sobota, 17 października 2015

Od Bitter Sweet

"Jak tu jest pięknie... I zadziwiająco głośno" - myślałem, siedząc na pniu w pobliżu Rajskiego Ogrodu. Faktycznie, było o wiele głośniej niż w południe, kiedy spora część psów tędy spaceruje. Wtedy słychać tylko ciche szepty, i szum wody przy brzegu. Ruszyłem na spacer wzdłuż ścieżki, jak najmniej rzucając się w oczy. A o to nietrudno; zbytnio nie wyróżniam się z tłumu, jak każdy przeciętny pies. W pewnym momencie zacząłem nieustannie kichać, oczy zaczęły mi łzawić. Przez łzy zobaczyłem roślinę, na którą mam uczulenie, czyli astra. Chciałem iść - a raczej doturlać się, bo czułem że łapy przestają ze mną współpracować - najbliższą drogą do lekarza, ale jeszcze nie miałem okazji dowiedzieć się gdzie mam iść w takich wypadkach; a może raczej nie chciałem nikogo o to zapytać. Tak czy inaczej, zacząłem odczuwać straszny ból na całym pyszczku. Po niedługim czasie byłem już całkowicie bezradny, udało mi się jedynie wykrztusić jeden, cichy skowyt, który mógłby - choć szczerze w to wątpie - ktoś usłyszeć. Usłyszałem tylko szelest liści, mając nadzieję, że to ktoś kto mógłby mi pomóc.
- Aquí viene fallecimiento... - wyszeptałem resztkami sił.

Gracy?

Brak komentarzy: