Podczas mojej nocnej przechadzki po lesie, ujrzałam psa, bodajże
dobermana... Uznałam, że pośledzę go trochę, no bo czemu nie ? I tak nie
było nic ciekawszego do roboty. Skradałam się po cichu, nie wydając
żadnego szelestu. Moje ciemne futro wtapiało się w nocne tło, o tyle
dobrze... Byłam jakieś dziesięć albo piętnaście metrów za nim, gdy ten
zaczął się skradać i wskoczył w krzaki. Jakoś mnie to nie zdziwiło, gdyż
widziałam wiele nie normalnych zachowań psów, ale gdy dojrzałam, że z
krzaków wybiegł biedny przerażony zajączek, po prostu nie wytrzymałam i
zaczęłam rechotać. Próbowałam to jakoś stłumić, trzymając łapę na
pysku.
- Kto tu jest? - spytał całkiem obcy mi pies przy okazji obracając się w moją stronę.
Ups.... Chyba coś mi nie pykło. Przestałam się śmiać i z jakże wielką
powagą na pysku przesunęłam się parę kroków na przód - w stronę psa aby
mógł mnie ujrzeć, jednak wolałam zostać w odpowiednio bezpiecznej dla
mnie odległości. Najwidoczniej nie był ani trochę zadowolony z tego, że
mnie zobaczył. Ale jego mina mnie powalała. Niestety moja duma zabroniła
mi się śmiać.
- Ja jestem. - parsknęłam z lekka ironicznym śmiechem i usiadłam.
Podniosłam moją jakże zgrabną łapkę i popatrzałam na swoje idealnie
spiłowane pazurki. Jezusie, jakie ten psiak miny wali... Nie mogę się na
niego patrzeć bo wyjdę na żabę jak znowu wybuchnę śmiechem...
Raven? ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz