Imię: Miranda
Ksywka: Mira,Mirka
Rasa: Kundel
Wiek: 1 rok
Płeć: Suczka
Rodzina: Jej mama umarła,ojciec nieznany.
Zakochany: ---
Charakter: Miranda bardzo lubi szczeniaczki i jest miła,przyjacielska,cierpliwa i
wyrozumiała.To wspaniałe cechy.Jednak gdy nastąpi niebezpieczeństwo nie
stchórzy,tylko będzie robiła co w swojej mocy by uratować
sytuację.Zawsze można na nią liczyć.
Historia: Mira urodziła się w pseudohodowli. Pewnemu facetowi zachciało się
rozmnażać psy.Jego suka,babcia Mirandy,była rasowym psem.Rodziła same
rasowe psy.Do czasu,gdy umarła.Wtedy córka tej suki,mama Mirandy,miała
ją zastąpić.Wszystko szło zgodnie z planem.Ale pewnego dnia urodziła
kundla.Była nim Miranda.Facet, który rozmnażał psy był wściekły i
wyrzucił ją na ulicę razem z matką.Musiały sobie radzić przez dłuższy
czas.Nie kradły jedzenia ludziom,miały honor ,więc brały resztki ze
śmietników.W końcu mama Mirandy umarła.To był dla niej ciężki cios.Długo
włóczyła się po ulicach,jednak żaden człowiek nie zwrócił na nią
szczególnej uwagi.Dotarła do lasu gdzie przespała noc.Nagle zobaczyła
mocno świecący promyk słońca,który zaprowadził ją do sfory.
Kontakt: Cleo2008
sobota, 31 grudnia 2016
piątek, 30 grudnia 2016
Nowa suczka- Lori!
Ksywka: Lo (zostaw mitologię)
Głos: Selena Gomez
Rasa: Mieszanka border collie i owczarka niemieckiego "nieczystej" krwi.
Wiek: 2 i pół roku
Płeć: Suczka
Stanowisko: Nauczycielka szczeniąt
Rodzina:
-Ojciec: bezimienny, postrzelony gdy miałam 4 miesiące,
-Bracia: piątka psów z którą rozdzieliłam się w wieku roku (opisywanie ich to byłaby tragedia).
Partner: Liczę że się kiedyś spotkamy
Charakter: Lori jest cierpliwą,samodzielną sunią, która patrzy na świat z zachwytem,urodzony złodziej.Miewa swoje humory,
ale zwykle jest miła.Nie lubi jak ktoś się przechwala, ale to zniesie.
Nad wiek dojrzała, trzymająca się swoich zasad.Poszukująca nowych
doświadczeń.Ma doskonale rozwinięte zmysły.Dobrze się wspina i nieźle
pływa.Lecz mimo tych umiejętności jest całkiem spokojna.
Historia: Urodziłam się hodowli psów border collie, lecz stało się, że nie byłam "rasowcem".Ale jak to się stało?Pewnej nocy owczarek niemiecki (mój tata), zerwał się z łańcucha, czasie gdy Rozaila była na wolnym wybiegu... Najpierw hodowca myślał, szóstka szczeniąt to 100% border collie. Lecz szczęście nie trwa wiecznie- gdy wygląd zaczął zdradzać moje pochodzenie, mama z razem z nami uciekła do lasu.Kilka dni później pojawił się tam mój tata. Od tego momentu uciekaliśmy przed myśliwymi, udawało nam się to do czasu. W wieku 4 miesięcy zapędzono nas w pułapkę, rodziców zastrzelono, a ja z braćmi uciekłam do miasta gdzie nauczyłam się kraść ludziom jedzenie.Gdy skończył się okres żałoby, bracia zaczęli ze sobą walczyć.To był znak, że musimy się rozdzielić. Ja zagłębiałam się powoli w miasto, do czasu, aż samochód przejechał mi dwie tylne łapy.Dostałam się do domu człowieka,był to najlepszy miesiąc mojego życia.Lecz okazało się, że pan miał uczulenie na psy... Oddał mnie do szpitala w którym miałam pocieszać pacjentów (doskonale rozumiem mojego pana, że nie mógł się mną opiekować).Nie zagrzałam tam długo miejsca. Pewnej nocy do pokoju lekarza wkradł się złodziej.Poraniłam mu poważnie nogę. I oddali mnie do uśpienia, lecz udało mi się uciec. Przyjęto mnie do pewnej wachaty, gdzie uczyłam szczenięta. Do czasu wielkiego głodu, było wtedy zbyt mało jedzenia, i mnie wygonili... Miałam jeszcze wiele innych przygód, jeszcze je poznasz. Pewnego dnia zobaczyłam "podejrzanego" psa, zaczęłam go śledzić, i zaprowadził mnie do SPU.
Kontakt: bialytygrys98
Od Ramzes'a- CD opowiadania Aver
- Czyli się zgadzasz?! - prawie wybuchnęła z radości suka, wpatrując się
w moje czekoladowe oczy z nadzieją. Są dwie opcje; albo z nią iść, albo
wrócić ze spokojem do domu. Rozważmy je... ta pierwsza dawałaby mi nowy
kontakt, zabranie czasu, który jest mi zbędny oraz dobrze spędzony
czas. A za to ta druga opcja pozbawiałaby mnie szacunku i znajomości z
Aver, dlatego myślę, że mogę poświęcić ten czas aby komuś zrobić tą
przyjemność.
- Tak, zgadzam się. - szeroki uśmiech zawitał na moim pysku, a wzrok skupił się na wyskakującej z radości Borderce. Zaśmiałem się cicho, praktycznie pod nosem, ruszając w długą trasę z Aver. - W sumie... to dlaczego aż tak Ci zależało na tej podróży? - spojrzałem niepewnie na sunie. Powinienem znać powód, dla którego Aver wyciąga mnie właśnie na dzisiejszy spacer pod gołymi, świecącymi gwiazdami.
- Mmm... - sunia zamyśliła się. Są tylko dwie opcje; nie chciała powiedzieć lub na prawdę nie wiedziała, po co zaprosiła moją osobę na ten spacer. No cóż, nie mogę nic wywnioskować, ale myślę, że to pierwsza odpowiedź. Przecież nie podbiegłaby do jakiegoś byle jakiego psa i zaczęła przed nim prosić o to, aby z nią poszedł na spacer, nie? - Dowiesz się w swoim czasie. - uśmiechnęła się, ukazując swoje białe jak śnieg kiełki. Przytaknąłem, głośno wzdychając. Czyli będę musiał się pogłowić.
- Jasne, jasne. - nie chciałem zakłopotać suczki brakiem odpowiedzi, dlatego wymamrotałem coś, co pierwsze wpadło mi na myśl. Mam nadzieję że nie obraziło towarzyszki, a nawet ją ucieszyło. - Emm... a może opowiesz mi coś... o sobie lub swojej historii? - musiałem ją poznać, musiałem wiedzieć, czy mogę się z nią zadawać czy nie. To było najważniejsze pytanie. No cóż, jeśli odważy się mi odpowiedzieć, mogę uznać, że jest w miarę odważna.
- Nie lubię o sobie opowiadać. Zresztą, poznasz mnie z biegiem czasu, a historia... nie wiem czy mogę Ci ją opowiedzieć. - tak... powiedziałbym coś, ale mniejsza. Ruszyłem dalej, spoglądając w gwiazdy, które widniały wysoko na niebie. Uwielbiałem się w nie wpatrywać nocą, wieczorem niezbyt. One są tak śliczne, tak uwielbione przez mój gust.
- Rozumiem. - mruknąłem. - Ale opowiem Tobie coś o mnie... no cóż, jestem Ramzes, Owczarek Szwajcarski, 3 lata, ironiczny i niemiły dla nowych, z trudną przeszłością, kulturalny i pomaga. Myślę że opisałem siebie w stu procentach? - uśmiechnąłem się szeroko do suczki Border Collie'go. No cóż, może lekko wyolbrzymiłem te cechy, ale oceniłem siebie szczerze, to najważniejsze.
- Uhh... rozumiem. Ja... nie umiem i nie lubię o sobie opowiadać. Jeszcze raz przepraszam. - spuściła smutna łeb. Zrobiło mi się jej w sumie żal. Źle o niej pomyślałem... mam nadzieję że będę mógł naprawić błąd. HHHHHHHEEEEEEEEEEEEJJJJJJJJJj, Ramzes, nie rozczulaj się. Przecież miała tyle czasu, mogła się nauczyć! Eh...
- Dobra, spoko. - mruknąłem. Zaczęliśmy rozmawiać o tym, co wolimy, a także o innych pierdołach. Rozeszliśmy się trochę później, jednak ja postanowiłem nie iść jeszcze do jaskini, a nad jeziorko, nad którym mógłbym trochę pomyśleć nad wszystkim, co dotychczas mnie spotkało w SPU. Niesamowita sfora...Odwróciłem głowę, jak i tułów, ruszając w stronę domu. Otworzyłem drzwi, zamknąłem je na klucz, klucz powiesiłem i ruszyłem do kominka. Usiadłem, włączając telewizję. Oglądałem jakiś film, o Świętach. Ta... każdy ma bzika na punkcie Świąt. A przynajmnie miał. Już były, co prawda, to prawda, ale nie przesadzajmy. Na święta przyjdzie jeszcze czas, za rok, nie rozgłaśniajmy jeszcze tego aż tak. Dobra, bo tylko głupio gadam i się ośmieszam, a tego nie chcę. Wyłączyłem telewizor i zgasiłem kominek, otworzyłem okno i poszedłem napalić w piecu. Trochę się wywietrzyłem, zamknąłem okno i poszedłem spać. bo co innego mógłbym uczynić? Gdy jednak wstałem, natychmiast ruszyłem pobiegać. Taaak, stary Ramziu znowu dostaje bzika na punkcie finałów i biegów, taka już moja cecha, jeśli czegoś się uprzę, to nie odpuszczę. Trochę się zrymowało, ale nie powinienem się teraz zajmować rymami, tylko biegami i treningami, żeby były z nich bardzo dobre wyniki. Nie ujrzałem już mojej nowej znajomej, Aver, więc wróciłem do domu, zjadłem kolację i zasnąłem.
~*~
Gdy pierwszy błysk słońca wtarł do mojego pokoju, natychmiast otworzyłem ślepia. Nie chciałem próbować zasnąć, jak zawsze. Bo nie jest mi to potrzebne, przynajmniej tak sądzę. Od razu wstałem i zacząłem coś gotować. Zjadłem mój wytwór po czym ruszyłem na dwór. Zamknąłem drzwi i schowałem kluczyk (nie powiem gdzie ( ͡° ͜ʖ ͡°)). Ruszyłem na plażę, gdzie miałem zamiar pomoczyć łapki w wodzie. Uwielbiałem wodę i jej inne przeznaczenia (co? xd). Gdy tak obmywałem swoje delikatne i puszyste białe futerko, zauważyłem Border Collie. Musiała to być Aver, musiała! Oderwałem się z piasku i zacząłem pędzić w jej stronę. Ona zaczęła w moją i... zderzyliśmy się, ja wpadłem do wody a Aver w piasek. Scena jak z romansu... tylko odrobinę niedopracowana.
- Cześć, Aver. - uśmiechnąłem się szeroko. Jakoś ta sunia działała na mnie... dziwnie. Czułem się w jej towarzystwie dziwnie... na dobry sposób. Byłem zadowolony... Ramziu... nie możesz się zakochać... to niemożliwe.
- Hej hej, Ramzes. - zauważyłem delikatny uśmiech na jej pysku. Poczułem motylki w brzuchu. No cóż, zaczyna się rozdział, którego nie mogę szybko zakończyć. Rozdział przyjaciół. Mhm, bardzo chcę poznawać przyjaciół, to jest dziwne. Bardzo dziwne. No ale cóż, nie mogę narzekać, przyjaciół nigdy za wiele!
- I co? Jak tam po wczorajszym spacerze pod gwiazdami? - zapytałem co do wczorajszego dnia. Sunia chyba sięgała pamięcią w tył, bo nie usłyszałem od razu odpowiedzi, lecz kilka sekund później. Odpowiedź nie była długa i zaskakująca, normalna odpowiedź. Ja akurat po wczorajszym oprowadzaniu czułem się dobrze, nadzwyczaj dobrze. Byłem wypoczęty i zrobiłem sobie krótki spacer, który mogę zaliczyć do treningu, a także przypomniałem sobie, co do PoH należy. Lecz odpowiedź Aver, mojej nowej przyjaciółki brzmiała następująco:
- Dobrze. Dotleniłam się przynajmniej, a zresztą rozruszałam łapy. Nic już po tym się nie wydarzyło. - podsumowała wszystkie wydarzenia z wczoraj sunia. Przytaknąłem tylko, wsłuchując się w szum morza i oglądając wszystkie nad nami przelatujące ptaki. Uwielbiałem powiew wiatru nad plażą, a raczej uwielbiałem bryzę, choć to tylko gra słów, nic się nie różnią od siebie, prawda? No cóż, chyba każdy może to potwierdzić. Jestem taki mądry, hahaha.
Aver? c:
- Tak, zgadzam się. - szeroki uśmiech zawitał na moim pysku, a wzrok skupił się na wyskakującej z radości Borderce. Zaśmiałem się cicho, praktycznie pod nosem, ruszając w długą trasę z Aver. - W sumie... to dlaczego aż tak Ci zależało na tej podróży? - spojrzałem niepewnie na sunie. Powinienem znać powód, dla którego Aver wyciąga mnie właśnie na dzisiejszy spacer pod gołymi, świecącymi gwiazdami.
- Mmm... - sunia zamyśliła się. Są tylko dwie opcje; nie chciała powiedzieć lub na prawdę nie wiedziała, po co zaprosiła moją osobę na ten spacer. No cóż, nie mogę nic wywnioskować, ale myślę, że to pierwsza odpowiedź. Przecież nie podbiegłaby do jakiegoś byle jakiego psa i zaczęła przed nim prosić o to, aby z nią poszedł na spacer, nie? - Dowiesz się w swoim czasie. - uśmiechnęła się, ukazując swoje białe jak śnieg kiełki. Przytaknąłem, głośno wzdychając. Czyli będę musiał się pogłowić.
- Jasne, jasne. - nie chciałem zakłopotać suczki brakiem odpowiedzi, dlatego wymamrotałem coś, co pierwsze wpadło mi na myśl. Mam nadzieję że nie obraziło towarzyszki, a nawet ją ucieszyło. - Emm... a może opowiesz mi coś... o sobie lub swojej historii? - musiałem ją poznać, musiałem wiedzieć, czy mogę się z nią zadawać czy nie. To było najważniejsze pytanie. No cóż, jeśli odważy się mi odpowiedzieć, mogę uznać, że jest w miarę odważna.
- Nie lubię o sobie opowiadać. Zresztą, poznasz mnie z biegiem czasu, a historia... nie wiem czy mogę Ci ją opowiedzieć. - tak... powiedziałbym coś, ale mniejsza. Ruszyłem dalej, spoglądając w gwiazdy, które widniały wysoko na niebie. Uwielbiałem się w nie wpatrywać nocą, wieczorem niezbyt. One są tak śliczne, tak uwielbione przez mój gust.
- Rozumiem. - mruknąłem. - Ale opowiem Tobie coś o mnie... no cóż, jestem Ramzes, Owczarek Szwajcarski, 3 lata, ironiczny i niemiły dla nowych, z trudną przeszłością, kulturalny i pomaga. Myślę że opisałem siebie w stu procentach? - uśmiechnąłem się szeroko do suczki Border Collie'go. No cóż, może lekko wyolbrzymiłem te cechy, ale oceniłem siebie szczerze, to najważniejsze.
- Uhh... rozumiem. Ja... nie umiem i nie lubię o sobie opowiadać. Jeszcze raz przepraszam. - spuściła smutna łeb. Zrobiło mi się jej w sumie żal. Źle o niej pomyślałem... mam nadzieję że będę mógł naprawić błąd. HHHHHHHEEEEEEEEEEEEJJJJJJJJJj, Ramzes, nie rozczulaj się. Przecież miała tyle czasu, mogła się nauczyć! Eh...
- Dobra, spoko. - mruknąłem. Zaczęliśmy rozmawiać o tym, co wolimy, a także o innych pierdołach. Rozeszliśmy się trochę później, jednak ja postanowiłem nie iść jeszcze do jaskini, a nad jeziorko, nad którym mógłbym trochę pomyśleć nad wszystkim, co dotychczas mnie spotkało w SPU. Niesamowita sfora...Odwróciłem głowę, jak i tułów, ruszając w stronę domu. Otworzyłem drzwi, zamknąłem je na klucz, klucz powiesiłem i ruszyłem do kominka. Usiadłem, włączając telewizję. Oglądałem jakiś film, o Świętach. Ta... każdy ma bzika na punkcie Świąt. A przynajmnie miał. Już były, co prawda, to prawda, ale nie przesadzajmy. Na święta przyjdzie jeszcze czas, za rok, nie rozgłaśniajmy jeszcze tego aż tak. Dobra, bo tylko głupio gadam i się ośmieszam, a tego nie chcę. Wyłączyłem telewizor i zgasiłem kominek, otworzyłem okno i poszedłem napalić w piecu. Trochę się wywietrzyłem, zamknąłem okno i poszedłem spać. bo co innego mógłbym uczynić? Gdy jednak wstałem, natychmiast ruszyłem pobiegać. Taaak, stary Ramziu znowu dostaje bzika na punkcie finałów i biegów, taka już moja cecha, jeśli czegoś się uprzę, to nie odpuszczę. Trochę się zrymowało, ale nie powinienem się teraz zajmować rymami, tylko biegami i treningami, żeby były z nich bardzo dobre wyniki. Nie ujrzałem już mojej nowej znajomej, Aver, więc wróciłem do domu, zjadłem kolację i zasnąłem.
~*~
Gdy pierwszy błysk słońca wtarł do mojego pokoju, natychmiast otworzyłem ślepia. Nie chciałem próbować zasnąć, jak zawsze. Bo nie jest mi to potrzebne, przynajmniej tak sądzę. Od razu wstałem i zacząłem coś gotować. Zjadłem mój wytwór po czym ruszyłem na dwór. Zamknąłem drzwi i schowałem kluczyk (nie powiem gdzie ( ͡° ͜ʖ ͡°)). Ruszyłem na plażę, gdzie miałem zamiar pomoczyć łapki w wodzie. Uwielbiałem wodę i jej inne przeznaczenia (co? xd). Gdy tak obmywałem swoje delikatne i puszyste białe futerko, zauważyłem Border Collie. Musiała to być Aver, musiała! Oderwałem się z piasku i zacząłem pędzić w jej stronę. Ona zaczęła w moją i... zderzyliśmy się, ja wpadłem do wody a Aver w piasek. Scena jak z romansu... tylko odrobinę niedopracowana.
- Cześć, Aver. - uśmiechnąłem się szeroko. Jakoś ta sunia działała na mnie... dziwnie. Czułem się w jej towarzystwie dziwnie... na dobry sposób. Byłem zadowolony... Ramziu... nie możesz się zakochać... to niemożliwe.
- Hej hej, Ramzes. - zauważyłem delikatny uśmiech na jej pysku. Poczułem motylki w brzuchu. No cóż, zaczyna się rozdział, którego nie mogę szybko zakończyć. Rozdział przyjaciół. Mhm, bardzo chcę poznawać przyjaciół, to jest dziwne. Bardzo dziwne. No ale cóż, nie mogę narzekać, przyjaciół nigdy za wiele!
- I co? Jak tam po wczorajszym spacerze pod gwiazdami? - zapytałem co do wczorajszego dnia. Sunia chyba sięgała pamięcią w tył, bo nie usłyszałem od razu odpowiedzi, lecz kilka sekund później. Odpowiedź nie była długa i zaskakująca, normalna odpowiedź. Ja akurat po wczorajszym oprowadzaniu czułem się dobrze, nadzwyczaj dobrze. Byłem wypoczęty i zrobiłem sobie krótki spacer, który mogę zaliczyć do treningu, a także przypomniałem sobie, co do PoH należy. Lecz odpowiedź Aver, mojej nowej przyjaciółki brzmiała następująco:
- Dobrze. Dotleniłam się przynajmniej, a zresztą rozruszałam łapy. Nic już po tym się nie wydarzyło. - podsumowała wszystkie wydarzenia z wczoraj sunia. Przytaknąłem tylko, wsłuchując się w szum morza i oglądając wszystkie nad nami przelatujące ptaki. Uwielbiałem powiew wiatru nad plażą, a raczej uwielbiałem bryzę, choć to tylko gra słów, nic się nie różnią od siebie, prawda? No cóż, chyba każdy może to potwierdzić. Jestem taki mądry, hahaha.
Aver? c:
czwartek, 29 grudnia 2016
Nowa suczka- Leia V!
Imię: Leia V. Historia jej imienia jest bardzo długa i zawiła.
Ksywka: Przez przyjaciół zwana Piątką.
Głos: Shakira
Rasa: Dalmatyńczyk
Wiek: 3 lata
Płeć: Suczka
Stanowisko: Opiekunka szczeniąt
Rodzina:
Matka - Leia IV. To po niej odziedziczyła imię. Zmarła przy porodzie.
Ojciec - Virgilus - po śmierci żony zatopił się w walkach psów i zginął podczas jednej z nich.
Partner: Brak lecz szuka miłości.
Charakter: Leia jest bardzo szczera. Do bólu. Wali prosto z mostu i nie przejmuje się tym,że może cię zranić. Nie potrafi kłamać no chyba,że naprawdę potrzeba. Łatwo przyjmuje krytykę na swoją osobę i zna wiele odzywek. Umi sobie poradzić w każdej sytuacji. Łatwo zawiązuje znajomości ale nie lubi mieć przyjaciół. Dobrych i zaufanych kolegów lub koleżanki tak - przyjaciół nie. Nie jest zbytnio pomocna. Często potrafi sprawiać wrażenie tak zwanej anty bohaterki. Często nie robi rzeczy bezinteresownie. Potrafi być miła.
Historia: Urodziła się na obrzeżach pewnego miasta. Jej mama zmarła tuż po porodzie. Ojciec starał się tym nie przejmować i dzielnie wychowywał córkę lecz pewnego dnia spotkał pitbulla imieniem Tobayas który wciągnął go w nielegalne walki psów. Leia miała wtedy pół roku i od tej pory wychowywała się sama ponieważ jej ojciec był zajęty ,,karierą''. Inne psy z nielegalnych walk obawiały się go bo wygrywał wszystko. Aż pewnego dnia gdy suczka miała 1,5 roku w mieście pojawił się wielki kundel imieniem Bas. Wyzwał Tobayasa na pojedynek i pokonał go łamiąc mu kark. Pech chciał,że tą walkę oglądała Leia. To wydarzenie wstrząsnęło nią,a ona sama uciekła i w wieku trzech lat trafiła do tej sfory.
Upomnienia: 0/4
Kontakt: 4167asia | dybzuzanna@spoko.pl
Ksywka: Przez przyjaciół zwana Piątką.
Głos: Shakira
Rasa: Dalmatyńczyk
Wiek: 3 lata
Płeć: Suczka
Stanowisko: Opiekunka szczeniąt
Rodzina:
Matka - Leia IV. To po niej odziedziczyła imię. Zmarła przy porodzie.
Ojciec - Virgilus - po śmierci żony zatopił się w walkach psów i zginął podczas jednej z nich.
Partner: Brak lecz szuka miłości.
Charakter: Leia jest bardzo szczera. Do bólu. Wali prosto z mostu i nie przejmuje się tym,że może cię zranić. Nie potrafi kłamać no chyba,że naprawdę potrzeba. Łatwo przyjmuje krytykę na swoją osobę i zna wiele odzywek. Umi sobie poradzić w każdej sytuacji. Łatwo zawiązuje znajomości ale nie lubi mieć przyjaciół. Dobrych i zaufanych kolegów lub koleżanki tak - przyjaciół nie. Nie jest zbytnio pomocna. Często potrafi sprawiać wrażenie tak zwanej anty bohaterki. Często nie robi rzeczy bezinteresownie. Potrafi być miła.
Historia: Urodziła się na obrzeżach pewnego miasta. Jej mama zmarła tuż po porodzie. Ojciec starał się tym nie przejmować i dzielnie wychowywał córkę lecz pewnego dnia spotkał pitbulla imieniem Tobayas który wciągnął go w nielegalne walki psów. Leia miała wtedy pół roku i od tej pory wychowywała się sama ponieważ jej ojciec był zajęty ,,karierą''. Inne psy z nielegalnych walk obawiały się go bo wygrywał wszystko. Aż pewnego dnia gdy suczka miała 1,5 roku w mieście pojawił się wielki kundel imieniem Bas. Wyzwał Tobayasa na pojedynek i pokonał go łamiąc mu kark. Pech chciał,że tą walkę oglądała Leia. To wydarzenie wstrząsnęło nią,a ona sama uciekła i w wieku trzech lat trafiła do tej sfory.
Upomnienia: 0/4
Kontakt: 4167asia | dybzuzanna@spoko.pl
Carnivore odchodzi!
Dzisiaj żegnamy się z psem Carnivore jednak nie z jego właścicielką. Niedługo pojawi się od niej nowy członek! Czekamy!
Imię : Carnivore
Ksywka : Psy z ulicy zwały go czasami złośliwie Karotek.
Głos : Starset
Rasa : Saluki
Wiek : 3 lata
Płeć : Pies
Stanowisko : Tropiący
Rodzina : Pamięta ich jak przez mgłę.
Partner : Brak ale nie ukrywa,ze liczy na znalezienie drugiej połówki.
Charakter : Carnivore jest urodzonym złodziejem. Na ulicy często musiał kraść jedzenie ludziom lub innym psom. Tak samo problemu nie sprawia mu kłamanie. Jest chytry i sprytny - potrafi wodzić za nos.Jednakże mimo tej niezbyt dobrze zachęcającej otoczki jest naprawdę miły i dobry. Po prostu czasami zachowuje się tak jak na ulicy bo tak nauczyło go życie i czasami nie odróżnia życia w sforze z życiem na ulicy.
Historia : Cóż urodził się na ulicy. Pewnie możecie uznać to za dziwne,że rasowy pies był wychowywany na ulicy ale tak jest. Rodziców prawie nie pamięta i nie wie co się z nimi stało. Nawet nie wiadomo skąd ma imię. Po prostu je dostał i już. Mieszkał więc w mieście z innymi bezdomnymi psami uciekając przed chyclami. Nie był przez nich lubiany ponieważ był rasowy. Aż w końcu pewnego dnia zobaczył pewnego psa którego tu jeszcze nie widział. Zaciekawiony poszedł za nim i tak strafił do Sofry Psiego Uśmiechu gdzie z radością został.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : 4167asia /dybzuzanna@spoko.pl - email
Imię : Carnivore
Ksywka : Psy z ulicy zwały go czasami złośliwie Karotek.
Głos : Starset
Rasa : Saluki
Wiek : 3 lata
Płeć : Pies
Stanowisko : Tropiący
Rodzina : Pamięta ich jak przez mgłę.
Partner : Brak ale nie ukrywa,ze liczy na znalezienie drugiej połówki.
Charakter : Carnivore jest urodzonym złodziejem. Na ulicy często musiał kraść jedzenie ludziom lub innym psom. Tak samo problemu nie sprawia mu kłamanie. Jest chytry i sprytny - potrafi wodzić za nos.Jednakże mimo tej niezbyt dobrze zachęcającej otoczki jest naprawdę miły i dobry. Po prostu czasami zachowuje się tak jak na ulicy bo tak nauczyło go życie i czasami nie odróżnia życia w sforze z życiem na ulicy.
Historia : Cóż urodził się na ulicy. Pewnie możecie uznać to za dziwne,że rasowy pies był wychowywany na ulicy ale tak jest. Rodziców prawie nie pamięta i nie wie co się z nimi stało. Nawet nie wiadomo skąd ma imię. Po prostu je dostał i już. Mieszkał więc w mieście z innymi bezdomnymi psami uciekając przed chyclami. Nie był przez nich lubiany ponieważ był rasowy. Aż w końcu pewnego dnia zobaczył pewnego psa którego tu jeszcze nie widział. Zaciekawiony poszedł za nim i tak strafił do Sofry Psiego Uśmiechu gdzie z radością został.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : 4167asia /dybzuzanna@spoko.pl - email
Od Kermita- CD opowiadania Ineferal
Zimny powiew wiatru bawił się moimi oklapniętymi uszami. Wiało mocno, a
na dodatek padał śnieg i było strasznie zimno. Przetarłem łapą oczy i
kilka razy potrząsałem głową. Chyba pora wstać, Kermit. Nie ma to jak
nie spać do 2:00 w nocy i wstać o jakiejś 12:00. Mniejsza o to. Jestem
głodny. Brzuch domaga się jedzenia, czuję to. Ziewnąłem i rozciągnąłem
łapy, po chwili słysząc chrupanie w kościach. Postawiłem łapy na zimnej
posadzce i ruszyłem w stronę wyjścia. Oh, nie mówiłem wam? Niedawno
przyjęto mnie do SPU, podobno całkiem popularna, duża sfora, no ale z
tego co zdążyłem zauważyć to sfora ma mniej niż 15 członków. Powracając
do tematu, Jocker przyjął mnie z otwartymi łapami. Dostałem małą,
kawalerską jaskinię, ale bardzo mi się spodobała. Nie ma zbyt wielu
pomieszczeń, więc daje jej plusa. Dobra, wyszedłem z jaskini. Na sam
początek dnia zostałem oślepiony zimowym słońcem. Moje łapy zapadały się
w śniegu. Muszę sobie odśnieżyć wejście, bo wkrótce będę musiał
nurkować w białym puchu aby wejść do domu. Wyskoczyłem na dróżkę, i
rozejrzałem się. Mój cel? Jedzenie. Nos doprowadził mnie do pewnego
stada jeleni. Upatrzyłem sobie dużą, kulawą łanię. Zacząłem za nią biec,
goniłem ją, ale w pewnym momencie trochę się zmęczyłem, i przystanąłem
aby odpocząć. W krzakach zauważyłem biało-czarną sylwetkę psa, bądź
suczki. Pomyślałem, że też jest głodny/a i mogę się z nim/nią podzielić.
Wydałem z siebie cichy, głęboki pomruk, aby łania zwróciła na mnie
uwagę. Jednak ona stała wpatrzona w psa/suczkę kryjącą się w krzakach.
Wykorzystałem to. Zaczaiłem się za nieznajomym i nagle wyskoczyłem zza
niego/niej i wskoczyłem zwierzęciu na plecy. Zatopiłem swoje kły w jej
karku, a ta po chwili upadła na bok. Miałem chwilę aby przyjrzeć się
tajemniczemu psu. Była to suczka. Nie widziałem jej tu, może niedawno
dołączyła, jak ja?
- Ej..- Ziewnęła. - Ja pierwsza ją zobaczyłam.
Oh, co do tego, młoda damo, to się mylisz. No ale cóż, nie będę się z nią kłócił, chcę zrobić dobre wrażenie, nie mogę zrażać innych do siebie.
- Spokojnie. - Zaśmiałem się cicho. - Podzielimy się.
Suczka uśmiechnęła się, i przysiadła na śniegu. Wbiłem w szyję łani pazury, i pociągnąłem je aż na sam dół, przy czym rozpruwając ją. Udało mi się oderwać kawałek soczystego, dobrego mięsa i podałem je suczce.
- Proszę. Najlepszy, najzdrowszy, najsmaczniejszy kawałek dla...? - Uniosłem lekko kąciki ust, chciałem poznać jej imię.
- Ineferal. - Powiedziała cicho chwytając za swój kawałek. - Dziękuję.
- Ja jestem Kermit Dynamo La Crystall Pallace, ale mów mi Kermit. - Wypiąłem dumnie pierś. Wbiłem zęby w swój kawałek i zacząłem konsumować. Co chwilę zerkałem na nową znajomą. Musiałem się jej przyjrzeć, miała niesamowitą maść. Nigdy nie widziałem takiego połączenia.
- Ineferal, masz bardzo piękną maść. Nigdy takiej nie widziałem. Jestem pod wrażeniem. - Odezwałem się przerywając głuchą ciszę.
Ineferal?
- Ej..- Ziewnęła. - Ja pierwsza ją zobaczyłam.
Oh, co do tego, młoda damo, to się mylisz. No ale cóż, nie będę się z nią kłócił, chcę zrobić dobre wrażenie, nie mogę zrażać innych do siebie.
- Spokojnie. - Zaśmiałem się cicho. - Podzielimy się.
Suczka uśmiechnęła się, i przysiadła na śniegu. Wbiłem w szyję łani pazury, i pociągnąłem je aż na sam dół, przy czym rozpruwając ją. Udało mi się oderwać kawałek soczystego, dobrego mięsa i podałem je suczce.
- Proszę. Najlepszy, najzdrowszy, najsmaczniejszy kawałek dla...? - Uniosłem lekko kąciki ust, chciałem poznać jej imię.
- Ineferal. - Powiedziała cicho chwytając za swój kawałek. - Dziękuję.
- Ja jestem Kermit Dynamo La Crystall Pallace, ale mów mi Kermit. - Wypiąłem dumnie pierś. Wbiłem zęby w swój kawałek i zacząłem konsumować. Co chwilę zerkałem na nową znajomą. Musiałem się jej przyjrzeć, miała niesamowitą maść. Nigdy nie widziałem takiego połączenia.
- Ineferal, masz bardzo piękną maść. Nigdy takiej nie widziałem. Jestem pod wrażeniem. - Odezwałem się przerywając głuchą ciszę.
Ineferal?
poniedziałek, 26 grudnia 2016
Od Omegi - CD opowiadania Jocker'a
Lekko zdębiałam.
-Oh... Ja...?-zapytałam. Nerwowo zaczęłam zaparzać herbatę. Jocker zaśmiał się.
-Nie odpowiadaj mi pytaniem na pytanie, Omi-powiedział.
-W sumie ja nie mam głębszych zainteresowań. Aczkolwiek strzelam z łuku-wytłumaczyłam. Zastanowiłam się chwilę i uznałam, że dziwnie to zabrzmiało.-Nie pytaj, jak trzymam łuk w łapach.
Przytaknął mi.
-A ty? No wiesz. Skoro jesteś Alfą to twoje zainteresowania mają granice w przeglądaniu papierków i czytaniu sprawozdań z każdego dnia?-zapytałam lekko oschle. Atmosfera zrobiła się zdecydowanie za milutka, a jeszcze wczoraj Jocks trochę mi... ''zabombił''.Podszedł do mnie i szturchnął mnie łapą. Był to zapewne psi kuksaniec.
-Bez przesady. Moje życie nie kończy się na Sforze Psiego Uśmiechu. Chociaż.... Od śmierci ojca...-spochmurniał i opadł ciężko na moje posłanie. Nie skomentowałam tego. Przyniosłam gorącą herbatę do Jocker'a.
-Nie przejmuj się tym tak. Mashine zginął godnie, jak na Alfę. A pozostali... Cóż. Nie powinni być w ogóle członkami tutejszej sfory. Ale teraz jesteśmy my - ja, Ramzes, Castiel, Anastasia, Sakura, Jem...-mówiłam uspokajająco. Jocker westchnął.
-Być może masz rację-szepnął.
Jocker? Kolejny brak weny.
-Oh... Ja...?-zapytałam. Nerwowo zaczęłam zaparzać herbatę. Jocker zaśmiał się.
-Nie odpowiadaj mi pytaniem na pytanie, Omi-powiedział.
-W sumie ja nie mam głębszych zainteresowań. Aczkolwiek strzelam z łuku-wytłumaczyłam. Zastanowiłam się chwilę i uznałam, że dziwnie to zabrzmiało.-Nie pytaj, jak trzymam łuk w łapach.
Przytaknął mi.
-A ty? No wiesz. Skoro jesteś Alfą to twoje zainteresowania mają granice w przeglądaniu papierków i czytaniu sprawozdań z każdego dnia?-zapytałam lekko oschle. Atmosfera zrobiła się zdecydowanie za milutka, a jeszcze wczoraj Jocks trochę mi... ''zabombił''.Podszedł do mnie i szturchnął mnie łapą. Był to zapewne psi kuksaniec.
-Bez przesady. Moje życie nie kończy się na Sforze Psiego Uśmiechu. Chociaż.... Od śmierci ojca...-spochmurniał i opadł ciężko na moje posłanie. Nie skomentowałam tego. Przyniosłam gorącą herbatę do Jocker'a.
-Nie przejmuj się tym tak. Mashine zginął godnie, jak na Alfę. A pozostali... Cóż. Nie powinni być w ogóle członkami tutejszej sfory. Ale teraz jesteśmy my - ja, Ramzes, Castiel, Anastasia, Sakura, Jem...-mówiłam uspokajająco. Jocker westchnął.
-Być może masz rację-szepnął.
Jocker? Kolejny brak weny.
sobota, 24 grudnia 2016
Od Castiela - "Psia Wigilia"
Na zegarku wybiła czternasta. To o tej godzinie zgodnie z poleceniem alfy miałem zbierać prezenty wraz z Jemem, Aver i Ineferal w charakterze Mikołaja. Trudno było mi się z początku przemóc do założenia kiczowatej czerwonej czapki, ale polecenie alfy nie pozostawiało mi wyboru. Wziąłem worek, który wedle powszechnej opinii również był symbolem cosplejowanej przeze mnie postaci i włożyłem do niego prezent od siebie dla Jockera. Miałem w planach zrobienie prezentów wszystkim członkom sfory, ale przez natłok obowiązków ledwo zdążyłem z tym jednym.
Worek był duży. Ogromny. Do tego stopnia, że przeszkadzał podczas marszu, zsuwał się z grzbietu i plątał pod nogami. Zdecydowałem się więc na jego ciągnięcie po ziemi, co, jak się później okazało, nie było dobrym pomysłem. Po przebyciu łącznej trasy zaledwie dwustu metrów poczułem, że wleczenie worka z prezentem idzie mi coraz łatwiej. Z przestrachem przystanąłem i powoli odwróciłem się za siebie. To co ujrzałem nie było już workiem z prezentem, ale pustym workiem i w dodatku dziurawym. Po drodze najwyraźniej musiałem zaczepić o coś ostrego, co spowodowało jego przerwanie. Szybko związałem nieszczelny fragment i ruszyłem biegiem po swoich śladach, aby odnaleźć zgubiony pakunek.
Prezent znalazłem. Pół godziny zgubiłem. Po drodze wstąpiłem do siebie, aby wziąć pseudosanie zrobione naprędce i to na nich położyć worek. Przymocowałem go starannie i mocniej niż to było konieczne, bo miałem dość przygód jak na jeden dzień.
Wróciłem z powrotem na trasę. Po ogłoszeniu alfy psy odpowiedzialne za mikołajowanie, czyli nasza czwórka, podzieliły sforę na cztery części, z której każdy miał wybrać jedną, do której się uda w celu zebrania prezentów z jaskiń w niej się znajdujących. Mi przypadła część północno-zachodnia. Przynajmniej tak mi się wydawało aż do wizyty w pierwszym domu, gdzie powiedziano mi, że prezenty wzięła stąd Aver. Nie, nie mogłem pomylić przydziałów, to był mój teren. Ruszyłem do następnej jaskini w północno-zachodniej części, jednak tam również powiedziano mi, że ktoś już wziął stamtąd prezenty.
Pobiegłem w kierunku choinki w nadziei, że tam znajdę Aver i porządnie ją ochrzanię, że pomyliła przydziały. Jednak jej tam nie było. Nikogo nie było, a czas mijał i wszystkie prezenty powinny być już zebrane. Próbowałem znaleźć kogoś z pozostałej trójki mikołajów, aby dowiedzieć się z której części sfory nie zostały jeszcze odebrane prezenty, jednak nie mogłem nikogo namierzyć. A czas mijał. W takim wypadku pozostawało mi tylko jedno - obiec wszystkie jaskinie.
I obiegłem. Wszystko na nic. Nigdzie nie było już prezentów do zebrania. Zrezygnowany i wycieńczony udałem się pod choinkę, aby położyć pod nim swój jeden prezent.
- CAS! - usłyszałem za sobą głos Ineferal.
Trójka mikołajów wybiegła z drugiej strony choinki.
- Gdzie byłeś? Wszędzie cię szukałam - uśmiechnęła się Aver.
- Jak to gdzie byłem? - spytałem, starając się ukryć oburzenie i uspokoić gotującą się w żyłach krew. - Wykonywałem swoje zadanie i czy ktoś mi raczy łaskawie wytłumaczyć dlaczego zebraliście prezenty z mojego terenu?
Uśmiechnęli się niewinnie.
- Wiemy, że dużo robisz dla tej sfory - odezwała się Ineferal - i chcieliśmy cię wyręczyć, żebyś miał chwilę odpoczynku i w ogóle.
- Miałam ci powiedzieć, że weźmiemy wszystko na siebie, ale kiedy przyszłam do twojej jaskini już cię tam nie było - westchnęła Aver.
- Bo w święta o to chodzi, żeby pomagać i wyręczać innych czyż nie? - Ineferal posłała mi uśmiech
Zacisnąłem zęby.
Worek był duży. Ogromny. Do tego stopnia, że przeszkadzał podczas marszu, zsuwał się z grzbietu i plątał pod nogami. Zdecydowałem się więc na jego ciągnięcie po ziemi, co, jak się później okazało, nie było dobrym pomysłem. Po przebyciu łącznej trasy zaledwie dwustu metrów poczułem, że wleczenie worka z prezentem idzie mi coraz łatwiej. Z przestrachem przystanąłem i powoli odwróciłem się za siebie. To co ujrzałem nie było już workiem z prezentem, ale pustym workiem i w dodatku dziurawym. Po drodze najwyraźniej musiałem zaczepić o coś ostrego, co spowodowało jego przerwanie. Szybko związałem nieszczelny fragment i ruszyłem biegiem po swoich śladach, aby odnaleźć zgubiony pakunek.
Prezent znalazłem. Pół godziny zgubiłem. Po drodze wstąpiłem do siebie, aby wziąć pseudosanie zrobione naprędce i to na nich położyć worek. Przymocowałem go starannie i mocniej niż to było konieczne, bo miałem dość przygód jak na jeden dzień.
Wróciłem z powrotem na trasę. Po ogłoszeniu alfy psy odpowiedzialne za mikołajowanie, czyli nasza czwórka, podzieliły sforę na cztery części, z której każdy miał wybrać jedną, do której się uda w celu zebrania prezentów z jaskiń w niej się znajdujących. Mi przypadła część północno-zachodnia. Przynajmniej tak mi się wydawało aż do wizyty w pierwszym domu, gdzie powiedziano mi, że prezenty wzięła stąd Aver. Nie, nie mogłem pomylić przydziałów, to był mój teren. Ruszyłem do następnej jaskini w północno-zachodniej części, jednak tam również powiedziano mi, że ktoś już wziął stamtąd prezenty.
Pobiegłem w kierunku choinki w nadziei, że tam znajdę Aver i porządnie ją ochrzanię, że pomyliła przydziały. Jednak jej tam nie było. Nikogo nie było, a czas mijał i wszystkie prezenty powinny być już zebrane. Próbowałem znaleźć kogoś z pozostałej trójki mikołajów, aby dowiedzieć się z której części sfory nie zostały jeszcze odebrane prezenty, jednak nie mogłem nikogo namierzyć. A czas mijał. W takim wypadku pozostawało mi tylko jedno - obiec wszystkie jaskinie.
I obiegłem. Wszystko na nic. Nigdzie nie było już prezentów do zebrania. Zrezygnowany i wycieńczony udałem się pod choinkę, aby położyć pod nim swój jeden prezent.
- CAS! - usłyszałem za sobą głos Ineferal.
Trójka mikołajów wybiegła z drugiej strony choinki.
- Gdzie byłeś? Wszędzie cię szukałam - uśmiechnęła się Aver.
- Jak to gdzie byłem? - spytałem, starając się ukryć oburzenie i uspokoić gotującą się w żyłach krew. - Wykonywałem swoje zadanie i czy ktoś mi raczy łaskawie wytłumaczyć dlaczego zebraliście prezenty z mojego terenu?
Uśmiechnęli się niewinnie.
- Wiemy, że dużo robisz dla tej sfory - odezwała się Ineferal - i chcieliśmy cię wyręczyć, żebyś miał chwilę odpoczynku i w ogóle.
- Miałam ci powiedzieć, że weźmiemy wszystko na siebie, ale kiedy przyszłam do twojej jaskini już cię tam nie było - westchnęła Aver.
- Bo w święta o to chodzi, żeby pomagać i wyręczać innych czyż nie? - Ineferal posłała mi uśmiech
Zacisnąłem zęby.
Od Jocker'a- ,,Psia Wigilia''.
Przeciągnąłem się leniwie na moim posłaniu. Pociągnąłem parę razy nosem. Byłem mało odporny na tak niskie temperatury więc się trochę przeziębiłem. Naprzeciwko mojego łóżka wisiał wielki kalendarz przypominający mi o wszystkim istotnym co ranek. Dzisiejszy dzień chyba nie będzie różnił się od innych. Żeby się o tym przekonać przewróciłem się w stronę kalendarza i mimo mojego słabego już wzroku zerknąłem na dzisiejszy dzień. 24 grudnia... Wigilia! Tyle przygotowań nas czeka a ja leżę bezczynnie na posłaniu. Wyskoczyłem z łóżka nie przeciągając się nawet i nie prostując kości. Może dlatego też po wstaniu obijałem się jeszcze o ściany. Zasiadłem przy wielkim kamiennym stole i zacząłem kreślić coś na liście a właściwie dodawać do niej kolejno punkty. Po chwili lista rzeczy do zrobienia wyglądała tak:
1. Ubranie choinki w centrum sfory.
2. Udekorowanie jaskiń.
3. Przygotowanie posiłku i Wigilii.
4. Przesłanie życzeń sojusznikom.
5. Prezenty.
Nie dużo tych punktów ale to nie znaczy że wszystko pójdzie nam jak z płatka. Wybiegłem z jaskini z listą w zębach. Po chwili stałem już prze wielkim rogiem, w który zawsze szczekam żeby wszyscy sforzanie zjawili się w centrum właśnie przy tym rogu. Zadąłem głośno w róg i usiadłem czekając na psy i suczki. W kilka minut zjawiła się cała sfora. Stałem godnie na podwyższeniu gotowy rozdawać zadania. A więc zacząłem:
- Jak pewnie wiecie dzisiaj mamy Wigilię! Co też świadczy o tym że dużo mamy dzisiaj do roboty! Zrobiłem listę obowiązków i przydzielę parę psów do każdego punkty z tej listy.
Psy przytakiwały uśmiechnięte nasłuchując swojego imienia.
- Do punktu pierwszego a mianowicie.- zerknąłem na listę.- Udekorowanie tej oto choinki. Może Omega, Lucelle i Sebastian się tym zajmą?
Trzy wymienione psy wystąpiły na przód i podjęły się zadania.
- Dziękuję.- uśmiechnąłem się.- Teraz punkt drugi- dekorowanie jaskiń na zewnątrz oczywiście. Rose, Raven, Phoenix i możecie wziąć do pomocy Quake'a.
Kolejne psy wyskoczyły z szeregów i stanęły w jednej grupce na przeciwko pierwszej.
- Dobrze...- z trudem zauważyłem kolejny punkt.- Przygotowanie posiłku i Wigilii. Kolacja Wigilijna odbędzie się w mojej jaskini czyli w jaskini Alf. Przygotowywaniem posiłków napewno zajmą się Silence, Galla, Michelle i Anastasia.
Suczki stanęły razem w trzeciej grupce. Skinąłem do nich głową z podziękowaniem. Wiedziałem że sobie świetnie poradzą.
- Przedostatni punkt to przesłanie życzeń sojusznikom. Każdy pies, którego wyznaczę pobiegnie na tereny danej sfory i złoży mu od nas życzenia. Sakura- biegniesz do PoH, Anubis i Ramzes- Royal Dogs, Night Hunter i Hayden- Swagger Dogs. Możecie już nawet wyruszać. Złóżcie im najlepsze życzenia od SPU.
Wyznaczone psy pobiegły na wyznaczone tereny.
- I ostatni punkt do prezenty.-westchnąłem.- Tutaj oczywiście każdy robi prezent komu chce ale zbierają je nasi ''Mikołaje''. Ok. godz. 14 po jaskiniach będą chodzić Aver, Ineferal, Castiel i Jem i będą zbierać prezenty do wielkich worków a następnie dostarczać je pod choinkę. Wszyscy zrozumieli?!
- Tak!- wszystkie psy szczeknęły zgodnym chórem.
- Zatem do roboty!- szczeknąłem z uśmiechem.
Wszystkie psy rozbiegły się w swoje strony. Psom, które miały dekorować choinkę i jaskinie dostarczyłem wielkie pudła ozdób świątecznych. Udałem się do jaskini już całkowicie zmęczony mając nadzieję że Wigilia będzie udana.
W miarę możliwości niech każdy napisze opowiadanie tytułowane- ,,Psia Wigilia''. Powodzenia! :D
1. Ubranie choinki w centrum sfory.
2. Udekorowanie jaskiń.
3. Przygotowanie posiłku i Wigilii.
4. Przesłanie życzeń sojusznikom.
5. Prezenty.
Nie dużo tych punktów ale to nie znaczy że wszystko pójdzie nam jak z płatka. Wybiegłem z jaskini z listą w zębach. Po chwili stałem już prze wielkim rogiem, w który zawsze szczekam żeby wszyscy sforzanie zjawili się w centrum właśnie przy tym rogu. Zadąłem głośno w róg i usiadłem czekając na psy i suczki. W kilka minut zjawiła się cała sfora. Stałem godnie na podwyższeniu gotowy rozdawać zadania. A więc zacząłem:
- Jak pewnie wiecie dzisiaj mamy Wigilię! Co też świadczy o tym że dużo mamy dzisiaj do roboty! Zrobiłem listę obowiązków i przydzielę parę psów do każdego punkty z tej listy.
Psy przytakiwały uśmiechnięte nasłuchując swojego imienia.
- Do punktu pierwszego a mianowicie.- zerknąłem na listę.- Udekorowanie tej oto choinki. Może Omega, Lucelle i Sebastian się tym zajmą?
Trzy wymienione psy wystąpiły na przód i podjęły się zadania.
- Dziękuję.- uśmiechnąłem się.- Teraz punkt drugi- dekorowanie jaskiń na zewnątrz oczywiście. Rose, Raven, Phoenix i możecie wziąć do pomocy Quake'a.
Kolejne psy wyskoczyły z szeregów i stanęły w jednej grupce na przeciwko pierwszej.
- Dobrze...- z trudem zauważyłem kolejny punkt.- Przygotowanie posiłku i Wigilii. Kolacja Wigilijna odbędzie się w mojej jaskini czyli w jaskini Alf. Przygotowywaniem posiłków napewno zajmą się Silence, Galla, Michelle i Anastasia.
Suczki stanęły razem w trzeciej grupce. Skinąłem do nich głową z podziękowaniem. Wiedziałem że sobie świetnie poradzą.
- Przedostatni punkt to przesłanie życzeń sojusznikom. Każdy pies, którego wyznaczę pobiegnie na tereny danej sfory i złoży mu od nas życzenia. Sakura- biegniesz do PoH, Anubis i Ramzes- Royal Dogs, Night Hunter i Hayden- Swagger Dogs. Możecie już nawet wyruszać. Złóżcie im najlepsze życzenia od SPU.
Wyznaczone psy pobiegły na wyznaczone tereny.
- I ostatni punkt do prezenty.-westchnąłem.- Tutaj oczywiście każdy robi prezent komu chce ale zbierają je nasi ''Mikołaje''. Ok. godz. 14 po jaskiniach będą chodzić Aver, Ineferal, Castiel i Jem i będą zbierać prezenty do wielkich worków a następnie dostarczać je pod choinkę. Wszyscy zrozumieli?!
- Tak!- wszystkie psy szczeknęły zgodnym chórem.
- Zatem do roboty!- szczeknąłem z uśmiechem.
Wszystkie psy rozbiegły się w swoje strony. Psom, które miały dekorować choinkę i jaskinie dostarczyłem wielkie pudła ozdób świątecznych. Udałem się do jaskini już całkowicie zmęczony mając nadzieję że Wigilia będzie udana.
W miarę możliwości niech każdy napisze opowiadanie tytułowane- ,,Psia Wigilia''. Powodzenia! :D
Wesołych Świąt!!!
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzymy wszystkim sforzanom i obserwatorom naszego bloga, Wszystkie co najlepsze!
Dużo prezentów pod choinką!
Bogatego Mikołaja!
12 potraw na stole Wigilijnym!
Pierwszej gwiazdki!
Udanego Nowego Roku!
Mam nadzieję że 3 Święta w naszej sforze upłyną wam sympatycznie i wesoło!
~Życzy Jocker w imieniu administracji
PS. Z okazji świąt zrobiłam nowy Konkurs!
Zapraszam do zapoznania się z treściami!
Dużo prezentów pod choinką!
Bogatego Mikołaja!
12 potraw na stole Wigilijnym!
Pierwszej gwiazdki!
Udanego Nowego Roku!
Mam nadzieję że 3 Święta w naszej sforze upłyną wam sympatycznie i wesoło!
~Życzy Jocker w imieniu administracji
PS. Z okazji świąt zrobiłam nowy Konkurs!
Zapraszam do zapoznania się z treściami!
Nowy pies- Kermit!
Imię: Jego imię jest strasznie długie, właściciele chyba nie myśleli,
kiedy nadawali mu imię. Już oficjalnie, nosi imię - Kermit Dynamo Le
Crystal Pallace. Końcówka " Crystal Pallace" wzięła się od nazwy jednej
z angielskich drużyn piłkarskich. Tak właściwie, zawsze i wszędzie
przedstawia się jako Kermit bądź Dynamo. Nie przedłużając, mów mu
Kermit.
Ksywka: Samo jego imię jest taką swego typu ksywką. Po prostu Dynamo, albo Kermit. Ma jakieś pseudonimy i skróty, ale jest ich bardzo mało. Niektórzy lubią mówić na niego Kermitek albo Kercik. Tak naprawdę żadnej z tych ksywek nie lubi, ale zdążył się przyzwyczaić, i nie zwraca na to uwagi.
Głos: Dosyć oryginalny, jednak w cale do niego nie pasuje. Passenger , czy uważacie że ten głos do niego pasuje? Gdyby Kermi mógł, z pewnością by go zmienił, no ale cóż...Chyba się nie da...
Rasa: Mieszaniec psa Kelpie i suki Pinczera. Powiedzmy - Rasowy kundelek.
Wiek: Całkiem długo już stąpa po tym świecie. Dokładnie 5 lat.
Płeć: Pies, to oczywiste. Kermit nie lubi, gdy ktoś myli go z płcią przeciwną.
Stanowisko: Może i jest mały, ale za to jest jednym z szybszych karzełków. Postanowił zostać sprinterem.
Rodzina:
✬ Matka : Sunshine. Rasowa suczka Pinczera. Czy Kermit jakkolwiek się do niej przywiązał? Nie, praktycznie w cale nie spędzali ze sobą czasu, mało co się widywali.
✬ Ojciec : Dynamite. Mieszaniec Kelpie, i innych, mało znanych ras. Dla Kermiego to jedynie dawca krwi i genów, nic innego ich ze sobą nie łączy.
✬ Rodzeństwo z pierwszego miotu : Heshimito, Loki, Audrey. W cale się nie lubili, zawsze tylko kłótnie, i kłótnie...
✬ Rodzeństwo z drugiego miotu : Sanchez, Ezmi , Gizmo. Młodsze rodzeństwo, niby kochane, ale gdy tylko podrosło Kermit ich znienawidził.
✬ Rodzeństwo z miotu Kermita : Avee, Rubin, Exo. Także nielubiani członkowie jego rodziny, w cale się do nich nie przywiązał.
✬ Babcia Kermita : Renessme. Nigdy nie miał okazji jej poznać, ale podobno była niesamowitą suczką.
✬ Dziadek Kermita : Radioactive. Także nigdy nie widział go na oczy. Z nim słyszał mało ciekawych historii. Nic o nim nie wie.
Partner: Szuka bratniej duszy, ale kto pokocha niskiego, chorego kundla?
Charakter: Postaram się was nie zanudzić, bo wiem, jak to jest czytać charakter innego psa...Otóż, Kermit zawsze, ale to zawsze był wychwalany przez swoją starszą siostrę. Nigdy nie był nieznośnym gnojkiem, jak reszta rodzeństwa. Od urodzenia znał zasady i podstawy Savoir Vivre, a to tylko dzięki specjalnym nauczycielom. Specjalnym? Eh, zerknijcie do historii. Powróćmy do tematu. Kercik - Odkąd dorósł może stał się nieco poważniejszy, mądrzejszy. Za szczenięcych lat już mówiono o nim, że to odpowiedzialny, inteligentny pies. Był wielkim przeciwieństwem swojego głupiego, rozpieszczonego rodzeństwa. Przeszłość odbiła się strasznie na Kermim, a tego skutki ... No... Są właśnie takie. Czasem nie potrafi opanować swoich emocji, jest wybuchowy, nagły, energiczny. Zależy jeszcze jakie te emocje właściwie są, bo jeśli chodzi o te złe...Lepiej nie być w pobliżu. Dlaczego niby tak mówię? Przecież on jest dobrze wychowany, odpowiedzialny i w ogóle...Właśnie o to chodzi, że przez to wszystko jego psychika troszkę się popsuła, i efekty widzicie sami. Nie za często miewa napady złości albo agresji, ale podczas takich wyskoków najlepiej trzymać się od niego z daleka. To raczej zabawny, sympatyczny samiec. Lubi zawierać nowe znajomości, jest strasznie uparty i żyje w przekonaniu, że wszyscy go lubią. Otóż, umie być natrętny, czasem nawet wkurzający, ale mija to z czasem, i ze stopniem waszej znajomości. Sympatyczny - Jest otwarty na propozycje innych, zna doskonale powiedzonko " Gdy ktoś mówi, ja słucham, gdy ja mówię, inni słuchają. ", cierpliwy i wytrzymały, ale za to umie dobrze skłamać aby uratować swój tyłek. A czemu zabawny? Zna wiele żartów, którymi przy pierwszej lepszej okazji lubi się pochwalić. Nadaje się na klauna, to straszna ciamajda, nie raz w coś wdepnął albo gdzieś wpadł. Ewidentnie nie nadaje się na łowcę, spieprzyłby każde polowanie stając na patyk albo wywalając się o kamień. Nie patrzy pod nogi, jest strasznie nie uważny i nieostrożny. Miłość i Ker, to nigdy nie szło ze sobą w parze. Może i jest romantyczny, zna kilka słów na podryw, ale proszę was, bez przesady, nigdy nie związał się z żadną suczką na długo tylko dla tego, że nie cierpi dzieci. Dla wszystkich jest miłym, towarzyskim psem, ale czasem mu po prostu coś odwala i wszyscy od niego uciekają. Jest chory na psią padaczkę, tak, wiem, brzmi to dziwnie, pies z padaczką...No ale cóż, choroba genetyczna. Może coś jeszcze dopowiem o jego niezwykłej chorobie? Ok, w cale ta choroba nie jest zakaźna, szanse, że potomek (albo ktoś inny kto zetknie się z jego krwią) Kermita także będzie miał tę chorobę to...5 na 100 % . Poza napadami agresji, często mdleje/traci przytomność. Ma też częste napady lęku, boi się każdego dźwięku, zachowuje się dziwnie, cały się trzęsie. Może już skończę o jego chorobie? Jeszcze was przestraszę. Na ogół jest miły, wesoły i przyjacielski.
Historia: Urodził się w hodowli Crystal Pallace Dogs. Był ogromnym przypadkiem, jego matka puściła się z jakimś kundlem. Więc tak, Sunshine uciekła z hodowli, trafiła do lasu, gdzie się oszczeniła. Znalazł ją Dynamite, samiec alfa pewnej sfory. Przygarnął Sun, a po krótkim czasie zakochali się w sobie i wzięli ślub. Niby fajna bajeczka z zakończeniem co? Otóż nie, szczenięta Sun zostały "oddalone" od rodziców. Mieli specjalnych nauczycieli, własnych opiekunów, którzy nie pozwalali im normalnie żyć. Zaczęła się wojna. Kermit został pojmany. Nie udało mu się uciec. Był bity, torturowany...To wszystko się na nim odbiło. Wpadł w depresję. Jego życie stało się istnym koszmarem. Uratowali go ludzie, jednak nie wyszło to na dobre. Wyłapali wszystkie psy, w tym Kermiego, który mając już 2 lata został zaadoptowany przez jakiegoś pijaka z psich walk. Walka również się na nim źle odbiła. Złamał tam łapę, ale weterynarzom udało się ją uratować. Wreszcie udało mu się uciec z rąk ludzi. Przez 3 lata błąkał się po miastach i wsiach, aż wreszcie dotarł do SPU. Jego książka nadal się pisze, no cóż...
Upomnienia: 0/4
Kontakt: Shairenn
Ksywka: Samo jego imię jest taką swego typu ksywką. Po prostu Dynamo, albo Kermit. Ma jakieś pseudonimy i skróty, ale jest ich bardzo mało. Niektórzy lubią mówić na niego Kermitek albo Kercik. Tak naprawdę żadnej z tych ksywek nie lubi, ale zdążył się przyzwyczaić, i nie zwraca na to uwagi.
Głos: Dosyć oryginalny, jednak w cale do niego nie pasuje. Passenger , czy uważacie że ten głos do niego pasuje? Gdyby Kermi mógł, z pewnością by go zmienił, no ale cóż...Chyba się nie da...
Rasa: Mieszaniec psa Kelpie i suki Pinczera. Powiedzmy - Rasowy kundelek.
Wiek: Całkiem długo już stąpa po tym świecie. Dokładnie 5 lat.
Płeć: Pies, to oczywiste. Kermit nie lubi, gdy ktoś myli go z płcią przeciwną.
Stanowisko: Może i jest mały, ale za to jest jednym z szybszych karzełków. Postanowił zostać sprinterem.
Rodzina:
✬ Matka : Sunshine. Rasowa suczka Pinczera. Czy Kermit jakkolwiek się do niej przywiązał? Nie, praktycznie w cale nie spędzali ze sobą czasu, mało co się widywali.
✬ Ojciec : Dynamite. Mieszaniec Kelpie, i innych, mało znanych ras. Dla Kermiego to jedynie dawca krwi i genów, nic innego ich ze sobą nie łączy.
✬ Rodzeństwo z pierwszego miotu : Heshimito, Loki, Audrey. W cale się nie lubili, zawsze tylko kłótnie, i kłótnie...
✬ Rodzeństwo z drugiego miotu : Sanchez, Ezmi , Gizmo. Młodsze rodzeństwo, niby kochane, ale gdy tylko podrosło Kermit ich znienawidził.
✬ Rodzeństwo z miotu Kermita : Avee, Rubin, Exo. Także nielubiani członkowie jego rodziny, w cale się do nich nie przywiązał.
✬ Babcia Kermita : Renessme. Nigdy nie miał okazji jej poznać, ale podobno była niesamowitą suczką.
✬ Dziadek Kermita : Radioactive. Także nigdy nie widział go na oczy. Z nim słyszał mało ciekawych historii. Nic o nim nie wie.
Partner: Szuka bratniej duszy, ale kto pokocha niskiego, chorego kundla?
Charakter: Postaram się was nie zanudzić, bo wiem, jak to jest czytać charakter innego psa...Otóż, Kermit zawsze, ale to zawsze był wychwalany przez swoją starszą siostrę. Nigdy nie był nieznośnym gnojkiem, jak reszta rodzeństwa. Od urodzenia znał zasady i podstawy Savoir Vivre, a to tylko dzięki specjalnym nauczycielom. Specjalnym? Eh, zerknijcie do historii. Powróćmy do tematu. Kercik - Odkąd dorósł może stał się nieco poważniejszy, mądrzejszy. Za szczenięcych lat już mówiono o nim, że to odpowiedzialny, inteligentny pies. Był wielkim przeciwieństwem swojego głupiego, rozpieszczonego rodzeństwa. Przeszłość odbiła się strasznie na Kermim, a tego skutki ... No... Są właśnie takie. Czasem nie potrafi opanować swoich emocji, jest wybuchowy, nagły, energiczny. Zależy jeszcze jakie te emocje właściwie są, bo jeśli chodzi o te złe...Lepiej nie być w pobliżu. Dlaczego niby tak mówię? Przecież on jest dobrze wychowany, odpowiedzialny i w ogóle...Właśnie o to chodzi, że przez to wszystko jego psychika troszkę się popsuła, i efekty widzicie sami. Nie za często miewa napady złości albo agresji, ale podczas takich wyskoków najlepiej trzymać się od niego z daleka. To raczej zabawny, sympatyczny samiec. Lubi zawierać nowe znajomości, jest strasznie uparty i żyje w przekonaniu, że wszyscy go lubią. Otóż, umie być natrętny, czasem nawet wkurzający, ale mija to z czasem, i ze stopniem waszej znajomości. Sympatyczny - Jest otwarty na propozycje innych, zna doskonale powiedzonko " Gdy ktoś mówi, ja słucham, gdy ja mówię, inni słuchają. ", cierpliwy i wytrzymały, ale za to umie dobrze skłamać aby uratować swój tyłek. A czemu zabawny? Zna wiele żartów, którymi przy pierwszej lepszej okazji lubi się pochwalić. Nadaje się na klauna, to straszna ciamajda, nie raz w coś wdepnął albo gdzieś wpadł. Ewidentnie nie nadaje się na łowcę, spieprzyłby każde polowanie stając na patyk albo wywalając się o kamień. Nie patrzy pod nogi, jest strasznie nie uważny i nieostrożny. Miłość i Ker, to nigdy nie szło ze sobą w parze. Może i jest romantyczny, zna kilka słów na podryw, ale proszę was, bez przesady, nigdy nie związał się z żadną suczką na długo tylko dla tego, że nie cierpi dzieci. Dla wszystkich jest miłym, towarzyskim psem, ale czasem mu po prostu coś odwala i wszyscy od niego uciekają. Jest chory na psią padaczkę, tak, wiem, brzmi to dziwnie, pies z padaczką...No ale cóż, choroba genetyczna. Może coś jeszcze dopowiem o jego niezwykłej chorobie? Ok, w cale ta choroba nie jest zakaźna, szanse, że potomek (albo ktoś inny kto zetknie się z jego krwią) Kermita także będzie miał tę chorobę to...5 na 100 % . Poza napadami agresji, często mdleje/traci przytomność. Ma też częste napady lęku, boi się każdego dźwięku, zachowuje się dziwnie, cały się trzęsie. Może już skończę o jego chorobie? Jeszcze was przestraszę. Na ogół jest miły, wesoły i przyjacielski.
Historia: Urodził się w hodowli Crystal Pallace Dogs. Był ogromnym przypadkiem, jego matka puściła się z jakimś kundlem. Więc tak, Sunshine uciekła z hodowli, trafiła do lasu, gdzie się oszczeniła. Znalazł ją Dynamite, samiec alfa pewnej sfory. Przygarnął Sun, a po krótkim czasie zakochali się w sobie i wzięli ślub. Niby fajna bajeczka z zakończeniem co? Otóż nie, szczenięta Sun zostały "oddalone" od rodziców. Mieli specjalnych nauczycieli, własnych opiekunów, którzy nie pozwalali im normalnie żyć. Zaczęła się wojna. Kermit został pojmany. Nie udało mu się uciec. Był bity, torturowany...To wszystko się na nim odbiło. Wpadł w depresję. Jego życie stało się istnym koszmarem. Uratowali go ludzie, jednak nie wyszło to na dobre. Wyłapali wszystkie psy, w tym Kermiego, który mając już 2 lata został zaadoptowany przez jakiegoś pijaka z psich walk. Walka również się na nim źle odbiła. Złamał tam łapę, ale weterynarzom udało się ją uratować. Wreszcie udało mu się uciec z rąk ludzi. Przez 3 lata błąkał się po miastach i wsiach, aż wreszcie dotarł do SPU. Jego książka nadal się pisze, no cóż...
Upomnienia: 0/4
Kontakt: Shairenn
czwartek, 22 grudnia 2016
Od Ineferal
Właśnie obudziłam się po pierwszej nocy w nowej jaskini. Nie była zbyt duża ale wystarczała moim wymaganiom. Ciężko mi było ruszyć zad z posłania gdyż bardzo przypadło mi do gustu. Całą noc smacznie spałam bez tych ciągłych koszmarów, które w ciągu ostatniego miesiąca miewam codziennie. Nie spałam już od godziny ale nadal przewracałam się w tę i we w tę próbując wydusić chociaż minutkę snu. Za którymś razem łapa wypadła mi z posłania i dotknęła zimnej podłogi. Gwałtownie ją zabrałam jednocześnie stając na równe łapy. No dzięki ziemio.. Teraz napewno nie zasnę. Powoli wyszłam z posłania, każdą łapę kolejno przyzwyczajając do niskiej temperatury podłoża. Rozprostowałam zmęczone kości. Najpierw przednie łapy. Usłyszałam ciche strzelanie kości. Potem tylne i to samo. Byłam gotowa do wyjścia na zewnątrz. Sunęłam powoli w stronę wyjścia uświadamiając sobie jak bardzo będzie mi zimno. Nie chcąc powtarzać sytuacji sprzed paru minut szybko wskoczyłam w śnieg, który otulił moje łapy. Nie było tak źle jak mi się wydawało. Miałam ochotę pospacerować na zupełne rozbudzenie. Przemaszerowałam kilka terenów po czym głód dał się we znaki. Pomasowałam się po brzuchu uciszając go. Wdałam się w las mając nadzieję że jakaś zabłąkana sarenka już tam na mnie czeka. Zza drzew wyłoniła się dorodna samica. Ukryłam się za wysokim krzakiem i schyliłam się. Przybierając pozycję do ataku zaczęłam podsuwać się bliżej aż wkońcu byłam z sarną na wyciągnięcie łapy. Gdy miałam wykonać skok nade mną przeleciał pies i wylądował prosto na grzbiecie mojej ofiary. Wbił jej zęby w szyję powalając ją na śnieg. Runęła a ziemia się pode mną zatrzęsła. Byłam nieco zmęczona więc upolowanie tej sarny byłoby dla mnie ciężkie ale to nie znaczy że jakiś pies ma mi ją zabrać.
- Ej..- ziewnęłam.- Ja ją pierwsza zobaczyłam.
- Spokojnie.- zaśmiał się 'ktoś'- Podzielę się.
Obdarzyłam kundla promienistym uśmiechem.
Ktoś fajny?
- Ej..- ziewnęłam.- Ja ją pierwsza zobaczyłam.
- Spokojnie.- zaśmiał się 'ktoś'- Podzielę się.
Obdarzyłam kundla promienistym uśmiechem.
Ktoś fajny?
środa, 21 grudnia 2016
Od Raven'a
Szedłem po białym puchu, zwanym śniegiem. Delikatne, a zarazem
niedotykalne płatki śniegu tańczyły w powietrzu. Idealny spokój
śnieżynek zaburzył jednak zezłoszczony wiatr, który przybył tu z
północy. Prychnąłem otrzepując się z zimnego śniegu. Zauważyłem, że
ostatnio wychodzę tylko nocą, no może ewentualnie późnym wieczorem. Ale
szczerze wtedy łatwiej mi polować i być niezauważalnym. Oczywiście
wszystko to dzięki ciemnemu umaszczeniu. Na chwilę udało mi się uciec od
myśli. Rozejrzałem się dookoła. Cisza, pustka, słyszałem tylko bicie
mojego serca, lecz nie na długo. Do moich uszu docierał odgłos kroków,
tak jakby ktoś się skradał. Zwróciłem łeb w kierunku istoty. Nic
niestety nie zauważyłem, za ciemno. Zmrużyłem oczy, dzięki czemu
ujrzałem lekki zarys sylwetki psa. Może mi się wydawało, ale wyglądało
to tak jakby myślał, że jestem jeleniem czy czymś w tym typie.
Zaszczekałem, żeby dać znak iż nie jestem tym za co mnie brano. Postać
wyszła z całkowitego mroku, przez co mogłem rozpoznać, że to suka.
-Sory, ale jeleniem nie jestem-uśmiechnąłem się pod nosem.
Silence?
-Sory, ale jeleniem nie jestem-uśmiechnąłem się pod nosem.
Silence?
Od Sakury – CD opowiadania Phoenixa
Sakura szybko podniosła się z chłodnawej ziemi, równie sprawie kiwając łbem. Dużymi krokami zaczęła zwinnie omijać miejsca, w których ziemia była zwykłym, jeszcze nie zamarzniętym błotem. W ostatniej chwili spojrzała za siebie, na jelonka, którego szczątki przysypywał coraz bardziej śnieg, robiąc powoli znaczną warstwę. Następnie skierowała wzrok przez siebie, wbijając go w psa idącego przed sobą. Phoenix co raz machał głową na boki, zapewne w poszukiwaniu idealnego lub przynajmniej spełniającego pewne warunki miejsca na przesiedzenie tymczasowej śnieżycy. Sakura również zaczęła rozglądać się na boki, zahaczając wzrokiem poszczególne drzewa.
- Tam – z jej pyska wyleciał krótki dźwięk. Nix odwrócił się, od razu zmierzając spojrzeniem w stronę pokazywaną przez łapę Sakury. Pies skinął łbem, po czym dwójka skierowała się w tamto miejsce. Owym miejscem była nie duża, zapewne nie zamieszkała, stara jaskinia. Znaczną jej część porastał mech, który częściowo zasłaniał dziury. Przez nie do środka wpadał śnieg oraz dający się we znaki wiatr. Sakura rozejrzała się po pomieszczeniu, zajmując miejsce przy filarze, mniej więcej na środku jaskini.
- Ładnie – mruknął Phoenix, opierając łeb o jedną ze ścian jaskini i zerkając na zewnątrz. Suka skierowała wzrok z niego na drzewa, pokrywane coraz bardziej śniegiem. Sakura przekręciła łeb. Nadal nie rozumiała co jest takiego interesującego w poszczególnych porach roku.
- Nie rozumiem, co jest w tym takie ładne – mruknęła Sakurka. – Jest zimno, trzeba usuwać śnieg, przez który wiele prac jest utrudnionych, a mimo to inni mówią, że jest pięknie – suka westchnęła. Phoenix zwrócił na chwilę w jej stronę łeb.
- Tam – z jej pyska wyleciał krótki dźwięk. Nix odwrócił się, od razu zmierzając spojrzeniem w stronę pokazywaną przez łapę Sakury. Pies skinął łbem, po czym dwójka skierowała się w tamto miejsce. Owym miejscem była nie duża, zapewne nie zamieszkała, stara jaskinia. Znaczną jej część porastał mech, który częściowo zasłaniał dziury. Przez nie do środka wpadał śnieg oraz dający się we znaki wiatr. Sakura rozejrzała się po pomieszczeniu, zajmując miejsce przy filarze, mniej więcej na środku jaskini.
- Ładnie – mruknął Phoenix, opierając łeb o jedną ze ścian jaskini i zerkając na zewnątrz. Suka skierowała wzrok z niego na drzewa, pokrywane coraz bardziej śniegiem. Sakura przekręciła łeb. Nadal nie rozumiała co jest takiego interesującego w poszczególnych porach roku.
- Nie rozumiem, co jest w tym takie ładne – mruknęła Sakurka. – Jest zimno, trzeba usuwać śnieg, przez który wiele prac jest utrudnionych, a mimo to inni mówią, że jest pięknie – suka westchnęła. Phoenix zwrócił na chwilę w jej stronę łeb.
- Dla każdego jest to pojęcie względne – mruknął, po czym się zaciął.
- Tak jak z innymi porami roku – powiedziała od razu po zakończonym przez Phoenixa zdaniu. – Większość mówi, że są piękne, jednak jest w nich coś co utrudnia życie – dodała Sakura, wzdychając i opuszczając lekko łeb, marszcząc przy tym lekko brwi.
Phoenix?
Nowa suczka- Ineferal!
Imię: Ta oto suka otrzymała imię po swojej okrutnej prababci, której na szczęście nie poznała, a brzmi one Ineferal.
Ksywka: Jest tak leniwa że sama przedstawia się jako Inef. W innym przypadku zaś, to właśnie jej ksywka.
Głos: Noah Cyrus
Rasa: Mieszanka dalmatyńczyka i setera angielskiego.
Wiek: Stara to ona nie jest ale posiada 4 lata.
Płeć: Bez wątpliwości można powiedzieć że to suka.
Stanowisko: Poganiaczka.
Rodzina: Rodziną Inef były wilki. Jednakże urodziła ją jej matka o której szybko świat zapomniał.
Partner: Zakochała się w wilku z jej rodziny lecz musiała o nim zapomnieć. Obecnie jest w trybie: Poszukuje.
Charakter: Ineferal ma skomplikowany charakter. Dużo rzeczy lubi a jeszcze więcej nienawidzi. Posiada cechy bardziej zrozumiałe i może przy tym zostańmy.
Przede wszystkim jest mało ufna- nie jest ona zupełnie odpychająca inne osoby jednak woli mieć jedną przyjaciółkę bądź przyjaciela, który będzie godny zaufania i zainteresowania Inef. Musi ona czuć w nim wsparcie i obiekt do którego zawsze zwróci się o pomoc. Liczne towarzystwo to raczej nie dla niej.
Skąpstwa jest u niej na szczęście niewiele- nie pożąda zainteresowania lub sławy lecz interesuje ją wiele rzeczy, które nigdy nie powinny się znaleźć w jej łapach. Jedynym przypadkiem kiedy uznasz że Inef jest chciwa to tylko wtedy gdy będziesz miał przy sobie batonika.
Jeżeli chodzi o miłość- jest zjawiskiem bądź uczuciem, bardziej unikanym przez sukę. Od momentu kiedy musiała zerwać kontakt z pewnym wilkiem stwierdziła że na czas teraźniejszy nie potrzebny jej facet. Czeka tylko na moment kiedy okaże się że nie miała racji odnośnie tego że nikomu się nigdy nie spodoba.
Sympatia zaś u tej suki przeważa- gdy już Inef uzyska czyjeś zaufanie jest naprawdę miła. Umie się zabawić. Jako szczeniak była bardzo radosna i nic nie spowodowało pogorszenia się tej cechy. Szczęście pozostało w niej do dzisiaj ale jest jego nieco mniej niż może się wydawać. Uśmiech też nie pojawia się zbyt często ale to już muszą być jakieś jej 'ciche dni'.
Złość- żeby zezłościć tą sukę nie trzeba wiele. Jakiś głupi bądź bezsensowny tekst i parę zaczepek = przechlapane. Ineferal nie lubi wyżywać się na kimś swoimi humorkami lecz czasami po prostu nie ma innego wyjścia. Musi pokazać na co ją stać i żeby trzymać przy niej język za zębami.
Wyrozumiałość- Ineferal jest bardzo wyrozumiała. Nie trzeba ją prosić dwa razy o pomoc gdy faktycznie się jej potrzebuje. Podobnie jest gdy suka sama zauważy kogoś w opałach. Przybiegnie jak najszybciej żeby pomóc albo uratować życie.
To chyba wszystkie cechy, którymi można opisać tą sukę. Nie jest ona zimna ale też nie potrafi w 100% okazać swojej uprzejmości.
Historia: Ineferal urodziła się w hodowli. Jej matka była ciężko chora i zdołała urodzić tylko jedno, zdrowe szczenie. Była nim właśnie Ineferal. Właściciele hodowli bardzo martwili się o Emeralde- matkę szczeniaka. Nie mieli już żadnej nadziei na uratowanie życia starej suki dlatego poddali ją śpiączce. Przez jeden rok życia małej suni opiekowali się nią właściciele hodowli. Niestety z tego względu że stracili najbardziej płodną sukę, ich biznes upadł po czym zbankrutowali. Póki trochę nie zarobią chcieli zamieszkać w przytułku. Niestety nie można w nim było przetrzymywać psów. Mieli dwa wyjścia: schronisko bądź dać jej wolność. Inef oczywiście wybrała wolność a ludzie to uszanowali. Poszli raz na spacer do lasu. Przed nim kucnęli żeby pożegnać się z suczką. Powoli zdjęli jej obrożę i z płaczem pożegnali. Ineferal też ciężko było opuszczać nawet kochających ludzi jednak nie miała innego wyjścia. Szczeknęła głośno po czym uciekła w głąb lasu. Wędrowała jakieś 3 miesiące i nie radziła sobie najgorzej. Jadła jakieś resztki padlin po innych mieszkańcach boru gdyż sama nie zbliżała się do ofiar. Pewnego dnia starając się upolować zająca drogę zablokował jej szczeniak w jej wieku. Nie był to szczeniak pochodzący od psów ale od wilków. Z początku Inef poczuła strach i przeczucia że to wszystko źle się skończy. Ku jej zdziwieniu mały basior chciał jej pomóc. Udali się razem na spacer żeby się nieco zapoznać. Wilczek nazywał się Kayton i w zamieszkiwał ten las wraz z jego obszerną rodziną. Po długo spędzonym czasie postanowili postawić się przed watahą. Ojciec Kaytona był wielkim, czarnym basiorem przez co wzbudzał w suce strach. Jednak zaufał synowi i przyjęli psa do swojej watahy. Już niedługo Inef stała się częścią rodziny i dorastała wraz z Kaytonem, którego darzyła szczególną sympatią. Myślała że całe swoje życie spędzi tutaj jako jeden z nich. Jako wilk a nie pies. Niestety gdy skończyła 3 lata coś pękło. Bariera przyjaźni pomiędzy psem a wilkami pękła gdy osądzono Inef o zdradę. A raczej Kaytona. Zrozpaczona suka widziała swojego przyjaciela gdy wziął się za jakąś białą waderę. Była w nim doszczętnie zakochana a ten widok tylko przyprawiał ją o żal ale i o złość. W zazdrości zakradła się gdy wilki spały razem i podcięła waderze gardło. Myślała że nikt nie zorientuje się i nie będzie osądzał ją o to przestępstwo. Niestety Kayton wiedział że to suka i wtopił ją. On też ją kochał ale miał okres w życiu że chciał szaleć i praktycznie zapomniał o Ineferal. Suka została wydalona z watahy i wypędzona. Po raz kolejny nie miała się gdzie podziać. Po kolejnym roku napotkała sporego Border Collie. Nie chciała być nie miła dlatego zgrywała nieśmiałą suczkę. Pies nazywał się Jocker i był Alfą pewnej sfory. Gdy w watasze jej obecność się nie sprawdzała może uda się odżyć na nowo w sforze. Postanowiła dołączyć i zacząć wszystko od nowa zapominając o Kaytonie.
Upomnienia: 0/4 (u niej nic nie wiadomo)
Kontakt: natik880 / natigrati@gmail.com
Ksywka: Jest tak leniwa że sama przedstawia się jako Inef. W innym przypadku zaś, to właśnie jej ksywka.
Głos: Noah Cyrus
Rasa: Mieszanka dalmatyńczyka i setera angielskiego.
Wiek: Stara to ona nie jest ale posiada 4 lata.
Płeć: Bez wątpliwości można powiedzieć że to suka.
Stanowisko: Poganiaczka.
Rodzina: Rodziną Inef były wilki. Jednakże urodziła ją jej matka o której szybko świat zapomniał.
Partner: Zakochała się w wilku z jej rodziny lecz musiała o nim zapomnieć. Obecnie jest w trybie: Poszukuje.
Charakter: Ineferal ma skomplikowany charakter. Dużo rzeczy lubi a jeszcze więcej nienawidzi. Posiada cechy bardziej zrozumiałe i może przy tym zostańmy.
Przede wszystkim jest mało ufna- nie jest ona zupełnie odpychająca inne osoby jednak woli mieć jedną przyjaciółkę bądź przyjaciela, który będzie godny zaufania i zainteresowania Inef. Musi ona czuć w nim wsparcie i obiekt do którego zawsze zwróci się o pomoc. Liczne towarzystwo to raczej nie dla niej.
Skąpstwa jest u niej na szczęście niewiele- nie pożąda zainteresowania lub sławy lecz interesuje ją wiele rzeczy, które nigdy nie powinny się znaleźć w jej łapach. Jedynym przypadkiem kiedy uznasz że Inef jest chciwa to tylko wtedy gdy będziesz miał przy sobie batonika.
Jeżeli chodzi o miłość- jest zjawiskiem bądź uczuciem, bardziej unikanym przez sukę. Od momentu kiedy musiała zerwać kontakt z pewnym wilkiem stwierdziła że na czas teraźniejszy nie potrzebny jej facet. Czeka tylko na moment kiedy okaże się że nie miała racji odnośnie tego że nikomu się nigdy nie spodoba.
Sympatia zaś u tej suki przeważa- gdy już Inef uzyska czyjeś zaufanie jest naprawdę miła. Umie się zabawić. Jako szczeniak była bardzo radosna i nic nie spowodowało pogorszenia się tej cechy. Szczęście pozostało w niej do dzisiaj ale jest jego nieco mniej niż może się wydawać. Uśmiech też nie pojawia się zbyt często ale to już muszą być jakieś jej 'ciche dni'.
Złość- żeby zezłościć tą sukę nie trzeba wiele. Jakiś głupi bądź bezsensowny tekst i parę zaczepek = przechlapane. Ineferal nie lubi wyżywać się na kimś swoimi humorkami lecz czasami po prostu nie ma innego wyjścia. Musi pokazać na co ją stać i żeby trzymać przy niej język za zębami.
Wyrozumiałość- Ineferal jest bardzo wyrozumiała. Nie trzeba ją prosić dwa razy o pomoc gdy faktycznie się jej potrzebuje. Podobnie jest gdy suka sama zauważy kogoś w opałach. Przybiegnie jak najszybciej żeby pomóc albo uratować życie.
To chyba wszystkie cechy, którymi można opisać tą sukę. Nie jest ona zimna ale też nie potrafi w 100% okazać swojej uprzejmości.
Historia: Ineferal urodziła się w hodowli. Jej matka była ciężko chora i zdołała urodzić tylko jedno, zdrowe szczenie. Była nim właśnie Ineferal. Właściciele hodowli bardzo martwili się o Emeralde- matkę szczeniaka. Nie mieli już żadnej nadziei na uratowanie życia starej suki dlatego poddali ją śpiączce. Przez jeden rok życia małej suni opiekowali się nią właściciele hodowli. Niestety z tego względu że stracili najbardziej płodną sukę, ich biznes upadł po czym zbankrutowali. Póki trochę nie zarobią chcieli zamieszkać w przytułku. Niestety nie można w nim było przetrzymywać psów. Mieli dwa wyjścia: schronisko bądź dać jej wolność. Inef oczywiście wybrała wolność a ludzie to uszanowali. Poszli raz na spacer do lasu. Przed nim kucnęli żeby pożegnać się z suczką. Powoli zdjęli jej obrożę i z płaczem pożegnali. Ineferal też ciężko było opuszczać nawet kochających ludzi jednak nie miała innego wyjścia. Szczeknęła głośno po czym uciekła w głąb lasu. Wędrowała jakieś 3 miesiące i nie radziła sobie najgorzej. Jadła jakieś resztki padlin po innych mieszkańcach boru gdyż sama nie zbliżała się do ofiar. Pewnego dnia starając się upolować zająca drogę zablokował jej szczeniak w jej wieku. Nie był to szczeniak pochodzący od psów ale od wilków. Z początku Inef poczuła strach i przeczucia że to wszystko źle się skończy. Ku jej zdziwieniu mały basior chciał jej pomóc. Udali się razem na spacer żeby się nieco zapoznać. Wilczek nazywał się Kayton i w zamieszkiwał ten las wraz z jego obszerną rodziną. Po długo spędzonym czasie postanowili postawić się przed watahą. Ojciec Kaytona był wielkim, czarnym basiorem przez co wzbudzał w suce strach. Jednak zaufał synowi i przyjęli psa do swojej watahy. Już niedługo Inef stała się częścią rodziny i dorastała wraz z Kaytonem, którego darzyła szczególną sympatią. Myślała że całe swoje życie spędzi tutaj jako jeden z nich. Jako wilk a nie pies. Niestety gdy skończyła 3 lata coś pękło. Bariera przyjaźni pomiędzy psem a wilkami pękła gdy osądzono Inef o zdradę. A raczej Kaytona. Zrozpaczona suka widziała swojego przyjaciela gdy wziął się za jakąś białą waderę. Była w nim doszczętnie zakochana a ten widok tylko przyprawiał ją o żal ale i o złość. W zazdrości zakradła się gdy wilki spały razem i podcięła waderze gardło. Myślała że nikt nie zorientuje się i nie będzie osądzał ją o to przestępstwo. Niestety Kayton wiedział że to suka i wtopił ją. On też ją kochał ale miał okres w życiu że chciał szaleć i praktycznie zapomniał o Ineferal. Suka została wydalona z watahy i wypędzona. Po raz kolejny nie miała się gdzie podziać. Po kolejnym roku napotkała sporego Border Collie. Nie chciała być nie miła dlatego zgrywała nieśmiałą suczkę. Pies nazywał się Jocker i był Alfą pewnej sfory. Gdy w watasze jej obecność się nie sprawdzała może uda się odżyć na nowo w sforze. Postanowiła dołączyć i zacząć wszystko od nowa zapominając o Kaytonie.
Upomnienia: 0/4 (u niej nic nie wiadomo)
Kontakt: natik880 / natigrati@gmail.com
Od Ramzes'a- CD opowiadania Omegi
- Może. - uśmiechnąłem się szeroko do suki rasy Husky. Otrzepałem się z
wody, po czym zacząłem tarzać się w trawie. - Schowaj te kły. Złość
urodzie szkodzi, panienko. - zaśmiałem się pod nosem, drapiąc po uchu.
Suka zamiast się uspokoić, jeszcze bardziej pokazywała swoje białe jak
śnieg kły, podchodząc do mnie. - Nie próbuj. - mruknąłem pod nosem,
natychmiastowo pokazując pazury i kły. - Nie mam zamiaru bić dziewczyny.
- oznajmiłem, chowając pazury i kły, cofając się.
- A może się boisz? - zaśmiała się głośno suka Husky'ego. Zmarszczyłem brwi, ukazując kły i pazury. - Oh, nie przestraszysz mnie. - oznajmiła, na co tylko zaśmiałem się, rzucając się na sukę. Przewróciłem ją, głośno warcząc. Ta tylko odepchnęła mnie swoim ciężarem ciała. Cofnąłem się i niepewnie zacząłem wpatrywać się w ślepia suki.
- Serio? Chcesz walczyć z nowym? Nie jest to zbyt porządne dla członka Sfory Psiego Uśmiechu, raczej z dłuższym stażem, co? - wybiłem z tropu pewną siebie sukę, podnosząc ciągle jedną brew. - Ramzes, jakbyś nie wiedziała. Ramzes. Owczarek Szwajcarski, jak nie widzisz. - mruknąłem.
- Widzę, widzę. - mruknęła pod nosem, siadając i wpatrując się w moje ruchy. - Nie jestem ślepa jak ty. - chyba pomyślała że mnie to zrani, ale tak się nie stało. - Omega. Husky, Omega. - westchnęła, obserwując ptaki przelatujące nad nami.
- I co? Powiesz coś ciekawego wreszcie? - westchnąłem, odwracając się od niej i mocząc łapki w jeziorze. Ta tylko cicho warknęła pod nosem, podchodząc do mnie. "Nie" wydobyło się z jej ust, gdy patrzała w swoje odbicie wodne. - Okej, to możemy się rozejść. - podsumowałem, odchodząc od suki Husky. Poczułem złapanie za łapę, więc obejrzałem się. To była Omega.
- Nie... poczekaj. - spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. - Przepraszam za moje zachowanie. - ja również przeprosiłem sukę, po czym ruszyłem do miasta. Ruszyłem na oglądanie wyścigów. Jakoś nie miałem ochoty oglądać, więc dołączyłem się. Może być to dobrym przygotowaniem do finału, który będzie już za 6 dni. Stanąłem tak jak ostatnio, tym razem też zostałem zapluty jadem przez innych uczestników. Gdy usłyszałem charakterystyczny pisk dzwonka, ruszyłem do przodu. Byłem 2. To niesamowite uczucie, gdy pierwszy raz, jak startujesz jesteś najgorszy, a drugi raz idzie Ci dobrze. Próbowałem przyśpieszyć, aby wygrać. Jednak gdy przyśpieszyłem, obecny lider kopnął mnie w udo i ległem jak długi. Głęboko westchnąłem, jednak nie poddawałem się i od razu wstałem, ślizgając się na lodzie. On był już dosyć daleko, jednak nie mogę narzekać, bo byłem 2, a reszta była dość daleko, tak daleko, że nie mogłem jej zobaczyć w zasięgu mojego wzroku. Zacząłem głośno dyszeć. Nie mogłem się tak po prostu poddać. Chwilę postałem, po czym ruszyłem jak najszybciej mogłem. Niesamowicie szybko biegłem, czułem niesamowity, zimny wiatr. Zauważyłem już lidera. Zacząłem powoli go doganiać. Gdy byłem już przy nim, chciał mi podłożyć łapę, lecz ja skoczyłem i wyprzedziłem go, a ten poślizgnął się i pojechał na zbitym pysku. Widownia zaśmiała się, a ja tylko spokojnie dobiegłem do mety. Na koniec zrobiłem ładny wślizg i wygrałem konkurs. Uśmiechnąłem się szeroko do wszystkich, którzy to oglądali. Jakiś człek wręczył mi nagrodę, a ja z dumą wróciłem do jaskini. Dostałem dużą paczkę karmy i kości. Mam spore szanse na wygraną finału. A przynajmniej chciałbym, bo odkryłem swój talent i przy okazji chciałbym pomóc biednym dzieciom, które chorują na tą okropną, nieuleczalną bez tego lekarstwa chorobę. Musiałem trenować, jeśli chciałbym przetrwać jako niesamowity pies. Zjadłem trochę nagrody, jednak nie za dużo, bo muszę utrzymać formę. Pobiegłem jeszcze potruchtać, po czym zamoczyłem się w wodzie. Było niezwykle lodowato, jednak myślę że trochę ochłodzenia mi pomoże w utrzymaniu dobrej formy. Ale po co mi ciągle myśleć o tym wszystkim! Przecież mogę się bawić, żyć... a nie tylko gadać o zawodach. Jeszcze 6 dni, na luzie to wygram. Muszę. Inaczej będę zawiedziony na sobie. Wtem ujrzałem Omegę, która chodziła po terenach. Zmarszczyłem brwi, wychodząc i otrzepując się z wody. Natychmiast ruszyłem do suczki.
- Cześć, Omi. - uśmiechnąłem się najszerzej jak umiałem, a przynajmniej jak było widać pod tą gęstą warstwą futra, czyli dość szeroko. - Co u Ciebie? - zadałem standardowe pytanie jak na nowoczesność.
- Nic nowego, odkąd ostatni raz się widzieliśmy. - podsumowała, na co tylko przytaknąłem. No cóż... nie każdy ma tak ciekawe życie jak ja i co chwilę ma jakąś nową przygodę lub wiadomość od innych. - A ty?
- No cóż... wygrałem wyścigi, przygotowałem się do finału, poznałem skróty, kąpałem się, znalazłem Ciebie, ty opowiedziałaś mi co u Ciebie, ty mnie spytałaś to samo i teraz Ci to opowiadam. - zaśmiałem się cicho, tak samo jak suka Husky. - I dalej piszę swoją opowieść. - dodałem po krótkim zastanowieniu się.
- Rozumiem, rozumiem. - odpowiedziała z wielkim uśmiechem na pysku Omega. - Ale jak znalazłeś jakiś wyścig, jak do niego dołączyłeś? - suka zadawała pytania dość łatwe na odpowiedź, ale cóż, powinienem jej odpowiedzieć. Jednak nie miałem czasu, muszę się przygotowywać na finały... Ramziu, przestań o tym gadać.
- Ruszyłem na oglądanie wyścigów. Jakoś nie miałem ochoty oglądać, więc dołączyłem się. Może być to dobrym przygotowaniem do finału, który będzie już za 6 dni. Stanąłem tak jak ostatnio, tym razem też zostałem zapluty jadem przez innych uczestników. Gdy usłyszałem charakterystyczny pisk dzwonka, ruszyłem do przodu. - oznajmiłem całą historię z znalezieniem i dołączeniem do wyścigu. - No i wygrałem, po lekkich niedopatrzeniach ze strony rywali. - dopowiedziałem, po czym zacząłem wpatrywać się w niebo. Usiadłem na trawie, wpatrując się dalej w niebo. - A ty? Serio nic się nie zdarzyło ciekawego z twojej strony?
- Nie, naprawdę. Chodziłam sobie tylko, upolowałam coś i tyle... - westchnęła, czyniąc to co ja, czyli obserwując niebo. Oblizałem się na myśl o pysznym pieczonym indyku, lecz pomyślałem sobie, że po co mi indyk, jak nie jestem głodny? Ja jem oczami, nie lubię mieć czegoś w żołądku i lubię głodować. No ale nie aż do śmierci... a zresztą, wiem jak mam chyba się ograniczać w stosunku do jedzenia, prawda?
- Aha, okej. - stosunkowo szybko odpowiedziałem na słowa suni. - A... co robimy? Może pójdziemy pobiegać, co? - żyję ciągle biegami i wyścigami, to jest już niebywałe. Suka dość długo się zastanawiała, aż usłyszałem z jej ust odpowiedź:
Omega?
- A może się boisz? - zaśmiała się głośno suka Husky'ego. Zmarszczyłem brwi, ukazując kły i pazury. - Oh, nie przestraszysz mnie. - oznajmiła, na co tylko zaśmiałem się, rzucając się na sukę. Przewróciłem ją, głośno warcząc. Ta tylko odepchnęła mnie swoim ciężarem ciała. Cofnąłem się i niepewnie zacząłem wpatrywać się w ślepia suki.
- Serio? Chcesz walczyć z nowym? Nie jest to zbyt porządne dla członka Sfory Psiego Uśmiechu, raczej z dłuższym stażem, co? - wybiłem z tropu pewną siebie sukę, podnosząc ciągle jedną brew. - Ramzes, jakbyś nie wiedziała. Ramzes. Owczarek Szwajcarski, jak nie widzisz. - mruknąłem.
- Widzę, widzę. - mruknęła pod nosem, siadając i wpatrując się w moje ruchy. - Nie jestem ślepa jak ty. - chyba pomyślała że mnie to zrani, ale tak się nie stało. - Omega. Husky, Omega. - westchnęła, obserwując ptaki przelatujące nad nami.
- I co? Powiesz coś ciekawego wreszcie? - westchnąłem, odwracając się od niej i mocząc łapki w jeziorze. Ta tylko cicho warknęła pod nosem, podchodząc do mnie. "Nie" wydobyło się z jej ust, gdy patrzała w swoje odbicie wodne. - Okej, to możemy się rozejść. - podsumowałem, odchodząc od suki Husky. Poczułem złapanie za łapę, więc obejrzałem się. To była Omega.
- Nie... poczekaj. - spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. - Przepraszam za moje zachowanie. - ja również przeprosiłem sukę, po czym ruszyłem do miasta. Ruszyłem na oglądanie wyścigów. Jakoś nie miałem ochoty oglądać, więc dołączyłem się. Może być to dobrym przygotowaniem do finału, który będzie już za 6 dni. Stanąłem tak jak ostatnio, tym razem też zostałem zapluty jadem przez innych uczestników. Gdy usłyszałem charakterystyczny pisk dzwonka, ruszyłem do przodu. Byłem 2. To niesamowite uczucie, gdy pierwszy raz, jak startujesz jesteś najgorszy, a drugi raz idzie Ci dobrze. Próbowałem przyśpieszyć, aby wygrać. Jednak gdy przyśpieszyłem, obecny lider kopnął mnie w udo i ległem jak długi. Głęboko westchnąłem, jednak nie poddawałem się i od razu wstałem, ślizgając się na lodzie. On był już dosyć daleko, jednak nie mogę narzekać, bo byłem 2, a reszta była dość daleko, tak daleko, że nie mogłem jej zobaczyć w zasięgu mojego wzroku. Zacząłem głośno dyszeć. Nie mogłem się tak po prostu poddać. Chwilę postałem, po czym ruszyłem jak najszybciej mogłem. Niesamowicie szybko biegłem, czułem niesamowity, zimny wiatr. Zauważyłem już lidera. Zacząłem powoli go doganiać. Gdy byłem już przy nim, chciał mi podłożyć łapę, lecz ja skoczyłem i wyprzedziłem go, a ten poślizgnął się i pojechał na zbitym pysku. Widownia zaśmiała się, a ja tylko spokojnie dobiegłem do mety. Na koniec zrobiłem ładny wślizg i wygrałem konkurs. Uśmiechnąłem się szeroko do wszystkich, którzy to oglądali. Jakiś człek wręczył mi nagrodę, a ja z dumą wróciłem do jaskini. Dostałem dużą paczkę karmy i kości. Mam spore szanse na wygraną finału. A przynajmniej chciałbym, bo odkryłem swój talent i przy okazji chciałbym pomóc biednym dzieciom, które chorują na tą okropną, nieuleczalną bez tego lekarstwa chorobę. Musiałem trenować, jeśli chciałbym przetrwać jako niesamowity pies. Zjadłem trochę nagrody, jednak nie za dużo, bo muszę utrzymać formę. Pobiegłem jeszcze potruchtać, po czym zamoczyłem się w wodzie. Było niezwykle lodowato, jednak myślę że trochę ochłodzenia mi pomoże w utrzymaniu dobrej formy. Ale po co mi ciągle myśleć o tym wszystkim! Przecież mogę się bawić, żyć... a nie tylko gadać o zawodach. Jeszcze 6 dni, na luzie to wygram. Muszę. Inaczej będę zawiedziony na sobie. Wtem ujrzałem Omegę, która chodziła po terenach. Zmarszczyłem brwi, wychodząc i otrzepując się z wody. Natychmiast ruszyłem do suczki.
- Cześć, Omi. - uśmiechnąłem się najszerzej jak umiałem, a przynajmniej jak było widać pod tą gęstą warstwą futra, czyli dość szeroko. - Co u Ciebie? - zadałem standardowe pytanie jak na nowoczesność.
- Nic nowego, odkąd ostatni raz się widzieliśmy. - podsumowała, na co tylko przytaknąłem. No cóż... nie każdy ma tak ciekawe życie jak ja i co chwilę ma jakąś nową przygodę lub wiadomość od innych. - A ty?
- No cóż... wygrałem wyścigi, przygotowałem się do finału, poznałem skróty, kąpałem się, znalazłem Ciebie, ty opowiedziałaś mi co u Ciebie, ty mnie spytałaś to samo i teraz Ci to opowiadam. - zaśmiałem się cicho, tak samo jak suka Husky. - I dalej piszę swoją opowieść. - dodałem po krótkim zastanowieniu się.
- Rozumiem, rozumiem. - odpowiedziała z wielkim uśmiechem na pysku Omega. - Ale jak znalazłeś jakiś wyścig, jak do niego dołączyłeś? - suka zadawała pytania dość łatwe na odpowiedź, ale cóż, powinienem jej odpowiedzieć. Jednak nie miałem czasu, muszę się przygotowywać na finały... Ramziu, przestań o tym gadać.
- Ruszyłem na oglądanie wyścigów. Jakoś nie miałem ochoty oglądać, więc dołączyłem się. Może być to dobrym przygotowaniem do finału, który będzie już za 6 dni. Stanąłem tak jak ostatnio, tym razem też zostałem zapluty jadem przez innych uczestników. Gdy usłyszałem charakterystyczny pisk dzwonka, ruszyłem do przodu. - oznajmiłem całą historię z znalezieniem i dołączeniem do wyścigu. - No i wygrałem, po lekkich niedopatrzeniach ze strony rywali. - dopowiedziałem, po czym zacząłem wpatrywać się w niebo. Usiadłem na trawie, wpatrując się dalej w niebo. - A ty? Serio nic się nie zdarzyło ciekawego z twojej strony?
- Nie, naprawdę. Chodziłam sobie tylko, upolowałam coś i tyle... - westchnęła, czyniąc to co ja, czyli obserwując niebo. Oblizałem się na myśl o pysznym pieczonym indyku, lecz pomyślałem sobie, że po co mi indyk, jak nie jestem głodny? Ja jem oczami, nie lubię mieć czegoś w żołądku i lubię głodować. No ale nie aż do śmierci... a zresztą, wiem jak mam chyba się ograniczać w stosunku do jedzenia, prawda?
- Aha, okej. - stosunkowo szybko odpowiedziałem na słowa suni. - A... co robimy? Może pójdziemy pobiegać, co? - żyję ciągle biegami i wyścigami, to jest już niebywałe. Suka dość długo się zastanawiała, aż usłyszałem z jej ust odpowiedź:
Omega?
Od Michelle- CD opowiadania Jema
Wtopiłam śnieżnobiałe kły w zająca, i wciągnęłam nosem unoszący się w
powietrzu zapach krwi. Odetchnęłam ze spokojem, że wreszcie mogę się
najeść do syta. Wyciągnęłam pyszczek ze środka zająca (Błagam bez
skojarzeń ;-; xd ) i zaczęłam powoli przegryzać malutkie kosteczki,
które wchodziły w skład żeber. Jednak coś przeszkadzało mi w porannym
posiłku. Po krótszej chwili zastanowienia zorientowałam się że na
przeciwko mnie stoi duży, czekoladowy samiec delta. Uniosłam swój
zakrwawiony pysk w górę, i zmierzyłam samca wzrokiem. Podniosłam prawą
brew w górę, czekając aż coś powie, ale on milczał, jak skała. Wstałam i
oblizałam krew, która znajdowała się na moich białych zębach. Jeszcze
chwilę patrzyłam na niego, to na zająca, i uświadomiłam sobie, że nie
stoi tu tylko po to, aby popatrzeć sobie jak jem. Westchnęłam i ponownie
przykucnęłam przy zającu. Pazurami oderwałam "połowę" zdobyczy, i
spojrzałam na nieznajomego.
- Chcesz trochę? - Mruknęłam zirytowana tym, że dalej stoi jak kamień, i patrzy się na mnie. Po chwili podszedł bliżej, i usiadł na przeciwko mnie.
- Dziękuję. - Wymruczał i zabrał się do jedzenia. Przewróciłam oczami. Nawet nie wiecie jak wkurzają mnie tacy dorośli. Ja ponownie zatopiłam zęby w zającu, jednak tym razem nie w brzuchu, tylko w jego głowie. Czułam jak moje kły przebijają się przez jego czaszkę. Czasem było to dla mnie obrzydliwe, ale kiedy w zimę jest mało pożywienia, trzeba się wszystkim cieszyć. Na szczęście nie muszę pchać w siebie wilczych jagód, czy innych "owoców leśnych" . Zauważyłam, że pies w porównaniu do mnie nie je "głośno". Siedział nadal cicho, a gdy przegryzał jakąś kość, w cale nie było tego słychać. No cóż, nie każdy ma takie zdolności. Wstałam i wyprostowałam się.
- Jem, tak? Jesteś deltą? - Podniosłam niepewnie brew lukając to na niego, to na zająca, który już praktycznie zniknął.
- Tak. - Oblizał się i również wstał. Był ode mnie nieco wyższy, okej, prawie równy, jedynie moje stojące uszy były w stanie go przewyższyć. Uśmiechnęłam się sztucznie, i odwróciłam na pięcie. Miałam zamiar iść poszukać jakiegoś stadka jeleni, sforze przyda się trochę zapasów. Jeszcze chwilę stałam odwrócona tyłem do psa.
- A więc, Jem'ie...Jeżeli chcesz, możesz iść ze mną na polowanie. Oczywiście nie nalegam...- Mruknęłam. W cale nie miałam zamiaru brać go ze sobą, ale jakoś tak samo mi się wymsknęło. Czułam że może mi pomóc, ten pies jest starszy, ma doświadczenie, a ja? Ja jestem jeszcze gówniarą, która pomimo swoich niesamowitych umiejętności, może wszystko zwalić.
Jem?
- Chcesz trochę? - Mruknęłam zirytowana tym, że dalej stoi jak kamień, i patrzy się na mnie. Po chwili podszedł bliżej, i usiadł na przeciwko mnie.
- Dziękuję. - Wymruczał i zabrał się do jedzenia. Przewróciłam oczami. Nawet nie wiecie jak wkurzają mnie tacy dorośli. Ja ponownie zatopiłam zęby w zającu, jednak tym razem nie w brzuchu, tylko w jego głowie. Czułam jak moje kły przebijają się przez jego czaszkę. Czasem było to dla mnie obrzydliwe, ale kiedy w zimę jest mało pożywienia, trzeba się wszystkim cieszyć. Na szczęście nie muszę pchać w siebie wilczych jagód, czy innych "owoców leśnych" . Zauważyłam, że pies w porównaniu do mnie nie je "głośno". Siedział nadal cicho, a gdy przegryzał jakąś kość, w cale nie było tego słychać. No cóż, nie każdy ma takie zdolności. Wstałam i wyprostowałam się.
- Jem, tak? Jesteś deltą? - Podniosłam niepewnie brew lukając to na niego, to na zająca, który już praktycznie zniknął.
- Tak. - Oblizał się i również wstał. Był ode mnie nieco wyższy, okej, prawie równy, jedynie moje stojące uszy były w stanie go przewyższyć. Uśmiechnęłam się sztucznie, i odwróciłam na pięcie. Miałam zamiar iść poszukać jakiegoś stadka jeleni, sforze przyda się trochę zapasów. Jeszcze chwilę stałam odwrócona tyłem do psa.
- A więc, Jem'ie...Jeżeli chcesz, możesz iść ze mną na polowanie. Oczywiście nie nalegam...- Mruknęłam. W cale nie miałam zamiaru brać go ze sobą, ale jakoś tak samo mi się wymsknęło. Czułam że może mi pomóc, ten pies jest starszy, ma doświadczenie, a ja? Ja jestem jeszcze gówniarą, która pomimo swoich niesamowitych umiejętności, może wszystko zwalić.
Jem?
wtorek, 20 grudnia 2016
Od Jocker'a- CD opowiadania Omegi
Przypełzłem pochmurnie do jaskini Omegi. Byłem bardzo zażenowany moim wczorajszym zachowaniem i miałem zamiar od razu przeprosić.
- Wejdź... Jocker...- wyszeptała suka.
Powoli wszedłem do jaskini i spojrzałem na równie pochmurną Omegę. Chyba zepsułem jej humor chociaż nie miałem takiego zamiaru.
- Przyszedłem... Przeprosić.- wyjaśniłem niepewnie.
Omega zerknęła na mnie a oczy jej się zaświeciły. Nastawiła jedno ucho w moją stronę.
- Poniosło mnie wczoraj.- zacząłem nieco pewniej.- Często tak mam że obwiniam się za te wszystkie sytuacje z mojego życia.
- Rozumiem cię.- suczka podeszła do mnie.- Dobrze że wiesz że jesteśmy w podobnej sytuacji.
- Wiem dlatego nie chcę ci psuć humoru.- wtrąciłem.
- Nie psujesz, spokojnie.- uśmiechnęła się.
Odwzajemniłem uśmiech i zerknąłem na ściany jej jaskini. Zdążyła się tu już zakwaterować. Wszystko elegancko leżało na swoim miejscu. Czego tu się dziwić w końcu właścicielką tej jaskini była suczka. Suczki mają w naturze czystość i te sprawy. Jeszcze parę rzeczy tu brakowało przez co wpadłem na świetny pomysł. Mogę poszukać paru dodatków do jej jaskini ale musiałem dowiedzieć się czym Omega interesuje się na co dzień.
- Omega?- zapytałem nie wiedząc jak inaczej mogę zacząć.
- Słucham?- popatrzyła na mnie.
- Czym się interesujesz?- zdanie wyleciało od tak sobie z moich ust.
Omega? To samo z weną xD
- Wejdź... Jocker...- wyszeptała suka.
Powoli wszedłem do jaskini i spojrzałem na równie pochmurną Omegę. Chyba zepsułem jej humor chociaż nie miałem takiego zamiaru.
- Przyszedłem... Przeprosić.- wyjaśniłem niepewnie.
Omega zerknęła na mnie a oczy jej się zaświeciły. Nastawiła jedno ucho w moją stronę.
- Poniosło mnie wczoraj.- zacząłem nieco pewniej.- Często tak mam że obwiniam się za te wszystkie sytuacje z mojego życia.
- Rozumiem cię.- suczka podeszła do mnie.- Dobrze że wiesz że jesteśmy w podobnej sytuacji.
- Wiem dlatego nie chcę ci psuć humoru.- wtrąciłem.
- Nie psujesz, spokojnie.- uśmiechnęła się.
Odwzajemniłem uśmiech i zerknąłem na ściany jej jaskini. Zdążyła się tu już zakwaterować. Wszystko elegancko leżało na swoim miejscu. Czego tu się dziwić w końcu właścicielką tej jaskini była suczka. Suczki mają w naturze czystość i te sprawy. Jeszcze parę rzeczy tu brakowało przez co wpadłem na świetny pomysł. Mogę poszukać paru dodatków do jej jaskini ale musiałem dowiedzieć się czym Omega interesuje się na co dzień.
- Omega?- zapytałem nie wiedząc jak inaczej mogę zacząć.
- Słucham?- popatrzyła na mnie.
- Czym się interesujesz?- zdanie wyleciało od tak sobie z moich ust.
Omega? To samo z weną xD
poniedziałek, 19 grudnia 2016
Od Silence - CD opowiadania Haydena
Chłodny, aczkolwiek przyjemny wiatr delikatnie smagał czarną sierść suki. Taka temperatura w połączeniu z jej minimalną długością sprawiała, że na jej ciele można było dostrzec lekkie drżenie, zimno spowodowane gwałtowną zmianą pogody powoli rozpływało się po jej wnętrzu. Obserwacja tak smolistej postaci wśród nieskazitelnie białego śniegu musiała wprawiać towarzyszącego jej samca w dosyć dziwne uczucie, chociaż jej samej nigdy nie przeszkodził taki kontrast - w końcu musiała przeżywać to samo co każdą zimę, dlatego przystosowanie się do takiego fascynującego zjawiska nie sprawiało jej większych problemów. Wolała się skupić na tym, jaki kamuflaż byłby w takim przypadku skuteczny: niejednokrotnie rozważała przysypanie całej powierzchni futra białym puchem, aczkolwiek w tak nieprzyjemnej sytuacji nie powinna zakrzątać i tak już skołowanych myśli psa kolejną, dziwną czynnością z jej strony. Silence nigdy nie stawała murem za odpuszczeniem swych ulubionych przedstawień, aczkolwiek wtem nie posuwała się do ogromnego głupstwa - owy pies równie dobrze mógłby okazać się kimś, kto miałby obowiązek poinformowania przywódców o jej nietypowym, odstającym od normy zachowaniu.
W ramach wypełnienia pustki w sercu tak ogromną stratą ułożyła się wygodnie na płaskim, jeszcze niecałkowicie ośnieżonym głazie, aby bezproblemowo obserwować jego wszystkie, nawet te najmniejszy ruchy. Błękitne ślepia podążały za nim w każdym momencie, nie odpuszczając swego obiektu zainteresowania również wtedy, kiedy zdał się na wyjątkowo zabawny gest. Wargi psa powędrowały w górę, tym samym ukazując Silence szereg pięknych, zadbanych oraz kompletnych kłów. Przez chwilę uwiesiła na nim swój wzrok jeszcze intensywniej, niż kiedykolwiek wcześniej, już za chwilę turlając się na szarym kamieniu w ramach okazania swojego lekceważenia takowego sygnału. Cóż mogła zrobić więcej, gdy zimno skutecznie przytwierdziło ją do tego daru natury? Była wręcz zmuszona do pozostania na niewygodnym już miejscu. Początkowo obiecała sobie, iż z owego nigdy nie zejdzie - wtem marzyła tylko o tym, żeby z niego zeskoczyć. Po prostu zejść z przeklętego głazu, który niby lep na muchy przylepiał ją do swej powierzchni. Towarzyszący jej samiec powoli przechodził do ustawienia, w którym przebywał od samego początku; z jego pyska zniknął już groźny grymas, lekko drżące ciało nie wskazywało gotowości do walki, jedynie tę słynną bierność. Błękitnooka rozważała, czy nie uczynić czegoś ciekawszego, lecz ostatecznie to nakrapiany, nieznajomy bohater o dwóch innych tęczówkach postanowił się odezwać.
- Zejdź. - powiedział głośno i wyraźnie, Silence wyczuła w jego tonie rozkazującą formę, która nigdy jej nie odpowiadała. Nawet wtedy, a może w szczególności wtem, gdy taki rozkaz wydaje obcy.
Utrzymywała kontakt wzrokowy, chociaż nie była pewna, co też chciała tym osiągnąć - wprowadzić go w stan wściekłości, nieopanowanej furii, jeszcze bardziej ukazać pogardę dla jego słów? Nie określiła swoje celu od razu, dopiero w miarę czasu spędzonego na wpatrywanie się w psa widziała w tym jakiś większy sens: jak to mówią, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Tak to też było z nią, aktualnie ukazującą swój szeroki, dziwny uśmieszek.
- Czemu sam tego nie zrobisz? - zapytała półszeptem z nutą zaciekawienia. - Pomożesz mi?
Hayden?
- Zejdź. - powiedział głośno i wyraźnie, Silence wyczuła w jego tonie rozkazującą formę, która nigdy jej nie odpowiadała. Nawet wtedy, a może w szczególności wtem, gdy taki rozkaz wydaje obcy.
Utrzymywała kontakt wzrokowy, chociaż nie była pewna, co też chciała tym osiągnąć - wprowadzić go w stan wściekłości, nieopanowanej furii, jeszcze bardziej ukazać pogardę dla jego słów? Nie określiła swoje celu od razu, dopiero w miarę czasu spędzonego na wpatrywanie się w psa widziała w tym jakiś większy sens: jak to mówią, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Tak to też było z nią, aktualnie ukazującą swój szeroki, dziwny uśmieszek.
- Czemu sam tego nie zrobisz? - zapytała półszeptem z nutą zaciekawienia. - Pomożesz mi?
Hayden?
Od Omegi - CD opowiadania Jocker'a
Pies sobie poszedł... Nie wierzyłam.
-Jocker! Zostań! Proszę...!-jęknęłam. Nie miałam zamiaru się z nim swatać. Jocker był moim przyjacielem... No dobra, bliskim. Poczułam, że zimno śniegu daje mi się we znaki. Zadrżałam, po czym zasmucona ruszyłam do swojej jaskini. Bez niego było pusto. Nie tylko pusto fizycznie. Było mi pusto w sercu.
~~~
Następnego dnia obudziłam się, znów popędzona czasem. Jednakże wtedy zorientowałam się w sytuacji - Jocker nie chciał mieć ze mną nic do czynienia. Może mi się wydawało... Ale może on wciąż kochał Rachel? Myślał, że mogę mu ją zabrać. Nie byłam taka jak Rachel. Ale... jednak... Porzuciłam Deltę. Zostawiłam go samego. Chyba jednak byłam jak ona.
Usłyszałam, jak ktoś puka w ścianę jaskini.
-Mogę wejść?-usłyszałam znajomy głos i wstrzymałam oddech.
-Wejdź... Jocker...-wyszeptałam.
Jocker? Sry, że krótkie DX Brakus wenus totalus DX
-Jocker! Zostań! Proszę...!-jęknęłam. Nie miałam zamiaru się z nim swatać. Jocker był moim przyjacielem... No dobra, bliskim. Poczułam, że zimno śniegu daje mi się we znaki. Zadrżałam, po czym zasmucona ruszyłam do swojej jaskini. Bez niego było pusto. Nie tylko pusto fizycznie. Było mi pusto w sercu.
~~~
Następnego dnia obudziłam się, znów popędzona czasem. Jednakże wtedy zorientowałam się w sytuacji - Jocker nie chciał mieć ze mną nic do czynienia. Może mi się wydawało... Ale może on wciąż kochał Rachel? Myślał, że mogę mu ją zabrać. Nie byłam taka jak Rachel. Ale... jednak... Porzuciłam Deltę. Zostawiłam go samego. Chyba jednak byłam jak ona.
Usłyszałam, jak ktoś puka w ścianę jaskini.
-Mogę wejść?-usłyszałam znajomy głos i wstrzymałam oddech.
-Wejdź... Jocker...-wyszeptałam.
Jocker? Sry, że krótkie DX Brakus wenus totalus DX
Od Phoenixa - CD opowiadania Sakury.
Samiec przez kilka sekund rejestrował położenie mięsa, aby już za chwilę zerwać się z miejsca oraz błyskawicznie zabrać się do jedzenia, któremu wcześniej wyraźnie odmówił. Taki przebieg wydarzeń nie mógł nikogo zdziwić - zabieranie pożywienia, nawet po głośnym proponowaniu odstąpienia swej porcji było czymś, przed czym wolał uciekać. Z kolei nieco bardziej stanowcze zaoferowanie jelenia wydawało się dla niego lepszym rozwiązaniem, toteż bez problemu skosztował rzuconej przez Sakurę jeleniny. Pierwszy kęs surowego mięsa był dla niego czymś nowym, gdyż nigdy wcześniej nie urządzał polowania na kopytne stworzenia: jego faworytami w tej kwestii były zające, również one gościły na pierwszym miejscu w liście najczęściej spożywanych przez niego posiłków.. Raczej dziwna byłaby sytuacja, gdzie delikwent zdobywa rodzaj mięsa, który nigdy mu nie odpowiadał, prawda? Podobnie jest z przyjaciółmi, czy też odwiedzanymi miejscami - nie wybieramy tych, które nas nie interesują. Czekamy na inne, lub też wyłaniamy zupełnie odmiennego towarzysza, chociaż nierzadko jest to niezwykle ciężkie zadanie.
- A jednak, nie dziękuję nabrało nowego znaczenia. - suka uniosła pysk, jednakże tylko po to, aby lepiej przyjrzeć się swojemu towarzyszowi. Ten w odpowiedzi przytaknął, a na jakże puszystym, przypominającym bardziej niedźwiedzim niż psim pysku zajaśniał niezrozumiały grymas. Nie można było powiedzieć, iż wzorował go na wcześniejszym, niepewnym uśmieszku: sukcesem byłoby nawet porównanie go do jakiegokolwiek wyrażenia emocji, czy to pozytywnych, czy tych gorszych. Kiedy skończył, poprawił się na swoim ugniecionym przez równie mięciutki tyłek miejscu i postanowił wlepić czekoladowe, ożywione ślepia w białą sukę, której nie przeszkadzał fakt, że Phoenix obserwuje ją bez żadnego powodu. Wydawała się niepodatna na tego typu sygnały.
- Oh - milczenie ponownie przerwała Sakura. - Wyglądasz jak olbrzymi płatek śniegu.
Po zarejestrowaniu takiego stwierdzenia Szpic rozejrzał się dookoła, tylko na kilka sekund prześwietlając wzrokiem swoje futro. Faktycznie, wszystko zgadzało się z opisem sporządzonym przez Białą: Nix był wtem pokryty nieznaczną warstwą równie białego jak sierść suki puchem, co zresztą wcale mu nie przeszkadzało.
- Proponuję stąd iść, zanim zmienię kolor. - ruszył przed siebie, jednakże zdążył przed tym spojrzeć na sukę.
Sakura?
- Oh - milczenie ponownie przerwała Sakura. - Wyglądasz jak olbrzymi płatek śniegu.
Po zarejestrowaniu takiego stwierdzenia Szpic rozejrzał się dookoła, tylko na kilka sekund prześwietlając wzrokiem swoje futro. Faktycznie, wszystko zgadzało się z opisem sporządzonym przez Białą: Nix był wtem pokryty nieznaczną warstwą równie białego jak sierść suki puchem, co zresztą wcale mu nie przeszkadzało.
- Proponuję stąd iść, zanim zmienię kolor. - ruszył przed siebie, jednakże zdążył przed tym spojrzeć na sukę.
Sakura?
niedziela, 18 grudnia 2016
Od Lucelle- CD opowiadania Anubisa
Usłyszałam szczekanie Anubisa jak i innych... wilków?! Wbiegłam w las i starałam się dotrzeć po groźnym dźwiękach do miejsca walki. Zastałam tam Anubisa i otaczające go szare wilki oraz tego czarnucha, którego schowaliśmy. Tak szybko wyzdrowiał? Tylko parę wilków zerknęło na mnie warcząc donośnie, zaś reszta nadal wrogo była wpatrzona w Anubisa. Wiedziałam że jak czarny wilk da rozkaz jego prawdopodobnie posłańcy rozszarpią nas na kawałeczki. Zręcznie przeskoczyłam nad głową jakiejś waderze i stanęłam obok przyjaciela. Teraz to ja go spróbuję ochronić. Wyszczerzyłam delikatnie zęby pokazując że też potrafię dokopać. Dwa wilki zrobiły to samo.
- Będziecie tak stać?!- warknęłam zniecierpliwiona.
- Chcemy się dokładnie przypatrzeć waszym JESZCZE żywym mordkom.- zaśmiał się głośno czarny basior.
- Będziecie na nie patrzeć ile chcecie ale to wtedy kiedy już was wykończymy!- znów zadęłam pewnym głosem.
Wszystkie wilki parsknęły śmiechem. Ja zaś stałam zupełnie poważna i już w 100% gotowa do walki. Zrobiłam salto w powietrzu i wskoczyłam na moją pierwszą ofiarę. Wbiłam waderze kły w plecy. Widać że była słaba gdyż głośno zaskomlała i ukryła się w krzakach. Obróciłam się żeby zbadać resztę sytuacji. Dwa dorodne basiory czaiły się na Anubisa.
Anubis?
- Będziecie tak stać?!- warknęłam zniecierpliwiona.
- Chcemy się dokładnie przypatrzeć waszym JESZCZE żywym mordkom.- zaśmiał się głośno czarny basior.
- Będziecie na nie patrzeć ile chcecie ale to wtedy kiedy już was wykończymy!- znów zadęłam pewnym głosem.
Wszystkie wilki parsknęły śmiechem. Ja zaś stałam zupełnie poważna i już w 100% gotowa do walki. Zrobiłam salto w powietrzu i wskoczyłam na moją pierwszą ofiarę. Wbiłam waderze kły w plecy. Widać że była słaba gdyż głośno zaskomlała i ukryła się w krzakach. Obróciłam się żeby zbadać resztę sytuacji. Dwa dorodne basiory czaiły się na Anubisa.
Anubis?
Od Quake'a- CD opowiadania Jema
Widać było że pies nie za bardzo chciał ze mną siedzieć. Ale co tam przecież można go jakoś ruszyć lub rozbawić. Z początku spokojnie przy nim siedziałem ale to takie strasznie nudne. Wskoczyłem mu na grzbiet. Ostrożnie przeszedłem na szyję aż zawisłem na karku. Uderzałem lekko łapami o długi pysk wujka. Wypuścił groźnie powietrze z nozdrzy i schylił się. Ja zaś sturlałem się po czole Jema i zleciałem spowrotem na ziemię. Nie podoba mi się to! Co ja mógł bym to zrobić... Jeżeli on nie ma zamiaru się ze mną bawić to może sam się pobawię. Wymyślając podstęp położyłem się delikatnie obok psa wymawiając ciche:
- Dobranoc.
Wujaszek zdziwił się nieco ale zaakceptował mój wybór. On również położył łeb. Pewnie był przemęczony dniem i jeszcze tym niańczeniem mnie (chociaż spędzanie czasu ze mną powinno być przyjemnością pff). Nawet nie zmrużyłem oka kiedy Jem już smacznie chrapał. Powoli wymsknąłem się spod opieki i wybiegłem z jaskini. Obejrzałem się jeszcze pare razy czy pies na pewno się nie obudził. Gdy byłem już tego pewny zjechałem z wysokiej śnieżnej zaspy. Wylądowałem na sporej polanie. Niedaleko mieściło się centrum sfory. Wolałem odejść od niego trochę dalej w razie gdyby Jocker tamtędy przechodził wracając do swojej jaskini. Biegłem po grubym śniegu a właściwie to w nim pływałem. Był tak głęboki że było widać tylko mój mały łebek. W końcu wydostałem się z puchu i wylądowałem przy sporym stawie. Był oczywiście zamarznięty przez co będzie zabawniej. Stanąłem na lód pewny siebie. Posunąłem łapę w przód a zaraz kolejną. Zacząłem się ślizgać i szło mi to lepiej niż myślałem. Po chwili lód był już tak wyskrobany że coraz gorzej mi się jeździło więc wróciłem na ziemię pokrytą śniegiem. Miałem zamiar ruszyć do lasu lecz usłyszałem niepokojące dźwięki. Zza drzew wyszedł kruczo-szary basior. Wyszczerzył wściekle kły i posuwał się w moją stronę. Ja w tym momencie cofałem się ale nie uciekałem. Też mogłem wyszczerzyć zęby ale miałem akurat okres że mi wypadały i byłem prawie że szczerbaty. Gdy wilk był już zbyt blisko mnie warknąłem. Wyszło tak słodko że miałem ochotę zakopać się pod śnieg żeby ukryć rumieńce. Po chwili znowu się podniosłem żeby warknąć ale basior uciekł już daleko z podkulonym ogonkiem. Wypiąłem dumnie pierś wmawiając sobie że wystraszył się moich warknięć. Wtem obróciłem się żeby wrócić do Jema... tyle że Jem stał teraz za mną z miną podobną do wilka.
- Widziałeś?!- skakałem uradowany.- Wystraszył się mnie!
- Jak śmiałeś opuszczać jaskinię bez mojej zgody?!- warknął.
- Ty się nie chciałeś ze mną bawić w łowce i zwierzynę to pomyślałem że on może zechce!- wyjaśniłem mało wiarygodnie.
- Tyle że w tym przypadku to ty byś był zwierzyną.- złapał się za głowę i westchnął.
Nic już nie mówił tylko wziął mnie za skórę na karku i jak matka zaniósł mnie spowrotem to jaskini.
Jem?
- Dobranoc.
Wujaszek zdziwił się nieco ale zaakceptował mój wybór. On również położył łeb. Pewnie był przemęczony dniem i jeszcze tym niańczeniem mnie (chociaż spędzanie czasu ze mną powinno być przyjemnością pff). Nawet nie zmrużyłem oka kiedy Jem już smacznie chrapał. Powoli wymsknąłem się spod opieki i wybiegłem z jaskini. Obejrzałem się jeszcze pare razy czy pies na pewno się nie obudził. Gdy byłem już tego pewny zjechałem z wysokiej śnieżnej zaspy. Wylądowałem na sporej polanie. Niedaleko mieściło się centrum sfory. Wolałem odejść od niego trochę dalej w razie gdyby Jocker tamtędy przechodził wracając do swojej jaskini. Biegłem po grubym śniegu a właściwie to w nim pływałem. Był tak głęboki że było widać tylko mój mały łebek. W końcu wydostałem się z puchu i wylądowałem przy sporym stawie. Był oczywiście zamarznięty przez co będzie zabawniej. Stanąłem na lód pewny siebie. Posunąłem łapę w przód a zaraz kolejną. Zacząłem się ślizgać i szło mi to lepiej niż myślałem. Po chwili lód był już tak wyskrobany że coraz gorzej mi się jeździło więc wróciłem na ziemię pokrytą śniegiem. Miałem zamiar ruszyć do lasu lecz usłyszałem niepokojące dźwięki. Zza drzew wyszedł kruczo-szary basior. Wyszczerzył wściekle kły i posuwał się w moją stronę. Ja w tym momencie cofałem się ale nie uciekałem. Też mogłem wyszczerzyć zęby ale miałem akurat okres że mi wypadały i byłem prawie że szczerbaty. Gdy wilk był już zbyt blisko mnie warknąłem. Wyszło tak słodko że miałem ochotę zakopać się pod śnieg żeby ukryć rumieńce. Po chwili znowu się podniosłem żeby warknąć ale basior uciekł już daleko z podkulonym ogonkiem. Wypiąłem dumnie pierś wmawiając sobie że wystraszył się moich warknięć. Wtem obróciłem się żeby wrócić do Jema... tyle że Jem stał teraz za mną z miną podobną do wilka.
- Widziałeś?!- skakałem uradowany.- Wystraszył się mnie!
- Jak śmiałeś opuszczać jaskinię bez mojej zgody?!- warknął.
- Ty się nie chciałeś ze mną bawić w łowce i zwierzynę to pomyślałem że on może zechce!- wyjaśniłem mało wiarygodnie.
- Tyle że w tym przypadku to ty byś był zwierzyną.- złapał się za głowę i westchnął.
Nic już nie mówił tylko wziął mnie za skórę na karku i jak matka zaniósł mnie spowrotem to jaskini.
Jem?
Od Anubisa- CD opowiadania Anastasi
Strasznie niezręczna sytuacja...Cały się zarumieniłem i patrzyłem na Ann
jak głupi. Jednak wreszcie ocknąłem się i zrozumiałem co się dzieje.
Przez futro Ann, oblepione śniegiem, moje przylepiło się do jej futra.
Zacząłem się śmiać, ale suczce chyba nie było do śmiechu.
- Kleisz się do mnie. - Uniosłem brwi w górę i w dół, zrobiłem zabawną minę i czekałem na odpowiedź suczki.
- Ha ha, bardzo śmieszne Anubis. - Położyła uszy po sobie. - Musisz mnie odkleić. Już.
- Spokojnie, nic na szybko. - Zaśmiałem się. Wiedziałem że ją to wkurza, no ale co miałem zrobić, gdy moja sierść była mocno przylepiona do jej sierści?
- Anubis, to nie jest śmieszne. - Mruknęła. Rzeczywiście, powoli robiło mi się zimno, i bolał mnie brzuch, przez ten śnieg.
- Mam pomysł, ale musisz mi pomóc. - Powiedziałem.
- Jaki? Pff...- Westchnęła. - Nie ma chyba nic gorszego!
- Z całej siły mnie odpychaj. - Powiedziałem i rozejrzałem się, aby upewnić się że nikogo w okolicy nie ma.
- No okej...- Mruknęła. Zaczęła mnie mocno odpychać. Ja też musiałem ją odpychać, aby w końcu się udało. Wreszcie odleciałem kawałek i uderzyłem plecami o zaspę. Powoli wstałem, i zorientowałem się że Anastasia nie może wstać, bo jest cała w śniegu. Zaśmiałem się pod nosem i ruszyłem w jej stronę. Podniosłem ją i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę mojej jaskini. Od razu poszliśmy do łazienki. Obmyłem jej futro ciepłą wodą, a śnieg momentalnie się roztopił. Ann była cała mokra, więc dałem jej dwa ręczniki. Kazałem jej usiąść. Sam pobiegłem do kuchni, i przygotowałem gorącą czekoladę. Nie musiałem długo czekać. Chwilę później, zaniosłem suczce kubek z czekoladą. Uśmiechnąłem się nieśmiało, i usiadłem obok niej.
- Mam nadzieję że lubisz gorącą czekoladę. - Puściłem jej oko.
Anastasio?
- Kleisz się do mnie. - Uniosłem brwi w górę i w dół, zrobiłem zabawną minę i czekałem na odpowiedź suczki.
- Ha ha, bardzo śmieszne Anubis. - Położyła uszy po sobie. - Musisz mnie odkleić. Już.
- Spokojnie, nic na szybko. - Zaśmiałem się. Wiedziałem że ją to wkurza, no ale co miałem zrobić, gdy moja sierść była mocno przylepiona do jej sierści?
- Anubis, to nie jest śmieszne. - Mruknęła. Rzeczywiście, powoli robiło mi się zimno, i bolał mnie brzuch, przez ten śnieg.
- Mam pomysł, ale musisz mi pomóc. - Powiedziałem.
- Jaki? Pff...- Westchnęła. - Nie ma chyba nic gorszego!
- Z całej siły mnie odpychaj. - Powiedziałem i rozejrzałem się, aby upewnić się że nikogo w okolicy nie ma.
- No okej...- Mruknęła. Zaczęła mnie mocno odpychać. Ja też musiałem ją odpychać, aby w końcu się udało. Wreszcie odleciałem kawałek i uderzyłem plecami o zaspę. Powoli wstałem, i zorientowałem się że Anastasia nie może wstać, bo jest cała w śniegu. Zaśmiałem się pod nosem i ruszyłem w jej stronę. Podniosłem ją i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę mojej jaskini. Od razu poszliśmy do łazienki. Obmyłem jej futro ciepłą wodą, a śnieg momentalnie się roztopił. Ann była cała mokra, więc dałem jej dwa ręczniki. Kazałem jej usiąść. Sam pobiegłem do kuchni, i przygotowałem gorącą czekoladę. Nie musiałem długo czekać. Chwilę później, zaniosłem suczce kubek z czekoladą. Uśmiechnąłem się nieśmiało, i usiadłem obok niej.
- Mam nadzieję że lubisz gorącą czekoladę. - Puściłem jej oko.
Anastasio?
Od Anubisa- CD opowiadania Aver
- Oczywiście że tam z tobą pójdę. - Zamerdałem ogonem. Na pyszczku Aver
pojawił się uśmiech. - Kto pierwszy na górkę! Kto ostatni ten ciamajda!
Zacząłem biec ile sił w stronę górki, ale Borderka mnie przegoniła. Była szybsza, po prostu. Jeszcze na dodatek się poślizgnąłem, i zasadziłem pyskiem o śnieg. Podniosłem się, i rozejrzałem czy nikt tego nie widział. Na moje szczęście nie, uśmiechnąłem się krzywo sam do siebie i ruszyłem za sunią. W końcu usiedliśmy razem na górce. Nie było o czym gadać, siedzieliśmy w ciszy.
Aver?
Zacząłem biec ile sił w stronę górki, ale Borderka mnie przegoniła. Była szybsza, po prostu. Jeszcze na dodatek się poślizgnąłem, i zasadziłem pyskiem o śnieg. Podniosłem się, i rozejrzałem czy nikt tego nie widział. Na moje szczęście nie, uśmiechnąłem się krzywo sam do siebie i ruszyłem za sunią. W końcu usiedliśmy razem na górce. Nie było o czym gadać, siedzieliśmy w ciszy.
Aver?
Od Anubisa- CD opowiadania Lucelle
Jaskinia Lucelle była dosyć duża. Spodobał mi się salon, miała tam dużą
sofę. Usiadłem na niej, i czekałem aż suczka wróci z kuchni. Przyszła
trzymając w łapie dwa drinki, uśmiechnąłem się, czasem lubię się upić.
Nie wiem co zaplanowała na ten wieczór, ale miałem nadzieję że nie
będziemy się nudzić. Lucelle postawiła na stoliczku dwa kieliszki i
również usiadła na sofie.
- Możemy zagrać w grę, kiedyś ukradłam ją od ludzi. - Zaśmiała się cicho i zza pleców wyciągnęła grę planszową. Z mojego pyszczka nadal nie schodził uśmiech.
- Monopoly....-Przeczytałem powoli. Zaczęliśmy grę. Było ciekawie, i śmiesznie. Gdy tylko zrobiło się jasno, opuściłem dom Lucelle i skierowałem się w stronę swojej jaskini. Na drodze zobaczyłem wilka. Kuśtykał w moją stronę. Podniosłem brew w górę, i zawołałem Lucelle. Oboje stanęliśmy przed bestią.
- Wygraliście tamtą walkę. Ale niedługo wy oberwiecie zapchlone kundle! - Warknął i wskoczył w krzaki. Zaśmiałem się głośno, czy on nam groził? Nie mam pojęcia, ale wiem, że muszę pobiec za nim. Wdałem się z czarnym w pościg, goniłem go do momentu, kiedy zza drzew wyskoczyła banda szarych wilków.
Lucelle?
- Możemy zagrać w grę, kiedyś ukradłam ją od ludzi. - Zaśmiała się cicho i zza pleców wyciągnęła grę planszową. Z mojego pyszczka nadal nie schodził uśmiech.
- Monopoly....-Przeczytałem powoli. Zaczęliśmy grę. Było ciekawie, i śmiesznie. Gdy tylko zrobiło się jasno, opuściłem dom Lucelle i skierowałem się w stronę swojej jaskini. Na drodze zobaczyłem wilka. Kuśtykał w moją stronę. Podniosłem brew w górę, i zawołałem Lucelle. Oboje stanęliśmy przed bestią.
- Wygraliście tamtą walkę. Ale niedługo wy oberwiecie zapchlone kundle! - Warknął i wskoczył w krzaki. Zaśmiałem się głośno, czy on nam groził? Nie mam pojęcia, ale wiem, że muszę pobiec za nim. Wdałem się z czarnym w pościg, goniłem go do momentu, kiedy zza drzew wyskoczyła banda szarych wilków.
Lucelle?
Od Aver- CD opowiadania Ramzesa
Szłam zamyślona. Był wieczór. Wracałam właśnie z górki, na której przed
chwilą razem z Anubisem oglądałam gwiazdy... Były przepiękne! Szkoda, że
ta chwila nie mogła trwać dłużej, ale trudno, wszystko się kiedyś
kończy, prawda? Nagle potknęłam się. Poczułam, że uderzam o coś
miękkiego... Żywego... Chyba na to coś upadłam! Wstałam pospiesznie i
spojrzałam na ziemię. Leżał na niej biały owczarek.
- O Jezu! Przepraszam! - wykrzyknęłam i zaczęłam się kręcić dookoła nieznajomego.
- Nic się nie stało - wstał. - Ale następnym razem patrz uważniej! - otrzepał się a ja uśmiechnęłam się zawstydzona.
- Następnym razem? - spytałam.
- O by nie! - oznajmił z uśmiechem.
- Jestem... Aver - przedstawiłam się niepewnie.
- Ramzes... - mruknął. - Wybrałaś się na mały, wieczorny spacerek, hem?
- Dokładniej... Wracam od znajomego, Anubisa - poprawiłam.- Może się przejdziemy?
- Ech... E... - mruknął.
- Dobrze, rozumiem, chcesz wracać do domu, mam nadzieję, że... Do zobaczenia - mruknęła smutna.
- Hej! - krzyknął za mną. - Czy ja powiedziałem nie? - odwróciłam się do niego podekscytowana.
Ramzio?
- O Jezu! Przepraszam! - wykrzyknęłam i zaczęłam się kręcić dookoła nieznajomego.
- Nic się nie stało - wstał. - Ale następnym razem patrz uważniej! - otrzepał się a ja uśmiechnęłam się zawstydzona.
- Następnym razem? - spytałam.
- O by nie! - oznajmił z uśmiechem.
- Jestem... Aver - przedstawiłam się niepewnie.
- Ramzes... - mruknął. - Wybrałaś się na mały, wieczorny spacerek, hem?
- Dokładniej... Wracam od znajomego, Anubisa - poprawiłam.- Może się przejdziemy?
- Ech... E... - mruknął.
- Dobrze, rozumiem, chcesz wracać do domu, mam nadzieję, że... Do zobaczenia - mruknęła smutna.
- Hej! - krzyknął za mną. - Czy ja powiedziałem nie? - odwróciłam się do niego podekscytowana.
Ramzio?
Od Phoenixa - CD opowiadania Rose
Phoenix nie wiedział, jak też zareagować w takiej chwili - gdyby sam był dojrzałym przedstawicielem groźnego, wysokiego Dobermana owa sytuacja byłaby jak najbardziej uzasadniona, jednakże jego postać w formie wielkiej, puszystej kulki sprawiała wrażenie raczej śmiesznej, niż groźnej. Mógł nawet powiedzieć, iż swoją budową przypominał napotkaną na swej drodze Borderkę, która stała przed nim niby nieruchoma, porcelanowa lalka. Krystaliczne łzy wręcz lały się potokiem z jej kasztanowych, wilgotnych ślepi, co wprawiło psa w dyskomfort. Zawsze był dobry w udzielaniu porad, wyciąganiu pomocnej łapy do drugiego przedstawiciela własnej rasy, jednakże wtem coś mu przeszkadzało - suka bez ogródek ukazywała strach przed tym, co zamierza zrobić, jeżeli nie przed samym Phoenixem. Nigdy wcześniej nie miał okazji do zaobserwowania podobnego zjawiska, może dlatego, że do tamtej pory nikt nie brał go za groźnego, nieobliczalnego samca gotowego do ataku? Faktycznie, jego charakter niejednokrotnie dawał o sobie znać, kiedy potrzebna była chęć do krwawego boju, aczkolwiek wyrządzanie przykrości przypadkowego członka sfory nie należało do spisu najprzyjemniejszych rzeczy w egzystencji Nixa.
- Jeżeli chciałbym to zrobić, możesz być pewna, iż zrobiłbym to właśnie w tej chwili - zabrał głos w chwili, w której samica delikatnie zadarła swój zwilżony łzami pysk. - Uspokój się, to konieczne w rozmowie z kimkolwiek.
Czarno-biała jak na rozkaz lekko się wzdrygnęła, zaraz po tej czynności ukrywając łeb w kończynach. Wyglądała okropnie, pomyślał Phoenix, kiedy zebrała się do ponownego spojrzenia na jego wargi wygięte w stabilnym uśmiechu. Suka uczyniła to samo, jednakże Szpic nie był pewny, czy nie zrobiła tego z natłoku nerwów.
- Tutaj nic Ci się nie stanie, byłbym raczej zaniepokojony terenami poza sforą. - dodał cierpliwie.
Rose?
- Jeżeli chciałbym to zrobić, możesz być pewna, iż zrobiłbym to właśnie w tej chwili - zabrał głos w chwili, w której samica delikatnie zadarła swój zwilżony łzami pysk. - Uspokój się, to konieczne w rozmowie z kimkolwiek.
Czarno-biała jak na rozkaz lekko się wzdrygnęła, zaraz po tej czynności ukrywając łeb w kończynach. Wyglądała okropnie, pomyślał Phoenix, kiedy zebrała się do ponownego spojrzenia na jego wargi wygięte w stabilnym uśmiechu. Suka uczyniła to samo, jednakże Szpic nie był pewny, czy nie zrobiła tego z natłoku nerwów.
- Tutaj nic Ci się nie stanie, byłbym raczej zaniepokojony terenami poza sforą. - dodał cierpliwie.
Rose?
Od Jema
- Jocker coś od ciebie chciał, kazał ci przyjść do jaskini Alf - rzucił przez ramię Castiel, gdy już miał zamiar odejść. Właśnie skończył opowieść o zebraniu, na którym nie mogłem się pojawić, gdyż drogi Alfa wysłał mnie i kilka innych psów na patrol po terenach. Nie chciałbym nic sugerować, ale może powinien dobierać patrole trochę dokładniej, żeby ważne informacje przekazywać od razu do właściwych osób. Nie ważne. Skinąłem pyskiem w stronę samca wyrażając wdzięczność. Ten pożegnał się i odszedł. Sam zaraz wybrałem się w drogę. Sunąłem łapami po śniegu dość leniwie. Nie miałem ochoty na takie wędrówki zaraz po patrolu. Ugh. Ale nie ma co protestować. I po chwili trafiła do mnie myśl, że nie powinienem się ociągać, bo sprawa Jockera może być pilna. W związku z tym resztę drogi przebyłem truchtem.
Wszedłem do jaskini. Od razu spostrzegłem samca. Jak zwykle zawalony być papierami. Huh, powinien zrobić sobie kiedyś wolne.
- Jem! - zauważył mnie dopiero, kiedy stanąłem naprzeciw niego. Podniósł się. Posłałem mu jedynie pytające spojrzenie, przecież dobrze wie po co przyszedłem. - Mam do ciebie pilną sprawę... Ale od początku - wziąwszy głęboki wdech zaczął opowieść. Opowieść o tym, że przygarnął "uroczego, zabawnego i rozbrykanego szczeniaka". Niespodziewanie przeszedł nagle do tego, że ostatnio ciągle brak mu czasu i ma zbyt wiele obowiązków. Przekręciłem łeb i uniosłem jedną brew, zaciekawiony tam jaki te obydwie sprawy mają związek. I wreszcie się dowiedziałem. - Proszę, zajmij się nim przez jakiś czas.
Przeniosłem wzrok na czekoladową kulkę futra zwiniętą na posłaniu pod ścianą. Spała w najlepsze. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech. No proszę, nie wyobrażałem sobie siebie w roli niańki do szczeniąt. Pokręciłem automatycznie pyskiem prychając z niewielką pogardą. I ten dźwięk chyba obudził szczenię. Podniosły się niezgrabnie kiwając się z boku na bok. Ziewnęło, po czym chwiejnym krokiem potruchtało w stronę Jockera. Nie zauważyło mnie z początku, ale zaraz spojrzało na mnie swoimi ogromnymi oczami. I rzuciło się na moje przednie łapy. Podniosłem wzrok na Alfę.
- Jesteś moją ostatnią nadzieją - powiedział. Chyba nie miałem większego wyboru. Ponownie westchnąłem, ale ostatecznie kiwnąłem pyskiem i wskazałem na wyjście.
- No, Quake - zwrócił się do szczenięcia. - to Wujek Jem. Zajmie się tobą dzisiaj, bo ja jestem zajęty. Jem - tym razem spojrzał na mnie. - Wiesz co robić! - wybiegł z jaskini i znikł pomiędzy drzewami. Spojrzałem na labradora. On natomiast nie czekając na jakikolwiek ruch z mojej strony skoczył na moją tylną łapę.
- Hej, pobawmy się! Ja będę łowcą, a ty zwierzyną - mówiąc to wbił w moje ciało swoje małe kły i zacisnął je lekko. Strząchnąłem go z irytacją. Położyłem się na boku pod ścianą jaskini. Ehh, pozostało mi już chyba tylko rozmyślać nad tym w co się wpakowałem. I czekać, aż Jocker wróci. Nie zamierzam bawić się z tym dzieciakiem. Mam tylko pilnować, żeby nic sobie nie zrobił. Quake usiadł przede mną.
- Więc masz na imię Jem? Śmiesznie - parsknął, ale ja jedynie odwróciłem łeb. Pomyślałem sobie tylko to, że mógłbym powiedzieć to samo o jego imieniu.
Quake? :D
- Hej, pobawmy się! Ja będę łowcą, a ty zwierzyną - mówiąc to wbił w moje ciało swoje małe kły i zacisnął je lekko. Strząchnąłem go z irytacją. Położyłem się na boku pod ścianą jaskini. Ehh, pozostało mi już chyba tylko rozmyślać nad tym w co się wpakowałem. I czekać, aż Jocker wróci. Nie zamierzam bawić się z tym dzieciakiem. Mam tylko pilnować, żeby nic sobie nie zrobił. Quake usiadł przede mną.
- Więc masz na imię Jem? Śmiesznie - parsknął, ale ja jedynie odwróciłem łeb. Pomyślałem sobie tylko to, że mógłbym powiedzieć to samo o jego imieniu.
Quake? :D
Od Jema
Dźwignąłem się z zadu i stanąłem twardo na wszystkich czterech łapach. Potrząsłem łbem kilka razy, po czym ziewnąłem przeciągle. Ah, ile bym dał, żeby móc się teraz porządnie przespać. Posiadanie wysokiego stanowiska w sforze może i jest przyjemne, w końcu wszyscy cię szanują... Ale z drugiej strony to strasznie męczące. Ciągłe zebrania, oprowadzanie nowych członków są wyczerpujące. Właściwie, to wydaje mi się też, że trochę się rozleniwiłem przez letnio-jesienny okres. Wtedy jedzenie było prosto pod nosem. A gdy zaczęło robić się zimno wszystko się zmieniło. Rośliny są teraz pod grubą warstwą śniegu, a co za tym idzie stada jeleni i saren przeniosły się. Inne stworzenia zapadły w sen zimowy, ptaki odleciały. Polowanie stało się męczące. Wszystko jest takiee... nudne.
Śnieg skrzypiał mi przyjemnie pod łapami. Na miękkim puchu zostawały odciski przeróżnych łap. Wśród nich z łatwością rozpoznawałem te należące do zajęcy. Przystawiłem nos do ziemi, z zamiarem złapania zapachu zwierzyny. I zaraz już podążałem za zwierzęciem. Ale wyczułem też inną woń, należącą do suczki ze sfory. Pomyślałem, że mogę ją dogonić i razem zapolujemy. Bo czemu nie. Przyśpieszałem stopniowo kroku, aż zacząłem poruszać się susami pomiędzy ogromnymi zaspami. Musiałem się naprawdę wyróżniać na białym tle. I okazało się, że nie jestem jedyny. Zobaczyłem czarną postać poruszającą się po śniegu. Zastrzygłem uszami i wytężyłem wzrok. Szukała zająca. Pewnie miał gdzieś w pobliżu norę. Rozkopywała dokładnie wszystko dookoła i węszyła przy tym. Postanowiłem nie podchodzić bliżej, tylko obserwować. Suczka wyglądała zdecydowanie na coś około 3 lat. Hah, jeszcze z niej młodziak. To nawet interesujące obserwować jak sobie radzi z polowaniem. Nagle położyła płasko uszy i znikła w zaspie. Śnieg wyleciał w powietrze. Po krótkiej chwili nieznajoma wynurzyła się z powrotem, trzymając w pysku zdobycz. Zajączek. Nieoczekiwanie odrzuciła go kilka metrów od siebie. Oszołomione zwierzę kręciło się po ziemi. A tymczasem suczka podskoczyła do niego. Znów chwyciła stworzenie i cisnęła nim w śnieg. Robiła tak przez dłuższą chwilę, znacznie męcząc przy tym zająca. Nareszcie położyła się przy nim i objęła go łapami. Wbiła pazury w jego brzuch i przesunęła w dół rozpruwając go. Jedyne co pomyślałem w tej chwili to, że ktoś kto zabija w ten sposób musi być dobrym mordercą.
Michelle Renn?
Chciałaś masz, huh.
Od Haydena
Wlokłem się do przodu, starając się zmusić chorą łapę do współpracy. Skóra po całej długości kończyny była rozerwana, a krew cicho po niej spływała, znacząc za mną krwawy ślad. Pamiątka po ostatniej walce z wilkiem. Owszem, wygrałem, ale za to kosztem łapy. Obawiałem się, że jeśli szybko nic z nią nie zrobię, nie będzie już z niej większego pożytku i będę musiał ją amputować. Lub wykrwawię się na śmierć. Obie wersje nie były zbyt przyjemne.
Mój ponury nastrój sprzyjał wspominaniu niezbyt przyjemnych momentów z moją byłą w roli głównej. Starałem się wyrzucić Cathy z mojej głowy, jednak niezbyt mi się to udawało. Rozmowę z którą wszystko się rozpoczęło, pamiętałem jakby to było wczoraj.
— Cathy... — Kręci głową, zażenowany. — My nie możemy... To nie jest... To jest nienormalne, złe... Wbrew wszystkim zasadom...
— Och, Hayden. — Na jej pysk wpływa zadowolony, słodki uśmiech. Pies przełyka głośno ślinę. Uczucia biorą górę. Jest zły za to, co czuje, ale nie potrafi tego zaprzestać. Nienawidzi swojej słabości i nie może jej kontrolować. To Cathy jest jego słabością, a ona zawsze podąża własnymi ścieżkami. Jej nie da się ujarzmić. Tak samo jak olbrzymiej fali pożądania, która sprawia, że Hayden ma ochotę wyć. — Hayden, Hayden, Hayden... — Powtarza suka, smakując jego imię i powoli się do niego zbliżając. Nie ma już odwrotu. — Braciszku, tu nie ma żadnych zasad. Żadnych. — Znów się uśmiecha, a chwilę później go całuje. Oboje poddają się temu zakazanemu uczuciu. Bo zakazany owoc zawsze smakuje najlepiej.
Zacisnąłem szczęki, odpychając od siebie obraz. Jej obraz. Mojej siostry, kochanki... miłości. Byłem słaby, pozwalając się jej omotać, ale teraz muszę po prostu o niej zapomnieć. I skupić się na teraźniejszości. Wiedziałem jednak, że to nie będzie takie proste. Nasza ostatnia rozmowa wyryła w mojej psychice trwały ślad, jeszcze większy niż ta pierwsza.
— Nie możesz tego zrobić, Hayden... — Głos jej się łamał. Dawniej pies by się nabrał, ale teraz wie, że to po prostu kolejna z miliona masek.
— Cathy. — Urywa, bierze głęboki oddech i powtarza: — Cathy. Odejdź. Po prostu odejdź.
Ona już wie, że go nie przekona, że nie da rady. W jej oczach coś błysnęło; nie były to jednak łzy.
— Dobrze. — Pauza. — Dobrze. Ale pamiętaj o jednym — mówi stanowczym głosem, patrząc mu prosto w oczy.
— O czym? — pyta po raz ostatni Hayden. To koniec, oboje o tym wiedzą. Oboje na swój sposób to przeżywają.
— Pamiętaj... Pamiętaj o tym, że cię kochałam. — Po tych słowach odchodzi, a pies robi to samo, zostawiając dawne „ja” daleko za sobą.
Tym razem to nie ja przerwałem potok wspomnień. Zrobił to ktoś inny. Wyczułem czyjąś obecność. Rozejrzałem się uważnie, starając się wypatrzyć intruza. Udało mi się to zrobić szybko, gdyż tamten wcale się nie krył. Siedział na dużym kamieniu. Instynktownie wyczułem, że to suczka. Dokładnie mi się przyglądała, przekrzywiając głowę. W jej hipnotyzującym spojrzeniu błękitnych tęczówek dostrzegłem dziwny błysk, który upodabniał ją w jakiś nieokreślony sposób do dzikuski. Mimowolnie zjeżyłem się, powoli odsłaniając kły. Gdyby teraz okazała się zbiegłym z psychiatryka szaleńcem, nie miałbym z nią większych szans. Chora, osłabiona i krwawiąca kończyna wszystko utrudniała. W razie ataku zostało mi tylko zdanie się na logikę.
Ekhem... Silence, dokończysz?
Od Anastasi – CD opowiadania Anubisa
Na mój pysk wpłynął szeroki uśmiech. Widząc Anubisa przygotowującego się do obsypania mnie śnieżnymi pociskami, postanowiłam zastosować „kamuflaż taktyczny”. Zaczęłam tarzać się w śniegu, pozwalając, by biały puch szczelnie oblepił moją sierść. Prawie nie czułam chłodu, ponieważ byłam przyzwyczajona do zimy i jej plusów i minusów. Gdy wstałam, wręcz czułam ciężar wielu kilogramów śniegu na swoim futrze. Nim mój towarzysz zdążył się obrócić, podbiegłam do najbliższej zaspy i położyłam się tuż obok niej, licząc na to, że Anubis nie odróżni mnie od niej. Na początku się udało. Zdezorientowany pies rozglądał się chwilę, ale zaraz przejrzał mnie i zaczął rzucać śnieżki w najróżniejsze pagórki pokryte puchem. Pozostałam niezauważona jeszcze przez kilka minut, aż nagle poczułam czyjeś ciało na sobie... Okazało się, że Anubis zrozumiał, gdzie się ukryłam i na mnie wskoczył. Błyskawicznie się poruszyłam, starając się spod niego wyślizgnąć, co jednak wyszło dosyć sztywno przez moje zmarznięte ciało. Skończyło się tym, że to ja wylądowałam na nim, choć nadal nie mam pojęcia, jak to mogło się stać...
Anubis? :P
Od Aver- CD opowiadania Anubisa
Rano wstałam nie wyspana. Jak ja żałowałam, że wczoraj nie poszłam oglądać gwiazd z tym przystojnym owczarkiem Anubisem ... Ziewnęłam i wyszłam na dwór. Wiedziałam mniej więcej, gdzie mieszkał pies wiec po niego przyszłam.
- Anubis!? - spytałam a on wyszedł z groty.
- Tak? - spytał z uśmiechem.
- Żałuję, że nie poszłam z tobą oglądać gwiazd... Ja to bardzo lubię... To mnie zachwyca więc... Może dziś? - spytałam nie pewnie.
- Jasne, bardzo to lubie! - oznajmił. - A teraz mały spacerek by się przydał?
- Z chęcią - odparłam z uśmiechem. Ruszyliśmy. Szliśmy w ciszy.
- Pięknie tu... - przerwałam krępującą ciszę.
- To oczywiste - westchnął.
- Anubis... Chce pójść... Na tamtą górkę... Ale jak nie chcesz... To nie... - westchnęłam.
Anubis?:3
- Anubis!? - spytałam a on wyszedł z groty.
- Tak? - spytał z uśmiechem.
- Żałuję, że nie poszłam z tobą oglądać gwiazd... Ja to bardzo lubię... To mnie zachwyca więc... Może dziś? - spytałam nie pewnie.
- Jasne, bardzo to lubie! - oznajmił. - A teraz mały spacerek by się przydał?
- Z chęcią - odparłam z uśmiechem. Ruszyliśmy. Szliśmy w ciszy.
- Pięknie tu... - przerwałam krępującą ciszę.
- To oczywiste - westchnął.
- Anubis... Chce pójść... Na tamtą górkę... Ale jak nie chcesz... To nie... - westchnęłam.
Anubis?:3
Od Lucelle- CD opowiadania Anubisa
Byłam dumna z naszej roboty. Ochroniliśmy sforę przed tym brudno czarnym basiorem. Leżał teraz w śniegu o kolorze czerwonym i ciężko dyszał. Zaniepokoiłam się tym że wilk może leżeć tak w śniegu ciągle i może się nie podnieść. Poza tym co powie Jocker na to że zostawiliśmy go na środku sfory żeby wykrwawił się na śmierć.
- Trzeba go stąd zabrać.- podniosłam się przejęta.
- Tylko gdzie?- zapytał.
Rozejrzałam się trochę myśląc gdzie można schować wilka dopóki nie wyzdrowieje. Zauważyłam króliczą norę. Na szczęście była ona na tyle spora żeby zmieścić w środku basiora. Szturchnęłam Anubisa w bok i podbiegliśmy razem po wilka. Udźwignęliśmy go jakoś i zanieśliśmy do nory. Wsunęliśmy do środka i odeszliśmy.
- Teraz króliki się nim zajmą.- zaśmiałam się.
Anubis zrobił to samo. Poszliśmy jeszcze szybko zasypać świeżym śniegiem plamy krwi. Byliśmy niczym zabójcy, którzy pozbywają się śladów morderstw. Podobało mi się to i zapewne gdyby istniało takie stanowisko dawno bym w nim sterczała. Po naszym prawie udanym morderstwie nie zostało ani śladu. Basior miał nauczkę żeby już tu nigdy nie przyłazić. Popatrzyłam na towarzysza.
- Idziemy to uczcić?- zaproponowałam.- Do mnie oczywiście.
- Spoko.- uśmiechną się.
Ruszyliśmy w stronę mojej jaskini. Nie śpieszyliśmy się. Jeszcze parę godzin było do świtu. Bezpiecznie dotarliśmy do mojej jaskini.
Anubiś?
- Trzeba go stąd zabrać.- podniosłam się przejęta.
- Tylko gdzie?- zapytał.
Rozejrzałam się trochę myśląc gdzie można schować wilka dopóki nie wyzdrowieje. Zauważyłam króliczą norę. Na szczęście była ona na tyle spora żeby zmieścić w środku basiora. Szturchnęłam Anubisa w bok i podbiegliśmy razem po wilka. Udźwignęliśmy go jakoś i zanieśliśmy do nory. Wsunęliśmy do środka i odeszliśmy.
- Teraz króliki się nim zajmą.- zaśmiałam się.
Anubis zrobił to samo. Poszliśmy jeszcze szybko zasypać świeżym śniegiem plamy krwi. Byliśmy niczym zabójcy, którzy pozbywają się śladów morderstw. Podobało mi się to i zapewne gdyby istniało takie stanowisko dawno bym w nim sterczała. Po naszym prawie udanym morderstwie nie zostało ani śladu. Basior miał nauczkę żeby już tu nigdy nie przyłazić. Popatrzyłam na towarzysza.
- Idziemy to uczcić?- zaproponowałam.- Do mnie oczywiście.
- Spoko.- uśmiechną się.
Ruszyliśmy w stronę mojej jaskini. Nie śpieszyliśmy się. Jeszcze parę godzin było do świtu. Bezpiecznie dotarliśmy do mojej jaskini.
Anubiś?
sobota, 17 grudnia 2016
Od Anubisa- CD opowiadania Aver
Suczka wydawała się miła na pierwszy rzut oka. Ruszyliśmy przed siebie.
Mijaliśmy po drodze inne psy, przy okazji się z nimi zapoznając. Dzień
mijał szybko, razem poznaliśmy połowę terenów, drugą połowę, mieliśmy
obejrzeć następnego dnia. Idąc gadaliśmy o bzdetach, o wszystkim, i o
niczym. Wreszcie znalazłem górkę, z której podziwiałem gwiazdy z
Lucelle. Wpadłem na super pomysł.
- Hej, Aver? Może pooglądamy gwiazdy? - Zapytałem podskakując radośnie. Nie mogłem się doczekać, oglądanie gwiazd to moje ulubione zajęcie.
- Okej, możemy, ale jestem trochę śpiąca. - Ziewnęła. Hmm, no cóż, w takim razie kiedy indziej.
- Dobra, nie namawiam cię. Chodź, wracajmy do jaskiń. Po drodze, upolowałem zająca. Zjedliśmy go, a następnie rozeszliśmy do swoich domów.
Aver? Brak weny już xD :P
- Hej, Aver? Może pooglądamy gwiazdy? - Zapytałem podskakując radośnie. Nie mogłem się doczekać, oglądanie gwiazd to moje ulubione zajęcie.
- Okej, możemy, ale jestem trochę śpiąca. - Ziewnęła. Hmm, no cóż, w takim razie kiedy indziej.
- Dobra, nie namawiam cię. Chodź, wracajmy do jaskiń. Po drodze, upolowałem zająca. Zjedliśmy go, a następnie rozeszliśmy do swoich domów.
Aver? Brak weny już xD :P
Od Anubisa- CD opowiadania Lucelle
Spojrzałem niepewnie na wilka, to na Lucelle. Nie miałem pojęcia co mam
zrobić, ale jedno było pewne - muszę ją ochronić. Stanąłem przed suczką,
i stanąłem bojowo na przeciw tej bestii. Uniosłem wargi, i zgromiłem go
wzrokiem. ~ Trzymaj gardę, Anubis! ~ Pomyślałem.
- Lucelle, uciekaj! Teraz! - Krzyknąłem i skoczyłem na wilka. Ten odsunął się, i zaśmiał gorzko. Szybko się podniosłem, i odsunąłem się kilka kroków. Nie widziałem nigdzie Lucelle, miałem nadzieję że uciekła. Nagle, zza wilka wyskoczyła suczka i uczepiła się jego pleców. Wbiła mu zęby w kark, i spojrzała na mnie, jakby kazała mi to skończyć. Machnąłem porozumiewawczo łbem. Odskoczyła od niego, a on zdezorientowany ugiął nogi. Podbiegłem do niego, i oddałem cios z lewego sierpowego (nie wiem jak to się pisze) , a wilk momentalnie upadł na ziemię. Skoczyłem na niego, i jeszcze zadałem mu parę ciosów w brzuch. Leżał na śniegu zakrwawiony, wykończony. Nie zabiłem go, nie chciałem. Nie jestem mordercą. Oddychałem głośno, moje serce waliło jak szalone. Nagle zobaczyłem Lucelle. Leżała na śniegu pod drzewem, czekała aż przyjdę.
- Mam nadzieję że on przeżyje. - Mruknąłem niepewnie jeszcze chwile spoglądając na leżącego, czarnego basiora.
- A czy to ważne? Brawo, bohaterze. - Rzuciła sarkastycznie i podniosła się z ziemi. Położyłem uszy po sobie i zaśmiałem się pod nosem.
Lucelle?
- Lucelle, uciekaj! Teraz! - Krzyknąłem i skoczyłem na wilka. Ten odsunął się, i zaśmiał gorzko. Szybko się podniosłem, i odsunąłem się kilka kroków. Nie widziałem nigdzie Lucelle, miałem nadzieję że uciekła. Nagle, zza wilka wyskoczyła suczka i uczepiła się jego pleców. Wbiła mu zęby w kark, i spojrzała na mnie, jakby kazała mi to skończyć. Machnąłem porozumiewawczo łbem. Odskoczyła od niego, a on zdezorientowany ugiął nogi. Podbiegłem do niego, i oddałem cios z lewego sierpowego (nie wiem jak to się pisze) , a wilk momentalnie upadł na ziemię. Skoczyłem na niego, i jeszcze zadałem mu parę ciosów w brzuch. Leżał na śniegu zakrwawiony, wykończony. Nie zabiłem go, nie chciałem. Nie jestem mordercą. Oddychałem głośno, moje serce waliło jak szalone. Nagle zobaczyłem Lucelle. Leżała na śniegu pod drzewem, czekała aż przyjdę.
- Mam nadzieję że on przeżyje. - Mruknąłem niepewnie jeszcze chwile spoglądając na leżącego, czarnego basiora.
- A czy to ważne? Brawo, bohaterze. - Rzuciła sarkastycznie i podniosła się z ziemi. Położyłem uszy po sobie i zaśmiałem się pod nosem.
Lucelle?
Od Sakury – CD opowiadania Phoenix'a
Sakura spojrzała zdezorientowana na psa imieniem Phoenix. Na chwilę zagłębiła się w swoje myśli, próbując skojarzyć to imię z psami które kiedyś poznała. To jednak był pierwszy pies o tym imieniu w jej krótkim, ponieważ dopiero dwuletnim życiu. Z przemyśleń wyrwał ją nowo poznany pies. Krótkie chrząknięcie, mające pomóc Sakurze powrócić do rzeczywistości w pełni wystarczyło.
– A tak, Sakura – powiedziała, niczym najwspanialszy shinobi kopiując uśmiech wymalowany na pysku Phoenix'a. Z zewnątrz był indentyczny, jednak dla Sakurki był to zwykły, nic nieznaczący gest. Uśmiech pojawił się na jej pysku tylko dlatego, że uważała to za kulturalnr i wiele psów robiło to przy niej, więc uznała to za pozytywny gest. – Jeśli chcesz, bierz, Phoenixiu – mruknęła suka, wskazując łapą nie dawno złapane przez nią wapiti. Pies lekko wzdrygnął słysząc skierowane do niego zdanie i spojrzał na jelonka. Sakura podczas rozmowy zarejestrowała kilka widocznych spojrzeń w tamtą stronę wykonanych przez Phoenix'a, przez co nasunął się jej tylko jeden wniosek.
– A tak, Sakura – powiedziała, niczym najwspanialszy shinobi kopiując uśmiech wymalowany na pysku Phoenix'a. Z zewnątrz był indentyczny, jednak dla Sakurki był to zwykły, nic nieznaczący gest. Uśmiech pojawił się na jej pysku tylko dlatego, że uważała to za kulturalnr i wiele psów robiło to przy niej, więc uznała to za pozytywny gest. – Jeśli chcesz, bierz, Phoenixiu – mruknęła suka, wskazując łapą nie dawno złapane przez nią wapiti. Pies lekko wzdrygnął słysząc skierowane do niego zdanie i spojrzał na jelonka. Sakura podczas rozmowy zarejestrowała kilka widocznych spojrzeń w tamtą stronę wykonanych przez Phoenix'a, przez co nasunął się jej tylko jeden wniosek.
– Nie, dziękuję – parsknął pies, szybko podnosząc łeb do góry. Sakurka wzruszyła ramionami i podeszła do złapanego przez siebie jelonka, po czym odrywając jeden z kawałków, rzuciła go w stronę Nix'a, który otworzył jedno oko i spojrzał do dołu. Suka nic więcej nie mówiąc zaczęła konsumować resztę.
Phoenix?
Od Anubisa- CD opowiadania Anastasi
Dawno się tak nie bawiłem, wreszcie miałem chwilę rozluźnienia i
relaksu. Po pięknym strzale w czoło Ann zacząłem tańczyć, na znak
zwycięstwa. Po chwili, gdy robiłem obrót w prawo dostałem od Anastasi
śnieżką w bok, i upadłem na ziemię. Myślałem że plan wypali. Leżałem na
śniegu w bezruchu, przymknąłem oczy, i czekałem aż sunia podejdzie
bliżej. Pod brzuchem miałem schowaną śnieżkę, aby trafić nią w suczkę.
Gdy tylko się zbliżyła, obróciłem się i strzeliłem ją w nos. Nagle
upadła na ziemię i złapała się za nos.
- Ann? Żyjesz?
Nie odpowiadała. Czułem w tym postęp, ale nie chciałem jej psuć planu. Podszedłem bliżej, a tym razem ona we mnie rzuciła, ale w porę się obróciłem, i dostałem prosto w tyłek.
Anastasio?
- Ann? Żyjesz?
Nie odpowiadała. Czułem w tym postęp, ale nie chciałem jej psuć planu. Podszedłem bliżej, a tym razem ona we mnie rzuciła, ale w porę się obróciłem, i dostałem prosto w tyłek.
Anastasio?
Nowy pies! – Hayden
Imię: Hayden
Ksywka: Aktualnie nie używa pseudonimów, aczkolwiek jeśli coś wymyślisz, śmiało możesz go tak nazywać.
Ksywka: Aktualnie nie używa pseudonimów, aczkolwiek jeśli coś wymyślisz, śmiało możesz go tak nazywać.
Głos: Lukas Graham
Rasa: Może się poszczycić tym, że jest pierwszym przedstawicielem tej rasy w sforze, zarówno w jej starej jak i nowej edycji. Mianowicie, to Catahoula Leopard.
Wiek: Liczy sobie 3 lata.
Płeć: Samiec w każdym calu.
Stanowisko: Wojownik Zachodni.
Rodzina: Pies posiada bardzo barwny rodowód, aczkolwiek by niepotrzebnie nie przedłużać, wymieni tylko tych najistotniejszych członków swojej rodziny:
Płeć: Samiec w każdym calu.
Stanowisko: Wojownik Zachodni.
Rodzina: Pies posiada bardzo barwny rodowód, aczkolwiek by niepotrzebnie nie przedłużać, wymieni tylko tych najistotniejszych członków swojej rodziny:
• Tanya [matka] — niesłychanie ciepła osoba, jednak potrafiła tupnąć łapą i postawić na swoim. To ją Hayden najmilej wspomina. Obecnie nadal w spokoju żyje w hodowli, jeździ na wystawy i rodzi szczenięta. Pies ma jedynie nadzieję, że jest ona szczęśliwa.
• Jonathan [ojciec] — bardzo stanowczy, trzymał wszystkich krótko. Jego zdaniem uczucia są dla słabych, dlatego nie okazywał ich partnerce ani potomstwu. Był stanowczy i wiele od nich wymagał, ale mimo wszystko zależało mu na nich. Hayden mówi o nim: „Na zewnątrz był oziębły i twardy, jednak w środku jego skorupa pękała, ponieważ tak naprawdę nas kochał”. Żyje i ma się dobrze.
• Ester [siostra] — była paranoiczką, co bardzo wpłynęło na jej charakter. Nikt nie chciał tak bojaźliwego zwierzęcia, a ponieważ Ester nie przynosiła żadnych zysków również swojemu państwu, ci postanowili oddać suczkę za darmo kobiecie, której nie przeszkadzał jej charakter.
• Cathy [siostra] — cytując Haydena: „Cathy to najbardziej egoistyczna osoba, jaką kiedykolwiek spotkałem. Manipulatorka doskonała. A mimo to... Kochałem ją.”
• Noah [brat] — miły do bólu, a jednocześnie tak nudny i mdły, że nie można było zbyt długo przebywać w jego towarzystwie bez odruchów wymiotnych. Mimo to, od czasu do czasu warto było z nim porozmawiać, chociażby po to, by otrzymać słowa pocieszenia.
• Louis [brat] — bardzo żywiołowy, idealny towarzysz do zabaw czy wędrówek. Nie było dnia, w którym nie wpakował się w tarapaty, jednak zazwyczaj jego wybryki zostawały mu wybaczane. Trafił do miłego pana, który był miłośnikiem długich spacerów po górach.
Partner: Jeśli nauczy się przestać wspominać byłą... To może uda mu się oddać serce komuś innemu?
Charakter: Na samym początku należy napomnieć o tym, że Hayden to prawdziwy wulkan energii. Uwielbia sport pod każdą postacią i nie ma dnia, w którym prawie cały czas nie byłby na dworze. Nie ważne, czy jest gradobicie, śnieżyca, czy może umierałby w konwulsjach. Dzień bez sportu to dzień stracony. Jest też odważny i pewny siebie; bardzo trudno go czymkolwiek zawstydzić. Zawieranie nowych znajomości przychodzi mu łatwo, na początku jednak dokładniej przygląda się drugiej osobie, by sprawdzić, czy ta nie ma złych zamiarów; oczywiście robi to dyskretnie. Dosyć trudno zdobyć jego zaufanie, dlatego pamiętaj – nawet jeśli jest przy tobie normalny, rozluźniony, nie znaczy to, że tak naprawdę ci ufa. To bardzo łebski pies. Twardo stąpa po ziemi i doskonale wie, czego chce. Jest przy tym inteligentny i cwany, potrafi znaleźć wyjście z przeróżnych sytuacji, czasem przy tym odwracając wszystko na swoją korzyść. Nie mylcie tego jednak z manipulowaniem innymi – tego pies szczerze nienawidzi, tak samo jak kłamstw i egoizmu. Nie należy do tych osób, które wrzeszczą wniebogłosy, gdy ktoś je tylko uszczypnie – jest raczej odporny na ból lub też dusi go w sobie, by nie pokazać go innym. Bywa sarkastyczny, ale nie wredny. To w gruncie rzeczy dosyć przyjaźnie nastawiony do innych pies, po prostu lubi przeróżne sarkastyczne odzywki, nie mówi ich jednak po to, by ranić. Co innego, gdy ma styczność z osobami, których nie lubi. Wtedy stara się samymi słowami doprowadzić ich do rozsypki, co zazwyczaj mu się udaje. To realista, czasem ma przebłyski optymizmu. Zazwyczaj jest szczery, jednak nie do bólu. W ważnych sprawach jednak powie prawdę, nie ważne, jak bardzo będzie ona bolesna, dlatego lepiej go o nic nie pytać, jeśli nie jest się pewnym, czy chce się znać odpowiedź. Czasem bywa porywczy, momentami nawet nieobliczalny, dlatego nigdy do końca nie wiadomo, jak zachowa się w danym momencie. Ma tendencję do wspominania swojej byłej, co niezbyt dobrze na niego wpływa, bo jeszcze do końca o niej nie zapomniał. Czasem rozpamiętuje długo różne wydarzenia, zastanawia się, jakby było, gdyby zrobił coś inaczej. Ma obiektywne spojrzenie na świat. Zawsze stara się być sobą, nie chce zmieniać się tylko dlatego, by zyskać czyjąś uwagę. W głębi serca wie, że jest coś warty, mimo tego, że momentami w to wątpi.
Historia: Co bystrzejsi z was zapewne domyślili się już, jak zaczyna się jego historia. Jeśli nie, podpowiem wam. Jedno słowo. Hodowla. Tak właściwie, tylko tyle można powiedzieć o pierwszych miesiącach jego życia. Można by było się rozpisać na dziesięć stron, ale po co? Wystarczy powiedzieć, że urodził się w jednej z najlepszych hodowli, która specjalizowała się w tej dosyć rzadkiej rasie, która nosi nazwę Catahoula Leopard. Żyło mu się „na bogato” z kochającą matką, surowym ojcem, siostrą paranoiczką i drugą – egoistką, oraz dwoma braćmi – jednym żywiołowym, drugim nudnym. Po pewnym czasie obaj bracia i jedna siostra, Ester, zostali oddani, a Hayden i Cathy zostali. Mieli zostać w hodowli na zawsze, by jako najlepsi z miotu przekazywać swoje geny innym pokoleniom. Dla psa została już wybrana partnerka — wiecznie zrzędząca Samantha. Jego siostra również została „przydzielona” do odpowiedniego partnera. Zostało postanowione, że na razie odpowiedni trenerzy zajmą się szkoleniem rodzeństwa, a ci dopiero w wieku dwóch lat spłodzą swoje pierwsze potomstwo. Tak więc, najbliższe miesiące Hayden spędził ćwicząc i ucząc się nowych rzeczy. Z Cathy łączyły go dość wrogie relacje, przynajmniej z jego strony — egoizm siostry bardzo działał mu na nerwy. Coś w ich relacjach zmieniło się dopiero, gdy skończyli rok. Wtedy pies z przerażeniem zaczął czuć, że jej pożąda. Że pragnie własnej siostry. Starał się tłumić w sobie te uczucie i unikać Cathy. Dopiero po jakimś czasie stwierdził, że wraz ze wzrostem pożądania, również zaczyna się w niej... zakochiwać. Myślał, że jest chory. Szalony. Bo pragnął swojej siostry i kochał ją — ale nie tak, jak brat powinien kochać siostrę. Zdecydowanie było to innego rodzaju uczucie. Takie, za które zostałby wydziedziczony i znienawidzony. Dlatego krył się z tym. Do czasu, gdy Cathy zaczęła wysyłać mu bardzo jednoznaczne sygnały. I tak właśnie zaczął się ich romans — romans brata i siostry, coś ukrywanego, coś złego, coś... zakazanego. Ale ponoć zakazany owoc smakuje najlepiej...
To wszystko ciągnęło się bardzo długo. Ukończyli dwa lata. Egoistyczna Cathy urodziła trójkę szczeniąt, nie interesowała się jednak zarówno nimi, jak i partnerem, którego, notabene, przydzielili jej właściciele. Zaś partnerka Haydena, Samantha, straciła życie w wypadku, nad czym on jednak nie ubolewał. Nie zależało mu na niej. Liczyła się tylko jego siostra.
Romans ciągnął się i ciągnął. Minął kolejny rok jego trwania. Kochankowie mieli już prawie trzy lata. Hayden wierzył, że Cathy się zmieniła — była okropna, jednak przy innych. Gdy byli sam na sam, zmieniała się. Mówiła, że go kocha. Była idealna. Do czasu. Pewnego feralnego dnia, Hayden zastał ją z innym. I bynajmniej nie grali w warcaby... Zniósłby jeszcze, gdyby był to jej partner. Ale nie. Cathy zdradziła ich obu, i to... z własnym synem. Dopiero wtedy Hayden zrozumiał, jak podłą manipulatorką była. Gdy uciekał z hodowli, nie zastanawiał się nad tym, jak przeżyje kolejne dni. Po prostu zostawił wszystko za sobą bez pożegnania.
I tu dochodzimy do ostatniej części jego historii. Zdradzony i oszukany, przez kilka miesięcy po prostu parł przed siebie, nie wiedząc nawet, dokąd zmierza. Było ciężko, jednak często los mu sprzyjał. Całkiem przypadkiem trafił na sforę. Po namowie bety, Anastasi, został.
Upomnienia: 0/4
Kontakt: ♥♥♥Tommy♥♥♥ / pretty-little-woman-blog@wp.pl
Historia: Co bystrzejsi z was zapewne domyślili się już, jak zaczyna się jego historia. Jeśli nie, podpowiem wam. Jedno słowo. Hodowla. Tak właściwie, tylko tyle można powiedzieć o pierwszych miesiącach jego życia. Można by było się rozpisać na dziesięć stron, ale po co? Wystarczy powiedzieć, że urodził się w jednej z najlepszych hodowli, która specjalizowała się w tej dosyć rzadkiej rasie, która nosi nazwę Catahoula Leopard. Żyło mu się „na bogato” z kochającą matką, surowym ojcem, siostrą paranoiczką i drugą – egoistką, oraz dwoma braćmi – jednym żywiołowym, drugim nudnym. Po pewnym czasie obaj bracia i jedna siostra, Ester, zostali oddani, a Hayden i Cathy zostali. Mieli zostać w hodowli na zawsze, by jako najlepsi z miotu przekazywać swoje geny innym pokoleniom. Dla psa została już wybrana partnerka — wiecznie zrzędząca Samantha. Jego siostra również została „przydzielona” do odpowiedniego partnera. Zostało postanowione, że na razie odpowiedni trenerzy zajmą się szkoleniem rodzeństwa, a ci dopiero w wieku dwóch lat spłodzą swoje pierwsze potomstwo. Tak więc, najbliższe miesiące Hayden spędził ćwicząc i ucząc się nowych rzeczy. Z Cathy łączyły go dość wrogie relacje, przynajmniej z jego strony — egoizm siostry bardzo działał mu na nerwy. Coś w ich relacjach zmieniło się dopiero, gdy skończyli rok. Wtedy pies z przerażeniem zaczął czuć, że jej pożąda. Że pragnie własnej siostry. Starał się tłumić w sobie te uczucie i unikać Cathy. Dopiero po jakimś czasie stwierdził, że wraz ze wzrostem pożądania, również zaczyna się w niej... zakochiwać. Myślał, że jest chory. Szalony. Bo pragnął swojej siostry i kochał ją — ale nie tak, jak brat powinien kochać siostrę. Zdecydowanie było to innego rodzaju uczucie. Takie, za które zostałby wydziedziczony i znienawidzony. Dlatego krył się z tym. Do czasu, gdy Cathy zaczęła wysyłać mu bardzo jednoznaczne sygnały. I tak właśnie zaczął się ich romans — romans brata i siostry, coś ukrywanego, coś złego, coś... zakazanego. Ale ponoć zakazany owoc smakuje najlepiej...
To wszystko ciągnęło się bardzo długo. Ukończyli dwa lata. Egoistyczna Cathy urodziła trójkę szczeniąt, nie interesowała się jednak zarówno nimi, jak i partnerem, którego, notabene, przydzielili jej właściciele. Zaś partnerka Haydena, Samantha, straciła życie w wypadku, nad czym on jednak nie ubolewał. Nie zależało mu na niej. Liczyła się tylko jego siostra.
Romans ciągnął się i ciągnął. Minął kolejny rok jego trwania. Kochankowie mieli już prawie trzy lata. Hayden wierzył, że Cathy się zmieniła — była okropna, jednak przy innych. Gdy byli sam na sam, zmieniała się. Mówiła, że go kocha. Była idealna. Do czasu. Pewnego feralnego dnia, Hayden zastał ją z innym. I bynajmniej nie grali w warcaby... Zniósłby jeszcze, gdyby był to jej partner. Ale nie. Cathy zdradziła ich obu, i to... z własnym synem. Dopiero wtedy Hayden zrozumiał, jak podłą manipulatorką była. Gdy uciekał z hodowli, nie zastanawiał się nad tym, jak przeżyje kolejne dni. Po prostu zostawił wszystko za sobą bez pożegnania.
I tu dochodzimy do ostatniej części jego historii. Zdradzony i oszukany, przez kilka miesięcy po prostu parł przed siebie, nie wiedząc nawet, dokąd zmierza. Było ciężko, jednak często los mu sprzyjał. Całkiem przypadkiem trafił na sforę. Po namowie bety, Anastasi, został.
Upomnienia: 0/4
Kontakt: ♥♥♥Tommy♥♥♥ / pretty-little-woman-blog@wp.pl
Subskrybuj:
Posty (Atom)