-Czyżbyś marzł, Maszinku? - zaśmiałem się na widok trzęsącego się przyjaciela.
Ten skrzywił się i burknął coś odnośnie głupoty całej tej sytuacji. Myślałem, że mu się tu spodoba, a on najwyraźniej nie doceniał moich starań. Zresztą było zimno, to fakt. Jako że na terenach sfory panowało lato, pod naszymi futrami nie było warstwy puchu. Nawet psy których przodkowie wywodzą się z zimnych terenów, z czasem zaczęłyby dygotać. A ja ani Mashine nie mieliśmy zimnolubnych dziadków. Kaszlnąłem więc i udałem się w stronę psa, by jakoś to wszystko wynagrodzić.
-Wiesz, możemy już iść. - Starałem się nie dać po sobie poznać, jak bardzo doskwiera mi niska temperatura.
Pokiwał głową i zawrócił. Zapewne chciał coś powiedzieć, ale ryzyko zbłaźnienia się szczękającymi o siebie zębami w trakcie mówienia prostych słów było zbyt duże. Nie brzmiałby wtedy wiarygodnie, a cięte riposty straciłyby na sile.
Po wyjściu z jaskini, natychmiast na nowo odkryliśmy zalety wczesnego lata. Nie za gorąco, nie za zimno. Idealnie. I chociaż różnica temperatur między Ice Ringiem a otwartą przestrzenią była ogromna, to błyskawicznie przystosowaliśmy się do innych warunków. Co prawda łapy przez chwilę piekły i mrowiły, ale było to w miarę znośne uczucie. Szliśmy przez chwilę w ciszy, odmarzając i ciesząc się swoim towarzystwem.
-Mashine? - zapytałem cicho i niepewnie, szukając kontaktu wzrokowego.
Przyjaciel natychmiast spojrzał na mnie. Znów ta sama zaniepokojona mina zagościła na jego pysku.
-Coś się stało? - zmarszczył czoło. - Co tak oficjalnie?
-Bo widzisz... Muszę ci coś powiedzieć - przystanąłem.
-Teraz naprawdę zaczynam się bać - zaśmiał się, lecz widząc moją poważną minę, natychmiast przestał.
-To... ja... - szukałem odpowiednich słów. - To nie jest takie proste, jak się wydaje... Kocham. Kocham tę sforę. Te tereny, atmosferę, jej członków, chociaż tak naprawdę niewielu z nich znam; nawet ciebie..., Maszi. Chcę aby nasza sfora się rozwijała, zmieniała na lepsze, ale ja... Ja nie potrafię zrobić nic w tym kierunku... Chodzi o to że...
Zatrzymałem wypływ słów. Namieszałem już tak bardzo, że nie miałem szans wyjść z tego cało. Mashine patrzył na mnie nieruchomo, jakby zastanawiając się czemu to wyznanie miało służyć. Aż nagle otrząsnął się i cudem nie krzyknął.
-Loki?! - rzekł jakby z wyrzutem. - Do czego ty zmierzasz?! Czy ty chcesz... odejść?!
Spuściłem wzrok. Westchnąłem, starając się znaleźć odpowiednie usprawiedliwienie, nawet jeśli takowe nie istniało.
-Nie! - cofnął się o krok, kiwając przecząco łbem. - Nie, nie, nie. Stary, co się dzieje?! Ty, ty nie możesz. Nie możesz mnie zostawić. Nie ty!
Zapanowała cisza, podczas której pies czekał na moją reakcję, a ja starałem się znaleźć jakiś powód, by uznał moją decyzję za słuszną.
-Nie pasuję tu - westchnąłem. - Nigdy nie pasowałem. Pamiętasz naszą pierwszą rozmowę dotyczącą tej sfory? Miałem ci tylko pomóc na początku, jakoś rozkręcić ten "interes", a później odejść. Bo życie w społeczności to nie moja bajka. Poradzisz sobie, sfora sobie poradzi i beze mnie. Przemyślałem to, Maszi. I tak zbyt długo zwlekałem z tą decyzją... Przepraszam.
Spojrzał na mnie bezradnie, a w jego oczach dostrzegłem coś, czego nigdy wcześniej nie było mi dane zobaczyć. Żal, smutek i nadmiar wody. Stałem twardo, nie dając po sobie poznać, że miotają mną podobne emocje. Mijała sekunda za sekundą. Każda przesycona niepewnością i oczekiwaniem, aż druga strona zabierze głos.
-Nie będę cię trzymał na siłę - powiedział. - Masz wolną wolę, możesz robić co chcesz. Ale robienie tego co się chce, nie zawsze jest słuszne. Możesz tym zranić całą masę osób i nie potrafić tego odkręcić. Ja mam rodzinę, powinienem dać radę, ale ty? Loki, błagam, przemyśl to stary jeszcze raz, ostatni raz. Gdzie będzie ci lepiej niż tu?! Gdzie znajdziesz lepszego przyjaciela niż ja?!
Nie wiedziałem co powiedzieć. On mnie prosił. Mentalnie ukląkł i błagał o zmianę decyzji. Zrobiło mi się go żal, a także wstyd za siebie, że postąpiłem tak samolubnie. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo komuś może na mnie zależeć.
-Dobra - wciągnąłem gwałtownie powietrze, - ze względu na naszą przyjaźń, obiecuję, iż przemyślę to wszystko jeszcze raz. Zdania raczej nie zmienię, ale odwlecze to wykonanie wyroku.
Po tych słowach, Mashine jakby odzyskał część dobrego humoru. Ruszyliśmy dalej. Po kilku minutach drogi znów przystanąłem.
-Maszi? - zapytałem tak samo niepewnie co przedtem.
Pies przystanął i westchnął cicho, przy okazji przewracając oczami.
-Co znowu?
-Chcę ustąpić swojego stanowiska komuś innemu. Młodszemu, sprytniejszemu. Chciałem cię tylko poprosić, żebyś znalazł kogoś na moje miejsce.
Mashine?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz