Mój pierwszy dzień w sforze wcale nie okazał się taki zwyczajny,
jak myślałam. Wstałam późno. Było to widać po krzątaninie mieszkańców.
Przez piękne, jesienne czerwonobrunatne liście przebijało się słońce. I
tak wolę śnieg, czy też deszcz, ale ta pogoda też mi pasowała. Było
bardzo ciepło, co raczej nie oznacza jesieni. Chciałam iść trochę
popływać - w końcu to jedno z moich zainteresowań, jak szkicowanie,
śpiewanie czy też badanie zjawisk nadnaturalnych - i trochę się
ochłodzić. Szczęśliwie dotarłam do pobliskiej rzeki, o której nazwie
dowiedziałam się przypadkiem. Rzeka Jafiszof. Powoli zanurzyłam łapki w
zimnej wodzie. Niskie fale gładziły opuszki moich łap. Gdy już
przywykłam do niskiej temperatury, zanurzyłam się całkowicie. Pod wodą
było całkiem inaczej; wszystkie rośliny były śliczne, głównie koloru
turkusowego, karmazynowego czy zielonego. Dużo ryb nie dostrzegłam, może
parę płotek. Wypłynęłam na brzeg, otrząsając się z wody. Krople
rozbryznęły się po całej okolicy. Wróciłam na ścieżkę i ruszyłam na
północ sfory. Szłam bardzo długo, gdy zobaczyłam jakieś żywe istoty...
Których nawet nie chciałam zobaczyć. Gadali o jakimś śmiałku, który
wybrał się na jakiś cmentarz. Nie do końca wiedziałam o co chodzi.
Chciałam zapytać któregokolowiek z nich, ale odechciało mi się. Jeden z
nich uśmiechnął się do mnie obleśnie, na co ja odparłam groźnym
warknięciem. Raczej przemówiło im to do głów, bo po tym nie usłyszałam
żadnego szeptu. Po niedługiej drodze dotarłam do wzniesień, które były
całkowicie w mgle. Co szłam dalej, grunt się podnosił. Było tu bardzo
ponuro i ciemno, a jedynym źródłem światła był pięknie mieniący się
księżyc. Nagle usłyszałam cichy, - zresztą, ledwo można było go usłyszeć
- przeciągły skowyt.
- Czego tu szukasz? - usłyszałam głos, zdecydowanie psa.
- Kim jesteś? - zapytałam.
-
Hah, zadałem pytanie pierwszy. - odpowiedział oschle. Głos przez chwilę
ucichł. Co nie zapowiadało nic ciekawego; za chwilę poczułam mocny
uścisk łapy na mojej szyi. Próbowałam ugryźć napastnika w łapę, ale
trudno było mi się wyrwać. Mocnym kopnięciem odepchnęłam psa. Mruknął
tylko cicho niewyraźne "Au" i stanął stabilnie. Podszedł bliżej,
właściwie był tak blisko, że żaden cios nie wchodził w grę.
- A więc... Co taki delikatna suczka robi na Mrocznym Obliczu? - zapytał drwiąco.
- Nie twoja sprawa. - drapnęłam go w pysk - A to za napaść.
- Czyś ty zwariowała? - warknął.
- Milcz. I wcale nie jestem delikatna. - dodałam. Pies wyraźnie się zastanawiał co powiedzieć, a ja odeszłam z triumfem.
- Czekaj, czekaj. - odparł.
Bitter Sweet? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz