-Nie ma za co-wywróciłam oczyma.
Usiadłam w wyjściu. Zimny wiatr szarpał delikatnie kosmyki mojego futra. Westchnęłam.
-Coś nie tak?-samiec podszedł do mnie z położonymi uszami.
Spojrzałam na niego i niepewnie przytaknęłam. Usiadł obok mnie.
-Co się dzieje?-przekrzywił lekko łeb.
-Nie zrozumiesz...-warknęłam.
-Skąd wiesz? Może jednak zrozumiem?-popatrzył przed siebie ewidentnie urażony.
-Przepraszam...-przejechałam pazurami po skalnym podłożu.
Zapadła krępująca cisza. Widziałam, że Sebastian kilka razy otwierał pysk, aby coś powiedzieć, ale jednak po chwili rezygnował.
-Rodzina...uciekająca młodość...-przełknęłam głośno ślinę.
-Hm...?
-To wszystko nie takie łatwe...niepotrzebnie opuszczałam miasto...tam
miałam szansę na przyszłość...chciałabym założyć rodzinę, być kochana,
ważna dla kogoś...mieć świadomość, ż, gdy umrę zostanie po mnie jakiś
ślad...moi potomkowie. Jestem coraz starsza...czeka mnie jeszcze góra 10
lat życia...-zacisnęłam powieki, spod których wydostawały się łzy.
Zmieszałam psa, nie wiedział co ma mi odpowiedzieć.
-Na pewno kogoś sobie znajdziesz...-szepnął po chwili-jest dużo psów...a
ty wcale stara nie jesteś...masz jeszcze sporo czasu...wszystko się
ułoży-uśmiechnął się lekko.
Sebastian?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz