Przegryzłem mocno wargi, patrząc już jedynie jak suczka odbiega gdzieś
dal. Rzuciła mi ostatnie słowa, przez które poczułem kłucie w sercu.
Spuściłem łeb. A więc kolejna nieudana próba. Chyba powinienem jaśniej
pokazać, o co chodzi. Suzzie, która niespodziewanie pojawiła się z boku,
poklepała mnie po ramieniu z podejrzanym uśmiechem.
- Tak bywa... - nie wiem, czy miało być to pocieszenie, ale jeśli tak to
poczułem się bardziej... dobity. Odwróciłem się w przeciwną stronę i
ruszyłem w stronę domu. Nie pomyślałbym, że dzień, w którym Mashine
ogłosił mnie Betą może być tak okropny.
Dziś moje urodziny. Miała przyjść Su, ale pewnie po wczorajszym sobie
odpuści. Wszyscy sobie odpuszczą. Spędzę ten dzień zaszyty w cieniu
jaskini - sam. Krzątałem się po niej pełen złości, smutku, niepewności,
zazdrości i wszelkich innych uczuć. Padłem na ziemię, zupełnie nie
wiedząc co począć. Chyba powinienem sobie odpuścić... Ale nie potrafię.
Przewróciłem się na drugi bok. Minęło kilkanaście minut, gdy otaczała
mnie tylko cisza, choć w mojej głowie panował kompletny chaos. Wtem
dziwny dźwięk zabrzmiał mi nad uchem, że błyskawicznie podniosłem się z
ziemi. W wejściu stała grupka znajomych mi psów, w tym moja
przyjaciółka, co od razy sprawiło, że na moim pysku pojawił się
delikatny uśmiech. Wydawała się jednak przyjść tu z jakiegoś konkretnego
powodu, żeby mi coś przekazać, a nie ze względu na moje urodziny.
Wszyscy szybko rozproszyli się po wnętrzu, czując się jak u siebie. W
grupie dostrzegłem od razu tą suczkę... Minęło kilka godzin na zabawie,
choć nie brałem w niej zbytnio udziału. Nie byłem w humorze, ale też nie
chciałem ich wypraszać. Stałem przeważnie w jednym miejscu, co jakiś
czas spoglądając na znajomą, o ile można ją tak nazwać. Wreszcie i ona
spojrzała na mnie. Równie szybko odwróciłem łeb.
Vice? Brak weny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz