Ciemność. I jakieś odgłosy. To pierwsze rzeczy które
rejestruje moje ciało. Gdzie jestem? Nie wiem.
- Ej, Ted! Ja myślisz, ile ci naiwniacy dadzą nam hajsu,
żebyśmy tylko nie zabili tej kruszynki?! – wrzasnął ktoś.
- A bo ja wiem. Mam nadzieję że dużo. Trzeba ich postraszyć,
to dadzą więcej – mruknął inny głos.
- Ostatnim razem zadowoliłeś się stówą! Przy tej mają dać
dwa tysie, albo do rzeki! – splunął pierwszy osobnik.
- Spokojnie – burknął jego towarzysz. – I zdejmij jej ten
worek z łba, bo się udusi i nici z twoich dwóch tysi!
Ktoś brutalnie zerwał mi z głowy worek. Otoczyła mnie
jasność. Najpierw zobaczyłam dwóch facetów, a potem zauważyłam że siedzę w
ciasnej, brudnej klatce.
- Za taką to nam dadzą i pięć tysi – rzekł ze satysfakcją
pierwszy osobnik, w powyciąganych dresach i poplamionej bluzie. Drugi pan,
zwany Tedem, miał na sobie dżinsy i koszulę z pozawijanymi rękawami.
- Daj jej żreć – powiedział Ted. Zamerdałam ogonem, bo byłam
strasznie głodna. Pan Powyciągane Dresy fajna nazwa, nie? Xd podszedł do
jakiegoś worka i włożył tam rękę. Potem na podłogę klatki wsypał… jedną garść
jakichś suchych bobków.
- Żryj – warknął. Nie tknęłam tego „jedzenia”.
- Jak nie chce to niech siedzi głodna – powiedział Ted.
Nagle drzwi do pomieszczenia w którym wszyscy się znajdowaliśmy, otworzyły się.
- Ted, Bill, co macie mi do pokazania? – zapytał jakiś pan w
garniturze. Pan Powyciągane Dresy, zwany Billem, kiwnął głową na mnie.
- Śliczna – przyznał Garnitur, kolejna nazwa Xd i
mnie pogłaskał. – Ile za nią chcecie?
- Pięć tysi – rzekł bez ogródek Ted.
- Co?! Nie dam za nią nawet dwóch! – wrzasnął pan Garnitur.
- Zawsze tak mówisz. Chodźmy się potargować do gabinetu –
powiedział Bill z błyskiem w oku. Wszyscy trzej panowie wyszli. Po około trzech
minutach, okno nagle się otworzyło i wpadło przez nie kilka psów ze sfory,
których imion nie znałam.
Któryś z tych psów?
Mógł to być każdy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz