Wybrać się z nim na spacer? Hmm... Pies był miły i powoli zaczynałam mu ufać, ale nie wiedziałam, czy to dobry pomysł. Ostatecznie przecież znaliśmy się nie więcej niż godzinę. Nie mogłam jednak mu teraz odmówić, i nie chodziło tylko o moją kulturę osobistą. Czułam do Anubisa szczerą sympatię, nie chciałam zostawić go teraz „na lodzie”, to nie w moim stylu.
– Chętnie – powiedziałam więc, zdobywając się na lekki uśmiech, który pies odwzajemnił. – Idziemy w konkretne miejsce czy przed siebie?
– Przed siebie – oznajmił i wyrwał do przodu. Widać było, że był pełen energii. Dogoniłam go. Zaczęliśmy biec ramię w ramię. Zamierzałam coś powiedzieć, gdy nagle poczułam, jak moja łapa gwałtownie wbija się w cienką warstwę ziemi, a następnie wpada do dołka, zakrytego kupką liści. Uderzyłam nosem o ziemię. A mama tyle razy mówiła, bym uważała, jak chodzę i biegam!
Poczułam pulsujący ból w łapie. Powoli ją wyjęłam, instynktownie czując, jak Anubis się do mnie zbliża.
– Wszystko w porządku? – zapytał. Przyjrzałam się kończynie. Bardzo bolała i w dodatku puchła. Wiedziałam, co to znaczy. Skręcona.
– Tak, tak. – Zmusiłam się do uśmiechu. Nie byłam przyzwyczajona do okazywania innym słabości.
– Pokaż ją. – Nie dał się zwieść.
– Nie trzeba – odparłam, starając się przybrać niefrasobliwy ton głosu. Byłam dobrą aktorką... Ale on i tak mnie przejrzał. Nie zdążyłam zareagować, gdy niezbyt delikatnie chwycił mnie za łapę.
– Ał! – syknęłam, zaciskając z bólu zęby. Nie odpowiedział, tylko przyjrzał się kończynie.
– Ana, ona jest skręcona – oznajmił spokojnie.
– Poradzę sobie.
– Chodźmy do lekarza. – Nie poddawał się.
– Tak się składa, że obecnie nie mamy lekarza – rzekłam i starałam się dumnie odejść. Cóż... Źle postawiłam łapę, z bólu pociemniało mi w oczach i oczywiście wywróciłam się do przodu, znów na nos.
– Tak, na pewno sobie poradzisz. – Usłyszałam sarkastyczną odpowiedź. W odpowiedzi tylko jęknęłam.
Anubis?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz