Kolejny dzień w
tym przepięknym miejscu. Cudownym, zawsze tętniącym życiem miejscu.
Usiadłem i rozprostowałem łapy. Zobaczyłem gromadkę szczeniaków, co
oznaczało, że wcale nie było wcześnie.
- Bitter, budź się. Masz cichą
wielbicielkę - rzekła, płacząc ze śmiechu. "Co ona tu robi?" - przeszło
mi przez myśl. Gdy przetarłem oczy, zobaczyłem wiązkę czerwonych,
dorodnych maków. Zbytnio się nimi nie przejąłem, bo chciałem przejść się
na spacerek. Może spotkam tę sunię co wczoraj... Cholera, nawet nie
zapytałem jej o imię. Ugh.
- Idziemy? - wyszeptałem. Lai przytaknęła. Przechyliła łebek w taki sposób, jak szczeniaki hasające za rogiem.
- Powiesz ktoo to? - zapytała. Nie odpowiedziałem jej. Widocznie nie przywykła, że niektórzy z rana nie lubią ucinać pogawędek.
Bez
słowa wyszedłem i głośno ziewnąłem, wtedy wszystkie psy wyszły ze
swoich jaskiń. Patrzyły na mnie z wyrzutem. Lekarce, Alanie upadła
strzykawka. Zaoferowałem pomoc, jednak ta uciekła do jaskini cała drżąc.
"Aż tak źle chyba nie wyglądam" - przeszło mi przez myśl. Połowa
mieszkańców bała się na mnie spojrzeć, a reszta warczała.
-
Przejście dla Alfy! - krzyknął ktoś. Wszyscy odsunęli się tworząc równy
szereg. Też chciałem to zrobić, ale ktoś mocnym kopnięciem wypchnął mnie
z szyku. Czyżby to do mnie? Po chwili to się potwierdziło.
- Ojcze, oszczędź! - krzyknęła puszysta sunia.
- Nie słuchaj jej, zagryź. - warknął pies idący u boku Mashine.
-
Suzzie, Jocker, przytrzymać. - rozkazał. Zamknąłem oczy, myśląc że to
nie do mnie. Ale jednak. Po minucie poczułem uściski łap na moich
kończynach; z jednej strony luźny, z drugiej tak silny, że ledwo krew
mogła dopływać. Podszedł Mashine i złapał mnie za szyję.
- Opuść sforę. Nie chcę cię tu widzieć. - rzekł twardo. - A jeśli przyjdziesz tu jeszcze raz.. - nie dokończył.
- Słucham? To chyba jakieś nieporozumienie! - wrzasnąłem.
-
Nie kręć i zejdź mi z oczu. Zabrać go! - rozkazał i zabrał łapę. Szybko
nabrałem powietrza do płuc, ale miałem z tym trudności, bo nadal czułem
nacisk na krtań. "Nie kręć". Co ja miałem kręcić?
- O co tu chodzi? - szepnąłem resztkami tchu - Czy ktoś może mi to wyjaśnić?
-
Nie ma czego wyjaśniać - zgromił mnie wzrokiem - Dobrze wiesz co
zrobiłeś. Wszyscy wiemy. A teraz wynoś się z mojej sfory. Nie rozumiałem
nadal o co chodzi Mashine' owi. Nie lunatykuję, a nawet jeśli, to co
mógłbym zrobić. A może zdarzyło się coś innego..Na przykład.. Ale w
sumie, kto mógłby mnie wrobić? Po chwili zobaczyłem Laine idącą jak
gdyby nigdy nic obok Alfy.
- Elaine. - powiedziałem stłumionym głosem
- O co tu, k**** chodzi. Lai wskazała łapą prawą stronę sfory. Pobiegła
do zwłok. Wszystko zostało wyjaśnione.. Łapy się pode mną ugięły.
Sunia, z którą wczoraj rozmawiałem leżała cała rozszarpana. Dosłownie,
rozszarpana. Przetarłem pysk łapą. Była na niej czerwona plama. Ale, jak
to możliwe, nic nie pamiętam. Urwał mi się film? Ktoś mnie zmusił?
Próbowałem znaleźć racjonalne, logiczne wyjaśnienie tego wydarzenia.
Alfa złapał mnie gwałtownie za łapę.
- Co tu widzisz? - szepnął - Oto masz swoje wyjaśnienia. Nadal nie mogłem w to uwierzyć. Nagle moja towarzyszka wrzasnęła.
- Mam tu prawdziwego sprawcę! Chodź, Mashine!
Ponownie zostałem szarpnięty za kończynę. Przywódca dotknął ubrudzonej łapy. Powąchał substancję. Warknął.
- To dżem... Suzzie, biegnij do niej i powiedz mi, kogo trzyma. - rzekł. Sunia pobiegła szybko do Elaine.
- Przepraszam cię, niesłusznie cię oskarżyłem. - mruknął Maszi - Wybacz.
Przez chwilę się zastanawiałem, co zrobić.
-
Jasne. Tylko nie rozumiem, po co był ten cyrk. - odparłem. Wszyscy
mieszkańcy się rozeszli. Poprosiłem "wybawicielkę", by została.
- A czy teraz wyjaśnisz mi, o co chodzi? - zapytałem.
- O nic nie pytaj. - warknęła. Poszliśmy na Ice Ring. Musiałem ochłonąć po tym wszystkim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz