czwartek, 1 października 2015

Od Indiany

Kolejny dzień. Było ciepłe lato. Cała moja, kochana rodzina jadła upolowane śniadanie...no może nie cała. Aurora zalewała się łzami odkąd Vawes odszedł. Nie dało jej się uspokoić. Siedziałem przed jaskinią, a pod łapą miałem mały list. Było tam napisane: ,,Spotkajmy się przed twoją jaskinią. Tasza''. Czekałem na suczkę od kilku minut. W końcu się zjawiła.
-Coś nie tak?- zapytałem- Czemu chciałaś się spotkać?
-Chciałabym cie zapytać o Joey'a. Ty o wszystkim wiesz...
Miała rację. Zanim odszedł wszystko mi powiedział, ale miałem nic nie mówić.
-Zanim odszedł...ja spotkałem się z nim. Źle się czuł i poszedł do lekarza...
-I?
-...i dowiedział się, że jest śmiertelnie chory, a szczeniaki...one też.
Z oczy Taszy popłynęło kilka łez, które starała się zamaskować.
-Czemu mi nie powiedział?
-Nie chciał cię smucić.
-Jak to się stało, że on zachorował?
-Tego nie wiem. Chcesz go poszukać?


Tasza?

Brak komentarzy: