Spojrzałem mizernie na suczkę.
- Wybacz, nie lubię o sobie opowiadać.- burknąłem po czym odwróciłem się w stronę mojej jaskini.
- Mashi zaczekaj!- krzyknęła Hon z oddali.
,,Yghh...'' znowu ona...
- Tak?
- Nie zostajesz jeszcze?- próbowała mnie zatrzymać.
- Nie wydaje mi się.- powiedziałem.- Mam dzieci i ważniejsze obowiązki niż...
- Niż co?- extra... zaciekawiła się i zapewne nie odpuści.
- Niż siedzenie tu z tobą bez żadnej potrzeby.
Honey najwyraźniej trochę dobiły moje słowa ale może to i dobrze. Przynajmniej się odczepi i jakaś małolata nie będzie mu zawracać głowy. Poszedłem w stronę mojej jaskini mocno wciskając łapy w ziemię jakby chcąc ją rozgnieść. W jaskini czekała na mnie moja rodzinka oczywiście bez jednej osoby ale ona to już nawet nie rodzina... Przywitałem wszystkich z uśmiechem, zapytałem o dzień. Miłe są takie wieczorne pogawędki będąc wszyscy razem.
***następnego dnia***
Wstałem a moje dzieci jeszcze smacznie spały. Przed jaskinią zauważyłem jakąś kartkę. Podniosłem ją a na niej było napisane:
Mashi.
Mam sprawę.
Musimy się spotkać na łące.
Czekam.
Honey.
Gdy to przeczytałem byłem już przygotowany na to że ją oleję i po prostu zostanę w domu. Ale poszedłem. Siedziała tam już Honey. Kuźwa... Czego ona znowu chce?!
- O Mashi!- myślała że jej nie widzę?
- Już po prostu do ciebie biegnę...- szepnąłem do siebie poirytowany.
- Chciałam ci coś powiedzieć.- zaczęła.- Bo widzisz Mashi...
- Jeżeli masz na myśli to samo co ja to mówię ci że nic z tego. Nie chcę mieć partnerki bo wiem że każda idzie tylko na to że jestem Alfą. Cześć.- Rzuciłem takie słowa i odszedłem w dal.
Honey?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz