niedziela, 18 grudnia 2016

Od Quake'a- CD opowiadania Jema

Widać było że pies nie za bardzo chciał ze mną siedzieć. Ale co tam przecież można go jakoś ruszyć lub rozbawić. Z początku spokojnie przy nim siedziałem ale to takie strasznie nudne. Wskoczyłem mu na grzbiet. Ostrożnie przeszedłem na szyję aż zawisłem na karku. Uderzałem lekko łapami o długi pysk wujka. Wypuścił groźnie powietrze z nozdrzy i schylił się. Ja zaś sturlałem się po czole Jema i zleciałem spowrotem na ziemię. Nie podoba mi się to! Co ja mógł bym to zrobić... Jeżeli on nie ma zamiaru się ze mną bawić to może sam się pobawię. Wymyślając podstęp położyłem się delikatnie obok psa wymawiając ciche:
- Dobranoc.
Wujaszek zdziwił się nieco ale zaakceptował mój wybór. On również położył łeb. Pewnie był przemęczony dniem i jeszcze tym niańczeniem mnie (chociaż spędzanie czasu ze mną powinno być przyjemnością pff). Nawet nie zmrużyłem oka kiedy Jem już smacznie chrapał. Powoli wymsknąłem się spod opieki i wybiegłem z jaskini. Obejrzałem się jeszcze pare razy czy pies na pewno się nie obudził. Gdy byłem już tego pewny zjechałem z wysokiej śnieżnej zaspy. Wylądowałem na sporej polanie. Niedaleko mieściło się centrum sfory. Wolałem odejść od niego trochę dalej w razie gdyby Jocker tamtędy przechodził wracając do swojej jaskini. Biegłem po grubym śniegu a właściwie to w nim pływałem. Był tak głęboki że było widać tylko mój mały łebek. W końcu wydostałem się z puchu i wylądowałem przy sporym stawie. Był oczywiście zamarznięty przez co będzie zabawniej. Stanąłem na lód pewny siebie. Posunąłem łapę w przód a zaraz kolejną. Zacząłem się ślizgać i szło mi to lepiej niż myślałem. Po chwili lód był już tak wyskrobany że coraz gorzej mi się jeździło więc wróciłem na ziemię pokrytą śniegiem. Miałem zamiar ruszyć do lasu lecz usłyszałem niepokojące dźwięki. Zza drzew wyszedł kruczo-szary basior. Wyszczerzył wściekle kły i posuwał się w moją stronę. Ja w tym momencie cofałem się ale nie uciekałem. Też mogłem wyszczerzyć zęby ale miałem akurat okres że mi wypadały i byłem prawie że szczerbaty. Gdy wilk był już zbyt blisko mnie warknąłem. Wyszło tak słodko że miałem ochotę zakopać się pod śnieg żeby ukryć rumieńce. Po chwili znowu się podniosłem żeby warknąć ale basior uciekł już daleko z podkulonym ogonkiem. Wypiąłem dumnie pierś wmawiając sobie że wystraszył się moich warknięć. Wtem obróciłem się żeby wrócić do Jema... tyle że Jem stał teraz za mną z miną podobną do wilka.
- Widziałeś?!- skakałem uradowany.- Wystraszył się mnie!
- Jak śmiałeś opuszczać jaskinię bez mojej zgody?!- warknął.
- Ty się nie chciałeś ze mną bawić w łowce i zwierzynę to pomyślałem że on może zechce!- wyjaśniłem mało wiarygodnie.
- Tyle że w tym przypadku to ty byś był zwierzyną.- złapał się za głowę i westchnął.
Nic już nie mówił tylko wziął mnie za skórę na karku i jak matka zaniósł mnie spowrotem to jaskini.

Jem?

Brak komentarzy: