poniedziałek, 12 grudnia 2016

Od Jem'a


- Dużo... Urządzić... Co... Myślisz? - z tego co mówił Jocker, zdołałem wyłapać mniej niż połowę słów. A to co powstało nie robiło żadnego sensu. Pomyślałem, że w tym wypadku mówi pewnie do Castiela, w końcu, pełniąc funkcję namiestnika, też uczestniczył w naradach. Więc przekręciłem się tylko na drugi bok, mrużąc oczy. Poczułem nagle dziwny ból w głowie, więc zakryłem pysk łapami. - Jem, słuchasz mnie? - warknął Alfa. Zerwałem się nagle z ziemi i otworzyłem szeroko oczy. Cały obraz zaraz zaczął sie rozmazywać, a ja znów złapałem się za skroń. Jock i Cas popatrzyli na mnie marszcząc brwi.
- Niech idzie do medyka, wyraźnie coś go bierze - mruknął namiestnik, a aussie tylko kiwnął pyskiem i wskazał mi wyjście.
- Odprowadzić cię? - spytał jeszcze, na co ja pokręciłem głową. Powolnie zacząłem kierować się na dwór. Słyszałem jeszcze urywek rozmowy, aż zniknąłem za rogiem.
Rzeczywiście, ostatnio miałem się gorzej. Cały czas czułem suchość w gardle i ciągle pokasływałem. Pomijając już ten tępy ból skroni. Jakimś cudem trzymałem się jeszcze na nogach. Cóż, moją jedyną nadzieją była teraz Sakura. Liczmy na to, że ma jakieś doświadczenie w leczeniu chorych. To właściwie dziwne polegać na kimś kogo się nie zna. I pewnie dlatego czułem się dosyć skrępowany, gdy suczka zaglądała mi do gardła, albo mierzyła temperaturę w dziwaczne sposoby. Wykonywałem jej polecenia bez protestu. Wreszczie chyba skończyła badania i ruszyła do półki skalnej, na której leżały przeróżne zioła. Stała tam kilka minut. Po tym czasie z zadowoleniem podała mi jakieś zawiniątko.
- Żuj to rano i wieczorem, powinno pomóc na ból. Oprócz tego pij dużo wody i wypoczywaj. Nie powinieneś się przemęczać. - powiedziała z uśmiechem na pyszczku, po czym wróciła do swojego wcześniejszego zajęcia - mieszania roślin i tworzenia z nich leków. Podziękowałem skinięciem pyska, a następnie wyszedłem. - O, przyjdź do mnie za kilka dni! Zobaczymy czy coś się poprawiło! - wykrzyczała gdy znajdowałem się już dość daleko od jej jaskini.
***
Noce były zdecydowanie najgorsze. Nie mogłem zmrużyć oka. Przy następnej wizycie zdecydowanie muszę poprosić Sakurę, by dała mi coś na bezsenność. Ale teraz jest około północy, muszę wytrzymać do jutra. To tylko kilka godzin. Nie, to aż kilka godzin. Chociaż to było moim najmniejszym problem. Zaraz dostałem ataku kaszlu. Nie mogłem złapać tchu. "Pić, pić, pić" było jedynym o czym mogłem myśleć. Ale w jaskini nie mogłem liczyć na wodę. Rzeka była za daleko, a w pobliżu nie było też żadnego jeziora. W jakiś sposób wyczołgałem się z jaskini, wciąż żałośnie pokasłują. Rozejrzałem się po okolicy i dostrzegłem błyszczącą taflę wody. No tak, przecież niedawno padało. Nie pomyślałbym, że kałuża może uratować mi życie. No dobra, bez przesady. W każdym razie podszedłem do źródła wody i zacząłem łapczywie pić.
- Ojej, kaszelek męczy, co? -  usłyszałem nieznajomy głos, który definitywnie należał do suki. Uniosłem łeb. Zobaczyłem czarną, smukła postać. Siedziała na kamieniu, z dumnie uniesioną głową. Nim zdążyłem się jednak przyjrzeć, znów poczułem ból w skroni, a obraz przed moimi oczami się rozmazał. Ciemna plama zeskoczyła zgrabnie ze skały i pokierowała się w moją stronę.
Destiny? C:

Brak komentarzy: