Gdy pożegnałam się ze Steve'm, wróciłam w linii prostej do jaskini.
Ułożyłam się w najmniej lubianym przeze mnie miejscu, ale odkryłam, że
to jedno z najcieplejszych miejsc. Chropowata powierzchnia wpijała się w
ciało, jednak musi być coś za coś. Szkoda, że nie mogę zapuścić
sierści.
Nie mogłam zasnąć. A gdy już zasypiałam, budziłam się zdyszana, z
tłukącym się o moje żebra sercem. Śniłam koszmary, ale oszukiwałam samą
siebie, że może zasnę, gdy tylko kolejny raz zamknę powieki.
Wyszłam z jaskini. Miałam plan, by wrócić zmęczona i zasnąć lżej.
Tułałam się po okolicznych lasach, co jakiś czas potrącając łapami
jakieś nocne zwierzę. Bynajmniej mało mnie to obchodziło. Truchtałam,
wysoko unosząc łapy, jak jakiś koń na pokazach.
Tym razem nie zasnęłam w ogóle. Zimno przeniknęło do mojego ciała, nie chcąc opuścić, a przez to nie mogłam zmrużyć oka.
Westchnęłam. Nie zasnę sama, przewinęło mi się przez głowę. Znałam tylko
pojedyncze osoby ze sfory, a najbliższą był mi Steve. Nie chciałam się
narzucać zwłaszcza po tym, co jeszcze parę godzin temu przeszliśmy.
- Vi? - usłyszałam szept.
Podskoczyłam w miejscu. Spojrzałam się w stronę wylotu groty. Stała tam
chuda postać psa. Ruszyła w moją stronę widząc, że się nie ruszam nic
nie mówię.
- Jestem Vice. - zauważyłam nieco zbyt szorstko niż miałam. Zrobiło mi się głupio. Spróbowałam się z tego wywinąć. - Mów mi Vi.
Siedzieliśmy chwilę obok siebie, patrząc w skrawek nieba, który nie schowała jaskinia.
- Obudziłem cię? - spytał, nie odrywając wzroku.
- Nie. - odpowiedziałam szybko. Miałam wrażenie, że od wyjścia z
nawiedzonego domu zbyt często traktowałam go razami. Chciałam pokazać
mu, że nie jestem taka.
- Wiesz... - zaczął, przerywając ciszę, jaka zastała. - Nie mogłem
zasnąć. Po tej nocy w domu. Pomyślałem, że ty też, w końcu ucierpiałaś
bardziej...
Słysząc te słowa, wtuliłam pysk w jego wilgotną od stopniałego śniegu
sierść. Nie jestem dobra w żadne mowy. Gest jest łatwiejszy. A właśnie
to chciałam odpowiedzieć na jego troskę.
Steve?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz