czwartek, 6 sierpnia 2015

Od Jem'a


Kolejne nudne dni. Włóczyłem się gdzieś po terenach sfory. Sam nie wiem czy były to jeszcze jej tereny. Pod moimi łapami była delikatna, zielona trawka, nie taka jak w sforze. Tam wszystko jest... udeptane. Po centrum codziennie chodzi masa psów, więc nie ma co się dziwić. Zawiał lekki wiaterek, który rozwiał moją sierść. Sprawiło to minimalne uczucie chłodu. Cóż, mamy lato - wysokie temperatury są normalne o tej porze roku.
Ułożyłem się wygodnie w wysokiej trawie. Otaczała mnie tylko ona i kwiaty o przeróżnych barwach. W powietrzu unosił się ich zapach. Przymknąłem oczy. Czułem już tylko spokój. Nie minęło długo, aż odpłynąłem całkowicie do krainy snów.

Siedziałem w klatce. Otaczał mnie mrok, a w nim cała masa psów. Ich rozpaczliwe głosy roznosiły się echem po całym budynku. Spojrzałem ze smutkiem na maleńkie okienko, tuż przy suficie. Blask księżyca wpadał przez nie do środka i dawał odrobinę światła. Zaskomlałem cicho, kładąc łapę na metalowych kratach. Przełożyłem ją przez nie i dotknąłem kłódki. Po kilku nie udanych próbach wydostania się, z powrotem włożyłem łapę do klatki. Złamałem pazur.
- Nie wyjdziesz stąd - usłyszałem głos w klatce obok. Był tam bokser, o biało - brązowej maści. Jego mięśnie wyraźnie rysowały się na krótkiej sierści. Był tak napakowany, że miałem wrażenie, że zaraz wybuchnie. - Jak Ci na imię?
- Jem - odparłem krótko. Nie koniecznie chciałem z nim gadać. Wyglądał na kolejnego drania, który pewnie mnie oszuka. Nie lubię takich typów. Przysunąłem się do drzwiczek klatki i uderzyłem w nie z całej siły. Rozległ się tylko dziwny dźwięk.
- Nie ma szans - bokser spojrzał na mnie obojętnie - Otworzysz klatkę tylko kluczem, a ONI go mają - szczególny nacisk złożył na ostatnie słowa.
- Jacy ONI? Kim ty jesteś i co to za miejsce? - zaczynałem się niecierpliwić. Bokser zaśmiał się tylko głośno.
- Nie wiesz...? - na jego pysku pojawił się szeroki uśmiech. Nagle usłyszałem skrzypienie drzwi. Ktoś wszedł do środka. Natychmiast zwróciłem się w tamtą stronę. Wysoki człowiek szedł w moją stronę. Spojrzałem znów na nieznajomego. Znikł. Rozpłynął się w powietrzu, zapadł pod ziemię - klatka była pusta. Nie do wiary. Nim się spostrzegłem poczułem jak mężczyzna chwyta mnie za obrożę i wyjmuje z klatki. Zaskomlałem czując ból. Człowiek podniósł mnie. Próbowałem go ugryźć albo chociaż podrapać. Niestety niósł mnie tak, że nie było to możliwe. Po kilku chwilach wylądowałem na ziemi. Szybko się otrząsłem. Otaczał mnie tłum ludzi. Naprzeciwko stał pies z morderczym spojrzeniem. Na znak ruszył w moją stronę. Zanim zdążyłem zrobić cokolwiek poczułem na sobie jego ciężar i jak zaciska szczęki na mojej łapie. Pisnąłem z bólu. Ale to nie koniec, ja nie dam się tak łatwo. Wyrwałem się. Sytuacja się zamieniła. Tym razem ja trzymałem go. Zdecydowałem się jednak na inny ruch. Złapałem natychmiast za jego szyję. Pies również nie miał zamiaru się poddawać. Przejechał pazurem po moim pysku. Czułem jak kropelki krwi kapią mi z brody. Odskoczyłem do tyłu. Ledwo stałem po jego wcześniejszym ataku. Stał przede mną oszołomiony. Jego oczy były takie dzikie, rządne krwi. Obnażyłem kły.

Nade mną stał pochylony pies. Wyglądał trochę inaczej, ale ja nie zwróciłem na to uwagi. Coś mówiło mi, że powinienem zaatakować. Zerwałem się na równe łapy i rzuciłem na nieznajomego. Położyłem mu łapy na szyi próbując przydusić. Zaczęła się szarpanina. Widziałem w nim swojego wroga... Nie odpuszczę. Pies odepchnął mnie go tyłu. Sam cofnął się dysząc.
- Stop. Koniec. Wyjaśnijmy sobie wszystko, ok?


Alex? Dx

Brak komentarzy: