niedziela, 6 grudnia 2015

Od Lokiego - CD opowiadania Jema "Upiory vs psy" cz. 3

       Parsknąłem śmiechem.
-Ta ostrożność jeszcze bardziej nas osłabi - warknąłem w stronę przyjaciela. - Oczywiście, że mogą stamtąd zaatakować, ale dzieląc wojsko, nie mamy żadnych szans na froncie.
-Tym bardziej nie będziemy mieć szans, jeśli nas zaskoczą - uniósł się Mashine. - Ja tutaj decyduję i tak będzie. Alfa ma dbać przede wszystkim o bezpieczeństwo członków sfory, a nie o wynik walki.
       Nastała cisza. Powiedział to z takim naciskiem, że nikt nie śmiał mu się sprzeciwić, a ci co nie do końca popierali jego stanowisko, teraz nie mieli wątpliwości, kto decyduje. Nasze położenie było beznadziejne, wszyscy zdawali sobie z tego sprawę i nawet jeśli nie śmieli powiedzieć na głos, iż to wszystko nie ma sensu, to panowało powszechne przekonanie o porażce.
-Twoje "bezpieczeństwo" na nic się nie zda, jeśli pierwsza linia obrony polegnie - westchnąłem, rzucając mu zniecierpliwione spojrzenie.
       Nagle z ciemnego końca jaskini wyłonił się Jem. Podszedł do nas niepewnym krokiem i przyjrzał się nam dokładnie. Lekko rozchylił wargi z zamiarem wtrącenia czegoś, ale po chwili zaniechał tego pomysłu i tylko spuścił łeb, po czym usiadł obok Mashine'a. Zrozumiałem, że nie mam tak silnej pozycji oraz, że reszta sfory również poprze alfę.
-Świetnie! Cudownie! - wstałem z miejsca. - Róbcie, jak uważacie. Podzielcie sobie wojowników, po trzech na każdą granicę i czekajcie, aż upiory się przestraszą! Czy ty w ogóle wiesz co mówisz?! To nie ma sensu!
-A co twoim zdaniem ma sens?! - krzyknął głośnej, niż kiedykolwiek, powodując, że niektóre psy podskoczyły.
       Uniosłem brwi i wlepiłem wzrok w tłum, który bacznie się nam przyglądał. Przez wszechobecną ciszę zacząłem myśleć, że nie tylko ja nie mam żadnego lepszego pomysłu niż wcześniej przedstawione.
-Sami wojownicy nie wystarczą - powiedział Valentino. - Trzeba zaangażować całą sforę! Szukających, obserwatorów, nawet pisarzy; wszystkich!
       Zabrani naraz poparli jego pomysł, powstał szum, którego uspokojenie zajęło Masziemu dobrą chwilę.
-Nie chcę siać pesymistycznych myśli - wygłosiłem, prostując się, jak podczas przemówienia, - ale wojownicy są w opłakanym stanie. Przez tyle lat nie przeszli żadnych testów sprawnościowych, ani też nikt zbytnio nie zadbał o właściwą organizację.
       Wtem rozległ się szum, kilkakrotnie głośniejszy od poprzedniego. Niektórzy lamentowali, a inni obrzucali mnie wyzwiskami, jako że będąc dowódcą wojska nie wypełniłem należycie obowiązków mi przeznaczonych. Nie miałem nic na swoją obronę, więc tylko stałem wpatrując się w przerażonych członków sfory i starałem się nie okazywać jak bardzo poruszyły mnie ich słowa.
-Cisza, cisza! Spokój, cisza! - Mashine nie miał już siły na wybuchy emocji, zatem tylko powtarzał prośby o należyte zachowanie. - Teraz to już nie ma znaczenia. Musimy się zorganizować, tak? Podzielimy się na kilka grup, żeby było łatwiej i szybciej. Pierwszą będę dowodził ja, drugą Jem, a trzecią - spojrzał na mnie z obawą, jakby było to coś ponad moje siły - Loki. Za dwie godziny zbieramy się tu ponownie. Tym razem zbierzcie wszystkich. Rozejść się.
       To słysząc, zebrani opuścili jaskinię, rozmawiając między sobą i dzieląc się własnymi poglądami. Zostaliśmy we trzech.
-Wydaje mi się, że należy udać się do tych upiorów i dowiedzieć się dokładniej, czego chcą - powiedziałem.
-Nie ma takiej opcji - skrzywił się Mashine. - To nasi wrogowie, nie ma nawet mowy o pójściu na kompromis. Z nimi wręcz nie można się porozumieć.
-Nie mówię nic o rozmowie. Może gdybyś wysłał kogoś na zwiad? Żeby zobaczył kim są i czego chcą?
Pies tylko mruknął. Niezbyt przypadł mu do gustu ten pomysł.

Mashine?

Brak komentarzy: