Kolejny dzień. Było ciepłe lato. Cała moja, kochana rodzina jadła
upolowane śniadanie...no może nie cała. Aurora zalewała się łzami odkąd
Vawes odszedł. Nie dało jej się uspokoić. Siedziałem przed jaskinią, a
pod łapą miałem mały list. Było tam napisane: ,,Spotkajmy się przed
twoją jaskinią. Tasza''. Czekałem na suczkę od kilku minut. W końcu się
zjawiła.
-Coś nie tak?- zapytałem- Czemu chciałaś się spotkać?
-Chciałabym cie zapytać o Joey'a. Ty o wszystkim wiesz...
Miała rację. Zanim odszedł wszystko mi powiedział, ale miałem nic nie mówić.
-Zanim odszedł...ja spotkałem się z nim. Źle się czuł i poszedł do lekarza...
-I?
-...i dowiedział się, że jest śmiertelnie chory, a szczeniaki...one też.
Z oczy Taszy popłynęło kilka łez, które starała się zamaskować.
-Czemu mi nie powiedział?
-Nie chciał cię smucić.
-Jak to się stało, że on zachorował?
-Tego nie wiem. Chcesz go poszukać?
Tasza?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz