Analiza poprzedniego
zdania zajęła Bitt'owi niecałe dziesięć sekund; po tym czasie osunął się
na ziemię, uderzając łbem o krawędź kamiennej tabliczki. Jego łapa
przejechała po przepołowionym głazie, powodując głębokie zatarcie. Czuł,
jak jego futro nasiąka krwią, a szyderczy uśmiech na jego pysku nadal
nie ustępował. Właściwie, owe osunięcie miało na celu tylko
przestraszenie nowej sforzanki. Nie wiedział, dlaczego chciał to zrobić,
ale czuł, że i ona musi się przestraszyć chociaż jeden raz.
- Chodź do kogoś, musi założyć Ci opaskę, plastry.. No już! - poleciła, a jej drżący głos w pełni usatysfakcjonował Owczarka.
- Żartowałem sobie z tym upadkiem. - oznajmił. - To nic poważnego, patrz..
- Mimo tego, że żartowałeś i tak idziemy do kogoś. - mruknęła, a jej dawny, miły ton po prostu się rozpłynął.
- Bardziej polubiłem łagodną Anabeth - westchnął, przybierając normalną, obojętną minę.
Posłusznie
poczłapał za nową sforzanką, a w progach czwartej jaskini od razu
dostrzegł czarno-białą Borderkę, która z pewnością już go zapamiętała.
Był częstym gościem w jej mieszkanku, najczęściej z powodu licznych
walk, które sam rozpoczynał. Alana od razu rozkazała mu usiąść na
zimnym, białym łożu. Oparł się lekko o stalowe pręty i spoglądał tęsknie
na tęczowy - teraz już wiśniowy - kocyk. Później jego wzrok utkwił w
Anie, która z niecierpliwością obserwowała skalpel, który obecnie
znajdował się w ciele Bitt'a.
Anabeth?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz