podobnych sytuacji. Su myślała, że to właśnie Jem będzie jej partnerem życiowym, ale wtedy poznała Meversue'a, który bardzo szybko odnalazł drogę do jej serca. W międzyczasie Rayan powrócił do żywych, przez co suczka miała duży mętlik w głowie. Zakochała się w Meversue'ie niech rzuci kamień ten, kto wie, jak to się odmienia ;-; , ale nadal czuła coś do Jem'a, a i również sentyment do Rayan'a – pierwszego partnera i ojca jej dzieci – pozostał.
Jej relacje z bratem, Jocker'em, zaczęły się psuć, a sfora, którą razem prowadzili, powoli upadała. To wszystko zwaliło jej się na głowę na raz. Ostatecznie, sfora się rozpadła, a Su pożegnała się z Meversuem oraz pogodziła z bratem. Każdy odszedł w swoją stronę.
Później suczka dużo wędrowała, jednocześnie odchodząc jak najdalej od terenów sfory. Wtedy też dostała list od matki – Aceland, która odeszła wiele miesięcy wcześniej. Niechętnie się z nią spotkała. Aceland przekazała jej piękny, srebrny medalion, opowiadając jej o Quiet – starszej siostrze Su. Matka wyjaśniła suczce, że wszyscy myśleli, że Qu umarła, a tak naprawdę ta upozorowała swoją śmierć i wyjechała. Ace poprosiła jeszcze Suzzie o przekazaniu Jockerowi tej nowiny, po czym odeszła w sobie tylko znanym kierunku. Su postanowiła odnaleźć brata. Niestety, podczas swojej wędrówki została złapana przez hycla i zabrana do schroniska. 
Spędziła tam wiele miesięcy. Spotkała nawet kilku dawnych członków sfory. Tam też poznała Hayley. Polubiła suczkę, więc opowiedziała jej historię swojego życia. Po jakimś czasie została przeniesiona do specjalnego pomieszczenia, gdzie znajdują się psy, których nikt nie przygarnął przez długi czas. Miały zostać tam usypiane. Su wiedziała, że niedługo zginie, dlatego przekazała Hayley medalion, który dostała od matki i poprosiła ją o odnalezienie Jockera i wręczenie mu przedmiotu w jej imieniu. Wiedziała, że ten zrozumie, co to oznacza.
Zaledwie kilka dni później dowiedziała się o ucieczce Hayley. Tego samego dnia, w którym Su miała zostać uśpiona, udało jej się – nadal nie wie, jakim cudem – wyrwać pracownikom schroniska i również uciec. Następnie kierowała się w rejony, w których dawniej znajdowała się sfora. Było to trudne, gdyż wiele razy myliła drogę, a sama wędrówka trwała kilka miesięcy. Na szczęście po tym czasie suczka dotarła do celu. Na miejscu okazało się, że sfora znów funkcjonuje. Suzzie poznała swoją siostrę, Quiet, i bez zastanowienia dołączyła do SPU ponownie. Jej historia nadal się pisze, tu, w miejscu, w którym się urodziła i w którym – jak ma nadzieję – zostanie aż do śmierci.

Upomnienia: 0/4

Kontakt: ♥♥♥Tommy♥♥♥

czwartek, 20 kwietnia 2017

Od Quiet Nicolette - CD opowiadania Jekyll'a

    Patrzyłam na psa, którego zdezorientowanie trochę mnie śmieszyło. O tym miejscu, do którego pewnie zmierzał czytałam chyba najwięcej. Obiecałam sobie że nie dopuszczę tam żadnego psa. Nie chcę kolejnych sprzeczek. Ani ja ani sfora nie jest na to gotowa. W końcu lepiej żyć w pokoju z wszelkiego rodzaju stworami. Aż wolę nie myśleć kto mieszka w tak ponurym miejscu.
- Witam. - podeszłam bliżej zasłaniając mu las. - Chyba zabłądziłeś.
- Wręcz przeciwnie. - cofnął się o krok.
- Właśnie widzę. - uniosłam brwi. - Nie po to tak źle napisano o tym terenie żeby zachęcał on do zwiedzania.
- Wiem, ale ja... - zaczął się mieszać. - Wcale tam nie zmierzałem.
Pokiwałam łbem ze zrezygnowaniem.
- No chodź. - westchnęłam i obróciłam psa w stronę lasu. Normalnego lasu. - Odprowadzę cię.
   Szliśmy powoli i w ciszy. Nikt nie miał zamiaru się odezwać. Wiem że to Jekyll, w końcu mam jego papiery, ale nigdy nie było mi dane zamienić z nim słowa. Nie wiem czy pies ma świadomość że wiem o nim wszystko. No... przynajmniej to co napisał. Gdyby o tym wiedział pewnie czułby się niezręcznie.
- Może... - zawahałam się. - Pokarzesz mi to swoje drugie oblicze?
Jekyll popatrzył na mnie wystraszony. Najwyraźniej nie chciał żeby ktoś się o tym dowiedział. Potem jednak zrozumiał że jestem Alfą i mam dostęp do wszystkiego.
- Wolę nie. - zaśmiał się chcąc rozluźnić sytuację. - Używam raczej tego pierwszego. Inaczej narozrabiałbym tutaj.
- No dobra. - odpuściłam. - Przy okazji jestem Quiet.
- Wiem. - zerknął na mnie. - A ja ...
- Jekyll. - przerwałam mu po czym pożałowałam tego. - Wybacz... Moja wina lub nie że zapamiętuję na pamięć formularze innych?
- Może tak, może nie. - odpowiedział tajemniczo.
W końcu doszliśmy do sfory. Stanęliśmy pod wysokim drzewem dębu.
- Jesteś może głodny? - zapytałam poważnie. - Z rana upolowała sporego jelenia i nie zjem go sama.
- Czemu nie. - uśmiechnął się.
Zaprowadziłam go do własnej jaskini. Gdy weszliśmy do środka pies okazał zdziwienie. Alfy mają większą jaskinie do zwykłych sforzan. Może i to nie fair ale mam o wiele więcej rzeczy do przechowania w tej jaskini. Akta, formularze, kroniki itd. Całe miejsce było zapełnione szafami i pudłami z papierami. Poszłam do pseudo kuchni gdzie miałam już smacznie przygotowanego jelenia. Przyniosłam go na stół w jadalni i zaprosiłam psa gestem łapy. Jekyll'owi zaświeciły się oczka na sam widok soczystego mięsa.

Jekyll? Wena uciekła upss...

Adopcja!





 UWAGA!

W zakładce Adopcje pojawiły się 4 nowe psy
Dwie suczki i dwa psy
Zachęcamy do zaadoptowania któregoś z nich!

środa, 19 kwietnia 2017

Nowy pies | Glazura


Imię: Wyjątkowy pies posiadający wyjątkowe imię- Glazura.
Ksywka: Woli pełne imię. Ostatecznie Glaz.
Głos: A.Void & James Mclean
Rasa: Kundel
Wiek: Wygląda na o wiele więcej lecz jego wiek liczy 3 lata.
Płeć: Pies[eł]
Stanowisko: Obserwator
Rodzina: Nigdy jej nie poznał. Jedyną bliską mu osobą był Artur - jego właściciel.
Ciekawostki:
* Glaz wyróżnia się wysokim IQ. Mieszkając z ludźmi odwiedzał bibliotekę i studiował z niej każdą książkę.
* Jest nietypowym alergikiem. Nie może jeść owoców co go bardzo denerwuje. Nie może również za długo przebywać na słońcu.
* Jest zawodowym obserwatorem. Jest spostrzegawczy i szybki więc znalazł w sforze idealne stanowisko dla siebie.
Partner: Szuka, ale nie obiecuję że będzie zobowiązany.
Charakter: Posiada wiele dobrych cech, lecz znajdą się też gorsze. Najlepiej każdą opisać oddzielnie.
Duma- zawsze chodzi z nosem w chmurach i z wypiętą piersią. Jest dumny lecz nie przechwala się tym przesadnie.
Mądrala- wydaje mi się że w sforze nie ma mądrzejszego psa. Czytał każdą encyklopedię i słownik. Pies wyróżnia się dużym intelektem. Lecz to że uwielbia naukę nie oznacza że czyta i czyta. Glaz wykorzystał lata przebywania w bibliotece. Ma po prostu szczęście że ma świetną pamięć i nie musi powtarzać materiału żeby go przypomnieć. On po prostu pamięta.
Samotnik- Glazura jest psem nieprzepadającym za przebywaniem w licznym towarzystwie. Woli spędzać samotnie czas lub ostatecznie z dwójką przyjaciół. Kundel nie wybiera sobie przyjaciół. Nie wie kogo obdarzy zaufaniem a kogo odrzuci. Ogólnie nie ufa nikomu. Uważa że jedyną osobą, której powinien ufać i ufa jest sam on. Jeżeli chodzi o stosunki ze sforzanami to nie ma nic przeciwko zwykłej rozmowie. Takową zniesie. Wszechwiedzący samotnik... Zapowiada się ciężko.
Obserwator- czarny kundel obdarzony jest wyjątkowym instynktem. Ma tak świetnie wyćwiczone oczy że potrafi zauważyć nawet najmniejszy detal i najszybszy ruch. Idealny obserwator. Zauważa rzeczy, na które normalny pies może nie zwrócić uwagi.
Romantyk- tak wiem... Ciężko uwierzyć że taki gbur może być romantyczny. O dziwo jest! Gdy znajdzie się w towarzystwie suczki, potrafi być zabawny, słodki i uprzejmy. Nie jest taki dla każdej. Jego uczucia są przeznaczone dla jednej, wyjątkowej suczki ale nie wie dla której. Pożyjemy zobaczymy.
Historia: Glazura nie pamięta gdzie się urodził. Nie pamięta praktycznie nic. Jedyną istotną rzeczą jaka się wydarzyła to odnalezienie go przez pana Artura. Gdy mały zmoknięty piesek błądził po ulicach sporego miasta, Artur przygarnął go. Zabrał do ciepłego domu. Trzeba wspomnieć że Glaz miał wtedy niecałe 2 miesiące więc mężczyzna był dla niego ostatnim ratunkiem. Pierwsza kąpiel, potem długie spacery i wspólne spanie. Szybko stali się najlepszymi i nierozłącznymi przyjaciółmi. Wszędzie chodzili razem. A zwłaszcza do biblioteki. Artur uwielbiał czytać. Codziennie po pracy zabierał psa do biblioteki. Pracownicy przyzwyczaili się że Glaz jest niekłopotliwy i nie mieli problemu że przebywał w budynku. Właściciel psa uwielbiał czytać. Gdy wybierał sobie powieść, dawał też jakąś książkę dla psa. Otwierał na pierwszej stronie i śmiał się. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego że Glazura faktycznie umie czytać. Za każdym razem gdy kundel szczekał, Artur przekładał stronę na kolejną. Tak wspólnie spędzali czas. Pewnego dnia gdy siedzieli na swoim ulubionym miejscu do biblioteki przyszedł pewien mężczyzna. Już z początku nie wyglądał przyjaźnie. Rozglądał się za książką na półkach i zobaczył przyjaciół. Zawołał pracownika i zaczął robić aferę że do takich miejsc nie wprowadza się psów. Zagroził Arturowi że jeżeli jeszcze raz ten pies pojawi się na terenie czytelni, wezwie policję. Pan Glazury przyjął do siebie groźbę. Następnego dnia po pracy Artur nie przyszedł po kundla. Ten oczywiście nie mógł przyjąć do wiadomości że wczoraj był ich ostatni, wspólny pobyt w bibliotece i uciekł z domu. Kierunek, w którym zmierzał był oczywisty. Pojawił się przed drzwiami swojego drugiego domu kiedy pojawił się Artur wraz z nieprzyjemnym facetem. Gbur zaśmiał się chłopakowi w twarz i zadzwonił... Lecz nie na policję, a do schroniska. Co prawda pies nawet nie wszedł do budynku ale debil miał wszystko przemyślane. Zaciągnął Artura gdzieś daleko żeby nie było go pod obecność hycli, a Glazura został uznany za bezpańskiego psa. Obroża! Artur zawsze zakładał ją mu przed wyjściem. Pies nie miał jej na szyi więc nie było żadnych dowodów na to że ma dom i właściciela. Próbował uciekać. Przygotował się już nawet do biegu kiedy ciasna, druciana lina zacisnęła się na jego szyi. Chciał się wyrwać ale to tylko pogorszyło sytuację. Oddał się w ręce hycli i wtedy właśnie zrezygnował. Na całe życie... Mieszkał w schronisku rok. Artur nigdy go nie odwiedzał... Nikt zresztą tego nie robił. Pies myślał że facet zagroził jego właścicielowi. Tak myślał na początku. Po tym roku odpuścił i uznał że jego miłość nigdy po niego nie wróci. Aż nastał ten dzień... Glazura smacznie spał kiedy do jego uszu dostał się głośny jęk alarmu. Zerwał się z posłania i zobaczył że jego klatka jest otwarta. Wybiegł z niej bez żadnego zastanowienia. W drzwiach stał Artur. Pies rzucił mu się w ramiona.
- Przepraszam przyjacielu... - szepnął psu do ucha. - A teraz... Uciekaj! Będą cię szukać. Biegnij i żyj na wolności. Obiecuję że kiedyś się jeszcze spotkamy.
Glazura uronił masę łez i nie chciał się odkleić od pana ale uczynił to o co prosił. Uciekł najdalej i najszybciej jak mógł. Mimo rozłąki z Arturem był bardzo szczęśliwy i miał na dodatek tyle energii. Miesiąc po tym zajściu dotarł na tereny pewnej sfory. Podczas podróży dowiedział się o niej. To słynna Sfora Psiego Uśmiechu, która została ponownie otwarta. Postanowił zatrzymać się tutaj i pomagać sforze rozwijać się.
Upomnienia: Porządny pies więc ZIRO.
Kontakt: natik880 |  natigrati@gmail.com