Gdy tylko poczułam wodę na sierści, od razu zrobiło mi się lepiej, a
przynajmniej tak myślałam. Farba nie zastygła na moim ciele, więc łatwo
schodziła. Po kilku minutach już prawie nic z niej nie zostało. Wciąż
mnie piekły oczy, ale woda dawała mi otuchę. Nareszcie mogłam dokładnie
przyjrzeć się psu, który przez całą drogę podgryzał mi ogon. Byłam
nieźle wkurzona, ale z drugiej strony pies chciał mi pomóc… tylko nie
wiem dlaczego po prostu nie powiedział mi którędy iść… No trudno będę
musiała się pogodzić z moim obolałym i częściowo wyłysiałym(zastanówmy
się przez kogo) ogonem. Odwróciłam głowę w stronę psa i ujrzałam znajomy
mi pysk. Był to szary husky, o także szarych i zamyślonych oczach. Pies
wciąż zmywał sobie lazurową farbę z pyska. Postanowiłam się pierwsza
przywitać, bo z tego co zauważyłam, pies miał już coś na głowie…
- Cześć… Thom, tak ? – Zaczęłam trochę niepewnie.
- Nom. – Przetarł łapą pysk, jednak na samym czubku głowy wciąż miał
niebieski skrawek farby. Przyznam, że na jego szarej sierści ten odcień
niebieskiego, ładnie się prezentował.
- Zdaje mi się, czy dzisiaj już się widzieliśmy… chyba na tamtej łące z
motylami… - Powiedziałam niespotykanie ( u mnie) zamyślonym głosem.
- No… skoczyłaś mi na plecy, żeby złapać jakiegoś owada… - Wydawał się
trochę oburzony, ale nie wiem dlaczego… jak ktoś tak długo może chować
do mnie urazę.
- To nie było specjalnie, zamyśliłam się i… tak jakoś wyszło… - Zrobiłam
skwaszony uśmiech. – No, ale jednak mi pomogłeś, więc chyba powinnam Ci
podziękować… chociaż mogłeś być ciut delikatniejszy. Mój ogon wygląda
jak stara miotła… - Przyznałam. Nagle z pyska psa wydobył się głośni i
radosny śmiech. Dźwięk tak szybko się pojawił w moich uszach, że z
przerażenia lekko podskoczyłam… jednak po zorientowaniu się, iż jest to
tylko śmiech, uspokoiłam się. – Z czego się śmiejesz ?
- Z niczego… - Powiedział, wciąż śmiejąc się na cały głos. Można
powiedzieć, że jego śmiech jest zaraźliwy bo nie minęła minuta, a ja też
zaczęłam chichotać pod nosem.
- Ej, ale na serio powiedz, bo ja też chce się z tego śmiać… - Wzięłam
głęboki wdech i ze zniecierpliwieniem czekałam na odpowiedź psa.
- Ale ja na prawdę, tak po prostu się śmieje… mam atak śmiechu… -
Zamknął pyszczek, próbując powstrzymać śmiech. Po jego twarzy było
widać, że już długo tak nie pociągnie. W pysku zgromadziła mu się tona
powietrza, przez co wyglądał jak ryba, która ma zaraz wybuchnąć….
- Tak, jak atak padaczki… a to nie jest niebezpieczne… ? – Odsunęłam się
parę kroków w tył, z obawy iż po wybuchnięciu jego głowy, płyn
mózgowo-rdzeniowy wytryśnie prosto na mnie…
- Nie… nie słyszałaś, że śmiech to zdrowie ? – Powiedział wypuszczając część powietrza.
- Nie, nie słyszałam… - Przyznałam, drapiąc się za uchem. Odwróciłam
wzrok od psa i spojrzałam na rzekę, w której znikało moje dzieło sztuki…
Następnie spojrzałam w miejsce, z którego prawdopodobnie przyszłam i
ruszyłam przed siebie.
- Czekaj ! Gdzie idziesz ? – Thom nagle wystrzelił w moją stronę…
- No do miasta… muszę ukraść kolejną puszkę farby, bo ta w wodzie już
się do niczego nie nadaje… jedyne co może zrobić, to otruć ryby… -
Przyznałam smętnie.
- Ale do miasta to nie w tą stronę… - Wtrącił.
- Jak to ? Przecież dobrze pamiętam, że szłam tą drogą, a później… chyba
spadłam z jakiegoś pagórka.. – Zaczęłam zastanawiać się, czy aby na
pewno pies nie ma racji.
- To chyba się trochę pogubiłaś, jak wpadłaś w farbę. Miasto jest w
tamtą stronę… - Odwrócił moją głowę i wskazał łapą jeden z największych
budynków miasta.
- Oo… No dobra, to dzięki i do zobaczenia… - Powiedziałam, chociaż miałam przebłysk nadziei, że pies ze mną tam pójdzie…
- Czekaj, ty znasz moje imię, a ja twojego nie… - Zatrzymał mnie.
- Serio… No to jestem Cath… Catherine… - Odwróciłam głowę w jego stronę i
bardzo wolnymi krokami zaczęłam iść we wskazane przez psa miejsce.
Dodam, iż szłam wolno, aby Thom miał szansę mnie dogonić…
Thom ? Pomożesz Cath, nie stać się znowu smerfem xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz