- Jasne. - westchnęłam, wbijając wzrok w pergamin.
Byłam
trochę zaskoczona tym, że ktokolwiek chciał się do mnie odezwać. To
zupełnie nowe odczucie, że jakiś pies do mnie podszedł. Większość
przecież nieustannie mnie wyzywała.. Jednak nie ma co robić sobie
nadziei na jakiekolwiek podobne gesty od innych mieszkańców. Po prostu
pojedynczy pies zainteresował się "nową", a podbiegł z zamiarem jakiegoś
niezbyt miłego dowcipu; co za tym idzie - upokorzenia. Po niedługim
czasie pies nie wytrzymał w bezruchu i szybko się podniósł.
- Znasz tu jakieś miejsca? - spytał z wielkim uśmiechem, nadzwyczaj życzliwie.
Doczekał się jednie przeczącego pokiwania łbem z mojej strony. Mina trochę mu zrzedła.
- Szkoda.. - mruknął. - Akurat tak się składa, że ja znam kilka. Chcesz iść ze mną?
Próbowałam
coś wydukać, lecz nie potrafiłam wykrztusić choćby jednej spółgłoski.
Spojrzałam na psa, który nie do końca zrozumiał moje zakłopotanie.
- Mogę iść. - odparłam niepewnie. - O ile nie sprawi to Tobie zbyt wielkiego kłopotu. Nie chcę się narzucać..
- Jestem Vusser - orzekł.
Przekręciłam
łeb po raz kolejny. Był to jeden z moich ulubionych czynności, której
najświętsza pozycja stanowiła milczenie. Vusser wskazał pazurem drogę,
którą mamy się udać. Po kilku minutach postanowiłam pobiegać, by nieco
się ogrzać. Kosmyk sierści spadł na zmarznięte czoło. Próbowałam je
odgarnąć, jednak bez rezultatu. On lekko się uśmiechał, patrząc na moje
niezdarne próby.
Vusser?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz