- Może. - uśmiechnąłem się szeroko do suki rasy Husky. Otrzepałem się z
wody, po czym zacząłem tarzać się w trawie. - Schowaj te kły. Złość
urodzie szkodzi, panienko. - zaśmiałem się pod nosem, drapiąc po uchu.
Suka zamiast się uspokoić, jeszcze bardziej pokazywała swoje białe jak
śnieg kły, podchodząc do mnie. - Nie próbuj. - mruknąłem pod nosem,
natychmiastowo pokazując pazury i kły. - Nie mam zamiaru bić dziewczyny.
- oznajmiłem, chowając pazury i kły, cofając się.
- A może się boisz? - zaśmiała się głośno suka Husky'ego. Zmarszczyłem
brwi, ukazując kły i pazury. - Oh, nie przestraszysz mnie. - oznajmiła,
na co tylko zaśmiałem się, rzucając się na sukę. Przewróciłem ją, głośno
warcząc. Ta tylko odepchnęła mnie swoim ciężarem ciała. Cofnąłem się i
niepewnie zacząłem wpatrywać się w ślepia suki.
- Serio? Chcesz walczyć z nowym? Nie jest to zbyt porządne dla członka
Sfory Psiego Uśmiechu, raczej z dłuższym stażem, co? - wybiłem z tropu
pewną siebie sukę, podnosząc ciągle jedną brew. - Ramzes, jakbyś nie
wiedziała. Ramzes. Owczarek Szwajcarski, jak nie widzisz. - mruknąłem.
- Widzę, widzę. - mruknęła pod nosem, siadając i wpatrując się w moje
ruchy. - Nie jestem ślepa jak ty. - chyba pomyślała że mnie to zrani,
ale tak się nie stało. - Omega. Husky, Omega. - westchnęła, obserwując
ptaki przelatujące nad nami.
- I co? Powiesz coś ciekawego wreszcie? - westchnąłem, odwracając się
od niej i mocząc łapki w jeziorze. Ta tylko cicho warknęła pod nosem,
podchodząc do mnie. "Nie" wydobyło się z jej ust, gdy patrzała w swoje
odbicie wodne. - Okej, to możemy się rozejść. - podsumowałem, odchodząc
od suki Husky. Poczułem złapanie za łapę, więc obejrzałem się. To była
Omega.
- Nie... poczekaj. - spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. - Przepraszam
za moje zachowanie. - ja również przeprosiłem sukę, po czym ruszyłem do
miasta. Ruszyłem na oglądanie wyścigów. Jakoś nie miałem ochoty oglądać,
więc dołączyłem się. Może być to dobrym przygotowaniem do finału, który
będzie już za 6 dni. Stanąłem tak jak ostatnio, tym razem też zostałem
zapluty jadem przez innych uczestników. Gdy usłyszałem charakterystyczny
pisk dzwonka, ruszyłem do przodu. Byłem 2. To niesamowite uczucie, gdy
pierwszy raz, jak startujesz jesteś najgorszy, a drugi raz idzie Ci
dobrze. Próbowałem przyśpieszyć, aby wygrać. Jednak gdy przyśpieszyłem,
obecny lider kopnął mnie w udo i ległem jak długi. Głęboko westchnąłem,
jednak nie poddawałem się i od razu wstałem, ślizgając się na lodzie. On
był już dosyć daleko, jednak nie mogę narzekać, bo byłem 2, a reszta
była dość daleko, tak daleko, że nie mogłem jej zobaczyć w zasięgu
mojego wzroku. Zacząłem głośno dyszeć. Nie mogłem się tak po prostu
poddać. Chwilę postałem, po czym ruszyłem jak najszybciej mogłem.
Niesamowicie szybko biegłem, czułem niesamowity, zimny wiatr. Zauważyłem
już lidera. Zacząłem powoli go doganiać. Gdy byłem już przy nim, chciał
mi podłożyć łapę, lecz ja skoczyłem i wyprzedziłem go, a ten poślizgnął
się i pojechał na zbitym pysku. Widownia zaśmiała się, a ja tylko
spokojnie dobiegłem do mety. Na koniec zrobiłem ładny wślizg i wygrałem
konkurs. Uśmiechnąłem się szeroko do wszystkich, którzy to oglądali.
Jakiś człek wręczył mi nagrodę, a ja z dumą wróciłem do jaskini.
Dostałem dużą paczkę karmy i kości. Mam spore szanse na wygraną finału. A
przynajmniej chciałbym, bo odkryłem swój talent i przy okazji chciałbym
pomóc biednym dzieciom, które chorują na tą okropną, nieuleczalną bez
tego lekarstwa chorobę. Musiałem trenować, jeśli chciałbym przetrwać
jako niesamowity pies. Zjadłem trochę nagrody, jednak nie za dużo, bo
muszę utrzymać formę. Pobiegłem jeszcze potruchtać, po czym zamoczyłem
się w wodzie. Było niezwykle lodowato, jednak myślę że trochę
ochłodzenia mi pomoże w utrzymaniu dobrej formy. Ale po co mi ciągle
myśleć o tym wszystkim! Przecież mogę się bawić, żyć... a nie tylko
gadać o zawodach. Jeszcze 6 dni, na luzie to wygram. Muszę. Inaczej będę
zawiedziony na sobie. Wtem ujrzałem Omegę, która chodziła po terenach.
Zmarszczyłem brwi, wychodząc i otrzepując się z wody. Natychmiast
ruszyłem do suczki.
- Cześć, Omi. - uśmiechnąłem się najszerzej jak umiałem, a przynajmniej
jak było widać pod tą gęstą warstwą futra, czyli dość szeroko. - Co u
Ciebie? - zadałem standardowe pytanie jak na nowoczesność.
- Nic nowego, odkąd ostatni raz się widzieliśmy. - podsumowała, na co
tylko przytaknąłem. No cóż... nie każdy ma tak ciekawe życie jak ja i co
chwilę ma jakąś nową przygodę lub wiadomość od innych. - A ty?
- No cóż... wygrałem wyścigi, przygotowałem się do finału, poznałem
skróty, kąpałem się, znalazłem Ciebie, ty opowiedziałaś mi co u Ciebie,
ty mnie spytałaś to samo i teraz Ci to opowiadam. - zaśmiałem się cicho,
tak samo jak suka Husky. - I dalej piszę swoją opowieść. - dodałem po
krótkim zastanowieniu się.
- Rozumiem, rozumiem. - odpowiedziała z wielkim uśmiechem na pysku
Omega. - Ale jak znalazłeś jakiś wyścig, jak do niego dołączyłeś? - suka
zadawała pytania dość łatwe na odpowiedź, ale cóż, powinienem jej
odpowiedzieć. Jednak nie miałem czasu, muszę się przygotowywać na
finały... Ramziu, przestań o tym gadać.
- Ruszyłem na oglądanie wyścigów. Jakoś nie miałem ochoty oglądać, więc
dołączyłem się. Może być to dobrym przygotowaniem do finału, który
będzie już za 6 dni. Stanąłem tak jak ostatnio, tym razem też zostałem
zapluty jadem przez innych uczestników. Gdy usłyszałem charakterystyczny
pisk dzwonka, ruszyłem do przodu. - oznajmiłem całą historię z
znalezieniem i dołączeniem do wyścigu. - No i wygrałem, po lekkich
niedopatrzeniach ze strony rywali. - dopowiedziałem, po czym zacząłem
wpatrywać się w niebo. Usiadłem na trawie, wpatrując się dalej w niebo. -
A ty? Serio nic się nie zdarzyło ciekawego z twojej strony?
- Nie, naprawdę. Chodziłam sobie tylko, upolowałam coś i tyle... -
westchnęła, czyniąc to co ja, czyli obserwując niebo. Oblizałem się na
myśl o pysznym pieczonym indyku, lecz pomyślałem sobie, że po co mi
indyk, jak nie jestem głodny? Ja jem oczami, nie lubię mieć czegoś w
żołądku i lubię głodować. No ale nie aż do śmierci... a zresztą, wiem
jak mam chyba się ograniczać w stosunku do jedzenia, prawda?
- Aha, okej. - stosunkowo szybko odpowiedziałem na słowa suni. - A...
co robimy? Może pójdziemy pobiegać, co? - żyję ciągle biegami i
wyścigami, to jest już niebywałe. Suka dość długo się zastanawiała, aż
usłyszałem z jej ust odpowiedź:
Omega?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz