Na zegarku wybiła czternasta. To o tej godzinie zgodnie z poleceniem alfy miałem zbierać prezenty wraz z Jemem, Aver i Ineferal w charakterze Mikołaja. Trudno było mi się z początku przemóc do założenia kiczowatej czerwonej czapki, ale polecenie alfy nie pozostawiało mi wyboru. Wziąłem worek, który wedle powszechnej opinii również był symbolem cosplejowanej przeze mnie postaci i włożyłem do niego prezent od siebie dla Jockera. Miałem w planach zrobienie prezentów wszystkim członkom sfory, ale przez natłok obowiązków ledwo zdążyłem z tym jednym.
Worek był duży. Ogromny. Do tego stopnia, że przeszkadzał podczas marszu, zsuwał się z grzbietu i plątał pod nogami. Zdecydowałem się więc na jego ciągnięcie po ziemi, co, jak się później okazało, nie było dobrym pomysłem. Po przebyciu łącznej trasy zaledwie dwustu metrów poczułem, że wleczenie worka z prezentem idzie mi coraz łatwiej. Z przestrachem przystanąłem i powoli odwróciłem się za siebie. To co ujrzałem nie było już workiem z prezentem, ale pustym workiem i w dodatku dziurawym. Po drodze najwyraźniej musiałem zaczepić o coś ostrego, co spowodowało jego przerwanie. Szybko związałem nieszczelny fragment i ruszyłem biegiem po swoich śladach, aby odnaleźć zgubiony pakunek.
Prezent znalazłem. Pół godziny zgubiłem. Po drodze wstąpiłem do siebie, aby wziąć pseudosanie zrobione naprędce i to na nich położyć worek. Przymocowałem go starannie i mocniej niż to było konieczne, bo miałem dość przygód jak na jeden dzień.
Wróciłem z powrotem na trasę. Po ogłoszeniu alfy psy odpowiedzialne za mikołajowanie, czyli nasza czwórka, podzieliły sforę na cztery części, z której każdy miał wybrać jedną, do której się uda w celu zebrania prezentów z jaskiń w niej się znajdujących. Mi przypadła część północno-zachodnia. Przynajmniej tak mi się wydawało aż do wizyty w pierwszym domu, gdzie powiedziano mi, że prezenty wzięła stąd Aver. Nie, nie mogłem pomylić przydziałów, to był mój teren. Ruszyłem do następnej jaskini w północno-zachodniej części, jednak tam również powiedziano mi, że ktoś już wziął stamtąd prezenty.
Pobiegłem w kierunku choinki w nadziei, że tam znajdę Aver i porządnie ją ochrzanię, że pomyliła przydziały. Jednak jej tam nie było. Nikogo nie było, a czas mijał i wszystkie prezenty powinny być już zebrane. Próbowałem znaleźć kogoś z pozostałej trójki mikołajów, aby dowiedzieć się z której części sfory nie zostały jeszcze odebrane prezenty, jednak nie mogłem nikogo namierzyć. A czas mijał. W takim wypadku pozostawało mi tylko jedno - obiec wszystkie jaskinie.
I obiegłem. Wszystko na nic. Nigdzie nie było już prezentów do zebrania. Zrezygnowany i wycieńczony udałem się pod choinkę, aby położyć pod nim swój jeden prezent.
- CAS! - usłyszałem za sobą głos Ineferal.
Trójka mikołajów wybiegła z drugiej strony choinki.
- Gdzie byłeś? Wszędzie cię szukałam - uśmiechnęła się Aver.
- Jak to gdzie byłem? - spytałem, starając się ukryć oburzenie i uspokoić gotującą się w żyłach krew. - Wykonywałem swoje zadanie i czy ktoś mi raczy łaskawie wytłumaczyć dlaczego zebraliście prezenty z mojego terenu?
Uśmiechnęli się niewinnie.
- Wiemy, że dużo robisz dla tej sfory - odezwała się Ineferal - i chcieliśmy cię wyręczyć, żebyś miał chwilę odpoczynku i w ogóle.
- Miałam ci powiedzieć, że weźmiemy wszystko na siebie, ale kiedy przyszłam do twojej jaskini już cię tam nie było - westchnęła Aver.
- Bo w święta o to chodzi, żeby pomagać i wyręczać innych czyż nie? - Ineferal posłała mi uśmiech
Zacisnąłem zęby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz