sobota, 28 maja 2016

Od Gracy– CD opowiadania Bitter Sweet'a

Suczka przyglądała się jak Bitter próbował się ułożyć na łożu. Westchnęła i rzuciła krótkie 'cześć' po czym dała psu spokój i poszła do swojego domu. Gdy weszła do jaskini, zastała tam istny bałagan, a jego twórcę śpiącego na kocu. Cicho westchnęła i podeszła do Oliego, po czym szturchnęła go łapą.
–Wstawaj, Oli– mruknęła, widząc jak pies otwiera oczy.
–Szoooo?– zapytał, ziewając i pomrugał kilka razy powiekami.
–Wstawaj– powiedziała zdenerwowana, widząc jak jej brat chce przewrócić się na drugą stronę. –To Ty zrobiłeś tutaj taki bałagan?– wskazała łapą, pozrzucane z półek rzeczy.
–Później posprzątam– westchnął, podnosząc powoli łeb i spoglądając na siostrę.
–Masz to zrobić teraz i bez wymówek– warknęła, po czym uderzyła go łapą mocno w kark. Oli chciał coś jeszcze powiedzieć, jednak Grey uniemożliwiła mu to głośnym warknięciem.
–Już, już– mruknął, po czym zaczął ustawiać rzeczy na półkach. Po chwili przystanął jednak i zaczął ze złośliwym uśmieszkiem patrzeć w wyjście jaskini.
–Czem...– zaczęła suka, jednak Oli podniósł łapę.
–Witam, panie wojskowy– prychnął. Gracy przekręciła łeb i spojrzała w ten sam punkt co brat. Ujrzała tam Bitter Sweet'a, który jedynie przewrócił oczami i szybko poszedł dalej.
Bitter? Ja jebix, to opko to kupa.

niedziela, 22 maja 2016

Od Suzzie - CD opowiadania Meversue'a

  Wbiłam wzrok w podłogę, byle by nie patrzeć w błyszczące oczy Sue'a. W myślach przywoływałam Honey, bo czułam że długo nie wytrzymam sam na sam z samcem. Miałam ochotę zapytać go o to, co czuje względem mnie. Nie chciałam jednak, by rozpoczął etap domysłów, zagłębiając się w moje uczucia i błądząc w nich jak dziecko we mgle. Słowa wyrwały mi się jednak z prędkością światła.
 - Ty też jesteś zagadką. Co tak naprawdę czujesz... do mnie?
  Pies zastygł w bezruchu, a ja zaczęłam w myślach przeklinać się za niewyparzony jęzor. Jestem skończona.
 - Tego chcesz, Suzzie? - Meversue ściszył głos i się do mnie przysunął. - Wiedzieć co do ciebie czuję?
  Przejrzał mnie. Przejrzał mnie, przejrzał mnie, przejrzał mnie. Nie wiedząc co odpowiedzieć, zrobiłam zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i odbiegłam, ignorując nawoływania samca. W tym momencie chciałam znaleźć się jak najdalej od niego. I wszystkiego związanego z nim.
  Ukryłam się w lesie, zagrzebując się w wysokie krzewy. Była to dobra kryjówka, jak i punkt obserwacyjny. Ja mogę zobaczyć wszystko, inni mnie nie.
Nikt jednak nie przyszedł.
***
Ze spuszczonym łbem wracałam do jaskini Alf, myśląc o tym co zrobić by w najbliższych dniach nie spotkać nigdzie Sue'a. To było prawie niewykonalne. Mam codzienne patrole, pilnowanie porządku w sforze... Jestem na przegranej pozycji.
  Z takimi myślami weszłam do domu, gotowa przywitać Jock'a. Jednak go tam nie było. Był za to Meversue. 
Jak on się tu dostał? Gdzie jest mój brat?
  Nie doczekałam się odpowiedzi, za to usłyszałam dodatkowe pytanie.
- Czemu tak cię ciekawi co ja czuję?
  Spokojny głos samca dodatkowo mnie zdenerwował.
- Kocham cię, Meversue - rzekłam twardo. Nie będę tchórzyć po raz kolejny. Poczekam, aż on mi odpowie. Nie ważne, co.


 Sue? Sorki, że krótkie

czwartek, 19 maja 2016

Od Castiela

    Siedziałem w swoim pokoju, leniwie przewracając kolejne strony komiksu, kiedy rozległo się pukanie. Nie fatygowałem się z odpowiedzią, bo wiedziałem, że Loki zaraz otworzy drzwi i nawet nie czeka na moje "proszę wejść". Decyduje się na drobne uprzejmości bardziej po to, żeby żyć w zgodzie ze swoim sumieniem, niż żeby ktokolwiek brał go za kulturalnego.
    Wślizgnął się do pokoju, rozejrzał, po czym rzucił mi złowrogie spojrzenie.
    - Co robisz? - spytał, starając się brzmieć normalnie.
    Wiedziałem, że chce pogadać. Jego zdenerwowanie i niepewność śmierdziały aż z odległości kilku dzielących nas metrów. Nie rozumiałem tego. To ja byłem jego "synem" i to ja powinienem bardziej obawiać się poważnej rozmowy. Z ciężkim westchnięciem włożyłem patyk między kartki volumu "Żywych Trupów", aby nie zgubić strony, na której skończyłem; zamknąłem go i spojrzałem na ojca spokojnie.
    - Więc porozmawiajmy - powiedziałem. - Proszę, nie krępuj się.
    Starając się wyglądać na zdecydowanego, podszedł do mnie i zajął miejsce naprzeciwko. Taboret skrzypnął. Bardzo dawno nikt tu nie siedział.
    - Cas... - zaczął, przybrawszy ton kaznodzieja wyplutego przez życie. - Nie jesteś już szczeniakiem i sądzę... Wiem, że poradziłbyś sobie na tym świecie beze mnie. Traktuję cię jak dojrzałego, dorosłego psa... Gdybyś poznał kogoś...
    - To o tym chcesz pogadać? - Zaśmiałem się, chociaż tak bardzo próbowałem się powstrzymać. - Daj spokój, inne psy mnie nie interesują.
    - A może właśnie powinny? Chcesz na stare lata...
    - ...skończyć tak jak ty? Nie miałbym nic przeciwko. Nie jestem towarzyskim typem, zatem posiadanie partnera tylko utrudniałby mi życie. Po co mam robić coś na siłę?
    Cisza. Loki wodził wzrokiem po pokoju, aż w końcu zatrzymał go na kartonowych pudłach z moimi rzeczami. Westchnął ciężko i spuścił wzrok.
    - Decyzja zapadła? - Bardziej stwierdził niż spytał. - Pamiętaj, że cię nie wyganiam. Jesteś dla mnie najważniejszy.
    - Zapadła - odpowiedziałem tylko na niby pytanie.
    Nie miałem zamiaru zaczynać nudnej rodzinnej kłótni, ani współczuć mu, że jest smutny z mojego powodu. Kiedyś i tak musiałbym się wyprowadzić, a lepiej wcześniej niż później. Kawalerkę miałem już kupioną. Znajdowała się bliżej centrum, co stanowiło olbrzymi plus. Nawet jeśli uznaję inne psy za niegodne uwagi, to przecież nie będę się izolował, bo patrzenie na ich przezabawne perypetie i błahe problemy sprawia mi pewnego rodzaju radość. To najbardziej odróżnia mnie od Lokiego - on nie wyobraża sobie bycia częścią społeczności ani osobą publiczną, a ja nie wyobrażam sobie życia na uboczu. Psy z natury są zwierzętami stadnymi.
    - Wiesz, nie po to tu przyszedłem - odezwał się nagle. - Chodzi o twoje stanowisko. Już nieco znasz życie, podejmujesz świadome decyzje, więc najwyższy czas, abyś zaczął pełnić jakąś funkcję.
    Uśmiechnąłem się. Powiedzenie czegoś w stylu: "A co z tobą? Będziesz dalej żerować na czyjejś pracy, sam nie dając nic od siebie?" byłoby zbyt wredne. Wiedziałem, że został w tej sforze tylko ze względu na mnie, a jego odejście jest już kwestią dni. Nie opłacało się mu już szukać stanowiska.
    - Mam taki zamiar. Tak się składa, że właśnie wybieram się do alfy w tej sprawie.
    Najwyraźniej go to zaskoczyło, bo uniósł brew i odchylił się do tyłu.
    - W takim razie może zechciałbyś się ze mną podzielić co wybrałeś? Z tego co pamiętam chciałeś być lekarzem, biologiem lub chemikiem? Zmieniło się coś?
    - Dużo. Mierzę trochę wyżej.
    Z każdą sekundą zdziwienie ojca rosło. Przerastało go samo bycie lekarzem, wszystkie nazwy chorób, leków, rodzaje złamań i zwichnięć - coś czego w życiu nie nauczyłby się na pamięć, coś co ja opanowałem już kilka miesięcy temu. Interesowałem się tym, zatem nie stanowiło to dla mnie najmniejszego problemu. Teoretycznie wystarczyłoby mi zdać test oraz zrobić dwumiesięczne praktyki, aby otworzyć własną klinikę. Nie, nie tego chciałem.
    - Co? - spytałem w końcu, nie mogąc znieść milczenia z jego strony. - Czemu mnie nie wypytujesz? Nie kłam, że wcale nie obchodzi cię co chcę robić w życiu.
    - Obchodzi mnie. I to bardzo, ale ufam ci. Nieważne co będziesz robił, ważne żebyś był szczęśliwy. Możesz być batmanem, eksperymentem, striptizerem, czy czymkolwiek chcesz.
    Wcale nie ucieszyłem się słysząc to. Chciał wyjść na kochającego rodzica i jak zwykle się mu nie udało.
    - Dzięki... za wsparcie - odezwałem się niechętnie. - Pójdę już.
    Chwyciłem broszurę z przygotowanymi wcześniej dokumentami. Milczał. Wyszedłem.

***

    Alfa powitał mnie nadzwyczaj przyjaźnie. Pewnie nie miał co robić i tylko czekał na zajęcie. Położyłem przed nim swoje CV, a on tylko popatrzył lekko zdezorientowany i przesunął je po blacie w moją stronę.
    - To nie będzie potrzebne - powiedział. - Wystarczy, że powiesz jaki zawód chcesz wykonywać. Nie prowadzimy rejestrów, a praca to praca. Ważna i szlachetna, ale nie wymaga udokumentowania.
    Położyłem łapę na dokumentach i z powrotem przesunąłem je w stronę Jockera.
    - Tu nie chodzi o jakąś tam pracę - wytłumaczyłem. - Nie o stanowisko malarza lub pieśniarza bez których sfora mogłaby sobie bez problemu poradzić. Chcę ubiegać się o wyższe stanowisko. Oczywiście przejdę wszystkie szkolenia, zdam testy, czy cokolwiek potrzeba do jego pełnienia.
    Alfa przyglądał mi się przez chwilę nieruchomo jakby nie wiedząc co odpowiedzieć. Spojrzał raz jeszcze na teczkę, następnie na mnie i przetarł oczy.
    - Wiesz, że to nie zabawa? - odezwał się pocierając skroń. - Rozumiem, że masz ambicje, ale... Inni sforzanie jak na przykład Jem, musieli się wykazać, aby zdobyć ważne stanowisko. Rozumiesz? Tymczasem przychodzisz tutaj - młody jeszcze, mało znany w sforze pies i chcesz od tak awansować. Nie sądzisz, że to niemożliwe?
    Wyczułem, że to pytanie retoryczne i całe szczęście, bo chwilę zajęłoby mi znalezienie właściwej odpowiedzi. A nie mogłem długo myśleć, ani się wahać. Jocker poszedł do okna i kontynuował stamtąd patrząc na otaczający jaskinię ogródek.
    - W dodatku psy zaczęłyby gadać. Jesteś synem Lokiego, przyjacielem rodziny i nie wypada obsadzać stanowisk po znajomości... Przykro mi.
    Pokiwałem tylko łbem. Nie miałem zamiaru błagać go o zmianę decyzji lub upokorzenie się w inny sposób. Zabrałem papiery i już miałem wychodzić, kiedy mnie zatrzymał.
    - Poczekaj. - Zrobił krok w moją stronę. - O jakie konkretnie "wyższe stanowisko" chciałeś się ubiegać?
    Czyli nie wszystko stracone, pomyślałem. Odwróciłem się twarzą do niego.
    - Namiestnika.
    - Co taki namiestnik miałby robić?
    - Cóż, pomagać ci. Bronić dobrego imienia sfory, reprezentować, przemawiać w twoim imieniu. To zależy od ciebie... Gdybyś kogoś szukał, jestem do dyspozycji. Może mógłbyś przyjąć mnie chociaż na próbę? Nic na siłę, ale kilka dni chyba nikomu nie zrobi różnicy?
    Skrzywił się, jakby nie spodobał mu się ten pomysł.
    -W każdym razie - kontynuowałem, - jeśli zorganizujesz jakiś casting - weź mnie pod uwagę.

Jocker?

wtorek, 17 maja 2016

Od Meversue'a - C.D Opowiadania Suzzie

Meversue lekko zmarszczył brwi, jednak nie wypowiedział przy tym ani jednego słowa, w porównaniu do śnieżnobiałej suki. Mamrotała kilka sekund, zanim zdążyła się zorientować, że tuż nad nią pochyla się jej brat, wówczas bacznie obserwujący każde poczynanie dwójki; w tamtym momencie zbliżonych do siebie na naprawdę niewielką odległość, z pewnością wyglądającą na jednoznaczną, bez żadnych pretekstów, głębszego sensu, innych rozwiązań, które na swój sposób były w stanie rozwikłać nagłą zmianę nastroju Suzzie. Spojrzał w jej orzechowe oczy, puszczając jej przy tym wyjątkowo widoczne oczko. Odchylił swój pysk, nie wykonując później żadnych, nawet najmniejszych gestów, które w jakikolwiek sposób byłyby w stanie wpłynąć na rozwój sytuacji panującej w jaskini Niebieskookiej Husky. Stanął prosto, jednak jego ślepia nadal pozostawały na sylwetce samicy Alfa.
- Jocker? Meversue? - medyczka zabrała głos, przerzucając swój wzrok kolejno z Jockera na Sue'a. - Wyjdźcie, proszę. Natychmiast.
Aussie postawił uszy, nadal wbijając swoje zażenowane spojrzenie w drugiego samca, zupełnie tak, jakby samą czynnością chciał go zagryźć, obedrzeć z obfitego futra. Tak się nie zdarzyło, mimo tego, że i Mever tego pragnął. Nie chciał mieć wrogów, tym bardziej w kimś, kto dowodzi jednostką, do której się zalicza. Do której musiał się wliczać, niezależnie od tego, czy podpadało to pod jego upodobania. Był, jest i póki co będzie częścią Sfory Psiego Uśmiechu, a Jocker nie miał podstaw do wygnania go z owych terenów.. Nie miał powodów, jednakże posiadał ogromne możliwości. Posiadał władzę absolutną, jako ten najwyżej postawiony w hierarchii.
- To nie powinno tak wyglądać, Jocker - westchnął, robiąc wielki krok ku Alfie. - Mam niesamowity plan.. Skończmy to wszystko, bo nasze beznadziejna nienawiść zaczyna przynosić tragiczne rezultaty. Nie mówię tutaj o klęskach żywiołowych czy gospodarczych. - dodał, przymrużając ślepia. - Tutaj chodzi o coś więcej. Zawsze chodziło o coś więcej.
Jock milczał. Nie otworzył nawet pyska, aby cokolwiek powiedzieć - stał w zupełnej ciszy, która powoli zaczynała go przerażać, pogrążać w nieuniknionej zadumie. Sam fakt, że Alfa go ignorował dała mu za dużo do myślenia. Dowiedział się więcej, niż sam tego chciał. Samą, bezwiedną ciszą doprowadził go do białej gorączki, przeszedł wszelkie oczekiwania co do normalnej, racjonalnej odpowiedzi, której Jocker swobodnie uniknął, bez konsekwencji.
- Jeżeli tak właśnie chcesz to rozwiązać, nie widzę problemu. - mruknął Meversue, oddalając się w stronę własnej, pustej jaskini. - Pamiętaj, że każdy może mieć słabsze chwile.. Wzloty i upadki, może to znasz? - zapytał szorstko. - Nie zamierzam robić niczego w tym kierunku, Jocker. Nie zamierzam robić niczego - dodał, teraz przybierając już obojętny wyraz pokiereszowanego pyska. - Żegnaj, życzę Ci powodzenia..
Mówiąc to, skoczył zwinnie na wielki głaz, który jeszcze bardziej przypłaszczył śliską, zimną posadzkę, widniejącą w jego równie chłodnym, szarym mieszkaniu. Chrząknął cicho, dostrzegając w jej głębi Su, która automatycznie się odwróciła.
- Skończyłem z nim, Suzzie. - oświadczył stanowczo, podchodząc bliżej. - Nie w dosłownym sensie.
Właśnie w tamtym momencie suka cicho się zaśmiała, a raczej delikatnie uniosła kąciki warg, wydając przy tym cichy pomruk.. zadowolenia? Właśnie tego nie potrafił zrozumieć. Dlaczego nagle stała się radosna, kiedy kilka godzin temu wrzeszczała na niego z pełną świadomością? W jaki sposób zmieniło się jej podejście zarówno do niego, jak i własnego, rodzonego brata, którego również potraktowała z dziwną zmianą? 
- Przystopuj, Meversue. - uśmiechnęła się, odchylając swój pysk. - Przystopuj.
- Jesteś dla mnie wielką zagadką. - westchnął, posyłając jej krótkie skinienie. - Nie zrobię tego, jeżeli sama nie poprosisz. Kiedyś na pewno to zrobisz. - dodał, z blaskiem w oczach obserwując jej dalszy ruch.

Suzzieeee?

poniedziałek, 16 maja 2016

Od Honey - CD opowiadania Gracy

   Odsunęłam się od szyby, nie mogąc patrzeć na swoje ciało i na Gracy przy nim. Wzruszyło mnie jej zachowanie. Wcześniej sądziłam, że jej nie obchodzę. Najwidoczniej jest inaczej.
   Otrząsnęłam się i zdobyłam na odwrócenie w stronę rzędów klatek. Zdecydowałam obejrzeć ich zawartość. Ale coś mnie powstrzymało. Spojrzałam w dół, na swoje ciało. Ja miałam nogi, ręce... Byłam człowiekiem! Dotknęłam twarzy opuszkami palców, później chwyciłam włosy. Miałam gruby warkocz do pasa. W półmroku dostrzegłam też kolor włosów - czarny. Miałam na sobie zwiewną, białą sukienkę. Opanowując zdziwienie, podeszłam do najbliższej mi klatki. W środku był... Człowiek. Trudno było określić jego płeć, ponieważ miał na sobie tylko brudny, obszerny worek. Jego włosy do ramion były strasznie pokołtunione. A twarz... Zmasakrowana. Jakby ktoś przetarł ją wiele razy mocno papierem ściernym. W dodatku na czole miał pełno dużych, krwawiących dziur, jakby ktoś powbijał mu tam coś. Postać odwróciła się do mnie i powoli uśmiechnęła bezzębnym uśmiechem. Krzyknęłam, gdy nagle przypadła do krat, przecisnęła ręce przez kraty i zaczęła szaleńczo wrzeszczeć. Odezwały się też istoty z innych klatek.
- Spokój!
  Wszędzie rozbłysło światło, a postacie umilkły, chowając głowy w ramiona. Do mnie podszedł wysoki chłopak, o dziwo wyglądający normalnie, znaczy jak człowiek.
- Czekałem na ciebie.
  Uśmiechnął się do mnie bez radośnie. Byłam zaskoczona.
- Znasz mnie?
  Przymrużyłam oczy.
- W końcu z mojego polecenia tu jesteś... Podobasz mi się, Marigold...
- Pomyliłeś mnie z kimś, jestem Honey.
- W takim razie... Chodź!
  Szarpnął mnie i powlókł do innego pomieszczenia, gdzie również były klatki. Ale w nich siedzieli ludzie. Zwyczajni, tacy jak ja... w tym momencie.
  Chłopak otworzył jedną z pustych klatek i wepchnął mnie do środka, po czym zamknął drzwi na klucz. Wkurzona szybko wysunęłam ręce przez pręty klatki i chwyciłam chłopaka za koszulkę. Zaczęłam go szarpać.
- Wypuść mnie! - wrzasnęłam.
  Odsunął się, odtrącając moje ręce.
- Lepiej, żebyś była grzeczna - rzekł zimno. - Bo inaczej nigdy stąd nie wyjdziesz.

* Tymczasem na Ziemi *


Gracy?

piątek, 13 maja 2016

Od Bitter Sweet'a - C.D. Opowiadania Locked'a.

Całokształt ustawionego pojedynku wydawał się Bitter'owi bezsensowny, a jego cel nadal nie był mu całkowicie znany. Wiedział, że nie może podkulić ogona, uciec z opuszczonymi uszami. Takie przedstawienie nie było w jego stylu, nie należało do jego zwyczajów. Nie chciał być uznawany za kogoś, kto na siłę szuka zmierzwienia sierści, rozdrapania skóry czy kąsanych ran. Poszukiwanie ciosów okazywało się dla niego złudne, nieekonomiczne, a zarazem tak podniecające. Poczucie walki wzbudzało w nim uczucie wrzenia, dziwną satysfakcję, wrażenie spełnienia. Niepowstrzymaną adrenalinę, pulsującą w jego żyłach. Żądzę krwi, która za swym posłannictwem siała największą panikę, straty i rozpacz. Panikę przed tym, co może nastąpić w dalekiej przyszłości, a może też w całkiem bliskim czasie. Zasiewała podekscytowanie, ciekawość, nieustępliwą chęć poznania dalszego zakończenia. Cichy, kojący szelest sponiewieranych liści rozbrzmiewał w jego uszach, a zapach świeżej, zielonej trawy przebijał się przez powłokę nozdrzy. Czuł, że i natura była dzisiaj po jego stronie; podobnie jak tłum sforzanów, wszystkich zebranych w tym jednym, spokojnym miejscu. Jak dziwny mógł okazać się fakt, że w tak zacisznym miejscu miała odbyć się jakakolwiek walka? Prawdopodobieństwo tego stwierdzenia wynosiło wtem zero.
- Nadal utwierdzam się w przekonaniu, że ta grupa hałaśliwych kundli jest nam niepotrzebna. - cmoknął, bacznie obserwując Locka.
- Zupełnie jak ta walka, mój drogi Owczarku. - drugi samiec wyglądał na wyjątkowo rozbawionego. - To jak, Bitter? Musimy się tak bawić?
Właśnie takie pytanie wytrąciło Bitter Sweet'a z równowagi. Zadziwiająco proste, a zarazem tak skomplikowane słowa ułożyły się w przedziwną treść, wywołującą kontrowersję wśród zebranych psów. Kilka z nich wzniosło zawiedzione okrzyki, od samego początku do delikatnego końca wypełnionymi dezaprobatą, znudzeniem i obojętnością. I to nie przejęło samca, nadal rzucającego lodowatymi spojrzeniami w kierunku przeciwnika.
- Zabawa jest zbędna. - oznajmił, jednak jego łapy nadal pozostawały w nienaruszonej gotowości. - Niemniej jednak, czekają Cię przykre konsekwencje. Nie, nie, nie mowa tutaj o dożywotnim sprzątaniu mojej jamy - dodał. - Przekonasz się, Lockedzie.

Locked? Zawiało grozą co nie x'D

niedziela, 8 maja 2016

Od Suzzie - CD opowiadania Meversue'a

  Patrzyłam na psa, trzęsącego się jak w febrze. Chociaż nadal udawałam złą, ten widok zmiękczył mnie. Starając się utrzymać kamienną twarz, rzekłam do Honey:
- Zajmij się nim proszę. Na nim zależy mi bardziej niż na Jockerze.
  Ostatnie zdanie wypowiedziałam cicho i tak, bym tylko ja je usłyszała. Lekarka miała jednak dobry słuch. Zobaczyłam na jej pysku po kolei: zdziwienie, zrozumienie i uśmiech.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy. A ty idź, przewietrz się i... Przemyśl parę spraw.
  Delikatnie wypchnęła mnie z jaskini. Ostatnie co zobaczyłam zanim odeszłam, to jak Honey nachyla się nad Sue'm i zadaje mu pare pytań.
Mam dużo czasu na przemyślenia. A najlepszym miejscem na nie, są - jak dla mnie - Góry Zapomnienia. Chociaż to miejsce jest bardzo oddalone od Centrum, to rewanżuje się ciszą, spokojem i piękną pogodą. Mam tam swój własny kącik, czyli małą dolinkę osłoniętą głazami z każdej strony. Właśnie do niej się udałam. Siedząc w niej, rozmyślałam o Jockerze i Meversue. Postanowiłam częściowo,
 - powtarzam, częściowo! - wybaczyć bratu i utrzymywać z nim jako-takie stosunki. Co do Mever'a, sprawa nie jest taka prosta. Oba samce się nie znoszą, a jeśli byłabym z Sue'm, brat by mnie... Stop! O czym ja myślę?! Ja i Mever to takie... Nierealne...
- Idiotka.
  Warknęłam, wbijając pazury w pulchną ziemię.
- Tchórz.
  Wyrzeźbiłam w piachu długie rysy.
Czego nauczyła mnie istota zwana matką, nim nas zostawiła?! Że trzeba walczyć o swoje! Więc czemu mam nie walczyć o - ledwo przeszło mi to przez gardło - miłość?!
Wstałam, wzdrygnęłam się i zaczęłam kierować ku drodze powrotnej. Znów do moich myśli wdarł się Mever. No bo jak ja mam walczyć? Wyznać mu miłość? Na samą myśl o tym zaschło mi w ustach. Ale są inne sposoby? Zdaje się że nie.
Zamyślona, nawet nie zauważyłam, że weszłam do jaskini Hon. Dopiero po rozejrzeniu się, zorientowałam się gdzie jestem. Głos lekarki dobiegał z jednej z odnóg, gdzie, zdaje się, opatrywała Jock'a. Zapomniałam o jeszcze jednym psie znajdującym się tutaj. Właśnie on stanął przede mną.
- Wszystko w porządku?
  Zapytał Sue. Zauważyłam na jego ciele wiele bandaży. Zajmowały jedną trzecią jego powierzchni. Nieobandażowany bok pokryty był zielonkawą, śmierdzącą maścią. Na pysku miał dwie paskudne szramy.
- Suzzie?
  Spuściłam wzrok, ciesząc się, że pokrywa mnie futro, gdyż pod spodem byłam pewnie czerwona jak piwonia.
- Halo?
  Meversue zbliżył swój pysk do mojego, z bliska obserwując moje dziwaczne zachowanie. Zszokowana bliskością, otworzyłam szeroko oczy. Postanowiłam się odezwać.
- Bo ja... Ja... Uświadomiłam sobie... Ee... Ja cię...
  Jąkałam się.
- Suzzie? Meversue?!
  Honey rozdziawiła pysk. No cóż, zastała nas w dziwnych pozach. Sue pochylał się nade mną, a jego oddech rozwiewał moje futro na pysku. Dzieliły nas nie więcej niż trzy centymetry.
Lekarka otworzyła pysk, zapewne by rzucić jakąś kąśliwą uwagą, a ja potrząsnęłam łbem i zaczęłam coś bełkotać.


 Sue? Hahah

piątek, 6 maja 2016

Od Gracy– CD opowiadania Honey

Gracy cały czas wlepiała brązowe ślepia w Alanę, która mówiła o tych wszystkich rzeczach tak spokojnie i ponuro.
– Mówisz to tak, jakby jej zdrowie wcale Cię nie obchodziło – warknęła Grey, cofając się parę kroków, by spojrzeć na suczkę Bordera w pełnej okazałości. Alana chciała już coś powiedzieć, jednak Grey była szybsza. – Gdzie ona leży? W jakim pokoju? – zapytała szybko, rozglądając się nerwowo.
– Chodź – westchnęła suka i zaprowadziła Grey pod drzwi sali, w której leżała Honey. Suka uchyliła je lekko, po czym weszła do środka. Zauważyła na wejściu Honey podłączoną do różnego rodzaju kroplówek. Sama była zdziwiona, skąd w sforze tyle się ich znalazło. Gracy parę minut stała, przyglądając się Honey, aż w końcu obróciła się i dziękując Alanie, zaczęła iść ku swojemu domowi. Cały dzień chodziła po swojej jaskini, wciąż główkując co mogło wpłynąć na takie szybkie pogorszenie się stanu zdrowia siostry. W końcu jednak położyła się na kocu i przytuliła go mocno, pociągając nosem. Zacisnęła również mocno oczy, ponieważ nie chciała aby żadna z łez zaplamiła jej koc. Leżała tak z piętnaście minut, aż w końcu zasnęła.
Obudziła się w szpitalu, już nie jako pies, lecz coś podobnego do człowieka. Popatrzyła na siebie zdziwiona, lecz szybko zaczęła biec w stronę pokoju, w którym leżała Honey. Weszła do niego szybko i zauważyła mężczyznę ubranego w czerwień i czerń, który trzymał piłę motorową nad ciałem Honey.
Stop! – zawołała, łapiąc go za jego długie, czerwone, opadające w tył włosy.
– Co robisz dziewczynko? – bąknął, łapiąc się jedną ręką za włosy, a drugą trzymając piłę.
– Kim Ty jesteś i co tu w ogóle robisz? – wypowiedziała pierwsze co najbardziej pchało się jej na język.
– Shinigami Grell – mruknął, rozczesując sobie włosy ręką, po czym podparł się nią pod bok. – Mam zlecenia zabrać jej duszę – spojrzał na Honey.
– Nie możesz! – zawołała znów, zasłaniając ciałem siostrę, przed piłą motorową Shinigami. – Ona... po prostu teraz nie może umrzeć – westchnęła cicho, patrząc na buty Grell'a. Ten przewrócił oczami i przejrzał się w swojej kosie do zbierania dusz. Po chwili uśmiechnął się złośliwie.
– Ona może nie zginąć, jeżeli Ty znajdziesz mi inną, wartą uwagi duszyczkę – powiedział, po czym łapiąc za podbródek, podniósł jej głowę. Popatrzyła na niego zdziwiona, po czym przeniosła wzrok na Honey. Cicho westchnęła i przytuliła ją mocno.
– Hon, jeśli teraz mnie słyszysz, nie miej za złe mojej decyzji – szepnęła, po czym otarła parę łez. Spojrzała na Grell'a i znów westchnęła. – Czyń swoją powinność, Shinigami – wyciągnęła rękę. Gdy piła miała dotknąć jej ciała, od razu się obudziła. Całe szczęście, to tylko sen... Westchnęła w myślach. Nie była jednak całkiem pewna czy wszystko wróciło do normy, więc szybko pobiegła do szpitala i tego samego pokoju. Nie było w nim nikogo, oprócz leżącej Husky. Grey podeszła do niej i mocno ją przytuliła.
– Proszę, nie odchodź...

Honey? Gościnnie przybył Grell

Od Niklausa - CD opowiadania Monny

  Parsknąłem śmiechem i zapewniłem Su, że zaopiekuję się szczeniakami. Pogrążyłem się jeszcze w kilkuminutowej rozmowie z Alfą i pożegnałem się. Czas zająć się maluchami, a poza tym gdy nie ma Jock'a, Su ma dużo roboty.
- Gdzie idziemy?
  Zapytał Konny.
- Trzeba znaleźć wam jaskinię. Postaram się, by była blisko mojej.
  Obiecałem, po chwili stając przed swoim lokum. No cóż, było blisko Jaskini Alf.
- A nie możemy zamieszkać z tobą? - odezwał się znów ten sam szczeniak, a jego siostra trąciła go mocno łapą. Stanąłem w miejscu, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- A chcecie?
  Odrzekłem w końcu.
- Tak! Na razie nie orientujemy się w terenie i w ogóle...
  Spojrzał na mnie.
- Możecie u mnie zamieszkać, ale to tylko na parę tygodni, do czasu aż przyzwyczaicie się do tego miejsca. Stoi?
  Szczeniaki pokazały swój entuzjazm, a ja wprowadziłem je do swojej dużej jaskini i pokazałem każdy kąt. Gdy weszliśmy głębiej, wskazałem półkę skalną, znajdującą się jakiś metr nad ziemią i mającą szerokość dwa metry na półtora.
- Ja śpię tu. Wy nie dacie rady wskoczyć na tę półkę, więc rozłożę wam koc pod nią. Zaraz pójdziemy na wycieczkę po terenach. Macie jeszcze jakieś pytania?

Monny? A może Konny?

Od Niklausa - CD opowiadania Gracy

Skinąłem łbem w podzięce i zabrałem się za zwierzę leżące przy moich łapach. W ciągu kilku chwil milczenia zdążyliśmy najeść się do syta, a niejadalne resztki zagrzebać w piachu.
- Co u Michelle i szczeniaków?
Przerwała ciszę biała suczka. Bez skrępowania wpatrzyła się w moje oczy.
- Och, z Heroine wszystko w porządku. Jest już dorosła, chadza własnymi ścieżkami.
Odparłem beztrosko i zamiotłem ogonem w powietrzu.
- A reszta?
Dążyła Gracy. Sapnąłem cicho.
- Nie wiesz? Odeszli. A co z Honey? Nie widziałem jej kopę lat. Ostatni raz gdy oboje byliśmy szczeniakami.
Szybko zmieniłem temat. Grey chyba chciała zadać jeszcze jakieś pytania dotyczące reszty mojej najbliższej rodziny, lecz się powstrzymała. Zamiast tego, powoli odpowiedziała na pytanie zadane przeze mnie:
- Hon jest w śpiączce...
Zdziwiłem się jej słowami i autentycznie zrobiło mi się przykro. Bardzo lubiłem tę młodą lekarkę po dosyć... Przykrych przejściach.
- Chcę ją zobaczyć.
Odezwałem się nagle, i nie zważając na minę Gracy obrałem kierunek do szpitala i ruszyłem swoje cztery litery do przodu. Nawet nie zauważyłem, że suczka podążyła za mną.

Grey?

poniedziałek, 2 maja 2016

Od Monny CD opowiadania Niklausa

Spojrzałam na białą suczkę. Była piękna!. 'Czyli Alfy to rodzeństwo.." Pomyślałam sobie. Nim jednak coś powiedziałam, mój brat podjął już rozmowę z Alfą.
-Mieliśmy mamę i rodzeństwo, ale jakieś psy... No, zaatakowały nas. Mieliśmy rodzeństwo, ale oni nie słuchali się rodziców i nie ukryli się z nami. Potem znalazł nas miły Pan, obiecywał, że nigdy nie zostawi, ale potem złamał obietnicę. Chciał nas zabrać do takiego czarnego ośrodka, ale mu uciekliśmy. Po drodze spotkaliśmy Niklausa, który powiedział, że za Waszą zgodą możemy dołączyć do sfory - zakończył cały monolog mój kochany braciszek. To bardzo miłe, że tak bardzo się o mnie martwił, ale mógł mi od czasu do czasu dojść do słowa...
-Już się ich nie boisz? - spytałam się go szeptem. On pokręcił przecząco głową. Westchnęłam cichutko i spojrzałam na Alfę.
-Przepraszam, za jego długą wypowiedź. Zwykle nie jest taki rozgadany... - powiedziałam i zamyśliłam się. On w tym czasie usiadł obok mnie. - No... To teen... Czyyy... - nie wiedziałam, jak mojemu bratu wychodziły te wszystkie pytania. I to teraz z taką łatwością, a jeszcze przed chwilą przecież się ich bał!. W sumie to i ja się ich bałam. No dobra, nadal troszeczkę się ich boję...
-Ona chciała zapytać o to samo. Czy możecie nas przyjąć?
Alfa spojrzała na nas z uśmiechem na pyszczku i...
-Ależ oczywiście, że możecie!. Tylko ze względów bezpieczeństwa, musicie mieć jakiegoś opiekuna - jej wzrok padł na psa, który nas przyprowadził. - Niklaus?. Zaopiekujesz się maluchami?
-Ooo... Taaak... Bedziemy mieć takiego choćby drugiego tatę, albo starszego brata! - wyparował mój brat. Ja spojrzałam na Konny'ego z rezygnacją. Czy on kiedykolwiek zmądrzeje?!.

Niklaus?

niedziela, 1 maja 2016

Armentum

Dzisiaj odbył się reset TopListy Armentum! Bardzo prosimy o klikanie w banner po prawej stronie bloga, nad chatem!