Otworzyłam powoli oczy i zatrzepotałam rzęsami. O ile się nie mylę, to jest ranek i leżę w jaskini lekarzy. Rozpoznałam to miejsce, po krótkim rozejrzeniu się. Nie pamiętam jednak, czemu tu trafiłam.
- Obudziłaś się - powiedział ktoś delikatnie. - ...siostro.
Teraz wiedziałam, że to Jocker. Nie odpowiedziałam. On jeszcze parę razy mi się tłumaczył, ale nie zwracałam na niego uwagi.
- Obudziłaś się! - ten głos należał do Honey. Zapytałam się jej, co się stało. Ona zaczęła opowiadać o tym, jak skrajnie wycieńczona zemdlałam, bla, bla, bla, i jak Meversue mnie tu przyniósł... Zaraz, Meversue?! Przecież jesteśmy pokłóceni. I to dosyć mocno.
Westchnęłam.
- Kiedy mogę wyjść? - zapytałam.
- Jeśli będziesz na siebie uważać, to teraz. Tylko przyjdź jutro na kontrolę.
Wyszłam na zewnątrz. Gdyby to wszystko działo się parę dni temu, to pewnie poszłabym pomagać bratu. A teraz... Nie mam zbyt co robić.
Pomyślałam, by podziękować Sue'owi za przyprowadzenie mnie tu. W końcu mógł mnie po prostu zostawić.
Nie musiałam iść długo, spotkałam go już po chwili.
- Meversue! - zawołałam. Odwrócił się. - Dziękuję.
Chciałam odejść, jednak...
- Eee... Suzzie?
Serce mocniej mi zabiło.
- Tak?
Mever? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz