Spojrzałem na śpiącą suczkę z wielką obojętnością. Szturchnąłem ją lekko
nosem, by upewnić się czy na pewne śpi. Jak się okazało - tak, spała.
Słyszałem jej płytki oddech i bicie swojego serca, w tej całkowitej
ciszy wypełniającej pomieszczenie. Wszystko dookoła pokryte było grubą
warstwą kurzu, zniszczone i stare. Odwróciłem się szybko i wyszedłem na
korytarz. Tu na ścianach wisiało kilka obrazów przedstawiających ludzi.
Przeszedłem obok - do drzwi głównych. Pchnąłem je, po czym zwyczajnie
wyszedłem na zewnątrz zostawiając suczkę samą w tym niewielkim domku.
Usiadłem na ganku i podniosłem wzrok na niebo. Mamy zimę, śnieg pokrył
wszystko dookoła, a słońce zachodziło coraz wcześniej. Uniosłem wysoko
łeb. Zawyłem długo i żałośnie, aż serce się kraje.
***
Minęło wiele czasu odkąd spotkałem psa. Stałem się pustym samotnikiem. I
zaczęło mi to przeszkadzać. Pochyliłem łeb pozwalając łzom spłynąć po
policzkach, spaść na ziemię i wsiąknąć w nią. Byłem tylko małą duszyczką
zagubioną w wielkim świecie. Włożyłem łapy do chłodnej wody w rzece, a w
końcu zanurzyłem się w niej cały, prócz łba. Przeszedłem ostrożnie po
dnie na drugi brzeg. Tam po prostu otrzepałem się z niej i ruszyłem
dalej. Wypełniła mnie pustka, nie liczyłem, że spotkam kogoś. A jednak.
Biała postać przemknęła mi przed oczyma, po czym znikła. Rozejrzałem się
gwałtownie po okolicy warcząc. Obnażyłem kły, przyjąłem pozycję
obronną. Postać wyszła z zarośli wcale nie zniechęcona moim zachowaniem.
Wykrzyczała radośnie moje imię i rzuciła się na szyję. Napiąłem
wszystkie mięśnie i zostałem w jednej pozycji, aż odkleiła się ode mnie.
Spojrzałem na znajomą mordkę - Suzzie. Zmarszczyłem brwi, przekręcając
łeb w geście niezrozumienia. Nie widzieliśmy się tyle czasu, aczkolwiek
wcale nie tęskniłem. Kojarzyłem ją jedynie jako tą dziwną, jedzącą
liście córkę Alfy... Spotkanie z nią nie wywołało u mnie emocji, poza
zdziwieniem.
Suzzie?
Patrz, tyle czasu i co mi wyszło. Nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz