"Jak tu jest pięknie... I zadziwiająco głośno" - myślałem, siedząc
na pniu w pobliżu Rajskiego Ogrodu. Faktycznie, było o wiele głośniej
niż w południe, kiedy spora część psów tędy spaceruje. Wtedy słychać
tylko ciche szepty, i szum wody przy brzegu. Ruszyłem na spacer wzdłuż
ścieżki, jak najmniej rzucając się w oczy. A o to nietrudno; zbytnio nie
wyróżniam się z tłumu, jak każdy przeciętny pies. W pewnym momencie
zacząłem nieustannie kichać, oczy zaczęły mi łzawić. Przez łzy
zobaczyłem roślinę, na którą mam uczulenie, czyli astra. Chciałem iść - a
raczej doturlać się, bo czułem że łapy przestają ze mną współpracować -
najbliższą drogą do lekarza, ale jeszcze nie miałem okazji dowiedzieć
się gdzie mam iść w takich wypadkach; a może raczej nie chciałem nikogo o
to zapytać. Tak czy inaczej, zacząłem odczuwać straszny ból na całym
pyszczku. Po niedługim czasie byłem już całkowicie bezradny, udało mi
się jedynie wykrztusić jeden, cichy skowyt, który mógłby - choć szczerze
w to wątpie - ktoś usłyszeć. Usłyszałem tylko szelest liści, mając
nadzieję, że to ktoś kto mógłby mi pomóc.
- Aquí viene fallecimiento... - wyszeptałem resztkami sił.
Gracy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz