Justin biegł truchtem przez gęsto porośnięty las. Od czasu do czasu
przeskakiwał, gdy na jego drodze znalazł się jakiś korzeń. Zwolnił nieco
i zaczął przyglądać się tej bujnej, nietkniętej przez człowieka
roślinności. Las ten, to było coś w stylu dżungli; dżungli, w której nie
znajdzie się tygrysów, małp, czy jadowitych węży boa, lecz roślinność
była tak zdziczała, że do złudzenia przypominała jedną z takich
puszczy...Wtem na drodze retrievera staneła rzeka. Pies dostrzegłwszy
problem, którym była bardzo rwąca, chłodna woda, westchnął i powiedział
na głos: - Drapacze chmur, biurowce, galeriowce; a już zwykłego mostu to
ludzie wybudować nie mogli...- I wsadził łapę do rzeki, potem ją wyjął i
wskoczył do wody. Zaczął płynąć przed siebie, ale wartka woda ciągneła
go na lewo, więc nabrał sił i odepchnął się tylną łapą od kamienia na
dnie, po czym skręcił i począł płynąć pod prąd...Samiec otrzepał się z
wody wciąż tkwiącej w jego sierści i odszedł dalej od brzegu rzeki.
Nagle natrafił na kogoś, albo coś. Po przyjrzeniu się istocie,
zmiarkował, iż ma doczynienia z borderką. Uśmiechnął się lekko i
przedstawił się: - Jestem Justin - Suczka nieśmiało spojrzała na
retrievera i powiedziała: - Jestem Avalon
Av?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz