Bethy wzięła głęboki wdech, poczym spojrzała w sufit i przekręciła
oczami. Po chwili jej wzrok padł znów na owczarka, który patrzył na nią
wzrokiem domagającym się odpowiedzi. Ana dobrze wiedziała, że nie może
ciągnąć dłużej tych sekund ciszy, wydających się być nieskończonym
milczeniem, w którym słychać wzjamne bicie serc. Otworzyła więc pysk i w
tej chwili, jej melodyjny i spokojny ton wrócił: - Nie mogę stać
bezczynnie, gry komuś dzieje się krzywda. Ja nie jestem obojętna na to,
gdy ktoś jest ranny - I nagle odezwał się głos drugiej borderki: -
Bitter, już jesteś opatrzony - Pies posłusznie wstał i nie spuszczał
wzroku z Any, póki nie przekroczył progu jaskini. Ta natomiast, śledziła
go wzrokiem dopóki nie zniknął jej z oczu. Wtedy zwróciła się do
pielęgniarki: - Dziękuję ci, dowidzenia...- I wyszła wolnym krokiem,
pełnym elegancji, dumy i spokoju zarazem. Beth dreptała wąskimi
ścieżkami, aż dotarła do łąki rozciągającej się na kilkanaście hektarów i
tak nie widać było jej końca. Suczka wkroczyła na wydeptaną, już nawet
nie ścieżkę, a drogę wokół której były wysokie, żółte trawy. W oddali
widać było pola uprawne, ale oprócz bujnie rosnącej trawy, pól zboża,
żyta i pszenicy, rzadnej innej roślinności dostrzec nie było można, a
tym bardziej żywej duszy, choćby nawet krów. Więc Anabeth poczuła się
bardzo nieswojo w tej okolicy, w której nie można było usłyszeć nawet
zająców. Jedynie powiew wiatru targającego i niemal pokładającego trawę
do ziemi.
Bitter? xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz