Zerknełam na psa chcąc upewnić się, że to co widziałam miało naprawdę miejsce, choć działo się szybko.
Patrzył na mnie wyczekująco, co było trochę ... niekomfortowe.
- Jeśli to nie sprawia ci kłopotu to... dobrze - mimo wahania przystałam na propozycję
- Pozostaje jedna rzecz - rozejerzał się wkoło by znów na mnie spojrzeć -
boisz się no.. na przykład upiorów? - pytanie sprawiło, że moja
''brew'' mimowolnie wzniosła się do góry
Upiory? Skierowałam wzrok w dół starajać się unikać jego spojrzenia. Nie
wiedziałam czy mówić prawdę czy kłamać. W końcu kłamstwo ma krótkie
nogi więc wypada mówić prawdę.
- Może ... - skarciłam siebie w duchu za tak głupią odpowiedź - nigdy
żadnego nie widziałam, ale sądze, że aż tak przerażające nie są - jakoś
to naprawiłam więc pozwoliłam sobie na szczery uśmiech
- Bo mamy taki problem, jeżeli w ogóle można go tak nazwać, bowiem na
naszych terenach pojawiły się te.. istoty. Z tego co wiem są to takie
jakby szkielety czy coś w tym stylu - zakończył opis z małym grymasem
na ''twarzy''
Wzdrygnęłam się na tą wiadomość. Dobry moment wybrałam na dołączenie ze sfory, naprawdę. Ech...
Dopiero w tej chwili zdałam sobie sprawę,że nie odpowiedziałam na pierwsze pytania psa.
- Chodzące szkielety? Bez przesady, nie dam się nastraszyć wędrującej
kupie kości - skomentowałam z nutką sarkazmu jednocześnie wprowadzając
go w lepszy chumor
Pies trochę zdziwił się moją opinią oraz otwarciem się, co prawda
trochę, ale uśmiechnął się i powoli zaczął zmierzać w jak sondzę -
nieznanym sobie kierunku. Podążyłam za nim dorównując mu kroku.
- Gdzie zmierzamy ? - odezwałam się po długiej ciszy
Pies nie odpowiedział tylko szedł przed siebie. Już przyzwyczaiłam się
do skrzypienia śniegu, ale jakby chciał mi zrobić na złość zaczął
wydawać się jeszcze głośniejszy.
Gwałtownie wyhamowałam nadstawiajác uszy. Mój towarzysz zrobił to w tym
samym momencie, choć nikt z nas tego nie zauważył. Moje spojrzenie stało
się ostrzejsze, przez co udało mi się dostrzec w pobliskim lesie
zielone,migające światło.
- Mam dla ciebie pocieszenie - pies w końcu do mnie przemówił - z tego
co wiem to starają się unikać światła, ale nie mam co do tego pewności
- Chowaj się! - wydusiłam z siebie i schowałam się za powalonym drzewenm
Z początku Bitter nie wiedział po co to zrobiłam, ale gdy się rozejrzał,
zauważył, że wszędzie posadzone są drzewa, a z racji tego, że zimowy
dzień trwa krócej - zbliżał się zachód. Schował się obok mnie.
Chwilę później usłyszeliśmy diaboliczny śmiech przyprawiający o
dreszcze. Był coraz bliżej,bliżej aż w końcu ucichł. Odetchnęłam głęboko
prosząc, by to coś tu nie wróciło. Wyjrzałam zza kłody i uśmiechnęłam
się w głębi duszy. Już chciałam poinformować owczarka, ale zorientowałam
się, że nie go nie ma. Tak po prostu. Zniknął. Podeszłam do miejsca, w
którym siedział gdy poczułam jak coś klepie mnie w ''ramię''.
Niezauważalnie spojrzałam na to coś co okazało się być kończyną znanego
mi psa. Jednak nie dam tego po sobie poznać. Zaczełam odgrywać pewngo
rodzaju przedstawienie.
- Och upiorze, czego ty ode mnie chcesz? Uwież, nie smakuję zbyt dobrze
nawet z koperkiem.Tak, jesteś wielki i szanowny i jeszcze Bóg wie jaki. -
usłyszałam jak pies cicho chichocze,więc nie przestawałam - No już, nie
naśmiewam się z ciebie upiorku. Nie płacz mi tutaj.Po prostu wy zawsze
się uważacie za wszechwiegące istoty. I my cierpimy.To nie jest
przyjemne, wiecie? To okropne. - zaczeła się moja imitacja płaczy co
wprowadziło psa w napad śmiechu
Uśmiechnęłam się z satysfakscją i odwróciłam się.
- Widzę, że masz poczucie humoru. No i tak łatwo cię nie przestraszyć - stwierdził już spokojnie
Ukłoniłam się po królewsku. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo się przed nim otworzyłam.
Pewnie dlatwgo, że kogoś mi przypomina, ale sama nie potrafię określić
kogo. Chwileczkę,przecież nawet nie zna mojego imienia. Zmieszałam się
trochę, ale tylko na chwilę.
- Per. Neva dziękuje - zaśmiałam się - tylko bez per. to był taki dodatek - dodałam
Bitter? Masz szczęście,że miałam napływ weny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz