Suczka gniewnie spuściła łeb. Zatrzymała się na chwilę, lecz już zaraz dalej podążyła w stronę krzaków.
-Nie
mogłem pozwolić żeby jakiś kundel na tobie siedział!! - Krzyknąłem.
Nagle dopadło mnie bardzo niemiłe uczucie. Że ją straciłem? Coś
podobnego? Ale gorszego... Obraziła się. Jednak miałem ze stoickim
spokojem patrzyć na to, jak jakiś kundel siada na Shairen? O nie, tak
nie mogło być. Ale gdybym zapytał.. "Fajnie?" jeszcze bardziej by sie
wkurzyła wiedząc, że nie mnie ma na swoich barkach. Wolałem odgonić więc
tego nie wdzięcznego psa, kradnącego dziewczyny! Ruszyłem niepewnym
krokiem za Shairen, której już przy rzece nie widziałem. Zwinąłem
ręczniki, i zapakowałem je do torby. Szybko ruszyłem za suczką. Ledwo
przedarłem się przez maliny, które ponownie zamalowały moją sierść,
jednak nie na zielono, co wygląda bardziej męsko, a na różowo. Jednak
nie zwrwcałem uwagi, na to wszystko. Szedłem tropem suczki, aż w końcu z
nosem w dole na kogoś wpadłem. Tak, to była Shairen. Podniosłem łeb do
góry i z niepewnym wyrazem pyska zwróciłem się do suki.
-Shairen, nie
masz na co się gniewać. To nie było do ciebie... Tylko do tamtego
głupka! Grali w pytanie czy wyzwanie, z tamtym idiotą. - Powiedziałem
wskazując łapą na dwóch samców grających w butelkę.
-Yhymm..
Interesujące... Ale już mogę iść? - Mruknęła. Jej spojrzenie nie
wyrażało żadnych uczuć. Nic nie potrafiłem z nich wyczytać. Przez te
głupie zabawy, musieliśmy się pokłócić. Ale to nie była zwykła kłótnia.
To była kłótnia, z której nie potrafiłem wybrnąć. Pierwszy raz, się z
nią pokłóciłem. I to w taki sposób.
-Okej, jak sobie chcesz...
Myślałem, że mi ufasz. - Parsknąłem. Odwróciłem się, i pobiegłem w inną
stronę. Znów byłem nad rzeką Jafiszof. Znów się wykąpałem, i poszedłem
do swojej jaskini. Więcej już nie widziałem Shairen. Siedziała w tej
swojej jaskini, i nawet się nie wychylała. Ja tak samo. Siedziałem u
siebie, w kącie. Na zimnej, szarej posadzce. Ale tak nie potrafiłem żyć.
To było ciężkie. Kupiłem najczerwieńsze róże, jakie tylko były w
kwiaciarni. W domu wynalazłem żółty krawat, który na siebie założyłem.
Utykając na łapę wyruszyłem do jaskini Shairen. Zapukałem mocno w głaz, i
usłyszałem ciche, niepewne kroki. Nagle głaz odsunął się. Wpełzłem do
środka, i ustawiwszy się przed suką powiedziałem :
-Shairen,
przebaczysz mi ten niezmiernie wielki błąd, który popełniłem dokładnie
miesiąc, dwa dni, trzy godziny, 25 minut temu? - Zrobiłem wielkie,
maślane oczy czekając na jakikolwiek znak suki. Jednak ta nie odezwała
się. Stała tak i patrzyła się na mnie bez słowa.
-Och, dobrze. Skoro
te słowa, także są dla ciebie niczym, możesz mi uwierzyć na słowo, że
więcej mnie tu nie zobaczysz. - Zrobiłem się czerwony niczym burak.
Odwróciłem smutno słeb i ponownie skierowałem się w stronę drzwi. Jednak
ponownie usłyszałem jej głos. Ponownie, od miesiąca.
-Shasta zaczekaj. - Powiedziała zatrzymując mnie.
-Jeśli znów masz zamiar się ze mną kłócić, to przepraszam, zły adres. - Fuknąłem.
-Nie, nie chcę się kłócić.
-To co? - Podniosłem brew w górę.
Shairen? :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz