Spojrzałem za odchodzącą suczką. Głupia. Zginie tam, zmarznie ma śmierć.
Zresztą, co mnie to obchodzi. Nie moja sprawa. Usadowiłem się wygodnie
przy ognisku, przymykając następnie powieki. Znurzenie całkowicie
przejęło nade mną kontrolę, toteż już po chwili odpłynąłem do krainy
snów.
~~~~~
Obudziłem się około godziny czwartej nad ranem. Tak, z przyzwyczajenia
sypiam od trzech do czterech godzin, a mimo to nie czuję zmęczenia.
Śnieżyca już dawno ustała, pozostawiając po sobie jedynie ślad w postaci
grubej warstwy białego puchu. Wyszedłem z jaskini, w celu rozruszania
kończyn po kilku godzinach spędzonych w tej samej pozycji. Nagle moim
oczom ukazał się wręcz straszny widok. Ciało, leżące pod sporą warstwą
śniegu. Podbiegłem bliżej i momentalnie rozpoznałem niedawno poznaną
sukę - Gallę. Leżała nieprzytomna w śniegu, a jej ciało było wyziębione.
Westchnąłem cicho, kiwając z politowaniem głową.
- Było zostać... - mruknąłem.
Wziąłem suczkę na grzbiet i zaniosłem do swojej jaskini. Okryłem ją
kilkoma kocami, a sam zabrałem się za przygotowywanie lekarstwa. Po paru
minutach było gotowe. Dolałem je do gorącej herbaty i podstawiłem pod
nos Galli, która powoli zaczęła się budzić.
- Gdzie ja jestem...? - zapytała cicho.
- W mojej jaskini... Leżałaś nieprzytomna w śniegu... - odparłem. - Wypij to - poleciłem, wskazując na kubek.
- Co to jest? Nie wypiję tego! - krzyknęła, ale zaraz potem zaniosła się okropnym kaszlem.
- Wypij, jeśli chcesz jeszcze żyć... Twój stan jest dość poważny,
wychłodzenie organizmu, a do tego dochodzi silna grypa... To nie są
błahostki - powiedziałem poważnie.
Z jakiegoś powodu w obecnej chwili stałem się... Opiekuńczy i troskliwy.
Zależało mi na zdrowiu suczki... Być może dlatego, że gdyby umarła,
mógłbym czuć się winny. Choć tak na prawdę niczego złego nie zrobiłem,
przeciwnie. Zaoferowałem jej schronienie, a ta odmówiła. Spojrzałem na
Gallę, która niepewnie podniosła kubek i wzięła kilka łyków parującego
napoju.
Galla?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz