Wróciłam do domu trochę zmęczona po całym dniu. Chciałam powiedzieć dzieciom i Indianie "Dobranoc" i pójść spać, jednak gdy mignęły mi przed oczami zapłakane twarze wszystkich, od razu odechciało mi się spać.
- Co się stało? - poczułam niemiły skurcz w żołądku.
- White... - załkała Aurora. - White nie żyje. Samochód go potrącił.
Miałam wrażenie, że moje nogi są jak z waty. Przed oczami stanęły mi ciemne plamy. Zemdlałam.
***Rano***
Wyślizgnęłam się z jaskini zanim reszta mojej rodziny wstała. Poszłam do Stanley'a. Zapewne wyglądałam okropnie, bo gdy tylko zostałam wczoraj wybudzona, to do rana płakałam. Nic dziwnego, że jak obudziłam Stan'a to aż wrzasnął gdy zobaczył moją twarz.
- Co ci się stało? - jęknął, gdy otrząsnął się z szoku.
- White nie żyje - stuliłam uszy. Zapadła głucha cisza.
- Przykro mi - te słowa odbiły się echem od mojej głowy. Lekko pochyliłam głowę, przed oczami mając obraz mojego syna, z którym widziałam się jeszcze wczoraj rano... Dopiero po chwili spostrzegłam że Stanley też jest jakby nie w sosie...
- A tobie co się stało?
- To sekret... - mruknął niewyraźnie.
- Mi możesz zaufać.
Stan? Chodzi mi o tę tajemnicę o której wspomniałeś wtedy na czacie xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz