sobota, 5 grudnia 2015

Od Bitter Sweet'a - C.D. Opowiadania Gracy

   Popatrzyłem na szybę. Była cała w smole, jednak dało się zauważyć oddalającą się sylwetkę suczki. Co najlepsze, nie miałem pojęcia, gdzie mnie wiozą. Do schroniska, do cyrku, na walki.. Jednak trzecia opcja byłaby najgorsza. Po kilku próbach zrobienia dziury w aucie odpuściłem sobie jakiegokolwiek wysiłku. I tak by to nic nie dało. Odwróciłem się w stronę przednich siedzeń, które były osłonięte kratą. Pod nią dało się coś zobaczyć. Nie co, lecz kogoś. W żelaznej kratce siedział mały chłopiec. "Przecież to nieludzkie" - moje myśli właśnie tak wyglądały. Nie wyobrażam sobie umieścić takiej Grey w klatce. Chociaż miałem na to okropną ochotę. Pazurem otworzyłem klatkę, na co dziecko odpowiedziało wielkim całusem, i przytuleniem. Był taki maleńki.. Z wdzięczności nawet podał mi kawałek suszonego mięsa. Nie wziąłem go, bo sam on wyglądał na głodnego. Nagle poczułem ciepły dotyk ludzkiej ręki. Po chwili na mój grzbiet spłynęła łza. Ale nie była to łza radości, bardziej stracenia nadziei. Musiałem coś zrobić. Chociażby po to, by mógł zobaczyć swoich rodziców po raz kolejny. Ja już tego wyboru nie mam..
**********
    Gryzłem, drapałem, szarpałem szczebelki, jednak na nic. Kraty były ze stali. Ale obmyśliłem już plan. Gdy tamci tępi osiłkowie wpadną otworzyć bagażnik, naskoczę na nich. Spróbuję ich pokiereszować.
     Plan się udał, jednak chłopiec - imię podsłuchałem przy ich rozmowie - o imieniu Bruno został ugodzony nożem. Nie mogłem pobiec do sfory, to pewne.. A nawet nie wiedziałem, dokąd prowadzi do niej droga. Na nasze nieszczęście, terenem wysiadki była wieś. Ale znalazł się jeden sklep, gdzie mogli wezwać pomoc. Pani w czerwonym szlafroku od razu otworzyła drzwi; zapewne przed obawą o stracie klienta. Wzięła chłopca na zaplecze, a mi dała miskę zimnej wody. Napiłem się łapczywie, bo w bagażniku panował okropny skwar. Położyłem się na wytartych szmatach. Po chwili przyszedł niski, piegowaty facet. Patrzył na mnie łagodnie, i chciał założyć mi obróżkę. Na niej widniał pozłacany napis, coś typu " Aksvel " . Szybko odskoczyłem w bok, powodując smętną minę u człowieka. Nie dam się udomowić drugi raz, nie ma co. Pożegnałem Bruna głośnym, wesołym szczeknięciem i uciekłem. Miałem jakąś małą, drobną nadzieję, że znajdę miejsce do spania. Bo o powrocie do sfory nawet nie marzyłem.
- Szykuj trumnę, Gracy. - mruknąłem sam do siebie i pognałem naprzód.
***************
 Szczęśliwie, a raczej wielkim fartem, doszedłem do Lerqua. Zabiłem ogromnego jelenia, by zaspokoić głód. Kiedy najadłem się do syta, na chwilę przystanąłem i popatrzyłem na cmentarz. Dziwiłem się, że suczka nie naszykowała sobie tego grobu. Porzuciłem jednak myśl o zamordowaniu Grey i ruszyłem w dalszą wędrówkę. Gdy byłem na skraju Centrum, spotkałem mnóstwo psów, suczek, ogólnie mieszkańców sfory. Jeśli nie zostałbym porwany, z pewnością by mnie to nie zastanawiało. Uśmiechnąłem się i  ułożyłem w kłębek, tłukąc przy tym jakieś... zdjęcie? Nie, raczej nie mogła być to fotografia. Krew leciała mi strumieniem z łap, jednak nie odczuwałem zbytnio bólu. Byłem zbyt wyczerpany.

Gracy?

Brak komentarzy: