Wyszedłem z ponurej jaskini, która od teraz była moim domem. Rozejrzałem
się dookoła, po czym ruszyłem przed siebie. Wszędzie panował mrok,
tylko światło księżyca, które i tak ledwo przedstawało się przez chmury,
oświetlało tereny sfory. Usłyszałem szelest. Zastrzygłem uszami,
ugiąłem łapy i powoli zacząłem skradać się w kierunku krzaków, skąd
słuchać było odgłosy łamanych gałązek. W odpowiednim momencie wskoczyłem
w zarośla. Ku mojemu zdziwieniu dostrzegłem tylko uciekającego,
przerażonego zająca. Na szczęście nikt nie widział tej zawstydzającej
sytuacji...przynajmniej tak mi się zdawało póki nie usłyszałem cichego
śmiechu, wyłaniającego się z lasu.
Ktoś, coś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz