Właśnie położyłam się na kocyku w swoim nowym domu. Może to nie jest
mięciutkie, jedwabne legowisko, ale lepsze to niż spanie na gołej ziemi.
W końcu jestem w dziczy a nie w apartamentowcu. Leżąc tak i patrząc się
w przeciwległą ścianę czas bardzo mi się dłużył. Postanowiłam, że nie
będę tak się leniwić i wyszłam na świeże powietrze. Słońce mocno
świeciło. Ptaszki ćwierkały nad moją głową oraz wykonywały jakieś dziwne
sztuczki. Uśmiechnęłam się sama do siebie i poszłam dalej.
Niestety po jakimś czasie nadal nie spotkałam żadnego psiego pyszczka.
Trochę się zasmuciłam, ale nie traciłam nadziei. Przecież sama tutaj nie
jestem. Ruszyłam w stronę jakiegoś potoku, zaprowadzona powolnym szumem
wody. Las okazał się bardzo ciemny. Spojrzałam w prawo i dostrzegłam
skalne półki. Zaczęłam się po nich wspinać.
* 10 minut później *
Nareszcie dotarłam na górę. Widok okolicy zapierał dech w piersi.
Jednakże nie tylko to przykuło moją uwagę. Pod sporym drzewem siedział
jakiś pies. Postanowiłam do niego podejść. Nie chciałam sprawiać
wrażenia bardzo zdesperowanej, ale niesamowicie cieszyłam się, że
spotkałam kogoś. Usiadłam obok nieznajomego i przywitałam się.
- Ymmm. Cześć, jestem Hope. A Ty?
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz