Przypomniało mi się że pies miał mi wyręczyć przysługę. Szturchnęłam go lekko i zaśmiałam się głucho.
- Znalazłeś swoje jelenie!-krzyknęłam gdyż zagłuszało mnie dudniące stado.- Bierz jednego i spadamy!
Pies spojrzał na mnie jak na głupią. Parsknął głośno i kontynuował ucieczkę. Szturchnęłam go raz jeszcze. Musiałam mu coś ogłosić ale gdyby nie patrzył na ruchy moich warg nie zrozumiałby mnie. Pies popatrzył na mnie pytająco.
- Widzisz te liany daleeko?- zapytałam.- Podtrzymamy się ich i zeskoczymy na dwa ostatnie jelenie. Odwdzięczysz mi się i od razu będziesz miał żarcie.
- Stoi!- kiwnął głową.
Przyspieszyliśmy na ile pozwalała nam kondycja. W odpowiednim momencie podskoczyliśmy wysoko łapiąc zębami za liany. Wisieliśmy chwilę w górze czekając aż wszystkie jelenie i sarny przebiegną. Czekaliśmy na te dwa ostatnie, które już mieliśmy na celowniku. Wyczułam moment i pociągnęłam psa za łapę. Oboje puściliśmy się lian i spadliśmy prosto na grzbiety dwóch jeleni. Ja pierwsza zatopiłam kły w skórze ofiary. To samo zrobił Raven. Dorodne osobniki padły martwe na ziemię. Przez nozdrza obojga wylatywało jeszcze powietrze aż padły na amen. Żaden członek stada nie odwrócił się na ciężkie ryki przyjaciół. Uśmiechnęłam się do psa.
Raven?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz