Podparłam się łapą, by zrównać
swój wzrost z samcem. Był nieco wyższy niż ja, ale wcale mi to nie
przeszkadzało. Przyłożyłam łapę do pyska, by stłumić kaszel. Miałam
wrażenie, że byłam chora; z dnia na dzień ciągle narastał, chociaż i tak
byłam w doskonałej formie. Lustrowaliśmy się spojrzeniami od kilku
minut, bo żadne z nas nie wiedziało, jaki temat byłby teraz odpowiedni.
Westchnęłam, przerzuciwszy swój wzrok na szczelinę, przez którą widać
było padający wówczas deszcz.
- Całkiem dobrze - przyznałam. - Lepiej, niż mogło się zdawać.
Rayan
lekko się uśmiechnął. Miałam wrażenie, że on ciągle był uśmiechnięty.
Cieszyłam się, że chociaż jedna osoba potrafi przeżyć w jednym pokoju
razem ze mną, nie upominając przy tym o różnych rzeczach. Pomimo tego,
że na jego pysku gościł promienny uśmiech, miałam przeczucie, że coś go
trapi.
- Jak myślisz - zaczęłam. - Ile będzie tak padać?
- Przecież masz dużo czasu. - zaśmiał się. - Ale jeśli chcesz, możemy wyjść już teraz. Hej, Lightning..
- Tak? - odwróciłam się, a moja sierść przypadkiem zatrzymała się na Roy'u.
- No chodź! - powiedział, wskazując białą łapą wyjście.
Rayan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz